Jump to content

5. W górę spirali

Pod koniec lata 1999 roku zespół usłyszał, że sprzedaż w Niemczech również jest obiecująca. By jeszcze bardziej zwiększyć z niej zyski, szef Drakkaru, Bogdan Kopec, wpadł na pomysł specjalnego wydawnictwa – wyłącznie w Niemczech.

– 2 sierpnia w części Europy można było zaobserwować całkowite zaćmienie Słońca – mówi Kopec. – Poprosiłem Tuomasa o napisanie piosenki, która by to upamiętniła. Nie był zbyt szczęśliwy, ale i tak skomponował „Sleeping Sun”. Bardzo nas to ucieszyło.

Tuomas zdecydowanie nie był uszczęśliwiony pracą pod dyktando.

– Byłem zdecydowanie przeciwny temu pomysłowi. Powiedzieli, że piosenka ma nie być dłuższa niż cztery minuty, musi trafić we właściwą formułę, mieć chwytliwy refren i być balladą. Myślę, że stwierdzili też, iż nie powinno być żadnego solo. To były wytyczne Boggiego. Ale i tak udało nam się wcisnąć tę solówkę!

Piosenka została wydana w Niemczech jako singiel pod tytułem Sleeping Sun (4 Ballady Zaćmienia), zawierające „Walking in the Air”, „Swanheart” i tytułowy utwór z albumu Angels Fall First.

– Wydaliśmy mnóstwo pieniędzy na promocję singla – mówi Boggi. – Limitowana edycja 2000 kopii zawierała specjalne kartonowe okulary, które można było użyć do oglądania zaćmienia. Oczywiście, okazało się, że nie mieszczą się w opakowaniu płyty, więc musieliśmy przyciąć sami okulary w biurze – całe dwa tysiące!

Jak twierdzi Kopec, singiel nie był wielkim sukcesem, ale otworzył przed zespołem nowe drzwi.

– Fakt, że metalowy zespół wydał singiel w Niemczech, jest wyjątkowy sam w sobie, a w przypadku wschodzących gwiazd – praktycznie się o tym nie słyszy. Singiel znalazł się na liście przebojów i tam pozostał przez trzy czy cztery tygodnie – myślę, że szczytem była pozycja 60. To naturalnie wypchnęło na nowo Oceanborn, które wtedy sprzedało się w około 30 tys. kopii. Nie był to ogromny hit, ale bardzo wyeksponował zespół. I skoro zawierał cztery świetne ballady, to mogliśmy też dotrzeć do szerszego grona publiczności, nie słuchającej metalu. Jedną z rzeczy, jakie zrobiłem ze „Sleeping Sun”, było zareklamowanie go na kanale informacyjnym NTV, który jest niemiecką wersją CNN. To było coś, o czym nikt nigdy wcześniej nie pomyślał – reklama z metalową etykietką na głównonurtowym telewizyjnym kanale informacyjnym. Chociaż wiązało się to z ryzykiem, wciąż uważam, że to był dobry pomysł. To w całości polegało na dotarciu do odmiennych typów ludzi, jak, na przykład, fanów Andrei Bocelliego. I myślę, że to zadziałało, ponieważ naprawdę zyskaliśmy szerszą publiczność.

Umieściliśmy także „Sleeping Sun” na paru kompilacjach, jak Mysteria, Fantasia i tak dalej – wspomina Boggi. – Wielkich, poważnych kompilacjach. Nie znam dokładnych liczb, ale mogę powiedzieć, że „Sleeping Sun” sprzedało się w co najmniej pół miliona kopii na różnych kompilacjach. A może nawet więcej.

Mimo sukcesu singla, Tuomas dalej ma do wyboru kawałka na singiel zastrzeżenia.

– Pamiętam, kiedy zaprezentowano BMG i jej jednostce zależnej Island tę piosenkę – kontynuuje Boggi. – Ta noc była sukcesem pod każdym względem, ale kiedy udaliśmy się na przejażdżkę, która stanowiła część tego wydarzenia, Tuomas powiedział mi, bym go nigdy więcej nie prosił o singiel. I nigdy tego więcej nie zrobiłem. Dotarło do mnie – śmieje się Kopec.

Wideoklip do „Sleeping Sun” był strzałem, najdroższym teledyskiem, jaki dotąd wyprodukował Spinefarm. Wideo zostało stworzone i wyreżyserowane przez Samiego Käyhkö i ukazywało Tarję pośród jesiennego krajobrazu Laponii. Po raz kolejny, reszty zespołu nigdzie nie można było dojrzeć. Wszystko było tak ustawione, by zdążyć w ciągu jednej nocy, kończącej się zaćmieniem.

