-
Content Count
1961 -
Joined
-
Last visited
-
Days Won
168
Taiteilija last won the day on May 29 2023
Taiteilija had the most liked content!
Community Reputation
2754 ExcellentAbout Taiteilija
-
Rank
Dead Boy's Poem
- Birthday 01/10/1995
Personal Information
-
Imię
Pietia
Recent Profile Visitors
The recent visitors block is disabled and is not being shown to other users.
-
Wybacz, Aniu, że tak haniebnie się spóźniam z odpowiedzią! Dziękuję ci bardzo za wyczerpującą a pozytywną opinię, bo takie opinie naprawdę pchają mnie do działania. Po prostu łatwo mi czasem zapomnieć, że moje rysowanie to coś naprawdę niezłego; grzech braku obiektywności i braku dystansu do własnych prac popełniam nagminnie! Ach, i słuszne spostrzeżenie, bo też i wspomniana postać to fantastyczna wariacja na temat Kola. 🙂 I tobie bardzo dziękuję, Beatko! I ty wybacz mi spóźnienie! Nie wiem, gdzie się czasem podziewa mój czas! A może, wiesz, kiedyś wydam, a już na pewno rysować nie przestanę!
-
Wpadła mi do głowy koncepcja na przyszłość. Wszyscy mieszkamy w bardzo różnych częściach kraju, jest tu pewnie sporo nowszych użytkowników, którzy w ogóle nie brali udziału w zlotach lub takich, którzy byli aktywniejsi dawno, dawno temu, a więc jest niewiele okazji, by uczestniczyć w czymś wspólnie, w tym samym czasie, aktywnie. Zakładam więc wątek do planowania spotkań online na przyszłość, gdybyście byli czymś takim zainteresowani. I tu zapraszam oczywiście wszystkich starych użytkowników, adminów, moderatorów, ale także i mniej aktywnych ludzi lub po prostu nowych. Nawet tych ostatnich szczególnie, byśmy się zaznajomili nieco lepiej. Możemy, oczywiście, raz na jakiś czas spotkać się ot tak na czacie głosowym lub wizualnym na Discordzie, ale możemy też organizować spotkania na tym czacie, by razem oglądać tam koncerty, dokumenty, filmy związane z NW lub po prostu, by pogadać na określony wcześniej temat. W tym wątku najlepiej byłoby skupić planowanie takich wydarzeń, podawać daty, czas, koncepcje i linki do spotkań. Czy ta formuła się przyjmie? Nie wiem. Jest to koncepcja na przyszłość i wymaga sugestii od wszystkich forumowiczów.
-
Ha, i tu nie byłem od stu lat, toteż i mój własny kącik odwiedzę i coś tam dodam! Otóż dalej rysuję, może nieco mniej, bo też i poezja, i przeróbki ubrań dla hecy, i (bardzo ostatnio) haft weszły do grona moich kreatywnych hobby, toteż w kreatywnym bałaganie tonę, ale też nigdy nie chciałem być artystą profesjonalnym, bo presja by mnie zabiła, zresztą jestem okropnie niecierpliwy, co od lat zatrzymuje mój rozwój, ale, ale... Dosyć tłumaczenia się! Wrzucam ostatnie, godne tego miana rysunki, a, żeby udowodnić tezę o moim rozleniwieniu, dodaję też to, co rysuję, gdy mam potrzebę autoekspresji, czyli dwie rzeczy mniej ambitne. Rzecz 1: Ochocki z "Lalki", gdyż uwielbiam tę powieść Rzecz 2: "Sowi Król" - twór bazowany na mojej osobie partnerskiej; fae, który włada zimowym lasem Rzecz 3: ekspresyjny ja w dzień fazy na Powerwolfa Rzecz 4: ekspresyjny ja w dzień zachwytu nad jesienią [EDIT: Jakość pewnie trochę spadła po dodaniu tutaj, bo obrazki są pewnie kompresowane, żeby mniej ważyły czy inne takie...]
