Oto wątek przeznaczony wytworom mojej ześwirowanej wyobraźni. ;)
Na razie fragment mojej "książki", do zamieszczenia której zachęciła mnie Beata. Beatko, tam nie ma nic wartościowego...
No i przepraszam za wszelkie błędy, powtórzenia itd. I tak w ogóle ta powieść wymaga ode mnie dużej korekty, bo jest za bardzo chaotyczna. Mam nadzieję, że osoby, które wejdą na mój Fan Art, czytały moje wczorajsze ostrzeżenie. Jeśli kogoś uraziłam, zamieszczając w mojej książce członka zespołu, to najmocniej przepraszam.
Niestety nie udało mi się dodać załącznika, więc książkę umieszczę na razie w poście. Może mnie oświecicie. ;) No i miłego czytania. :)
"Petri z irytacją kopnął w furtkę. Wściekły pomasował obolałą nogę i z nieprzychylnym wyrazem twarzy ruszył w kierunku domu. Otworzył mu ośmioletni brat Tuomas, który z niewinnym spojrzeniem oznajmił mu, że jest już obiad. Tuomas nawet nie wiedział, co się w Petrim gotuje.
- Cicho bądź! - wrzasnął tak głośno i piskliwie, że Tuomas aż podskoczył. Szybko cofnął się o krok, a oczy miał pełne urazy i pokrzywdzenia. Ale Petri nie zwracał na to uwagi. Powstrzymawszy się, aby go nie odepchnąć z przejścia na korytarz, szybkim krokiem pobiegł na piętro i zaszył się w swoim pokoju, nie mówiąc nikomu ani słowa. Trzasnął drzwiami. Zazgrzytał przekręcany klucz. Petri rzucił się z nieprzystępną miną na łóżko i spoglądając spode łba w sufit zaczął słuchać muzyki, wcześniej założywszy na uszy słuchawki walkmana. Muzyki, która jakże doskonale wyrażała jego uczucia. Uczucia gniewu, rozgoryczenia, rozczarowania, żalu i tęsknoty.
Wszystko jest nie tak jak trzeba - pomyślał. Ale nie chciał się już zastanawiać nad rzeczami przydarzonymi w szkole. Był zmęczony. I głodny. I w ogóle zniechęcony do życia. Wszystko jest bez sensu. Świat jest pełen obrzydliwego brudu zła i niesprawiedliwości. Te przygnębiające myśli sprawiły, że głośno westchnął.
*** *** ***
- Petri! - Usłyszał głos swojego młodszego braciszka. - Chodź na obiad! Mama cię woła, zaraz wszystko wystygnie! - Oczywiście, rzecz jasna z kulturalnym pukaniem, pomyślał z irytacją.
- Powiedz mamie, że nie mam ochoty jeść - wrzasnął takim głosem, że obudziłby umarłego, a przynajmniej na pewno usłyszeli jego wypowiedź wszyscy członkowie rodziny przebywający w tym domu. - Nie jestem głodny!
Co było oczywiście kłamstwem. Burczenie w brzuchu zaczęło go niezmiernie wkurzać; jeszcze trochę i zaczęłoby mu zagłuszać dźwięki piosenki. Pogłośnił sobie muzykę i wcisnąwszy mocniej twarz w poduszkę, powiedział jeszcze nadąsany:
- I zostawcie mnie w świętym spokoju, dobrze?!
Kiedy upewnił się, że Tuomas już sobie poszedł, usłyszał szybkie i nerwowe kroki swojej matki. Gwałtownie nacisnęła na klamkę. Ponieważ pozostały nieruchome, po chwili rozległo się głośne walenie pięścią w drzwi.
- Petri! - zawołała donośnie i nawet dość ostro.
- Słucham - powiedział Petri beznamiętnym tonem.
- Ekhm! - krzyknęła podirytowanym tonem. - W tej chwili otwórz drzwi, zrozumiano?
Petri z niechęcią podniósł się i leniwie ruszył do drzwi. Przekręcił klucz w zamku. Natychmiast się otwarły i omal nie uderzyły go w głowę. Aż musiał odskoczyć.
