-
Content Count
1961 -
Joined
-
Last visited
-
Days Won
168
Content Type
Forums
Gallery
Calendar
Aktualności
Lyrics
Dyskografia
Reviews
Everything posted by Taiteilija
-
[video=youtube] O tak, ta społeczność fanów robi zawsze świetne fan-filmiki. To kwestia doboru materiału wideo, który jest zróżnicowany, muzyki, cytatów... Miło patrzeć na Tuo z czasów FWTE... Przypominam sobie od razu moje pierwsze w pełni obejrzane wydawnictwo koncertowe jakim było FWTE. Całą tę kameralną atmosferę i brak perfekcji, wszystkie te z ręki kręcone filmiki załączone jako dokument do DVD (zlepek takich właśnie zabawnych kawałków) wspominam z miłą sercu nostalgią. Te materiały wideo miały coś w sobie, coś typowego dla początku lat 2000, co silnie kojarzy mi się z moim ówcześnie trwającym dzieciństwem. Miło powspominać. :) A filmik jest przyjemny... choć krótki. Tuo na przestrzeni lat.
-
nightwish Once Upon a Nightwish – pełne polskie tłumaczenie
Taiteilija replied to Adrian's topic in Newsy
Wszyscy zaangażowani w proces tłumaczenia zasługują na wielkie świąteczne ciacho! :D -
Z jakiegoś powodu temat o VoS nie chce się wczytać i wyskakuje błąd Chroma... cóż, ale może to i dobrze? Chwilowo jestem bezgotówkowa... znaczy gotówkowa o tyle, żeby rodzince kupić prezenty i zapłacić rachunki, więc nie mogę sobie pozwolić na zamówienie VoS, ale oby się to zmieniło niebawem. Poza tym zdałam sobie właśnie sprawę z tego w jaki szlam wdepnęłam, nie czytając tekstów obowiązkowych na kilka przedmiotów... za miesiąc sesja, a Tai, szlocha, je czekoladę, słucha "My Walden" z Tempere i czeka na cud. Łe. A mogłam zostać czarodziejem, ale przez Pocztę Polską nie dostałam listu z Hogwartu, gdy skończyłam 11 lat... do dziś ich o to obwiniam i muszę studiować/żyć/pracować jak typowy mugol. To smutne.
-
Artopedia się powiększa. Nadal odświeżam sb HP. Nie mam zbyt wiele czasu na rysowanie, więc większość prac jest tworzona wedle tej co ostatnio prostej gimpowej maniery, ale jednego dnia przysiadłam i machnęłam coś lepszego... Nie jakieś arcydzieło, ale lepsze... "Luna Lovegood" - o z tego prostego rysunku jestem raczej dumna. Niby nic, ale utrzymuje odpowiedni klimat i odzwierciedla Lunę tak, jak ja ją widzę. "Dumbledore" - to wina Evi! ;) W temacie o HP u nas na forum narzekała na niekolorowego Dumbledore'a z filmów, a ja właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że faktycznie on był zdecydowanie bardziej ekstrawagancki, barwny! :D "Credence Barebone" - miałam ochotę po tych wesołych i prostych rysuneczkach na coś poważniejszego, a w każdym razie mniej bajkowego. Macie Kredensa z Fantastycznych Zwierzów, gdyż trochę mi go szkoda... niech będzie, że więcej niż trochę, żeby siebie samej nie pozbawiać bardziej człowieczych odruchów. Może przestanie mi być go szkoda po sutych pięciu częściach, gdzie z całą pewnością jego temat będzie maltretowany.
-
O tym nic nie wiem. Znam jego rysunki z Edwardem, ale nie założę się, że któryś z nich jest pierwotny.