– „Sleeping Sun” wreszcie miało odpowiedni wideoklip – mówi Tarja. – Udaliśmy się w podróż jeepami po Laponii do niesamowitego jeziora Inari. Grupa odpowiedzialna za produkcję zrobiła rekonesans w poszukiwaniu odpowiednich miejsc i znalazła małe jezioro w środku lasu. Miałam nurkować w Inari. To była jesień, słońce wciąż różane i zachodzące, ale tak naprawdę było dość zimno.

Wygląda na to, że uchwycenie jesiennego blasku Laponii nie było tak czarujące.

– Kazano mi założyć czerwoną suknię o trzy rozmiary za dużą – właściwie musiała zostać zszyta z tyłu, by chociaż sprawiać wrażenie, że jest na mnie dobra – mówi Tarja, przewracając oczami. – Moje włosy ułożono tak, że wyglądałam jak „fińska królowa tanga”, czego nie potrafiłam ścierpieć, ale oczywiście nic nie mogłam powiedzieć. Cały czas towarzyszyły mi makijażystka i stylistka.

Poza tym, Tarję niepokoił rój spragnionych krwi insektów.

– Och, te komary! Miałam tę krwistoczerwoną sukienkę i wydawało się, że tych owadów są miliony – wprost niewiarygodne! Moje czoło było całe od krwi, a szyję znaczył tysiąc śladów po ukąszeniach. Te komary były wszędzie. Spaliśmy w chacie, a jeśli choć na chwilę otwieraliśmy drzwi, nagle do środka wlatywało ich całe mnóstwo. Większość nocy spędziliśmy na łapaniu ich. Oczywiście, kręciliśmy także w nocy, w lesie nad stawem, który przyciągał wszystkie komary w promieniu mili. Próbowałam wyglądać na tak zrelaksowaną, jak tylko się dało, chociaż te pieprzone krwiopijcze stworzenia kąsały mnie w ucho przez cały czas. Bolało jak diabli! A kiedy śpiewałam: „I wish for this night time to last for a lifetime!ˮ… O Boże! W pewnym momencie po prostu musiałam podskoczyć, ogłosić fajrant i uciec od tych komarów. Tak mnie bolało – ukąsiły mój kanał uszny, który tak spuchł, że niczego nie słyszałam. Och, to było obrzydliwe, tak stać boso pośrodku lasu pełnego komarów!

Próbom w plenerze nie było końca.

– Nagrywanie ciągnęło się przez cztery dni, po których oznajmiłam chłopakom, że nigdy tutaj nie wrócę. To było tak okropne doświadczenie… Pewnego razu, podczas zachodu słońca, próbowaliśmy zrobić mi piękne ujęcia, kiedy siedziałam na stosie kamieni, ale – ludzie! – te skały były ostre! To było dość trudne – wyglądać dobrze, mając posiniaczone i obolałe boki, będąc kąsana przez komary! Czysta tortura. Zużyliśmy wiele butelek ze środkiem przeciwko owadom. Nie uwierzyłbyś, jak kamerzysta i jego asystenci wyglądali – na końcu byli tak spuchnięci, że nie rozpoznałbyś w nich ludzi! Więc, pomimo wszystko, i tak dobrze się trzymałam!

Edytujący wideo w studiu MTV3 reżyser, Käyhkö, próbował cyfrowo wymazać komary – ale wciąż można się dopatrzeć trochę tych pluskiew na ukończonym teledysku.

Z powodu tematu, jakiego dotyczył singiel, w klipie musiało się oczywiście znaleźć też zaćmienie. Uważny widz może zauważy, jakkolwiek, że zaćmienie wykazuje dziwne podobieństwo do słońca w wideo do „The Carpenter”. Właściwie, oba te ujęcia były stworzone z tego samego materiału: przez brak czasu, wcześniej istniejące zdjęcia Słońca przerobiono na inne, wyglądające dość niezgrabnie, ale zaćmione.

„Sleeping Sun” zostało wybrane na wideoklip roku przez Jyrki, najpopularniejszy młodzieżowy program telewizyjny w latach dziewięćdziesiątych – ale Emppu nigdy nie spodobał się ostateczny rezultat.

– To gówno – mówi Emppu z kamienną twarzą. – Jego wyprodukowanie było drogie, ale ja wciąż uważam, że to gówno. Nie wiem, co jest nie tak z Finami – czemu nawet najbardziej kosztowne teledyski robią tak, że wyglądają jak prace uczniowskie? Jak oni mogą marnować na nie tyle pieniędzy?

