Jump to content

Taiteilija

Moderators
  • Content Count

    1961
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    168

Everything posted by Taiteilija

  1. Wybacz, Aniu, że tak haniebnie się spóźniam z odpowiedzią! Dziękuję ci bardzo za wyczerpującą a pozytywną opinię, bo takie opinie naprawdę pchają mnie do działania. Po prostu łatwo mi czasem zapomnieć, że moje rysowanie to coś naprawdę niezłego; grzech braku obiektywności i braku dystansu do własnych prac popełniam nagminnie! Ach, i słuszne spostrzeżenie, bo też i wspomniana postać to fantastyczna wariacja na temat Kola. 🙂 I tobie bardzo dziękuję, Beatko! I ty wybacz mi spóźnienie! Nie wiem, gdzie się czasem podziewa mój czas! A może, wiesz, kiedyś wydam, a już na pewno rysować nie przestanę!
  2. Wpadła mi do głowy koncepcja na przyszłość. Wszyscy mieszkamy w bardzo różnych częściach kraju, jest tu pewnie sporo nowszych użytkowników, którzy w ogóle nie brali udziału w zlotach lub takich, którzy byli aktywniejsi dawno, dawno temu, a więc jest niewiele okazji, by uczestniczyć w czymś wspólnie, w tym samym czasie, aktywnie. Zakładam więc wątek do planowania spotkań online na przyszłość, gdybyście byli czymś takim zainteresowani. I tu zapraszam oczywiście wszystkich starych użytkowników, adminów, moderatorów, ale także i mniej aktywnych ludzi lub po prostu nowych. Nawet tych ostatnich szczególnie, byśmy się zaznajomili nieco lepiej. Możemy, oczywiście, raz na jakiś czas spotkać się ot tak na czacie głosowym lub wizualnym na Discordzie, ale możemy też organizować spotkania na tym czacie, by razem oglądać tam koncerty, dokumenty, filmy związane z NW lub po prostu, by pogadać na określony wcześniej temat. W tym wątku najlepiej byłoby skupić planowanie takich wydarzeń, podawać daty, czas, koncepcje i linki do spotkań. Czy ta formuła się przyjmie? Nie wiem. Jest to koncepcja na przyszłość i wymaga sugestii od wszystkich forumowiczów.
  3. Ha, i tu nie byłem od stu lat, toteż i mój własny kącik odwiedzę i coś tam dodam! Otóż dalej rysuję, może nieco mniej, bo też i poezja, i przeróbki ubrań dla hecy, i (bardzo ostatnio) haft weszły do grona moich kreatywnych hobby, toteż w kreatywnym bałaganie tonę, ale też nigdy nie chciałem być artystą profesjonalnym, bo presja by mnie zabiła, zresztą jestem okropnie niecierpliwy, co od lat zatrzymuje mój rozwój, ale, ale... Dosyć tłumaczenia się! Wrzucam ostatnie, godne tego miana rysunki, a, żeby udowodnić tezę o moim rozleniwieniu, dodaję też to, co rysuję, gdy mam potrzebę autoekspresji, czyli dwie rzeczy mniej ambitne. Rzecz 1: Ochocki z "Lalki", gdyż uwielbiam tę powieść Rzecz 2: "Sowi Król" - twór bazowany na mojej osobie partnerskiej; fae, który włada zimowym lasem Rzecz 3: ekspresyjny ja w dzień fazy na Powerwolfa Rzecz 4: ekspresyjny ja w dzień zachwytu nad jesienią [EDIT: Jakość pewnie trochę spadła po dodaniu tutaj, bo obrazki są pewnie kompresowane, żeby mniej ważyły czy inne takie...]
  4. Ostatnio, w drodze do pracy (dłuuugiej drodze) przesłuchałem cały ten krążek po raz pierwszy od nie wiem jak dawna, a, że też mam za sobą kilka dni katowania całego albumu "Wishmaster", to mam *MYŚLI* na ten temat. CC, choć jest pierwszym, zdaje się, albumem, na którym jest orkiestra (jeszcze nie da pełna rozmachu, londyńska, ale jednak) i jest Marco, czyli jest jakimś przedprożem do kulminacji tamtej ery w formie "Once", jest zarazem dosyć nieprzyjemny dla mnie jako całość. Niewątpliwie ma to wiele wspólnego z tym, że Tuomas nie był mentalnie w najlepszym miejscu, gdy pisał piosenki do CC, ale też na swój sposób album brzmi dla mnie bardziej tandetnie i popowo, niż "Wishmaster", który ma w sobie coś cudownie nieokrzesanego, ostre brzmienie gitar i jakiś taki romantyzm, niemal naiwny. Dla mnie personalnie, może przez okładkę i mgiełkę wspomnień sprzed lat, WM ma atmosferę zachodzącego słońca; już gotycką, ale jeszcze entuzjastyczną, romantyczną, podczas, gdy CC jest jak pusta katedra w półmroku, daje mi uczucie właśnie pustki, osamotnienia i układ piosenek na płycie za nic nie chce mi brzmieć, jakby opowiadał historię, jest jak smutna zbieranina. Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę lubię poszczególne piosenki, ale piszę tu o wrażeniu z odsłuchu całości. Jest mniej energiczna i żywa, co tylko podkreślają utwory typu "Forever Yours" czy "Ocean Soul". Ostrość i ciężar jest innego rodzaju; jest wygładzony. I coś mi nie leży brzmienie klawiszy Tuo w piosenkach takich, jak "Dead to the World" - dodaje właśnie wrażenia przetworzenia. A jednak, gdy osobno słucham "Ever Dream", "Bless the Child" czy "End of All Hope", to czuję się z nimi dobrze - to połączenie jest ciężkim dla ducha, nie osobne utwory. A i jeszcze często wracam do utworu zupełnie niedocenionego, może zresztą niezbyt dobrego w zestawieniu z analogicznym kolosem, jakim jest "Ghost Love Score", czyli "Beauty of the Beast", właśnie dlatego, że nie jest tak znany, tak przesłuchany dokumentnie i ma coś z tego nieprofesjonalnego, niedoskonałego Nightwisha dawnych lat. Z miłą sercu gotycką nutą smętu utraconej miłości. Czasem zresztą celowo słucham utworów NW, które są zapominane, rzadko słuchane, bo dają mi wrażenie nowości i nostalgię zarazem, szczególnie te ze starszych płyt.
