-
Content Count
1961 -
Joined
-
Last visited
-
Days Won
168
Content Type
Forums
Gallery
Calendar
Aktualności
Lyrics
Dyskografia
Reviews
Everything posted by Taiteilija
-
Na pierwszy ogień leci "Come Cover Me", zdecydowała Taiteilija. Na WM lubię wszystkie utwory, ale coś trzeba odrzucić, więc... CCM, choć ma wspaniały wstęp, ciekawy tekst i ogólnie piosenkę bardzo lubię... jednak nominuję, gdyż przypomniało mi się, że kiedyś moment "for me/for you" fatalnie zadziałał na mój ból głowy podczas grypy, powiększając go. Pomna nieprzyjemności - zdecydowałam. Choć myślę, że prędzej wyleci "Crownless" i "Bare Grace Misery". Zwycięzcą prawdopodobnie będzie (mam nadzieję, bo, jak nie, to rozstrzelam ;)) mój all-time faworyt, najbliższa memu sercu piosenka Nightwisha ze wszystkich: "Dead Boy's Poem". Choć ma konkurencję pod postacią "Fantasmic" - epickiej, ośmiominutowej kompozycji o elfach, śpiących królewnach i łysych górach (niemniej, jest to wspaniała kompozycja, ale nie dorasta DBP do pięt, moim skromnym zdaniem). Trzymam kciuki za "Dead Boy's Poem".
-
Nie sądzę, by to był "strzał w policzek" zważywszy na fakt, że jest to jedna z ukochanych piosenek Tuomasa z dzieciństwa, a to, że jej cover, właśnie autorstwa Holopainena, wygrał należy traktować jako docenienie jego pracy włożonej w przygotowanie tego wspaniałego hołdu poświęconego oryginałowi. To wyróżnienie mówi o tym, że Tuo naprawdę włożył serce w ten cover, nadając mu tak wiele z nightwishowej magii, iż stał się równoważny z pełnoprawnymi piosenkami autorstwa Maestro. Nie uważam tego za kpinę, a za docenienie coveru, który dla wielu jest znacznie lepszą wersją niż oryginał, a z pewnością o wiele bardziej rozpoznawalną wersją. Jeżeli spojrzymy na to z tej strony... robi wrażenie. Niewiele jest coverów, które wygrywają, bo cover jest zazwyczaj gorszy od oryginału, a nie na odwrót. Trzeba mieć doprawdy talent, by uczynić cover lepszym niż oryginał. Brawa dla Maestro!
-
Tum-dum! Zatem zwyciężyła piosenka "Walking in the Air" co samo w sobie jest zdarzeniem dziwnym, bo jest to: primo - cover, secundo - ballada. Zazwyczaj w takich wyborach, typowane są raczej szybsze, cięższe utwory, a nie ballady, no i zwykle nie są to covery. Osobiście typowałam "Gethsemane", albo może "Sleeping Sun", choć to ballada, ponieważ jest to raczej popularny kawałek. Tymczasem G ledwie doczłapało do połowy, a SS odleciało, o dziwo, nawet później niż G, za swoją rzekomą komercyjność. Można było liczyć też na "Sacrament", czy "Stargazers"... Nie spodziewałam się zwycięstwa coveru-ballady, ale z drugiej strony, jest to ballada-cover zrealizowana w sposób mistrzowski, a nawet, pokusiłabym się o stwierdzenie, bardziej strawny niż oryginał, w którym głos wokalisty może nie podejść wielu osobom ze względu na swoją piskliwość i nieco zbyt ostry akcent (choć ja nawet lubię oryginał). Po przesłuchaniu tego wykonania, zwycięstwo ballady nie wydaje się takie znowu straszne: [video=youtube]https://www.youtube.com/watch?v=IxNEFYzeexo Piękne! :-D
-
