Jump to content

Ada28

Moderators
  • Content Count

    258
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    73

Everything posted by Ada28

  1. Ada28

    Leaves' Eyes/Liv solo

    Przestałam śledzić dokonania Leaves' Eyes po rozstaniu z Liv i muszę przyznać, że nie znam praktycznie wcale ich twórczości z nową wokalistką. Kilka losowo odsłuchanych utworów zupełnie do mnie nie trafiło i trzymałam się kurczowo krążka "King Of Kings", który do tej pory jest jednym z moich ulubionych. Powyższy utwór jest bardzo przyjemny, melodyjny i wpadający w ucho. Elina prezentuje sie przepięknie, sposobem poruszania i kreacją rzeczywiście przypominając Tarję. Nie przeszkadza mi to, natomiast wokalnie... no cóż, nie moja bajka 😕 Brakuje mi tej krystalicznej barwy, którą miała Liv, i już się chyba od tego nie uwolnię. Preferuję więc dokonania solowe Norweżki. Oto najnowsze z nich. Z chęcią przesłuchałabym cały album w takim klimacie.
  2. Jestem z tych, którzy również słuchają nowego albumu od deski do deski. Od pierwszego przesłuchania zawsze "leci" cała płyta (Human, Nature lub Human+Nature, jeśli tylko mam czas). Nie potrafię niczego wyeliminować. Obie części są bardzo spójne i odnoszę wrażenie, że gdybym któryś utwór pominęła, zabrakłoby ważnego elementu w misternie budowanej wieży z klocków, która po prostu by runęła. Ulubione klocki z wieży "Human" to na ten moment Shoemaker, Pan, How's The Heart i Endlesness. Część "Nature" odbieram jako jedną, przepiękną, harmonijną kompozycję, która spokojnie mogłaby trwać dwa razy dłużej... Mistrzostwo. Dla mnie HN to ogromny progres względem EFMB. Obyśmy w niedalekiej przyszłości mieli okazję posłuchać nowego materiału również na żywo.
  3. Ada28

    Marco Hietala

    Kilka oficjalnych teledysków z solowej trasy Marko po Europie (Tour Of The Black Heart 2020). Enjoy ?
  4. Ada28

