Leaderboard
Popular Content
Showing content with the highest reputation on 09/14/16 in Posts
-
4 pointsDance to the whistle, to the play, to the story To infinite encores Laugh at the royalty with sad crowns And repeat the chorus once more... ~ Nightwish, Edema Ruh Minęło ponad dziewięć lat odkąd wybrałam się na pierwszą muzyczną przejażdżkę z Panem Holopainenem i jego hałastrą. Oczywiście – wówczas tylko w wyobraźni, słuchając z głośnika „słodkich dźwięków pianina, spisujących mój żywot”. Minęło ponad dziewięć lat i w końcu trafiła się dogodna pod niemal każdym względem okazja, by przekonać się, czy ONI faktycznie istnieją! Owszem – widziałam zdjęcia, zgadza się – oglądałam koncerty, a nawet wywiady i dokumenty, a więc miałam i dowody na to, że za dźwiękami stoją ludzie, ściskający w dłoniach odpowiednie narzędzia i majstrujący przy nich we właściwy sposób... ale, gdy muzyka tak uporczywie przywrze do człowieka i wywalczy sobie prawo do bycia jego nieodzownym pierwiastkiem, to abstrakcyjna wydaje się myśl, że stoją za nią ludzie z krwi i kości. Doszło do tego, że łatwiej było mi sobie wyobrazić członków zespołu jako humanoidalne formy samej muzyki, niż faktycznych ludzi ją tworzących. Jakby to oni byli jej wtórnymi produktami, ona zaś czymś w stosunku do nich pierwotnym... Chyba popadam w dziwny żargon pełen męczącego patosu... Pominę rozwodzenie się nad nieesencjonalnością wszechrzeczy... Słowem – ogłoszono koncert w Polsce. Ale gdzie? No, gdzie też to mogło być? Oczywiście – w Nibylandii zwanej Straszęcinem! Nie dość, że na drugim końcu kraju, to jeszcze w miejscu mitycznym niczym Atlantyda! Przełknęłam też pigułkę goryczy zwanej „festiwalem”, zamknęłam oczy i kliknęłam: KUP BILET! Zabrałam wiernego druha, drogiego Michała, wsiadłam w niewygodną puszkę zwaną Polskim Busem i wyruszyłam w dzikie ostępy, na poszukiwanie Atlantydy! Forget the task enjoy the ride And follow us into the night! Wielokrotnie podczas podróży rozmyślałam nie o samym koncercie, ale o czymś niemalże równie istotnym – ludziach z forum. Kilka lat minęło, odkąd czynnie (w miarę możliwości) działam na rzecz Dream Emporium i niektórych Dreamerów znam niemal jak żywych ludzi... tylko bardziej eterycznych... i zastanawiałam się nieustannie jak to będzie spotkać ich wszystkich na żywo, czy jest jakaś szansa, że się polubimy, że rozmowa „zaskoczy”, że wytworzą się iskierki i inne takie... Nie uważam się za ekstrawertyka i z nawiązywaniem kontaktów bywa u mnie różnie, więc niepokój był nieco doskwierający... Po najdłuższych w moim krótkim życiu trzynastu godzinach podróży znalazłam się w końcu w okolicach Atlantydy, przespałam noc w jakiejś lokalnej noclegowni i ruszyłam do serca tajemniczej krainy, otoczonej przez malownicze, mityczne przyczółki takie jak np. Lubzina (czymkolwiek jest LUBZINA... brzmiało groźnie). Rano, w dzień koncertu, przyszło mi do głowy, że ludzie z forum to też abstrakcyjny wytwór mojej wyobraźni i zadzwoniłam do Adriana tylko po to, żeby sprawdzić, czy on istnieje. Okazało się, że tak... to, albo był najbardziej przekonywającą halucynacją dźwiękową w historii dźwiękowych halucynacji. Nie dałam jednak za wygraną (nie, nie, mnie się nie da tak łatwo omamić!) i po jakimś czasie