Jump to content

Maciek

Moderators
  • Content Count

    1541
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    77

Posts posted by Maciek


  1. Jeszcze masz Full X-Trio. ;) Z wrzucaniem propozycji na razie się wstrzymaj, bo jak widzisz są duże zaległości, a ostatni album skomentowały raptem 4 osoby, więc wrzucanie teraz kolejnego mija się z celem. Na razie czekamy na uzupełnienie przynajmniej części zaległości. :)


  2. Sprawa wygląda następująco:

     

    A) Do końca roku czekamy aż wymienione osoby nadrobią przynajmniej część poprzednich płyt i wrzucą swoje własne propozycje: Tai, Arabesque, Wercia, Miguided, UltraViolet, Endless Forms. W przypadku Tai to raptem kilka, zaś Endless tylko ostatnie.

     

    B) Wszyscy pozostali uczestnicy mogą do końca roku nadrabiać wszelakie zaległości, do czego zachęcam, bo tylko wtedy zabawa ma sens! Oczywiście z najróżniejszymi uwagami i dyskusjami już kiedyś przesłuchanych krążków niech też nikt się nie krępuje. :)

     

    Po 1 stycznia 2018 zobaczymy jak i czy dalej kontynuujemy zabawę.


  3. Coś mi obiło się o rogi, że stare kawałki, ale z których płyt?

     

    Teoretycznie przyszły rok to 20 -lecie Oceanborn, więc pewnie będzie nacisk na ten krążek. Z drugiej strony tytuł trasy Decades sugeruje przekrój materiału z dwóch dekad. Tak czy siak myślę, że będą jakieś duże niespodzianki. Jeszcze tylko (i aż) rok :happy:


  4. Tarja wrzuca zdjęcia znanych wokalistek i wokalistów z tagiem "expect the unexpected". O co chodzi? Nie wiadomo. Czyżby wszyscy zaśpiewali z Tarją.

     

    24068450_1992974804051545_7748333416889593961_o.jpg?efg=eyJpIjoidCJ9&oh=914ce0ea80dbd268ea8f03958230b229&oe=5A92D1E9

    • Like 2

  5. Sanguis et Cinis - Amnesia

     

    Z utworem Immaculata zetknąłem się już wcześniej. Ktoś mi go przesłał. :p Natomiast całe wydawnictwo jest dla mnie nowością. Całość określiłbym jako rock gotycki, choć o momentami metalowym zabarwieniu, czyli niemal wchodząc na poletko gotyckiego metalu takiego powiedzmy spod znaku Type O Negative. Tu i ówdzie pojawiają się też jakieś naleciałości darkwave'u i robi się klimatyczniej. 

    Główny wokal trochę przypomina wokalistę Sisters of Mercy, aczkolwiek ciekawiej jest, gdy pojawia się także wokalistka. 

     

    To dość spójny i równy materiał. Nic mnie może nie powaliło na kolana, ale też nic nie było kiepskie.  Wolę końcowe utwory, tak gdzieś od The Catholic Girls włącznie. :)

    • Like 1

  6. Full-X-Trio - An Introduction To Counterpoint

    Na Adama Fularę natrafiłem kiedyś dawno na youtubie, gdy szukałem wideo z tappingiem oburęcznym. Wyglądało to niesamowicie i generalnie mam wrażenie, że tego typu technikę najlepiej się odbiera, kiedy się ją równocześnie ogląda (chodzi o grę na dwóch gryfach jednocześnie, tak jakby dwóch gitarzystów grało, z tym że to gra jedna osoba). Nieziemska ekwilibrystyka. To daje też możliwość grania polifonicznych melodii przez jednego muzyka. Wręcz cyrkowa umiejętność i jeszcze żeby brzmiało to ciekawie, to już w ogóle chapeau bas!

     

    Co do płyty przypadł mi do gustu klimatyczny początek, klawisze (czy syntezator gitarowy) i nawet taka lekko floydowa atmosfera przez moment. Utwór z cięższymi riffami i sopranem wyróżnia się stylistycznie na tle reszty, jakby był z innej bajki. Reszta płyty mimo różnych brzmień i motywów wydaje mi się dość spójna estetycznie, to znaczy wszędzie prym wiedzie ten charakterystyczny dwuręczny tapping, ale jest też miejsce na gęstą perkusję i bas (Tumba). Najbardziej podoba mi się ostatni utwór, z lejącymi się od tyłu klawiszami, wyraźnym basem, płynie rozłożyście aż po sam finisz.

     

    Na pewno muzycy mają doskonały warsztat, nie boję się użyć tego słowa - wirtuozerski. Było to fajne doświadczenie, nawet jeśli osobie lubującej się w rocku i metalu inne dźwięki w głowie.