Niemniej jednak, wideo było na tyle dobre, że sprzedaż osiągnęła rekordową ilość. Singiel „Sleeping Sun” zakupiono w trzynastu tysiącach kopii już w pierwszym tygodniu w Niemczech i trafiło na sześćdziesiątą dziewiątą pozycję tamtejszej listy przebojów. Nawet pomimo tego, że był dostępny tylko za granicą, singiel uzyskał status złotej płyty w Finlandii – szczytując na drugim numerze, utrzymał się przez dziewięć tygodni na fińskiej topliście. Później piosenkę dodano do reedycji Oceanborn i nagrano ponownie w 2005 roku.

Pod koniec 1999 roku, Nightwish dobrze i prawdziwie zasłynął, a przynajmniej możliwości Tarji zostały uznane też poza sceną metalową. Poproszono ją o zaśpiewanie w symfonii metalowej Evangelicum, ambitnym projekcie frontmanki zespołu Waltari – Kari „Kärtsyˮ Hatakki – łączącego brutalny i prymitywny black i death metal z muzyką klasyczną, tańcem nowoczesnym, teatrem oraz pompatycznym przedstawieniem świetlnym, którego dopełniały pokazy pirotechniczne.

Umiejscowione w średniowieczu, Evangelicum było sztuką fantasy o wiecznej walce dobra ze złem. Choreografię stworzył dyrektor Fińskiego Baletu Narodowego o międzynarodowej sławie – tancerz Jorma Uotinen. Premiera odbyła się 15. października 1999 roku; Evangelicum wystawiono jedenaście razy w Fińskiej Operze Narodowej, wyprzedając wszystkie bilety.

Fani rocka i metalu odebrali przedstawienie z mieszanymi uczuciami, a nawet Tarja nie była w pełni przekonana do końcowego rezultatu.

Evangelicum było, hm… ciekawym projektem. Jak powinnam je uprzejmie opisać? Po pierwsze, cała synteza Uotinena i Hatakki była bardzo interesująca sama w sobie, a kiedy zaproszono mnie do udziału w tym projekcie, naprawdę chciałam zobaczyć, o co w tym wszystkim chodzi. Ale kiedy posłuchałam tej muzyki, pomyślałam sobie: Okeej, Fińska Opera Narodowa naprawdę to zaakceptowała? W jakim cudownym kraju jesteśmy – prawdopodobnie żadna inna opera w Europie nie zrobiłaby czegoś takiego.

Jednak widzom rzeczywiście się spodobało; z pewnością było to przedstawienie bardzo efektowne wizualnie. Przygotowanie go było dość wyczerpujące, chociażby dlatego, że musiałam robić wszystko sama. Nie pomagał mi żaden korepetytor, którzy zazwyczaj wspierają śpiewaczki operowe. [Korepetytor jest asystentem reżysera dla wokalistów, osobą, która uczy śpiewaków ich partii. Główną rolą korepetytora jest akompaniowanie soliście podczas próby – przyp. aut.]. Muzyka była nieco atoniczna, więc musiałam wybierać nutę i próbować ustalić dobrą tonację dla mojego głosu. Jak sądzę, w tle leciał jakiś rodzaj death metalu, podczas gdy skrzypce zaczynały w kompletnie innej tonacji, a ja musiałam śpiewać coś, co by tego dopełniało i sprawiało, że brzmiałoby sensownie. Nieco się pogubiłam – wyznaje Tarja.

Evangelicum skończono wystawiać, zanim śpiewacy i inni wykonawcy załapali, o co chodzi.

– Podczas ostatniego spektaklu, rzeczywiście poczułam, że mogłabym to robić przez jakiś czas – niestety przedtem nie czułam się zbyt pewnie. Myślę, że podobnie było ze wszystkimi: chórem, muzykami i zespołem. Ponadto, komputer Kapu (Kärtsy – przyp. aut.), na którym znajdowały się wszystkie partytury, został skradziony, więc orkiestra otrzymała zapis nutowy dopiero półtora tygodnia przed premierą. Wszyscy głównie uderzali głowami w mur. Nie sypiałam w nocy, ćwicząc gdziekolwiek mogłam, śpiewając na ulicy podczas spaceru. Ale na końcu w Helsingin Sanomat [najpopularniejsza gazeta w Finlandii – przyp. aut.]1 nazwali mnie „śpiewaczką operową Tarją Turunen” – była to niezła pochwała! I jedyna pozytywna rzecz, którą gazety miały do powiedzenia o całym projekcie.