-
Ostatnio, w drodze do pracy (dłuuugiej drodze) przesłuchałem cały ten krążek po raz pierwszy od nie wiem jak dawna, a, że też mam za sobą kilka dni katowania całego albumu "Wishmaster", to mam *MYŚLI* na ten temat. CC, choć jest pierwszym, zdaje się, albumem, na którym jest orkiestra (jeszcze nie da pełna rozmachu, londyńska, ale jednak) i jest Marco, czyli jest jakimś przedprożem do kulminacji tamtej ery w formie "Once", jest zarazem dosyć nieprzyjemny dla mnie jako całość. Niewątpliwie ma to wiele wspólnego z tym, że Tuomas nie był mentalnie w najlepszym miejscu, gdy pisał piosenki do CC, ale też na swój sposób album brzmi dla mnie bardziej tandetnie i popowo, niż "Wishmaster", który ma w sobie coś cudownie nieokrzesanego, ostre brzmienie gitar i jakiś taki romantyzm, niemal naiwny. Dla mnie personalnie, może przez okładkę i mgiełkę wspomnień sprzed lat, WM ma atmosferę zachodzącego słońca; już gotycką, ale jeszcze entuzjastyczną, romantyczną, podczas, gdy CC jest jak pusta katedra w półmroku, daje mi uczucie właśnie pustki, osamotnienia i układ piosenek na płycie za nic nie chce mi brzmieć, jakby opowiadał historię, jest jak smutna zbieranina. Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę lubię poszczególne piosenki, ale piszę tu o wrażeniu z odsłuchu całości. Jest mniej energiczna i żywa, co tylko podkreślają utwory typu "Forever Yours" czy "Ocean Soul". Ostrość i ciężar jest innego rodzaju; jest wygładzony. I coś mi nie leży brzmienie klawiszy Tuo w piosenkach takich, jak "Dead to the World" - dodaje właśnie wrażenia przetworzenia. A jednak, gdy osobno słucham "Ever Dream", "Bless the Child" czy "End of All Hope", to czuję się z nimi dobrze - to połączenie jest ciężkim dla ducha, nie osobne utwory. A i jeszcze często wracam do utworu zupełnie niedocenionego, może zresztą niezbyt dobrego w zestawieniu z analogicznym kolosem, jakim jest "Ghost Love Score", czyli "Beauty of the Beast", właśnie dlatego, że nie jest tak znany, tak przesłuchany dokumentnie i ma coś z tego nieprofesjonalnego, niedoskonałego Nightwisha dawnych lat. Z miłą sercu gotycką nutą smętu utraconej miłości. Czasem zresztą celowo słucham utworów NW, które są zapominane, rzadko słuchane, bo dają mi wrażenie nowości i nostalgię zarazem, szczególnie te ze starszych płyt.
-
Ha, jakie to stare czasy, uświadomiłem sobie, gdy obserwowałem w sieci zjawisko Tuomanii, które już teraz raczej nie ma miejsca, co niejako nie TUOmaczy się tym, że obiekt uwielbienia zestarzał się i przestał emanować tragicznie romantyczną gotycką aurą, ale raczej tym, że w ogóle metal symfoniczny, gotycki uległ ewolucji i przestał być fenomenem atrakcyjnym dla rozgorączkowanych (głównie, choć nie tylko) fanek. Pamiętacie jeszcze lata temu, gdy estetyka wampiryczna, pełna upadłych aniołów i rozmytych eyelinerów z balem maskowym i złamanym sercem poety w tle była istotnie fandomotwórcza? To jest: popychała do kreatywnej działalności, pisania wierszy, opowiadań, tworzenia fanartów i marzenia o jakichś tragicznych ideałach? Choć może sporo dorosłych już osób nazwie to zjawisko minione nieco żenującym, to miało ono, moim zdaniem, pewien urok, pewną czarodziejską aurę. Brakuje mi czasem właśnie tego, że zespoły takie jak Nightwish, Epica, bo ja wiem, Kamelot, Within Temptation i tym podobne odeszły od pewnej estetyki gotyckiej, która była kiedyś tym, co je wybiło. Nie zaprzeczycie, że Nightwish choćby tworzy już inną muzykę, podejmuje się innej tematyki, niż kiedyś. Uderzyło mnie to, gdy słuchałem ostatnio Century Child w całości i tam mnóstwo było personalizmów, miłości straconej itd., od Imaginaerum NW podejmuje się raczej obiektywizmów w opisach; piszą o jakimś takim ogóle, czy to fantastycznym (IM) czy naukowym (wszystko później) i zaginął ten narwany, młodociany zapał do pisania o prywacie, zniknął wizerunek samotnego poety, który przyczynił się do Tuomanii. I wiecie, są momenty, gdy mi tego realnie brak. Nie tęsknię za bandą zakochanych w Tuo niewiast (nawet, jeżeli sam taką bywałem w gimnazjum) i wojnami na forach o niego, ale za tym całym wariactwem i atmosferą, która naturalnie ewoluowała w coś bardziej dojrzałego, może, bardziej profesjonalnego muzycznie i tekstowo, ale i chłodniejszego. Czy i wam czasem nie brak tego Tuomanicznego szaleństwa i, czy znajdujecie przyczyny jego ustania w tym samym, co ja? Ciekaw jestem.
