Jump to content
Adrian

Endless Forms Most Beautiful

Recommended Posts

Wydanie earbooka jest cudowne :happy: Nie miałam pojęcia, że to tak wygląda, w pierwszej chwili myślałam, że przysłali mi coś innego przez pomyłkę. Grafika w książce (bo już nie można tego nazwać "książeczką") jest świetna. A ten plakat jest gigantyczny, zajmie mi całą ścianę nad łóżkiem :D

Share this post


Link to post
Share on other sites

Teraz mogę powiedzieć ze ten album jest wszystkim za co pokochałam Nightwisha ongiś dawno dawno temu na samych początkach jego drogi.

Za piosenki. Za urzekające melodie. Czasem za banał. Czasami za kicz. Ale i tak to wszystko ma swoją magię , obraca się w stylistyce zespołu wypracowanej przez lata, trzyma dla mnie poziom, nie musi nikomu nic udowadniać ani tym bardziej z nikim się ścigać. I to jest beauty.A mam wrażenie czytając pewne inne forum i nie tylko że co po niektórzy zatracili się w głębokiej analizie muzyki zespołu rozkładając ją na czynniki pierwsze, czy zgadzają się mostki, długości refrenu, przejścia "ejścia" etc.,czy aby chaos aranżacyjny nie jest zbyt chaotyczny, a chleb nie smakuje poziomkami i ogólnie "gdybym to ja pisał ,skomponowałbym to i zrobiłbym to lepiej". Elan nie był by taki nudny i obciachy itp itd i w ogóle ta płyta byłaby taka ekstra w kosmos... No to kurczę na co czekasz człowieczku schowany za nickiem internetowym, do roboty!

Zapominamy że Nightwish to tylko zespół muzyki popularnej czasów obecnych a nie muzyka klasyczna czy operowa spod znaku Bacha czy innego Maestra. Że nie wspomnę że takie gadanie często przypomina syndrom zazdrości domorosłych znawców których ego wykracza poza realne możliwości spełniania się w zawodzie muzyka.

Poza tym pamiętajmy te dźwięki świata nie zmienią ,ale za to na koncercie sprawdzą się rewelacyjnie, tworząc show. I dają sporo radości dla kogoś kto już był głodny nowej płyty.

Dlatego nie potrzebuję rozkminiania czy Emmpu jest gitarzystą wybitnym czy tylko przeciętnym czy wręcz marnym (nooooo właśnieeeee temat rzeka), czy perkusista jest lepszy niż poprzedni czy tylko wybija prymitywny rytm na dwa (ale w swoim macierzystym zespole to grał tak za****) , i czy solówka klawiszowa zbliża się poziomem artyzmu do Dream Theater. No serio?

Potrzebne mi tylko to ze to wszystko zmiksowane w kotle staje się Nightwishem i jego Endless forms...smakuje mi przepysznie kilka razy dziennie i nie mam dosyć.

I nie boli mnie że Floor nie daje czadu w każdym kawałku, jej delikatne dziewczęce śpiewanie ma swój niebanalny urok, klimatem pasuje do snutych opowieści i nie przypomina twórczości AF gdzie pozwalała sobie wokalnie poszaleć.

Jasne że ta płyta ma WADY. Nie ma we mnie bezkrytyczności, jakieś tam oczekiwania się nie spełniły , sama gdzieś bym coś więcej umieściła "coś inaczej ", ale ostatecznie...słuchawki na uszy i idę w ten ocean z uśmiechem na pysku. Bo tak naprawdę Tuoma i spółka po tylu latach nie muszą niczego udowadniać, ani jakimi są muzykami , ludźmi czy twórcami.

Ego Tuomasa też mnie nie interesuje, ani to że nie ma karkołomnych połamańców, ścigania się ze sobą, po co? Są za to melodyje które zostają w łepie , buch orkiestry (Shudder,Weak,Yours), nastrój raz wesołkowaty (Elan,Alpenglow), raz bardziej intymny, wyciszony (Our Decades...), albo melancholijny (prosty jak cep ponoć Edema Ruh). Ja to kupuję. Bo jako całość broni się dla mnie doznaniem muzycznym zespołu który słucham od lat, cenię i zwyczajnie lubię. I to sprawia że przychodzę do pracy i włączam Endless, idę do samochodu i włączam Endless, wracam do domu i włączam Endless, puszczam sobie wieczorem mp3 i robię to samo. I wiem że to jeszcze potrwa jakiś czas. I BTW chcę na koncert!

Ta płyta jest dla mnie podsumowaniem tego co do tej pory Nightwish stworzył. Z całą tą powtarzalnością motywów które już kiedyś zagościły w twórczości Tomka i spółki. Nie przeszkadza mi to, przeciwnie, dobrze mieć dziedzictwo na którym można zbudować swoje muzyczne opowieści. Ta płyta jest takim lustrem w którym zespół się przegląda i robi to według mnie bez wstydu i obciachu.

I zaznaczę że oczywiście każdy ma prawo do swoich opinii, nawet do tych głębokich analiz i rozkładania płyty na czynniki pierwsze, do krytyki bardziej pod stawnej lub mniej, do zachwytów i mieszania z błotem. To tylko świadczy o tym że osobnicza wrażliwość, odbiór muzyki , świata i poglądów jest tym co nas różni. Ale fajnie żeby przy tym nie dzieliło na tych co to po prostu "lubią sobie "pomalkotencić" i tych wrażliwych.