    Tarja

    28.03.2020 r. Tarja wystąpiła live na Instagramie w ramach inicjatywy Together At Home. Więcej takich internetowych akcji koncertowych i może uda się jakoś przetrwać ten trudny czas...
  5. 12 września 2019 r. Marko Hietala ogłasza solową trasę po Europie, w tym koncert w Polsce. Wyświetlam szczegóły wydarzenia i nie dowierzam: moje miasto, sobota, i na dodatek początek ferii zimowych. Szeroki uśmiech pojawia się na twarzy. Zakupiony kilka dni później bilet wędruje do specjalnej teczki, a ja zaczynam odliczać długie jesienno-zimowe tygodnie, jakie pozostały do koncertu wirtuoza gitary basowej we Wrocławiu. Zróżnicowana brzmieniowo i stylistycznie płyta Marko o wdzięcznym i nic niemówiącym tytule „Mustan Sydämen Rovio” szybko ląduje wśród najczęściej odtwarzanych klipów na YT i rośnie z każdym przesłuchaniem. 24 stycznia (a właściwie tydzień później, po polskiej premierze) dołącza do niej angielski album o nazwie „Pyre Of The Black Heart”, który szybko nabywam w Empiku. Na kilka dni przed koncertem napięcie zaczyna rosnąć... Dzięki zaangażowaniu życzliwych osób z teamu DE oraz uprzejmości organizatora udaje się zdobyć upragnioną akredytację foto i zgodę na przeprowadzenie wywiadu z artystą. Motylki w brzuchu zaczynają swój taniec ;) W przeddzień wydarzenia jest już ze mną @anulka79, z którą wspólnie zwiedzamy centrum Wrocławia. Choć deszczowa aura nie zachęca tego dnia do spacerów, udaje nam się zobaczyć najważniejsze zabytki miasta. Po powrocie do domu zajmujemy się przygotowaniem upominków dla Marko, w tym przede wszystkim upieczeniem czekoladowych muffinek. Zdobimy je jadalnymi czarnymi serduszkami i wykonanymi przez Anię flagami. Dokładamy do tego tradycyjne polskie słodycze, ilustrowany album o Polsce, pamiątkowy kubek i torbę oraz figurkę krasnala z mikrofonem – jako symbolu miasta. Opracowujemy strategię wywiadu, sprawdzamy ustawienia aparatu i szykujemy gadżety do podpisu w nadziei, że starczy nam czasu na zdobycie autografów. Gdy wszystko jest już gotowe, zostaje nam jeszcze kilka godzin na odpoczynek i zebranie myśli. W chwili, gdy zjawiamy się przed klubem, Marko już tam jest. Długie jasne włosy odcinają się na tle szarego otoczenia, nie pozostawiając co do tego żadnych wątpliwości. Artysta szybko jednak znika w środku, a my idziemy w kierunku wejścia, gdzie pierwsi fani oczekują już na otwarcie drzwi. Stoi tam zaledwie kilka osób, z którymi nawiązujemy sympatyczne rozmowy. Jednak naszym celem jest backstage. Chwytamy więc torby z prezentami i przemieszczamy się w kierunku ogródka przy tylnym wejściu do klubu. Po krótkim czasie wychodzi z nich sympatyczny tourmanager Sven, który zaprasza nas do środka nieco wcześniej niż było zaplanowane. Na zrealizowanie wywiadu mamy 15 minut. Marko wchodzi z uśmiechem na twarzy i wita się z nami uściskiem dłoni. Spokojny i niezwykle wyluzowany człowiek. Na początku wręczamy mu nasze prezenty, z których wyraźnie się cieszy. Następnie przeprowadzamy rozmowę, a ja robię w jej trakcie za zgodą Marko kilka zdjęć. Zostaje jeszcze trochę czasu na podpisanie gadżetów oraz zrobienie pamiątkowych fotek ze spotkania. Na tę okoliczność wyjmujemy polską flagę, przygotowaną specjalnie na ten wieczór przez jedną z utalentowanych fanek. Wrócimy do niej jeszcze w dalszej części relacji. Kończymy nasz wywiad nagraniem pozdrowień Marko dla fanów Nightwish PL i podziękowaniami za poświęcony nam czas. Ufff... Pierwszą część koncertowego przedsięwzięcia możemy uznać za sukces! Emocje chwilowo opadają, lecz przed nami kolejne wyzwania. Przed otwarciem bram rozdajemy czekającym fanom kartki z czarnymi sercami, informując o zaplanowanej na ten wieczór akcji koncertowej. Po wejściu do klubu odbieram akredytację foto, zaś Ania staje przy barierkach, aby koordynować naszą akcję, zaplanowaną na czas trwania pierwszego utworu. Supportem tego wieczoru jest pochodząca z Helsinek heavymetalowa formacja Oceanhoarse, istniejąca od 2018 roku. Z perspektywy osoby stojącej w fosie mogę powiedzieć, że ich występ to czysta energia, buchająca z każdego kąta sceny. Choć muzycznie mnie nie przekonują, to na scenie są niczym ognisty żywioł. Atmosfera zostaje zdecydowanie podgrzana, a zgromadzona pod sceną publiczność nagradza blisko 45-minutowy koncert Finów gromkimi brawami. Po krótkiej przerwie wśród aplauzu (niestety nielicznie) zgromadzonej publiczności na scenę wchodzi Marko z zespołem. Wrzawa i okrzyki radości wypełniają klub, który mógłby pomieścić co najmniej drugie tyle ludzi. Na barierkach wisi wspomniana wcześniej flaga z napisem „Poland loves the Rock Gandalf”, datą i miejscem koncertu. Wchodzę do fosy i znów mam Marko na wyciągnięcie ręki. Trzy utwory bez lampy. Robię zdjęcia, starając się nie przeszkadzać kilku innym fotografom w fosie. Tak bardzo skupiam się na głównym aktorze całego przedstawienia, że zapominam o naszej akcji! Tymczasem fani podczas refrenu „Star, Sand and Shadow” unoszą w górę kartki z czarnymi sercami. Wygląda to wspaniale, i, co najważniejsze, bardzo podoba się Marko, który w przerwie chwali nasz oryginalny pomysł i dziękuje za ciepłe przyjęcie. Kolejne dwa utwory to „Dead God’s Son” i „The Voice Of My Father”. Staram się oczywiście pstryknąć jak najwięcej fotek, korzystając z cennego czasu przy samiuteńkiej scenie. Marko tradycyjnie już chyba występuje boso, co też gdzieś tam staram się uchwycić. Setlista składa się z całego albumu „Pyre Of The Black Heart”, coverów „Starman” Davida Bowiego, „War Pigs” Black Sabbath oraz fińskiego „Olet lehdetön puu” Hectora. Dostajemy łącznie 13 utworów, a podczas finalnego „Truth Shall Set You Free” Marko zamienia bas na wiolonczelę. Atmosfera jest wspaniała. Choć stoję z aparatem gdzieś w tylnych rzędach i nie wszystko dobrze widzę, czuję się pozytywnie naładowana i szczęśliwa, że wszystko poszło po naszej myśli. Ostatnim akcentem kończącego się koncertu jest wspomniana tu już dwukrotnie flaga, która ostatecznie ląduje na scenie i z którą cały zespół robi sobie zdjęcie. Ukłon, brawa i uniesione kciuki Marko są najlepszym dowodem na to, że nasze starania zostają docenione. Artysta opuszcza scenę uśmiechnięty, zabierając flagę ze sobą, a my opuszczamy klub w poczuciu spełnienia i zrealizowania planu. Jestem przekonana, że za lat kilka bądź kilkanaście, gdy Rock Gandalf do nas wróci (w co wierzę), przywitamy go równie serdecznie, lecz wtedy będzie nas już znacznie więcej. A może nawet tyle, że będziemy mogli pochwalić się sold-outem. To był dzień pełen niezapomnianych, pozytywnych wrażeń. Nie jest łatwo ubrać je wszystkie w słowa i przelać na papier. Pisząc tę relację niemal tydzień po wydarzeniu, wciąż przeżywam je na nowo. Dziękuję wszystkim, z którymi dzieliłam ten wieczór, a także emocje przed i po koncercie. Jesteście najlepsi! ❤️
  6. Ada28

    Apocalyptica

    Zupełnym przypadkiem natrafiłam dzisiaj na nowy singiel zespołu z nadchodzącej płyty "Cell-0". Wymowny tytuł i teledysk od razu chwycił mnie za serce. Mistrzostwo ♥ [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=0byT8C0UEZ8
  7. Ada28