     

    Pewnie jeszcze powrócę do tej płyty, bo mimo czterdziestu paru minut materiału muzycznego jest tu bardzo dużo i nie jest to łatwa muzyka, chociaż jak na takie instrumentalne okołojazzowe granie to jest ona relatywnie przystępna.

    • Like 1

  7.  

    Nightwish - We Were Here

     

    One studio album. Six musicians. 149 shows. 3000 drumsticks. 20 000 beers. 1,5 million fans. Nightwish - We Were Here is a book about the most succesful rock band from Finland.

     

    Note! This book is in Finnish.

     

    Release date: 15th January 2018

    Writer: Timo Isoaho

    Pages: 300

    ISBN: 978-952-01-1753-5

     

     

     

    Ze strony Nightwish - shopu, a to nowina!  Czyzby dalsza część biografii zespołu (tym razem obejmująca ostatnią dekadę), a może to rzecz dotycząca tylko ostatniego albumu?

    • Like 1

  8. Można się zgłosić? :D

    Jasne. :) Zostałeś dopisany do listy, zaczynasz od płyty, która jest na tapecie w chwili dołączenia. Jak nadejdzie Twoja kolejka, wtedy wrzucasz swoją, zasady wszystkie są w pierwszym poście. Oczywiście możesz też komentować wcześniejsze, jeśli masz ochotę. ;)


  9. Po pierwszym przesłuchaniu wrażenia dość pozytywne. Znacznie lepszy krążek od pierwszej solowej płyty, no i znacznie bardziej metalowy (to chyba zasługa gitarzysty i kompozytora, który wcześniej grał w Sonacie) Zaskoczyły mnie też dobre teksty, no wiadomo, że Nightwisha nie ma startu, ale lepsze niż u wielu kapel. Kto wie, czy Anette nie wydała lepszego materiału niż Tarja w tym roku, u której szykują się po prostu mroczne kolędy. Zobaczymy.


  10. [video=youtube]

     

    Za niecały miesiąc premiera nowego krążka Diablo Swing Orchestra. Nie każdy ich utwór mi się podoba, ale zawsze robią coś nietuzinkowego, mają dużą kreatywność i pokazują, że metal nie zna granic. Tym razem w singlu promującym połączyli metal z jazzem i country. :D


  11. Heidevolk - Batavi

    Jeśli chodzi o Heidevolk to słyszałem wcześniej pierwsze dwa albumy, które dość mi się podobały, głownie ze względu na wokale, rzadko spotykane w folk metalu. Wyróżnikiem zespołu jest też fakt, że śpiewa po holendersku. Wśród zespołów metalowych, a już szczególnie tych z czołówki, to ogromna rzadkość. Praktycznie to chyba nawet nie ma znanego metalowego zespołu, który by śpiewał po holendersku, ponieważ naturalną dla holenderskich wykonawców jest mowa Szekspira.

     

    Jeśli chodzi o muzykę to mamy tu do czynienia z folk metalem, niektóre riffy są bardziej heavymetalowe, inne trochę thrashowe, jeszcze inne fragmenty zdradzają blackmetalową proweniencję. Od biedy można też nazwać płytę viking metalem (bo to nie tylko płyty metalowe wikingach, ale pewna estetyka), aczkolwiek nie przepadam za tym terminem, bo jest on bardzo niejednoznaczny i nieostry, w zasadzie nie mówi nic konkretnego o samych składnikach muzyki.

    Brzmienie albumu opiera się głównie na przesterowanych gitarach elektrycznych, okazjonalnie pojawia się gitara akustyczna oraz skrzypce tu i ówdzie. Folklor w muzyce Heidevolk to głównie zaśpiewy, jakieś melodie, a niekoniecznie dawne instrumenty i folkowe aranżacje.

     

    Bardziej mnie przekonuje druga połowa płyty gdzieś od In het woud gezworenpotem, potem akustyczna Veleda, której końcówka jako żywo przypomina początek 51 TSA :D. W ogóle ostatnie kawałki są bardziej porywające, pojawiają się też jakieś melodyjne solówki. Szkoda, że pierwsza część albumu nie jest tak dobra. Na plus fakt, że to jeden z niewielu zespołów folkmetalowych, gdzie w zasadzie prawie nie ma growlu, skrzek czy innego warkotu.