Właściwie Helsingin Sanomat pochwaliło również silną prezencję sceniczną Kärtsy i choreografię Uotinena, wyraźnie inspirowaną sztuką walki – aikido. Największe skargi dotyczyły deathmetalowego hałasu, wyrabianego przez Waltari, opisanego jako monotonny i daleki od bardziej uczuciowego gatunku muzycznego typowego dla zespołu.

Również Tarję dotknęła trauma – z powodu jej kostiumu.

– Ta sukienka! Och, pamiętam to, jakby to było wczoraj. Była z tak niewiarygodnie pięknego, czerwonego jedwabiu. Na spotkaniu z kostiumografem dowiedziałam się, że mogę założyć także strój udekorowany motylami i ptakami. Właściwie Jorma Uotinen nazwał mnie „śpiewającym ptakiem”… Zresztą, mój kostium nie ważył zbyt dużo, nie uwierał w szyję, nawet nie było trudno w nim śpiewać. I ta sukienka: była piękna, przylegająca i z założenia bardzo długa – dotykała podłogi. Kiedy kostiumograf robił mi przymiarkę, powiedziałam coś w stylu: „Ojej, to będzie wspaniałe, z wielką chęcią będę to nosić!”. Ale wtedy mi odpowiedział: „Taak, Tarjo, teraz jest całkiem w porządku, ale kiedy przyjdzie Jorma, skróci tę sukienkę o połowę”. Nie wyjaśnił mi tego szerzej. I gdy przyszedł Jorma Uotinen, poprosił mnie, bym się trochę okręciła, po czym powiedział: „zabierzemy całkiem sporo” i rozpruł sukienkę w połowie. Wtedy naprawdę nie cierpiałam moich nóg, ale musiałam wyjść w tak krótkiej sukience.

Kiedy Tarja spędzała noce w Operze Narodowej, w Niemczech zaczęło się dziać – dzięki szerokiej dystrybucji „Sleeping Sun” i sukcesowi Oceanborn, zespół stawał się tam coraz bardziej rozpoznawalny. Drakkar zarezerwował Nightwish jako support dla Rage na trasie europejskiej, składającej się z dwudziestu pięciu koncertów, zaczynających się w listopadzie 1999. roku, dających im pierwszy posmak zagranicznych wizyt.

– To było rewolucyjne doświadczenie – mówi Jukka. – Kiedyś napisaliśmy o naszych nadziejach i marzeniach na naszej stronie internetowej – dla każdego z nas największym było zagranie na jakimś festiwalu, może na Nummirock [fiński festiwal metalowy – przyp. aut.] albo w jakimś odległym mieście europejskim. I jesteśmy tam, grając u boku dobrze znanego zespołu w dużych miejscach! To była nauka wymagająca wiele wysiłku, mająca duży wpływ na naszą grę oraz wewnętrzne postrzeganie zespołu. Kiedy zorientowaliśmy się, jak bardzo się spodobaliśmy, zdobyliśmy pewność siebie, a nasze koncerty stawały się coraz lepsze. Doszło też do małej rywalizacji z headlinerem – Rage. Kiedy graliśmy w Holandii, publiczność była niemal upchana, ale kiedy Rage zajął scenę i zaczął swój dwugodzinny koncert, około dwie trzecie publiki zniknęło.

Wygląda na to, że Nightwish przebił Rage na tamtej trasie.

– Było mi trochę przykro z tego powodu, ale w głębi czułem się tak: „wow, Finlandia vs. Niemcy: 6-0!” – szczerzy się Tuomas. Także Jukka nie zazdrościł chłopakom z Rage:

– Przypuśćmy, że jesteśmy dziesięć lat starsi i podróżujemy z jakimś zespołem nastolatków z, powiedzmy, Szwecji, supportującym nas, kiedy odkrywamy, że połowa publiczności opuszcza budynek w momencie, w którym zaczynamy koncert. Zdecydowanie nie czulibyśmy się dobrze z taką sytuacją.

Składający się z Amerykanina, Białorusina i Niemca, wielonarodowy Rage stanowi z pewnością niezwykłe metalowe trio.

– To taka kombinacja, że nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak oni dają sobie radę – mówi Tarja z uśmiechem. – Tak różne zestawy wartości i kultur. Ale oni są bardzo uprzejmi, nieco starsi od nas, a także bardzo profesjonalni. Obserwowanie ich było bardzo interesujące. Byli świetni, wiesz, nawet solówka perkusisty na każdym koncercie była inna. Obserwowaliśmy ich koncerty prawie za każdym razem. Niewiarygodne. I Viktor Smolski na gitarze – jest naprawdę dobrym instrumentalistą. Ten człowiek jest też kompozytorem klasycznym.

