Queen nagrał przeszło 200 utworów i prawie wszystko jest barwne i ciekawe. W latach 70-tych byli jedną z najbardziej ekstrawaganckich grup (art) rockowych, do 1980 roku umieszczali na albumach notkę "no synthesizers", czyli że nie używają syntezatorów, tylko wszystkie czasem dziwne dźwięki wyczarowują z gitary, swoich głosów i fortepianu. Spowodowało to ogromy rozwój harmonii w ich muzyce oraz licznych nakładek i współbrzmień, tak wokalnych jak i gitarowych. To jest ich znak firmowy w świecie rocka. Potem trochę spuścili z tonu i zaczeli też używać klawiszy, a nawet elektroniki, ale i tak pod koniec kariery znowu się wznieśli na wyżyny. :)
Przykładowo Bohemian Rhapsody ma 180 różnych scieżek wokalnych, ileś tygodni je nagrywali po kolei, potem ręczne przycinanie taśmy itd, dziś w dobie komputerów nie do pomyślenia.Tym bardziej warto docenić, że wszystko jest wynikiem ich talentu, pracy i umiejętności.
Nie zawsze hity są najlepsze, choć akurat w przypadku Queen większość hitów faktycznie jest wyśmienita, ale jest też dużo niesinglowych kawałków, które nieraz są lepsze, z takich zapomnianych, mniej znanych warto wspomnieć choćby:
-poźniejsza rzecz, ale powiedziałbym, że czołowka, autobiograficzny numer. Riff wart przysłowiowy milion dolarów i świetna orkiestrowa wstawka w środku.
- ballada, ostatnia rzecz jaką Freddie dał radę zaśpiewać przed śmiercią, za wyjątkiem ostatniej zwrotki, której już nie dał i zaśpiewał ją Brian. Przepiękna, intymna rzecz.
Ogre Battle – powracający co jakiś czas główny riff z tego kawałka wyprzedził thrash metal o jakąś dekadę :D, początek jest palindromiczny, czyli jest puszczona taśma od przodu i od tyłu jednocześnie i to sobie nie przeszkadza, potem czad przetykany chórkami i harmoniami wokalnymi.