  • Like 7

Share this post


Link to post
Share on other sites

Po parokrotnym przesłuchaniu całości moje odczucia (które ewoluowały w miarę kolejnych przesłuchów) są pozytywne. Tego też się spodziewałam i od początku wierzyłam, że zespół mnie nie zawiedzie, a o to, żeby zawiódł raczej trudno. Tuo ma talent do tworzenia piosenek, które bez wzgledu na to, czy ambitne, czy nie, dają zwykle duszy to "coś"; czy to prostą radość, czy odrobinę melancholii i refleksji, czy lawinę emocji, która wręcz przytłacza słuchacza.

Co prawda, OB, WM i IM dalej pozostają moimi faworytami, jednak nie sprawia to, że EFMB jest przez to w jakikolwiek sposób pokrzywdzone (nie bardziej w każdym razie niż inne płyty NW, które nie trafiły do mojej Trójcy).

 

O "Shudder", "Elan" i "Sagan" rozpisywać się nie ma co, bo już właściwie te utwory skomentowałam tu wcześniej, więc zabieram się za opisanie pierwszych wrażeń i jako-takie oceny. Choć oceny od 1 d 10 i oceny w ogóle w skali liczbowej są bardzo nie fair, bo nie wiadomo, czy powinniśmy się odnieść do innych albumów, oceniać w kontekście jednego, na tle innych piosenek, czy spontanicznie i indywidualnie każdą piosenkę. Niemniej, przyznam jakieś tam oceny w formie "jak czuję", ale mogą z czasem wzrosnąć w moim mniemaniu, bo spaść na pewno nie spadną.

 

1. "Shudder Before the Beautiful" - 8/10

 

2. "Weak Fantasy" - Znów cięższy kawałek. Przez te "IMy i solowe Tuomasy" zapomniałam już, że Nightwish ma coś wspólnego z metalem. Floor posługuje się tu ciekawą manierą, a dużym plusem jest też brzdąkanie słyszalne w tle, które kojarzy mi się trochę z soundtrackiem do filmu "Van Helsing" (szczególnie: "Journey to Transylvania"). Chóry w refrenie dają miłe dekadenckie wrażenie i wzmacniają przekaz piosenki. Utwór naprawdę ma moc! Dużym zaskoczeniem był dla mnie powrót brzdąkania w formie solo w pewnym momencie. - 8/10

 

3. "Elan" - 6,5/10 i "Elan" (wersja alt.) - 6,7/10

 

4. "Yours is an Empty Hope" - Świetne intro, głos Floor znów ma tyle mocy, ile trzeba. Brak przesady. Refren to jawne odwołanie do "Master Passion Greed", a jako, że tekst już tłumaczyłam, mogę powiedzieć, że jest prawdopodobnie celowe, bo utwór zdaje się odwoływać do internetowych "hejterów". Wspaniałe są te odległe (hm, jak to nazwać?) chóry, wycia, syreny? w tle w części instrumentalnej - gęsia skórka. Wspaniałe! - 8/10

 

5. "Our Decades in the Sun" - Doczekałam się ballady i wyciskacza łez zarazem. Piękny jest ten refren, aż serce łamie, szczególnie jak się posiedzi w studenckim mieszkaniu parę tygodni i zaczyna się tęsknić za domem. Szkoda tylko, że refrenu jest tak mało i, że piosenka nie kończy się potężnym refrenem. Chórek na początku to ładna zagrywka, pijąca do "A Lifetime of Adventure" z solowej płytki Tuo. - 8/10

 

6. "My Walden" - Czytałam opinie ludzi i wielu narzeka na ten utwór, a mnie on się podoba, właśnie dlatego, że przecież nie tylko super ambitne kompozycje tworzą album i nie tylko takie człowiek może polubić. Mózg musi odpocząć, a uszy nasycić się radością w prostej i szczerej formie. Lubię folkowe wstawki u NW i tu, także podobały mi się. Odprężająca i dodająca otuchy piosenka. Gdy usłyszałam wstęp, myślałam, że to nie NW. Troy mnie zaskoczył! A refren? Gdy słyszę "higher, higher. higher" mam ochotę podskakiwać. Od razu mi się po tej piosence wiosennie zrobiło. Ładnie przypita do IWMTB kompozycyjka. - 8/10 właśnie za brak ambitności! :D

 

7. "Endless Forms Most Beautiful" - Nie mogłam się przekonać. Po kilku przesłuchaniach refren zaczął mi wchodzić w końcu. Dałam piosence czas i zaczęłam doceniać intro, ogólną pracę orkiestry, czyli znalazłam coś pozytywnego, ale ogólnie piosenka jest dość zwyczajna i niezapadająca zbytnio w pamięć. - 7/10

 

8. "Edema Ruh" - Intro mnie roztapia. Jest takie dziecinne i ciepłe. Kojarzy mi się z erą OB. W całej rozciągłości piosenka mnie zdobyła. Zwyczajnie była przyjemnie kojąca i dała mi wrażenie wspólnoty z zespołem. Refren szybko się wkręca i bardzo podobał mi się fragment, wktórym Troy śpiewał solo - ma miły dla ucha głos. Cieszę się też, że wreszcie mogę słyszeć gitarę i, choć tak lubiłam te zdominowane przez orkiestrę albumy, to jednak NW zaczęłam słuchać od płyt mniej orkiestralnych i dobrze czuję się, słysząc te nawiązania do dawnych kompozycji. - 8/10

 