  5. Ha, jakie to stare czasy, uświadomiłem sobie, gdy obserwowałem w sieci zjawisko Tuomanii, które już teraz raczej nie ma miejsca, co niejako nie TUOmaczy się tym, że obiekt uwielbienia zestarzał się i przestał emanować tragicznie romantyczną gotycką aurą, ale raczej tym, że w ogóle metal symfoniczny, gotycki uległ ewolucji i przestał być fenomenem atrakcyjnym dla rozgorączkowanych (głównie, choć nie tylko) fanek. Pamiętacie jeszcze lata temu, gdy estetyka wampiryczna, pełna upadłych aniołów i rozmytych eyelinerów z balem maskowym i złamanym sercem poety w tle była istotnie fandomotwórcza? To jest: popychała do kreatywnej działalności, pisania wierszy, opowiadań, tworzenia fanartów i marzenia o jakichś tragicznych ideałach? Choć może sporo dorosłych już osób nazwie to zjawisko minione nieco żenującym, to miało ono, moim zdaniem, pewien urok, pewną czarodziejską aurę. Brakuje mi czasem właśnie tego, że zespoły takie jak Nightwish, Epica, bo ja wiem, Kamelot, Within Temptation i tym podobne odeszły od pewnej estetyki gotyckiej, która była kiedyś tym, co je wybiło. Nie zaprzeczycie, że Nightwish choćby tworzy już inną muzykę, podejmuje się innej tematyki, niż kiedyś. Uderzyło mnie to, gdy słuchałem ostatnio Century Child w całości i tam mnóstwo było personalizmów, miłości straconej itd., od Imaginaerum NW podejmuje się raczej obiektywizmów w opisach; piszą o jakimś takim ogóle, czy to fantastycznym (IM) czy naukowym (wszystko później) i zaginął ten narwany, młodociany zapał do pisania o prywacie, zniknął wizerunek samotnego poety, który przyczynił się do Tuomanii. I wiecie, są momenty, gdy mi tego realnie brak. Nie tęsknię za bandą zakochanych w Tuo niewiast (nawet, jeżeli sam taką bywałem w gimnazjum) i wojnami na forach o niego, ale za tym całym wariactwem i atmosferą, która naturalnie ewoluowała w coś bardziej dojrzałego, może, bardziej profesjonalnego muzycznie i tekstowo, ale i chłodniejszego. Czy i wam czasem nie brak tego Tuomanicznego szaleństwa i, czy znajdujecie przyczyny jego ustania w tym samym, co ja? Ciekaw jestem.
  6. Taiteilija

    Nasze zdjęcia

    Kontynuując misję, którą jest przypomnienie wszystkim na DE, że żyjemy i mamy się dobrze, pozwólcie, że pomacham wam, szczególnie tym, których nie widziałem dawno i, którzy nawet nie wiedzą, co się ze mną działo. Kłaniam się, ja, moje nowe odpicowane imię: Pietia oraz moje zaimki, zwykle on/jego, ale jak wam wygodnie, bo w polityczną dyskusję nikogo tu bynajmniej wciągać nie chcę.
  7. Drodzy Dreamerzy, wpadło mi do głowy, żeby po długim okresie posuchy nieco nasze forum intelektualnie rozruszać i sądzę, że to dobry temat po temu, zważywszy na ostatnie niezbyt zachęcające newsy z obozu Nightwisha. Umyślnie uznałem, że nie wrzucę tej wypowiedzi do "Bieżących newsów", żeby rzecz nie zaginęła, ale wybiła się przyzwoicie i może nawet zasłużyła na wasz odzew. Jak zapewne wiecie, Nightwish zawiesił koncerty do odwołania z powodów "personalnych", choć bliżej nieznanych. Ponadto Troy ostatnio dorzucił kilka pensów goryczy, pisząc, że kotwica zostanie zarzucona na długo we własnym oświadczeniu. Myślę, że to dobry czas nie tylko na sentymentalne wspominki czynione tak, jakby zespół kończył działalność, ale też na realne rozważania, co mogło się do przerwy przyczynić i, co to oznacza dla fanów. Skoro ja zacząłem, to ja kontynuować będę, bo trochę posznupałem w wywiadach, trochę rozważyłem kontekst czasów i ekonomii i, z mojej perspektywy wygląda to tak... Pandemia solidnie uderzyła w zespół. Koncerty, które grali po niej, grali częściowo za kwoty z biletów sprzedanych jeszcze w 2019 roku po dawnych cenach, podczas, gdy sama trasa zabrała im więcej funduszy, niż dawniej. Wyprzedali ponoć więcej biletów, ale straty pożarły zyski. Po koncertowym przestoju zatem, w Nightwisha uderzyła solidnie inflacja. Uderzyła też weń nagła decyzja o odejściu Marco. Tuomas mówił w jednym wywiadzie, że to był drugi raz w historii zespołu (po wyrzuceniu Samiego), kiedy rozważał rozwiązanie zespołu. Rzekomo zmienił zdanie, ale też NW mieli zobowiązania koncertowe, a już i tak finansowo trasa zbyt wiele im zabrała, by mieli jeszcze i te anulować. W międzyczasie działa się ciąża Floor, nowotwór Floor i kariery solowe członków zespołu. Właśnie choćby Floor swoją prężnie rozwija i wyraźnie rozwijać zamiaruje. Jednocześnie zaś utwory na nowy album zostały w całości napisane w trakcie pandemicznego przestoju, więc nie nagranie nowego albumu byłoby po prostu marnotrawstwem, toteż nie ogłosili końca zespołu, a jedynie bezterminowe zawieszenie koncertów. Najnowszy album będzie zamykał ponadto naukową trylogię, wraz z "Endless..." i "Human...", toteż nagranie go jest po prostu potrzebne dla domknięcia pewnego rozdziału. Co jednak potem? Mam teorię, że Nightwish bez słowa będzie kontynuował przerwę, by nie stawiać definitywnej kropki, wypuści teledyski, udzieli może kilku wywiadów, ale będzie w tym wszystkim pewna cisza. Może nawet i ona będzie trwała dalej, gdy będą realizowane projekty solowe, takie jak np. kolejny album Auri... Może jednak w końcu pojawi się oświadczenie o zawieszeniu działalności także twórczej zespołu z pogodnym akcentem w postaci właśnie sformułowania o zawieszeniu, a nie zakończeniu. Może zresztą za kilka lat Nightwish wyda jakiś wieńczący album i wyruszy w ostatnią trasę, pożegnalną trasę, po której grać już będą tylko okazjonalnie. Jest też nieco bardziej pozytywna możliwość: że Nighwish chce przeczekać czasy złej ekonomii i odzyskać entuzjazm, który może ostatnie, skumulowane wydarzenia, nieco zabrały. No i po zamknięciu trylogii naukowej, Tuomas może zechce zastanowić się nad nowym klasterem tematycznym dla kolejnych, przyszłych albumów, co może zaowocować dłuższym okresem przerwy potrzebnym na przemyślenie miejsca i sensu istnienia NW w świecie. A, jakie są wasze teorie i rozważania na temat przyszłości zespołu z perspektywy obecnych newsów? A może, jakie macie nadzieje? Twórcze, muzyczne... Pozostawiam wam pole do popisu poniżej...