    Floor Jansen

    Moim zdaniem program Beste Zangers wspaniale ukazuje ogromny potencjał wokalny Floor. Jestem pod wielkim wrażeniem każdego z jej występów. Przemawia do mnie jej oryginalność, swoboda śpiewania w różnych językach i nieprzeciętna umiejętność dopasowania się do różnych stylów muzycznych. Choć jest królową w świecie metalu, potrafi zaskoczyć subtelną balladą, budząc emocje w sercu słuchacza. Wystarczy spojrzeć na reakcje uczestników w studio. Warto zgromadzić wszystkie występy Floor w jednym miejscu, dlatego wklejam je tutaj, żeby nie zaginęły w pojedynczych postach. Wpis będzie na bieżąco aktualizowany. 1. VILJA LIED [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=lcLG5X1i2QM 2. MAMA [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=sj1ibZrjQTs 3. QUE SÉ SIENTE [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=DfYeLUoqw0E 4. I DON'T KNOW A THING ABOUT LOVE [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=ahykaAPHhs8 5. SHALLOW [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=M68pe4a_9zk 6. WINNER - Ciekawa jestem, czy Tuomas już obejrzał, przesłuchał I skrupulatnie przeanalizował powyższe nagrania. Uważam, że to dla niego lektura obowiązkowa. Ma pod ręką prawdziwy diament, wystarczy tylko pozwolić mu zabłysnąć.
  8. Czas przenieść twórczość norweskiego zespołu do odrębnego wątku, zwłaszcza że grupa reaktywowała się po 20 latach całkowitego milczenia i w 2018 roku powróciła w oryginalnym składzie z nowym materiałem. Mowa o singlu „Re-Conception” oraz o EP-ce „My Dark Symphony”, na której znalazło się sześć premierowych utworów. Za mikrofonem swojej macierzystej formacji stanął ponownie Roy Khan, na którego powrót do śpiewania liczyło wielu fanów na całym świecie. Album spotkał się z dobrym przyjęciem, choć, jak informują internetowe recenzje, pozostawia pewien niedosyt w kwestii charakterystycznego dla zespołu progresywnego brzmienia. Dominuje wokal – czysty, mocny i równie przejmujący jak za dawnych lat (ach, to khanowskie vibrato – ciary!). W przyszłym roku ma się ukazać nowy krążek grupy i – miejmy nadzieję – zespół wyruszy w trasę koncertową poza granice rodzinnego kraju. Marzę o tym, aby usłyszeć ich kiedyś na żywo. Aktualny skład: Roy Khan - śpiew (Kamelot) Tore Řstby - gitara Ingar Amlien - gitara basowa Arve Heimdal - perkusja Trond Nagell-Dahl - instrumenty klawiszowe [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=gR0_Sr1ON2U [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=xIq26eER-UY A tak brzmią na żywo po 20 latach. Tym razem coś ze starego repertuaru - utwór "Gethsemane" z albumu "Flow" (1997). [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=zVvrWFYWZLE
  9. Panowie w habitach nie zwalniają tempa. Już na przełomie 2019/2020 r. wyruszą w kolejną światową trasę koncertową z okazji 20. rocznicy wydania pierwszego krążka ze słynnego cyklu „Masters Of Chant”. Przypomnę, że ów cykl obejmuje 10 płyt wydanych w latach 1999-2015. Znajdują się na nich covery znanych i lubianych kompozycji z różnych gatunków muzyki popularnej (głównie pop-rock). Album nr 7 rozpoczyna się doskonale nam znanym „Meadows Of Heaven”. W ramach Masters Of Chant World Tour chór zawita także do Polski, gdzie wystąpi aż sześciokrotnie: 19.01 we Wrocławiu, 20.01 w Poznaniu, 19.03 w Warszawie, 20.03 w Krakowie, 21.03 w Zabrzu i 22.03 w Gdańsku. Jest więc okazja, by zobaczyć na żywo przepięknie zaaranżowany i dopracowany do perfekcji spektakl, który z pewnością zachwyci każdego melomana. Wrocławski koncert chóru Gregorian będzie dla mnie już czwartym z kolei, w którym wezmę udział. Jednak po raz pierwszy kupiłam bilet w strefie najbliżej sceny, tuż za pierwszymi rzędami. Cieszę się, że fotografowanie jest zabronione, bo obawiam się, że w przeciwnym razie nie potrafiłabym oderwać obiektywu od sceny i przegapiłabym połowę występu ;) Oto trailer do nadchodzącej jubileuszowej trasy. Zachęcam do bliższego zapoznania się z przebogatym repertuarem tego chóru - naprawdę warto (y) [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=86oS1w9Fuys
  10. Ada28

    Powerwolf

    Zacznę od tego, że... nigdy nie słuchałam Powerwolfa. Gdzieś mi się obiło o uszy, że taka formacja istnieje, na metalowych festiwalach mijałam fanów w „powerwolfowych” koszulkach, ale jakoś nie interesowałam się bliżej ich twórczością. Do czasu ogłoszenia koncertu we Wrocławiu (24.11.2019), bilety na który kupiłam chcąc po raz drugi zobaczyć na żywo zespół Gloryhammer, który wystąpi w roli supportu. Z racji faktu, iż nie lubię chodzić na koncerty nieprzygotowana, odpaliłam pewnego pięknego dnia krążek „Sacrament Of Sin”, zdrowo podkręciłam głośniki i... przepadłam. Od razu ujął mnie mocny, agresywny wokal, melodyjne brzmienie i oryginalny image zespołu. Moim faworytem z tego albumu jest „Stossgebet”. Zdecydowanie słyszę w tym kawałku inspirację Rammsteinem, i to nie tylko przez język niemiecki, ale głównie za sprawą charakterystycznego brzmienia. Myślę, że Attila i Till z powodzeniem mogliby go zaśpiewać wspólnie (to dopiero byłaby miazga na koncercie :D). I tak oto Gloryhammer poszedł w odstawkę, a ja zaczęłam wielbić niemieckie demony, które w ostatnim czasie stały się moimi najlepszymi przyjaciółmi w muzycznej podróży ;) Koncert z pewnością będzie ognisty, dynamiczny i naładowany pozytywną energią. Już się na niego „iskrzę” (cieszę) :) [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=f0mIJ5Y86bc
  11. Ada28