9. "Alpenglow" - Intro skojarzyło mi się z "Ever Dream" z jakiegoś powodu. Do tej piosenki też niełatwo było mi początkowo przywyknąć, bo skręciała mi nagle zwrotkę w jakąś, jak początkowo sądziłam, parodię "Scaretale", ale i tu kilka przesłuchań pomogło. Doceniam. Refren i temat przewodni bardzo ponętny. Nagły zwrot spodobał się szybko, a refren w drugiej części kompozycji, gdzie z miękkiego nagle przechodzi do mocnego bardzo mi się podoba. - 7,9/10

 

10. "Eyes of Sharbat Gula" - Pierwsze skojarzenie? Tarja Turunen - Oasis. Bardzo podobne klimatycznie, w każdym razie na początku. Do tego utworu trzeba mieć nastrój i cierpliwość - tego nie słucha się w tramwaju, jadąc na zajęcia. To kawałek do refleksji i oczyszczenia duszy przed opus magnum albumu. Nieczęsto zapewne będę do niego wracać, bo też tematyka jego i przekaz jest ciężki. Poza tym dość długo się rozwija i wielu nazywa go "zapychaczem", jednak w kontekście ogółu jest to zręczne uspokojenie słuchacza przed piękną puentą całości. Trzeba zawsze pamiętać, że Tuomas pisze albumy, w każdym razie ostatnio, jakby to były historie, które mają początek, środek i koniec i dlatego tym bardziej krzywdzące jest ocenianie osobynych utworów - one stanowią całość. Tak, czy siak, na potrzeby mojej mini-recenzyjki, oceniam, ale czytając, nie przywiązujcie do tych ocen zbyt dużej wagi. - 7,1/10

 

10. "Greatest Show on Earth" - Mózg się rozpadł i pokrywa ściany. PERFEKCYJNA. Nieziemska jest ta kompozycja. Wręcz wstrząsająca. Za pierwszym razem tak się wczułam, słuchając na słuchawkach, że gdy otworzyłam oczy (dla lepszego wczucia się zamknęłam oczy) przestraszyłam się swojego odbicia w lustrze, jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało. Barbarzyńśtwem jest słuchanie tego na słabiutkim sprzęcie. Nawet nie wiem jak opisać to wszystko, co czuję w tym utworze. Prawdziwa eksplozja! Po nim czułam się nieco, przyznam, przerażona myślą o tym jaki świat jest wielki, a kosmos? A ewolucja, a te miliardy lat? Niesamowite. Ta piosenka bardziej mnie zafascynowała naukami biologicznymi i ukazała ich sens niż milion książek, czy lekcji w szkole. Wszystko rozwijało się powoli, ale z rozmysłem. To nie jest utwór dla niecierpliwych, czy negatywnie nastawionych. To wykład o ewolucji świata i pięknie tak wielkim, że można przed nim naprawdę ZADRŻEĆ. Szczególnie niepokojące były głosy zwierząt. Moim ulubionm fragmentem jest właśnie ten od odgłosów, po refren numer dwa i demoniczne, szalone dum-dum-dum. Słychać było tam nie tylko ewolucję biologiczną, ale nawet, w pewnym sensie, ewolucję muzyki. W jednym momencie słychać było chór, potem barokowe organy (czy jakkolwiek się to zwie?), a potem dziki atak, kończący się niemal bitami, co było, swoja drogą, arcygenialną zagrywką. Tak. Gdyby tak wyglądała nauka biologii w szkole, to byłabym dziś studentką biologii z całą pewnością. Aż się boję zapytać, co będzie na następnym krążku, skoro tu było TO? Brak słów. Reszta jest ciszą. - 10/10.

 

Bonus: "Sagan" - 6,8.

 

Z tych kwestii, które mogłyby być lepsze: Floor mogła użyć bardziej różnorodnych technik wokalnych (wiem, to teraz nieustający zarzut fanów), ale w końcu wokal ma pasować do historii, a nie być ornamentem, przytałaczającym wszystko inne, Emppu wrócił i dobrze, ale solówek tak dobrych jak te z piosenki "Wishmaster" nie stworzył, możliwe, że powodem był fakt, iż facet już nie ćwiczy (a powinien - fe! Emppu!), lub to, że od dawna nie musiał chwalić się bardziej rozbudowanymi solówkami. Brakuje mi trochę wokalu Marco i większej ilosci ballad (jestem balladolubna) ale poza tym... cóż, te zastrzeżenia to szczegóły, a album całkiem piękny.

Dałabym mu 7.5 lub nawet 8/10 (średniej liczyć nie zamierzam).

 

Tyle tytułem pierwszych wrażeń. ;) Malutko, co nie?

  • Like 7

Share this post


Link to post
Share on other sites

Warto było czekać na ten album. Jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem. Każdy utwór w sobie coś ma takiego, że wciąga i nawet nie da się z niego wydostać. Jest delikatnie, intymnie, ciężko, z pazurem. Jest delikatne, troszeczkę smutniejsze Our Decades In the Sun (podobne do Slow Love Slow z IM) i wesołe, przyjemne My Walden (podobne do I want my tears back). Jeśli chodzi o sam The Greatest Show On The Earth, to szybciej przejdę 2,5 km zanim ten utwór się skończy. *joke* Utwór jest po prostu genialny, jest w nim coś takiego, że nawet nie czuć tych 24 minutowych. Tego nie da się opisać jednym słowem, zdaniem. Po prostu ten utwór jest nieskończenie piękny. Wiedziałam, że Tuomas odwali dobry kawał roboty, jak przy każdym albumie. Maestro to geniusz i nie wiem czy umie rozczarować fanów. Czy ten album uplasował się na wysokiej pozycji? Według mnie tak, choć to nie jest OB czy WM, ale według mnie remisuje z IM. (bez hejtu).