  8. Pokłóciłabym się dalej, ale w sumie nie lubię się kłócić. Właściwie to się nie kłócę. Nie bardzo. Rzadko kłócę się bardzo. Co do disco polo, założyłam, że stwierdzenie, iż muzyka disco jest popularna szczególnie w Polsce i w Rosji dotyczy współczesnej muzyki disco, tworzonej przez polskich i rosyjskich wykonawców, bo (co do Rosji nie mam pojęcia, choć wiem o popularności piosenek pokrewnych do disco polo tylko po rosyjsku), ale nie zauważyłam popularności disco w Polsce, które nie byłoby disco polo. W sensie, nigdy nie spotkałam nikogo, kto słuchałby zachodniego, pierwotnego disco (poza ludźmi w wieku mojej mamy), stąd założenie, że piszesz o disco polo (bo jakie inne disco jest popularne w Polsce?). Chyba, że jest jakieś inne popularne w Polsce disco, o którym ja nie wiem, bo jestem z odległych rubieży i mieszkam w pustelniczej chacie? :D No i stąd leming. Swoją drogą, czemu nie chcesz mojego leminga? Lemingi (karne czy też nie) potrzebują domu! Czy nikogo nie obrażę, jeżeli napiszę, że wokalnie ten cover podoba mi się bardziej niż wersja Anette (śpieszę wyjaśnić, że są piosenki, w których, jak dotąd, podoba mi się tylko głos Anette np. Scaretale, więc nie ma tu jakiegoś ataku gniewu na Anette)? Facet jest naprawdę dobry. Czasami ciut "przeozdabia" wokalizy, ale całość bardzo przyzwoicie zaśpiewana. Skala głosu odpowiednia do utworu. Jakie to jest dziwne, że on śpiewa cover NW! :D
  9. Szczerze mówiąc, mimo "disco stylistyki" samego teledysku, muzyka nawiązuje bardziej do zmiękczonej (wokalnie) wersji You Give Love a Bad Name Bon Joviego (gdyby ktoś jakimś cudem nie słyszał, to odsyłam: ) , a więc niekoniecznie do disco. Wszyscy się tak na około, i w komentarzach pod teledyskiem, i tu, jak widzę, upierają, że to jest disco i już, ale to nieprawda, bo disco jest bardziej oparte o powtarzalny bit i elektronikę (moja mama ma fioła na punkcie starego disco jak Bee Gees, Boney M. czy Eruption, więc, chcę czy nie chcę, jestem dość mocno z nim osłuchana). Nie pochwalę się tutaj wielką wiedzą muzyczną czy też fachowym nazewnictwem, bo go po prostu nie znam, ale na moje ucho, muzycznie, to dalej jest rock, a nie disco. Chyba, że założymy, że zmiękczenie power metalu (który i tak często ciąży w kierunku jakiś pogodnych dzwoneczków, keytar itd.) poprzez wpływy disco daje konglomerat w postaci tej miękkiej, chwytliwej, klasycznej odmiany rocka? Kompromis? O, a i jeszcze coś... Nie jestem wielką fanką disco, ale, błagam, Adi, nie porównujmy starego disco z współczesnym disco polo... NIE! Nie ładnie. Karny leming. Jest ogromniasta różnica. Disco polo można zrobić samemu w domu, używając blendera i jakiegoś muzycznego Painta, żeby udawać (z marnym skutkiem), że się potrafi śpiewać, ale disco jednak miało w sobie jakieś minimum poziomu, który umożliwiał mi nazwanie go muzyką, jakąś kreatywność, związaną często z estetyką muzycznego kolażu i zapożyczeń. Nie moją muzyką jest on, wprawdzie, ale jednak. Disco w takiej formie, w jakiej powstało, nawet tej mainstreamowej, jak wspomniany zespół Bee Gees, już raczej nie istnieje, a jeżeli istnieje to dla ludzi przepełnionych nostalgią, więc nie można mówić, że jest popularne. Z disco jest jak z klasycznym westernem - gatunek zagrożony wyginięciem, ostatnie sztuki biegają po sawannie, ale gania je lew wielkiego biznesu i pewnie je z czasem położy. Ale disco polo czy disco... hm... rusco? To nigdy chyba nie stało koło disco! To jakiś jego odległy, lekko niespełna rozumu kuzyn ze wsi! Prawie odmawiam im pokrewieństwa! Jeżeli już, to disco polo raczej (nieświadomie) parodiuje disco, będąc w istocie jego żałosną karykaturą.:D Tak czy owak, ja w sumie lubię rozmaite starocie, jak Europe czy, jeżeli o czystą elektronikę chodzi, (znowu) starocie, jak Vangelis, więc nie jestem tu zbyt obiektywna. Lubię te durne, chwytliwe kawałki z lat 80., więc dałam się tu złapać i piosenka mi się podoba. Doskonale wiem jednak, że jest to forma singlowego, uroczego, nostalgicznego kiczu (do którego [sic!] śmiało przyznaję, mam słabość). W ogóle, trochę na marginesie, choć wciąż na temat, teksty