Wątek miłości w "Mistrzu" był optymalny i zaskakujący; nie cukierkowy, nie przejaskrawiony i niezbyt dramatyczny. Osobiście był mi raczej obojętnym, ale, o czym należy wspomnieć, nie irytował mnie, a to się czasem zdarza, gdy mam do czynienia z wątkiem miłosnym w powieści. Bułhakow, jak wspomniałam, wspaniale wykreował bohaterów i mam nawet faworytów wśród bohaterów "Mistrza", którymi są: Woland, Fagot i Behemot. Ogólnie świta Wolanda to doskonały gabinet osobowości; każdy ze świty był oryginałem samym w sobie, a w zestawieniu tworzyli bardzo kunsztowny, absurdalnie komiczny obrazek. Jednak wymieniona przeze mnie trójka to zdecydowanie najciekawsze osobowości: Woland - ze swoją tajemniczością, dumą i imponującą wiedzą, Fagot - ze swoimi figlami i złośliwościami, całą tą dramatyczną otoczką i Behemot - fałszywy, puchaty oszust i kombinator, a także "stworzenie starożytne i nietykalne". To zdecydowanie jedne z moich ulubionych postaci literackich w ogóle. Sprytni, bystrzy i zabawni! Zazwyczaj nie przepadam za tak wszechogarniającym komizmem i absurdem w książkach, jaki występuje w "Mistrzu", ale Bułhakow stworzył wspaniały obrazem posługując się groteską - każdy abstrakcyjny żart miał jakiś logiczny powód, wszystko było elementami układanki. Taak... "Mistrz" to jedna z tych książek, która zasługuje, żeby ją przeczytać choćby i sto razy, a ja wątpię, czy udałoby mi się nią znudzić nawet po tysięcznym. :-D Ostatecznie można ją wypożyczyć z biblioteki, albo przekopać dom w poszukiwaniu zguby, bo naprawdę dla tej książki - warto! ;)
-
Wszystkie posty niezwiązane z tematem Eurowizji, mówiące o poglądach na temat tolerancji oraz religii zostały przeniesione do archiwum. To faktycznie nie jest dobry wątek do tego typu dyskusji. Każdy kolejny post na ten temat będzie uznany za offtop i karany tak, jak offtop.
-
Ja akuratnie skończyłam czytać (po raz drugi) "Mistrza i Małgorzatę" - tym razem na spokojnie, bez nerwów, towarzyszących przerabianiu wszystkich lektur szkolnych i... wciąż jestem zdania, że powieść Bułhakowa to absolutny majstersztyk pod każdym względem i jedno z moich najbardziej ukochanych dzieł literackich. Wspaniały jest ten czarny humor, ta drwina, cała ta symbolika, kreacja bohaterów i w ogóle sposób budowania akcji. Absurd i fantastyka! Pozostaję pod urokiem i pod olbrzymim wrażeniem wirtuozerii tej powieści i wiem, że jeszcze nieraz do niej wrócę, bo ona za każdy razem zdaje się lepsza, bardziej zaskakująca i pełniejsza. :-D
-
Kiedyś brałam w tym udział i mnie wybrali. Komp padł na pół godziny przed rozmową z T. Mam traumę do dziś... ale się zapisałam, bo niby czemu nie? Może tym razem mi się poszczęści. ;)
-
Mówisz o zdrowych, normalnych poglądach pokolenia naszych dziadków, a twoje własne poglądy mają poważny nowotwór. Zgadzam się, że tolerancja powinna mieć granice. Nie mam nic przeciwko innym orientacjom, bo są one tylko pewnym, niezależnym od takich osób zaburzeniem, które wcale nie musi podlegać leczeniu i nie ma w nim tak naprawdę nic złego tak długo, jak mieści się w granicach przyzwoitości; nie jest reklamowane, propagowane i przejaskrawiane przez media masowe, jak np. występ tego/tej Wurst (chory pseudonim i image, nie sprzyjający bynajmniej szerzeniu tolerancji wobec inności, a tylko pobudzający nienawiść, bo po takich występach wszyscy widzą ludzi o innej orientacji, jako wynaturzonych, a to nie jest prawdą). Z kolei rak, o którym wspomniałam, kryje się tu: Nie wiem skąd czerpiesz taki pogląd, bo jest to bzdura! Inność rasowa nie wpływa na predyspozycje fizyczne, czy psychiczne i nie istnieje fakt naukowy, który mówiłby inaczej. Geny wpływają na takie cechy i tylko geny. oraz tu: Czytając to odniosłam wrażenie, że jesteś jednym z tych zwariowanych ortodoksyjnych chrześcijan, którzy czynią znak krzyża na widok zbyt głębokiego dekoltu u kobiety, czy coś. Mimowolnie, takie nasunęło mi się skojarzenie. Odmienność tego typu, jak już wspomniałam, nie jest zła i śmiem twierdzić, że niejeden gej, czy lesbijka jest lepszą istotą ludzką niż wielu "wzorowych heteroseksualnych chrześcijan". To zależy tylko od charakteru. Potępiam te wszystkie parady, przesadne "szpanowanie" orientacją i noszenie jej jak order. Do tolerancji droga jest prosta: zachowujmy się jak normalni ludzie, nie popisujmy się i nie róbmy z siebie homoseksualistów na pokaz, to może łatwiej będzie społeczeństwu zaakceptować taką inność, niż, gdy będziemy występować na Eurowizji i robić z siebie jarmarcznego potwora typu "kobieta z brodą". Ludzie o innych orientacjach powinni to pojąć, a ludzie tacy, jak ty powinni, jak na chrześcijan (o ile nim własnie jesteś), okazywać miłosierdzie, akceptację i chęć zrozumienia. Narzekanie na ich rzekomą grzeszność i siane przez nich zgorszenie nie uzdrowi sytuacji.
-
Włosy ważna rzecz! Od jak dawna zapuszczam? Od nigdy, bo one są ZAWSZE długie! Taak, mam długie włosy (aktualnie jakoś za łopatki, ale kiedy byłam dzieciakiem miałam włosy do kolan - tortury rozczesywania do dziś śnią mi się po nocach) od zawsze, można powiedzieć, bo bardzo szybko rosną i nawet porządnie podcięte szybko wracają do dawnej długości. Natura obdarzyła mnie tym cudownym faktem, że są też dość gęste i nie da się ich ułożyć za diabła; zawsze poczochrana, czyli image na bezdomnego. :dodgy: Marzy mi się przefarbowanie ich na czerwono, ale boję się reakcji mojego owłosienia na tak drastyczną chemię. Już samo to, że kilka miesięcy je plotłam na noc w warkoczyki, żeby były ładnie pofalowane spowodowało masowe wypadanie (właśnie wracają powoli do siebie), więc nie chcę nawet myśleć, co się stanie po farbie. Br. Ponadto odstrasza mnie od farbowania późniejszy przymus maltretowania ich wymyślnymi odżywkami i szamponami. Muszę zatem zostać z moim przyrodzonym ciemnym blondem. Akuratnie czekam, aż mi grzywka odrośnie w pełni, bo z pół roku temu wpadłam na genialny plan, żeby sobie ją obciąć (koszmarny plan - nie reagowała na próby wyprostowania, zmieniając się codziennie w dzikie fale Dunaju... mogłam to przewidzieć, gdyż moje kudły w ogóle nie reagują na prostowanie, czy inne próby uładzenia - są zawsze roztrzepane, poskręcane i w ogóle irytujące). Jeszcze trochę i grzywka w końcu zniknie. Czekam na ten dzień. :huh:
-
[video=youtube]https://www.youtube.com/watch?v=qmy61wRBbLY :-D