    Tarja

    Płyta „In The Raw” jest z nami już od prawie miesiąca. W moim odczuciu jest to bardzo dobry i zróżnicowany krążek. Mimo iż po wydaniu singli „Dead Promises” i „Railroads” nie byłam specjalnie zachwycona, a klip do kawałka „Tears In Rain” początkowo uznałam za nieporozumienie, to po kilkunastu przesłuchaniach albumu diametralnie zmieniłam zdanie. Tarja znów poszła krok naprzód i odkryła kolejne karty – karty swoich wspomnień i doświadczeń życiowych. Odsłoniła duszę – stąd tytuł nawiązujący do stanu surowości i sesja zdjęciowa w jaskini, symbolizująca spojrzenie w głąb siebie. Jak podkreśla artystka w wywiadzie dla DUKE TV ( ), potrzebowała pewnego rodzaju „oczyszczenia”, dzięki któremu osiągnęła pożądaną surowość zarówno w aspekcie stanu emocjonalnego, jak i brzmienia na płycie. Złoto idealnie wkomponowuje się w koncepcję całego albumu, gdyż lśni na surowej powierzchni, a ów blask jest elementem, dzięki któremu artystka powraca silniejsza na tory życiowej podróży. Tyle w skrócie na temat koncepcji albumu. Warto wspomnieć, że jest to pierwsza rockowa płyta Tarji, na której nie znajdziemy żadnego coveru. Są za to trzy duety – gościnnie na „In The Raw” wystąpili Cristina Scabbia (Lacuna Coil), Tommy Karevik (Kamelot) i Björn Speed Strid (Soilwork). Na krążku usłyszymy zarówno ciężko dudniące gitary, jak i subtelnie dźwięczące pianino. Tarja eksperymentuje nie tylko brzmieniem, ale także głosem – śpiewa po angielsku i po fińsku, czarując czystymi, przeszywającymi wokalizami (polecam posłuchać w jakości lepszej niż na YT „Awaken – Loputon Yo – Alchemy” – trochę przypomina „Oasis” z MWS). Ja mam ciary. „Spirits Of The Sea” to z kolei utwór, do którego najdłużej się przekonywałam. Dopiero, gdy dowiedziałam się, że jest poświęcony tragicznym wydarzeniom (katastrofie argentyńskiego okrętu podwodnego), zaczęłam odbierać go zupełnie inaczej. I uważam, że Tarja stworzyła arcydzieło. Ale to tylko moja subiektywna opinia. Cały album pozostawiam każdemu z Was do indywidualnej oceny. Na zakończenie kilka zdjęć z sesji fotograficznej promującej „n The Raw”, która została wykonana w jaskini St. Michael’s Cave na Gibraltarze. Ich autorem jest Tim Tronckoe.
  12. Ada28

    Muzyczne nowości

    Znam, słucham, lubię. „Wanderers” brzmi podobnie do swojego poprzednika „The Deep And The Dark”. Oba albumy są bardzo melodyjne i przyjemne w odsłuchu. Głos Clementine urzeka i pozwala odpłynąć (dosłownie;)), a zmiana wokalisty (w 2018 roku Michele Guaitoli na stałe zastąpił Siegfrieda Samera za mikrofonem) jest niemal niewyczuwalna. Mam wrażenie, że liczne zawirowania personalne tylko ich wzmocniły. Oby morskie wiatry im sprzyjały, pozwalając nadal pływać po szerokich wodach mitycznej Atlantydy.
  13. Ada28

    Raskasta Joulua

    Projekt Raskasta Joulua obchodzi w tym roku swoje 15. urodziny. Z tej okazji zaplanowano wyjątkową trasę koncertową po Finlandii, która rozpocznie się już w połowie listopada i potrwa do 18 grudnia. Punktem kulminacyjnym będzie z pewnością koncert w Helsinkach (14.12), podczas którego na jednej scenie zaprezentują się Marko, Floor, Tarja oraz Tommy Karevik, z którym Tarja nagrała duet „Silent Masquarade” (można go posłuchać na najnowszym krązku „In The Raw”). To ma być show z wielkim rozmachem – wspominkowa podróż przez historię zespołu i prawdziwa uczta dla fanów metalu. Z pewnością nie zabraknie też wzruszeń i przyjacielskich gestów. Jak powiedziała Tarja w jednym z ostatnich wywiadów: „The past is what it is, we cannot change that. We can only change the future.” Mam cichą nadzieję na DVD z tej trasy.
  14. Jak zawsze z utęsknieniem czekam na ogłoszenie kolejnego koncertu Tarji i Nightwish w naszym kraju , ale jestem też niezmierne szczęśliwa, że w lutym będę miała okazję posłuchać na żywo Marko we Wrocławiu. Bilety już czekają, a ja z przyjemnością osłuchuję się z krążkiem „Mustan Sydämen Rovio”, który bardzo przypadł mi do gustu. Wyczekuję również angielskiego wydania tej płyty, które ma się ukazać pod koniec stycznia. Mam nadzieję, że Marko przyciągnie na swój występ rzeszę fanów, a ja być może spotkam na tym koncercie kogoś z Was i wspólnie pobawimy się pod sceną. Co do dalszych planów koncertowych, to w styczniu wybieram się już po raz czwarty na swój ukochany chór Gregorian (nie ukrywam, że mam nadzieję po raz kolejny usłyszeć w ich wykonaniu przejmujące „Meadows Of Heaven”), zaś już w listopadzie zamierzam poszaleć na koncertach Powerwolf + Gloryhammer oraz Beast In Black + Myrath. W lipcu 2020 planuję wizytę w Kalevali, gdzie ma wystąpić Kai Hahto. Dużo wydarzeń na horyzoncie, ale na szczęście blisko i w dogodnym terminie. Zaczynam dostrzegać plusy mieszkania w stolicy Dolnego Śląska ;)
  15. @"LuciferMorningStar" Bardzo dziękuję za te miłe słowa :) Hehe, na status VIP-a chyba jeszcze muszę sobie nieco zapracować ;) Cieszę się, że moja relacja przypadła Ci do gustu i pozwoliła w pewnym stopniu przeżyć koncert, na którym fizycznie nie mogłeś być. Mam nadzieję, że zespół szybko do nas wróci i da nam kolejną okazję do spotkania i dzielenia się wyjątkowymi emocjami, jakie budzi w nas wszystkich jego twórczość. Trzymam kciuki, żebyś przy następnej okazji mógł się pojawić na koncercie i życzę wytrwałości w pracy, którą wykonujesz. Pozdrawiam :)
  16. Ada28

    Muzyczne nowości

    Uwaga, uwaga! Panowie z Beast In Black nie zwalniają tempa. Właśnie ukazał się pierwszy singiel z nadchodzącego albumu "From Hell With Love", który ukaże się 8 lutego przyszłego roku. I co powiecie na taki disco-metalowy klimacik lat 80? ;) Czekacie na powrót Bestii do Polski w 2019 roku? [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=4waVZXKE0GU
  17. @"Adrian" Tę inspirację widać gołym okiem i czuć niemal w każdym utworze. Nic w tym dziwnego, skoro gitarzysta i założyciel BiB, Anton Kabanen, powołał tę formację do życia w 2015 roku po odejściu z Battle Beast właśnie. Brzmienie obu zespołów jest podobne. Słucham jednego i drugiego i często odnoszę wrażenie, że tak naprawdę różnice ograniczają się do wokalu, choć heavymetalowy pazur bestii w czerni jest jednak nieco ostrzejszy. Polecam przesłuchanie krążka "Bringer Of Pain" BB. Jest w całości utrzymany w podobnym tanecznym klimacie jak wspomniany kawałek "Touch In The Night". Niesamowicie melodyjny, taki trochę disco-metal. Dla mnie całkiem ok :)
  18. Ada28

