Jump to content

Cassiopea

Members
  • Content Count

    33
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    3

Everything posted by Cassiopea

  1. Kuuuurczę, inicjatywa świetna, z chęcią wzięłabym udział, ale.... No właśnie. Napisałabym coś, ale nie wiem co. To prawda, czterdziestka to kamień milowy w życiu, ale co ja o tym wiem? Jeśli mam się wykazać czymś, w czym czuję się stosunkowo pewnie i ma to przynieść Maestro jakieś korzyści, chętnie przypomnę, że po 40stce znacząco zwalnia metabolizm i wykładniczo rośnie tyłek, jeżeli się, jak co niektórzy jedynie kupuje machiny do ćwiczeń i odstawia je do piwnicy w cholerę :P A tak na serio, to jestem trochę... przerażona. Nasz Maestro się starzeje, a ja wciąż mam przed oczami wizję Tuomasa z czasów DPP. I bardzo nie chcę jej zmieniać :v
  2. Cassiopea

    Co nas śmieszy?

    To ja się podzielę humorem z gatunku "lepiej się śmiać, niż płakać" ze specjalną dedykacją dla wszystkich studentów. Natchnął mnie gif napotkany w internecie
  3. O, i bardzo dobrze, że wstawiłaś "formę przejściową"! Ludziom się (zbyt) często wydaje, że fotomanipulacje to takie kopiuj-wklej, pomachanie myszką bez talentu i koncepcji, wycinanka czy też kolaż z kilku różnych zdjęć i roszczenie sobie na tej podstawie prawa do miana artysty. A tu widać namacalnie, że jest inaczej, niech ci wszyscy ludzie gdzieś sobie idą być niedowartościowanymi gdzie indziej :v A fotoszopka zacna i tu zaczyna się problem, bo Twoje prace niezmiennie podziwiam, lubię i w ogóle pozytywnie odbieram, ale ciężko mi to ubrać w konkretne słowa. No przecież wiesz, noo, a ja to jeszcze na forum piszę :P Pozostańmy przy tym, że jest intrygująco i... natchnęło mnie do ponownego przebicia się przez Ancient Bards na spotifaju (ze szczególnym naciskiem na The Last Resort). Stwórz jeszcze jedna fotoszopkę, a może zainspiruje mnie to do zebrania swego leniwego tyłka i pościągania utworów na telefon, do czego się zbieram, odkąd poleciłaś TLR :P
  4. Yaay! W pełni popieram pomysł założenia tego tematu i postaram się spiąć zwoje mózgowe i poukładać po kolei, jak to ze mną było... A było tak, że wchodząc w wiek nastoletnio-gimnazjalny byłam typowym "słuchaczem każdej muzyki" - czyli trzymałam się tego, co znałam. Następnym etapem mojej muzycznej podróży były drobne muzyczne odkrycia i dołączanie do kolekcji utworów, które mi się podobały - od heavy metalu, poprzez starszy "niezeszmacony" pop, na muzyce klasycznej kończąc. I tak wpadłam na... "While Your Lips Are Still Red" - chyba na youtubie i zakochałam się w tej piosence. Leniuch był ze mnie straszny, więc moje "strzały" w kolejne utwory były całkowicie losowe i początkowo kompletnie nietrafione... Nie wciągnęłam się na dobre, ale LYLASR pozostał na playlistach dłuuugo. Niczym wyrzut sumienia, który był jednym z bodźców do bliższego zapoznania się z zespołem - drugim była koleżanka z ławki w LO, która chodziła obwieszona merchem NW (żywa reklama! :D) i wychwalała pod niebiosa wokal Tarji. Udało się, ale znów lenistwo wzięło górę i poznałam kolejnych parę utworów. Wśród nich było Nemo, później Amaranth. I znów cisza na długo, do czasu pójścia na studia i wychwycenia jednym uchem konwersacji o NW, prowadzonej przez Sami. Bezczelnie się wtrąciłam i tak oto moja przygoda z zespołem nabrała nieco tempa, narastającego stopniowo w ciągu dwóch lat. Patrząc wstecz, moja fascynacja zespołem to jedna wielka sinusoida, teraz jednak się pozmieniało i wzrasta w sposób wykładniczy, oby to się nigdy nie zmieniło :P
  5. Przyznam, ze o zmianie przepisów nie wiedziałam, ale policja chyba ma to i tak gdzieś - koleżankę w zeszłym roku skasowali :( A co do interpretacji przepisów, to podobnie ma się sprawa "legalizacji" rolkarzy. Po chodniku - nie, bo zagrożenie - mandat. Po ścieżce - nie, bo nie rower, właściwie, to prawie pieszy (wg mundurowych) - mandat. Sprawa długa i zawiła, ale wychodzi na to, że rolkarze to ufoludki, bo nie klasyfikują się nigdzie :D I tu pojawiła się kwestia sporna - ktoś wygrzebał w kodeksie, że po ścieżce rowerowej można jeździć niekoniecznie rowerem sensu stricte, ale "pojazdem napędzanym siłą mięśni". Wielu rolkarzy ma odwagę się kłócić z niebieskimi (lub miejskimi), że jadą po ścieżce zgodnie z prawem :) Ale całe szczęście i tu przygotowywana jest aktualizacja przepisów i chodzą słuchy, że rolkarze na ścieżkach będą zalegalizowani.
  6. Cassiopea

