Jump to content
Taiteilija

Edukacja

Recommended Posts

W związku z rozciągającym się w nieskończoność wątku edukacji w temacie "Narzekamy", postanowiłam założyć temat, którego tu nie zaobserwowałam, a jest przecież istotny w życiu człowieka - edukacja. Uczymy się przez tyle lat, niekiedy mamy w głowach własne projekty reform, wielu z nas dalej się uczy, wielu już nie, ale z chęcią pewnie podzielą się wspomnieniami, doświadczeniami...

Matura już niemal za nami, stąd temat na czasie i oszczędzi wątek "Narzekamy", który obrasta w śmieci.

Pogadajmy sobie o nauczycielach, lekturach szkolnych, maturze... co bądź! :happy:

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

To ja chciałbym porozmawiać o lekturach szkolnych. Uważacie, że lektury trzeba czytać i już, czy jesteście zdania, że nie są one potrzebne do życia i omijacie je szerokim łukiem? Ja sam nigdy nie byłem zwolennikiem czytania lektur, ponieważ, w mojej opinii, większość z nich jest po prostu nudna. W czasie swojej szkolnej kariery przeczytałem jedynie kilka z nich ( np. ''Mistrza i Małgorzatę'' – genialna książka, polecam) i nie żałuję tej decyzji. W takim razie pewnie spytacie: skoro nie czytałeś, to skąd wiesz, że są nudne? Czytałem streszczenia, a w szkole oglądaliśmy filmy na podstawie lektur i stąd wiem, że tematyka tych książek i problemy w nich omawiane mnie nie interesują. Więc dlaczego miałbym coś czytać, tylko dlatego, że jest to szkolna lektura? Czas w którym miałem czytać lektury, przeznaczałem na czytanie innych, interesujących mnie książek.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Teoretycznie, lektury szkolne mają dać nam pojęcie o ewolucji epok literackich poprzez przedstawienie najwybitniejszych i najbardziej typowych dzieł tamtych czasów. Mają poszerzyć naszą wiedzę o historii Polski i Europy oraz przedstawić nam sylwetki typowych osobistości tamtych czasów. Pokazać nam język, zwyczaje, przekonania, rozbudzić poczucie patriotyzmu itd. Myślę, że ogólna koncepcja nie jest zła, ale przymus czytania całości jest niezbyt trafny, a i ilość dzieł jest zbyt duża. Niektóre książki są dobre tylko dla koneserów i tylko prawdziwie dociekliwi miłośnicy tak naprawdę zrozumieją je i pokochają. Uczniowie muszą je czytać, choć często ich nie pojmują, nie lubią i w ten sposób zniechęcają się nie tylko do czytania, ale i do polskiej kultury, do patriotyzmu. I tak, co miało pobudzać w nas uczucia patriotyczne, tłamsi je, bo, jak wiadomo zakazany owoc smakuje najlepiej. Patriotów wśród młodych najwięcej było podczas wojen i zaborów, gdy chciano ich odebrać polskość, gdy jej zabraniano, a teraz się ją wciska na siłę, w nadmiarze, przemocą do umysłów młodych i odnosi to taki efekt, że ludzi mdli na myśl o słowie "patriota", które kojarzy mu się od razu z "wieszczami", "dziadami" i "winkelriedami", ze stresem przed sprawdzianami, z jedynkami, ze wściekłymi rodzicami... Nie jestem zwolenniczką zmuszania ludzi do czytania. Młodych powinno się do tego łagodnie zachęcać: krzewmy kulturę narodową, wprowadzając pomiędzy "Chłopów" pozycje i takie, które uczniom się spodobają. Wierzę, że w każdej epoce, a w każdym razie, w większości są dzieła ciekawe i intrygujące, którymi można zastąpić niektóre lektury. Niektóre pewnie muszą zostać (nauka to nie tylko przyjemność), ale inne można wyrzucić, lub zastąpić. Powinno się też dać uczniom możliwość wyboru: możesz to przeczytać, ale nie na siłę, możesz przeczytać streszczenie i opracowanie, a ja, nauczyciel, pomogę Ci je zrozumieć i zinterpretować. Czasem lektura książki wcale nie prowadzi do jej zrozumienia (przeczytałam np. całych "Szewców" i ni w ząb nie pojmuję).