-
Kontynuując misję, którą jest przypomnienie wszystkim na DE, że żyjemy i mamy się dobrze, pozwólcie, że pomacham wam, szczególnie tym, których nie widziałem dawno i, którzy nawet nie wiedzą, co się ze mną działo. Kłaniam się, ja, moje nowe odpicowane imię: Pietia oraz moje zaimki, zwykle on/jego, ale jak wam wygodnie, bo w polityczną dyskusję nikogo tu bynajmniej wciągać nie chcę.
-
Drodzy Dreamerzy, wpadło mi do głowy, żeby po długim okresie posuchy nieco nasze forum intelektualnie rozruszać i sądzę, że to dobry temat po temu, zważywszy na ostatnie niezbyt zachęcające newsy z obozu Nightwisha. Umyślnie uznałem, że nie wrzucę tej wypowiedzi do "Bieżących newsów", żeby rzecz nie zaginęła, ale wybiła się przyzwoicie i może nawet zasłużyła na wasz odzew. Jak zapewne wiecie, Nightwish zawiesił koncerty do odwołania z powodów "personalnych", choć bliżej nieznanych. Ponadto Troy ostatnio dorzucił kilka pensów goryczy, pisząc, że kotwica zostanie zarzucona na długo we własnym oświadczeniu. Myślę, że to dobry czas nie tylko na sentymentalne wspominki czynione tak, jakby zespół kończył działalność, ale też na realne rozważania, co mogło się do przerwy przyczynić i, co to oznacza dla fanów. Skoro ja zacząłem, to ja kontynuować będę, bo trochę posznupałem w wywiadach, trochę rozważyłem kontekst czasów i ekonomii i, z mojej perspektywy wygląda to tak... Pandemia solidnie uderzyła w zespół. Koncerty, które grali po niej, grali częściowo za kwoty z biletów sprzedanych jeszcze w 2019 roku po dawnych cenach, podczas, gdy sama trasa zabrała im więcej funduszy, niż dawniej. Wyprzedali ponoć więcej biletów, ale straty pożarły zyski. Po koncertowym przestoju zatem, w Nightwisha uderzyła solidnie inflacja. Uderzyła też weń nagła decyzja o odejściu Marco. Tuomas mówił w jednym wywiadzie, że to był drugi raz w historii zespołu (po wyrzuceniu Samiego), kiedy rozważał rozwiązanie zespołu. Rzekomo zmienił zdanie, ale też NW mieli zobowiązania koncertowe, a już i tak finansowo trasa zbyt wiele im zabrała, by mieli jeszcze i te anulować. W międzyczasie działa się ciąża Floor, nowotwór Floor i kariery solowe członków zespołu. Właśnie choćby Floor swoją prężnie rozwija i wyraźnie rozwijać zamiaruje. Jednocześnie zaś utwory na nowy album zostały w całości napisane w trakcie pandemicznego przestoju, więc nie nagranie nowego albumu byłoby po prostu marnotrawstwem, toteż nie ogłosili końca zespołu, a jedynie bezterminowe zawieszenie koncertów. Najnowszy album będzie zamykał ponadto naukową trylogię, wraz z "Endless..." i "Human...", toteż nagranie go jest po prostu potrzebne dla domknięcia pewnego rozdziału. Co jednak potem? Mam teorię, że Nightwish bez słowa będzie kontynuował przerwę, by nie stawiać definitywnej kropki, wypuści teledyski, udzieli może kilku wywiadów, ale będzie w tym wszystkim pewna cisza. Może nawet i ona będzie trwała dalej, gdy będą realizowane projekty solowe, takie jak np. kolejny album Auri... Może jednak w końcu pojawi się oświadczenie o zawieszeniu działalności także twórczej zespołu z pogodnym akcentem w postaci właśnie sformułowania o zawieszeniu, a nie zakończeniu. Może zresztą za kilka lat Nightwish wyda jakiś wieńczący album i wyruszy w ostatnią trasę, pożegnalną trasę, po której grać już będą tylko okazjonalnie. Jest też nieco bardziej pozytywna możliwość: że Nighwish chce przeczekać czasy złej ekonomii i odzyskać entuzjazm, który może ostatnie, skumulowane wydarzenia, nieco zabrały. No i po zamknięciu trylogii naukowej, Tuomas może zechce zastanowić się nad nowym klasterem tematycznym dla kolejnych, przyszłych albumów, co może zaowocować dłuższym okresem przerwy potrzebnym na przemyślenie miejsca i sensu istnienia NW w świecie. A, jakie są wasze teorie i rozważania na temat przyszłości zespołu z perspektywy obecnych newsów? A może, jakie macie nadzieje? Twórcze, muzyczne... Pozostawiam wam pole do popisu poniżej...