-
Więcej czynionych na szybko prac! Ach, wyspecjalizowałam się w szybkiej obsłudze GIMP-a. :D Ale mam też coś tradycyjnego, ale nic specjalnego: narysowane na wykładach i do tego źle sfotografowane, ale cóż. Dlatego właśnie tradycyjnych prac mniej publikuję, niż dawniej - to gra nie warta świeczki, bo nigdy nie udaje mi się złapać ich pełnej urody. Tak oto miks z Holmesa i świata Rowling. ;) "A three pipe problem" - czyli zabawa z poszukiwaniem wiktoriańskich gazet z newsami o zbrodniach! "Newt Scamander" - czyli troszkę zadowolenia z "Fantastycznych zwierząt" przelanego na... papier, komputer? Licho wie jak to zwać! "Harry" - odświeżyłam sobie "Kamień Filozoficzny" (film) i nadal uważam, że ze wszystkich filmów o HP to właśnie on miał najwięcej uroku, jakiejś takiej tajemnicy... no i niesie ze sobą najwięcej wspomnień, oczywiście! Tu - mały hołd dla wspomnień. "Holmes offers you tea" - zrobione dziś, niemal na kolanie, bo Michał-Izzy przetrzymywał nasz mobilny Internet jako zakładnika... a raczej w celu szukania czegoś do pracy licencjackiej, a ja byłam zbyt leniwa, by czytać swoje pozycje z bibliografii. ;) I dwa obiecane tradycyjne bazgrołki: "Burgling" "A Study in Emerald" Tai-off. ;)
-
Nie był. Był tylko oparty na rysunku, który Burton stworzył w młodości. To podłoże dla koncepcji, a książki brak. ;)
-
Taaaak, ten schemat jest przeuroczy. :D W dzieciństwie też nie miałam odniesienia do czegokolwiek, a ten schemat kompletnie mi umykał. W końcu to są książki kierowane do dzieci i młodzieży, a one zawsze są nieco sztampowe; bohater-wybraniec, wierni przyjaciele, sprawdzenie siebie, popełnienie omyłki, walka, rana, zwycięstwo i nowa nauka na przyszłość. Cała kultura popularna opiera się na schemacie. Kiedyś czytałam na zajęcia tekst naukowy o typach bohaterów i schematach fabularnych i choć nie pamiętam tytułu, autor wyklarował coś, co w sumie jest banalne, że jest określona ilość postaci i kombinacji fabuły, a każdy twór popkultury (w sensie popularny film, czy książka) kieruje się dokładnie tym samym tylko żongluje elementami. Założę się, że jest lista chwytów zapewniających powodzenie. Powieści o HP i tak te chwyty i schemat ozdabiają w ciekawy sposób. Czytałam w zamierzchłych czasach gimnazjum inne książki dla nastolatków, czy starszych dzieci i naprawdę niewiele z nich zostało mi w pamięci. Z tego wniosek, że nawet banałami trzeba umieć się posługiwać, no i wstrzelić się w odpowiednie czasy i gusta. Wiele szmir awansowało, będąc gorszymi od HP, bo jakoś wstrzeliło się w potrzeby danej grupy wiekowej w danym czasie. Sama mam pod względem powieści Rowling listę zarzutów bardziej szczegółowych niż zarzut o schematyczność, czy podobieństwo do innych książek np. skoro Voldemort podzielił duszę na ileś części, to co by było, gdyby każda z nich w tym samym czasie, albo chociaż dwie jednocześnie, zostały wcielone/powołane do życia, czy byłoby ich dwóch? I co to za pomysł, że Ron otworzył Komnatę Tajemnic, naśladując wężoustego Harry'ego? Tak akurat udało mu się odtworzyć właściwy dźwięk. Albo: co za imbecyl wpadł na pomysł, żeby zmieniacz czasu dać trzynastolatce, żeby zdążyła na wszystkie zajęcia?! :D I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej... a Voldemort ostatecznie napadł na szkołę i pokonali go uczniowie. ;) Myślę, że sentyment trzyma mnie przy tym świecie znacznie silniej niż dystansuje mnie wszelka krytyka... chociaż skłamię, gdy powiem, że nie raz nie wymieniam w głowie listy absurdów według Rowling, albo, że nie przeklinam ją za te przeklęte dziecka, czarne Hermiony i jakieś inne poprawnie politycznie odniesienia, masowy szał, który jakby celowo podsyca, ciągle przy tym mówiąc, że to ostatni raz, że koniec, a potem znowu, znowu, znowu. Złotej krowy się nie zabija? Chyba się nie zabija. Byle nie zaczęła silnie cuchnąć. Już ten swąd czułam, ale FZ trochę go rozwiało.