Są lektury, które bardzo lubię np. "Mistrza i Małgorzatę", "Zbrodnię i karę", a ostatnio pokochałam "Lalkę". Niektóre moje koleżanki lubią "Ludzi Bezdomnych", "Dżumę" i "Proces" (nie był najgorszy), "Cudzoziemkę" (też dało się ugryźć), ale większość nie polubi, ba!, nie pojmie, np. "Ferdydurke", czy "Kordiana". Ponadto, w trzyletnim liceum tak szeroki wachlarz lektur jest niemal niemożliwy do pojęcia rozumem (po 2/3 lektury miesięcznie wykluczają możliwość czytania innych książek - i to ma krzewić miłość do literatury? Zmuszanie ludzi do czytania dramatów romantycznych dzień i noc, co wyklucza możliwość czytania dla przyjemności?). Ten program wymaga pewnych reform: krzewmy kulturę narodową, ale nie na siłę! Oczywiście, zawsze będą leserzy, którzy będą narzekać, olewać, wzruszać ramionami, ale w tym głowa Ministerstwa Edukacji, by takich było jak najmniej, dzięki odpowiedniemu, zachęcającemu tokowi nauczania.

Znowu się rozpisałam. Pardon. Chyba napisałam jakąś trawestację "Wielkiej Improwizacji" Konrada z III części "Dziadów". Ciekawe, czy ktoś to przeczyta? :happy:

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites
Guest Morderczyni

Taiteilija mnie tu wygoniła, więc oto jestem. I nie jestem zadowolona, z tego, co tu zobaczyłam, bo ze mnie jest mól.

 

Czytałem streszczenia, a w szkole oglądaliśmy filmy na podstawie lektur i stąd wiem, że tematyka tych książek i problemy w nich omawiane mnie nie interesują. Więc dlaczego miałbym coś czytać, tylko dlatego, że jest to szkolna lektura? Czas w którym miałem czytać lektury, przeznaczałem na czytanie innych, interesujących mnie książek.

 

"Lubię czytać książki, ale nie lektury". Typowe. I zawiera błąd językowy. Każdy film i każde streszczenie pomija wiele aspektów książki, którą przetworzono. Zbyt wiele. Zawsze możesz odkryć coś, co cię zainspiruje, poszerzy twoje horyzonty, zwróci uwagę na coś nowego. Warto przeczytać choćby po to. Żadna szkolna lektura nie została nią przez przpadek. Większość z nich ma wielką wartość językową, niektóre to wręcz zabytki mowy polskiej i obcej. Moim zdaniem, warto je znać, a duża grupa ludzi nie poznałaby ich, gdyby nie były omawiane w szkołach. To się odnosi głównie do literatury polskiej.

 

 

Myślę, że ogólna koncepcja nie jest zła, ale przymus czytania całości jest niezbyt trafny, a i ilość dzieł jest zbyt duża.

 

Nie wiem, jak ty, ale ja nie lubię rozmawiać o czymś wyrwanym z kontekstu. Moim zdaniem przymus czytania całości jest trafny, gdyż człowiek ma wtedy pełny ogląd na sytuację bohaterów i omawiane zagadnienia. Jeśli ma się ubytki w wiedzy, łatwiej o pomyłkę.

 

Są książki, które trzeba czytać wielokrotnie, aby zrozumieć, nieraz odwołując się do słowników, encyklopedii i innych pomocy naukowych. Wiem po sobie.

 

Zgadzam się, trzy lata to zbyt krótki czas na omówienie tylu lektur, zwłaszcza że większość ludzi czyta dość wolno.

 

Nie sądzę jednak, że zmuszanie ludzi do czytania znacząco wpływa na niską liczebność moli książkowych. Ludzie nie czytają książek głównie przez przkonanie, że czytanie jest nudne, bo czynność ta nie wymaga ruchu i przebywania w towarzystwie (wywnioskowałam z opinii znajomych na temat mojej bibliofilii).