Album jest świetny, daję 8,5/10

Jakby to mój kochany braciszek w pozytywnej wersji internetu powiedział:"No takie mocne 2/10, 1/5 bo się skraca."

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Album wyszedł dzisiaj, a ja postanowiłem sobie, że nie będę słuchał Shudder before the Beautiful dopóki album nie wyjdzie.

To pierwsza piosenka której słucham z Endless, i muszę przyznać, że dla mnie jak najbardziej na plus.

Mimo, że nie jest tak bardzo dynamiczna jak chociażby Wishamster, to mnie ujmuje. Głos Floor taki piękny, nie ma zbędnego darcia się, żyć nie umierać.

Teraz pora zabrać się za resztę albumu (:

Share this post


Link to post
Share on other sites

W końcu mogę się z wami podzielić moimi wrażeniami w sprawie nowego albumu ,a więc jako że miałem do niego dostęp ok 2 tygodnie przed premierą udało mi się go już kilkanaście razy ,a więc pozwoliło mi to w sposób przestrzenny wyciągnąć wioski .

Najpierw ogólnie ,do samego albumu podchodziłem sceptycznie ,po dwóch ostatnich na średnim poziomie ,nowy album dał mi drugie tchnienie w NW ,wróciła magia z Once i Ocean Born ,zaimponowała mi Floor swoim vokalem ,który jesr zupełnie inny który znałem a świadczy to o jej wielozadaniowości wokalnej ,chwilami jej śpiew jest bardzo intymny ,nawet bym powiedział uwodzący słuchacza .

A teraz po kolei o każdym numerze

1.Shudder Before the Beautiful - Ten numer już opisywałem wcześniej a więc zapraszam do mojej notki

2.Weak Fantasy ,bardzo ciekawy numer ,ciężki riff,podoba mi się

3.Èlan ,tak jak w przypadku nr 1 ,ale pragnę dodać że przyswoiłem go ,i nie gryzie mnie już tak w nogę

4.Yours Is An Empty Hope , ten numer dał mi to wspomniane nowe tchnienie w NW wspaniały vocal Floor

5.Our Decades In the Sun , numer w którym jestem oczarowany ,bardzo mi się podoba ,delikatny vocal Floor trochę mi się kojarzy z WITA

6.My Walden , ten numer to jak dla mnie jeden z słabszych numerów na albumie

7.Endless Forms Most Beautiful , drugi numer który bardzo mi się podoba ,refren bardzo szybko wpadł mi w ucho i bardzo często sobie go nucę ,jak dla mnie miodzio na tym albumie

8.Edema Ruh , kolejny fajny wpadający w ucho numer

9.Alpenglow , do tego numeru nie mam komentarza ,bo jakoś nie zapadł mi w pamięć

10.The eyes of Sharbat Gula , hmm ten instrumental jest od czapy typowa zapchaj dziura ,kojarzy mi się z muzyką do serialu Miasteczko Twim Peaks

11.The Greatest Show On Earth ,wow kolosa się słucha jak dobry Thiller ogląda ,napięcie wzrasta i przeplata się z instrumentaliami oraz z lekkim wokalem Floor ,Suita trawiona w środek tarczy ,superowe zakończenie albumu

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

No, to teraz mogę :)

Płytę podstępnie ściągnęłam już wczoraj o północy, a mój egzemplarz przyszedł dzisiaj po południu.

 

No i tak, po parokrotnym przesłuchaniu Endless mogę się w końcu wypowiedzieć ;)

 

1. Shudder - najlepszy otwieracz od czasów Once. Otwieracz do puszek, tym razem do puszki Pandory, do Dark Chest of many Wonders. Dużo o nim pisać nie będę, bo byłyby to same zachwyty, ochy, achy i w ogóle. :)

 

2. Weak Fantasy.

O, tak. Tak mi grajcie! Jest moc, jest dobry wokal, jest dobry tekst. I jest Nightwish Factor. W sumie ta piosenka to takie trochę pomieszanie z poplątaniem, trochę ostrych gitar, potem folkowe wstawki, delikatny wokal, potem ostry wokal... Podoba mi się to.

 

3. Elan.

'(...) i powitać go jak starego dobrego przyjaciela".

No tak. Elan, podobno Tuomas nie chciał go w ogóle na albumie, ale Troy się uparł, więc Elan został. Okej, niech będzie. Pierwszy do przewinięcia, z Elan się już znamy, a była to znajomość burzliwa... :)

 

4. Yours is an Empty Hope.

 

Cudo nad cudami, nie wiem dlaczego ludziom nie pasuje tu ostry wokal Floor. A ten chór towarzyszący jej na początku... Mogłabym go słuchać godzinami i bez końca. Internet tego utworu nienawidzi, a ja go uwielbiam, nawet po tak niewielu przesłuchaniach. To ze mną jest coś nie tak czy z nimi? :)

 

5. Our Decades in the Sun

 

Mother of God, co to. Nie, poważnie. Co to jest. Porównywanie tego do Slow Love Slow to ujma dla SLS. Widzę sens tego utworu, czuję przekaz, ale sam w sobie, kawałek jest nudny jak niewiemco. Muzycznie, tekstowo, kompozycyjnie. Ogólnie ballady na tym albumie Tuomaszowi nie wyszły. Wybitnie nie wyszły. Nie jestem w stanie dotrwać do końca tej piosenki.