    Floor Jansen

    Kolejny wywiad z Floor, przeprowadzony niedawno w Paryżu. Między innymi o końcówce GLS, pisaniu tekstów do utworów NW i projekcie Northward. Tak nawiasem dodam, że Floor przepięknie tu wygląda. [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=wTC05z1TxXg
  19. @blusur Miło słyszeć, że na trybunach też było szaleństwo! Wcale nie twierdzę, że fani, którzy kupili miejsca siedzące, grzecznie na nich siedzieli przez cały koncert. Rozumiem, o czym mówisz, bo sama na koncercie Rammstein 2 lata temu świetnie bawiłam się właśnie w przejściu między rzędami krzesełek. Musiałam tylko mocno uważać, żeby skacząc nie spaść ze schodków ;) Cieszę się, że na krakowskim koncercie NW trybuny były pełne, a fani reagowali tak żywiołowo. Z naszej perspektywy nie dało się dostrzec szczegółów, ale czuliśmy wasze wsparcie i waszą energię :) Naprawdę zazdroszczę tego widoku na całą arenę, rozświetloną latarkami i podrygującą w rytm skocznych melodii. Mam nadzieję, że kiedyś też wezmę moje dzieci na koncert NW. Jeszcze trochę muszą dorosnąć ;) Póki co byłam z mężem, który podobnie jak ja stał w strefie GC, ale gdzieś dalej. Oboje fantastycznie się bawiliśmy, i o to właśnie chodziło. Pozdrawiam :) WE WERE HERE!
  20. @"beatag60" Myślę, że te euforyczne reakcje są w pełni uzasadnione. 10 długich lat czekaliśmy na powrót Nightwish na koncert halowy. Po tak długiej przerwie nasze apetyty były ogromne, a zespół w pełni je zaspokoił, serwując nam perfekcyjne show na najwyższym poziomie. Ja za nic nie potrafiłabym przeżyć tego wieczoru na spokojnie, siedząc gdzieś na trybunach i oglądając koncert z daleka. Czułam silną potrzebę bycia blisko zespołu, wśród tego rozentuzjazmowanego tłumu wykrzykującego swoje zachwyty w kierunku sceny. Przy barierkach mogłam dać upust pozytywnym emocjom, które się we mnie nagromadziły, jednocześnie dzieląc je z tymi, którzy byli blisko mnie. To było fantastyczne uczucie i tego własnie było mi trzeba! :D @"anulka79" Aniu, kiitos! Znów emocje wzięły górę, ale jak tu pisać o tym koncercie spokojnie i rzeczowo? Ja nie potrafię, tyle się działo! Cieszę się, że mogłyśmy dzielić razem te wyjątkowe chwile przed i w trakcie koncertu i że dzięki determinacji zrealizowałyśmy plan! Co do naszego postanowienia - cóż, ja już wiem, że w nim nie wytrwam! :P
  21. O tym, że mój ukochany Nightwish przyjedzie do nas w ramach europejskiej części trasy Decades, dowiedziałam się w dniu swoich urodzin (nie bez przyczyny wrzucam moją relację właśnie dzisiaj). Był koniec listopada ubiegłego roku. Na oficjalnej stronie zespołu pojawiło się info, które zelektryzowało fanów w całej Polsce. Oto po ponad 10 latach Finowie zapowiedzieli swój drugi halowy koncert w naszym kraju. Wpadłam w euforię. Wiedziałam, że muszę na nim być. Miesiąc później bilety elektroniczne na Golden Circle leżały już na półce, grzecznie czekając na swój czas. Mijały dni, tygodnie, miesiące... Śledziłam na bieżąco informacje z Nightwishowego obozu i zastanawiałam się, jakie utwory z wczesnego okresu działalności zespołu będzie mi dane usłyszeć w Krakowie. Byłam niezmiernie ciekawa nowych aranżacji starych kawałków, szczególnie tych od bardzo dawna nie granych na żywo. Czas pozostały do koncertu mijał szybko. Ani się obejrzałam, gdy nadeszła połowa listopada. W przeddzień show z radością i dreszczem emocji zapakowałam bilety i wyruszyliśmy wraz z mężem do Krakowa naszym vehicle of spirit. Piątkowy wieczór spędziliśmy w gronie przyjaciół, ciesząc się wspólnym towarzystwem i dzieląc pozytywne emocje odczuwane w związku z przyjazdem naszych fińskich ulubieńców. Gdy 11 miesięcy przed koncertem kupowałam bilety na strefę GC, marzyłam, aby móc przeżyć to wyjątkowe muzyczne widowisko stojąc tuż pod sceną, podobnie jak na Czad Festiwalu 2 lata wcześniej. Z Nightwishem już tak mam. Przyciąga mnie. Wabi. Kusi. Rzuca urok, któremu nie potrafię się oprzeć. Nie było więc innej opcji – musiały być barierki. Postanowiłyśmy wraz z @anulka79 spróbować zdobyć tę upragnioną miejscówkę i odpowiednio wcześnie udałyśmy się pod Tauron Arenę. Było zimno, ale dzięki wspólnym rozmowom i kocykom termicznym udało nam się przetrwać ciężkie cztery godziny oczekiwania na wejście do obiektu, a potem już puściłyśmy się pędem do złotej strefy, szukając dziury w szeregu szczęśliwców, którym już udało się zająć miejsca w pierwszym rzędzie. Znalazłyśmy ją po lewej stronie. Nasza determinacja została nagrodzona. Barierki były nasze! Tauron Arena powoli się wypełniała. Przy scenie krzątali się technicy, ochroniarze, a także znane twarze z bliskiego otoczenia zespołu. Fotograf Timo Isoaho, manager Ewo Pohjola, a nawet Kai Hahto we własnej osobie. Wow! Stanie blisko sceny ma swoje zalety. Support Beast In Black był mi znany wcześniej. Kojarzyłam poszczególne utwory i wiedziałam, że ich występ będzie głośny, energetyczny, z heavymetalowym pazurem. Włożyłam więc stopery, by nie narazić uszu na zbyt dużą dawkę decybeli i przeszywający wręcz wokal, zdolny chyba tłuc szklanki. Bestia w czerni zdecydowanie porwała polską publiczność chwytliwymi melodiami i efektownym synchronicznym headbangingiem, który udzielił się fanom w pierwszym rzędzie. Fruwały włosy, ale ku mojemu zdziwieniu nikt nie przelatywał nad naszymi głowami – a po ostatnich koncertowych doświadczeniach