    POST MORTEM

    Wow. Trumny zamykane próżniowo? Czy to oznacza, że np przy ekshumacji ciała byłyby zachowane niemal idealnie, czy to nie aż tak próżniowo? Bo, z punktu widzenia biologa, próżniowe zamknięcie czegokolwiek znacznie ogranicza rozwój drobnoustrojów, nie powstrzyma natomiast autolizy ciała, bo większości enzymów ta próżnia niewiele zaszkodzi. Intrygujące... W ogóle, @"Pablito", podziwiam za ogromny wkład pracy w ten mroczny wątek. Tematyka może nie wszystkim odpowiada, traktując wszystko jako ciekawostkę być może wpadnę jeszcze kiedyś, jak starczy mi odwagi... Póki co starczyło jedynie na przeczytanie 3/4 wątku i już potrzebuję odskoczni. Potrzeba nerwów ze stali, żeby zgłębiać temat, i nie zwariować, szanuję :) Jedna z tych kategorii, które każdy z nas kiedyś rozważał, bądź miał jakieś wątpliwości czy przypuszczenia, a głupio było zapytać - a nawet, jeśli nie, to nie było kogo zapytać.
  7. Cassiopea

    Covery

    Van Canto i ich "rigidigdigidigidigi" są u mnie niemal na równi z oryginałem :D Generalnie uwielbiam ich covery, z ich twórczości mogę również polecić: Oryginał oczywiście Iron Maiden: https://www.youtube.com/watch?v=qEja72NSg5Q Nie wiem, jak Wy, ale ja po przesłuchaniu tych utworów nie mogę nic poradzić na to, że potem sobie nucę "daumdaumdaumdaum" "dam-da-rimidimidimidmimidimidam", co z punktu widzenia osób postronnych może wyglądać jak objaw bardzo specyficznej choroby psychicznej :P
  8. Cassiopea

    Nasze zdjęcia

    Pierwsza myśl na widok koteła - Garfield! Pasujecie do siebie, może nie zewnętrznie, ale jakoś tak z monitora mi bije ta synchronizacja umysłowa między Wami. Coś o tym wiem - sama wspaniale wspominam dorastanie z psiakiem - pomomimo, że charakter miał wyjątkowo specyficzny, to rozumieliśmy się bez słów :) Kto nie przeżył takiego zwierzęco-ludzkiego międzygatunkowego porozumienia bez słów, ten nie zrozumie - pozdrów brata :) Normalnie nie wrzucam swoich zdjęć w internet, ale tematycznie pasowało mi zdjęcie z moim staruszkiem: Teraz hasa za Tęczowym mostem, a to jedno z ostatnich naszych wspólnych zdjęć - sprzed roku. Kochana mordka :)
  9. Cassiopea

