Jump to content

Taiteilija

Moderators
  • Content Count

    1961
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    168

Everything posted by Taiteilija

  1. To będzie bardzo mało oryginalne z mojej strony, ale Dark Passion Play... To chyba mówi samo za siebie. Płyta jest bardzo nierówna. Prawie tak nierówna, jak Angels Fall First, ale AFF chociaż miało jakiś nietypowy klimat, czegoś minionego, tę surową obróbkę dźwięków, ten przenikliwy głos Tarji, kłócący się czasem z delikatną muzyką, a DPP? To przede wszystkim całkiem świetna muzyka (choć mało spójna... W jakimś sensie, ta płyta nie tworzy w moim umyśle całości, jest poszatkowana FTHIOH i BBB obok TPATP i MoH? Nie wiem czemu mi to nie leży!) w wielkiej sprzeczności z okropnym wokalem. Anette mocno poprawiła się pod tym względem na IM (większa różnorodność stosowanych technik wokalnych, mniejsza płaskość wokalu), ale DPP to wokalny koszmar. Płaskie, niemal popowe brzmienie jej głosu. Do tego jednolite w każdym utworze. Wiem, że to choć częściowo wina sytuacji, jaka wówczas miała miejsce - zmiana wokalistek, szum medialny, utwory tworzone w sporym odstępie czasowym, których szkice powstały, zanim w ogóle zwerbowali Anette, ogólny dół Tuomasa. Nie zmienia to faktu, że DPP jest najsłabszą płyną NW. Muzyka na DPP jest naprawdę niczego sobie, pięknie brzmi orkiestra w TPATP czy MoH (choć chór gospel za nic tam nie pasował!), a instrumentalna wersja FTHIOH jest naprawdę miła dla ucha. Niestety, muzyka to nie wszystko. Mogę DPP czasem posłuchać i lubię piosenki: The Islander (mój numer jeden na tej płycie, przynajmniej częściowo dzięki głosowi Marco i teledyskowi - jedynemu teledyskowi NW, który naprawdę mi się podobał), Eva, Meadows of Heaven, The Poet and The Pendulum, The Escapist, instrumentalną wersję For The Heart I Once Had i Last of the Wilds. Reszty tej płyty jednak praktycznie nie słucham.
  2. Ciepło się robi, wakacje idą, idzie też sesja, więc Tai... rysuje. Oczywiście, zamiast się uczyć czy choćby spędzać czas na świeżym powietrzu. Postanowiłam wrzucać tu linki do rysunków co jakiś czas, gdy się już ich trochę nazbiera, bo i tak jest t u wystarczający autospam. ;) Mam kolejną porcję prac z cyklu Whomadness! TARDIS - Musiałam spróbować, czy będę zdolna narysować tę przepiękną bryłę! Mam kiepskie zdolności, jeżeli chodzi o rysowanie brył, a już w szczególności myszką, więc to było wyzwanie. Nie całkiem wyszło tak, jak miało, ale to była moja pierwsza bryła, rysowana myszką, więc... Myślę, że mogło być gorzej. Pewnie proporcje są trochę zaburzone. Przechylenie budki daje złudzenie, że nie są, a w każdym razie mam taką nadzieję! Dwunasty Doktor - Nie jest to co prawda mój ulubiony Doktor, ale i tak go uwielbiam. Będzie mi go brakowało. Rysunek niezbyt ambitny. Chciałam się pobawić samym magicznym "rozmazywaczem" w programie Sai, trochę miękkich tonów, kolorów... Bowties are cool - Nędzna próba pokolorowania na komputerze zdjęcia rysunku, który machnęłam kiedyś na kolanie. Gdyby jakość zdjęcia była lepsza, to z pewnością wyglądałoby lepiej. Coward or killer? - Znowu Doctor Who. Ta scena była dość rujnująca: wybór między morderstwem całej planety a ryzykiem wojny, rozciągającej się na całą galaktykę, który był echem identycznego wyboru, którego niedawno dokonał bohater. Miałam znów chęć na zabawę z soczystymi kolorami na Sai. Łatwe, szybkie, dużo kolorowej satysfakcji! Ostatni z Władców Czasu - Bo David Tennant. :D Rysunek zrobiony zaskakująco szybko, jak na ten poziom realizmu i z lekka niedbałą techniką. Jestem z niego dumna. Smutny Dziesiąty Doktor robi OCZY - tak powinien brzmieć aktualny tytuł. :D Is there life on Mars? - Bo John Simm. :D Właśnie skończyłam oglądać "Life on Mars" i mam małego kaca z tego powodu. Naprawdę się wciągnęłam, a tu: bum! Koniec. To ładna laurka, mała ilość odcinków sprawiła, że serial nie miał szansy się "zepsuć", klamra kompozycyjna była doskonała i wszystko jest nadal niejako "otwarte", ale to koniec. Sequel serialu bez Johna Simma, to już nie będzie to samo i raczej mnie tak nie wciągnie. Może potem sobie go sprawdzę, ale... No, to nie to samo, bo bardzo lubiłam graną przez niego postać (CAN SB HUG THIS POOR UNHAPPY DONUT, PLEASE?!). LoM to cudownie brytyjska komedia, dramat, film psychologiczny, sensacyjny i o ciekawym klimacie lat '70. Oryginalny. Zasługiwał na jakiś mały rysuneczek. Halucynacja, w której bohater widział w telewizji kukiełkę przedstawiającą jego samego mnie rozbawiła. Kukiełka więc też znalazła tu swoje miejsce. A teraz koniec autospamu i czas poważnie zabrać się do opracowywania zagadnień do egzaminu. Oh, I do hate it sooo much!
  3. Taiteilija