tego właśnie się spodziewałam. Grecki wokalista formacji to prawdziwe zwierzę sceniczne – drapieżne, rozkrzyczane i kipiące energią, którą doskonale potrafi przekazać fanom. Nie tylko po mistrzowsku wrzeszczał do mikrofonu, ale i przepięknie zaśpiewał emocjonalną balladę, podczas której arena rozbłysła tysiącami światełek wydobytych z telefonów komórkowych („Ghost In The Rain”). Widok z trybun musiał być nieziemski. Gdy wśród okrzyków rozentuzjazmowanej publiczności skandującej „Beast in Black! Beast in Black!” panowie zakończyli swój występ i zeszli ze sceny, poczułam coś, czego nie potrafię opisać słowami... Takie drżenie w środku, które bardzo mocno utwierdziło mnie w przekonaniu, że marzenia są po to, by je spełniać i o nie walczyć. Oto stałam przy barierkach, na koncercie ukochanego zespołu w swoim kraju, wśród szesnastotysięcznego tłumu, wspierana przez fantastyczną koleżankę. Czegóż mogłam chcieć więcej?? Gdy na wizualizacji w tle sceny pojawił się zegar odliczający sekundy do rozpoczęcia show, napięcie osiągnęło punkt kulminacyjny. Najpiękniejszy spektakl na Ziemi rozpoczął się łagodnie, od instrumentalnego wykonania ballady „Swanheart” przez Troya. The journey down the memory lane has begun. Magia subtelnych dźwięków płynących do ucha wprawiła mnie w iście błogi nastrój, z którego zostałam wyrwana przez wzniecone nagle płomienie, zapowiadające kawałek „Dark Chest Of Wonders”. Buchnęło gorącem po twarzy (nosów na szczęście nie osmaliło! ;), na scenę wbiegli pozostali członkowie zespołu i show wystartowało z pełną mocą. Od tej pory zaczęłam z zapałem zdzierać gardło, starając się jak najpełniej przeżyć ten niezwykły spektakl, w którym dane mi było uczestniczyć. Wizualizacje do poszczególnych utworów robiły niesamowite wrażenie. Chwilami czułam się jak na przedstawieniu w teatrze, chwilami jak na szalonym, pędzącym z zawrotną prędkością rollercoasterze. Omal z niego nie wypadłam, gdy usłyszałam pierwsze dźwięki tak bardzo wyczekiwanego „Slaying The Dreamer”. Floor nie tylko fantastycznie wyciągnęła końcówkę, ale i growlowała wspólnie z Marco i zaprezentowała efektowny headbanging. Pamiętam, że powiedziałam wtedy do stojącej obok Ani: „Miazga!”. Niemal równie mocne wrażenie wywarł na mnie „Devil And The Deep Dark Ocean”. Kolejny utwór, który zespół przeniósł w inny wymiar, zachowując klimat oryginału. Żywy wokal Marco, przeszywające okrzyki Floor plus fascynująca gra świateł i płomieni – efekt był wręcz piorunujący. „Dead Boy’s Poem” również mnie oczarował. Piękne jest to, że Floor, śpiewając dany utwór, przekazuje zawarte w nim emocje na swój sposób. A ten utwór jest wyjątkowo emocjonalny. Wykonanie na żywo było znakomite, szczere i trafiło prosto do serca. ♥ Niezmiernie się cieszę, że Finowie zaserwowali nam w Krakowie również takie smakowite kąski jak „Kinslayer”, „10th Man Down”, „Gethsemane” i „The Carpenter”. Odświeżone aranżacje zdecydowanie tchnęły w zakurzone dotąd utwory nowe życie i pokazały zespół jako zgrany team, który po 20 latach nadal potrafi wydobyć z nich tę jedyną w swoim rodzaju magię. Właściwie jedynym utworem, który w przearanżowanej wersji nie przypadł mi do gustu, był „Sacrament Of Wilderness”. Tu zdecydowanie preferuję oryginalne wykonanie. Świetnie bawiłam się w rytm skocznych melodii „I Want My Tears Back” i „Last Ride Of The Day”. Zmęczenie nóg i ból pleców spowodowany długim staniem zupełnie przestał być odczuwalny. Poczułam taki dopływ mocy, że skakałam radośnie wraz z tłumem. Dopiero na filmikach widać, że skakała cała arena – ach, jak to musiało wyglądać z trybun! Sama Floor zresztą tak skomentowała krakowski koncert na swoim Instagramie: „Yesterday was our biggest indoor show thus far in front of nearly 16000 Polish fans in Krakow. Inside a flying saucer ? Such an incredible ride! Such an energy! It would have lifted off back into space if we played longer”. Istotnie – chwilami mogłam sobie wyobrazić, jak nagromadzona w arenie pozytywna energia wyrywa obiekt z fundamentów i unosi go w górę, ku przestworzom. Pofantazjować zawsze można! Faktem jest, że koncert rzeczywiście był niezwykle dynamiczny, bogaty w efekty specjalne, perfekcyjnie zagrany – słynne już ‘przybijanie rogów’ przez Floor i Emppu w końcówce GLS, czy też popijanie wina przez Tuomasa i Floor tuż pod naszym nosem, w czasie gdy Marco przemawiał do publiczności, jeszcze dodały mu smaczku. Come, taste the wine... Finał, podczas którego zespół wykonał nieśmiertelne „Ghost Love Score”, wywołał kolejne ciary i wycisnął z oczu łzy. Być tam pod sceną, śpiewać na całe gardło swój ukochany kawałek i patrzeć, jak publiczność zalewa wielka fala czerwonego konfetti – wierzcie mi, to było przeżycie nie do opisania. Nie potrafię ubrać w słowa wszystkich emocji, które towarzyszyły mi tamtego wieczoru. Bawiłam się wyśmienicie i uważam ten koncert za najlepszy, na jakim byłam w życiu. Dziękuję grupie forumowych przyjaciół, z którymi miałam okazję się spotkać, za cudownie spędzony czas. Za wspólne przeżywanie przed- i pokoncertowych emocji, rozmowy do późna w nocy, wsparcie i mnóstwo pozytywnych doświadczeń. Dla Was raz jeszcze moje babeczki – i serduszko, które nie dojechało, bo zostało skonsumowane przed wyjazdem ;) Do następnego razu – oby szybko! Na deser porcja fotek. Enjoy! ♥
  22. Ada28