    Jadalnia

    Nadziewaną też znam, nawet robię podobną, natomiast dżem i keczup? Obiło mi się o uszy, ale nie mam sprawdzonego przepisu, jeśli zechcesz się podzielić, byłabym wniebowzięta :) Tyle było o cukinii, a teraz zaczął się owocny sezon dyniowy! Właściwie dynia i cukinia to jedna roślinna "rodzina", są bardzo blisko spokrewnione. I obie podobnie wszechstronne ;) Macie jakieś ciekawe, wypróbowane przepisy z dynią w roli głównej? Ulubione odmiany? Ja do tej pory nie byłam przekonana do dyni, ale przełamałam się i zaczęłam odważniej atakować ją przyprawami - warto było Mam na koncie dżem z dyni, jabłka w cieście z dynią, zupę z dyni na słodko z jabłkami bakaliami, pomarańczą i ogólnie wszystkim (tu przepisu nie ma sensu linkować, bo żeby wyszło dobre z tego, co wisi w internecie, trzeba było go mocno ulepszyć, w efekcie mam już swój własny przepis :P). Póki co operuję tylko na hokkaido, która jest raczej nijaka, ale poluję na piżmową i makaronową. A na etapie planowania mam "zdrowy"* chlebek dyniowy na słodko - jeśli ktoś dysponuje jakimś sprawdzonym przepisem, nie pogardzę :)
  10. Czy tylko ja na samą myśl o samodzielnym prowadzeniu czterokołowej machiny oblewam się zimnym potem i spycham tę myśl w najciemniejsze zakamarki świadomości, zanim wyobrażę sobie, jak władowuję się "eLką" w drzewo? :D Wszyscy znajomi dumni i bladzi chwalą się opieczętowanymi papierami, że oni już mogą, a ja nawet nie chcę :P Obawiam się, że musi minąć jeszcze sporo czasu, dojrzeję do decyzji zrobienia prawka... Co do dwóch kółek, co prawda raz się nauczyłam i jeździć potrafię, za to roweru nie posiadam. I w sumie bardzo nie żałuję, bo na samą myśl o przepisowym jeżdżeniu po ulicy w większym mieście (a można powiedzieć Wrocław jest większym miastem :P) - czyli, jeżdżeniu przepisowym, bo za szarżę po chodnikach można dostać w nagrodę piękny mandacik - też robi mi się słabo. Taki ze mnie cykor. O tyle dobrze, że w przypadku jednośladów, jeśli najdzie mnie ochota mam do dyspozycji rowery miejskie - takie, że wystarczy się zalogować na specjalnym urządzeniu przy stacyjce z rowerami i pod warunkiem, że do następnej stacyjki dotrze się w ciągu godzinki, jazda jest za darmo. Dwa razy skorzystałam i dojechałam w jednym kawałku, co uważam za sukces :D Fajna sprawa i alternatywa dla komunikacji miejskiej (pod warunkiem, że do celu doprowadzą mnie ścieżki rowerowe, bo jezdnia, jak mówiłam, jest how about nope). Pewnie zawędruję nieco w offtopic, ale przyznam, że ani dwa, ani cztery kółka, to nie moja bajka... Moja bajka to osiem kółek :D Ostatnio odkopałam moje antyczne miejsko-wyścigowo-fitnessowe rolki (producent sam chyba jeszcze nie wiedział, w jakim celu je produkuje :v) i całe wakacje oszczędzałam na biletach MPK, jeżdżąc nimi do pracy. Polecam, póki jest jeszcze sezon :)
