-
Content Count
1961 -
Joined
-
Last visited
-
Days Won
168
Content Type
Forums
Gallery
Calendar
Aktualności
Lyrics
Dyskografia
Reviews
Everything posted by Taiteilija
-
Tak! TAK! To zdecydowanie najlepsze wykonanie i zdaje się pierwsze oficjalne tego kawałka przez Floor. Na początku tłum krzyczał "Nightwish!", po jej ostatnim popisie darli się już tylko, że: "FLOOR!". :D Jestem pod prawdziwym wrażeniem tego, jak uczuciowa jest ta posągowa babeczka - słychać, że stara się oddać utwór nie tylko wokalem, ale i gestem, mimiką. Normalnie wychodzi ze skóry, by wszystko było soczyste. Podoba mi się fakt, że eksperymentuje z wokalem; od wysokich nut, po growl, jakiś bardziej rockowy wrzask i coś jak metaliczny alt! Wszystko tam jest. Myślę, że Floor to takie zwieńczenie obu byłych wokalistek, taka wisienka na torcie, która równoważy zdolności obu. Dodaje powagi niepoważnej, słodziutkiej Anette, a emocji i ciepła, technicznej i operowej Tarji. Złoty środek! Wiadomo, że są kawałki, które najlepiej brzmią w wykonaniu poprzednich wokalistek; śmiem twierdzić, że Tarja lepiej wykonywała SS i lepiej wyrabiała na ED, a Anette dawała creepy-słodkości do "Scaretale" i jakoś lepiej szły jej ostatnie popisy wokalne na "Slow, Love, Slow". Zaś Floor lepiej niż Tarja wykonuje GLS, czy "Romanticide" (to moje zdanie) i lepiej niż Anette "Ghost River", czy "Song of Myself". Przy tym ma już własne utwory, w których pokazuje prawdziwą klasę: WF, MW, GSOE! :)
-
Oglądaliście już koncert z Meksyku wstawiony przez YLE? Setlista skromna, tak jak u nas, w Polsce było tylko 9 kawałków, ale innowacją było "Sleeping Sun". Jakość dźwięku jest całkiem sympatyczna (to nie EOAE, ale lepsza niż na nagraniach profesjonalnych z festiwali)! Wklejam link: http://yle.fi/aihe/artikkeli/2016/08/26/nightwish-mexico-city-live-2015-exclusively Dziwne jest to, że GSOE było trzecie od końca (przywykłam, że jest finałem!)... Ogółem doskonale się ogląda; kamera pokazuje nie tylko Floor, dźwięk dobry... Czy tylko mi się wydaje, czy wokal Floor jest coraz lepszy? Porównuję teraz ED z Wacken z ED z Meksyku i wydaje mi się, że lepiej sobie z tą piosenką radzi. Floor ogółem ma piękny głos, wkłada w niego dużo emocji i korzysta z wielu ciekawych środków wokalnych, ale ma problem niekiedy, żeby wyciągać bardzo wysokie tony i ED zawsze wychodzi, szczególnie w ostatnich refrenach, dość piskliwie, tu jednak są to wyłącznie ostatnie refreny, a całość piosenki jest imponująca, urozmaicona i lekka. Lekkim zawodem jest zaś SS, bo tu Tarja jest jednak niezastąpiona. Nie to, że wychodzi to Floor całkiem źle, ale wiecie... to solo wokalne przed sloówką Emppu made by Tarja, podczas EOAE... tego się nie da powtórzyć. GLS zaś... podtrzymuję - bardziej podoba mi się wersja Floor niż Tarji. GSOE zaś wgniata w fotel i marzyłam o profesjonalnym nagraniu tego kawałka... na żywo wgniatało i w Meksyku też... Piękna kompozycja! Polecam nadrobić sobie nagranie koncertu z Meksyku! Warto. :)
-