Na potrzeby trasy z Rage, Nightwish po raz pierwszy w karierze otrzymał technika perkusji, Niemca Ulricha „Ulscha” Weitza.

– To było dość niewiarygodne – usłyszeć, że perkusista będzie miał właściwie własnego technika w trasie! – Śmieje się Jukka. – Wiesz, co mam na myśli: nie muszę zaczynać czyścić i pakować mojego zestawu zaraz po ostatnim uderzeniu, cały spocony i zmęczony? Naprawdę? Na domiar szczęścia, Ulsch okazał się być bardzo miłym gościem. Od tego czasu miałem go ze sobą za każdym razem, kiedy był dyspozycyjny. Później, na kilku koncertach w Finlandii i za granicą, moimi technikami od bębnów byli też: Tommi Pesonen, Lassi Hinkkanen i Risto Järvelin. Zawsze wszystko grało i mieliśmy mnóstwo zabawy.

Nie przewidywano spektakularnej zmiany dla Nightwish na początku trasy po Niemczech.

– Kiedy po raz pierwszy spotkaliśmy Rage, nie wiedzieli o nas nic – kontynuuje Jukka. – Byliśmy absolutnymi żółtodziobami. Powiedziano nam, że prawdopodobnie nie będziemy mieli zbyt dużo czasu na próbę dźwięku, ale sytuacja może się polepszyć, kiedy Rage wbije się w trasową rutynę.

Nightwish i Rage nie napotkali trudności na wymiarze prywatnym, a nawet headlinerzy zaoferowali swoją pomoc, kiedy autobus Nightwish odbił się od drogi w złej pogodzie. Nikt nie doznał obrażeń, ale Finowie musieli zostawić go na poboczu i wskoczyć do autobusu Rage.

Technicy Rage, jakkolwiek, wyglądali jakby to było dla nich trudne – ścierpieć ludzi z supportującego zespołu.

– Kiedy okazało się, że ludzie przychodzili nie tylko po to, by obejrzeć Rage, ale też – Nightwish, sytuacja się wciąż pogarszała, a czasem w ogóle nie mieliśmy możliwości na próbę dźwięku – mówi Jukka. – Mieliśmy tylko tyle czasu, by wypakować nasz sprzęt, sprawdzić wszystkie kable i iść stamtąd do diabła.

Tarja początkowo martwiła się, jak jej występy zostaną odebrane za granicą.

– Album sprzedał się dobrze, więc mogłam sobie wyobrazić, że tam będzie trochę ludzi, którzy przyjdą nas zobaczyć – mówi – ale nigdy nie spodziewałam się tak miłego przyjęcia, jakie otrzymaliśmy. Gdzieniegdzie odchodzili po tym, jak skończyliśmy grać i to naprawdę gryzło chłopaków z Rage. Ale ta trasa wyjaśniła, że mamy to, co trzeba, by następnym razem być headlinerami.

Chociaż publiczność ciepło powitała Finów, życie w trasie bywało nieprzyjemne, zwłaszcza dla Tarji.

– To była trudna trasa, zdecydowanie – mówi bez ogródek. – Chłopcy pili i biegali dziko po autobusie. Nie było jednej nocy, której mogłam dobrze się wyspać, a jeszcze musiałam być w stanie śpiewać następnego dnia. W autokarze włączona była klimatyzacja, więc już po kilku dniach się rozchorowałam. Musiałam pójść do lekarza – dostałam zastrzyk, żeby moje gardło mogło jeszcze pracować.

Sami zauważył, że atmosfera stała się napięta, ale nie uznał tego za niepokojące.

– Co jakiś czas można było wyczuć pewne napięcie, ale myślę, że to całkowicie zrozumiałe, kiedy się nie wysypiasz i wpatrujesz się w te same twarze od tygodni bez przerwy.

Ogólnie rzecz biorąc, cały zespół nabył podczas tournée sporo pewności siebie.

– To była bardzo pouczająca trasa, zwłaszcza, jeśli chodzi o samoocenę – stwierdza Tuomas. – Każdy z nas był wciąż nieco zagubiony pod tym względem – „Kim my w ogóle jesteśmy, banda klaunów i dziewczynka, której się wydaje, że jest śpiewaczką operową?”. Zdecydowanie, wtedy wciąż szukaliśmy swojej tożsamości, a trasa po Europie pokazała nam, gdzie byliśmy i występowaliśmy. To sprawiło, że poczuliśmy się dość dobrze z tym, co robimy, i pozwoliło nam podążać dalej w tym samym kierunku.