-
Przeglądając nasze forum zauważyłam tematy o "Gwiezdnych Wojnach", "Władcy...", a jakoś brakuje mi tu wątku dla fandomu tak pojemnego jak świat magii Rowling, z którym wielu użytkowników zapewne (w tym i ja bezsprzecznie) wiąże niezapomniane wspomnienia z dzieciństwa. Nie jest to jednak temat, w którym pewna krytyka jest wzbroniona! Krytyka konstruktywna jest dobra zawsze! Jakie stosunki łączą was z angielskim światem magii Rowling? Pozytywne? Negatywne? Mieszane? Jak to się zaczęło w waszym przypadku? Jakie książki, wydarzenia i postaci są waszymi ulubionymi? Jakie jest wasze zdanie o potworkach (dla mnie pomyłkach) typu "Przeklęte Dziecko"? Jakie ekranizacje są dobre, a jakie koszmarne? I co myślicie o "Fantastycznych zwierzętach" - ci którzy widzieli i ci, którzy nie widzieli, ale słyszeli? (Moja opinia o FZ jest już w wątku o filmach i jest pozytywna (ku mojemu zaskoczeniu), więc kopiować jej nie będę. ;)) W przypadku PD i FZ proszę przez jakiś czas zaznaczać spoilery w postach, żeby innym nie psuć zabawy. I ostatnie pytanie... czy znacie/korzystacie z Pottermore? Może ja zacznę, skoro już właściwie samozwańczo zaczęłam. Moja przygoda z Harrym Potterem rozpoczęła się, gdy miałam 6 lat i zobaczyłam w telewizji reklamę "Kamienia Filozoficznego". Nic nie rozumiałam, poza tym, że jest tam trójgłowy pies, a to wystarczyło, by przykuć moją uwagę i zaczęłam męczyć mamę o karty z Harrym, kubki, koszulki, zeszyty - wszystko, a nawet nie widziałam filmu, o książce nie mówiąc. Pierwszym filmem był dla mnie niedługo później "Kamień..." - mroczny, tajemniczy, nie całkiem dziecinny i wspaniały. Do dziś pierwszy film ma dla mnie najwięcej magii. Pierwszą książką był zaś "Więzień...", gdy zaczęłam podstawówkę i potem już jakoś poszło... nadrobiłam dwie wcześniejsze i, mając lat 10, czytałam "Czarę Ognia". Co do ekranizacji, to oczywiście, po starannej i wieloletniej konsumpcji tychże mam mieszane uczucia - dwie pierwsze były najwierniejsze i jednocześnie najbardziej dla mnie sentymentalne. Trzecia to sympatyczna część (Lupin to moja ulubiona postać, więc...), ale z nowym reżyserem przyszedł odmienny klimat i chaos przestrzenny oraz zmiany charakteryzacji. "Czara..." ma ciekawy, obskurny klimat (byłam w kinie, mając jakoś 12 lat i byłam trochę szczękałam zębami), "Zakon..." jest nijaki, "Książę..." to kolejny gwałt na książce, teraz już, jak i "Zakon...", bardzo jawny, a "Insygnia..." cz. 1 to pomyłka, część 2 zabija mnie scenariuszem, ale, że jest ostatnia i byłam na niej w kinie, to jakoś znośnie ją wspominam. Ekranizacje nierówne, scenariusze w dalszych częściach to seria pomyłek, zmiany reżyserów, kompozytorów itd. nie pomogły, okrajanie książek, a co gorsza, ich modyfikowanie sprzeczne z logiką dokopały, Radcliffe od trzeciej części zaczął grać jak drewno... No, bywało różnie. Filmy są więc nierówne - każdy ma momenty, ale wielu zawyżyłam oceny na Filmwebie z czystego sentymentu. Książki? Były dobre wszystkie. Te pierwsze dwie miały szczególnie dziecinny wymiar, więc i najlepsze są, gdy jest się małym szkrabem, kolejne coraz dojrzalsze, a "Insygnia" to mój faworyt. Prawda jest jednak taka, że z tym fandomem trzeba dorastać, trzeba zacząć w odpowiednim wieku i tylko wtedy jest szansa, że będzie miał dla człowieka odpowiedni posmak. Przez to, że ja nie oglądałam w odpowiednim wieku "Gwiezdnych Wojen" nie jestem w stanie czuć tego tak jak Izzy, który z nimi dorastał. Koleżanka ze studiów nie czuje zaś świata HP z tego samego powodu. Nie jestem zwolenniczką tej koszmarnej masówki, w którą HP się zmieniło z biegiem lat, ale cóż? Sentymentu wyrzec się nie sposób. ;) Co do "Przeklętego Dziecka" - odradzam!!! ODRADZAM. Nie wiem ile w tym wkładu Rowling, ale mam nadzieję, że mało, bo ta infantylna, naiwna grafomania jest całkiem serio zła - tandetne i nieprzekonywające rozwiązania fabularne, dziwne zagrania bohaterów, brak logiki postępowania... Bez spoilerów - nie polecam. A na koniec tego wywodu... Korzysta ktoś z Pottermore? Ciekawa jestem co o tym pomyśle sądzicie i, czy, jeśli korzystacie, robiliście wszystkie oficjalne quizy typu Tiary Przydziału? Próbowałam wielokrotnie, usuwałam konto i z nudów robiłam znowu... muszę pogodzić się z byciem w Gryffindorze. ;)