piosenek BiB to podobny poziom tragedii, jaki prezentuje większość teledysków NW (POZA TYM DO THE ISLANDER - ON JEST PIĘKNY!). Jakże ja się cieszę, że to jednak jest po angielsku, to zawsze mniejszy wstyd, gdy sobie chodzisz po domu i śpiewasz "Sweeeeeeeet truuuuuee lieeeeesss!!!" niż "SŁOOODKIE PRAWDZIWE KŁAMSTWAAA!!!" (disco polo się chowa!). Nie ma co się jednak niepokoić, jeżeli komuś ten singiel nie podszedł, bo to, jak wiadomo, jest tylko singiel. Mimo moich nadziei na dalsze retro inspiracje, zapewne nie będzie ich na płycie zbyt wiele, bo zespół się dopiero rozgrzewa i bezpieczniej byłoby im nie testować upolowanych już fanów power metalu czy heavy metalu, zapodając coś, co, jak widać, na licznych przykładach, ludzie na ogół zrozumieją jako disco czy jakoweś insze Beast Street Boys. ;) PS. Tego disco to ja tak bronię, jakbym go w ogóle słuchała! Ale na swoje usprawiedliwienie powiem, że miałam w zeszłym roku zajęcia z muzyki współczesnej (po drugiej wojnie światowej) i facet miał fioła na punkcie disco. Teraz po prostu (po przesłuchaniu miliona, męczących kawałków, w tym niszowych... Taak, niszowe disco z lat 70!) nie mogę go sprawiedliwie utożsamiać z disco polo. No nie mogę. A tak narzekałam na te zajęcia... A udzieliło mi się coś z nich! :D
  10. Nowy singiel BiB to kolejny eksperyment! I... znów nawiązuje do lat 80.! W piosence pobrzmiewa silnie Bon Jovi, co mnie, oczywiście, cieszy, bo uwielbiam najrozmaitsze odmiany klasycznego rocka i inne piękne starocie (które, moim zdaniem, nigdy się tak naprawdę nie starzeją!). Mam nadzieję, że ich nowy album, który będzie miał premierę na początku lutego cały będzie się składał z eksperymentów i łączenia stylów. Pewnie płonna nadzieja (bo też brak jednolitości stylu często potrafi bardzo podzielić fanów, więc byłby niekorzystny dla rozgrzewającego się zespołu), ale... Co mi szkodzi pomarzyć? Tak dobrze im to wychodzi! Mają nosa (ucho?) do tworzenia chwytliwych melodii. :) [video=youtube]
  11. O, hej, Adi, dzięki wielkie! Tyle muzyki do przesłuchania, której nigdy nie ruszyłam! Lecę więc i słucham. Pewnie na dniach podzielę się tu wrażeniami. Może się ktoś zainteresuje i też posłucha? :) EDIT: Przesłuchałam album Madness of the Crowds i jestem pod ogromnym wrażeniem! Teraz już faktycznie mogę dziękować, w pełni i całkiem szczerze, za polecenie mi tej płyty. Faktycznie, podobieństwo do Auri, jeżeli chodzi o brzmienie, ale i o pewien niespodziewany synkretyzm klimatów, stylów, jest duże. Płyta jest, oczywiście, znacznie mniej "wokalna" niż Auri, jej struktura jest mniej singlowa (czyli mniej strukturalnie unormowanych utworów o klasycznej radiowej budowie), utwory dłuższe, ale klimat jest zbliżony. Utwór tytułowy oraz Now, Voyager, czyli ten, wspomniany, utwór z recytacją, to moje zdecydowanie ulubione kompozycje na płycie. Polecam album wszystkim fanom celtyckich, eskapistycznych brzmień, a już szczególnie tym, którym "zasmakowało" Auri. :)
  12. Hej, drodzy ludzie, znacie może nieco lepiej twórczość Troya? Czy ktoś mógłby mi coś polecić? Forumowy Adrian wspominał mi przy okazji koncertowego spotkania, że dla kogoś, komu, tak jak mnie, podobało się Auri, twórczość Troya jest jak najbardziej godna polecenia. Macie więc może coś z jego solowej, nienightwishowej kariery, co moglibyście mi polecić? :)
  13. Po obejrzeniu tego nowego wywiadu z Tuomasem (o którym już gdzieś tu na forum dziś wspominałam) (podaję link: ) naprawdę zainteresowała mnie wspomniana przez niego idea, by, po pierwsze, kontynuować Auri (początkowo miał to być jednorazowy projekt) i nagrać drugą płytę, po drugie, po drugiej płycie wyruszyć z Auri w trasę! Tuomas, oczywiście, wspomniał, że bardzo tego chce, że ma takie plany, ale, że, jeżeli już, to będzie dopiero po premierze drugiej płyty, a więc za ładnych parę lat (wspomniał coś o, być może, 2021 roku), ale jednakże poważnie o tym myśli! To ciekawe, bo to oznaczałoby koncerty mniejsze, zapewne klubowe i najpewniej (jak wspominał) w Finlandii, może Anglii i Niemczech (myślę, że o tym zadecydują poniekąd figury sprzedaży też tego drugiego krążka w tych krajach) - koncerty, na których będzie zapewne bardziej klimatycznie, niż na wielkich koncertach NW, a więc, naturalnie dla mnie, bardziej pociągające. Chyba zacznę już oszczędzać, bo Auri to jedna z moich ulubionych płyt i, jeżeli druga jej dorówna, to spełnieniem marzenia byłby taki cichy koncert. A co wy o tym myślicie? To dobry pomysł? Pojechalibyście na taki koncert? :)