    Floor Jansen

    Nowy wywiad z Floor :) [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=N6NpjKTYtas&feature=share
  23. Projekt „A Nordic Symphony ‘18” zawitał do Polski 24 i 25 października na dwa koncerty, w ramach których zarówno Stratovarius, jak i Tarja wystąpili w roli headlinerów. Jako support zaprezentowała się istniejąca od 2010 roku brytyjska formacja Serpentyne, wykonująca muzykę z gatunku folk/symphonic metal/rock, inspirowaną średniowieczem. Choć zespół zagrał zaledwie pięć utworów, swoimi oryginalnymi aranżacjami wokalno-instrumentalnymi wzbudził zainteresowanie publiczności, która nie szczędziła Brytyjczykom oklasków. Przyznam, że mi również ich występ przypadł do gustu. Czas pozostały do wyjścia na scenę fińskich weteranów ze Stratovarius upłynął nam, zgromadzonym pod sceną fanklubowiczom, w atmosferze radosnego oczekiwania, wspólnych rozmów i zdjęć. Takie właśnie ulotne chwile tworzą później piękne, pełne pozytywnych emocji wspomnienia, do których z radością się powraca. Gdy Timo Kotipelto z ekipą żwawym krokiem wbiegł na scenę, został owacyjnie powitany przez polskich fanów, których w klubie wciąż przybywało. Mocne wejście utworem „Eagleheart” sprawiło, że koncert Finów już na samym początku nabrał tempa i rumieńców. Błękitnooki Timo w koszulce z imponujących rozmiarów trupią czaszką nawiązał świetny kontakt z publicznością, którą od czasu do czasu zachęcał do wspólnego śpiewania, jednocześnie dziękując za entuzjastyczne przyjęcie. Zespół zagrał dla nas materiał pochodzący z różnych albumów. Usłyszeliśmy m. in. utwór „Oblivion” (2018) promujący najnowsze wydawnictwo zespołu, monumentalne „Destiny” (1998) z krążka o tym samym tytule oraz „4000 Rainy Nights”, grane na tej właśnie trasie premierowo w aktualnym składzie. Wokalista przedstawił towarzyszących mu na scenie instrumentalistów z osobna, pozostawiając każdemu z nich pole do zaprezentowania własnych umiejętności. Gdy popisowe solo klawiszowca Jensa Johanssona przeszło w charakterystyczne dźwięki doskonale znanego fanom klasyka „Black Diamond”, pod sceną zawrzało. Nogi same zaczęły skakać, a ręce wiwatować. Gdzieś w tłumie utworzyło się pogo, stłoczeni blisko sceny ludzie zaczęli na siebie wpadać, a nad naszymi głowami pojawili się surferzy. Stojąc tuż przy barierkach czułam się w miarę bezpieczna, ale przyznam, że w chwili, gdy zobaczyłam za sobą buciory niesionego przez tłum jegomościa, a tuż przed sobą napierających na barierki ochroniarzy, którzy chwyciwszy owego jegomościa za fraki usiłowali przeciągnąć go na swoją stronę, poczułam się lekko zniesmaczona brakiem kultury u polskich fanów. Takich wypadków, zakłócających nieco odbiór całego koncertu, było tego wieczoru kilka. Stratovarius zwieńczył swój występ kultowym „Hunting High And Low”, podczas którego Timo przez niemal 10 minut zachęcał nas do głośnego śpiewania (czyli zdzierania gardeł) wraz z nim, co też skwapliwie czyniliśmy, chcąc za wszelką cenę pokazać, że Kraków potrafi krzyczeć głośniej niż Gdańsk. [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=2UG5N82dPn4 Gdy po jedenastu zagranych utworach Stratovarius wśród burzliwych oklasków zszedł ze sceny (by ku rozczarowaniu zgromadzonych fanów już na nią nie powrócić), zaczęło do mnie docierać, że oto już za chwilkę zobaczę i usłyszę po raz szósty na żywo Tarję, za którą od czasu koncertu we Wrocławiu 6 grudnia 2016 roku zdążyłam się bardzo stęsknić. Jak tylko wszyscy członkowie zespołu zajęli swoje strategiczne miejsca naprzeciwko publiczności, tuż przed naszymi oczami wyrósł las uniesionych w górę aparatów fotograficznych kilkunastu paparazzich, którzy przez pierwsze trzy utwory uwijali się niczym pszczoły w ulu, walcząc o jak najlepsze ujęcia, a przy okazji skutecznie zasłaniając niektórym z nas widok na scenę. Było to nieco irytujące, ale cóż, do przeżycia ;) W świetle reflektorów i obcisłym gorsecie Tarja wyglądała wręcz obłędnie Skórzany outfit podkreślał kobiece wdzięki i pięknie eksponował tatuaż na ramieniu, który artystka wyraźnie lubi pokazywać światu. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam jej w tak seksownym wydaniu. Emanowała kobiecością i niesamowitą energią, którą chłonęła zgromadzona pod sceną publiczność, głośno wyrażając swoje pozytywne emocje. I tu także znaleźli się fani, których emocje poniosły na fali uniesionych w górę rąk aż pod barierki, wskutek czego znów mieliśmy nad głowami surferów :/ Na żadnym z pięciu koncertów Tarji, na jakich byłam w ubiegłych latach, nic podobnego nie miało miejsca... Tutaj owszem. Ochroniarze polecili nam zwinąć z barierek naszą fanklubową flagę, by, jak zapewniali, żaden z nich nie potknął się o nią w razie konieczności interwencji. Zrobiliśmy, o co prosili, aczkolwiek niechętnie i z ociąganiem. Nie zważając na przepychanki pod sceną powodowane przez pogujących fanów i wyciąganych z tłumu surferów, Tarja w pełni profesjonalnie kontynuowała swój występ, tradycyjnie zwracając się do nas po polsku (zgodnie z poniższą rozpiską) i dziękując krakowskiej publiczności za ciepłe przyjęcie. Kulminacyjnym punktem wieczoru było dla mnie wykonanie na żywo utworu „Diva” z płyty „The Shadow Self”. Owej piosenki od dłuższego czasu domagali się fani artystki, zapytani kiedyś o to, jaki kawałek najbardziej pragnęliby usłyszeć na żywo (na drugim miejscu znalazło się GLS). „Diva” to z pewnością kompozycja wyjątkowa i z mocnym przekazem, przez niektórych uważana za spóźnione rozliczenie z przeszłością. To już pozostawiam każdemu do indywidualnej oceny. „Diva” wyszła na scenę w krótkiej sukience odsłaniającej tatuaż, butach na kosmicznym obcasie i koronie, którą otrzymała w prezencie od brazylijskich fanów kilka miesięcy wcześniej. Kolejna perfekcyjna stylizacja, która moim zdaniem dodała jej dziewczęcego uroku. Podczas refrenu unieśliśmy w górę karteczki z napisem „Just Look At Diva”, przygotowane w ramach akcji koncertowej. [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=oc-FOTtS4lY Gdy występ Tarji zbliżał się już ku końcowi, rzuciliśmy na scenę polską flagę z podpisami fanów, którą Tarja z wdzięcznością przyjęła i zarzuciła sobie na plecy. Na scenie czekał już pluszowy Koziołek Matołek, sprezentowany artystce przez jedną z fanklubowiczek, a także piękny portret będący podarkiem od jednego z utalentowanych artystycznie fanów. Te i inne prezenty otrzymane od naszego fanklubu zarówno w Krakowie, jak i w Gdańsku, Tarja zamieściła na swoim Instagramie. https://www.instagram.com/p/BpXuitjByKx/?hl=pl&taken-by=tarjaofficial Był to mój drugi (po Wrocławiu 2016) koncert w szeregach Winter Storm Poland, na którym niestety nie było nam dane spotkać się z Tarją face to face. Tym razem nie zdobyliśmy nawet autografów. Artystka szybko się ulotniła, ale za to do publiczności wyszli Alex (gitarzysta), Kevin (basista) i Timm (perkusista), którzy chętnie pozowali do zdjęć. Przyznam, że nie żywiłam wielkich nadziei na spotkanie z Tarją, wiedząc, że odczuwa ona duże zmęczenie obecną trasą, a w perspektywie ma kolejne wyczerpujące koncerty z Raskasta Joulua oraz własnym repertuarem świątecznym. Na pocieszenie kupiłam ostatnie dostępne na stoisku z merchem dwupłytowe wydanie „My Winter Storm”, którego brakowało mi w kolekcji i w efekcie opuściłam teren klubu usatysfakcjonowana. Koncert w Krakowie z pewnością będę wspominać bardzo dobrze. Mimo deszczowej aury i kilku organizacyjnych niedociągnięć bawiłam się świetnie. Artyści zapewnili nam profesjonalne show, a my im fantastyczne przyjęcie. Frekwencja dopisała, humory też, i tak naprawdę jedyną rzeczą, jaką mogłabym uznać za rozczarowującą, był brak duetu Tarja – Timo. Marzyłam, żeby usłyszeć ich wspólne wykonanie Phantoma, OTHAFA lub choćby Stratovariusowe „Forever”. Nic z tego. Setlista każdego z zespołów zawierała 11 utworów i nie przewidywała bisów ani nawet wspólnego wyjścia na scenę po zakończeniu show. Szkoda. Podsumowując: Zdjęcia ani filmiki za nic nie oddadzą atmosfery tamtego wieczoru. To trzeba przeżyć. Najlepiej jak najbliżej sceny (przy odrobinie szczęścia zdjęcie z Tarją gwarantowane). Polecam każdemu :)
  24. Ada28

