Jump to content

Maciek

Moderators
  • Content Count

    1541
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    77

Posts posted by Maciek


  1. Black Mirror - dużo się o tym serialu ostatnio mówi, ze względu na opowiadanie o naszym społeczeństwie i o tym jak technologia i bycie on line wkracza w nasze życie i w jakim kierunku to może pójść w przyszłości, niektóre scenariusze są miażdżące i przerażające jednocześnie. Postanowiłem sprawdzić i nie żałuję. Zaskakujące gadżety, jakie tam się pojawiają w połęczeniu z wielowymiarową psychologią i ciekawymi fabułami robią wrażenie.

     

    Każdy odcinek jest oddzielny i nie łączy się fabularnie z innymi.To trochę tak jak Dekalog Kieślowskiego, że niby całość, ale każdy jest osobną opowieścią. Tylko 3 odcinki na sezon, ale każdy jak strzał w sam środek czaszki. Niebanalnie, ostro i w punkt.


  2. Nowy singiel Edenbridge, promujący nadchodzący album. Całkiem fajny, może brak jakiejś solówki pod koniec, ale na pewno znacznie lepszy niż pierwszy.

    [video=youtube]


  3. 16602715_10154122267242001_4333219548803817378_n.jpg?oh=7e4a29f7dbf883e5bd6007f90340b148&oe=594BFD92

     

    Takie info podał Tilo na FB. Nie wiadomo, czy chodzi o nowy album studyjny, czy koncertowy z orkiestrą symfoniczną (tak może sugerować okładka). Jednak niewątpliwie będzie to zaproszenia na muzyczną ucztę dla wielbicieli rocka/metalu i symfoniki - warto czekać. :)


  4. [video=youtube]

     

    Bird Song to zjawiskowa piosenka. Nie słucham na co dzień, ale jako odskocznia od tego, co słucham zazwyczaj, sprawdza się znakomicie. Cała płyta Flex jest ciekawa. MImo że nowo/zimno falowe klimaty to nie do końca moja bajka, to lubię czasem posłuchać, może progresywne naleciałości to powodują albo głos, a raczej nietuzinkowa ekspresja Lene. ;)

    • Like 1

  5. 7cc2cf1fef31c0b6med.jpg

     

    "W cieniu prawa" to moje pierwsze spotkanie z prozą Remigiusza Mroza. Twórcy, który odniósł oszałamiający sukces komercyjny, stając się jednym z najpopularniejszych współczesnych pisarzy w naszym kraju. Do pozycji tej podchodziłem z pewnymi obawami, mając w pamięci, że autor wydał na przestrzeni paru lat kilkanaście książek, a jak wiadomo ilość najczęściej nie idzie w parze z jakością. Jest to pisarz, który pracuje w tempie ekspresowym, jak w fabryce. Z pewnością uwagę przykuwa piękne wydanie z twardą okładką, no ale znając wiadome przysłowie o ocenianiu na podstawie okładki – przejdźmy do meritum.

    Opisywana pozycja to konglomerat kilku gatunków, oczywiście wiodącym jest kryminał retro, którego akcja dzieje się na początku XX wieku, znajdziemy tu też pewne pierwiastki thrillera prawniczego, ale – ku zaskoczeniu – nie brakuje także sporo elementów powieści obyczajowej i sagi rodzinnej albo jak kto woli dramatu, jeśli byśmy mieli używać filmowej nomenklatury. Zatem czytelnicy spodziewający się typowego kryminału w czasach historycznych będą pewnie trochę zawiedzeni.

    Na pochwałę zasługuje sprawność językowa Mroza. W zasadzie do żadnego wersu nie można się przyczepić, żadne zdanie nie jest grafomańskie. Jest to po prostu bardzo sprawnie napisana rzecz, do tego przewaga dialogów nad narracją sprawia, że całość czyta się szybko i lekko. Autor hołduje również szkole, która w znacznym stopniu ogranicza atrybucje dialogowe, stąd wymiany zdań są bezpośrednie, zaś czytelnik przelatuje nad nimi niemal błyskawicznie.

    Mimo dobrze wypracowanego warsztatu sama warstwa fabularna nie powaliła mnie na kolana, choć trzeba przyznać, że książka do ostatniej strony jest interesująca i to trzeba zaliczyć po stronie plusów. Może też po pierwszej części spodziewałem się rasowego kryminału historycznego do samego końca, a tak nie jest. Niemniej mimo wejścia w powieść obyczajową w dalszej części całość trzyma się kupy. Można także trochę ponarzekać na psychologię postaci i fakt, że ich motywacje nie do końca zostały wyjaśnione. Zastanawiałem się też, czy główny bohater będący w gruncie rzeczy prostym chłopem, mógł być tak błyskotliwy, no ale cóż – licentia poetica.