 

6. My Walden.

 

Mój Walden, perła od pierwszego przesłuchania, miłość z miejsca, zakochałam się i długo się nie odkocham. Nie znoszę IWMTB i nie uważam, żeby Walden miał z nim wiele wspólnego. Walden jest o wiele lepiej skonstruowany, a capella na początku nie kłuje w uszy, a do tego ma tak chwytliwy refren, że siedzi w głowie i nie chce wyleźć!

Jak dla mnie na razie najlepsza piosenka na albumie.

 

Co Polak słyszy w intro do Walden?

Tapestry! Bowie!

 

Story_of_David_tapestry_David_Sees_Bathsheba_Washing.png1973_sane_cvr_fix_800sq.jpg?itok=h-TUpMU9

 

 

7. Endless Forms Most Beautiful

 

Utwór, który musi się dobrze przetrawić, żeby był 'zjadliwy'. Po pierwszym przesłuchaniu jest dość ciężki. Nie w sensie muzycznym, tylko w sensie kompozycji. Ale po parokrotnym przesłuchaniu człowiek sam mruczy sobie pod nosem "the Endless Forms Most Beautiful!".

 

8. Edema Ruh

 

Wesoła jak niewiemco, piosenka poprawiacz nastroju ;)

 

Dance to the whistle, to the play, to the story

To infinite encores

Laugh at the royalty with sad crowns

And repeat the chorus once more

 

♥ Jak tu jej nie kochać...

 

9. Alpenglow

 

Bardzo przyjemna kompozycja, piosenka całkiem ok. Ale bez fajerwerków ani niczego takiego. Jest po prostu dobra i już. Nie nadzwyczajna, ale dobra. ;)

 

10. The Eyes of Sharbat Gula

 

Rozczarowanie nr 2. Kolejna ballada, do tego instrumental, flaki z olejem polane olejem, posmarowane nudą. Ja wiem, że miało być tajemniczo i w ogóle, że miało powiać orientem, ale powiało czym innym. Nudą. :<

 

11. The Greatest Show on Earth.

 

Jezu, tak czytam Wasze opinie na temat jego utworu i potem porównuję z moją, to po prostu boję się cokolwiek na niego napisać.

 

Według mnie Greatest Show to nie Greatest Show, tylko Greatest Fail. Przynajmniej na tym albumie. Rozczarowanie nad rozczarowania, serduszko mi pękło jak tego słuchałam.

Możliwe, że miałam po prostu za duże oczekiwania co do tego utworu. Chciałam drugie GLS, albo magiczną suitę w stylu The Beauty of the Beast.

 

Zamiast tego dostałam rozpędzający się w tempie Pink Floyd, zlepek odgłosów natury. Gdybym chciała posłuchać krzyczących małp albo odgłosów burzy, włączyłabym Discovery Channel.

Floor operowo brzmi jak Simone Simons. Dziwne wrażenie ;)

 

Jedyny pozytywny kawałek tego utworu? Partia klawiszy w 8:38. Czysta magia. Magia i różowe jednorożce w polu rzepaku. Cudo nad cudami ♥

 

Gdyby tak wyglądała nauka biologii w szkole, to byłabym dziś studentką biologii z całą pewnością.

 

Studentka biologii mówi temu utworowi stanowcze "Co to?". Z wielu powodów.

 

Powód nr 1 - Nie wszyscy jesteśmy biologami. To oczywiste. Ja też nie, żeby nie było. Ale siedzę w temacie dość głęboko i tekst tego utworu jest taką trochę dziecinną fascynacją biologią. Lekko infantylny - poetyckość tekstów Tuomasa przegrała tu z rzucaniem biologicznymi terminami.

A poza tym kwiatki typu:

From the stellar nursery into a carbon feast
. Węglowa uczta? Wiem co autor miał na myśli, ale wyszedł na tym trochę śmiesznie.

 

The tapestry of chemistry
. Chemiczny gobelin. Też wiem o co chodziło autorowi (I'm not that dumb, you know.), ale proszę Was... naprawdę?

 

Powód nr 2 - biologia totalnie nie nadaje się do śpiewania o niej. Może dlatego, że mam biologię w całym swoim życiu, to nie chcę jej w mojej muzyce.. No nie wiem...

 

Powód nr 3. - Chrumkające i ciamkające odgłosy natury, szumiące morze i krzyczące małpy. Toż to zoo prawdziwe. Tylko mnie razi ta przerażająca dosłowność tego utworu?

 

 

Tuomas jest znany z poetyckości swoich tekstów. I chyba wolę, by unosił się w oparach absurdu niż próbował edukować fanów.

 

 

Czyli ogólnie oczekiwałam opus magnum, a dostałam odgłosy natury. Czytała Krystyna Czubówna. Koniec pieśni.

 

PS. Czekam na hejty ♥

  • Like 6

Share this post


Link to post
Share on other sites

Gdyby tak wyglądała nauka biologii w szkole, to byłabym dziś studentką biologii z całą pewnością.

 

Studentka biologii mówi temu utworowi stanowcze "Co to?". Z wielu powodów.

 

Powód nr 1 - Nie wszyscy jesteśmy biologami. To oczywiste. Ja też nie, żeby nie było. Ale siedzę w temacie dość głęboko i tekst tego utworu jest taką trochę dziecinną fascynacją biologią. Lekko infantylny - poetyckość tekstów Tuomasa przegrała tu z rzucaniem biologicznymi terminami.