    Seriale

    Oglądam sobie ostatnio "Life on Mars" i mogę ten serial serdecznie polecić ludkom, którzy lubią naprawdę dobre, zabawne, tragiczne, psychologiczne brytyjskie seriale w klimacie retro. Niestety, ma tylko dwa sezony, a każdy po 8 odcinków... Co znaczy, że mi zostało ich tylko osiem i ból rozstania. :( To miła odskocznia od nabierającego aktualnie rozpędu piekła nadciągającej sesji. Historia inspektora policji, który po wypadku samochodowym obudził się w 1973 roku. Pytanie: czy to wszystko dzieje się w jego głowie? :D Pozostawiam bez odpowiedzi. Bardzo wciągający i porusza ciekawe kwestie natury moralnej. Główny bohater to typ bardzo skrupulatnego, sympatycznego moralisty, a trafia do świata, gdzie policja jest bardzo daleka od grzecznego postępowania zgodnie z procedurami, a to prowadzi do wielu tragicznych i komicznych sytuacji oraz konfliktów na linii główny bohater (BTW - Sam Tyler, BTW John Simm, BTW świetny aktor!) - jego nowy szef w stylu szorstkiego, władczego, prostolinijnego bad-bossa. Polecam baaardzo. :D
  4. O, hej gratuluję Paula! Czuję, że będziesz miała się nam czym pochwalić po wakacjach. ;) Genialna sprawa! *** Tymczasem mi prozaicznie pozostaje radość ze skończenia drugiego rozdziału pracy licencjackiej o Dostojewskim. Trzeci rozdział to tylko podsumowanie i wnioski. Jeżeli to przeżyję oraz korektę, to już chyba wszystko przeżyję. Porwałam się z motyką na słońce, podejmując tak trudny temat, jakim jest dialektyka jego powieści. Umieram już. Na nic nie mam czasu. Siedzę, piszę, siedzę, piszę. Raz w tygodniu dostaję chociaż nowy odcinek Doctora Who, to mnie trochę odrywa, a potem... siedzę, piszę... Dajcie mi jakiś forumowy zlot chociaż w tym roku! Po tym trzecim roku i do tego braku nowych wydawnictw NW, by mnie orzeźwił. :D
  5. Nie mnożymy wątków, Gabrysiu. Polecam pisać w już założonym. Nie chcemy na forum bajkowego śmietnika pełnego dubli! ;) Przenoszę do archiwum.
  6. Może się jeszcze kiedyś przekonasz? Coś w tym serialu jest. Nie wiem co to, ale nawet nie wiesz kiedy z prostej, a nawet trochę odmóżdżającej rozrywki do obiadu (jak to było ze mną na początku) zamienia się w piękną, złożoną i pokrzepiającą historię na długie wieczory. Nie namawiam. Zapewne masz powody, by się nie przekonać, ale nigdy nie wiadomo. Humany-wumany... stuff. ;) Te realistyczne faktycznie stanowią jakąś wisienkę na torcie mojej hobbystycznej twórczości, ale na nie zawsze trzeba czasu, załamania gdzieś w połowie (nie-umiem-rysować-czemu-nos-wygląda-jak-kartofel!), inspirującego zdjęcia, zniechęcenia pod koniec... Dłuższy proces. Cieszę się, że jednak tego warty! A co do galaktyki to efekt rysowania SAI'owym ołówkiem i mieszania wspomnianym przeze mnie pędzlem zwanym chyba "water" służy do bardzo gładkiego, trochę transparetnego i mile onirycznego mieszania kolorów. W ogóle SAI to raczej program do kolorowania lineartów, ale ja korzystam z niego do całych rysunków - ma bardzo miękkie narzędzia, wiec świetnie można ćwiczyć cieniowanie, zmarszczki, światła i ostatecznie zawsze daje bajkowy efekt. Jeżeli ma się chęć na jakiś dziecinny, kolorowy rysuneczek, to jest niezły, bo te realistyczne prace mogłyby być na nim za bardzo rozmyte (nawet stosowanie cieniutkich kresek niewiele da - jest meczące w tym programie). Jeżeli najdzie Cię kiedyś ochota na coś miękkiego i uroczego, to ten prościutki programik jest dobrym wyborem! Dzięki wielkie za komentarz i kilka miłych słów - to zawsze robi mi dzień! :D