  14. [video=youtube] Zdaje się, że mam ostrą "fazę" (jak to się chyba teraz mówi) na Beast in Black! Po koncercie Nightwisha zaskakująco często wracam do ich piosenek. W ogóle ich muzyka wzbudziła we mnie na nowo miłość do europejskiego power metalu, więc katuję też Stratovariusa i Sonatę. Uwielbiam te kampowe (wyjaśniam, upraszczając: świadomy kicz) brzmienie klawiszów, wesołą i żywą sekcję wokalną, całe to hiper-aktywne tempo, przy którym chce się skakać raczej, a nie iść przez miasto. ::D Bardzo to pomaga w te paskudnie szare pasaże listopadowych dni! :)
  15. Przy okazji jednego z najnowszych wywiadów (serdecznie polecam: ) Tuomas wspomniał o sposobie, w jaki wybierał piosenki na album Decades, mówił, między innymi, że z jakiegoś powodu czuł, że The Kinslayer (choć, według niego, nie jest najpopularniejszą piosenką NW) musiał się znaleźć na tej podsumowującej dwadzieścia lat działalności, a Wishmaster wręcz przeciwnie. I... zastanawiam się... Co wy o tym myślicie? Wiem, że NW nie grają już Wishmaster na żywo, bo ponoć się nim znudzili, ale, żeby aż tak ten utwór wyrzucać? Moim zdaniem jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych kawałków zespołu i w pewnym sensie istotną składową przekroju, kwintesencji ich muzyki (połączeniem mocy, tematyki fantastycznej tak charakterystycznej dla starych wydawnictw i patetycznych refrenów pokroju End of All Hope). The Kinslayer, z drugiej strony, jest chyba nieco mniej znany, choć wcale nie twierdzę, jak Tuo, że mało popularny (grają go przecież od lat!), ale na pewno nie tak istotny, jak Wishmaster. Co wy myślicie o znaczeniu Wishmastera? Powinien się znaleźć na Decades? Jest on czy też nie jest czymś ważnym dla muzyki zespołu? Twierdzę, że jego brak na Decades jest po prostu... dziwny.
  16. Co tam, drodzy ludzie? Przybył wam jakiś nowy, pachnący gadżet o nightwishowej tematyce? Ostatnio udało mi się zakupić kolejną, już drugą koszulkę oryginalną, z Imaginaerum (okładka tego albumu nigdy mi się nie znudzi)! Kupiłam specjalnie na koncert, bo moja stara: a) była na mnie z trzy rozmiary za duża, b) zdążyła się rozciągnąć jeszcze bardziej! Uwaga z tym ich oficjalnym merchem - koszulki potrafią się nieźle porozciągać, jak się je nie tak pierze (to pewnie moja wina), ale i tak polecam, bo trwałość nadruku jest doskonała. Muszę koniecznie zdobyć sobie coś z EFMB? A wy? Co nightwishowego chcielibyście dostać na Święta? Macie jakieś marzenia? :)
  17. Coś w tym jest, Maćku, bo faktycznie dużo osób, z którymi się stykam "coś tam słyszała" lub "kiedyś słuchała" i tu często pojawia się odpowiedź typu: "słuchałem/łam, ale wyrosłem/am". To jest najczęściej powracające wyrażenie w dyskusji z innymi ludźmi o zespole i myślę sobie (może nas w tym momencie w jakiś sposób wywyższam, a może stwierdzam tu fakt), że Nightwish na stałe zostaje z wyjątkowymi jednostkami, specyficznymi... Inni... Ci, co odchodzą... Myślę, że oni jakże często nigdy tak naprawdę nie rozumieli tej muzyki, jej prawdziwego przesłania albo się porządnie w to wszystko nie zagłębili, bo, z pojedynczych słów, tych, co "już nie słuchają", wnioskuję, że NW dla nich to jakiś taki stary "kinder metal", jakiś taki gotycki, o aniołach itd., a to opisuje wyrywek, maleńki skrawek tego, czym NW jest i całkowicie nic nie mówi o tym, czym zespół się stał, nie oddaje bogactwa różnorodności podejmowanych w twórczości zespołu tematów, a już na pewno nie zauważa w ogóle tak ważniej dla Tuomasa afirmacji życia. Specyfika zatem tych jednostek polega w największej mierze na pewnym typie wrażliwości, który każe im zgłębiać twórczość zespołu i widzieć ponad kalki, takie jak choćby Wish I Had An Angel czy End of All Hope.