    Osadzanie powieści w konkretnym czasie i miejscu wymaga pewnego reasearchu od pisarza. Tutaj autor odrobił lekcję i przygotował wiarygodne tło, choć też nie jest ono zbyt mocno rozbudowane i za dużo na temat Galicji w latach 1909-1910 się nie dowiemy. Jednak niewątpliwie nie ma w tym obszarze żadnych zgrzytów, tu i ówdzie zostało przemycone co nieco z tamtych czasów i można się wczuć w klimat powieści. Kolejny plus dla Mroza.

    Summa summarum muszę zakonotować, że w dobie zalewającej nas grafomanii i pozycji fatalnie napisanych warto docenić dość ciekawą powieść z dobrym stylem, w której czuć sprawność językową i rzemiosło autora. Nie jest to wielka literatura, niemniej to solidna pozycja i życzyłbym sobie, aby na rynku była to co najmniej norma. Tuszę, że nie jest moje ostatnie spotkanie z panem Mrozem i chętnie przeczytałabym jakąś inną jego powieść.

    • Like 4

  6. To raczej przerwa w sezonie :P Bo drugi sezon ma mieć 22 odcinki. Mnie jeszcze dwóch brakuje do obecnego zakończenia. Pani sobie Orphan Black oglądnie i będzie takie trzymanie za gardło, że zapomni, że trzeba czekać aż do maja dzięki temu. ;)

    • Like 1

  7. Te 3 sezony Pod Kopułą tak zakończyli w sposób trochę otwarty, że w zasadzie mógłby być czwarty sezon, ale go nie będzie i serial został zakończony na tym etapie.


  8. Podano już tytuł nowej płyty "The Forest Seasons", która ma się ukazać w tym roku. :D Co ciekawe, na płycie będą tylko 4 utwory, ale za to każdy z nich trwa kilkanaście minut.


  9. Ciekawią mnie te zapowiadane w wywiadach przez Troya pojedynki gitarowe z Emppu na kolejnej płycie/trasie. Jeśli Troy zagra faktycznie na albumie, to będzie w zasadzie pierwszy raz, gdy ktoś inny niż Emppu zagra partie gitar elektrycznych. Co o tym sądzicie? :)


  10. 20 czerwca w Hali Torwar wystąpi Evanescence. Trochę nieszczęśliwa data, bo w ten sam dzień jest koncert Gunsów.. Inna sprawa, że publiczność obu grup niekoniecznie musi się pokrywać. ;)

    • Like 1

  11. Jakość dźwięku jest naprawdę znakomita. Nie wiem, czy tylko ja mam takie wrażenie, że najlepszą formę wokalną Floor prezentuje na trzecim bonusowym krążku. Nie żeby na dwóch głównych koncertach była słaba, wręcz przeciwnie, ale jakoś w kilku występach dodatkowych ma wręcz najlepszą formę ever niemal.


  12. Nowa płyta Metalliki to zawsze wielkie wydarzenie w światku ciężkiego grania, od poprzedniej płyty Amerykanów minęło 8 lat. Metallica -  czy to się komuś podoba, czy nie - jest prawdopodobnie najpopularniejszym zespołem metalowym na naszym globie, sprzedali ponad 125 milionów płyt. Żaden metalowy band nie osiągnął i pewnie nie osiągnie nigdy takiego wyniku. Czy słusznie, czy niesłusznie to temat na oddzielną dyskusję, zajmijmy mi się teraz tegorocznym krążkiem - Hardwired.. to Self - Destruct.

     

    Pierwsze, co rzuca się w oczy to kapitalne brzmienie, które można porównać z legendarnym Czarnym Albumem, nie ma tu fatalnie brzmiącej surowej produkcji St.Anger ani wojny głośności, która tak dotknęła Death Magnetic, to po prostu świetnie wyprodukowany album, mięsiście, potężnie, ale z zachowaniem niuansów. Oczywiście sama produkcja byłaby niczym na wietrze pył, gdyby nie towarzyszyła jej dobra muzyka, A tak się składa w przypadku tego krążka, że Metallica po licznych perturbacjach nagrała najlepszy album od czasów swoich kultowych płyt z lat 80.

    To przede wszystkim bardzo równe wydawnictwo, nie ma tu żadnych wpadek. Z drugiej strony może doskwierać brak jakiegoś ewidentnego killera na miarę One czy The Unforgiven. Na płycie nie ma w ogóle ballad, są oczywiście fragmenty wolniejsze czy prawie sabbathowe granie, ale generalnie jako takich ballad tu prawie nie uświadczymy. Mamy za to soczyste i solidne gitarowe granie będące wypadkową heavy metalu i hard rocka. Do thrashowych korzeni zespołu nawiązują jedynie dwa numery: pierwszy tytułowy i zamykający album, który brzmi jak żywcem wyjęty z okresu Ride The Lightning. Wyróżnić jeszcze należy Atlas Rise. Utwór, którego roboczy tytuł to NWOBHM i brzmi on jakby nagrany przez Iron Maiden. To najbardziej maidenowy kawałek w historii zespołu, rzecz bez precedensu. Frapująco wrażenie robi także sabbatowa ballada Dream no More, w której Hedfield momentami przypomina Ozziego.