  7. Whovianologia atakuje! Czas na standardowy efekt nowej manii, czyli pierwsze kwiatki oglądania Doktora! :D Większość ludków, co to mają mojego Facebooka zapewne widziało to: "Dziewiąty Doktor" (musiał być pierwszy, bo dla mnie był i nadal jest moim faworytem, choć, jak do tej pory, nie mogę powiedzieć, żebym narzekała na kolejnych dwóch odtwórców tej roli... Na fabułę odcinków trochę bardziej, ale cóż... To nie wpływa znacząco na samą postać...) "Pęknięcie we wszechświecie" - Dziesiątemu Doktorowi też się coś należy (jest jakoś pół miejsca dalej za Dziewiątym w moim rankingu). "Jedenasta Godzina" - Narzekałam na niego, ale się oswoiłam - teraz to jest znany, oswojony, gamoniowaty hipster, ale sezony z nim mają wyjątkowo irytujące wątki fabularne. Nie wszystkie odcinki, oczywiście, ale sezony jako osobne całostki do pięt nie dorastają sezonom z Dziesiątym Doktorem. Czuję, że tego będzie niebawem więcej. Trochę sobie eksperymentuję z Paint Tool SAI - ma miłe, miękkie pędzle i świetną opcję farbki wodnej do mieszania kolorów. Wychodzi bajkowo, kolorowo i wesoło. Nie mam siły po Dziewiątym na poważne, realistyczne prace. Pewnie sporo kolorowych wesołków niebawem powstanie. ;)
  8. Wpadł mi jakiś czas temu do głowy wątek, który można otworzyć z prawdziwym pożytkiem dla forumowiczów, a na pewno dla wszystkich filmolubnych forumowiczów. Oto i on! :D To miejsce na rekomendowanie sobie wzajemnie filmów, które, w naszym osobistym mniemaniu, mają coś z magii Nightwishowej muzyki. Coś, co nieodmiennie z Nightwishem wam się kojarzy, co jest z nim w jakiś sposób powiązane, ma klimat wam samym przypominający twórczość zespołu i warte jest polecenia. Polećcie mi i innym coś i napiszcie, co konkretnie jest w filmie NIghtwishowego. Dawać mi swoje historie! ;) Mi teraz jak na złość mało przychodzi do głowy, a chcę uniknąć polecania bardzo popularnych filmów takich jak "Iluzjonista" (większość na pewno go kojarzy, ale polecam! Coś w typie "Sleepwalker" i "Ghost Love Score" na mój smak!)... Hmmm... Polecam zdecydowanie "Towarzystwo wilków" - mało znany pół-horror z 1984 roku, będący mocną trawestacją bajki o Czerwonym Kapturku. Dlaczego on? Jest to film utrzymany w oniryczno-baśniowym klimacie z lekkim dreszczykiem. Pomijając czasami nieco kulejące efekty specjalne, sama historia i baśniowa otoczka nadają filmowi doskonałego klimatu w stylu "Scaretale" i całego albumu Imaginaerium. Są tam wielkie zabawki, tajemniczy las, koszmarne sny i zagubione dziewczynki, które nie trzymały się ścieżki. Dziwactwo, szaleństwo, groza i opowieści! Opowieści! Wspaniała podróż! Polecam zwolennikom Imaginaerum, opowiadań i powieści Neila Gaimana i (może trochę) Tima Burtona. Link do strony filmu na Filmweb: http://www.filmweb.pl/film/Towarzystwo+wilk%C3%B3w-1984-31575 O! Od razu wpadł mi też do głowy film "Między piekłem a niebem" z 1998 roku! To momentami może nieco kiczowata (bez spoilerów, ale... zakończenie troszkę nie w moim guście) opowieść o podróży do piekła po duszę ukochanej żony-samobójczyni. Film wizualnie jest miły dla oko, a tematycznie - intrygujący. Jest w nim coś "Ever Dream" - poszukiwanie zagubionej duszy żony w piekle dałoby się ładnie dopasować do tekstu utworu! Pod względem filozoficznym, pasuje do niego także piosenki z demówki zespołu - "Nightwish". Tekst "Beauty of the Beast" także byłby tu doskonały: "I fear I will never find anyone / I know my greatest pain is yet to come / Will we find each other in the dark / My long lost love". Polecam dla Nightwishowo-dołująca-życiowej-miłosnej tematyki typu smutny Tuomas, ale ma nadzieję. :D Link do strony filmu na Filmweb: http://www.filmweb.pl/Miedzy.Pieklem.A.Niebem Chwilowo pustka w głowie, ale pomyślę i niebawem polecę coś jeszcze.
  9. Taiteilija