  11. Tak sobie myślę, że sporo prawdy jest w stwierdzeniu, że jeśli życie ogólnie nie porywa, to żeby czuć się szczęśliwym i w ogóle żyć we względnym komforcie psychicznym trzeba cieszyć się pierdołami. Pomimo przesiąkniętego negatywnością dnia, wypełnionego po brzegi stresem, bieganiem do dziekanatu, staniem w kolejkach, wyścigami z czasem, pisaniem podań i użeraniem się z ludźmi, udało się w tym wszystkim znaleźć mini-mini promyczek. Otóż postanowiłam w nagrodę za ciężki dzień i niepodobną do mnie zaradność życiową, którą się wykazałam załatwiając to wszystko, zaszaleć i zakupić sobie kawę. No, ale nie bylejaką - z bezcukrowym syropem karmelowym! Dopiero przy zamawianiu zorientowałam się, że przecież nie mam w zwyczaju nosić ze sobą gotówki, a ciekawe, kto ostatnio w przypływie geniuszu zostawił portfel w kawiarni i, zanim okazało się,że są na tym świecie uczciwi ludzie - zablokował kartę? No, właśnie, czyli pozostało mi przeliczenie klepaków i liczenie się z tym, że obejdę się smakiem. I tak okazało się, że w sumie na kawę to mnie średnio stać, ewentualnie to taką zwykłą, bez syropu i w ogóle meh. I nie wiem, czy miły pan, który mnie obsługiwał, zobaczył, że sponiewierany szarą rzeczywistością człowiek się przytoczył, i jak bardzo potrzeba temu człowiekowi odrobiny kawy z karmelem, ale skończyło się na tym, że dostałam jeszcze resztę, wszystkie możliwe zniżki studenckie, niestudenckie... Co najpiękniejsze - ten pan zrobił to sam z siebie, po prostu na pytanie "Co podać?" odpowiedziałam "Wie pan, to zależy, na co mnie stać...". Okazało się, że "Dla pani zrobimy tak, żeby panią było stać!" i w efekcie po chwili z okresowo przywróconą wiarą w życie maszerowałam w stronę zachodzącego słońca, dzierżąc swoją pyszną karmelową kawusię... I powiedzcie mi, że to nie było pozytywne :D
  12. Świerszcz Jukka, który, jak niektórzy wiedzą, był niedoszłym obiadem Elżbiety i miłośnikiem albumu Imaginaerum NW niestety bądź stety dokonał żywota gdzieś za szafą. Nefi był wspaniałym przyjacielem, niedługo minie rok, odkąd go nie ma z nami. Długo chorował, walczył dzielnie, a my razem z nim, niestety przegrał ::( Cudowne, jedyne w swoim rodzaju stworzenie Dopiero niedawno udało się otrząsnąć po stracie i poważnie rozważamy przygarnięcie małego psiego szkraba. Moim osobistym marzeniem natomiast jest mieszkane pod jednym dachem z duetem szczurków. Zawsze podziwałam te niesamowicie inteligentne gryzonie i jestem na dobrej drodze przekonania mamy, że bez klatki z ogonami w pokoju moje życie pozostanie niepełne :P
  13. Z tego, co pobieżnie zdążyłam sprawdzić, @"Sami" nie pochwaliła się w wątku "naszą" wydziałową kotką-rezydentką z Wydziału Mikrobiologii, z zatem przyjemnością uczynię to ja :D Nie pamiętam, by Kicia otrzymała jakieś imię, albo rzeczywiście jest bezimienną Kicią. Jest stereotypowym futrzakiem chodzącym własnymi ścieżkami, nawet, jeśli takowa ścieżka została zaplanowana przez stolik, na którym studenci porozkładali notatki i podręczniki.(Oj, masz łapkową pieczątkę na książce z biblioteki? Tak mi przykro, człowiek! Nie... jednak mam to gdzieś.) :D Futrzynka ma przyzwolenie na robienie wszystkiego, na co ma ochotę - nie pytając o zgodę wgramoli się na kolanach, z drugiego końca wydziału usłyszy szelest odwijanej kanapki (Co tam masz, człowiek, dobrego? Podziel się, gruby będziesz). A jeśli akurat ma ochotę położyć się tam, gdzie student siedzi, będzie patrzeć z wyrzutem do czasu, aż ten potulnie ruszy swe żałosne, ludzkie cztery litery i pójdzie szukać innego miejsca do zacumowania :P