 

Dopasowywanie kanonu lektur do gustu uczniów uważam za niewłaściwe, biorąc pod uwagę fakt, że książki cieszące się dużą popularnością najczęściej nie przekazują treści, o których pisała moja przedmówczyni. Większość chce czytać to, co jest napisane prostym językiem, ma szybką akcję i prostą, zrozumiałą treść, jak współczesna fantastyka, kryminał czy większość powieści obyczajowych, jeśli można ufać statystykom księgarń. Nie są one niczym więcej niż rozrywką przekazującą podstawowe wartości, takie jak przyjaźń, o ile to przekazują. Marnie rysowałaby się kanon lektur w szkołach podstawowych (same przygodowe?). Sądzę, że lepsza okazałaby się zmiana sposobu omawiania książek, na przykład poprzez wprowadzenie zajęć interaktywnych, pracę w grupach.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Nigdy nie lubiłam czytać lektur. Mogłabym policzyć na palcach dwóch rąk ilość tych przeczytanych przeze mnie. Od samego początku coś mnie zniechęcało. Po przeczytaniu "O psie, który jeździł koleją" przepłakałam cały wieczór i przeżywałam to dość długo. Po "Janku Muzykancie" też płakałam strasznie. "Chłopcy z Placu Broni" - kolejne łzy. I po takich lekturach odechciewało mi się czytania następnych. Pamiętam, że "Ten Obcy" bardzo mi się podobał. I "Ania z Zielonego Wzgórza".

W gimnazjum nie przeczytałam chyba żadnej lektury. Prócz jednej, nadobowiązkowej, której w końcu i tak nie omawialiśmy - "Faraon" Prusa.

"Mistrz i Małgorzata" nie znalazło się u mnie w lekturach obowiązkowych, podobnie jak "Mały Książę", a szkoda, bo to jedne z moich ulubionych książek!

W liceum przeczytałam "Ferdydurke", "Dżumę" oraz "Medaliony" (chyba? w każdym razie to był zbiór opowiadań).

 

I to chyba tyle.

Nigdy nie lubiłam lektur. Zawsze wystarczały mi streszczenia. W sumie to nawet streszczenia były nudne. Ale do zdania matury z dość dobrym wynikiem (rozszerzonej) streszczenia były wystarczające. W sumie to na literaturę zagraniczną się nie przygotowywałam nawet. Byłam pewna (i nie pomyliłam się), że COŚ z polskiej literatury na maturze będzie :P

  • Like 3

Share this post


Link to post
Share on other sites

Czytając literaturę wojenną napotykamy może nawet i na ciekawe osobistości, czy wyraziste charaktery; jednak w głównej mierze większość tej literatury przypomina jeden wielki podręcznik do historii. Efekt? Przeczytana książka jest szybko zapominana. Zostawmy pobudzanie patriotyzmu nauczycielom od historii.

 

Nie sądzę jednak, że zmuszanie ludzi do czytania znacząco wpływa na niską liczebność moli książkowych.

 

Nie mogę się zgodzić z tym, że szkoła kreuje u nas własną postawę wobec literatury. Odpowiednio zachęcone młode dziecko, może pokochać książkę. Zachowania nabyte w dzieciństwie, są niezmienne.

 

Ludzie nie czytają książek głównie przez przkonanie, że czytanie jest nudne, bo czynność ta nie wymaga ruchu i przebywania w towarzystwie (wywnioskowałam z opinii znajomych na temat mojej bibliofilii)

 

Bzdura! Siedzenie przed komputerem też nie wymaga ruchu i przebywania w towarzystwie; a jednak dużo młodych ludzi tak spędza czas. Według mnie głównym problemem jest szkoła.

 

Ciężko jest znaleźć złoty środek. Tak jak pisałem w innym temacie, sądzę, że najlepszym rozwiązaniem jest książka dowolna. Lektury są potrzebne. Niech więc przeplatają się z tym, co dana osoba chce czytać.

 

Śmieszą mnie też testy dotyczące lektur. W większości przypadków, lepiej zda go osoba, która przeczytała streszczenie, rozumiejąc je całkowicie, niż ta, która pokusiła się o przeczytanie całej książki.

Share this post


Link to post
Share on other sites
Nie mogę się zgodzić z tym, że szkoła kreuje u nas własną postawę wobec literatury. Odpowiednio zachęcone młode dziecko, może pokochać książkę. Zachowania nabyte w dzieciństwie, są niezmienne.

 

Takie zachowania są trwałe, ale zdecydowanie nie są niezmienne :D Tzn. Uważasz, że dzieci powinny czytać takie książki, jakie im się podobają? I nie ma znaczenia to, że dzieciaki wybiorą płytkie powieści - nie przekazujące nic wartościowego?