Olałam swoją studniówkę i nie poszłam. Jakoś nie mam wyrzutów sumienia. Ani ta muzyka, ani ten tłum ludzi nie przemówiły do mnie. Z całej studniówki i w ogóle tego typu imprez końcowych we wszystkich szkołach lubiłam zawsze tylko słuchać poloneza na próbach. Przemawiało to do mojej wielbiącej klasyczną muzykę percepcji. Czy radzę pójść za moim przykładem? Nie, bo i niby czemu? Wielu ludzi nie chce gdzieś iść/jechać, a jak się wybiorą to okazuje się, że było genialnie... zwykle jest nawet tak, że im większa niechęć, tym większa szansa na dobrą zabawę (pierwsze prawo ironii losu?). Ale z drugiej strony... po co się przymuszać? Te kilka godzin można spędzić w daleko bardziej ciekawy sposób i w ciekawszym gronie. ;) Naszym na przykład! Nerd zamiast chodzić na studniówki posiedziałby na naszym czacie. :D Ja bym posiedziała, ale to ja - nie słuchaj introwertyka! :D
-
Całkiem fajny fanvid o Tuo. Tak dawno nie przeglądałam listy fan-tribute dot. Nightwisha na YT, że coś nowego witam z radością. Doskonała sklejka z moją najukochańszą piosenką: [video=youtube]
-
Wrażenia po koncercie na Czad Festiwalu
Taiteilija replied to LucidDreamer's topic in Relacje z koncertów
O, ja dopiero teraz dochodzę po tym wielkim wydarzeniu do siebie, zbieram myśli, podsumowuję, dodaję i odejmuję, bo przez kilka dni chodziłam jak sparaliżowana pod domu, a w pracy wczoraj czułam się jak w jakimś świecie równoległym... bo też co to za świat bez boskiej muzyki Tuo i ludzi, z którymi tak wspaniale spędziłam czas! I wcale nie przesadzę, twierdząc, że koncert i spotkanie z ludźmi z DE cenię na równi i nie mniej byłam podekscytowana szansą na usłyszenie NW na żywo, co szansą na spotkanie Was. Mam zwykle problemy komunikacyjne z nowo poznanymi ludźmi (z cyklu: "...i wtedy zapada taka niezręczna cisza..."), ale tu nie miałam trudności, żadnych, a nawet okazałam się mieć, ku niepomiernemu zdziwieniu z mojej strony, naturę ekstrawertyka na ten wieczór. Zwykle bywam bardziej zamknięta, ale atmosfera była tak cudowna, że wylazł ze mnie diabeł! :D :D :D Nawet Paula nie spodziewała się po mnie takiej dozy życia! ;) To dobrze świadczy o klimacie, który panuje na DE i ludziach, którzy decydują się tu zostać na stałe. Koncert był zaś przede wszystkim za krótki. Miałam wrażenie, że skończył się zanim się zaczął... no i oczywiście bez niepoczytalnej publiczności oglądałoby się go lepiej! Stałam z Anią, Paulą, Saharą, NightwishAnką (dla odróżnienia od Ani :D) i kilkoma innymi ludziami pod barierkami i o mały włos nie straciłam żeber, ale po kilku piosenkach się uspokoiło nieco. Marzę o ich własnym, niefestiwalowym koncercie u nas, by setlista była zróżnicowana, publiczność wolna od przypadkowych ludzi, a zlot... jeszcze dłuższy! ;) Szczegółową relację z koncertu na stronę napiszę za tydzień/dwa, bo muszę nauczyć się do egzaminu (no, sam się on nie zda niestety)... muszę starannie dobrać słowa, by nie pominąć żadnego szczegółu tej krótkiej nocy... łącznie ze spaniem na podłodze dworca w Dębicy z Izzym, Evi, Adrianem, Nymph i całym pokoncertowym tłumem. :D Bardzo wygodna podłoga serio! :D- 39 replies
-
- 10
-