  18. Pozwólcie, że wam przypomnę jakim wyrafinowanym śmieszkiem Tuomas być potrafi! :D
  19. Minęło już sporo czasu od publikacji wszystkich naszych tłumaczeń tekstów NW na stronie. Kawał czasu! Które tłumaczenia podobają się wam najbardziej? Sama z pewnością napiszę o swoich ulubionych (wyłączając oczywiście te moje), gdy tylko mój internet przestanie tak koszmarnie zamulać i pozwoli mi je przejrzeć! A tymczasem, zapraszam was do dyskusji! :)
  20. To ja dziękuję, Beatko, i cieszę się, że chociaż namiastkach spędzonych wspólnie chwil i koncertu została w nim zawarta. Te koncerty zawsze są krótkie! Najkrótsze dwie godziny, jakie tylko istnieją! Dziękuję, Aniu! We mnie tęsknotę wzbudzają co kilka dni na nowo sesje przeglądania zdjęć z wyjazdu. Jakie to były wspaniałe dni! Gdyby jeszcze wszystko działo się ciut wolniej, żebyśmy mieli czasu na oddech! Cieszę się niezmiernie, że Ciebie i Agnieszki te płomienie nie przysmażyły! Wyglądały naprawdę spektakularnie... i złowrogo! :D Następnym razem też kupuję Golden Circle i stoję! Muszę sobie te płomienie obejrzeć z bliska... No i zespół oczywiście też! Dziękuję Ci bardzo! :) To naprawdę pokrzepiający komplement! Zwłaszcza, że, istotnie, zdarza mi się literacko pisać różne takie od czasu do czasu. Choć uważam, że ta relacja nawet w drobnym stopniu nie jest dobrym, pełnym opisem zdarzeń - po prostu brak mi słów, a raczej mam ich w sobie za dużo, więc stąd relacja chaotyczna, patetyczna i z błędami. Jest jednak szczera. Zachęcam Cię serdecznie do pisania relacji - to jest taki mały, dzielony z innymi ludźmi skrawek twoich własnych, cennych doświadczeń. Każdy, kto go przeczyta zobaczy świat przez chwilę z twojej perspektywy; pozna nową (bo był na opisywanym koncercie) lub na kilka minut przeniesie się innego miejsca, innego czasu (bo na koncercie nie był). :) Ojej, dziękuję, Evi! To jest niewątpliwie jeden z najbardziej wzruszających zestawów słów skierowanych do mnie, jaki miałam przyjemność przeczytać. Naprawdę. Ta piosenka bardzo wiele dla mnie znaczy, a to, że ktoś, słysząc ją myśli o mnie... I to jeszcze wtedy, na tym koncercie... Po prostu "zrobiłaś mi dzień" tymi słowami. Masz u mnie piwo, herbatę, ciastko czy cokolwiek tam sobie wybierzesz (nie zapomnij mi o tym przypomnieć przy okazji następnego spotkania!). :D
  21. Hej, Aniu, jak ty to wszystko tak dobrze zapamiętałaś! Każdą piosenkę, aż mi się odświeżyły moje wspomnienia! Pożałowałam od razu, że nie kupiłam jednak tych biletów na Golden. Przy barierkach to jednak inne doznania, inny wymiar, totalnie inny odbiór, choć i na naszych trybunach było niesamowicie. Cudowny był ten koncert, nie mówiąc o waszym towarzystwie, drodzy ludzie, oby kolejny nadszedł jak najszybciej (jak najszybciej za 4 lata - rozpacz!). Wspaniałe wyszły te zdjęcia; ta ostrość, ta bliskość! :D Cudo!
  22. Właśnie się zastanawiam, jak to jest z ich działem promocji... Czy, aby ta prolongująca się cisza na temat nowych wydawnictw nie jest czasem szkodliwa jeżeli chodzi o reklamę? Niby po tylu latach NW reklamy za bardzo nie potrzebuje; wystarczy zwiastun przed samą premierą, trzy wywiady i jest sprzedaż, ale teraz przerwa naprawdę będzie długa i figury sprzedaży mogą im spaść, jeżeli nie zadbają o właściwe promowanie. Jakieś takie dzienniki wideo od czasu do czasu, jakieś małe werbalne "teasowanie", choćby szczegółów podejmowanej tematyki... Jak my do 2020 mamy przeżyć o metaforycznym chlebie i wodzie?!
  23. Warto jest spisywać wspomnienia zanim przyblakną w naszej pamięci i już nic poza strzępami rozmów i niejasnymi kształtami nie pozostanie nam po niezwykłych wydarzeniach, które miały miejsce. Od koncertu Nightwisha, a zarazem niemalże trzydniowego wyjazdu minęło już dobrych kilka dni, a ja wciąż nie mogę powrócić do codziennej rutyny bez wspominania długiej podróży z dalekiej północy na południe, do Krakowa, i z powrotem wraz ze wszystkim, co było pomiędzy ciasnymi pociągami. When we from my homeland depart To challenge the gods of emptiness May the quest begin! Wyjazd na koncert zespołu, którego słucham nieprzerwanie od niemal dwunastu lat (czyli połowę swojego życia) zawsze jest wielkim wydarzeniem. Wypodróżowałam podekscytowana w piątek (na dzień przed sobotnim koncertem), by spotkać wielu ludzi, których twarze nieodmiennie kojarzą mi się z radością, ekscytacją, koncertową tremą – ludzi, których już po raz kolejny dane mi było widzieć i, bez których, szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie koncertu. Zameldowani razem w jednym hotelu, spotykający innych wędrowców, świętujący razem, razem włóczący się po Krakowie i razem gubiący się w chaotycznym, przedkoncertowym ferworze tylko po to, by spotkać się ponownie przed, w trakcie i po – to my nieogarnięta zbieranina wielbicieli Nightwish z najróżniejszych zakątków kraju, w najróżniejszym wieku, niepodobnych i takich samych, doskonale ze sobą współegzystujących przez te kilka wspaniałych dni. https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/intermediary/f/59dc1588-f868-495f-9757-438c5e6c5fb0/dcsroaj-69ccd9fc-69dc-4eb3-b903-b71a2ab51dd5.jpg/v1/fill/w_1193,h_670,q_70,strp/wp_20181117_10_56_48_pro_by_missaway_dcsroaj-pre.jpg[/img] Włóczyliśmy się po Wawelu, razem jedliśmy, jeździliśmy niezliczoną liczbą taksówek, rozdawaliśmy ludziom