zadzwoniłam też do Ani – ponownie – żeby sprawdzić, czy ona istnieje – jej głos także brzmiał dość realistycznie. Upewniłam się dzięki obu telefonom, że Dreamerzy prawdopodobnie istnieją (czytaj: są mniej mityczni niż mityczny Straszęcin) i metodycznie zmierzają do Atlantydy. W Dębicy poczułam wibracje mocy – stężenie ludzi w koszulkach Nightwisha było tak silne, że wezwano specjalny oddział deratyzacyjny, żeby je rozcieńczyć, gdyż groziło to nieodwracalną katastrofą ekologiczną na skalę kraju... tak naprawdę to nie... ;) Niewątpliwie jednak coś w tym było, bo temperatura przeskoczyła samą siebie i pogalopowała w górę, histerycznie wrzeszcząc i czyniąc życie ludzi w czarnych koszulkach nieznośnym. W tym i moje, niestety. Dotarłam do Atlantydy na obrzeżach czasu i materii, wyruszyłam niczym pewien hobbit „na przygodę”, pokonałam smoka Smauga komunikacji publicznej i obuta w glany wparadowałam dumnie do straszęcinowskiej Atlantydy! Okazało się, że jestem pierwszym dzielnym Dreamerem na miejscu i razem z towarzyszami podróży rozejrzeliśmy się po rozległych dziedzinach tejże nieistniejącej krainy, do której, o dziwo, dotarła już cywilizacja w postaci sklepu sieci Biedronka. Tłumy ludzi, budki z piwem, człowiek-jednorożec, kolorowowłosi, glanonodzy, irokezogłowi... przedziwna to była kraina! Wreszcie, niestrudzenie oczekując pod bramką, wypatrując sokolim wzrokiem znanych ze zdjęć twarzy wypatrzyłam Dreamerów! Tak, tak... wyobraźcie sobie, że jednak istnieją! Chociaż tam, w Atlantydzie, mitycznej krainie na końcu kraju mogli być przecież i Dreamerzy! Adrian w kapeluszu i wysoka Evi, Ania, Paula, potem Beatka, Sahara, Sami, NighwishAnka, Sahara, HietAla... nawet Was wszystkich nie zliczę! Moje obawy okazały się płonne; gromadka szybko przyjęła mnie pod skrzydła, a przemierzając kręte ścieżki festiwalowego zamętu, niczym śniegowa kula zgarniała coraz to nowe osoby! O, nigdy nie zapomnę łączenia stołów w plenerowym pubie – była nas chyba trzydziestka! Na niebezpieczną wyprawę wybraliśmy się jednak w skromnym gronie: udaliśmy się do samego serca Atlantydy, by przekazać prezenty i pocztówki od fanów zespołowi. Naprzeciw wyszedł nam honorowy Brytyjczyk zespołu – Troy Donockley. I... RUNĘŁA MOJA TEZA O HUMANOIDALNYCH FORMACH MUZYKI! :D Chociaż... może muzyka była na tyle silna, że faktycznie wytworzyła Troya... E? Może lepiej nie popadać w dyskusje natury filozoficznej... Troy okazał się niezwykle uprzejmym człowiekiem, naturalnym i tak zwyczajnym, tak namacalnym, jak tylko może być drugi człowiek. Z chęcią zrobił sobie z nami zdjęcia, z prostodusznym zadowoleniem przyjął podarunki. Rozmowa z nim nie trwała długo, a ja, choć bardzo się staram, nie potrafię przypomnieć sobie jej szczegółów. Pamiętam, że bardzo przyjemnie brzmiał jego brytyjski akcent... cóż, rzadko słyszę na żywo Anglików, a szczególnie nieesencjonalnych (humanoidalne formy muzyki itd.). Po spotkaniu przyszedł czas na Ostatnią Przejażdżkę Dnia, a dla nas także i Najwspanialsze Widowisko Świata – koncert. I zasmucę chyba wszystkich, bez patosu mówiąc: MOTŁOCH! I, nie, nie, nie mam tu na myśli koncertu. Dodrapałam się do barierek w towarzystwie niezłomnej Ani i równie niezłomnego aparatu Evi, czy też może Beatki (?) (który w moich drżących dłoniach okazał się tak użyteczny jak kosiarka, podczas zimowego odśnieżania) i innych Dreamerów, a Ci tajemniczy Obcy, Inni, którym także sądzone było dostąpić tego zaszczytu i otrzymać tę koronę wyraźnie nie potrafili jej nosić! Chwila wzruszenia, gdy po ponad godzinnym staniu, usłyszałam znajome intro (temat muzyczny Hansa Zimmera z filmu „Karmazynowy przypływ”) – patetyczne i potężne, mające poprzedzać mój pierwszy koncert ukochanej kapeli... i BUM! Atak tłumu niemal zmiótł nas z powierzchni Atlantydy! Motłoch... O, nie, pomyślałam jednak, nie dam sobie wytrącić kart z ręki, nie przed finalnym rozdaniem! Walka o pozycję potrwała chwilę, ale jej wynik był satysfakcjonujący. Widziałam Tuomasa, stałam naprzeciwko jego keyboardu, ale i tak nie udało mi się przekonać siebie samej, że był prawdziwy, że Floor, że Marco, że Emppu, że Troy i Kai Hahto... czułam się jak w trójwymiarowym koncercie na DVD! Shudder Before the Beautiful, Ever Dream, Èlan, I Want My Tears Back (chciałam My Walden, ale... i tak z Anią razem: HOP-HOP-HOP!), Ghost Love Score... i Greatest Show On Earth... Gdy usłyszałam pierwsze dźwięki owego magnum opus, to coś we mnie drgnęło... może to świadomość, że był to już ostatni akt spektaklu? Niemniej, to właśnie było to, to nieuchwytne to... może krótkie, może i na Atlantydzie, może motłoch i może festiwalowy ubogi jak żebrak z jedną nogą set, ale jednak... NAJWSPANIALSZE WIDOWISKO ŚWIATA! Tuomas, popijający wino pod keyboardem, Emppu, skaczący po scenie jak gumowa piłka, Marco-wiking, posągowa Floor (którą naprawdę chciałabym słyszeć lepiej...)... i oni wszyscy, na końcu objęci i, jak to czynią od lat, kłaniający się po raz ostatni, Kai ciskający pałeczkami (HietAla złapała jedną!)... Istny Nightwishowy impresjonizm! Tak niewiele i trwało nie dłużej, niż ruch skrzydełek motyla. Jakby to się wcale nie zdarzyło... Pamiętam jeszcze Sami, nucącą na pogrążonym w niezmąconym niemalże mroku parkingu: Man, he took his time in the sun Had a dream to understand A single grain of sand... To to niesamowicie rozgwieżdżone niebo Atlantydy... i spójrz! Tai! To mleczna droga! This concert was but a single grain of sand... and I do really have a dream to understand it! Potem był jeszcze dogorywający, skromny, ciasny dworzec w Dębicy; okrutnie rzeczywisty po pożegnaniu z Nightwishem oraz z większością Dreamerów. Pocieszył mnie tylko niespodziewany widok Adriana i Evi zawiniętych kocem i śpiących w najlepsze na tym straszliwym mrozie, który przyszedł po upalnym dniu (nawet pogoda wyczuła, że koncert minął bezpowrotnie!), na zewnątrz na dworcowej ławce. Trzeba było nie lada wysiłku, by im wyjaśnić, że zamarzną tam na śmierć! Zapadli w sen zimowy... Pomyślałam teraz, że być może w miarę oddalania się od Atlantydy, odrealnionej krainy i równie nieprawdopodobnej muzyki Dreamerzy też znikają... albo zapadają w sen, który potrwa aż do kolejnego razu, gdy z drzemki wyrwie ich słodki dźwięk „lutni” Maestro? Wiem... Patos. Paskudny Patos przez duże „P”. I tak wszyscy spaliśmy... na twardej, niegościnnej posadzce dworca w Dębicy, skąpani w paskudnym neonowo-białym świetle... Pocieszającą zdała mi się wówczas myśl: The dreams remain they only break...