Jeeeeeeeeej! Evi będzie! :D Nie udzielam się ostatnio zbyt często, ale śledzę newsy i martwiłam się, że zabraknie nam ważnego ogniwa w koncertowym teamie. Bo po co komu pieniądze! Ja kupiłam bilet (bilety), zarezerwowałam hotel, mając resztki na koncie i myśląc, że chyba mnie pogrzało, więc... no, wiem jak się czujesz, ale nie ma co żałować, tylko ćwiczyć śpiewanie! Dziś wstaję ok. 2 w nocy, żeby zdążyć na Polski Bus w Gdańsku... 14 godzin podróży do Rzeszowa... mnie to chyba jednak pogięło, że się na to zdecydowałam. *excited_dancing_around_like_a_fool* :happy:
-
Trzeba się zorganizować i spotkać. Wiele osób na forum ma ze sobą już pewnie kontakt telefoniczny i w razie co będziemy wszyscy łączyć się telefonicznie, bo dobrze byłoby sobie zająć jakąś konkretną lożę Dream Emporium, żeby oglądać koncert w jak najlepszym miejscu! :D Bęęęędęęę śpieewać! :D
-
Brzmi dobrze! Powysyłam swój nr - piszcie mi sms'y, żebym wiedziała kto zacz, bo tyle obcych do mnie wydzwania, że z zasady niezapisanych nie odbieram! :D
-
O, dziękuję bardzo za pozytywny odzew! Jak to się mówi: diabeł tkwi w szczegółach! Co do ostatniego bazgrołka, to stwierdziłam, że muszę tam coś dodać... jakiś skromny napis, czy coś i usunęłam pierwszą wersję... niestety brak wolnego w pracy zabrało mi chwilowo możliwość dopracowania drugiej! Gdy tylko skrobnę trochę czasu (czyt. za sto lat), poprawię i zaktualizuję. ;)
-
Dużo książek Arthura Conan Doyle'a, dużo dedukcji, dużo skrzypiec, dużo "drogi Watsonie!", dużo "mój niezwykły przyjaciel!", dużo ciekawych aspektów wielu, nieskończenie wielu spraw od zaginięcia domowników, po śmiertelną chorobę detektywa... słowem: Sherlock Holmes. Tak dawno nie rysowałam, że ledwie łapkę czuję, a tła nie udało mi się dopracować. Cóż, mimo to cieszę się, że jeszcze coś potrafię! Oczekując na tę pocieszną modyfikację-a'la Holmes produkcji BBC (która co prawda niewiele ma wspólnego z książkami, ale mimo to jest genialnym sensacyjnym widowiskiem), oglądam sporo starego serialu z Holmesem i dochodzę wciąż od nowa do wniosku, że nie ma lepszego, bardziej książkowego i ekscentrycznego Holmesa niż Jeremy Brett... cóż, jeżeli ktoś kiedyś będzie szukał wiernych ekranizacji klasycznego Holmesa - seriale i filmy z Brettem to jest to i przynajmniej częściowo, wraz z wersją książkową i wyobrażeniami autorstwa Sidneya Pageta, stanowił on podstawę do rysunku. "My mind rebels at stagnation"
-
Jutro mam wolne w pracy... ach, tak! Mam pracę i dlatego tak nieziemsko nie ogarniam! Bawię się w odbieranie audioprzewodników od turystów i ich czyszczenie, noszenie, ładowanie do ładowarek... zaczynam już być socjopatą! Za dużo tych ludzi! ;) Poza tym hotel w Rzeszowie ogarnięty, bilety na Polski Bus są i koncert NW jest światełkiem na końcu mrocznego tunelu pełnego pracy w te piękne wakacje! :D Nie mogę się doczekać! @Adi: jak właściwie zaczęły się te podróże do Kitee? Pytam z ciekawości, bo to już nie pierwszy raz, jak podróżujesz tam w wakacje na jeden z tych wesołych zjazdów. Opowiedz coś o tym jak zaczęła się cała ta zabawa? Od fanartów i grupy oficjalnych fanartów na FB? To wspaniale, powtórzę już chyba któryś raz, że mamy tam admina, a w tym roku też Sami! :D Mam nadzieję, że naskrobiecie jakąś relację? :)
-
Oficjalny zwiastun czwartego sezonu "Sherlocka": [video=youtube] Sezon ma być najmroczniejszym z dotychczasowych i, jak twierdzi Moffat, na pewno nie ostatnim. ;) Czekam na styczeń...