-
Pełna najgorszych myśli, zniechęcona po tandetnej szmirze, jaką okazało się (jak przeczuwałam) "Przeklęte Dziecko" wybrałam się z Izzym ostatnio na "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" i, przyznaję z pochyloną głową, to była prawdziwa frajda! BEZ SPOILERÓW MOŻNA BEZPIECZNIE CZYTAĆ Oczekiwałam kolejnej pomyłki, a tymczasem film był całkiem dobry. Wiadomo, że kierował się schematem typowym dla filmów, mających zarobić krocie; typowy bohater, zwroty akcji, paczka przyjaciół, trochę sentymentu, jakiś żarcik... Ale, moim zdaniem, była to mieszanka stokroć lepsza niż, to co twórcy zrobili z ostatnimi częściami HP. Być może brak książki, powieści, na której można by się oprzeć zadziałał na korzyść, bo nie było czego okrajać. Główny bohater na plakatach boleśnie skojarzył mi się z typowym bożyszczem dziewcząt dwudziestego pierwszego wieku; wiecie - uroczy chłopaczek z grzyweczką w kolorowych, hipsterskich ciuszkach, ale już go za to przepraszam, bo jest o wiele lepszym protagonistą niż Harry Potter. Takim nerdem w stylu Luny Lovegood skrzyżowanej z Hagridem. :D Jest sympatyczny i zdumiewająco szczery. Tym razem mrocznym potworem w tle nie jest Voldemort, ale jego poprzednik - Grindelwald, a także jeszcze inna tajemnicza siła siejąca destrukcję. Wszystkiemu zaś nadaje oldschoolowy klimat rok 1926 i zdumiewająca nietolerancja społeczność czarodziejów z Nowego Jorku. O efektach specjalnych się nie wypowiem, bo nigdy o nie nie dbałam. Do dubbingu, jak zawsze średniego, szybko przywykłam (po tylu częściach HP już mi nie wadzi aż tak, a nie wybrałam napisów, bo przy filmach, w których dużo się dzieje czytanie napisów mogłoby mnie pozbawić pewnej frajdy podziwiania fajerwerków). Muzyka Jamesa Newtona Howarda to miód! To takie połączenie Elfmana, Williamsa i solowego albumu Tuomasa z jazzowymi naleciałościami. Miłe dla ucha. Film wydawał mi się w zapowiedziach jakiś familijny, zbyt słodki, kolorowy, a tymczasem zawierał w sobie elementy mroku... tego dobrego, powodującego delikatne ciarki mroku rodem z "Księcia Półkrwi", ale tylko momentami. Zwierzaki były urocze, a wnętrze walizki zjawiskowe... odniosłam uczucie przestrzeni niczym z "Atlasu Chmur". Wspomnienia z filmu impulsywnie notowane to: coś jak hołd dla życia żyjątek w stylu albumu NW EFMB, uczucie tej przestrzeni z "Atlasu Chmur", coś creepy i coś przerysowanego z Tima Burtona oraz sporo magii takiej, jaka byłą zawsze w świecie HP. Nie jest to super ambitny film, ale jest przyzwoity i zapewnia zabawę, a w każdym razie mi ją zapewnił, a poszłam tam nastawiona dość negatywnie. Scenariusz Rowling jest na pewno lepszy niż ten z "Insygniów", gdzie co jakiś czas raczono mnie tekstami typu: "musimy to zakończyć", albo "mogę to kontrolować albo nie mogę", które obrażały mnie patetyczną bezcelowością. Patos zawsze spoko, ale niechże będzie celowy! Smuci mnie wieść jakoby Newt nie miał być koniecznie głównym bohaterem kolejnych części, bo to ciekawy protagonista i nawet go lubię, a zwykle nie przepadam za tymi typowo dobrymi szablonowymi postaciami, ale on był całkiem ciekawy - clumsy nerd! Jak ktoś ma sentyment do HP, nie nastawia się na super ambitne kino, ale na rozrywkę, to polecam.