-
Taiteilija changed their profile photo
-
Pokłóciłabym się dalej, ale w sumie nie lubię się kłócić. Właściwie to się nie kłócę. Nie bardzo. Rzadko kłócę się bardzo. Co do disco polo, założyłam, że stwierdzenie, iż muzyka disco jest popularna szczególnie w Polsce i w Rosji dotyczy współczesnej muzyki disco, tworzonej przez polskich i rosyjskich wykonawców, bo (co do Rosji nie mam pojęcia, choć wiem o popularności piosenek pokrewnych do disco polo tylko po rosyjsku), ale nie zauważyłam popularności disco w Polsce, które nie byłoby disco polo. W sensie, nigdy nie spotkałam nikogo, kto słuchałby zachodniego, pierwotnego disco (poza ludźmi w wieku mojej mamy), stąd założenie, że piszesz o disco polo (bo jakie inne disco jest popularne w Polsce?). Chyba, że jest jakieś inne popularne w Polsce disco, o którym ja nie wiem, bo jestem z odległych rubieży i mieszkam w pustelniczej chacie? :D No i stąd leming. Swoją drogą, czemu nie chcesz mojego leminga? Lemingi (karne czy też nie) potrzebują domu! Czy nikogo nie obrażę, jeżeli napiszę, że wokalnie ten cover podoba mi się bardziej niż wersja Anette (śpieszę wyjaśnić, że są piosenki, w których, jak dotąd, podoba mi się tylko głos Anette np. Scaretale, więc nie ma tu jakiegoś ataku gniewu na Anette)? Facet jest naprawdę dobry. Czasami ciut "przeozdabia" wokalizy, ale całość bardzo przyzwoicie zaśpiewana. Skala głosu odpowiednia do utworu. Jakie to jest dziwne, że on śpiewa cover NW! :D
-
Szczerze mówiąc, mimo "disco stylistyki" samego teledysku, muzyka nawiązuje bardziej do zmiękczonej (wokalnie) wersji You Give Love a Bad Name Bon Joviego (gdyby ktoś jakimś cudem nie słyszał, to odsyłam: ) , a więc niekoniecznie do disco. Wszyscy się tak na około, i w komentarzach pod teledyskiem, i tu, jak widzę, upierają, że to jest disco i już, ale to nieprawda, bo disco jest bardziej oparte o powtarzalny bit i elektronikę (moja mama ma fioła na punkcie starego disco jak Bee Gees, Boney M. czy Eruption, więc, chcę czy nie chcę, jestem dość mocno z nim osłuchana). Nie pochwalę się tutaj wielką wiedzą muzyczną czy też fachowym nazewnictwem, bo go po prostu nie znam, ale na moje ucho, muzycznie, to dalej jest rock, a nie disco. Chyba, że założymy, że zmiękczenie power metalu (który i tak często ciąży w kierunku jakiś pogodnych dzwoneczków, keytar itd.) poprzez wpływy disco daje konglomerat w postaci tej miękkiej, chwytliwej, klasycznej odmiany rocka? Kompromis? O, a i jeszcze coś... Nie jestem wielką fanką disco, ale, błagam, Adi, nie porównujmy starego disco z współczesnym disco polo... NIE! Nie ładnie. Karny leming. Jest ogromniasta różnica. Disco polo można zrobić samemu w domu, używając blendera i jakiegoś muzycznego Painta, żeby udawać (z marnym skutkiem), że się potrafi śpiewać, ale disco jednak miało w sobie jakieś minimum poziomu, który umożliwiał mi nazwanie go muzyką, jakąś kreatywność, związaną często z estetyką muzycznego kolażu i zapożyczeń. Nie moją muzyką jest on, wprawdzie, ale jednak. Disco w takiej formie, w jakiej powstało, nawet tej mainstreamowej, jak wspomniany zespół Bee Gees, już raczej nie istnieje, a jeżeli istnieje to dla ludzi przepełnionych nostalgią, więc nie można mówić, że jest popularne. Z disco jest jak z klasycznym westernem - gatunek zagrożony wyginięciem, ostatnie sztuki biegają po sawannie, ale gania je lew wielkiego biznesu i pewnie je z czasem położy. Ale disco polo czy disco... hm... rusco? To nigdy chyba nie stało koło