     

    Summa Summarum album ten nie przebija co prawda najlepszej płyty zespołu, czyli Master of Puppets, brak może też takich wielkich hitów jak na Czarnym Albumie, ale to chyba najrówniejszy krążek w historii grupy i najlepsza rzecz, jaką nagrali od 25 lat. Nie napiszę, że Metallica wróciła na metalowy tron, bo moim zdaniem nigdy na nim nie była, ale niewątpliwie tą płytę pokazali wszystkim niedowiarkom, że panowie wciąż mają coś do powiedzenia i to w dobry stylu, i za to brawa.

    • Like 2

  13. Lacuna Coil nigdy nie była grupą wybitną, w swoim najlepszym okresie, a więc z płyty Comalies oraz przede wszystkim albumu Dark Adrenaline, stała się co najwyżej przyzwoitą grupą z niezłymi kawałkami i paroma przebłyskami. Generalnie popularność na Lacuny Coil wynika głównie z faktu niezwykłej urody Cristiny Scabbi, która mimo że nie jest już pierwszej młodości, to mogłaby zawstydzić niejedną nastolatkę. No ale przechodząc do zawartości muzycznej, sam koncert płyty jest dość ciekawy, wszystkie utwory orbitują wokół stanów i chorób psychicznych, zaburzeń i lęków, taki koncept aż się prosi o mroczną niepokojącą, wręcz schizofreniczną muzykę. Jak wyszło to Lacunie? W paru utworach między innymi w tytułowym Delirium coś jest na rzeczy, może jeszcze dwa, trzy kawałki przekonują (Claustrophobia, My demons), a reszta to standardowe Lacunowe granie na dwa wokale: męski i żeński, niczym się specjalnie nie wyróżniające. Co prawda niezbyt też irytuje i może lecieć w tle jako wypełniacz czasu, ale to zdecydowanie za mało na dobry album. Po bardzo słabej poprzedniej płycie nagrali płytę może minimalnie lepszą, ale Lacuna Coil dalej gra w drugiej lidze i chyba nieprędko z niej wyjdzie, jeśli w ogóle.

    • Like 1

  14. Edenbridge to trochę niedoceniony zespół. O ile na początku ich albumy były nierówne (ale każdym można było znaleźć jakieś perełki), o tyle dwa ostatnie krążki - z naciskiem na The Bonding - to już jest materiał w pełni prima sort. Porównałbym ich zarówno stylistycznie, jak i jeśli chodzi o poziom ze współczesną Xandrią. Może Edenbridge jest bardziej naznaczony jakimiś fragmentami może nie tyle progresywnymi, bo lepszym słowem będzie po prostu instrumentalnymi, dużo solówek gitarowych i jakiś instrumentalnych pasaży.  Ogółem mają fajny, rozmarzony klimat. Kilkanaście kawałków wręcz wybitnych. W sumie w takim typowym symfonicznym female fronted metalu to jeden z lepszych zespołów, choć (za) mało znany, a wcale nie ustępuje wspomnianej wyżej Xandrii czy Leaves Eyes, to jest gdzieś ten typ i ta półka obecnie, pojedynczymi kawałkami może nawet wyżej.

     

    [video=youtube]

    • Like 1

  15. Myślałem że jestem temat o Emilie Autumn, a tu rzeczywiście nie ma.

    Bardzo lubię Emiliie, charakterystyczna postać, trochę ekscentryczna. Ma bardzo osobistą twórczość, w zasadzie większość utworów zawiera wątki autobiograficzne, częściowo związane z jej problemami i nie tylko. Lubię takie nietuzinkowe artystki.

     

    Muzycznie też ciężko ją zaklasyfikować bo i jakieś elementy elektroniczno-industrialne się przewijają, i gotyckie, i neoklasyczne, musicalowo- teatralne, i alternatywne, i nawet rocka, szczególnie w ekspresji można się go dopatrzyć.

    Ulubiony album – Opheliac, szczególnie wersja deluxe. Dużo w jej muzyce emocji i to takich momentami wręcz intensywnych i skrajnych Ale ja uwielbiam emocje w muzyce (bez emocji nie ma dobrej twórczości). Pisze też niezłe teksty, na plus także ta cała steampunkowa otoczka  Summa Summarum zacna pani, czekam na jakiś nowy materiał.

     

    [video=youtube]

    • Like 1
×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.