-
[video=youtube]https://www.youtube.com/watch?v=MFK0yG8xG5I
-
Czytam każdą książkę o Sherlocku Holmesie, jaka mi wpadnie pod rękę. Intelekt i kultura w jednym. Z tych uganiających się za mordercami angielskich dżentelmenów naprawę można się pośmiać i... podziwiać ich opanowanie. Jak dziewiętnastowieczna kurtuazja zwycięża prostaków niczym wojująca szlachta, w międzyczasie rozkoszując się muzyką i... kokainą. To trochę tak, jakby z całkowitym spokojem, a nawet lekkim uśmiechem, prawiąc mądre i spokojne słówka, zdzielić kogoś filiżanką od herbaty. Tak widzę relację Holmes/przestępca. :D Już od dawna nosiłam się z zamiarem czytania opowiadań i powieści Doyle'a, a teraz, skoro już tak strasznie brak mi rzeczy tak do oryginału niepodobnej, jaką jest "Sherlock" produkcji BBC, to chociaż poczytam sobie książki... które są wybitne. Ogólnie wrażenia są następujące: oglądając serial w żaden sposób nie potrafię go utożsamić z książką, nawet postaci mimo jakichś tam podobieństw są różne, niosą ze sobą inne wrtości i odczucia. Dla jednych to plus, dla innych minus. Na początku uznałam za minus takie zniszczenie oryginału, ale potem przestało mi to wadzić, bo przestałam porównywać jedno do drugiego. Serial traktuję jako sieć luźnych nawiązań do książek z zupełnie nowymi postaciami o starych imionach i nazwiskach i kilku zbieżnych cechach. I to, i to ma swój urok - diametralnie różny. Jeżeli już chcę klasycznego pana Sherlocka Holmesa, to wybieram stare seriale z wybitnym książkowym niemalże Jeremym Brettem - czytając książki zawsze słyszę jego głos. :D Gdy mam ochotę na zabawę nawiązaniami i coś bardziej komediowo-dramatycznyego - wybieram Cumberlocka. ;)
-
Niczego nie mogę ogarnąć ostatnio! Odkąd skończył się rok akademicki ciągle obiecuje sobie, że np. skończę ten rysunek, dokończę tłumaczenie wywiadu, znajdę pracę (tej akurat szukam, ale w moim małym miasteczku i jego okolicach lekko nie jest niestety)... nic! Jak się za siebie wziąć! Nawet bilety na Polskiego Busa ogarniałam dwa tygodnie, ale już mam i nadciągnę na koncert. Chociaż ta podróż przez 13 godzin naszego kraju i kilka przesiadek, czyli +2 godzinki to będzie małe wyzwanie. :D
-
Paula! Ta anegdota jest doskonała i wyśmienicie pasuje do sytuacji. Tak właśnie to widzę. Odpowiedź fanów dość oczywista: :D No, nic to... czekam sobie na styczeń. Idę wymyślać teorie. Aż trzy odcinki, dasz wiarę? AŻ TRZY. A sezon 5 za jedyne 20 lat. Jej.