disco! To jakiś jego odległy, lekko niespełna rozumu kuzyn ze wsi! Prawie odmawiam im pokrewieństwa! Jeżeli już, to disco polo raczej (nieświadomie) parodiuje disco, będąc w istocie jego żałosną karykaturą.:D Tak czy owak, ja w sumie lubię rozmaite starocie, jak Europe czy, jeżeli o czystą elektronikę chodzi, (znowu) starocie, jak Vangelis, więc nie jestem tu zbyt obiektywna. Lubię te durne, chwytliwe kawałki z lat 80., więc dałam się tu złapać i piosenka mi się podoba. Doskonale wiem jednak, że jest to forma singlowego, uroczego, nostalgicznego kiczu (do którego [sic!] śmiało przyznaję, mam słabość). W ogóle, trochę na marginesie, choć wciąż na temat, teksty piosenek BiB to podobny poziom tragedii, jaki prezentuje większość teledysków NW (POZA TYM DO THE ISLANDER - ON JEST PIĘKNY!). Jakże ja się cieszę, że to jednak jest po angielsku, to zawsze mniejszy wstyd, gdy sobie chodzisz po domu i śpiewasz "Sweeeeeeeet truuuuuee lieeeeesss!!!" niż "SŁOOODKIE PRAWDZIWE KŁAMSTWAAA!!!" (disco polo się chowa!). Nie ma co się jednak niepokoić, jeżeli komuś ten singiel nie podszedł, bo to, jak wiadomo, jest tylko singiel. Mimo moich nadziei na dalsze retro inspiracje, zapewne nie będzie ich na płycie zbyt wiele, bo zespół się dopiero rozgrzewa i bezpieczniej byłoby im nie testować upolowanych już fanów power metalu czy heavy metalu, zapodając coś, co, jak widać, na licznych przykładach, ludzie na ogół zrozumieją jako disco czy jakoweś insze Beast Street Boys. ;) PS. Tego disco to ja tak bronię, jakbym go w ogóle słuchała! Ale na swoje usprawiedliwienie powiem, że miałam w zeszłym roku zajęcia z muzyki współczesnej (po drugiej wojnie światowej) i facet miał fioła na punkcie disco. Teraz po prostu (po przesłuchaniu miliona, męczących kawałków, w tym niszowych... Taak, niszowe disco z lat 70!) nie mogę go sprawiedliwie utożsamiać z disco polo. No nie mogę. A tak narzekałam na te zajęcia... A udzieliło mi się coś z nich! :D
-
Nowy singiel BiB to kolejny eksperyment! I... znów nawiązuje do lat 80.! W piosence pobrzmiewa silnie Bon Jovi, co mnie, oczywiście, cieszy, bo uwielbiam najrozmaitsze odmiany klasycznego rocka i inne piękne starocie (które, moim zdaniem, nigdy się tak naprawdę nie starzeją!). Mam nadzieję, że ich nowy album, który będzie miał premierę na początku lutego cały będzie się składał z eksperymentów i łączenia stylów. Pewnie płonna nadzieja (bo też brak jednolitości stylu często potrafi bardzo podzielić fanów, więc byłby niekorzystny dla rozgrzewającego się zespołu), ale... Co mi szkodzi pomarzyć? Tak dobrze im to wychodzi! Mają nosa (ucho?) do tworzenia chwytliwych melodii. :) [video=youtube]
-
O, hej, Adi, dzięki wielkie! Tyle muzyki do przesłuchania, której nigdy nie ruszyłam! Lecę więc i słucham. Pewnie na dniach podzielę się tu wrażeniami. Może się ktoś zainteresuje i też posłucha? :) EDIT: Przesłuchałam album Madness of the Crowds i jestem pod ogromnym wrażeniem! Teraz już faktycznie mogę dziękować, w pełni i całkiem szczerze, za polecenie mi tej płyty. Faktycznie, podobieństwo do Auri, jeżeli chodzi o brzmienie, ale i o pewien niespodziewany synkretyzm klimatów, stylów, jest duże. Płyta jest, oczywiście, znacznie mniej "wokalna" niż Auri, jej struktura jest mniej singlowa (czyli mniej strukturalnie unormowanych utworów o klasycznej radiowej budowie), utwory dłuższe, ale klimat jest zbliżony. Utwór tytułowy oraz Now, Voyager, czyli ten, wspomniany, utwór z recytacją, to moje zdecydowanie ulubione kompozycje na płycie. Polecam album wszystkim fanom celtyckich, eskapistycznych brzmień, a już szczególnie tym, którym "zasmakowało" Auri. :)