-
4 pointsJak się odgrażałam od czasów Czadu, że się tu pojawię, tak w końcu mogę się z Wami przywitać - właściwie, to po raz drugi, tym razem na forum. Grupowicze DE z twarzoksiążki być może pamiętają moją małą, muzykalną anegdotkę na powitanie ze świerszczem o imieniu Jukka w roli głównej :) Zaraz zaraz... Czyli właściwie po raz trzeci, bo część z Was widziałam na festiwalu, z tym, że nikt nie wiedział i nie zdążył się dowiedzieć, kto ja jestem :D Odsyłam do fotek, widziałam, że na paru mnie uchwyciliście - ja to ten mały przydupas Sami w okularkach. To ten, cześć wszystkim! :) Edit: uwierzcie, to synchro nie było aranżowane, napisałyśmy posty jednocześnie. To się zdarza, jakieś tajemne połączenie umysłów, hemoglobina, tubulina, rozumiecie... :D A z koszulkami to smutna prawda - czy jestem pierwszą osobą, która kupuje koszulki NW ze świadomością konieczności przeszycia ich pod swój rozmiar? Czasem myślę, że bliższe mi rozmiarowo od męskich S-ek, w których tonę są niemowlęce body z logiem NW :D
-
3 pointsTai padła na twarz, ale skończyła Tuomasa... i oczywiście zepsuła... czyli było lepiej, ale coś potem poszło nie całkiem tak... no, jest... tak, że tego... UJDZIE. ;) "Maestro Tuomas Holopainen"
-
2 pointsW tym temacie możecie dzielić się swoimi dziecięcymi pasjami kolekcjonerskimi, bądź wspomnieniami ulubionych zabawek :) Moje wybrane typy: Obrazki z gum do żucia- w moim przypadku Turbo (obrazki samochodów) i Donald (historyjki z bohaterami bajek Disneya). W przypadku tych pierwszych w początkowych klasach podstawówki uzbierałem sporą talię i spędziłem sporo czasu na wymienianiu się i grach z użyciem obrazków w charakterze kart. Krótkie filmiki wyjaśniające o co chodzi: Turbo Donald Rosyjskie (czy też jeszcze radzieckie) konsolki do gier. Najpopularniejszą mogła być ta z wilkiem łapiącym spadające jajka (choć wersja z Myszką Mickey podobno też istniała). Sporo godzin spędziłem na nabijaniu licznika. Niestety w pewnym momencie konsolka w tajemniczy sposób zniknęła z mojego życia. Albumy naklejkami Panini. Wydawane do dziś, ale mnie najbardziej wrył się w pamięć album SuperAuto wydawany w latach 90. Oprócz naklejek był też w nich tekst- ciekawostki ze świata motoryzacji. Samochody uporządkowane były w kolejności rozwijanej prędkości. Pamiętam też naklejki z Wojowniczymi Żółwiami Ninja, ale nie wiem, kto go wydawał. A jak u Was? :)
-
2 pointsTo były takie karteczki (A5 lub A4) w różne wzory z bajek (i nie tylko), które wpinało się do segregatorów. Można było je kupować w sklepach papierniczych (zwykle w zestawach po kilkanaście/dziesiąt sztuk). Na osiedlach kwitnął handel wymienny :) Przykład:
-
2 pointsOficjalnie witam @Cassiopea na forum, albowiem podgląda nas już od jakiegoś czasu, a dopiero dzisiaj zdecydowała się zarejestrować. Była z nami na Czadzie, była ze mną w Havirovie, siedzi z nami w grupie DE na fejsie. Chciałaby kochać Nightwish całą sobą, ale nie może, bo zlatują z niej wszystkie Nightwishowe koszulki :D Polecam, żeby sama coś napisała, zanim powyciągam wszystkie dotyczące jej durnoty, które mam w kieszeni :D