- Idziesz do jadalni - powiedziała. Jakże Petri nienawidził tego tonu. Tym samym tonem mówiła czasem w szkole. Przecież są w domu, cholera!
- Idę już, idę - wymamrotał przez zaciśnięte zęby. Potoczył wokół spojrzeniem spode łba. W oczach matki pojawiła się troska. Petri zgrzytnął zębami na ten widok i szybko zszedł na dół. Och, jakże denerwował go ten wieczór.
Ach, wszyscy są tacy kulturalni dzisiaj! Co to ma być?! Imieniny jakieś, czy co? Ze strutą miną wziął sobie z półmiska nóżkę kurczaka, trochę sałaty i ziemniaków. Nic nie powiedziawszy ruszył z powrotem do pokoju. O mało nie upuścił talerza, kiedy przechodził przez drzwi.
Mama cały czas była w pokoju. Ponieważ zdążył nadgryźć już kawałek mięsa, prawie się zakrztusił z zaskoczenia i jednocześnie oburzenia. Mama stała z potępieńczą miną i rozglądała się. Na szczęście w niczym nie grzebie - pomyślał, choć miał ochotę powiedzieć na głos co o tym wszystkim myśli. I on będzie musiał jeszcze odrobić lekcje! No jak tak można człowieka dręczyć!
Jęknął. Dopiero teraz go zauważyła.
- A ty gdzie? - zapytała wyrwana z zadumy. - Miałeś być w jadalni!
- Nie muszę! - powiedział głośno i ze spojrzeniem chorego psa usiadł przy zawalonym papierami i zeszytami biurku. Tak gwałtownie, że omal nie przewrócił swojej drogocennej gitary, którą dostał dwa lata temu w prezencie na urodziny.
Talerz trzasnął o blat tak mocno, że pęknął, a jedzenie rozsypało się na boki. Petri poczuł, że zaraz nie wytrzyma. Ta rodzina doprowadzała go do szału! Drżącymi z wściekłości dłońmi pozbierał to i wrzucił do kosza na papiery. Zanim wybiegł z pokoju, zdążył jeszcze potknąć się o krzesło, co jeszcze bardziej powiększyło jego wściekłą pasję.
*** *** ***
- Wybiegł za działkę i nawet nie zamknął furtki - powiedziała ze zgrozą poruszona matka. - A drzwi zatrzasnęły się tylko od wiatru. Co mu jest?
- Można powiedzieć tylko jedną rzecz - rzekł mrukliwie ojciec. - Jest zupełnie niewychowany.
- Oj, przestańcie - odezwała się Susanna. - Może coś mu nie poszło w szkole, może-
- Jasne, ma same dwóje - przerwał jej ojciec. - Mógłby się przyłożyć do nauki. Ty miałaś dobre oceny, Tuomas ma dobre oceny, a on? Szkoda gadać.
- Pentti, nie mów tak - powiedziała z żalem matka. - Nie jest tak źle.
- Może się zako... - zaczął Tuomas, odezwawszy się po raz pierwszy, ale siostra zaraz go uciszyła, znacząco trąciwszy go w bok łokciem.
- Zakochał? - podchwycił natychmiast ojciec. - Hm. Hm. Ciekawostka.
- Pentti! - Mama złapała się za głowę. - Uspokój się. Przecież to niemożliwe.
- Niemożliwe?! - parsknęła Susanna głośno. - Przecież on jest już pełnoletni! A nawet wcześniej można być zakochanym!
- Susanno, nie tym tonem - powiedział surowo ojciec. - A teraz... - urwał i spojrzał na swoje najmłodsze dziecko. - Tuomasie, bądź łaskawy zjeść ten obiad.
Bo Tuomas siedział przed praktycznie pełnym talerzem i nieobecnym spojrzeniem wpatrywał się w ścianę naprzeciwko stołu. Nie zareagował nawet mrugnięciem powieki.
- Tuomasie, mówię coś do ciebie - rzekł po raz wtóry.
Jakby się obudził.