opaski, promujące koncert i naszą stronę (Nightwish PL)... To ważna część całości – to spotkanie, a raczej ponowne spotkania i wieczne dyskusje, planowania, opowieści, ataki paniki, gadanie głupot... To coś bez czego, jak się zdaje, koncert byłby zwyczajnie nie do pomyślenia! Koncert jednak był i nadszedł; powoli, niespiesznie nadciągnął, a raczej my nadciągnęliśmy ku niemu; Tauron Arena rozświetlona wielkim napisem Nightwish, ludzie sprzedający i usiłujący kupić bilety, długaśne, niczym nitki makaronu kolejki przed salą i mróz, który chyba nam sam Nightwish przywiózł ze sobą z Finlandii... https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/intermediary/f/59dc1588-f868-495f-9757-438c5e6c5fb0/dcsrob6-ac98fb63-0eac-43b9-959d-e80ce95f81a1.jpg/v1/fill/w_1193,h_670,q_70,strp/wp_20181117_18_09_40_pro_by_missaway_dcsrob6-pre.jpg[/img] Posiadanie miejsc na trybunach miało swoje plusy – czas, jaki można było spędzić, łażąc i węsząc dookoła, obserwując najdziwaczniejsze typy, snujące się z wte i wewte, grupki kłębiące się przy stoiskach z gadżetami czy piwem. Długo zastanawiałam się, czy iść na występ supportu, bo o zespole Beast in Black nie wiedziałam nic, a znając supporty... Cóż, nigdy nie trafiłam na taki, który by mnie zadowolił. Wyobraźcie więc sobie moje bezbrzeżne zdumienie, gdy zespół ów, o typowo metalowej nazwie, zapisanej typowo metalową czcionką, z typowo metalową bestią w logu, okazał się naprawdę spektakularny! Ten bufor, który uważałam początkowo tylko za irytującą przeszkodę, poprzedzającą występ ukochanej kapeli, nie był wcale buforem, ale indywidualnym, profesjonalnie wykonanym występem o wpadających w ucho melodiach, niesamowicie energicznym wokaliście, który posiadał chyba nadludzkie zdolności interakcji z tłumem oraz werwę, iskrę, która, być może, uczyni ten zespół prawdziwie słynnym i to całkiem szybko. Już po kilku utworach tłum zaczął skandować nazwę zespołu, a to naprawdę niespotykane, by tłum, który przybył na inny zespół tak ochoczo witał support! Wydaje mi się, że Beast in Black kupiło wszystkich na dobre „akcją z zapalniczkami”, czyli apelem ze strony wokalisty, by wyciągnąć wszystko, co świeci na czas ballady Ghost in the Rain – i wszyscy tak uczynili! Sala utonęła w blasku tysiąca gwiazd, odległych ogników! Widok, wierzcie mi, był nieziemski. https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/intermediary/f/59dc1588-f868-495f-9757-438c5e6c5fb0/dcsrobr-5345f815-eade-41c5-bf0f-0fa3a70371b5.jpg/v1/fill/w_1193,h_670,q_70,strp/wp_20181117_20_02_36_pro_by_missaway_dcsrobr-pre.jpg[/img] Nie jednak samym supportem człowiek żyje, bo oto skończył się występ Beast in Black i na scenę wtoczyła się armia techników, a sceneria ich pracy została oddzielona od widzów czarną płachtą. Oczekiwanie było, jak zawsze, pełne napięcia, ale i ono, jak wszystko na świecie, dobiegło końca. Z głośników popłynęła cicha muzyka, niewątpliwie pochodząca z filmu Imaginaerum, a chwilę potem rozbrzmiał przekaz, zawierający komiczną i nieco złośliwą prośbę o schowanie telefonów, o nienagrywanie koncertu, który to apel... oczywiście, wszyscy zaczęli masowo nagrywać! O ironio! Następnie, na wielkim ekranie pojawiła się wizualizacja... odliczania. Miała ona wpływ niezwykły – była stokroć bardziej ekscytująca niż czekanie na odgrzanie jedzenia w mikrofalówce – zaręczam! Widzowie wpatrywali się w zamknięte wieko, które za moment miało się uchylić... Tykanie zegara... Oklaski tłumu... Następnie na scenie zmaterializował się Troy, by otworzyć koncert przepięknym intro, którym było instrumentalne Swanheart. Szczerze powiem, że ten wstęp niesamowicie mnie urzekł, przypomniał o starym, dobrym koncercie From Wishes to Eternity i o latach, które spędziłam, słuchając Nightwish... Naprawdę: od życzeń do (miejmy nadzieję) wieczności! Rzewny nastrój jednak prysł, gdy tylko z ciemności wypłynęły tak dobrze znane sylwetki – Tuomasa, Floor, Marco, Emppu i Kaia, a zaraz potem z głośników poleciało tak dobrze znane Dark Chest of Wonders, przypominając mi całą energią inny nagrany koncert zespołu – End of an Era. Wybuchy ognia ogrzały nawet trybuny, wprawiając mnie w niemy zachwyt... Mały szok, właściwie. Pomyślałam sobie wtedy, czy aby płomienie nie osmaliły nosów pierwszym rzędom?! Wtedy na scenę wpadła Floor – majestatyczna, ale i dziwnie ciepła, bliska, a wokalnie, moim zdaniem, zachwycająca! Pierwsza piosenka rozgrzała mnie tak, że z lekkiego dygotu po staniu na zimnie nie zostało mi nic! Dark Chest of Wonders płynnie przeszło w Wish I Had an Angel – stare, kiczowate, żywe i och-jak-bardzo-znajome (Tylko, co, u licha, ten Tuomas wyczynia strasznego z klawiszową solówką! Ojej, Tuomasie przestań!). Kolejno zaś zagrali 10th Man Down i to było dla mnie miłe zaskoczenie – Floor niesamowicie brzmiała w tym utworze! Nie przesłuchiwałam wcześniej nagrań z koncertów, na których śpiewała ten kochany staroć i naprawdę spodobało mi się jej wykonanie! Operowe elementy wyszły jej szczególnie ponętnie, a zwrotki miały ciężar pasujący do wymowy utworu. Tak samo zresztą świetnie wyszło niemalże aktorsko wykonane, dramatyczne The Devil & the Deep Dark Ocean! Brak growlu Tapio znanego z oryginału na rzecz wokaliz Marco – to dało jak najbardziej pozytywny efekt! Nic jednak tak nie wpłynęło na mnie jak Dead Boy's