-
Passion And The Opera
-
Uzupełnia się coś, czego brakuje, a gama dziwnych zjawisk nie zmniejszyła się, a nawet uległa zwiększeniu. Dlatego, zastosowałabym inne słowo np. "wzbogacona". To słowo, którego użyłam nie jest błędem, nie kłóci się z treścią i sama natrafiłam kiedyś na podobny zwrot w jednej książce, więc myślę, że jest tak dobre, jak każdy inny przytoczony przez Ciebie synonim. I przy okazji uwolnię się od wiedzy i od wspomnień. Wszystkiego będę musiał nauczyć się od nowa, nastąpi jeden wielki reset. Chyba, że pan Machiner jest w stanie, przenieść swoją pamięć, co nie wynika z treści. Nie wszystko musi być podane na srebrnej tacy, nie wszystko musi też być szczegółowe i logiczne, zgodne z prawami, obowiązującymi we wszechświecie, bo moje opowiadanie to tylko taka bajka (jak chyba moje wszystkie tworki literackie), w której swoisty brak logiki i niedopowiedzenia są istotnym elementem klucza interpretacyjnego. Kładę raczej nacisk na refleksje, filozofię, a nie naukę. Wedle mojego zamysłu, Machiner, wymieniłby sobie mózg, zastępując go dokładną kopią (wliczającą wspomnienia, doświadczenia itd., tylko bardziej precyzyjną), ale nie to, czy stworzenie takiej kopii jest możliwe, lub kwestia, czy fakt ten wynika tekstu, czy też nie jest tu ważne. Ważna jest idea takiej wymiany i ogólnie transformacji człowieka w robota. Wiem, wiem! :D Pisałam pod wpływem weny i na szybko, a mimo, że sprawdzałam finałowy produkt kilkakrotnie to, jak zwykle, pominęłam masę błędów. Sądzę nawet, że jest ich więcej, niż tylko "kilka drobnych". ;) Na szczęście, znakomitej większości "byków" nie ma już w oryginale, na moim komputerze, ale wciąż są w wersji z portalu Via-Appia, bo tam mogę edytować tekst tylko przez 24 godziny, a potem musi zostać jak jest i jeżeli się na czas z poprawkami nie wyrobię to... Trudno! Co do interpunkcji, miewam z nią problemy, bo stosuję ją często na wyczucie (opierając się na pauzach potrzebnych na oddech), ale, jak w przypadku innych błędów - w oryginale już je poprawiłam, sugerując się radami użytkowników Via. Pomyślałam o Pinokiu; w końcu tyle jest już bajek o robotach, kukiełkach, zabawkach, które chciały stać się ludźmi, ale żadnego o człowieku, który chciałby się stać robotem! No, a to, że Machiner, który tak nienawidził robotów, sam postanowił zmienić się w robota wcale nie jest nielogiczne, jakby się mogło zdawać. Wyjaśniłam to już w jednym poście na Via, w odpowiedzi na podobny zarzut Kruka (post jest długaśny i zawiły, więc nie będę go tu wklejała): Machiner bał się robotów, ale jednocześnie fascynowały go; Ziarnko prawdy kryje się w podkreślonym fragmencie ;). Dziękuję, Nightfall, za czas poświęcony na przeczytanie i wyczerpujący komentarz! Zawsze doceniam opinie innych, a takie, w których ponadto zawarte są pytania, spostrzeżenia, rady, czy jakiekolwiek zarzuty są chyba najbardziej wartościowymi, bo nikt z taką łatwością nie wyłapie potknięć, czy nie udzieli rad, jak druga osoba, inny czytelnik, a najlepiej ktoś obcy i niemający interesu w prawieniu komplementów. Dzięki jeszcze raz!