-
[video=youtube] W końcu mamy klip z Tempere! O ile mogę wyczuć na moich słabych głośnikach z laptopa, to dźwięk jest chyba całkiem, całkiem, ale potem sprawdzę to jeszcze na jakichś lepszych, bo pewność trudno mieć, gdy słucha się tego za pomocą tostera. ;)
-
Nie chwaliłam się jeszcze jak mama mnie załatwiła... Znaczy... poprosiłam o wyrównanie końcówek... Cóż, zwykle robi to doskonale, ale ten jeden raz okazało się, że końcówki jakieś takie nierówne były... Niebawem odrosną... Mają taką właściwość - szybko rosą. :D
- 1794 replies
-
- 10
-
Paula - Ty to masz oko! Mówię to, bo "November" to taki rysuneczek, który zajął mi mniej niż godzinę i był robiony przed wyjazdem do Gdańska, żeby zabić nudę, a to, co mi się w nim najmniej podobało i nadal mi się nie podoba, to właśnie to oko,, ten kijowy gradiencik, ale, że nie jest to moja ulubiona praca, to tak już zostawiam, niech sobie egzystuje. Myślałam, że tylko mi to oko przeszkadza, bo Izzy nic nie zauważył, ale nie... No, bystry człowiek z Ciebie! :) Co do "Klaudii", to oczywiście był wybuch weny i też najwięcej czasu poświęciłam temu portretowi z tych powyższych prac... co widać. Zresztą te realistyczne portrety zabierają najwięcej czasu i zawsze wyróżniają się korzystnie na tle tych moich kolorowanek "na szybko". Lubię oczywiście i te kolorowanki, dają odprężenie, są szybkie, cieszą oko i rozwijają zdolności pracy w programach graficznych, ale te portrety, to coś z czego jestem prawdziwie dumna. Dziękuję Paula za komentarz i miłe słowo. ♥ :) Dziękuję pięknie Beatko! Mały artysta Tai cieszy się, że widać w tym duszę Tai nawet, jeżeli style są różne.
-
W sumie, słyszałam "Moondance" pierwszy raz, gdy miałam jakieś 13 latek i mój mało rozwinięty słuch polubił jej melodyjność, skoczne wstawki i pijackie okrzyki jakichś równie pijanych wikingów... Z samego sentymentu nie chciałam jej odrzucać. TEoSG zwykle pomijam na EFMB - to dobry wstęp do GSOE, jeżeli słucha się całej płyty, ale jako samodzielny utwór za bardzo kojarzy mi się z "Oasis" Tarji i to go czyni mało oryginalnym. Poza tym... dłuży się. Nie hipnotyzuje, ale dłuży. Chociaż w ogóle NW nie są mistrzami w kwestii instrumentalnych kawałków, bo, prawdopodobnie, jest ich po prostu mało i zawsze stanowią jakieś interludia na płytach, a nie główne danie. Stawiam, że IM wygra... To genialny medley, wieńczy płytę i przypomina mi każdą minutę jednej z najlepszych nightwishowych przejażdżek. ;)
-
Tai wyprodukowała więcej rysiołków! :D Czuję, że ten szał twórczy w końcu upadnie i pogrąży mnie w bezdennym bezweniu. "Moomin" "Little Sherlock Holmes on the scent of Santa Claus" "Klaudia" "Sherry Vernet" "Off to violin-land" Myślę też, że moja Holmesobsesja mogłaby już przestać tak wyraźnie przebijać się w moich inspiracjach... ale to trudne. ;) EDIT: Patrzę tak na te prace... niemal każda stylistycznie z innej parafii! Mam tu te proste, pocieszne rysunki z pergaminowym, granatowym tłem typu: "Little Sherlock..." i "Off to violin-land", mam ten sam styl + eksperyment ze świecącymi gwiazdkami w postaci Muminka, mam real-life portret mojej przyjaciółki (jakże ja nienawidzę żeńskiej formy słowa "przyjaciel"; kojarzy mi się z ploteczkami przy ciachu w kawiarni po shoppingu... :/), mam też Sherry'ego w formie quasi-malowidła. Tyle różnorodnych dziwactw! Kiedy mój styl się trochę ustabilizuje, ja się pytam? Fajnie byłoby mieć jedną stabilną markę z małymi odskoczniami, a nie wór słodyczy! :D EDIT 2: "November" - chyba znowu coś popełniłam.