A poza tym kwiatki typu:

From the stellar nursery into a carbon feast
. Węglowa uczta? Wiem co autor miał na myśli, ale wyszedł na tym trochę śmiesznie.

 

The tapestry of chemistry
. Chemiczny gobelin. Też wiem o co chodziło autorowi (I'm not that dumb, you know.), ale proszę Was... naprawdę?

 

Powód nr 2 - biologia totalnie nie nadaje się do śpiewania o niej. Może dlatego, że mam biologię w całym swoim życiu, to nie chcę jej w mojej muzyce.. No nie wiem...

 

Powód nr 3. - Chrumkające i ciamkające odgłosy natury, szumiące morze i krzyczące małpy. Toż to zoo prawdziwe. Tylko mnie razi ta przerażająca dosłowność tego utworu?

 

 

Tuomas jest znany z poetyckości swoich tekstów. I chyba wolę, by unosił się w oparach absurdu niż próbował edukować fanów.

 

 

Czyli ogólnie oczekiwałam opus magnum, a dostałam odgłosy natury. Czytała Krystyna Czubówna. Koniec pieśni.

 

PS. Czekam na hejty ♥

 

"Hejty" nie są przewidziane. Ostatecznie, każdy ma swój gust i miernik oceny utworów, toteż nie wymagam od nikogo uwielbienia dla muzyki, o ile potrafi ugruntować w jakikolwiek sesnowny sposób swoją opinię, a Ty przecież to zrobiłaś. Nie podzielam opinii, fakt, ale po co się z tego powodu sztyletować? Odniosę się tylko do powodów (zaznaczam, że absolutnie nie nastawiona do walki ;)).

 

Co do powodu pierwszego - Tuomas nie jest przecież nakowcem. Raczej biologiem-entuzjastą zajaranym ostatnio ożywioną fascynacją z dzieciństwa po przeczytaniu kilku książek i do tego od lat znanym marzycielem, mającym skłonności do egzaltacji, patosu... To też element tego specyficznego Nightwishowego uroku - przesada. Udziwnione i dość naiwne porównania, wywodzące się z naiwności, która cechuje Maestro. On nigdy nie wydorośleje ze swoich "ded bojów" i tym podobnch i częściowo za to lubi się tak ten zespół. W każdym razie ja go za to między innymi lubię.

Tłumaczyłam tony wypocinek Holopainena i wiem co to porąbana metafora, ale chociaż uśmiecham się z politowaniem, gdy na nie trafiam, to jest w tym uśmiechu jakaś doza życzliwości dla jego naiwności, jakiejś, powiedzmy, dziecinnnej skłonności do ekscytacji pewnymi dla wielu nieistotnymi sprawami. Poza tym, zapewne tekst musi pasować też do muzyki - im trudniejsze słowa, tym ciężej je dopasować do melodii. Im mniej sylab, tym lepiej, a to oznacza mniej fachowych sformułowań o skomplikowanej budowie. No, a Tuo pewnie chciał zarazić fanów swoim hobby, dotrzeć do nich, a nie odstręczać ich naukowymi terminami, którymi zresztą pewnie biegle nie włada.

 

Powód dwa; rozumiem. Ktoś kiedyś mi mówił, że studiowanie tego, co się lubi prowadzi w końcu do nienawiści względem studiowanego kierunku, albo co najmniej powoduje dziwną do niego niechęć. Jak się człowiek zajmuje czymś stale, to czasem potrzebuje od tego ucieczki zwykle w postaci sztuki wszelkiego rodzaju. A Sami gdzie ma uciekać, jak nawet Tuo ją osacza biologią?

 

Powód trzeci. Dosłowność? Co jest w niej właściwie takiego złego? Ostatecznie, tym razem nie mieliśmy do czynienia z piosenką osobistą o miłości i rozczarowaniach, toteż nie było się po co kryć z przekazem. Już sam tytuł jest przecież dosłowny i dosłowności należy się spodziewać. Mnie osobiście taka "kawa na ławę" bardzo przypadła do gustu, bo miała czytelny przekaz lekcji, a nie znudziła mnie, bo wiele się w niej działo. Miała w sobie to, czego często pozbawione były lekcje w szkole na temat ewolucji - moc. Emanowała życiem i pasją autora. Nawet naiwną, ale tym bardziej zaraźliwą.

Ujmuje mnie ta Tuomasowa szczerość, a że patos, a że naiwna i dosłowna... E, tam. To w końcu utwór typa, który pisał o Elfiej Ścieżce! :happy:

Share this post


Link to post
Share on other sites

Czy tylko ja tak mam czy wy również,ale czuje pewien niedosyt hymm no nie wiem czy to też przypadkiem nie jest lekkie rozczarowanie bądź oczekiwanie czegoś większego... Płytę bardzo lubię,ale takie uczucie mi jakoś towarzyszy...

Share this post


Link to post
Share on other sites

Lucid, ty miałeś niedosyt zanim płyta wyszła -.-

 

 

 

A ja może płyty nie zrecenzuje jeszcze, gdyż za krótko ją mam. Pochwale natomiast wydanie, gdyż jest genialne. Świetne ilustracje, styl ilustracji podobny do DPP, jednakże lepiej wykonane. Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to brak zdjęć zespołu z podpisami! Chyba pierwsza taka sytuacja w dziejach Nightwish.