-
Mówisz dodatki... muszę poszperać... lubię dodatki do dodatków! :) Z tym "nie żyje, ale wrócił" też naczytałam się teorii i zaskakuje mnie to, jak bardzo ten serial manipuluje subtextem, z którego można wyciągać najbardziej dziwaczne wnioski. Jakiś Jim-, czy Johnlocki, trzech braci Holmes, bliźniaczych Jimów, czy Richardów Brooków, czy to się dzieje naprawdę, czy Irene Adler wróci, czy John zginie/zostanie ranny, czy to jego dziecko, czy w ogóle jest jakieś dziecko, czy Mary to zdrajczyni, a może to Molly (w końcu lubi psychopatów)! A ostatecznie będzie pewnie tak jak z "The Reichenbach Fall" - czyli sto lat czekania na wyjaśnienie, a potem... w sumie, to nie ważne, jak mu się udało przeżyć! A, macie tu jeszcze przytyk do wszystkich nieszczęsnych fanek: panowie, a teraz się pocałujcie. O, i najlepiej teraz: bach! Napisy końcowe. To genialny serial, bo można wciąż tworzyć teorie, a prawdziwe rozwiązania i tak będą bardziej niespodziewane niż najdziwniejsze z przypuszczeń, albo najlepiej: okaże się, że to, o czym wszyscy myśleli, że jest ważne okaże się nieistotne. To bardzo w stylu duetu Moffat-Gatiss. Jedyne czego możemy być pewni, to to, że John i Sherlock są sobie bliscy i nie mam tu nic zdrożnego na myśli. Eeee, chyba zaspamowałyśmy wątek z serialami, Paula... Wracam do mojego pół roku czekania (nie, nie mogą mi przesunąć daty premiery... znowu... nie zrobiliby tego... nie).
-
Moffat i Gatiss to straszne trolle, co już udało mi się wywnioskować po samym "Sherlocku". Zapędy komediowe zawsze biorą górę nad dramatem i cały poważny ton obracają w jeden wielki dowcip. Umarł, ale wrócił i wiem co planuje! Owszem, że oglądałam "The Abominable Bride"! :) Jak fandom, to na całego - ze wszystkim jestem na bieżąco. Był całkiem ciekawy... najgorsze jest to, że człowiek, oglądając go, próbuje coś wydedukować o 4 sezonie, o tym, czy M. żyje, czy nie żyje i ostatecznie... dalej nie wie nic. Nie żyje, ale wrócił. Ach, to spoko! Nie ma sprawy i wszystko jasne. Czyli, że to nie on tylko... zły brat bliźniak żyje? Głupie. Nie wiem. A ja Ci powiem, że możliwe i kręcą. Jeżeli kręcą też Doktora, to robią to na zmianę. Od 16 kwietnia trwają zdjęcia. Polecam zawsze szukanie na Tumblr, czy innych stronkach tego pokroju hashtagu #setlock. Fani gromadzą się i czają na planie (co oczywiście utrudnia kręcenie) i cykają fotki. Najnowsza z nich, o ile się orientuje to: KLIK No i oczywiście potwierdzenie kręcenia jest tu: http://www.sherlockology.com/news/2016/6/20/s4e2-filming-wrap-200616 To miło, że w końcu się za to zabrali, bo ja, jako stosunkowo nowy fan, nie wytrzymam psychicznie kolejnych stu lat czekania.
-
A słyszałam, że Moffat odmawiał zrobienia tego crossa, ale nie wiedziałam, że to raczej kwestia nieprzychylnie nastawionego otoczenia, niż jego decyzji. Taki dowcipniś z niego. ;) Ale może to i dobrze? Co prawda "Doktora Who" nie znam (jeszcze), ale to byłoby już o jeden fandom za dużo. Wzdrygam się już na pomysł fanek, które hołdują teorii o trzecim bracie Holmes, a w tej roli widzą Toma Hiddlestona... za dużo fandomów! Może jakbym obejrzała i polubiła "Doktora Who" to pomysł podobałby mi się bardziej, choć takie crossy to chyba nie moja działka... Moffat na stówkę zabiłby w tym crossie połowę bohaterów (zdaje mi się, że ubóstwia nagłe zwroty akcji bardziej niż samą akcję!)... a potem by ich wskrzesił... żeby znowu ich zabić i wskrzesić... MISS ME? MISS ME? MISS ME? A co do "Sherlocka" to czwarty sezon chyba jeszcze kręcą. Zaczęli w połowie kwietnia tego roku i kilka dni temu gdzieś widziałam info, że zaczęli drugi blok zdjęć (czyli odcinek drugi), a sezon mają puścić w styczniu (tym razem, to wydaje się być pewna informacja).