-
2 pointsWiecie jaką osobę lubię rysować najbardziej? Nie, nie Tuomasa. :v Tak - siebie. Tak, jestem małym egocentrycznym ciasteczkiem. :D To dziwne, co wychodzi z mojej głowy, to wycinki z Koti Karjala (chyba), Fińskiej gazety. Potrzebowałam jakichś obrazków do obrazu, który malowałam w Finlandii, ale się nie przydały, więc wkomponowałam je tutaj. :)
-
1 pointCudne włosy! Zadbane, błyszczące..Jest czym machać ;)! Nos absolutnie idealny! A same fotki? Bardzo tajemnicze! Jak z profesjonalnej sesji dla magazynu modowego. Muszę powiedzieć, Zosiu, że pozujesz jak modelka! Druga fotka z ręką pod brodą - przepiękna! I to spojrzenie na pierwszym zdjęciu! Obłędne ;)! (oczywiście w pozytywny sposób! )
-
1 pointTomku, jestem zachwycona Twoją galerią :)! Bardzo klimatyczne, ciekawe fotki, które ukazują piękno przyrody! Sama jestem miłośniczką romantycznych zachodów słońca, roślin, kwiatów, zielonych zakątków..Widać, jak bardzo starasz się uchwycić ulotne chwile na łonie natury. Masz oko, świetne prace!
-
1 pointWielu artystów i malarzy tworzyło na potęgę swoje autoportrety i nie myślę, że jest to kwestia egocentryczności ;)! To są w większości świetne prace, a nawet znane na cały świat dzieła. Ciekawie wycieniowałaś twarz, dopracowane włosy, kołnierzyk koszuli..A ramiona i marynarka? Jakby w kontraście są takie..."urwane" :-D! Wieem! Przypomina mi to skrzydła! Idealnie wkomponowałaś te wycinki z gazet. Są w idealnym miejscu i bardzo urozmaicają cały portret! I like it :)!
-
1 pointNews od Frontiers Music Srl: Szok :O Nie spodziewałam się, że Aneta wróci jeszcze do metalu. Jestem ciekawa, co się tam urodzi, a biorąc pod uwagę talent Liimatainena może to być coś dobrego ;)
-
1 pointKochana Justynko :)! Relacja jest cudowna! Przeniosłam się w czasie do tamtego upalnego popołudnia, przeżyłam to wszystko jeszcze raz! Tak pięknie ubrałaś w słowa swoją wyprawę, spotkanie z całym DE, moment koncertu...Jest w tym tyle emocji, pięknych wspomnień, humoru i radości! Bardzo się cieszę, że mogłam dzielić te chwile z Tobą i naszą całą społecznością. Wspomnienia pozostaną na całe życie :)!
-
1 pointAle Paula czituje, bo mieszka w mieście, gdzie jest fabryka Steela ::D Też tam kupiłam moje glany. Tylko, że moje to są trzydziurkowe, całkiem niskie ::) chyba niecałą stówę za nie dałam.
-
1 pointU mnie rządziły Pokemony. Zbieraliśmy z bratem i te z czipsów i naklejki z gum do żucia i były też karty do gry (ostatnio znalazłam dwie w szafce, zachowałam na pamiątkę :D). Miałam sporą kolekcję figurek, to były głównie aniołki, koty i konie. No i oczywiście kochałam pluszaki ♥ Całą dziurę między łóżkiem a ścianą miałam zatkaną, głównie królikami (ktoś musiał mnie prowadzić do Krainy Czarów) i kotami. Uwielbiałam też dostawać nowe kredki, flamastry, kolorowe długopisy i zeszyty i mimo, że zawsze miałam ich za dużo to mówiłam mamie, że potrzebuję nowych :D To mi zostało do dzisiaj, z byle długopisu i ładnego zeszytu cieszę się jak dziecko. Karteczki do segregatorów też zbierałam, ale z tego, co pamiętam, to ta moda nie trwała u mnie długo.
