Nowe "Gwiezdne Wojny" oglądało mi się bardzo przyjemnie ;) Oczywiście mam parę zastrzeżeń - albowiem widać było przesadne podobieństwo fabularne do "Nowej Nadziei" i różne tam inne przewidywalności, nielogiczności i nieścisłości - ale tak ogólnie to jak najbardziej na plus :) Efektowny, ładnie zrobiony, przeładowany akcją, pościgami i wybuchami, wciągający, fajny film :) Odkrywcze toto nie było, głębokie też nie, czułam jednak klimat mojej ukochanej kosmicznej bajki, w której takie absurdy, jak kolesie okładający się mieczami w świecie technologii tak niesamowicie zaawansowanej, że możliwe jest podróżowanie z prędkością światła, wcale nie rażą, bo to po prostu kosmiczna bajka i rzeczy nie muszą się w niej trzymać kupy :)
Aha, Haryś Ford nam skubany posiwiał. A Chewie nie. Chewie jest taki, jak trzydzieści lat temu. :3
W ogóle takie SW czy LOTR-y to filmy-przeboje nastawione przede wszystkim na dawanie masom widzów rozrywki, no bo wiecie, przygody, efekty specjalne, rozmach, pościgi, wybuchy, pościgi, wybuchy, bitwy, efekty specjalne, epickość, akcja, przygody, wow wow, ale mi oglądanie takich rzeczy przynosi nie tylko zwyczajną radochę, ale też zachwyt nad tym, jakie człowieki potrafią wymyślić ogromne, niesamowite, nieistniejace światy i jaka to jest wspaniała sprawa i... I siedzi potem Emi oczarowana pięknem ludzkiego umysłu, który jest w stanie tworzyć tyle niesamowitości. I w ogóle tym, jak człowieki troszczą się o to, czego nie ma. I jak rozbudowują to coś, czego nie ma, i to się rozrasta w coraz ogromniejszy, potężniejszy świat, świecisko nawet, którego nadal nie ma, i gromady innych człowieków fascynują się tym światem, którego nie ma, i to jest takie asdfghjkl ♥ Beznadziejnie byłoby w tym zobojętniałym świecie pełnym bólu, cierpienia, okrucieństwa, prac domowych z historii i prezentacji z matmy robionych w noce z niedzieli na poniedziałek i nieszczerości, gdyby nie było tych wszystkich rzeczy, co ich nie ma, a jednak na swój sposób są ♥