    Seriale

    Niemal skończyłam czwarty sezon Doctora Who (zostały odcinki specjalne). Przyznam się, że ten serial ma niszczącą moc. Naprawdę silny ładunek emocjonalny, prawie radioaktywny w każdym sezonie wypala mi świadomość. Jeżeli ktoś tu jeszcze nie uległ namowom Pauli, żeby się za niego zabrać, to polecam ulec. Jego fenomen naprawdę nie jest przereklamowany. Serial ma duszę, a wiele odcinków to małe arcydzieła. No, ale do sedna - Dziewiąty Doktor to mój Doktor, ale... NIE MOŻECIE ZABRAĆ MI TENNANTA! To pierwszy zarzut w kierunku tego, co wiem, że się zbliża i wiem, że nosi muszkę i lubi swój hipsterski fez. Drugi zarzut to... dla tych, którzy ewentualnie skusiliby się na zawartą w tym poście przynętę - ostrzegłam was:
  10. Taiteilija

    Narzekamy

    Stwierdzam, że rysowanie skórzanej kurtki przy zastosowaniu myszki w tak irytującym programie, jakim jest GIMP to piekło. Nigdy nie skończę tego rysunku. Mam spadek wiary we własne umiejętności, a oglądając prace innych pogrążam się zupełnie. Widzę tyle świetnych prac w głowie i nie potrafię ich wcielić w życie, bo nie wiem JAK. Próbuję, próbuję i efekt, choć całkiem przyzwoity, nie dorasta do wizji, która jak zawsze wyprzedza umiejętności.
  11. Taiteilija

    Seriale

    Ach, jakoś tak czułam, że jesteś w obozie Dziesiątego! Mam nosa. :D Jak zresztą większość świata, reszta to Matt Smith, a reszta reszty to... ci inni. Obejrzałam trzy odcinki z Tennantem (od świątecznego dodatku, do wilkołaka) i jeszcze nie mogę. No nie mogę za nic. Nic nie mam do samego aktora, bo gra dobrze, ale jestem całkiem nieprzyzwyczajona do zmian protagonisty i każda mnie solidnie trzepie. Daję Tennantowi szansę, ponieważ każdy, cały Internet, cały wszechświat od TARDIS po Raxacoricofallapatorius wielbi Tennanta na innych i coś w tym musi być. Na razie mam sympatycznego chłystka, który wygląda (w tych okularach szczególnie) na wzorcowego kujonka, a Rose niemożliwie się do niego klei (wolałam, gdy kleiła się mniej). To przez tę jego nieznaną mi i nie ogarnioną Tennantowatość? Nie wnikam. Urodą u mnie nie zaplusuje, bo to nie mój typ, rodzaj, gatunek (?), ale niech nadrobi grą, umiejętną żonglerką dramatyzmu i humoru, dobrymi scenami i wyróżniającą się osobowością. Czekam. Jestem otwarta i chłonę. Chwilowo jednak jest Team Nine (wyłamię się trochę z rzeczywistości, ale czy to pierwszy raz?) :D
  12. Taiteilija

    Seriale

    Skończyłam pierwszy sezon. Już wiem o regeneracji (spodziewałam się, że o to właśnie chodzi). Poza tym jestem w żałobie, bo jaaa lubiiiłam teeego Doktoraaa... a tu David Tennant. Czuję, że nie łatwo mi się będzie przyzwyczaić. Ech, mam fatalną skłonność do przywiązywania się do fikcyjnych postaci. Niby jest ta sama, ale to już nie będzie "fantastic". Smutno mi. Jakby zginął, to chociaż można by go wskrzesić (bazując na banalnym schemacie wskrzeszania), a tu nie ma takiej opcji, bo... formalnie rzecz ujmując, nie ma czego wskrzeszać. A, już tam chrzanić efekty specjalne! Oddawajcie mi Dziewiątego! Proces przyswajania Dziesiątego potrwa. :( Ale poza tym, to serial wciąga i pociąga! A mnie rzadko coś nowego zajmuje (naturalna nieufność względem obcych jednostek... W skrócie: NNWOJ), więc to osiągnięcie. Duże osiągnięcie. :) Co jakiś czas będę tu pewnie wracała się użalać na kolejnych Doktorów. ;)
  13. Taiteilija