-
Jestem pewna, że zaskoczenie będzie też instrumentalne, nie tylko wokalne, bo to fakt, że T. zawsze czymś nowym nas zaskakuje, ale podkreśliłam, że dla fanów niespodzianka wokalna będzie najistotniejszą. Zawsze tak jest, gdy pojawia się nowa wokalistka. Słyszeliśmy Floor tylko w "starych" piosenkach i na dodatek nie wyćwiczonych porządnie, na spokojnie, zatem wszystkiego możemy się spodziewać. Co do niepisania pod głos; wiem, że Tuo zawsze to podkreślał w wywiadach, ale nie jest to absolutną prawdą, ponieważ, pisząc piosenki, musi się liczyć z możliwościami wokalnymi wykonawców, po prostu musi! Sądzę raczej, że owe "nie komponowanie pod głos" według Tuomasa oznacza brak diametralnej zmiany w stylu i klimacie, w jakim tworzy zespół, czy sugerowanie się wyłącznie głosem podczas pisania utworów. Głos wokalistów ma jednak znaczenie; np. Tuomas pisał piosenki na DPP, gdy nie znał jeszcze nowej wokalistki, więc komponował tak, jakby tworzył je "pod" Tarję, zakładając, że możliwości nowej wokalistki będą zbliżone i przez to Anette miała ciężki orzech do zgryzienia, bo musiała dopasować się czegoś kompletnie nie w jej stylu. Miała rzekomo taką samą, lub podobną skalę głosu, ale styl nie był jej, zatem wyszło topornie (wystarczy porównać DPP i IM - widać, że na IM Tuo sugerował się tym, co w stanie jest zaśpiewać pani Olzon i IM wokalnie wyszło o niebo lepiej). Nie jestem znawcą, ale wyrażenie "nie pisać pod głos" wydaje się być nieco niefortunne, a w najlepszy razie fortunne połowicznie, bo zwyczajnie koniecznym i naturalnym jest to, że się zwraca uwagę nie tylko na skalę głosu, ale i styl wokalny wykonawcy, gdy się jest kompozytorem. Tuomas często się w tym względzie gubił w zeznaniach, bo przyznał, że na DPP pisał tak, jak pisał dla Tarji (czyli jednak w pewnym sensie sugerował się wokalem, pisząc), a w między czasie wyznawał w wywiadach, że absolutnie nie komponuje pod wokal. Zakładam więc, wspomnianą przeze mnie połowiczność.
-
Dla mnie Gaga jest wytworem komercyjnego świata. Jej ubiory, teledyski, makijaże to quasi-futurystyczny pastisz, mający na celu zaszokować widza, niczym te przesadnie złociste zdobienia barokowe; przesytem, bufonadą, kwiecistością, a tego nie cierpię. Jej wokal, zaś, niby niezły, tłumiony jest elektronicznym brzmieniem, przysypany przesadą i nowoczesnością. No, i jeszcze te pomysły w stylu sukienki z mięsa oraz inne podobne celebryckie idee, które mają być niby oryginalne, metaforyczne, a są tylko, w moim mniemaniu, żałosną próbą zwrócenia na siebie uwagi (zresztą udaną). Nie pojmuję, co jest w niej oryginalnego? Co wywyższa ją ponad te tam inne rihanny, co to teraz zaśmiecają radiostacje? Kiedyś pewnie bytność takiego wątku na forum fanów Nightwisha, by mnie bulwersowała, zważywszy choćby na to, że ten temat cieszy się większym zainteresowaniem, niż wątek np. Led Zeppelin (z tego można by wywnioskować, że fanom NW bliżej jest w kwestii gustów muzycznych do Lady Gagi, niż Led Zeppelin, do popu, niż do rocka, a przecież metal bliższy jest muzyce rockowej, niż popowej, jak mi się zdaje)... ale teraz żyjemy przecież w czasach kolorowości, naprzykrzającej się nam ze wszech stron i wiecznie jesteśmy torpedowani mądrościami o wolności artystycznej oraz tolerancji, co powoduje po części godne pożałowania zainteresowanie