    Dark Sarah

    Od kilku dni słucham najnowszego krążka DS kilka razy dziennie i zgodzę się ze stwierdzeniem, że jest to najlepszy album w jej solowym dorobku. Na poprzednich dwóch wydawnictwach będących częścią trylogii „The Chronicles” miałam swoje ‘perełki’, ale były to pojedyncze utwory, wśród których zdecydowany prym wiódł teatralny „Dance With The Dragon”. Cudownie się stało, że Heidi zaprosiła do współpracy JP Leppäluoto, bo stworzyli razem niezwykle wyrazisty, wręcz elektryzujący duet, który się ogląda i którego się słucha z największą przyjemnością. Ja dosłownie mam ciary, gdy ich zgrane głosy przeplatają się ze sobą. Do tego dochodzą niesamowicie klimatyczne teledyski, na które się patrzy jak na przedstawienie w teatrze. Każdy z nich opowiada część historii, która narodziła się w głowie utalentowanej i kreatywnej Finki. Wszystkie trzy albumy: „Behind The Black Veil”, „The Puzzle” i „The Golden Moth” tworzą jedną historię, którą można przeczytać na oficjalnej stronie artystki http://www.darksarah.com/chronicles/ (tylko niestety, przynajmniej u mnie, tekst u dołu jest ucięty, co znacznie utrudnia zadanie). Heidi wyraźnie rozwinęła skrzydła. Doskonale radzi sobie jako songwriterka i z powodzeniem realizuje własne muzyczne cele. Oby tak dalej! A na deser – świeżo opublikowany teledysk do utworu „The Golden Moth”, który zamyka tytułowy album i tym samym wieńczy całą trylogię Dark Sarah. [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=k0CnuCv0P9w&feature=share
×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.