-
Może i zerknę? Zapijać stratę jednego drugim? Dzięki, Paula! Mówisz, że się nie kończy... mogliby spróbować tej sztuczki z "Sherlockiem"... ale nie... poczekajmy, aż ludzie uschną na wiór, a potem damy im cały piękny sezon... AŻ TRZY ODCINKI! Boże, jak ja się cieszę, że wcześniej nie wpadłam na ten serial, bo... zaczekałabym się na śmierć.
-
Nie mam co oglądać... mam kaca... Sherlock mi się skończył... jak przeżyć do stycznia? Ma ktoś poradnik życia po serialu? :D
-
Co do ostatniego odcinka GoT... Zmieniając temat... Ostatnio poznałam czym jest serialowy syndrom sztokholmski. Dałam się całkowicie wciągnąć czemuś, do czego od początku miałam nastawienie wybitnie negatywne. One word: „Sherlock". Podczas sesji przypomniałam sobie, że jest taki serial, którego unikałam, niczego o nim nie wiedząc. Wystarczyło mi zobaczyć plakat kilka lat temu i od razu doszłam do wniosku, że to nie jest MÓJ Sherlock, a więc wzgardziłam i wyrzuciłam z pamięci. Jakoś sobie nie wyobrażałam zadartonosego Cumberbatcha jako błyskotliwego, acz dość sarkastycznego detektywa z Baker Street. No, ale ostatnio jakoś tam mi się przypomniało, że ten serial gdzieś tam krąży po necie i ku mojemu bezbrzeżnemu zdziwieniu dowiedziałam się, że ma wysokie notowania. Pomyślałam, że może to ja się uprzedzam i warto chociaż zerknąć i, w razie omyłki, przyznać się do pochopnego sądu. Na dzień dobry dostałam w twarz współczesnością (czego się nie spodziewałam, bo nie zadałam sobie trudu, by się zagłębić w opisy), a nienawidzę, gdy coś wręcz legendarnego zostaje przez nią dosłownie zgwałcone, więc od razu pogłębił się mój negatywny stosunek do serialu. Po pierwszym odcinku byłam wściekła jak osa i pełna niedowierzania, jak można oglądać i lubić coś tak... hm, bezczelnie schlebiającego widzowi! Tak pomyślałam, bo to jest właśnie ten schemacik: najpierw weźmiemy jakąś klasyczną ikonę, bardzo mocno ją zmodyfikujemy, damy popisową dynamikę, ładniutkiego aktora, co by się podobało nastolatkom, dużo technologii, zanętę w postaci jawnie nieprawdziwego, ale jednak intrygującego dla wielu dziewczynek homoseksualizmu i tadam! Poza tym pokażemy też ciąg dowodów, migających przed oczami widza tak szybko, żeby nie spostrzegł jak są naciągane, dużo bardzo „mondrego” sarkazmu i wszyscy się ucieszą! A nie, nie! Jeszcze czarny charakter, który jest tak udziwaczniony, że chyba bardziej chorego kolesia nie dało się wykreować (Boże, jakże ja Moriarty'ego nie znoszę w tym serialu!). To wszystko sprawi, że widz pomyśli sobie „ale ja jestem mądry”, bo twórcy pokażą mu tyle rzeczy naraz, że pewnie uważają widza za dość mądrego, by to ogarnąć. Nie, nie chodzi im, żebyś, drogi widzu, zrozumiał chociaż połowę tej naciąganej kołomyjki, ale, żeby wydawało Ci się, że rozumiesz, a pod koniec, gdy wszystko zostanie wyjaśnione, będziesz myślał, że od początku było to logicznie opracowane... a było? Jak po zarysowanym wejściu do ładowarki ktoś może rozpoznać, że czyiś brat, czy siostra pije? Tylko od alkoholu ręce się trzęsą, czy jak? Ale... zanim święte oburzenie mnie zaleje, to... zostałam pokonana przez ten serial. ZWROT AKCJI! Wystarczyły mi jakieś trzy, czy cztery odcinki, by nie móc się już więcej od tego widowiska oderwać! To