 

Ludzie nie czytają książek głównie przez przkonanie, że czytanie jest nudne, bo czynność ta nie wymaga ruchu i przebywania w towarzystwie (wywnioskowałam z opinii znajomych na temat mojej bibliofilii)

Raczej nie. Są osoby, które "z natury" nie lubią czytać, ta czynność zwyczajnie ich nudzi.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Nie mogę się zgodzić z tym, że szkoła kreuje u nas własną postawę wobec literatury. Odpowiednio zachęcone młode dziecko, może pokochać książkę. Zachowania nabyte w dzieciństwie, są niezmienne.

 

Takie zachowania są trwałe, ale zdecydowanie nie są niezmienne :D Tzn. Uważasz, że dzieci powinny czytać takie książki, jakie im się podobają? I nie ma znaczenia to, że dzieciaki wybiorą płytkie powieści - nie przekazujące nic wartościowego?

 

 

A dlaczego nie? Zawsze lepsze to, niż nie czytanie wcale. Poza tym większość książek dla dzieci coś przekazuje. Młodzieżowe już niekoniecznie, ale te typowo dziecięce - zazwyczaj mają jakiś przekaz.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Zgadzam się z Evi. Nie ma nic złego w czytaniu prostej literatury. Jeśli ta sprawia ci radość, to dlaczego masz na siłę brnąć przez coś poważnego :)

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Ja się przyznam, że nigdy żadnej lektury nie przeczytałem oprócz Krzyżaków, którzy mi sie bardzo podobały. Głównie czytałem streszczenia oglądałem filmy. Ale jak, by były w lekturach powieści J.R.R. Tolkiena, to bym czytał z rozkoszą, choć trylogia "Władcy Pierścieni" powinna być lekturą. :)

Share this post


Link to post
Share on other sites
A dlaczego nie? Zawsze lepsze to, niż nie czytanie wcale. Poza tym większość książek dla dzieci coś przekazuje. Młodzieżowe już niekoniecznie, ale te typowo dziecięce - zazwyczaj mają jakiś przekaz.

 

Dlatego, że zadaniem szkoły jest między innymi nauczanie. Za moich czasów dzieciaki w podstawówce czytały proste i przyjemne rzeczy np. bajki zakończone morałem. Rozumiem, że rozmawiamy o klasach gimnazjalnych i wyższych, a to już młodzież :D Gdyby nastolatkowie mieli czytać bezwartościowe powieści, to chyba byłoby lepiej całkowicie zrezygnować z obowiązkowych lektur i koncentrować się na podręcznikach (które mają coraz niższy poziom, często podają informacje niekompletne, lub nieprawdziwe).

 

Zgadzam się z Evi. Nie ma nic złego w czytaniu prostej literatury. Jeśli ta sprawia ci radość, to dlaczego masz na siłę brnąć przez coś poważnego :)

 

Po to żeby się rozwijać? Poszerzać horyzonty, ulepszyć swój sposób myślenia.

Należę do osób, które czytają literaturę prostą i zawiłą - zależnie od nastroju. Ten pierwszy rodzaj traktuję jako rozrywkę, która jest przyjemna, ale niewiele wnosi do życia. Też nie widzę nic złego w czytaniu prostych powieści (nawet popieram taką formę spędzania czasu), tyle że nie powinny być przerabiane w szkołach, bo poziom nauczania i bez tego jest dość niski.

To trochę tak, jakbym powiedziała: ten dział z matematyki jest trudny i nieprzyjemny, więc z niego zrezygnujmy. Zastąpmy go innym, łatwym - takim zrozumiałym dla każdego :cool:

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Też nie widzę nic złego w czytaniu prostych powieści (nawet popieram taką formę spędzania czasu), tyle że nie powinny być przerabiane w szkołach, bo poziom nauczania i bez tego jest dość niski.

To trochę tak, jakbym powiedziała: ten dział z matematyki jest trudny i nieprzyjemny, więc z niego zrezygnujmy. Zastąpmy go innym, łatwym - takim zrozumiałym dla każdego :cool:

 

Poziom nauczania w naszym kraju jest bardzo wysoki. Mylisz się. Przynajmniej założenia podstawy programowej. Podam przykłady (żeby nie były to tylko puste słowa jakiegoś forumowicza).