    Seriale

    Zachęcona przez Paulę zaczęłam oglądać Doctora Who... i jestem zaskoczona. Obejrzałam jakieś sześć odcinków, zgodnie z zaleceniem, zaczynając od odcinków z 2005 i, o dziwo, nie mogę się oderwać, a, jak dotąd, jest to coś wyjątkowo nie w moim stylu. Znaczy, ten klimacik komediowego scine fiction z gumowymi kosmitami w stylu Power Rangers jest czymś, czego nie widziałam od czasów... Power Rangers i seriali młodzieżowych z czasów mojego wczesnego dzieciństwa, a mimo to oglądam dalej. :D Mam sentyment do podobnych produkcji, bo bardzo kojarzą mi się z minioną dobą, gdy wszyscy nie byli super piękni, a efekty były skaleczone, ale to nie tylko to. To się po prostu dobrze ogląda. Można polubić głównego bohatera, który jest ewidentnie na haju - świat się wali, a ten się śmieje i wtedy analogicznie - ja się śmieję. Szczerze mówiąc, zdążyłam polubić odtwórcę roli tytułowej i jest mi źle już teraz, że, zdaje się, po pierwszym sezonie przyjdzie mi się z nim pożegnać. Wiem, że wszyscy zachwycają się Tennantem i Smithem, ale Eccleston jest świetny i nie jestem pewna, czy potrzebuję innego Doktora. Zastanawia mnie, bo jestem laikiem i nic nie wiem, jak to jest z kolejnymi Doktorami, znaczy, skąd się biorą, skoro ten jest ostatni z Władców Czasu? No, ale to jest serial scine fiction z niebieską budką przemieszczającą się w czasie i przestrzeni, więc czas i przestrzeń są naturalnie czymś umownym. Ciekawe, czy formuła serialu się zmieni, to też mnie chwilowo nurtuje, w miarę zmiany Doktorów. Chwilowo jest to pół-logiczna komedia scine fiction, gdzie główny bohater rży ze śmiechu non-stop, stojąc niemalże na gruzach płonącego wszechświata (ale to naprawdę, jakkolwiek by to nie brzmiało, nie jest wada - bardzo odpręża mnie ta formuła). ;) Po sesji czegoś takiego potrzebowałam. Choć mam cichą nadzieję, że w przyszłości będzie więcej odcinków bez gumowych kosmitów typu Jabba the Hutt.
  14. Przepraszam najmocniej za karygodne spóźnienie! Czytałam Twój komentarz już dawno, ale tonęłam w sesji poprawkowej (ktoś bardzo, bardzo chciał mnie usadzić i mu się nie udało) i nie miałam sposobności, by coś odpisać. Kiitos, Paula, za komplement i cały komentarz. Poranne wykłady i tak nie stanowią dla mnie źródła wiedzy (bo niemal śpię i mało z nich czerpię, a z notowaniem nie nadążam), więc chociaż sobie porysuje jakieś fanarty o nieskomplikowanej strukturze. :D Wszystkie utrzymuję w tym samym stylu w moim miniaturowym szkicowniku, dzięki czemu ładnie się ze sobą komponują, jakby opowiadały historię. Nawet jestem z nich dumna, ale jakość zdjęć, które im zrobiłam jest, przyznaję, koszmarna. Wstawiłam je na DA, ale są mocno prześwietlone i zdecydowanie tracą swój oryginalny urok. Gdy trafię trochę czasu, to wszystkie sfotografuję czymś lepszym jeszcze raz. No, a ten drugi, z Tuomasem... Uznałam, że za mało rysuje rzeczy związanych z moim ulubionym zespołem. Jakoś nie potrafię skupić myśli - ich muzyka mnoży byty w mojej głowie i nie mogę im nadać godnej formy. Troszkę odtuomasiłam Tuomasa, zgadzam się, a teraz zaczyna mi faktycznie przypominać Heatha Ledgera (tak z oczu)! :D Po prostu chciałam uprościć jakoś strzępy "My Walden", "Away" i "Stargazers" włóczących mi się po uszach. ;) Ostatecznie Tuomas to serce zespołu i, gdy wyobrażam sobie ich muzykę, to oczywiście widzę Marco, słyszę Floor czy też Tarję itd., ale Tuomas jest wodzirejem - on zawsze prowadzi karnawał. Dzięki jeszcze raz za komentarz - budujący! :) *** Coś tam jeszcze ostatnio rysowałam. Po czwartym sezonie musiałam coś tam nagryzdać (choć sezon nie był najlepszy, to jednak wciągnął). "Sherlock" (to na pewno widzieli ci, którzy mają mojego Facebooka... Tak a propos nudnego quasi-hiperrealizmu) "Mr Pinstripe Suit" (musiałam czymś zapchać czas oczekiwania na popołudniowy pociąg do Trójmiasta) "Sherlock Holmes and Doctor Watson" (kicz, kicz, kiczem... Byłam tylko ciekawa na ile, stosując tak prosty styl, uda mi się oddać podobieństwo do aktorów, nie zamazując, na wzór wszystkich tych mang, ich specyficznych rysów twarzy)