-
1 pointPojawiły się odpowiedzi Tuomasa: http://www.nightwishforum.com/index.php?/topic/4346-tuomass-answers/
-
1 pointJustynko, to że Cię kocham to już wiesz;)? a do tego uwielbiam, to doszło! Relacja jest tak barwna i uczuciowa że moje standardowe wzruszanie się na dobrych klimatach zadziałało ze zdwojoną siłą! Dziękuję Ci kochana za najpiękniejszy opis tego wydarzenia- choć z Twojej perspektywy ale jakże bliski mi emocjonalnie:)
-
1 pointOj, tego było na prawdę wiele. Zacznę może od Pegasusa i innych jego 'wersjach', a do tego gry takie jak Kontra, tanki, Mario czy seria z pokémonami. Drugą rzeczą będą karteczki w segregatorach, których miałam mnóstwo, największą wartość miały brokatowe naklejki :D Zbierałam też plakaty i gazety typu 'Bravo' czy 'Popcorn'. Teraz boli mnie to, ile pieniędzy wydałam na te badziewne pisemka. Odkąd pamiętam jestem czipsoholikiem, więc zbierałam różne tazzosy, 'tatuaże' czy naklejki, które znajdowałam w paczkach. Jak byłam małym brzdącem rodzina kupowała mi czasopismo Kubuś Puchatek, które uwielbiałam. Później przestali i był smutek, lecz pamiętam to jak przez mgłę. Były jeszcze gumy, które traciły smak po 2 minutach, ale co tam, ważne, że naklejka była. Podobnie Kinder niespodzianki, czekolady było na jeden gryz, ale te figurki, ile zabawy było, miałam ich sporo. Pamiętam czasy jak za 1zł miałam małe chipsy Biesiadne(?) i soczek Dodoni. To jest temat rzeka dla mnie, ale na tym skończę posta. Ale bym się wróciła do mojego dzieciństwa...
-
1 pointPiotrek dzięki za ten temat ja jestem cholernie sentymentalny ,kurcze u mnie to temat rzeka ,sporo tego było ,obrazki z gum Turbo ,GT ,Lazer (te z Lazer to chętnie bym kupił znów bo gdzieś mi je wcięło ) a z Turbo i GT mam do dziś ,karteczki z notesików były u mnie w podstawówce tak samo jak i z Segregatora ,sporo tego miałem ,kapsle i puszki z Piwa to zbieractwo przetrwało do dziś ,Ooo albumy z Panini to był rarytas na kwadracie ,ja miałem album Ferrari (gdzieś go mam w piwnicy w pudle) ,bo tych o Mistrzostwach w piłce kopanej i ligach polskich nie zbierałem co innego kumple z kwadratu ,a jeśli chodzi o zabawki to hmm to co przetrwało mi do dziś to są dwie zabawki z dzieciństwa to 3 komplety żołnierzyków i zestaw autek budowlanych ,a to co w pamięci mi zostało to mój mały misio żółty z przyklapniętym uchem który mi gdzieś zaginął ,samochód milicyjny polonez metalowy z gumowymi oponami ,miałem też zdalnie sterowany czołg T-55 ,jak coś sobie jeszcze przypomnę to jeszcze uchyle rąbka z mojego dzieciństwa aaa i taka ciekawostka o Turbo guma miała kształt bieżnika z opony
-