 

USA to pionier ekonomiczny na świecie. W ramach szkolenia nasza nauczycielka od angielskiego udała się do Ameryki. To co wyniosła z najbardziej prestiżowych tam uczelni szczerze ją zaszokowało. Przytoczę jeden przykład. Odpowiednik naszej 4 klasy podstawowej pewnego dnia miał egzamin z matematyki. Pomińmy fakt, że był to test z mnożenia i dzielenia pisemnego. Każdy dostał swoją kartkę. Potem każdy też otrzymał od nauczyciela kalkulator. Dla nas jest to coś niewyobrażalnego?! Dla nich normalność.

 

Podobnie jest w krajach europejskich. Mimo, tak dobrego nauczania mamy jeden z największych wskaźników bezrobocia. Jesteśmy biednym krajem. Dlaczego? Wszystkiemu winna jest polityka.

 

Innym przykładem mogą być emigrujące rodziny. Ich dzieci, są nie rzadko najlepsi w klasie, pomimo barier językowych. Sam mam taki przypadek w rodzinie.

 

Polscy informatycy, to najlepsi informatycy na całym świecie. Pracują w największych korporacjach. Stwierdzenie, że Polska ma niski poziom nauczania jest błędne.

 

Tak jak tutaj już pisałem. Nie chodzi mi o to, by w szkołach czytano tylko i wyłącznie, takie książki jakie lubi uczeń. Chodzi mi o to, żeby były, one pomieszane z taką literaturą, która poszerzy ich horyzonty.

 

Poza tym porównywanie humanistyki z naukami ścisłymi na wstępie razi w oczy i jest czymś niepoprawnym :)*

 

____________

*To tylko moje zdanie. Nie chcę nikogo obrazić :)

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

W USA system nauczania jest inny. Dużo szybciej przechodzi się do zagadnień praktycznych. Osoby, które kończą tam studia, są znacznie lepiej przygotowane do pracy, bo znają się na rzeczy. U nas po skończeniu studiów, bardzo często ma się dużą wiedzę teoretyczną, która nie odnosi się do życia. Byłam w USA i od osób, z którymi rozmawiałam wiem, że poziom edukacji jest różny, zależy od szkoły, nauczycieli itd. (chyba jak wszędzie).

 

Poziom niestety nie jest wysoki (tak, będę obstawała przy swoim) i ciągle spada. Często mówią o tym nauczyciele akademiccy prestiżowych uczelni, którzy uważają, że z roku na rok przyjmowani studenci mają coraz mniejszą wiedzę i motywację do pracy. Nauczyciele, których znam osobiście uważają, że system jest w chwili obecnie nastawiony na ogłupienie dzieciaków. (Nie mówię tu o programie, który był przerabiany dawniej, ale o tym obecnym)

 

Poza tym porównywanie humanistyki z naukami ścisłymi na wstępie razi w oczy i jest czymś niepoprawnym :)*

Użyłam takiego porównania, aby zobrazować schemat sposobu myślenia. Miałam wrażenie, że to oczywiste.

 

Co do lektur - być może, przestarzałe pozycje powinny zostać zastąpione czymś świeższym. Jednak nie literaturą rozrywkową :cool:

 

Nie mam zamiaru przekonywać do swojej opinii, zwyczajnie miałam ochotę podyskutować na ciekawy temat :D

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Po to jest forum, by prowadzić luźne dyskusje ;)

 

Wracając do edukacji. Kraje zachodnie skupiają się bardziej na szkoleniu wybranych jednostek, polegającym na szlifowaniu danych talentów.

To co najbardziej nie podoba się większości w naszym szkolnictwie to przymus uczenia się czegoś bezużytecznego. Przykładem, może być konieczność przyswojenia wiedzy, dotyczącej skomplikowanych działań matematycznych. Nie wykorzystamy jej w życiu codziennym. Mimo to musimy, przez nią przebrnąć.

 

...tak; nienawidzę, nie rozumiem i nie zdam całek

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Takich rzeczy, których nie wykorzystamy w życiu (a przynajmniej większość z nas), uczymy się po to, żeby się rozwijać. A jaka radość jak w końcu się zrozumie!