-
The Eyes of Sharbat Gula
-
Paula zrujnowałaś mi właśnie system wartości, światopogląd i poczucie tożsamości na tym forum. Mówcie mi od teraz: Albo. :D :D Oj, tam, tam... to takie nasze neofinizmy, polskofinizmy, dreameryzmy? Coś w ten deseń. Kurczę! Muszę kiedyś upolować Tuomasa i zrobić sobie z nim zdjęcie, bo wtedy będą na nim: Tamto i Albo! :D No i dalekosiężne konsekwencje komentarza Pauli już mnie dosięgnęły swoimi kosmatymi mackami.
-
Dalej problemy z dźwiękiem! Mając szansę pięknie uczcić nagraniem pierwszy koncert na Wembley, tak nawalają z dźwiękiem. Dobrze, że chociaż Troya słychać w dalszych partiach na instrumencie, którego, będąc ignorantem, nie kojarzę z nazwy. :D Jednakże jestem bardzo rada, słuchając Alpenglow, bo też ile może być nagrań różnych Elanów, czy innych IWMTB-ów. ;) No, ale jeszcze zobaczymy jaka w odbiorze będzie całość. :)
-
W imię odstresowania rysuję w każdej wolnej chwili, robiąc miłe oku postępy na GIMP-ie. To będzie chyba taki mój nowy i często używany "styl oficjalny" Tai. Seria portretów i rysunki na GIMP-ie zapewne przeważą szalę, do której czasami dołączy jakiś tradycyjny rysunek (których tworzę i posiadam tony, ale ich skany, czy zdjęcia są tak złe, że rzadziej je publikuję), czy jakaś bardziej eksperymentalna ilustracja z aplikacji DA muro, czy GIMP. Chwilowo mam to: "Reichenbach" - czyli smutny, kanoniczny Holmes przed swoją smutną, kanoniczną śmiercią. i "My Victorian Gentleself" - jestem dumna z tytułu... lubię takie kiczowate gierki słowne! A poważnie: tak, to jest autoportrecik. Potrzebowałam czegoś jako moją wizytówkę na mojej głównej stronie DeviantArt, czyli czegoś do ID i tak oto... wiktoriańska ja. Mam i tak wrażenie, że wyglądam tu lepiej niż w rzeczywistości, ale mniejsza o to... Teraz niestety mam włosy o wiele krótsze, ale się z nimi nie utożsamiam i, znając ich nadnaturalną niemal zdolność do szybkiego odrastania, do wakacji znów będę miała bujną czuprynę do łopatek. :D
-
Przesłanki na temat kolejnego wydawnictwa o podobnej tematyce, gdy po raz pierwszy kilka dni temu zobaczyłam tego newsa, początkowo mnie nie ucieszyły... Nie to, że całkiem rozczarowały, ale pomyślałam sobie: czyli to już zawsze będzie "my" i zawsze "tapestry of chemistry"? Ale na całe szczęście nie miałam za bardzo czasu w pierwszym odruchu napisać tych mało pozytywnych myśli i miałam kilka dni na pomyślenie nad właściwą odpowiedzią i... właściwie, myślę sobie teraz, to dlaczego nie? Co prawda naturalnie łatwiej człowiek identyfikuje się się z egoistycznym "JA" i tematami uniwersalistycznymi; miłość, fantazja, ucieczka od monotonii życia i inne bzdety, a szczególnie, gdy się jest fanem tak marzycielsko-eskapistycznego zespołu jak NW i tego na ogół należałoby oczekiwać... ale... ale przecież EFMB wcale nie było pozbawione treści doskonałych dla każdego fana NW, czyli prostej radości z życia, a co do tego "my" to trochę tak, w moim odczuciu, jakby odlegli bogowie, którzy projektowali nasze fantazje zeszli do nas i zamiast po prostu nam te fantazje snuć, sami wzięli nas za rękę i oprowadzili po swoim nowym świecie. Co więcej, ten nowy świat, to