Mam nadzieję, że nie złamią obietnicy i pokładanych w nich nadziei. Szczególnie zależy mi na skończeniu Tuomasa i kobiety z drzewem. Ta ostatnia praca to, jak do tej pory, mój nieprzejednany faworyt i to o tej mówiłam ostatnio, ciesząc się, że w końcu robię coś, co mnie satysfakcjonuje w pełni nieomal, a to rzadka rzecz. To eksperyment z czarnym długopisem, a to trochę stresująca zabawa, bo jedna zła kreska i koniec, nie zmażę tego gumką i praca zdechnie. Za sto lat skończę... w takim tempie w jakim się za nią zabieram. Ech.
Beksiński mówisz? Nie strasz! Jak byłam mała widziałam jego prace w jednej z książeczek z malarstwem, należącej do mojej mamy i do dziś skóra mi cierpnie na to wspomnienie. Br! Chociaż, mimo przerażenia, prace tegoż pana robią wrażenie i talentu odmówić mu nie lza! Burton też swój chłop - znamy się z jego stylem nie od dziś! Uznam oba porównania za miły komplement. :)
Dzięki za komentarz!