  14. Moje ostatnie odkrycie z serii "co tam masz ciekawego do polecenia, @"Sami"? " Przyjęło się i chyba czeka mnie wycieczka po dyskografii Avantasii :>
  15. @"Sami" Nauka i sztuka sprawiają, że życie ma sens! ...Czasami :P A z tym cytatem Sagana to zabawna sprawa - wpadł mi w oko już dawno, zobaczyłam go na jakimś obrazku w internetach. W końcu spodobał mi się na tyle, że planowałam namalować go sobie na koszulce na tle jakiejś wystrzałowej galaktyki. A tutaj plot twist, idę na koncert i co widzę? Troya w takiej samej koszulce :v Jak nic, skubany, odgapił mój ORYGINALNY pomysł na t-shirta. Co z tego, że mój jest dopiero w fazie projektu, ale tak się nie robi, no... A tak na serio, jarałam się jak pochodnia, jak oglądałam jego zdjęcia z koncertu. Wielkie umysły myślą podobnie! No, a wracając do sygnatury, stwierdziłam, że całkiem ładnie pasuje, skoro: 1) Mnie się podoba 2) Panom z Nightwisha też się podoba, a oni wiedzą, co dobre 3) Te gwiazdy *.* I ten cytat... daje życie, szczególnie naukowym freakom. Skoro już tu jestem, to przedstawiam Wam mój nowy i pierwszy awatar. A na awatarze jestem... ja, więc obędzie się bez fajerwerków :P. W wiedźmim kapelutku. Na nosie można policzyć mi piksele, jeśli komuś się nudzi.
  16. Długo się zbierałam z napisaniem swoich wrażeń, bo wiele z tego, co mi leży na sercu, zostało już napisane przez innych forumowiczów. Mimo to uznałam, że dorzucę swoje trzy grosze, nie mogłam się powstrzymać, żeby w końcu podzielić odczuciami, szczególnie, że były - choć niekoniecznie w 100% pozytywne - bardzo silne. Zacznę od tego, że to był zarówno mój pierwszy festiwal, jak i pierwszy koncert w ogóle. Zawsze uważałam, że koncerty to nie moja bajka, że ludzie, tłok, i w ogóle nie da się dobrze bawić bez obaw o swoje życie. I wiecie co? Gdyby nie to, że tydzień później za sprawą @Sami wylądowałam w Hawierzowie, prawdopodobnie myślałabym tak do teraz i zanim wybrałabym się na kolejny koncert w Polsce zastanowiłabym się 3 razy. I zapewne to, co teraz piszę, wyglądałoby zupełnie inaczej, bo to właśnie Czeski koncert przeżyłam tak, jak sobie wymarzyłam, więc wiem, że się da - po prostu na Czadzie nie do końca to wyszło i tyle ;) Co mnie zabolało, to ludzie. Ludzie, których interesowała jedynie, żeby to ONI się świetnie bawili, a reszta, jak na przykład fakt, że robią komuś przy tym krzywdę schodziła na dalszy plan. Chciałam całą sobą przeżywać muzykę, w zamian za to czułam każde włókienko napiętego mięśnia łydki, gdy stojąc na jedynym wolnym kawałku ziemi na jednej nodze walczyłam o zachowanie równowagi. Nie mogłam się skupić przez większość koncertu, cała setlista zlałą się w jednorodną całość. Po wszystkim pamiętałam może 3 utwory, a przeglądając zdjęcia i odtwarzając nagrania myślałam tylko, jak wiele mnie ominęło - jakbym była tam bardziej ciałem, a już niekoniecznie duchem. Pokrzepiające jest to, że prawdopodobnie niektórzy z nas po prostu mieli pecha. Z tego, co się orientuję, większość ekipy z forum stała mniej-więcej w tym samym obszarze. Po koncercie wracałam z kompletnie obcymi ludźmi i dopóki nie porównaliśmy opasek na nadgarstkach (moja - całkowicie wytarta, kompletnie pozbawiona koloru i wymiętolona i ich- lekko wygnieciona i wyblakła, ale poza tym kolorowa, wzorzysta i bez skazy) niezbyt