kraina nie mniej piękna niż krainy fantazji rodem z IM, a tym piękniejsza i tym bardziej niesamowita, że prawdziwa. EFMB uczy nas widzieć piękno nie tylko w naszej wyobraźni, ale też w namacalnym, materialnym i pozornie monotonnym świecie, od którego dotąd razem z NW uciekaliśmy. Pomyślałam też, że przecież nie ważne o czym Tuomas pisze (teksty były już tragiczno-gotyckie, naiwnie-bajkowe, zagadkowe, a nawet Sknerusowe MkKwaczowe!), ważne, czy pisze o tym, co go pasjonuje, wtedy właśnie pisze najlepiej - od serca. I czyż nauka też nie może być piękna? To tak naprawdę ten sam stary Nightwish, czy w świecie fantazji, czy w świecie nauki, bo, idealistycznie i patetycznie mówiąc, rdzeń pozostaje nietknięty, rdzeń tego wszystkiego: pasja, patos, radość z życia, albo raczej czysta pasja płynąca z możliwości odczuwania, czucia życia nawet w jego najbardziej ponurych aspektach. Nightwish zawsze pozostanie Nightwishem, o ile Tuomas kiedyś nie sfiksuje i nie zacznie rapować (Boże uchowaj!). ;) Niech więc sobie odpoczywa i wróci do nas niebawem z nową weną, z nową radością życia ślicznie oprawioną w nutki. :D
-
Serdeczne gratulacje dla wszystkich zwycięzców oraz wyróżnionych! Naprawdę sporo osób wzięło udział i wcale nie łatwo było wybrać szczęśliwców - tym szczęśliwszymi czyni to zwycięzców! :D
-
Dziękuję bardzo, Paula! :) Nawet dobrze się bawię, eksperymentując trochę, kolorując, bawiąc się stylami... O dziwo, ostatnio stałam się istną fabryką prac! Ledwie skończyłam jedną, już mam presję, by robić kolejną (na czym cierpią najbardziej studia... i moje oczy). Odkąd narysowałam "Splendid, my dear Watson!" niezwykle spodobała mi się ta szarpana kreska oraz barwiony pergamin w tle i chyba częściej będę (gdy mnie najdzie ochota na proste ilustracje) robiła właśnie takie; są sympatycznie proste, szybkie w tworzeniu i cieszą oko. Właściwie zastanawiam się, czy sobie pracy w takim stylu nie wykorzystać jako nadruk... zamówić jakąś szmacianą torbę, czy koszulkę z czymś w tym stylu? Kuszące. Muszę go rozwijać. No, i rozwijam! W kilka godzin narysowałam właśnie to: "Woland" Pomijając fakt, że "Mistrz i Małgorzata" to moja ulubiona powieść, to ostatnio zdarzył się mały cud. Mama znalazła przypadkiem zapakowane schludnie w siatkę przy koszu na śmieci książki (sic!) i, tak, tak, była tam także powieść Bułhakowa w twardej oprawie, bez śladów używania (oraz "Lot nad kukułczym gniazdem", "Angielski pacjent", "Stowarzyszenie Umarłych Poetów")... jak można było to wyrzucić? Świetnie się jednak składa, bo zawsze chciałam mieć MiM na własność, ale też zawsze staram się nie wydawać mojej biednej studenckiej fortuny na rzeczy mniej użyteczne (powiedziała Tai, gdy dwa tygodnie temu kupiła sobie mangę "Sherlock: studium w różu" w Empiku, choć nie przepada za komiksami... nie wiem dlaczego to zrobiłam, nie wiem!) i jakoś tak powieść MiM nigdy nie trafiła na moją półkę... Teraz już na niej jest i czytam ją po raz setny... nie traci nic ze swojej świeżości! :D EDIT: Gdy pisałam, że ostatnio rysuję taśmowo, to właśnie to miałam na myśli... mam już kolejny rysuneczek. Chyba brakowało mi Sherlocka BBC... chociaż zdecydowanie preferuję kanonicznego Holmesa i serial Granady, to jednak BBC Sherlock to ciekawa twórcza wariacja, oryginalna i wciągająca... sezon 4 nadciąga! :D "Very Sherlock flatmates"