– To pewien rodzaj osobistego zwycięstwa – dodaje Tarja. – Wreszcie zrozumiałam, że to, co robimy, ma znaczenie, a ci ludzie są tu właśnie po to, by zobaczyć nas.

– Nie wierzę, że któreś z nas spodziewało się takiego przyjęcia – zgadza się Sami. – Było naprawdę dziwnie widzieć, że tak wielu ludzi spoza Finlandii przychodziło nas zobaczyć. I nie musieliśmy już więcej żywić się tylko orzeszkami, czekoladą i piwem – załatwiono nam bieżący catering. Szczerze mówiąc, całe mnóstwo piwa było wciąż osiągalne, a – jak wymaga fińska tradycja – uznaliśmy za punkt honoru wypić je całe!

Nadchodziły jeszcze fajniejsze rzeczy.

– Jeden z najlepszych momentów to ten, w którym ludzie z Drakkar powiedzieli, że będziemy mieć własną trasę europejską – wspomina Jukka. – To było tak niewiarygodne, że to będzie nasze tournée po Europie, że będziemy grać koncerty pod naszą własną marką. To wydawało się być niemożliwe. Dlaczego ktoś w Austrii chciał płacić, by usłyszeć karelski zespół metalowy?

Kiedy poprzeczka się podniosła, zespół prawie zdezerterował.

– Byłem przerażony, kiedy usłyszałem, że nasze koncerty będzie otwierać Sinergy – mówi Tuomas. – To znaczy, w Sinergy Alexi Laiho i Roope Latvala grali na gitarach, a Marco Hietala na basie. Wow!

Złączone osobą wokalistki, Kimberly Goss, Sinergy było świetnym zespołem na skalę fińską. Pięcioosobowy skład dopełniali: gościnnie Marco Hietala, jeden z najbardziej szanowanych postaci fińskiego metalu, Roope Latvala, który ugruntował swoją pozycję na stanowisku gitarowego pioniera w pierwszej uznanej na arenie międzynarodowej fińskiej grupie speedmetalowej Stone w latach osiemdziesiątych, oraz Alexi Laiho, powszechnie uznawany za wyjątkowy talent w swoim własnym zespole, Children of Bodom. Obecnie Laiho razem z Latvalą grają w Children of Bodom, zespole właśnie znajdującym się na czele europejskiego metalu i na krawędzi przebicia się do Ameryki, gdzie zdobywają terytoria poprzez nieustanne koncertowanie.

– Uświadomiłem sobie, że Nightwish doszedł na sam szczyt po wydaniu singla „Sleeping Sun” – mówi Tuomas. – Byliśmy w drodze na koncert w Kuopio, kiedy dostałem wiadomość: Oceanborn właśnie pokryło się złotem. To właśnie była chwila, w której dotarło do mnie, że znaleźliśmy się na nieznanych dotąd wodach. Usiedliśmy na trawie podczas festiwalu Untorock w Utajärvi, a wszyscy myśleliśmy sobie coś w stylu: „Do diabła, Oceanborn sprzedało się w dwudziestu tysiącach kopii!”. Tekściarz Maki Kolehmainen z Aikakone (niezwykle popularny fiński zespół, grający pop – przyp. aut.) tam był, a ja po prostu musiałem pochwalić mu się naszym osiągnięciem. Maki pogratulował nam i powiedział, że przynajmniej nasze sprawy są na dobrej drodze. Upomniał nas, abyśmy nigdy nie stracili tego, co zdobyliśmy.

– Ekipa zorientowała się, jak wielki stał się Nightwish, właśnie podczas występu na drugiej scenie na festiwalu Ilosaarock – mówi Tapio Wilska. – Estrada była umieszczona w namiocie, który mógł pomieścić trzy tysiące ludzi, a ci tłoczyli się jeszcze w promieniu czterdziestu metrów od niego. Sumi, nasz dźwiękowiec, powiedział, że czasem nie słyszał Tarji w ogóle, bo ludzie stojący nieopodal jego sprzętu do miksowania zbyt głośno śpiewali! Śmialiśmy się do rozpuku za kulisami, kiedy zobaczyliśmy Anssiego Nykänena [dobrze znany fiński muzyk studyjny – przyp. aut.], tańczącego pogo jak szaleniec za urządzeniem kontrolnym. Bawił się tak, jakby chciał powiedzieć: „To cholernie dobry zespół! Do diabła, są świetni!”.