  • Like 4

Share this post


Link to post
Share on other sites

Floor Jansen - Vocal/Vocalist

Emppu - Guitar

itd :)

 

EDIT

Widze że chyba w moim wydaniu Digipack nie ma takich zdjęć.....dziwne.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dark Passion Play

dpp+07.jpg

 

Once

Booklet-5.jpg

 

Chodzi mi o taki typ przedstawienia składu :)

 

Na imaginaerum były poszczególne foty członków zespołu. To samo z Oceanborn czy Century Child. W booklecie do Endless tego zabrakło :)

 

Niemniej jednak, booklet piękny :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Odnośnie pare słów o epiku,podoba mi się przede wszystkim muzycznie,bardzo różnorodnie jest ale to było do przewidzenia. Bardzo lubię tą partie przed końcem gdzie słychać ludzi w tle i nawiązanie do religii,zwłaszcza podoba mi się ten dziecięcy chórek paraparapara :) szkoda tylko,że muzyka zaraz po tym jest tak krótka bo jest świetna! Również część śpiewana "Man he took his time in the sun.." Jest wspaniała! No ale cóż i tak czapki z głów dla Maestro za TSOE ;)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Króciutko, bo zaraz uciekam do pracy, a z telefonu tragicznie się pisze :D

Nie osłuchałam się jeszcze dobrze z całym albumem, boniestety nie miałam na to czasu... Po pierwszym odsłuchu mam wrażenie, że ogólnie album jest bardzo równy, ciężko wyłonić najsłabsze kawałki, ale najmniejsze wrażenie zrobił na mnie instrumental i ballada (to oczywiście może się zmienić).

Jako moich faworytów podaję Shudder (cud, miód i orzeszki), Alpenglow - który porwał mnie od samego początku i słuchałam go w kółko! Oraz kolos - tekstowo bardzo mi się podoba, konstrukcja utworu jest świetna i ten głos Floor gdy "mówi" - hipnotyzujący, magiczny, ach cudowny!

W Alpenglow uwielbiam tą zmianę, która zachodzi chyba w przedostatnim refrenie - zakochałam się ♥

 

Na razie tyle, ale obiecuję, że napiszę więcej.

 

I zrobiłam wam wątki do interpretacji poszczególnych utworów ;) ENJOY ;)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Opiszę mniej więcej :D

Spodziewałem się więcej nowinek, jakiś eksperementów technicznych czy coś, trochę szkoda :P

Jak tak słucham, no niby nic, no ale masakrycznie i tak jest :)

 

To jest album taki jaki jest DPP, jestem bardzo zadowolony. Brzmienie tego album jest oczywiście inne, ale jest coś co też jest w DPP, pewien wzorzec. Ciężko to określić, ale jest podobnie.

Po prostu pięknie :) jeden z dwóch albumów, jakie mają tą specyfikę techniczną :)

 

Utwory są dosyć długie i nie brakuje wrażeń. Te 11 plus Sagan to za mało, 2 utwory by zrekompensowały ten niedosyt. 4 i pół to ideał który jest wystarczająco długi. Jeszcze nie powiem które się tu wyróżniają z albumu, ale widać, że są jakieś.

Weak Fantasy - gitara akustyczna wymiata :D

 

Nie śmiem wątpić że to jest Nightwish, po za stylem, momentami słychać fragmenty innych melodii.

To jeszcze za mało, żeby opisać album. A zwłaszcza brzmienie, które chciałbym omówić i wolałbym poświęcić posta na każdy utwór.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Opiszę mniej więcej :D

Spodziewałem się więcej nowinek, jakiś eksperementów technicznych czy coś, trochę szkoda :P

Jak tak słucham, no niby nic, no ale masakrycznie i tak jest :)

 

To jest album taki jaki jest DPP, jestem bardzo zadowolony. Brzmienie tego album jest oczywiście inne, ale jest coś co też jest w DPP, pewien wzorzec. Ciężko to określić, ale jest podobnie.

Po prostu pięknie :) jeden z dwóch albumów, jakie mają tą specyfikę techniczną :)

 

Utwory są dosyć długie i nie brakuje wrażeń. Te 11 plus Sagan to za mało, 2 utwory by zrekompensowały ten niedosyt. 4 i pół to ideał który jest wystarczająco długi. Jeszcze nie powiem które się tu wyróżniają z albumu, ale widać, że są jakieś.

Weak Fantasy - gitara akustyczna wymiata :D

 

Nie śmiem wątpić że to jest Nightwish, po za stylem, momentami słychać fragmenty innych melodii.

To jeszcze za mało, żeby opisać album. A zwłaszcza brzmienie, które chciałbym omówić i wolałbym poświęcić posta na każdy utwór.

 

Jaką specyfikację techniczną według ciebie mają DPP i nowy album, bo nie bardzo rozumiem?

 

 

Co do nowego albumu. Typowy najtłiszowy średniak. Są nawiązania chyba do wszystkich poprzednich albumów, a brak nowości jak to było na IM. Największy zawód to wokal Floor. Tomek ma najlepszą obecnie w gatunku wokalistkę, a z niej nie skorzystał. Szkoda bo zawsze sądziłem że podobnie jak Arjen potrafi wyciągać z wokalistek to co najlepsze. Co do kolosa, niezaprzeczalnie najlepsza rzecz od czasów GLS. Jak dla mnie na dzień dzisiejszy 7/10

Share this post


Link to post
Share on other sites

Specyfikę, trudno mi to będzie napisać zwłaszcza technicznie, ale spróbuje.

DPP jest jak noc, a EFMB jest jak dzień.