- Ja już dziękuję - powiedział cichym, mrukliwym głosem. Wstał odsunąwszy krzesło i potykając się o nogi stołu i własne też, cofnął się do tyłu i po chwili zniknął w mroku korytarza.
- Co mu jest? - powiedział burkliwie ojciec.
- Ach... - westchnęła mama i zaczęła sprzątać ze stołu. Wszyscy zaczęli popadać w zły humor.
*** *** ***
Z hukiem otwarły się drzwi. Zmarznięty, wygłodniały, wściekły i pełen rozpaczy Petri znalazł się w hallu.
- Co ci jest? - syknął w stronę zamyślonego Tuomasa siedzącego na parapecie obitym poduszkami. Jego brat siedział oparty o szybę wpatrywał się w coś z zachwytem. Tuomas chyba nie usłyszał jego pytania, ba, nawet nie zwrócił uwagi na trzaśnięcie drzwi w ścianę.
Petri chrząknął z dezaprobatą i ruszył po schodach na górę. Włosy miał w nieładzie, a w oczach jakiś dzikie rozdrażnienie. Z zamachem nacisnął na klamkę. Ani drgnęła. Zaklął głośno i wyraźnie. Od razu wiedział, że zaraz zrobi się szum i oburzenie. Co oni robili w jego pokoju?! Oszaleli, czy co?! Poczuł, że coś mu ściska żołądek z gniewu przemieszanego z przerażeniem. Mama otworzyła drzwi i od razu zwróciła mu uwagę na temat wyrażania się.
- Co wy tu robicie?! - nie wytrzymał Petri. - Czy ja jestem chory psychicznie i majaczę, czy wy naprawdę tu jesteście i grzebiecie mi w pokoju?!!
- Petri... - Mama podeszła do niego, a ojciec nadal palił fajkę w nabożnym milczeniu. - My wiemy, że coś się musiało stać, mam rację? Powiedz nam. Doszliśmy do wniosku, że musimy-
- Nic nie musicie! - stęknął Petri. - Jezus Maria, o co wam chodzi? - W oczach Petriego widać już było oznaki lekkiego obłędu; wszystko zaczęło być tak niezrozumiałe i dziwaczne, że nie wiedział co robić. Wszyscy dostają świra w tym w domu. On zresztą też.
*** *** ***
Tuomas nie zwracał uwagi na to, że marznie. Z nosem przyklejonym do szyby spoglądał z niemym zachwytem na świat za oknem. Zaśnieżone pola migotały w świetle pojedynczych latarń. Połyskiwały oblodzone ogrodzenia działek, a pokryte białym puchem drzewa poruszały gałęziami. Delikatne śnieżynki wirowały w powietrzu i spokojnie opadały na poduszkę, która pokrywała ziemię. Aż po horyzont w powietrzu unosiła się biała mgła, a tu i ówdzie przemykał jakiś dym z komina. Wiatr ścigał się z nieznajomymi siłami śpiewając jakąś nieznaną ludzkości pieśń. Delikatna zasłona zmierzchu zaczęła otulać świat. Tuomasowi zaczęło zdawać się, że padający śnieg zaczyna formować się w ludzkie sylwetki, przez te kilka sekund zanim złączały się już z gruntem. Zafascynowany nie widział już niczego poza tym, ani co się wokół niego działo. Tak, to musi być ten magiczny wieczór, pomyślał. Zawsze czekał na tę chwilę. Wyciągnął pomiętą karteczkę i ze skupieniem zaczął pisać. Kartka, która po chwili pokryła się chwiejnym pismem, została z powrotem schowana do kieszeni. Tuomas westchnął zadumany i ułożył się wygodniej na puszystych poduszkach.