Poem. To moja ulubiona piosenka zespołu i nigdy nie słyszałam jej na żywo (na żywo żywo – znaczy nie na DVD), więc czekałam na nią jak na zbawienie i, istotnie, była ona zbawieniem! Nie brzmiała, co prawda tak, jak ją zapamiętałam. Cóż, zmiana wokalistki robi swoje, tym niemniej nie utraciła ona swego uroku. Prawdopodobnie byłam zahipnotyzowana przez sześć minut, słuchając jej. Towarzyszącego mi wówczas uczucia nie oddadzą jednak słowa. https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/intermediary/f/59dc1588-f868-495f-9757-438c5e6c5fb0/dcsroc7-72a03d82-a68e-4be0-9f17-e1a74b54ab8a.jpg/v1/fill/w_1193,h_670,q_70,strp/wp_20181117_22_06_42_pro_by_missaway_dcsroc7-pre.jpg[/img] Cudownie było usłyszeć kawałki takie jak The Carpenter, niezwykłe były partie Troya w Come Cover Me (Zupełnie jak w oryginale! Ach, przed laty puszczane były chyba z playbacku, a teraz... Cudowne było je naprawdę usłyszeć!). Podobało mi się niezwykle także I Want My Tears Back – taniec Floor, interakcje Floor i Marco (na to powinnam chyba osobny artykuł poświęcić, no i na interakcje w ogóle – z Emppu, z publicznością – kto nie widział i nie słyszał niech żałuje!), żywe podskoki publiczności... Widzieć tysiące ludzi podskakujących sobie radośnie – to jest coś! [align=justify]The Carpenter ucieszył mnie wielce – odkopać tak odległą przeszłość, a nawet naprawić ją nieco (Troy był w stanie zaśpiewać to godnie... O ile to całe mamrotanie w zwrotkach w ogóle da się zaśpiewać godnie!) i sprawić, że wesoło nuciłam sobie: The Carpenteeer! Carved his anchor on the dyyying souls of mankind![/align] Nie zapomnę też nigdy Ghost Love Score, gdy tłumy zasypane zostały lawiną czerwonego konfetti (Och, pomyślałam, jak na End of an Era!). https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/intermediary/f/59dc1588-f868-495f-9757-438c5e6c5fb0/dcsrodi-e44ffd7f-b684-4b86-aef3-4932df1b269f.jpg/v1/fill/w_1032,h_774,q_70,strp/img_20181117_225606_by_missaway_dcsrodi-pre.jpg[/img] Nie wiem, czy te słowa oddają rzeczywistość, czy oddają sprawiedliwość koncertowi, czy obejmują wszystkie małe i wielkie emocje, smaczki... Pewnie nie. Czy jednak ktoś chciałby czytać opis każdej piosenki? Może nie. Zapisuję więc wszystko, nim mi umknie, nim zblaknie, nim odejdzie w ciszę, z której powstało. Marco, poprzedzający Devil & the Deep Dark Ocean pytaniem o to, czy lubimy romanse (parafrazując: „Jak podejrzewałem, głównie panie. Faceci uważają, że przyznanie się do tego nie byłoby cool.”) i opisujący historię zawartą w piosence w komiczny sposób, nie mówiąc o jego genialnym, polemicznym sposobie śpiewania w samym utworze; Tuomas, podczas pożegnania z publiką, wyciągający dłoń po kartkę od fana (Tuomas zaszalał z tym wychylaniem się ze sceny... Dobrze, że z niej nie sfrunął!); Floor i Emppu, podskakujący w tym samym momencie w jakimś zatraconym już w mojej pamięci momencie Last Ride of the Day i wiecznie ogrzewające mnie wybuchy ognia oraz przyprawiające o zawał eksplozje fajerwerków! Dla mnie niewątpliwie ten koncert był najlepszym na jakim byłam w ogóle. Nightwish przyjechał w doskonałej formie, oferując fanom pełne przedstawienie, baśń o zespole, który zaczął od szukania elfów w lasach, a skończył, opiewając piękno nauki i ewolucji. Do trzeciej w nocy siedziałam jeszcze po występie z przyjaciółmi w hotelu, sącząc w skromnej kuchni (Saloniku? Przedpokoju? Jak zwał tak zwał!) ciepłe napoje i dyskutując, wymieniając się wrażeniami, historiami, ciesząc się wzajemnym towarzystwem – towarzystwem ludzi kompletnie różnych, a jednak połączonych nierozerwalnie wspólną pasją, wielką historią snutą od lat przez Nightwish... Jak głoszą słowa piosenki: I am the story that will read you real Every memory that you hold dear Takim właśnie rodzajem opowieści jest Nightwish. Oby ich historia trwała nieskończenie! https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/intermediary/f/59dc1588-f868-495f-9757-438c5e6c5fb0/dcsrpkh-0cd0bba5-83ad-4030-bd3b-2e2c1485cb49.jpg/v1/fill/w_1193,h_670,q_70,strp/wp_20181117_18_09_29_pro_by_missaway_dcsrpkh-pre.jpg[/img]
  24. Taiteilija

    Filmy

    Z jednej strony ten nowy Król Lew to taki oczywisty skok na kasę, ale, czego spodziewać się po wielkiej, komercyjnej wytwórni, której właśnie o to chodzi; o pieniądze. Jednak to wcale nie sprawi, że nie pomogę im zarobić! :D Król Lew to bajka dzieciństwa - jak u Evi - no wezmę i obejrzę, no! Pal licho, że będę ryczeć jak bóbr. Znowu. Na Króla Lwa pójdę, choć na przykład nie byłam na filmowej Pięknej i Bestii, bo Piękna i Bestia to już u mnie sprawa nieco bardziej osobista i mam opory, żeby zobaczyć prawdziwe twarze w bajce, która ma tyle magii bez aktorów z krwi i kości. Może się kiedyś przełamię. W przypadku Króla Lwa jest inaczej - tak czy siak nie wcisną mi tam ludzkich twarzy, ale za to wszystko będzie miało sierść! :D
  25. A skoro o okolicach tegorocznego Wacken mówimy, to, jak wam (tym, którzy oczywiście mieli szansę oglądać live stream) się podobał wokal Floor? Moim zdaniem, jeżeli to nie tylko zasługa dobrze (nareszcie!) nagranego dźwięku, Floor brzmiała niesamowicie! Była w takiej formie, jak chyba nigdy przedtem! Mogę tylko mieć nadzieję, że na koncercie w Polsce będzie brzmiała tak samo fantastycznie! :D
×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.