twórczością niesamowicie pokazową i sztuczną, tłumaczone szerokimi horyzontami słuchacza oraz poszanowaniem każdej twórczości (nawet tolerancja i szacunek dla twórczości w nadmiarze są niezdrowe - kojarzą mi się z "mądrymi" wypowiedziami jury programów typu "Mam Talent"). Może żywotność tego wątku jest też spowodowana właśnie jego aktualnością i kontrowersyjnością "artystki" i wcale nie wynika z jakiegoś wielkiego zamiłowania do jej muzyki, panującego na forum (choćby ja - nakręcam go przecież teraz swoją wypowiedzią). Nie pragnę nikogo tu urazić; każdy ma ostatecznie swój styl, gust i coś wy w tej Lady G. dostrzegacie, czego ja chyba nie jestem w stanie... bo, cóż, jest choćby w tej piosence? : [video=youtube] Głębia, oryginalność? Chyba raczej głębia tego, czym jest ta nowa, elektroniczna cywilizacja wielkich metropolii miejskich! Pewnie sprawdza się na imprezach w klubach. No, cóż... weźcie pod uwagę wolność słowa i ograniczcie - proszę - krytyczne wypowiedzi pod moim adresem (prośba skierowana głównie do forumowych miłośników Lady Gagi), bo wyraziłam swoje zdanie i szanuję wasze. Widocznie, dla was jest to ciekawa osobistość. Nie pochwalam tego, nie popieram, ale i zakazywać nie mam władzy. PS. Żeby mieć pojęcie i nie wyjść na ignoranta, posłuchałam piosenki, którą wstawił Ares (a nuż zmienię zdanie i wszystkich przeproszę), bo pomyślałam, że może znam tylko jej starsze dokonania i nowe są choć trochę inne... pomyliłam się. Umca-umca, elektronika i melodyjka, niczym z pegasusowych gier. Jednak wciąż nie widzę tej, wspomnianej "niesamowitości".
-
Taaak! Nazareth fajny zespół; wokal z charakterem, świetne solówki i jakieś takie ciepło jest w ich brzmieniu, taka rysa klimatu lat 70. Zresztą to właśnie Izzy (fan starych, rockowych brzmień) mi ten zespół przedstawił z rok, czy dwa temu, za pośrednictwem utworu "Love Hurts", a później "Dream On". Kocham ballady w tym stylu! :-D
-
O, nie, nie, nie. Nie lubię growlu, nawet bardzo nie lubię; warczenie do mikrofonu nie ujmuje moich uszu, że się tak wyrażę. Na całe szczęście, mogę zapewnić, że w NW się nie doczekamy growlu, a raczej nie doczekamy się tego, aby była jakakolwiek przewaga użycia growlu na albumie. Taka technika wokalna średnio do NW pasuje, ale odpowiednio zmiksowany growl w tle, służący do podkreślenia jakiś bardziej agresywnych fragmentów szybszej piosenki może się tam znaleźć i pięknie wkomponować się w całość. Podkreślam jednak, że byłby to epizod, coś mało wyrazistego, fragmentarycznego - zapewniam, że nic na całość tego typu nie usłyszymy. Za twory pokrewne Epice podziękuję, bo jakoś nigdy mnie nie ujmowała muzyka tego zespołu. Wszyscy się zachwycają Epiką, a ja nie potrafię; nie czuję tego. Mają niby świetny wokal, zdolności, ale brak im tego czegoś, czegoś własnego, jakiejś takiej wizytówki, subtelnej ręki jakiegoś Tuomasa, który nadałby utworom specyficznego smaczku. Mam nadzieję, że podobna nijakość, czy wtórność (inspiracja Epiką byłaby wtórnością) nie przytrafi się NW, a znając Tuo, to się nie stanie. Holopainen ma inny styl. Jestem za eksperymentami, ale też bez przesady... bo wystarczy zwrócić uwagę na obecny "nowy styl" Within Temptation. Kicz i chała. No, i ja myślę, że Maestro, jak zwykle, dorzuci jakąś nowostkę; nowe instrumenty, nowy miks, nowa