mi wierzyli, że nie wyolbrzymiam zanadto tego, co działo się pod sceną. Niemniej jednak długo wyczekiwałam na koncert i nie żałuję. Siniaki już zniknęły, ślady po pazurach psychofanki Tuomasa się zagoiły, niedosyt i niesmak jak był, tak jego cień wciąż czai się gdzieś z tyłu głowy, ale pierwsze wrażenie zobaczenia zespołu na żywo zakorzeni się na długo. Sam fakt, że byłam tak blisko i mogłam na żywo, po raz pierwszy zobaczyć, jak powstaje TAKA muzyka - to już wiele. To właśnie na Czadzie ich muzyka stała się dla mnie bardziej "namacalna", a ja do reszty dałam się wciągnąć w Nightwishowy fandom. Tylko i aż tyle ;) Resztę pozytywności otrzymałam z nawiązką w Hawierzowie, gdzie, co prawda większość wrażeń wizualnych wyłapywałam z telebimów i spomiędzy głów dwa razy wyższych ode mnie ludzi, ale i tak rzadko znajdowałam na to czas, pomiędzy headbangowaniem, skakaniem, zdzieraniem gardła i delektowaniem się głosem Floor. Pozostaje mieć nadzieję, że następny koncert w Polsce będzie równie dobry, jak ten w Czechach i zapomnimy o tej niesmacznej części wrażeń z Czadu - tego nam wszystkim serdecznie życzę :)
  17. @"Taiteilija" dzięki Ci wielkie za odpowiedź i za mądre słowo :D Z tym kończeniem prac miałam DOKŁADNIE tak samo. A pytałam dlatego, bo zastanawiałam się, czy tylko aby normalne, że z jednej strony rysuję, bo jestem na artystycznym haju i nie mam ochoty przestać, z drugiej - wkurzam się, że tak wolno to idzie i mam ochotę tym rzucić. Pogodziłam się z tym, że czasem trzeba zrobić przerwę, odejść od rysunku i spojrzeć na niego "świeżym okiem" - dopiero po tym jestem sobie w stanie uświadomić, co w moich wypocinach należy poprawić (a w międzyczasie rzucić go gdzieś, zapomnieć o nim i znaleźć przy wiosennych porządkach). A do tej pory byłam pewna, że wszystkie rysunkowe wspaniałości, które oglądam, powstają za jednym zamachem, a przerwy są dla słabych :P No, ale koniec o mnie, bo zaglądnęłam tu z nadzieją, że ujrzę coś nowego i nie zawiodłam się - przyznam, że komiks mnie zaintrygował. A jeszcze bardziej mnie ucieszyło, że Szerlokowy :D Przyzwyczaiłam się do innej formy komiksu, takiej stereotypowej, z tekstem i sporadycznymi dialogami w "dymkach", więc na pierwszy rzut oka zdziwiłam się, widząc same ilustracje. Dwie ostatnie "klatki" i zawarta na nich zmiana emocji malujących się na twarzy Watsona uświadomiły mnie, że w przypadku tego komiksu słowa są zbędne, wystarczy sam zarys fabuły, a reszta historii "dopowiada się sama" w wyobraźni odbiorcy. To mi się podoba, bo do klasycznego komiksu zazwyczaj nie starcza mi cierpliwości, wszystko jest takie oczywiste, podane na talerzu... A tu jest inaczej. I to jest dobre :D Trzymam kciuki za dokończenie przynajmniej części szkiców, a jeśli chociaż niektóre są szerlokowe/potterowe - to trzymam podwójnie! (znaczy, ten, u rąk i nóg trzymam w takim razie! :P)
  18. @"LucidDreamer" A ja byłam pewna, że za Twoim nickiem kryje się zamiłowanie do *Świadomych snów* (z ang. "lucid dreaming" właśnie) bo ostatnio niesamowita moda się na to zrobiła (trochę niebezpieczna moda, nawiasem mówiąc, ale nie będę brnąć dalej w offtopic :P ). A tutaj się ukazuje znacznie bardziej wyrafinowana historia :)
  19. Cassiopea