  15. Oj tam, jego zainteresowanie nauką jest urocze. ;) Czyste i wyzbyte goryczy, jaka z konieczności dotyka większości studentów oraz początkujących naukowców, którzy tracą zapał do przedmiotu zwykle już w trakcie studiów (romantyczna bańka naukowca znika i wielu pozostaje tylko smętna gorycz). Zapewne jednak urocza nauka Tuo, to nauka zapaleńca-amatora, naiwna i poetycka, żywiąca się szczątkami minionej ambicji (by zostać biologiem morza... nawet trochę postudiował i o dziwo nie minął mu zapał... widać za mało). Ale bez obaw Sami, akurat nie sądzę, żebyś musiała się martwić tym, by chciał pisać o czymś naukowym, bo sam, jak twierdził, napisze raczej zbiór opowiadań w klimacie fantasy-horroru, Gaimana, Kinga, a to klimat daleki od nauki. Sporo opowiadań ponoć pisał przez lata i kto wie, czy tego właśnie ze zmianami nie wyda jako opowiadania, zakładam, z kilkoma dodatkami. Jestem bardzo na tak. IM było ładną laurką... piękną, choć tak niewiele mieli środków (i tak świetnie im poszło), tak ograniczone możliwości, a jednak. Książka nie stawia barier w postaci czasu i pieniędzy, nie wymaga wielu okrojeń, czy miniaturyzacji wątków fabularnych i wątków dotyczących historii indywidualnych postaci - nie tyle, w każdym razie, ile film, więc bardzo cieszy mnie jego inicjatywa, która może nam dać nieograniczony budżetem, niemal namacalny wgląd w jego świat wyobraźni (nieograniczony także obrazem narzucającym z góry pewne znaczenia). Lubię jego świat, jaki maluje muzyką, lubię jego wyobrażenie o świecie, a nawet wizualizację tego świata w formie IM. LUBIĘ. Więcej zapewne niż mogłabym wyrazić, więc naprawdę cieszy mnie jego zapał do pisania. Przeczytam z chęcią. Oby po angielsku chociaż. Tak na marginesie: człowiek renesansu Tuomas jest liderem, pisze muszkę, teksty a'la wiersze, robi filmy, gra w filmach (choć tego akurat nie chciał), jest amatorem-biologiem-pasjonatem, pisze książki... niedługo postawi pierwszą w Finlandii piramidę i zbuduje ekologiczny helikopter z drewna. :D
  16. Trafiłam dziś gdzieś na jakiś wywiad z Tuo z końcówki 2015 bodajże i coś przykuło moją uwagę. Wydaje mi się, że on mówił o tym już gdzieś kiedyś, ale wypadło mi z głowy... http://metalchestofwonders.com/en/interview/tuomas-holopainen-nightwish-2015-11-26 ...że Maestro marzy się całkiem realnie napisać i wydać książkę, co może się wydarzyć w tym roku. W każdym razie ma rok przerwy i jest szansa, że skompletuje materiał do niej. :) Czemu nie? Tuomas ma dobry (czytaj mój) gust książkowy, a na wzmiankę o pisaniu czegoś fabularnego, mówił o czymś w stylu fantasy, horroru, typu Neila Gaimana czy Kinga, co brzmi dobrze. Niech się realizuje. Skoro jeszcze minimum półtorej roku do jakiegoś nowego albumu, to dajcie mi chociaż coś poczytać. Podejrzewam jednak, że jeżeliby to nie był bestseller, to po Polsku raczej byśmy go nie uświadczyli. Angielski to max na co można liczyć. Ale to zawsze coś. ;) Co wy na to? Taka inicjatywa solowa Tuomasa wam się podoba, interesuje was, czy raczej "trzymaj się lepiej muzyki, koleś!".
  17. Taiteilija