Prawda, że album się różni, może się wydawać już inny, już odwzorowany od IM orkiestra i te sprawy.

Słuchając tego album wiem, że jestem na jakieś przygodzie.

To jak podobny szczep, to jak kolejny dzień w tym samy świecie, tej samej opowieści. To było trudno dostrzec w IM.

Jest pewien rodzaj sztuki, a między innymi muzyki, który uwielbiam, po prostu to lubię i nie myślę o tym.

To kwestia perspektywy. Tak czy owak moje zdanie jest świeże i minie trochę czasu zanim oswoję się z albumem. Wątpię, że to zmieni moje podejście, bo to nie pierwsze wrażenie było( i co jest ważne dla takiej osoby jak ja, która już słucha NW) dziś nie powiem więcej. Na to by określić klimat tego albumu, potrzeba mi więcej czasu.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Jak mi się podoba ten album. Podoba mi się wykorzystanie Floor Jansen​ w delikatnej wersji. Kobieta znana z ostrego growlu i potężnego sopranu dramatycznego. A w tym albumie jest jak anioł. Tuomasie Holopainenie nigdy mnie pan nie zawiódł i w tym przypadku też mnie pan nie zawiódł. Emppu też na tym albumie dał z siebie wszystko te agresywne riffy i solówki są, po prostu mega. A 24 minutowy kolos "The Greatest Show on Earth" jest po prosu epicki dorównuje "Ghost Love Score". Jedyny minus tego albumu jest taki, że jest mało Marco. :)

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

 

Co do powodu pierwszego - Tuomas nie jest przecież nakowcem. Raczej biologiem-entuzjastą zajaranym ostatnio ożywioną fascynacją z dzieciństwa po przeczytaniu kilku książek i do tego od lat znanym marzycielem, mającym skłonności do egzaltacji, patosu... To też element tego specyficznego Nightwishowego uroku - przesada. Udziwnione i dość naiwne porównania, wywodzące się z naiwności, która cechuje Maestro. On nigdy nie wydorośleje ze swoich "ded bojów" i tym podobnch i częściowo za to lubi się tak ten zespół. W każdym razie ja go za to między innymi lubię.

Tłumaczyłam tony wypocinek Holopainena i wiem co to porąbana metafora, ale chociaż uśmiecham się z politowaniem, gdy na nie trafiam, to jest w tym uśmiechu jakaś doza życzliwości dla jego naiwności, jakiejś, powiedzmy, dziecinnnej skłonności do ekscytacji pewnymi dla wielu nieistotnymi sprawami. Poza tym, zapewne tekst musi pasować też do muzyki - im trudniejsze słowa, tym ciężej je dopasować do melodii. Im mniej sylab, tym lepiej, a to oznacza mniej fachowych sformułowań o skomplikowanej budowie. No, a Tuo pewnie chciał zarazić fanów swoim hobby, dotrzeć do nich, a nie odstręczać ich naukowymi terminami, którymi zresztą pewnie biegle nie włada.

 

Wolałam poetycko patetyczne Ded Boje niż takie cuda jak tutaj. Może to jest clue sprawy - traktuję pana H. jak dorosły dorosłego. Sądziłam, że to całkiem ok podejście, ale jednak trzeba czasem chyba spojrzeć na jego twórczość jego oczami.

 

Powinnam chyba zapomnieć, że mam o biologii jakiekolwiek pojęcie i przesłuchać album raz jeszcze.

Bo jak tu nie poczuć się dziwnie, kiedy Floor śpiewa, że 'Tiktaalik cośtam", i od razu przed oczami ma się tę brzydką rybę i cała magia idzie sobie gdzieś.

Bo Tiktaalik to jest to takie rybopodobne coś, co występuje zawsze w filmikach o ewolucji, w momencie jak wychodzimy z wody. O, to właśnie.

 

I cała magia robi 'PFFRRT".

 

Może to dlatego tak mi się podoba Walden i Edema Ruh. Bo jest o niczym. Jest o poemacie pewnego pana, co to sobie w lasach siedział. A Edema Ruh jest o wędrownych trubadurach. To jest prawdziwy duch Nightwisha :)

 

 

Btw, mógłby zrobić cała piosenkę złożoną z naukowych terminów. Byłoby to cięższym orzechem do zgryzienia niż ten Walijski, którym nas uraczył Troy :D

 

Ujmuje mnie ta Tuomasowa szczerość, a że patos, a że naiwna i dosłowna... E, tam. To w końcu utwór typa, który pisał o Elfiej Ścieżce! :happy:

 

Haha, fakt. Gość, który napisał Elfią Ścieżkę... Człowiek może wyjść z patosu, patos z człowieka nigdy. :D

 

Nie przeszkadza mi patos ani naiwność. Ale brakuje mi tu cudownie Nightwisowych przenośni, metafor, poetyckości... ;<

 

Ogólnie ostatni utwór to dla mnie straszliwy secondhand embarassment...

Share this post


Link to post
Share on other sites

Bo jak tu nie poczuć się dziwnie, kiedy Floor śpiewa, że 'Tiktaalik cośtam", i od razu przed oczami ma się tę brzydką rybę i cała magia idzie sobie gdzieś.

Myślę, że Tiktaalikowi zrobiłoby się przykro gdyby się dowiedział, że uważasz go za brzydkiego. xD

Co do tego prawdziwego ducha Nightwisha to mi się tam podobają te teksty o ewolucji. Zawsze coś nowego.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Please sign in to comment

You will be able to leave a comment after signing in



Sign In Now

  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.