1 pointBardzo ciekawy temat, Piotrek. ;) Cofnijmy się w czasie i powspominajmy. :) Pamiętam gumy Turbo. Sam kolekcjonowałem te obrazki samochodów i miałem ich sporo. Wydaje mi się, że nawet były to naklejki, ale ręki uciąć nie dam. :) Sama guma miała specyficzny, znośny smak, ale konsystencja była kompletnie nie_do_żucia (coś jak gumy kulki). Miałem też kolekcję kapsli po piwie. Nie była specjalnie urozmaicona... W większości to był ten sam rodzaj kapsli podkradany przy każdym rodzinnym grillu. Tutaj szedłem po prostu na ilość, nie na jakość. ;) Większość osób z mojego pokolenia zbierała te tzw "Pokemon Tazo", które można było znaleźć w chipsach Lay's. Jedne były z hologramem, inne świeciły w ciemnościach... Kto by pomyślał, że moda na łapanie Pokemonów powróci? ;) W podstawówce zainteresowała mnie filatelistyka. Zbierałem znaczki (czyt. odziedziczyłem klaser po tacie), pocztówki, pieczątki pocztowe itp. Najbardziej lubiłem kolekcjonować serie takie jak polskie dworki i znaki zodiaku. Jeździłem nawet na wydarzenia i chodziłem na kółko filatelistyczne w szkole. ;)
-
1 pointAno była, właśnie miałam o niej napisać. Otóż zrobiłam sobie kamizelkę sama ze starej kurtki jeansowej. Ucięłam rękawy i naszyłam kawałek koszulki z motywem Imaginaerum na plecy. Z przodu jest jeszcze przypinka z motywem Master Passion Greed i tyle. Żadnych naszywek więcej na niej nie mam ;;) Ale na koncert nie polecam, gorąco mi było straszliwie 3
-
1 pointBardzo mi się podobają te metaliczne paznokcie, tylko ja zrobiłabym je nie prostokątne, tylko zwykłe, w naturalnym kształcie. Ostatnio wyleczyłam się z awersji do wszystkiego, co błyszczące i czasem nawet maluję paznokcie brokatowym lakierem :)) A czasem (szczególnie zimą, jak mnie nachodzi na minimalizm), to robię takie negative space. Mało roboty, a nie zdzierają się i nie trzeba co chwilę poprawiać :)
-
1 pointBardzo ładne paznokcie, dziewczyny ^^ Ja sama w sumie od czasu do czasu coś sobie pomaluję i czysto amatorsko, żadnych ozdób, ale... Podobają mi się wasze pomysły, lub rzeczy, które znalazłam w internecie. Co uważacie o np. takich pazurkach? I co myślicie?
-
1 pointDostałam najbardziej za.ebisty temat pracy licencjackiej jaki był u nas dostępny. Z najbardziej pozytywnym człowiekiem na całym uniwerku jako promotorem. Rejoice! Blastuję Nightwisha na cały dom. :D Poza tym mam w tym roku licencjat, egzamin zawodowy (tak, poszłam rok temu zaocznie do zawodówy na zawód krawca. Fight me.) i jeszcze chciałam sobie wziąć lekcje fińskiego przez skype z jakimś nativem. Tak, zdecydowałam w tym roku, że mam zamiar się zajechać :D PS, Tai, co z tym Tuopainenem, którego rysujesz? Dying to see it! :)
-
1 pointWrzucam swoje dwa zdjęcia... Głównie widać na nich włosy :D Na drugiej fotce (z profilem) cień pada mi dziwnie na nos - zniekształcając go :P W rzeczywistości jest bardziej zadarty. I jak?
