Właśnie skończyłam mordowanie się ćwiczeniami. Co prawda w trakcie po prostu zdychałam, szczególnie przy tych na podłodze, ale teraz jest mi meeeeegaprzyjemnie. Zwłaszcza po zrobieniu ćwiczeń rozluźniających :) Jestem uszczęśliwiona. Przez dawanie sobie wycisku. To dziwne, bo jestem niezbyt zakochanym w sporcie leniuchem, mam to po mamie. Uszczęśliwia mnie też to, że wreszcie się za siebie biorę. Co prawda wczoraj nie ćwiczyłam, bo po pierwszym wfie na podwórku w tym roku, gorąco i mnóstwo biegania, już mi się za cholerę nie chciało. Ale... co dzień, co dwa dni, grunt, że to robię :) Poza tym, dopiero zaczynam. Postaram się zwiększyć częstotliwość i intensywność za jakiś czas.