    Skąd jesteśmy?

    O proszę, ile tu Wrocławian i Okołowrocławian! Ja również mieszkam we Wrocławiu praktycznie od urodzenia, jakbyście szykowali jakieś małe spotkanko, to w miarę możliwości podyktowanych pracą/studiami jestem za ;)
  20. Kiedyś, dawno, dawno temu, jak zależało mi, żeby mój nick był oryginalny i wyjątkowy postanowiłam wymyślić go sama. Kminiłam, kminiłam i wykminiłam - "Kahasha" - w całym internecie nikt takiego nie miał, brzmiało niczym jakieś egzotyczne imię (w moim niegdysiejszym mniemaniu) - no cud, miód i orzeszki! Pod tym nickiem występuję na paru innych forach (serialowym i szczurowym - to dobra okazja, by zapytać - może ktoś mnie kojarzy :D )? Działało do czasu, aż po przeczytaniu tego nicka na głos zdałam sobie sprawę, że właściwie brzmi, jakby ktoś się dławił i kompletnie nic nie znaczy. Zaszła potrzeba zmiany na coś mniej gardłowego, właściwie na cokolwiek, czego nie zapomniałabym w pięć minut po rejestracji. No i jest Cassiopea, czyli pierwsze, co przyszło mi na myśl, z racji mojego niepoprawnego fioła na punkcie astronomii (w moim wykonaniu: gapienia się w gwiazdy i zamarzania po nocach z mapą nieba w łapkach). Sama Kasjopeja ani ładna nie jest, ani szczególnie super jasna, ale jakoś tak zawsze rzuca się w oczy - do tego stopnia, że z początku orientowałam się względem niej, a nie Gwiazdy polarnej czy też niedźwiedzic... i fonetycznie nie brzmi jak napad kaszlu :P I brzmi zdecydowanie bardziej szlachetnie, niż nazwy konstelacji i gwiazd, które są moimi ulubionymi. Jak tak teraz myślę, zabawnie byłoby, gdybym nazwała się przykładowo Lutnią, albo -lepiej! Deneb. Brzmi dobrze? Wiedzcie, że po arabsku czy jakiemuś tam znaczy to nic innego niż "tyłek" (ostatnia gwiazda gwiazdozbioru Łabędzia). :D
  21. Wow, wow, wow! Wpadłam na chwilę, a finalnie nie mogłam sobie odmówić przejrzenia Twojej galerii od deski do deski (przynajmniej na tyle, ile się orientuję w zawiłościach podfolderów DA, nie pamiętam, kiedy tam byłam ostatnio i przestałam ogarniać ten serwis :P ). Jestem pod ogromnym wrażeniem całej Twojej twórczości, szczególnie podobają mi się arty z mojego ukochanego Pottera (Remus ♥), niektóre z nich wręcz pachną książkowym, klimatycznym stylem. A ten ostatni Tuomas - czapki z głów, szczękę musiałam pozbierać z podłogi. Z niecierpliwością czekam na więcej! Jak tak podziwiam i podziwiam, to aż głupio mi się zrobiło, że parę lat temu niemal z dnia na dzień przestałam nagle rysować i wróciłam do tego dopiero niedawno. Teraz dostałam motywacyjnego kopa i dowód, że warto poćwiczyć, żeby kiedyś osiągać takie efekty. Z ciekawości spytam - częściej zdarza Ci się rysować jedną pracę przez kilka dni, dzielisz cały proces tworzenia na raty, czy wolisz, gdy praca leci "ciurkem" jednodniowo?
  22. Śpioszki są super pomysłem, a fakt, że na forum znajduje się parę osób tworzących artystyczne cuda, które w formacie cyfrowym można nadrukować na ciuszek tym bardziej przemawia za tym przedsięwzięciem! Jestem jak najbardziej za i piszę się na partycypowanie w kosztach, jeśli zajdzie taka potrzeba. Do tego jakaś kartka z życzeniami, swoją zawartością subtelnie uświadamiająca, w jakim kraju są tak kreatywni i empatyczni ludzie :P
  23. @Milla - Siódemka? W sensie taka ocena? Wow, podejrzewam, że to całkiem spore wyróżnienie, zatem gratuluję serdecznie - na pewno zasłużone! Ale będę wdzięczna, jeśli przybliżysz mi zasady przyznawania takiej oceny, bo we wszystkich szkołach, w których byłam, skala bezwzględnie kończyła się na 6tce :D A ja podzielę się drobiazgiem, który ostatnio bardzo mnie podbudował i podreparował zrujnowaną na tej płaszczyźnie pewność siebie.W miejscu, gdzie pracuję raz na jakiś czas przydaje się język angielski na komunikatywnym poziomie. Zdarzyło mi ostatnio się obsługiwać osobę posługującą się czystą angielszczyzną, i to z akcentem, który wywoływał u mnie gęsią skórkę (takie zboczenie, lubię słuchać dobrego akcentu :P) . Jakoś tak wyszło, że rozmowa, jak i obsługa przebiegła szybko, miło, przyjemnie i bez nieporozumień. Byłam dumna. Do czasu, aż mój rozmówca orzekł "Wow! Your English is pretty good!" na co zareagowałam soczystym "REALLY?!". Ach, ta pewność siebie! Po upewnieniu się, że "really, really" i "Of course I'm serious!" dobry humor trzymał mnie do końca dnia. Niby bylejaki drobiazg, a dla mnie wiele znaczy, bo bardzo surowo sama siebie oceniam w kwestii posługiwania się językiem, zależy mi na rozwoju i ciągle się karcę w duchu, że a to za mało umiem, a to niezbyt elokwentnie się wypowiadam, a tu akcent nie ten, a tu słówek brakuje, tu czasy spaprałaś, a w ogóle to rzuć ten angielski, bo i tak nic z tego nie będzie. Ostatnio się okazuje, że przez taki auto-lincz wykorzystuję jeszcze mniej swoich możliwości, niż bym mogła. A tu taka miła niespodzianka! Jak to wspominam, od razu robi mi się weselej :D ("REALLY?!")
  24. Cassiopea