    Seriale

    Teraz chociaż wiem w co się w razie czego pakuję. Czytałam właśnie, że to tasiemiec kręcony od czasów dinozaurów, a w każdym razie w okolicach hipisów i tak nie bardzo wiedziałam za co się zabrać, bo miałam wrażenie, że ludzie (nie licząc może dzikich, naprawdę dzikich Whoviansów) nie oglądają za bardzo tych starych Doktorów. Wnioskuję to, bo zawsze trafiam na zdjęcia jakichś Mattów Smithów czy Davidów Tennantów, a nie starszych aktorów (podejrzewam, że rozpoznałabym styl starego dobrego przedpotopowego serialu, gdybym nań trafiła). Moffata już troszkę znam dzięki Sherlockowi i jakoś tak jest, że te fandomy chodzą ze sobą w parze, więc, skoro na nowego Sherlocka będę czekać do 2050 (zakładając, że się W OGÓLE doczekam), to może, jak nie będę miała co robić, to skompletuję sobie tę parę. Z Twojego opisu wynika, że może mi się spodobać. :D Nie ma tu spoilerów! Można bezpiecznie czytać! ;) Pierwszy raz spotykam się z opinią pozytywną odnośnie czwartego sezonu. :D No, ale jeszcze nie widziałaś ostatniego odcinka, więc może Twoja opinia się drastycznie zmieni, kto wie? Większość ludków narzeka na chaos, luki w fabule, śmierć Johnlocków (Jezusie, ile naiwnych panienek jest w tym fandomie! Trzeba w ogóle nie mieć intuicji, żeby oczekiwać od tych akurat protagonistów najlepiej ślubu na koniec!), ale ja tak nie rozpaczam. To prawda, że gra Benedicta i Martina to olbrzymi plus dla całości! Ale wszyscy grali świetnie, nie tylko ta parka. Zgadzam się - luki w fabule są i chaos też, a mi brakuje trochę czegoś w stylu mojego prywatnego ulubieńca tj. A Study in Pink - zagadka, trochę żartów, trochę dramatu, trochę przyjaźni - a wszystko trzyma się kupy bez Jamesa Bonda (to taka metafora na te wszystkie zagrywki z kina akcji w czwartym sezonie), ale rozerwałam się trochę. Pierwszy odcinek był chyba najgorszy, a potem kolejne dwa świetnie trzymały w napięciu. Oglądanie bez czepiania się wszystkiego bardzo pomogło mi się nie złościć na Moffatissa za ten bajzel, który narobili. Cóż, następny sezon, o ile znajdą czas, by go nakręcić może wrócić do starej formy detektywistycznego serialu... po tej drodze przez piekło. ;)
  18. Taiteilija