inspiracja, ale nie łudziłabym się, że spotkamy się z czymś pokroju Vangelisa, czy Jarre'a; znam obu kompozytorów - przepadam za niektórymi kompozycjami Vangelisa (a i Tuomas je uwielbia, choćby "Fields Of Coral", o czym wspomniał niejednokrotnie), za Jarrem, zaś nie przepadam, to nie sądzę, by T. tak daleko posunął się w eksperymentowaniu, aby dobrnąć do elektroniki, nawet w pojedynczym utworze. Osobiście uważam, że nowy album będzie już sam w sobie eksperymentem, ponieważ mamy nową wokalistkę i Holopainen będzie wypróbowywał jej wokal; własnie na eksperymenty wokalne liczę najbardziej, a znając możliwości Floor może być bardzo ciekawie! Troy będzie miał akurat tyle do roboty, ile miał wcześniej jako instrumentalista - Tuomas podkreślał to już w wywiadach, a nawet mówił, że może być go mniej (IM i DPP obfitowało w folkowe wstawki, a ten album ma być nieco mniej orkiestralny, zespół ma być wyraźniejszy, a co za tym idzie folkloru też może być ciut mniej), ale... o ile pamiętam, zaznaczył, że pan Donockley ma bardzo ciekawy wokal, a tym ciekawszy, że różny diametralnie od głosu Marco i, że ten oto wokal niemal na pewno znajdzie zastosowanie na nowym krążku. Te przemyślenia skłaniają mnie jeszcze bardziej do konkluzji, że najwięcej eksperymentów i niespodzianek czekać nas będzie ze strony wokalnej, a nie instrumentalnej. ;)
-
Sacrament Of Wilderness
-
[video=youtube]https://www.youtube.com/watch?v=yE2B_kCfvss
-
Sacrament Of Wilderness
-
Powiem, że jest to piosenka, która z pięć minut wyleci mi z głowy, lub zmiesza się z innymi. Nie jest zła, ale bardzo singlowa, a wokalista nie śpiewa za bardzo w moim guście. Mimo wszystko ta piosenka na pewno przebija klasą to, co ostatnio wyczyniają muzycy Within Temptation... Na samą myśl skóra mi cierpnie. :dodgy: No, a co wy ludziska na to: [video=youtube] Solowy projekt drugiego perkusisty Guns N' Roses. Płytka wyszła mu balladowa, bardzo porządna i klimatyczna... szkoda, że jest trudno dostępna i niewiele się mówi o niej poza ściśle gunsowymi kręgami. Zostawiam wam jeden utworek do oceny. ;)
-
W mojej skrajnie romantycznej duszy obudził się ostatnio jakiś złośliwy chochlik pozytywisty i zmusił mnie do napisania czegoś koniecznie o wynalazcach. Opowiadanie jest już ukończone i gotowe do przeczytania... co prawda, jak zwykle, raczej długie, ale, liczę, że komuś tutaj, w godzinie nudy, zachce się może je przeczytać: "Pan Machiner"
-
Mnie uszczęśliwia coś podobnego... brak lekcji od 26 kwietnia! Od prawie miesiąca mam wakacje! Najdłuższe i ostatnie prawdziwe wakacje w życiu. :happy:
-
Wiosna to dla mnie początek długich dni oczekiwania na stopniowo dojrzewające owoce. Posiadanie działki ma ten plus, że o wszystkich owocach wiem, iż są zdrowe, bez chemikaliów i, co ważniejsze, własne i za darmo! :D Czekam na truskawki, chyba najbardziej, żeby je sobie przyrządzić z bitą śmietaną, albo zwykłą, słodką i cukrem, może pokusić się o ciasto z truskawkami, albo lody? Oczekuję też malin i jeżyn (choć na te drugie przyjdzie jeszcze bardzo długo czekać), a nawet porzeczek, lub agrestu! Domowo robione kompoty i syropy to jest to. Nie wiem, jaki będzie ten rok, ale mam nadzieję, że nasze działkowe drzewko brzoskwiniowe też ładnie obrodzi... ale brzoskwinie... zjem bez żadnych dodatków. Kocham brzoskwinie! :-D