    Floor Jansen

    Podpisuję się wszystkimi mackami pod Waszymi wypowiedziami! Jak tak obserwowałam narastającą panikę, plucie jadem, czy "śmieszne" żarciki, że dni Floor w zespole są policzone, to robiło mi się niedobrze. Tuomas się wypowiedział i chyba już bardziej konkretnie nie dało się rozwiać związanych z tym wątpliwości, chociaż, co zabawne - komentarze spanikowanych fanów pojawiały się masowo również bezpośrednio pod cytatem tej wypowiedzi na oficjalnej stronie NW. Czyli widać do nie których nie dotrze, choćby im się postawiło fakty przed nosem. Gdzie ci ludzie mają głowę?! Już nie wspominając w ogóle o kwestii, że to przecież "tylko" ciąża - naturalny etap w życiu większości kobiet - to żaden problem pogodzić macierzyństwo z pracą, nawet w "showbiznesie", a ludzie się zachowują, jakby równało się to z zabunkrowaniem się w domu i drastycznym końcem planów zawodowych. Osobiście jakoś tak czuję, że będzie dobrze i pojawienie się na świecie małego Floorciątka Nightwishowi nie ma powodu zaszkodzić :)
  25. Cassiopea

    Floor Jansen

    Ha, tak coś właśnie czułam. Już na Czadzie, gdzie na żywo gorsecik Floor wydawał mi się wręcz skrojony na miarę, żeby zmieścić brzuszek zaczęłam się zastanawiać, jakie jest wytłumaczenie założenia okrąglutkiego gorsetu, jeśli nie właśnie mały, słodki pasożyt w środku ♥ Bo, co jak co, ale widziałam kobiety, których jest, ten... "dużo do kochania" i po umiejętnym wciśnięciu się w gorset można spłaszczyć to i zaokrąglić owo - ale przeciwwskazaniem do tego jest właśnie stan błogosławiony, bo o ile tłuszczyk i flaczki ugniatamy na własną odpowiedzialność, to mały człowieczek raczej nie czułby się komfortowo. A w Hawierzowie to już nawet udawania nie było, Floor przywdziała zwiewną tunikę, krój niemalże ciążowy, rezygnując z jakichkolwiek gorsetów - no żodyn się nie skapnie, żodyn :P Summa summarum, ja tam w wielkim szoku nie jestem, ale zdziwiło mnie wielkie halo, jakie robią fani, a konkretnie - spekulacje, że dni Floor w zespole są już policzone. Poniższa wypowiedź chyba rozwiewa część wątpliwości: Ostatnie zdanie sprawiło, że się jakoś tak rozpłynęłam ♥ Dobry wujek Tuomas :D
×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.