Ale tak jest ze wszystkim, nie tylko z matematyką i cudownymi całkami, znienawidzonymi przez studentów. Bo po co polski z interpretacją wierszy? Do czego mi się to przyda? Po co rozumieć powstawanie fal dźwiękowych, świetlnych i innych zjawisk fizycznych? Czy jak tego nie będę wiedzieć to coś to zmieni? Słońce dalej będzie świecić. Po co chemia, geografia, informatyka czy historia? Wszystko to jest bez sensu, jak się na to spojrzy w ten sposób. Ale każdy potrzebuje styczności z różnymi zagadnieniami, więc jest dobrze tak, jak jest. A na studiach każdy wybiera własne zainteresowania i nie musi już się zajmować rzeczami, które go kompletnie nie interesują ;)

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

A ja zapytam tak może z innej beczki, ale na temat:

Co sądzicie o umundurowaniu w szkole? Czy jeżeli mundurek jest wykonany solidnie, z dobrych materiałów, z dobranym wzorem, to należy wprowadzić jednolity ubiór w polskich jednostkach szkolnych, czy raczej jesteście zdecydowanie na nie? A może uważacie, że porządna reforma w Polsce wprowadzająca to nie miałaby znów szans przejścia, nawet jeżeli by ją dobrze przeprowadzono?

Share this post


Link to post
Share on other sites

Mnie się pomysł z mundurkami bardzo podoba! Sama zawsze chciałam chodzić do szkoły w mundurku. Przynajmniej nie byłoby problemu z tym co wypada, a czego nie wypada do szkoły założyć :P

Share this post


Link to post
Share on other sites

Mnie również podoba się taki pomysł, szczególnie jeżeli mundurek jest ładnie uszyty. Po tej reformie, szkoły próbowały ujednolicić ubiór, ale zamiast wspomnianych mundurków, uczniowie musieli nosić np. kamizelki z logo szkoły (aby nie obciążać rodziców wysokimi kosztami). Obawiam się, że właśnie ze względu na koszty, wprowadzenie mundurków do szkół publicznych, byłoby trudne :D

Share this post


Link to post
Share on other sites

Ja bardzo lubiłem swój mundurek, jaki miałem w Gimnazjum. :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Ja miałam mundurki w podstawówce. Były brzydkie i miały nieprzyjemny materiał. I jeszcze chłopcy jako tako w nich wyglądali, dziewczyny miały takie "sukienki", długaśne mundurki które tylko przeszkadzały i miały za dużo guzików.

Mundurki w szkołach są dobrym pomysłem tylko wtedy, jeżeli szkoła na nich nie oszczędza, inaczej to zwykła katastrofa.

Share this post


Link to post
Share on other sites

U nas w podstawówce były mundurki i mam złe wspomnienia, chociaż nie były takie brzydkie. Tylko pamiętam, że jak się zapomniało założyć tego bezrękawnika (mówię tu o pierwszym - jedynym? - roku, kiedy trzeba było go nosić, a że to podstawówka, to się zapominało...), dostawało się uwagę i to nie było fajne. ;_;

 

Teraz w naszej (wł. mojej, Sami jest starym próchnem ze świadectwem ukończenia liceum) szkole wymyślili jakąś akcję z bluzami, takimi jakby-mundurkami, z tym, że nieobowiązkowymi. Całkiem ładne, ale sobie nie kupię, bo nie mam kasy (chyba za dużo wydaję...), a mama mi nie kupi, bo nie. Trochę ją znam... ;) Ale, tak sobie myślę, gdyby tak popatrzeć na IIILO, to naszym mundurkiem powinny być glany, pasowałyby do większości "społeczeństwa". ;)

Share this post


Link to post
Share on other sites
Guest Morderczyni

Nosiłam mudurek w szóstej klasie szkoły podstawowej (w roku szkolnym 2007/2008 chyba każda szkoła podstawowa i gimnazjalna w Polsce miała obowiązek wprowadzenia jednolitego stroju, choć głowy nie daję, że to był akurat ten rok i gimnazja też musiały) i w pierwszej gimnazjum (taki dyrektor; wtedy już nie było obowiązku). Oba wygladały podobnie i były równie nieładne i niewygodne. Były to koszulki o nieokreślonym kroju, a w gimnazjum także kolorze, z emblematem szkoły. Musieliśmy je nosić codziennie, z wyjątkiem oficjalnych uroczystości, a jeśli ktoś nie miał, to dostawał uwagę i mógł zostać spytany z każdego przedmiotu, nawet jeśli zgłosił nieprzygotowanie czy miał urodziny (podstawówka). Nie znosiliśmy ich. W drugiej klasie mundurki ostatecznie zniesiono, wprowadzo jakieś wytyczne odośnie ubioru, o których każdy po tygodniu zapomniał (coś tam odnośnie kolorystyki i odkrytych ramion) i wszyscy byli zadowoleni.