Oceanborn utorowało Nightwish drogę do przejścia w klasę wagi ciężkiej metalu. Według fińskich statystyk IFPI [International Federation of the Phonographgic Industry – przyp. aut.]2, album okrył się platyną w Finlandii już w 1999 roku, a na końcu 2005 roku sprzedał się w pięćdziesięciu ośmiu tysiącach kopii. Na fińskiej topliście utrzymał się przez trzydzieści pięć tygodni, a najwyżej był na piątym miejscu. Album dotarł także na miejsce czterdzieste siódme w Grecji i szczytował na siedemdziesiątym czwartym w Niemczech. Drugi z singli, Walking in the Air, był hitem na pierwszej pozycji w Finlandii, okrył się złotem i pozostał wśród czterdziestu najlepszych przez dwadzieścia osiem tygodni. Oceanborn stało się także faworytem krytyków, co otworzyło oczy i uszy Finom, Niemcom i mieszkańcom Południowej Ameryki.

– Słyszałem, że Oceanborn stało się czymś w rodzaju klasyka fińskiego metalu – mówi Tuomas. – Jest ogromna rzesza ludzi, którzy uważają, że to nasz najlepszy album, właściwie jedyny prawdziwy krążek Nightwish. Nigdy nie znalazł się na pierwszym miejscu listy najpopularniejszych wydawnictw, osiągnął tylko piąte miejsce w najlepszym momencie, ale stał się albumem o największej liczbie reedycji. Jeśli dobrze pamiętam, odpadał z toplisty sześć razy, ale zawsze wracał. Zostawał na niej około trzydzieści pięć, czterdzieści tygodni. Po tym albumie, czułem się, jakbym nigdy więcej nie był w stanie napisać jeszcze jakiejkolwiek piosenki. Byłem taki pusty wewnątrz, cała energia i kreatywność zostały zużyte na Oceanborn. On zdefiniował Nightwish do końca jego życia. I to z pewnością jest piękny album.

Wygląda na to, że muzycy Nightwish dopiero później zaczęli postrzegać Oceanborn jako pomnik ich utraconej niewinności jako zespołu.

– Kiedy nagrywaliśmy Oceanborn, wszystko wydawało się łatwe i naturalne – mówi Jukka. – Chociaż później staraliśmy się nie myśleć o fanach czy wytwórni płytowej podczas tworzenia albumu, okazało się być zupełnie inaczej na poziomie podświadomości. Oczywiście, pozostaje wiele do odkrycia, a my wciąż mamy pod dostatkiem rzeczy, którymi chcielibyśmy się podzielić, ale każdy zespół to ma – przewyższający wszystkie inne album, tak doceniany, jak nigdy inne nie będą.

– Wciąż można usłyszeć prawdziwy entuzjazm i niewinność na Angels Fall First i Oceanborn – wzdycha Tuomas. – Poruszająca naiwność zgubiła się gdzieś po drodze. Po sukcesie Oceanborn, ta niewinność została utracona na zawsze.

Kiedy zakończyła się trasa promująca Oceanborn, zespół nie miał czasu na nic nierobienie oraz delektowanie się niedoświadczonym dotąd sukcesem. Wsparcie i entuzjazm fanów, którego doświadczyli latem, zainspirowało powstanie nowej muzyki, co poskutkowało nagraniem trzeciego albumu Nightwish późną zimą 2000 roku.

– Po powrocie do domu z trasy z Rage, ćwiczyliśmy przez cały listopad i grudzień, a w styczniu weszliśmy do studia – wyznaje Jukka. – Wishmaster był pierwszym albumem, do którego partie wokalne i perkusję nagrywaliśmy w Finnvoksie.

Finnvox to pierwsze studio w Finlandii zbudowane specjalnie po to, by nagrywać muzykę, i od jego ukończenia w 1965 roku, kompleks stanowił muzyczny budynek kompletnie niewidzialny i niesłyszalny z zewnątrz. Jedną z jego nowinek była podłoga wyciszająca – typ podłoża, który później stał się normą w każdym nowoczesnym studiu na świecie. Najnowszy nabytek Finnvox, czterościeżkowy Studer, również był obiektem wielkiego zdziwienia oraz zwątpienia wśród profesjonalistów tamtych czasów, ponieważ wciąż powszechnie nagrywano muzykę na żywo, ale czterościeżkowiec – który miał również pewne funkcje miksowania – dowiódł swojej wartości. Obecnie, ani jeden dźwięk demo szanującego się zespołu nie powstałby dzięki czterościeżkowcowi, ale wówczas Finvox praktycznie otwierał nową epokę w nagrywaniu muzyki. Pierwotnie składający się z jednego studia z czterema ścieżkami, Finnvox stopniowo stawał się wspaniałą fabryką muzyki z czterema studiami, służącymi do nagrywania oraz trzema do masteringu.