draństwo trzyma w napięciu, a los bohaterów zaczął mnie naprawdę OBCHODZIĆ. Mogę sobie wyliczać wady, ale im dłużej oglądam tym słabiej je dostrzegam i stają się obojętne. Tak długo, jak nie porównuję „Sherlocka” z tym klasycznym Sherlockiem Holmesem, to nie wydaje mi się zły! Zdaje mi się, że negatywny osąd wyrósł na gruncie niechęci do współczesności wojującej, połączony z sympatią do klasycznego detektywa z fajeczką. Gdy odrzuci się te uprzedzenia i założy, że chodzi tu przede wszystkim o dobrą zabawę i wciągającą akcję, to serial spełnia swoje zadanie lepiej niż dobrze. Zorientowałam się o porażce swojego „hejteryzmu”, gdy przeszedł mnie dreszcz zgrozy na widok ilości odcinków! Byłam święcie przekonana, że tego jest więcej! :( „Gra o tron” ma po 10 odcinków rocznie, więc niby czemu inne seriale miałyby mieć mniej? Można? Można. Moriarty nadal mnie wkurza i wątpię, z jakiegoś powodu, że pod ostatnim odcinku drugiego sezonu już go nie zobaczę. Mam ochotę go utopić w łyżce wody, gdy widzę tę arogancką gębę, rozpuszczonego dandysa! Chyba przesadzili z widowiskowym udziwacznianiem... co ja gadam, cały ten serial robi wszystko by się stać oryginalny... i się przez to... bezczelnie staje. (Bezczelny, bezczelny, bezczelny... serial!) No i co ja mam teraz zrobić... zostały mi jakieś 3 odcinki (nie licząc tych specjalnych) and I AM SHERLOCKED. Widać dałam się okropnie podejść i teraz mam nieustanny CumberWATCH. :D Przyznaję się otwarcie – poległam. Chyba należę do tych naiwnych widzów, o których pisałam, bo chwyty, które sama dostrzegłam złowiły mnie jak szczupaka na wędkę. Zastanawiam się teraz po wczorajszym finale drugiego sezonu (który mi paskudnie dokopał), jak oni mi wyjaśnią to, że można przeżyć, roztrzaskawszy się o bruk... szkoda mi bohatera. Meh. A więc bohater zaczął mnie obchodzić... a myślałam, że nie zacznie. Obchodzić może mnie klasyczny Jeremy Brett jako Sherlock Holmes, ale jakiś Cumberbatch... a poddaję się! Przegrałam, przegrałam, przeraaaałam... Bum. Idę po śniadanie.
-
[video=youtube]https://www.youtube.com/watch?v=JQIMp055DnM Tak bardzo magiczne! :D
-
Ostatnio w ramach sesyjnego wyluzowania wróciłam do fazowania na Tolkiena i w końcu (z dużą dozą niepewności i nieukrywanej niechęci) obejrzałam ostatnią część "Hobbita". Ech... co ja mogę rzec, co nie zostało powiedziane o tym filmie? Chyba nic! Ale jednak coś powiem... nie było to dobre, nie tak doskonałe i poruszające jak "Władca", który, mimo że też odbiegał nie raz i nie dwa od książki, to nie zamienił jej w jakieś obłędne fanfiction. "Hobbit" sam w sobie, to taki fajny film fantasy na upalny wieczór, gdy się go tylko nie zestawia z uroczym książkowym "Hobbitem", gdy się nie lamentuje nad tym, że ukochane, zabawne, pełne dowcipu elfy z książki zamieniły się w surowych wojowników, mrocznych egoistów, złamanych tęsknotą, żalem, zamkniętych w sobie, wyniosłych jeszcze bardziej, niż powinny być (nawet jak na standardy WP, gdzie elfy były bardziej od tych z książkowego "Hobbita" wzniosłe i, hm, dojrzałe). Mało brakowało, a Thranduil idealnie odzwierciedlałby elfy Sapkowskiego. W sumie, jako taki wątek quasi-fanfiction, całkiem ciekawie wykreowana jest to postać, choć kłóci się nie tylko z