 

 

Teraz w naszej (wł. mojej, Sami jest starym próchnem ze świadectwem ukończenia liceum) szkole wymyślili jakąś akcję z bluzami, takimi jakby-mundurkami, z tym, że nieobowiązkowymi. Całkiem ładne, ale sobie nie kupię, bo nie mam kasy (chyba za dużo wydaję...), a mama mi nie kupi, bo nie. Trochę ją znam... ;) Ale, tak sobie myślę, gdyby tak popatrzeć na IIILO, to naszym mundurkiem powinny być glany, pasowałyby do większości "społeczeństwa". ;)

 

W mojej też można było kupić, ostatniej jesieni, trzy modele do wyboru. Z mojego rocznika mało kto kupił, ale wśród drugich i trzecich ponoć cieszyły się popularnością. Tylko że nikogo w takim czymś na korytarzu nigdy nie widziałam.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Co do edukacji to tak:

przyznaję się do tego, że studia rzuciłam i mi z tym dobrze. Skończyłam przedszkole, podstawówkę i gimnazjum z bardzo dobrymi ocenami.W liceum nie szło mi najgorzej. Studiowałam przez rok filologię angielską. W połowie 1. roku wszystko mie się posypało i wyjechałam do Irlandii. Tutaj zrobiłam kurs managerski z pracy (firma płaciła, więc git :D ), i myślę żeby pójść na jakieś studia, np coś ze sprzedażą, bo w handlu pracuję.

Jak patrzę na gonitwę za ocenami to padam ze śmiechu. Żadna ocena szkolna nigdy nie odzwierciedli stanu wiedzy ucznia. Inna sprawa, wiedza szkolna rzadko kiedy ma odzwierciedlenie w życiu. Co mi z tego, że wiem dużo o rewolucji burżuazyjnej we Francji, jak nie wiem, jak napisać poprawnie CV czy wziąć się za szukanie pracy w ogóle? Ludzie mają teraz ciekawe podejście: skończę jakąś szkołę, dawać mi pracę ale już! Nikomu się nie chce pracować od podstaw, wszystko by chcieli gotowe.

Przyznaję bez bicia: trzy lata pracowałam w McDonald's. Uwierzcie, żadna praca nie da wam takiego życiowego wycisku i przygotowania. Firma uważa, że klient ma zawsze rację. Z jednej strony jest to dobre, a z drugiej-sami wiecie. Żadna szkoła mi nie da możliwości poznania różnych zachowań klienta i przygotowania do pracy z nimi. :)

  • Like 4

Share this post


Link to post
Share on other sites

Święte słowa Metalinka, absolutnie się z Tobą zgadzam:) Szkoła często uczy rzeczy nie przydatnych, nie potrzebnych- nigdy nie zrozumiem czym kierują się przy układaniu programu nauczania! A jeśli rzeczywiście już musimy wpajać sobie podstawy w pierwszych latach szkoły, to te pózniejsze lata edukacji powinny służyć nauce życia: umiejętności szukania pracy i odnajdywania się w niej itd.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Po to właśnie w szkołach średnich jest taki przedmiot jak "podstawy przedsiębiorczości" by się na rynku pracy odnaleźć. Co prawda wykładany jest nie raz tak jak cała reszta, a i stosunek uczniów do tego przedmiotu często jest olewający, bo to przedmiot uczony tylko przez rok, więc łatwa piątka "za nic", ale założenia ma szczytne i nie można powiedzieć, że szkoła nie próbuje uczyć takich rzeczy jak znalezienie pracy. Po prostu nie zawsze potrafi.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Please sign in to comment

You will be able to leave a comment after signing in



Sign In Now

  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.