     

    Summa summarum krążek oceniam jako niezły z paroma przebłyskami. Jak już wspomniałem na pewno największym zaskoczeniem i pozytywem jest język holenderski oraz wokale, bo w sama muzyka w większości nie wychodzi poza solidność, tylko czasem potrafi zachwycić. Niemniej fajnie było ich znowu posłuchać. :)

     


  12. Króciutki fragmencik z tego, co nasza trójka nagrywa. Ciężko coś orzec, ale myślę, że nie będzie to od daleko baśniowego klimatu solowej płyty Tuomasa, choć coś czuję, że będzie bardziej "surrealistycznie i odlotowo". ;)

     

     

    [video=facebook]


  13. LOREENA MCKENNITT - ELEMENTAL

    Znałem kilkanaście utworów Loreeny wcześniej, ale chyba późniejszych, bo były troszkę inne. W momencie włączenia Elemental zaskoczył mnie jednak wokal, świetnie wyciągnięty w miksie, ta płyta oddycha. Materiał jest bardzo spójny, mimo że utwory się różnią, a to w otwierającym Blacksmith pojawia się akordeon, a to dodatkowy wokal męski w jednym z utworów, a to recytacja, sporo odgłosów przyrody.

    Brzmienie płyty opiera się w zasadzie na trzech głównych instrumentach: harfie, wiolonczeli i klawiszach. To nie jest taki typowo folkowy zestaw, choć to płyta folkowa, może trochę też new-age'owa, ale ten folklor to nawet nie tyle aranże, ale krążek w całości przesiąknięty jest duchem lasu, łąk, przyrody, krystalicznych źródeł, wiatru i Herna czającego się za konarem. Doceniam wyrazistość, której czasem brakuje na przykład twórczości Enyi.

    Czy płyta jest za krótka? Raptem trzydzieści parę minut. Myślę, że nie, to idealny czas, żeby oczarować, a nie zanudzić. Podejrzewam, że 80 minut takiego klimatu mogłoby być trochę nużące. Zatem w praktyce brak słabych punktów. Świetny krążek, sadzę, że jeszcze się na coś od panny McKennitt skuszę. :)

    • Like 1

  14. ]

    [/font]Uwielbiam męski chór i przepiękny czysty wokal żeński

     

    No właśnie to nie jest wokal żeński, jeno męski, on tak wysoko śpiewa. :happy:

     

    Pearl Jam - Ten

    Nie będzie pewnie zaskoczeniem, że słyszałem już ten album, acz dość dawno.  Generalnie grunge tak średnio leży w orbicie mojego gustu muzycznego. Niemniej to chyba (a nawet na pewno) najlepsza grunge’owa płyta w ogóle, bo przecież nie przereklamowane Nevermind czy mimo wszystko dość nierówne Superuknown, no może na równi z Dirt (ale Alice in Chains to trochę inna bajka).

     

    Głównym aktorem jest oczywiście Eddie Vedder i jego charakterystyczna ekspresja wokalna, bez niego Pearl Jam straciłby połowę wartości albo nawet więcej. Co do samej muzyki to ulubionym kawałkiem na albumie jest - o dziwo - Black, w którym czuć refleksy rocka z lat 60. oraz grooviaste Even Flow. Zwraca też uwagę ukrytym utwór mający klimat hipnotycznego jamu. W ogóle materiał na tym krążku odwołuje się do rocka lat 60 i 70., lecz z większym przybrudzeniem brzmieniowym i naleciałościami z rocka alternatywnego.

     

    Nie sposób nie zwrócić uwagi, że Vedder ma to coś w sobie, że nawet zwykłe utwory potrafi wyciągnąć na lepszy poziom. Bardzo lubię też jego solowe nagrania (ostatnio zaśpiewał w Twin Peaks!). :)

     

    PS Ponieważ znów pewnych osób nie ma, to dziś lub jutro kolej hietAli. :)

     

     

    • Like 1

  15. Luc Arbogast - Metamorphosis

    Największym zaskoczeniem jest oczywiście fakt, że to śpiewa mężczyzna, ponieważ jego wokal do złudzenia przypomina głos kobiety, gdyby nie informacja, kto to, to w życiu bym nie wykoncypował, że to nie białogłowa. W Niemczech popularny jest gatunek, co się zowie: electro – medieval, takim czołowym zespołem jest Qnatl i właśnie jego twórczość przypomina mi album utalentowanego pobratymca Napoleona. Połączenie elektroniki z muzyką dawną brzmi bardzo przyjemnie, niby dwa światy, a idą ręka w rękę. Jakieś wątki chóralne się przebijają tu i ówdzie. Całość oceniam jako udaną i interesującą pozycję.

     

     

    Płyta jest dość spójna brzmieniowo i stylistycznie. Najbardziej podoba mi się końcówka wydawnictwa (Liberta, Oniris), zwróciłem uwagę, że w paru utworach Luc śpiewa męskim głosem (chyba że to nie on?), czyli jednak potrafi. Na plus trzeba zaliczyć, że mimo niezbyt dużego zróżnicowania płyta w ogóle nie nudzi i można ją łyknąć w całości.