książką, ale i z moim naiwnym wyobrażeniem elfa-mędrca, elfa-magicznego i pełnego przewrotnej radości. Thranduil jest jednak dość enigmatyczny i eteryczny, wyniosły i sprawia wrażenie starego - w pewnym sensie ma to rację bytu i mimo odmienności od tego, co chciałabym w tej postaci widzieć, to odmienność ta jest ciekawym wariantem (w porównaniu z sposobem kreowania innych postaci w filmie, które, poza m.in. fenomenalnym Gandalfem, były dość mdłe). Całkiem ciekawie odegrana postać przez Lee Peac'a - gratki dla niego... choć "internety" chyba zrobiły z Thranduila to, co uwielbia robić z ikonami wiek dwudziesty pierwszy - jego "fabulousowatość" i "swagowatość" króla Thrandy'ego mistrza mody i urody. Pozwolę sobie pozostawić to bez komentarza. ;) Nie lubię wątku Tauriel(i) i Kiliego - Tauriel(a) to sympatyczna dziewczyna, ale zbyt mało elfia, a za bardzo ludzka (w porównaniu nawet do kreacji filmowych Arweny, o Galadrieli nie wspomnę), a Kili to oczywiście przystojny młodzieniec, a nie brodaty krasnolud.... wiem, wiem, rozumiem, że piętnastolatki muszą mieć romans w filmie, bo się gotów nie sprzedać jak należy! ;) Banalnie rozegrany był to jednak romans. Legolas to jakiś rodzaj sztywnego gwardzisty, syna tatusia, który zaczyna się buntować (tu w pełni wychodzi drewno-aktorstwo Blooma, które w WP było mniej widoczne). Poza rażącym zdewastowaniem książki, co ludzie są w stanie tolerować, ale tylko do pewnego stopnia, a nawet uwielbiać (patrz: WP), głównym zarzutem jest przesada w efektach specjalnych, w widowiskowości, która udusiła fabułę gołymi rękami, ale co też biedni mieli robić, skoro z cienkiej książki wypiekli trzy bite filmy! To, parafrazując Tolkiena, jak rozsmarowanie masła na zbyt wielu kromkach. Brak mi też muzyki. Ta z "Hobbita", poza jakimiś czystymi przeniesieniami z soundtracku do "Władcy", jest uroczo niezapadająca w pamięć, a muzyka to potężne medium w filmach - potrafi wzruszyć bardziej niż niejedna bitwa z arsenałem nieziemskich fajerwerków! I do tego ten współczesny zamykacz drugiej części tj. "I see fire" Eda Sheerana. Jak to się ma do celtyckiej stylistyki tej historii? Łee. Enya - tak, Ed Sheeran - nie. Cóż, mogę to czasem obejrzeć, pochrupać coś do seansu, ale to sentymentalne ukłucie, którego doświadczam przy "Władcy", w przypadku "Hobbita" nie istnieje. Jackson za dużo mógł i za dużo chciał zrobić, przez co zrobił bigos. Ograniczcie mu fundusz, a następnym razem lepiej Peterowi pójdzie.... z tym, że następnego razu może nie być, bo nie ma zgody na kręcenie "Silmarillionu". Może to i dobrze? Może kiedyś będą prawa i ktoś zrobi to lepiej (choć branża filmowa, szczególnie ta czysto komercyjna, upada i trochę się boję, że na jej regenerację przyjdzie nam poczekać, aż filmy zrobią się tak płytkie, że nawet "głupi nastoletni widzowie" się tego przestraszą).
-
W sumie, kreskę masz dobrą, Lawendo, troszkę nieobrobioną i oczywiście dużo do przećwiczenia, ale moje prace kilka lat temu wyglądały podobnie... baaa, czasem nadal wyglądają! Ćwicz dużo, i zawsze rysuj to, co czujesz (ja osobiście nie cierpię rysować dla kogoś, na czyjąś prośbę... chyba, że czuję dany temat, ale jeżeli nie, to wychodzą paskudne prace)... z tej mąki będzie chlebek! :D