*** *** ***
Petri był wykończony psychicznie po tej awanturze. Nie, to nie była żadna awantura! To było coś dziwnego. Aż nim wstrząsało, kiedy sobie o tym przypominał. Odbiło im. Czego oni od niego chcą? Czego chcą się dowiedzieć? Nie rozumiał ich i nie chciał rozumieć. Nagle ni stąd, ni zowąd, zaczęli interesować się swoim synem. Oni muszą mieć jakiś określony cel, inaczej by tak się nie zachowywali, pomyślał. Choć kto ich tam wie. Zdegustowany otrząsnął się tych myśli i zapalił lampkę na biurku. Śnieg sypał, wietrzysko huczało w kominie, było ciemno i ponuro. Petri wstał i zapalił wszystkie lampy, które miał w pokoju. Wzdrygnąwszy się z zimna naciągnął na siebie sweter i z łomotem usiadł na krześle. Oparł głowę na dłoni i ziewnął rozgłośnie. Matma, biologia, angielski... Co tam jeszcze... Znudzony poczuł, że dłużej nie wytrzyma. Cały był obolały, przemarznięty, wykończony fizycznie i psychicznie i ogólnie zmęczony życiem. Rozwiązawszy wszystkie zadania z matematyki, przejrzał pobieżnie biologię i zerknął na podręcznik do angielskiego. Powieki mu już opadały. Która może być godzina?, pomyślał.
Wtedy weszła Susanna z kubkiem parującej herbaty.
- Proszę - powiedziała z uśmiechem i zrozumieniem w oczach.
- Dziękuję - odrzekł z westchnieniem i zagapił się w dal za oknem.
- Zaraz będzie kolacja. - Susanna rozejrzała się po jego pokoju. Już zamierzała wyjść, kiedy dodała: - I nie przejmuj się, Petri.
Petri spojrzał na nią ze skrytą wdzięcznością. Nagle dostrzegł, że siostra ma pomalowane oczy tuszem i przypudrowane policzki.
- Czekaj - powiedział do niej.
- Tak? - Siostra zatrzymała się w pół kroku.
- Czy ty masz makijaż? - Petri popatrzył na nią z dziwnym rozczarowaniem.
- Tak, a co? - zapytała zaskoczona.
- Wszystkie dziewczyny są takie same - mruknął Petri. - Przecież jesteś ładna, nie wiem, co ci odbija.
- Ech... - Zmieszana Susanna wyszła z pokoju. Petri spojrzał na nią z uwagą, a potem pokręciwszy z rezygnacją głową i napiwszy się herbaty, powrócił do wkuwania słówek.
*** *** ***
Następnego ranka cała trójka musiała iść razem, ponieważ rodzice nie mieli jak podwieźć Tuomasa do podstawówki. Petri nie był z tego bynajmniej zadowolony. Sterczący obok niego braciszek nie sprawiał mu radości. Dobrze, że się nie potyka o własne nogi, pomyślał zjadliwie. Po chwili musieli się zatrzymać, bo rozwiązał się Petriemu but. Z wściekłością przykucnął, podczas gdy Tuomas stał i czekał w milczeniu i świdrował go swoim niewinnym, dziecięcym spojrzeniem. To działało mu na nerwy. Ręce zaczęły mu drżeć, a, że z tego powodu nie mógł zawiązać trampka, zdenerwowało go jeszcze bardziej. W dodatku ludzie zaczęli się niedaleko pojawiać. Po jakiejś chwili wstał i ujrzał, że jego brat stoi nieruchomo jak posąg i wpatruje się w jakąś małą dziewczynkę o małym nosie, tajemniczych oczach i lekko uśmiechniętych ustach. Nad czołem sterczała jej grzywka, ubrana była w ciepły kożuch, na plecach przewieszony miała plecak, a w dłoniach ściskała torbę.
- Kim jesteś? - spytał niedosłyszalnym szeptem jego brat. Petriego zirytowało to tak, że aż popchnął go siłą do przodu.
- Rusz się! - burknął do niego. Wiedział, że Tuomas był upokorzony, ale teraz miał to w nosie. Wcisnąwszy dłonie w kieszenie zaczął brnąć przez szary już śnieg. Tuomas przełknął z trudem zniewagę i podążył za bratem. Począł rozgladać się po okolicy z bolesnym wyrazem twarzy. Wpatrywał tak długo w drzewa i niebo, że Petriemu zaczęło się wydawać, że nie idzie z własnym bratem. Tuomas był dziwnie nieobecny. Poczuł nieprzyjemny dreszcz."