-
Hej, drodzy ludzie, znacie może nieco lepiej twórczość Troya? Czy ktoś mógłby mi coś polecić? Forumowy Adrian wspominał mi przy okazji koncertowego spotkania, że dla kogoś, komu, tak jak mnie, podobało się Auri, twórczość Troya jest jak najbardziej godna polecenia. Macie więc może coś z jego solowej, nienightwishowej kariery, co moglibyście mi polecić? :)
-
Po obejrzeniu tego nowego wywiadu z Tuomasem (o którym już gdzieś tu na forum dziś wspominałam) (podaję link: ) naprawdę zainteresowała mnie wspomniana przez niego idea, by, po pierwsze, kontynuować Auri (początkowo miał to być jednorazowy projekt) i nagrać drugą płytę, po drugie, po drugiej płycie wyruszyć z Auri w trasę! Tuomas, oczywiście, wspomniał, że bardzo tego chce, że ma takie plany, ale, że, jeżeli już, to będzie dopiero po premierze drugiej płyty, a więc za ładnych parę lat (wspomniał coś o, być może, 2021 roku), ale jednakże poważnie o tym myśli! To ciekawe, bo to oznaczałoby koncerty mniejsze, zapewne klubowe i najpewniej (jak wspominał) w Finlandii, może Anglii i Niemczech (myślę, że o tym zadecydują poniekąd figury sprzedaży też tego drugiego krążka w tych krajach) - koncerty, na których będzie zapewne bardziej klimatycznie, niż na wielkich koncertach NW, a więc, naturalnie dla mnie, bardziej pociągające. Chyba zacznę już oszczędzać, bo Auri to jedna z moich ulubionych płyt i, jeżeli druga jej dorówna, to spełnieniem marzenia byłby taki cichy koncert. A co wy o tym myślicie? To dobry pomysł? Pojechalibyście na taki koncert? :)
-
[video=youtube] Zdaje się, że mam ostrą "fazę" (jak to się chyba teraz mówi) na Beast in Black! Po koncercie Nightwisha zaskakująco często wracam do ich piosenek. W ogóle ich muzyka wzbudziła we mnie na nowo miłość do europejskiego power metalu, więc katuję też Stratovariusa i Sonatę. Uwielbiam te kampowe (wyjaśniam, upraszczając: świadomy kicz) brzmienie klawiszów, wesołą i żywą sekcję wokalną, całe to hiper-aktywne tempo, przy którym chce się skakać raczej, a nie iść przez miasto. ::D Bardzo to pomaga w te paskudnie szare pasaże listopadowych dni! :)
-
Przy okazji jednego z najnowszych wywiadów (serdecznie polecam: ) Tuomas wspomniał o sposobie, w jaki wybierał piosenki na album Decades, mówił, między innymi, że z jakiegoś powodu czuł, że The Kinslayer (choć, według niego, nie jest najpopularniejszą piosenką NW) musiał się znaleźć na tej podsumowującej dwadzieścia lat działalności, a Wishmaster wręcz przeciwnie. I... zastanawiam się... Co wy o tym myślicie? Wiem, że NW nie grają już Wishmaster na żywo, bo ponoć się nim znudzili, ale, żeby aż tak ten utwór wyrzucać? Moim zdaniem jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych kawałków zespołu i w pewnym sensie istotną składową przekroju, kwintesencji ich muzyki (połączeniem mocy, tematyki fantastycznej tak charakterystycznej dla starych wydawnictw i patetycznych refrenów pokroju End of All Hope). The Kinslayer, z drugiej strony, jest chyba nieco mniej znany, choć wcale nie twierdzę, jak Tuo, że mało popularny (grają go przecież od lat!), ale na pewno nie tak istotny, jak Wishmaster. Co wy myślicie o znaczeniu Wishmastera? Powinien się znaleźć na Decades? Jest on czy też nie jest czymś ważnym dla muzyki zespołu? Twierdzę, że jego brak na Decades jest po prostu... dziwny.