    Seriale

    To mi przypomina, że muszę kiedyś chociaż zerknąć co to za Doktor Who. Paula, może Ty mi powiesz o co cały ten szum z niebieską budką? Zareklamuj jakoś, coś... i od czego to zacząć oglądać, jeżeli już oglądać? Zdaje się, że to ma z milion sezonów! Nie tak jak Sherlock. :( Skoro o tym mowa, to jak podobał Ci się czwarty sezon Sherlocka? :) Opinię Sami już znam, swoją (mieszaną) też już wyrobiłam...
  19. Po kilku pięknych egzaminach musiałam się wyluzować i owocem tego wyluzowania jest coś Nightwishowego. Po obejrzeniu "Vehicle of Spirit" czułam potrzebę wyładowania. ;) "Nightwish"
  20. Zdecydowanie VoS. SS to koncert nagrany na festiwalu, więc setlista jest bardzo... hmm... typowa (dużo szybkich, znanych powszechnie kawałków). Ponadto nawet Tuomas był przeciwny nagrywaniu tego koncertu, bo na festiwalu nie mogli sobie pozwolić na zastosowanie wszystkich tych chytrych dyngsów, które przygotowali na widowiskowe koncerty solo, a nie festiwalowe. Dźwięk na SS jest słabiej nagrany - o wiele, wiele gorzej niż na VoS, a Floor brzmi teraz zdecydowanie lepiej niż wówczas. Miała czas, żeby piosenki sobie na spokojnie przećwiczyć, przyzwyczaić się do nich i dostała w końcu repertuar jej własnych kawałków, a nie utworów oryginalnie śpiewanych przez Tarję czy Anette. Polecam VoS też z powodów czysto ekonomicznych. SS to jeden koncert, kilka dodatków (chyba, bo moja kopia jest w niestudenckim domu) i dokument. Bardzo standardowa zawartość tego typu wydawnictw, a VoS to dwa pełne koncerty po 17 kawałków każdy i 10 utworów live w dodatkach (no i wywiad z Dawkinsem na koniec). Co jeszcze mogę dodać, żeby trochę ułatwić wybór... Dźwięk na VoS jest świetnie nagrany (słychać bas i wszystkie instrumenty!), co prawda wokal mógłby być nieco bardziej wyśrubowany, ale jest i tak o wiele lepiej niż na SS. Na Wembley jest ciekawy klimat i bardziej oryginalna, moim zdaniem, setlista, a ten drugi koncert, w Tempere - tu z kolei Floor jest w lepszej kondycji wyraźnie i lepiej śpiewa niż na Wembley. Praca kamery w obu przypadkach mogłaby być lepsza (Wembley szczególnie), ale i SS pod tym względem nie zachwyca, więc to żadna ujma dla VoS. EoaE wciąż pobija rywali w tym aspekcie. Ilość plusów i minusów obu wydawnictw nadal świadczy na korzyść VoS. :)
  21. Mam za sobą nareszcie pierwsze wrażenia z pięknie opakowanym i bogatym zestawem "Vehicle of Spirit". Po całym dniu nauki potrzebowałam przerwy, a pudełko, które dostałam na urodziny złowrogo już na mnie łypało. Wczoraj obejrzałam nagranie koncertu z Wembley i jestem mile zaskoczona. To na pewno lepszy kawałek nagrania niż SS. Doskonale poprawili dźwięk. Nawet oglądając (shame, shame, shame!) na laptopie (ale z niezłymi głośnikami), słyszałam bas! Cudowne! Trochę lepiej mogli, moim zdaniem, wyostrzyć wokal, bo czasami Floor lekko "tonęła" w instrumentach. No i mogę się jeszcze przyczepić do pracy kamery - EOAE była pod tym względem prawdziwym majstersztykiem, a tu trochę kamera drżała i jej praca była mało dynamiczna, ale... ja się chyba lubię czepiać. ;) Poza tymi dwoma mikro wadami koncert wciągnął! :D WYLASR brzmiało świetnie z gitarą Troya, TPATP z wokalem Floor zyskało nową jakość (te partie dziecięcego chóru w części z "turquoise waterfall", które śpiewała były... przejmujące), a 7DTTW, którego nigdy nie lubiłam właśnie zaczęłam lubić! No, ale usłyszeć w całości TGSOE, z tą gitarą Troya zamiast instrumentu smyczkowego (wiolonczela?), subtelnie operową częścią na początku utworu, Dawkinsem na końcu... Słowem... TAKE ME TO FINLAND I HAVE TO HUG ALL OF THEM! Nic jednak nie cieszy mnie tak, jak to, że mam jeszcze cały koncert w Tempere i wielką paczkę dodatków z akustyczną wersją ER jako wisienką na torcie (bardzo chciałam to usłyszeć!). :) Tai jest na tak! P.S. Dodam jeszcze, że Floor roztacza wokół siebie tak szczerze sympatyczną aurę, że nie potrafię jej nie lubić; naprawdę sprawia wrażenie osoby ciepłej i tak normalnej... To miło ociepla serducho. :)
  22. Wrzuciłam dziś rysunki, które powstawały na wykładach w tym roku akademickim... Na tych nudniejszych wykładach o 8 rano. ;) Nudoszkice Polecam wszystkie przybliżać - zyskują na ostrości, która i tak jest średnia, bo nie mam za bardzo aparatu i wszystkie zdjęcia robiłam śmieciofonem. ;)
  23. Izzy to najwspanialszy Michał świata. Dostałam na urodziny "Vehicle of Spirit", trzy sezony "Sherlocka" i wielkie tomiszcze opowiadań Edgara Allana Poe! Idę tańczyć z radości w takt "My Walden"! :D :D :D
  24. Drodzy forumowicze, życzę wam z okazji nowego roku dużo szczęścia (bo ono zawsze się przyda), dużo zdrowia (bez niego trudno o szczęście) i dużo Nightwisha (bo z nim oba są możliwe... Nie kłamię! Od razu człowiek zdrowieje, słysząc "słodkie dźwięki, spisujące mój żywot" :D).
  25. Samiiiii... Twoja sygnatura niszczy mi mózg! Patrzę na nią od kilku minut. Z cyklu: kiedy spotkam się z przyjaciółmi po długiej przerwie. :D A ja ustawiłam sobie fragmencik mojej magicznej animacji, którą zrobiłam sama, rysując wszystkie 38 klatek (współczuję ludziom, którzy zawodowo rysują wszystkie te animowane bajki... piekło). To jest sztuka pod tytułem "muszę się uczyć... czas zostać animacjotwórcą!". :D http://missaway.deviantart.com/art/Lumos-animation-653626506 A pełna tu zaś jest... Muszę kiedyś tak na poważnie ruszyć temat animowania i zrobić bardziej dopracowanego. One day...
×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.