-
No, może faktycznie nie całkiem śmieci, ale, powiedziałabym, seria luźnych strzępów, eksperymentów itd. Dziękuję Aniu - ilustrowanie czegoś byłoby wymarzoną pracą! Szkoda tylko, że, poza warsztatem, który niewątpliwie wymaga ciągłego szlifowania, rysowanie idzie mi tak powoli, więc, gdybym miała coś ilustrować, to ktoś (czyt. jakiś edytor, redaktor, ktoś tego rodzaju), by mnie poszatkował. :D Oby z tej różnorodności wyklarowało się kiedyś coś na prawdę wspaniałego! Dziękuję jeszcze raz za komentarz! *** W ciągu ostatnich kilku dni siedziałam od rana niemal do nocy, żeby skończyć kolejny portret. Miałam nadzieję zdążyć i zdążyłam. Dziś są, a raczej byłby, gdyby wciąż żył, urodziny portretowanego aktora. Niezmiernie zajmujący człowiek, choć nieszczególnie w Polsce znany. "Lord Arthur Goring (Jeremy Brett)"
-
Przeglądam sobie twoje prace... zresztą dość często. :) Lubię obserwować ewolucję, jaką każdy artysta praktykujący, ćwiczący obrazuje swoimi pracami. To jak obserwowanie poczwarki zmieniającej się stopniowo w motyla. Ilustracja do coveru to majstersztyk - detale, krajobraz, światło, sam fortepian, barwy! Doskonałe! Skały, drzewa... bardzo żywotne! Jest w tym też przesycenie, przejaskrawienie barwami i życiem, wręcz się z tego wylewa. Masz bardzo jaskrawą wyobraźnię, Adi! I to powtarza się w wielu twoich pracach; ta żywość, jaskrawość, nawet przy tych w bardziej błękitnej, czy zielonawej tonacji. Takie zestawienie wszystkich elementów od nasycenia barw, przez światło, detale i tekstury nazwałabym przymiotnikiem "soczysty". Wszystko jest tam tak niesamowicie soczyste. A "Krąg życia" to naprawdę dobra praca i znów, jak poprzednia - soczysta. :) Niesamowicie podoba mi się gra światła i kolorystyka, ale także tekstura - mam tu na myśli materiał. Genialnie rozmyte są rośliny, znajdujące się najbliżej obiektywu nadają całości znamion realizmu, czegoś namacalnego. Mogę jednak znaleźć też coś, co tu bym jeszcze dopracowała - twarz. Na mój gust jest troszkę zbyt gładka, coś z perspektywą (zbyt płaska?), cieniem i detalem, ostrością, która trochę przyćmi to lekkie "masło" mogłoby pomóc... Krytyka zawsze się przyda... No, a uzasadniona chyba nie zawadzi. Nie obrazisz się Adi? :) Twarze na twoich rysunkach są troszkę rozmyte; nie wiem, czy jest to celowe, czy to element swoisty dla twojego stylu, ale zawsze brak mi (i to jedyne, czego mi w twoich pracach brak!) tej ostrości, kontrastu, chropowatości skóry. Żaden artysta, czy profesjonalny, czy hobbysta-amator nie lubi tak naprawdę krytyki, ale mądry zwykle wie, że jest użyteczna, o ile jest delikatna i uzasadniona. Sama wiem, że mimo racjonalnego podejścia kuje mnie krytyka. No, ale wiem, że perspektywa i problem wielkości, długości, oddalenia też często kuleją na niektórych moich rysunkach i zasługują na zwrócenie mi na nie uwagi... Tak i ja zwracam uwagę na jakieś minimalne niedoskonałości u innych. Zatem: czepiam się trochę tej skóry! :D