-
1 point
-
1 point
-
1 pointU mnie w domu zawsze się robi leczo z cukinii - a że cukinii zawsze dziadek wyhoduje dużo (a nawet za dużo), to jest w nim więcej tej cukinii niż czegokolwiek innego. Oprócz niej na pewno pomidory i kiełbasa śląska, ale co jeszcze to nie wiem. Mój poziom gotowania to nadal Susan Mayer. :D Ale w smaku jest cudowne i już babci mówiłam, żeby mi zrobiła w słoiki na studia. :D
-
1 pointDokładnie tak jak pisze Beatka. Zacytuję wypowiedź Tuomasa w jednym z wywiadów: Pełen wywiad: http://nightwish.pl/wywiad-z-tuomasem-26-09-12/ Mnie takie tłumaczenie przekonuje i rozumiem punkt widzenia zespołu. Rozumiem też, że dla wielu fanów może to być rozczarowujące. Warto jednak poszukać informacji i sprawdzić dlaczego zespół postępuje tak a nie inaczej zamiast od razu oceniać. Unikniemy wtedy wielu nieporozumień. :)
-
1 pointSzkoda, że nie można dać kilku okejek za jeden post, bo to co napisała Tai jest 100% prawdą i całkowicie się z tym zgadzam. Moim zdaniem NW i tak mają wielką swobodę w kwestii tego co grają (cóż, tego do końca nie wiemy, ale przypuszczam, że gdyby ktoś spróbował kazać Tuomasowi komponować coś, czego on sam by nie chciał, Nightwish zakończyłby współpracę z wielką wytwórnią i wydał resztę albumów nakładem Potoska Publishing :v) i w kwestii tego kiedy będzie następny album. Nie ma co narzekać, każdy robi to, co uważa, że jest dla niego najbardziej korzystne i zespół też wybiera taki kompromis, żeby wytwórnia była syta i jednocześnie ich duma cała. :)
-
1 point
-
1 pointTROY JEST GENIALNY! :D Uśmiałam się czytające jego odpowiedzi... co za ironiczny Brytyjczyk! :D Marzę teraz o GLS w aranżacji z bandżo! :D
-
1 pointKomercha komerchą - nienawidzę argumentu typu "sprzedał się" jako lekarstwa na wszystkie bolączki fanów. Bisów NW to chyba nigdy nie grał i nigdzie, więc to nie tylko kara dla polskich fanów. Nagłośnienie na festiwalach, na wolnym powietrzu zawsze jest średnie, tak samo jak setlista - zwykle jest ograniczona. Tuomas powiedział już kiedyś, że wiadomo - na festiwalach są różni ludzie, nie tylko fani NW, więc grają wtedy bardziej chwytliwe kawałki, żeby wszyscy mogli się bawić i ogólnie show jest skromniejsze. Zdaje się, że mówił to w kwestii przymusowego nagrania koncertu, podczas Wacken (czego nie chciał, co wielokrotnie podkreślał, a co było wymogiem wytwórni). I tu pojawia się kwestia strasznej, złej... KOMERCJI. Prawda jest taka, że muzyka to biznes i praca dla muzyka, a nie tylko wielka twórczość i muszą z tego wyżyć. Gdy zespół chce mieć dostęp do wszelkich środków, umożliwiających im realizację muzycznych fantazji i chce mieć większą stabilność finansową (bez strachu, że zostaną w końcu podrzędnym zespolikiem ze wsi, grającym w niszowej wytwórni) musi wyrzec się pewnej dozy swobody, na rzecz woli szefów na górze. Nie ma co się oszukiwać - pirotechnika, przepych, wielkie areny, gadżety, miliony edycji jednego albumu - to jest reklama i cena za swobodę artystyczną. Śmiem wyrazić przekonanie, że NW muzycznie może realizować śmiałe marzenia dzięki temu, że są w wielkiej wytwórni i ich twórczość się sprzedaje; w zamian muszą wypuścić komercyjne single, sypać gadżetami i robić przedstawienie. To ograniczenia swobody i szum medialny to niska cena za możliwości realizacji fantazji i stabilność finansową. Twierdzę, że NW, mimo komercyjnej obecnie kariery, wielkiej kariery, wciąż gra muzykę daleką od bezdennie komercyjnej. A ich rzadkie wizyty tutaj? Skargi powinny iść też do naszych, rodzimych organizatorów, którzy nieczęsto się starają, by ich tu zaprosić.
-
1 pointTroy jest zdecydowanie najzabawniejszym i najbardziej otwartym i mającym najwięcej dystansu do siebie członkiem NW. Te odpowiedzi są świetne! ::) THIS: ♥
-
1 point
-
1 pointTervetuloa, Mariusz! ^^ Baw się dobrze i nie porzucaj przecinków, bo będzie im smutno! ;)
-
1 point
-
1 point
-
Member Statistics