     

     

    PS Ponieważ znowu nie ma Miguided, więc wypadło, że płytę prezentuje Ania.

     

    PS II Może nie wspominałem, ale w temacie można też dyskutować na temat wrzucanych płyt albo odpowiadać na opinie i tak dalej, to nie muszą być tylko same wrażenia (te są obligatoryjne), a reszta jest jak ktoś ma ochotę. :D

     

    PS III Zachęcam do nadrabiania zaległości!


  16. Caladan Brood - Echoes of Battle

    Ciekawa rzecz. Określiłbym ją jako atmosferyczno-symfoniczną mieszankę z wątkami blackowymi, doomowymi, a momentami wręcz tradycyjnie metalowymi (solówki gitarowe). Ze względu na wokal i trochę piwniczną produkcję rozumiem zaliczanie do black metalowych kręgów, mimo że muzycznie to naprawdę mieszanka kilku gatunków, nawet w jednym utworze motyw folkowy się pojawił.

     

    Słucha się tego bardzo przyjemnie, szczególnie porą gdy Luna zawisa na nieba firmamencie. W tych najbardziej klimatycznych momentach może się nawet skojarzyć z nieodżałowanym Estatic Fear, na pewno też jest słyszalny Summoning. W miarę proste patenty, ale wciągające. Jedyne co może przeszkadzać to fakt, że wszystkie utwory są do siebie dość podobne i przy słuchaniu albumu będą się zlewać.

     

    Pewnie że blackowy wokal to nie jest moja najukochańsza bajka i fajnie jakby go przeplatał damski wokal, ale nie ma go dużo, poza tym pasuje do całości. Krążek uważam za bardzo dobry i wart uwagi, świetnie pasuje do jesienno-zimowej aury. :)

     

     

     

    ________________________________________________________________________________________________

    Miguided znów nie ma, więc dziś albo jutro wypada kolej Adriana. Wszystko w 1 poście.

    • Like 1

  17. Sia - We Are Born

    Znałem parę kawałków Sii, ale pewnie z innego okresu działalności, bo były raczej spokojne, o lekko alternatywnym zabarwieniu. Trochę zaskoczył mnie więc repertuar, niektóre kawałki mogłyby się znaleźć na płycie na przykład Lady Gagi, choć Sia gra bardziej naturalnie. To dość popowy album, aczkolwiek czasem przebijają pewne refleksy indie popu/indie rocka, tego drugiego chyba najbardziej w Bring Night. Wkręciło mi się w głowę jeszcze Clap Your Hands. Czasem pojawią się jakieś aranże rodem popu sprzed dekad.

    To dość jednolita płyta, nie powiem, żeby mnie zachwyciła, niemniej parę numerów naprawdę sympatycznych.

     

     

     

    PS Zapraszamy też osoby niebiorące dotychczas udziału, wciąż można dołączać. ;)


  18. Ponieważ Miguided nie ma, zaś Adrian jeszcze ma spore zaległości, to następny na liście jest Lucifer, więc prosimy o zapodanie. :)

     

    Oczywiście cały czas można nadrabiać album Todesbonden, Emilie Autumn i Sia - wszystko w I poście jest.

     

    Swoje wrażenia z tej ostatniej płyty napiszę na dniach. :)


  19. Bardzo lubię Emilie Autumn,  rzeczony album słyszałem już kiedyś, ale było to chyba z 6-7 lat temu, więc praktycznie go nie pamiętam i słuchałem tak jakby po raz pierwszy. Teoretycznie wszystko jest na swoim miejscu, utwory są zróżnicowane, tak wokalnie, jak i aranżacyjnie. Niemniej czegoś mi tu brakuje, tej iskry czy melodyki, które wznosiłyby płytę na genialny poziom. Chociaż jest ona niezła i ma mocne momenty, to całościowo nie za bardzo mam ochotę wracać do tego albumu.

     

    Traktuję tę płytę jako swego rodzaju jeszcze nieoszlifowany diament i dopiero prawdziwym brylantem jest kolejny album Opheliac, który uwielbiam. Mam wrażenie, że w owym czasie Emilie dopiero dojrzewała muzycznie i krystalizowała swoje umiejętności kompozytorskie.

     

    Warto zwrócić uwagę na teksty, bo już wtedy miała talent w tym kierunku. :)

     

     

    _____________________________________________________________________________________________

    PS Dziś wrzuca Naditiani, to nie znaczy, że jest pół dnia mniej na Emilie Autumn, bo przez kolejne dni cały czas można pisać swoje opinie do niej, tylko chodzi, żeby zachować ten niedzielny tryb.

    • Like 1
×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.