Tuomas wymagał od siebie dużo, do granic możliwości.

– Prawie nie miałem już czasu na pisanie piosenek. Zbliżały się święta, a ja miałem tylko dwa czy trzy tygodnie, by stworzyć jeszcze cztery piosenki. „The Kinslayer” i „Deep Silent Complete” zostały ukończone zaledwie tydzień przed wejściem do studia.

Nowy album miał ukazywać nie tylko pomysły Tuomasa.

– Przykładowo, refren „Come Cover Me” w całości był tworem Emppu – mówi Tuomas. – Kiedy inni podrzucali pomysły, które pasowały do piosenek, stosowaliśmy je w nich. Przed nagrywaniem Wishmastera, Emppu dał mi kasetę z riffami i melodiami, z których około połowa cholernie dobrze zgrywała się z tą piosenką. Niektóre z nich także dobrze się komponowały z „Bare Grace Misery”, ale inne zbyt bardzo przypominały mi twórczość Steve’a Vaia.

Ciężar pracy nad Oceanborn właśnie został zapomniany i, dla odmiany, zespół właściwie dobrze się bawił, pracując w studiu.

– Nagrywanie Wishmastera było niespodziewanie łatwiejsze w porównaniu z poprzednim albumem – mówi Tuomas. – Na krążku i tym razem pojawili się goście. Poinformowałem Spinefarm i Ewo, że chcę mieć w studiu majestatyczny chór męski – a oni załatwili pięcioro osiemnastoletnich chłopców z liceum Sibeliusa. Niespodziewanie okazało się, że odwalili kawał dobrej roboty.

Dla Tarji sesja Wishmaster oznaczała uformowanie grupy tak, by wyciągnąć jej cały potencjał i wygląda na to, że nie było to możliwe, dopóki nie zrozumiała w pełni majestatu ich własnej muzyki.

– Oświeciło mnie, że nasza muzyka składa się z tak wielu elementów, że jedną piosenkę stanowi milion malutkich rzeczy. Do dziś mnie to zdumiewa. Właściwie, wiele razy słuchałam Wishmastera, ponieważ piosenki z tej płyty są tak inspirujące, że sprawiły, iż zaczęłam się zastanawiać nad moją interpretacją. Od czasów Wishmastera, mój głos zaczął funkcjonować w zupełnie inny sposób, co spowodowało, że wszystko stawało się znacznie bardziej interesujące. Odkryłam, że śpiewanie przychodzi mi dużo łatwiej.

Cały zespół był urzeczony pracą w studiach Finnvox.

– Nagrywanie w Finnvoksie było czymś nowym i przyjemnie innym, chociaż właśnie skończyliśmy tam pracować nad „Sleeping Sun” – wspomina Tarja. – Karmila (Mikko – przyp. aut.) nie mówił zbyt dużo, lecz wibracje były pozytywne, a my pracowaliśmy bardzo ciężko. Zachowywał całkowitą powagę w sprawach projektu, przy czym zabawne były jego upomnienia, brzmiące w stylu: „Co to ma być za melodia na basie, wcale nie jest mocna! Powinieneś zrobić to o wiele lepiej, ale teraz już nic na to nie poradzimy!”. Niemniej jednak, album ukazał wspaniałą dojrzałość dźwięku. Brzmi rzeczywiście masywnie.

Uprzednio zadowolony ze swoich mikserskich obowiązków, Mikko Karmila miał swój udział także w fazie nagrywania.

– Na Wishmasterze próbowano stworzyć efekt brzmienia symfonicznego. Można to usłyszeć w desperackich partiach chóru – stwierdza Karmila, jak zwykle sucho i sarkastycznie.

Tarja powoli odnajdywała swoje miejsce w zespole i, prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu, poczuła się jako pełnoprawny członek zespołu.

– Doświadczyłam trudów ciężkiej pracy nad Wishmasterem, ponieważ to był pierwszy raz, kiedy dałam z siebie sto procent, starając się sprawić, by ten album stał się wspaniały – mówi. – Oczywiście, ciążyła nade mną również ogromna presja. Poprzedni album uzyskał złoto, więc i ten musiał okazać się sukcesem. Wiedziałam, że piosenki są dobre. Wiedziałam, że jeżeli oni odnajdą właściwy kształt, który dobrze zaprezentują w studiu, nowy krążek będzie równie dobry. To właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że moje partie wokalne na Oceanborn nie były właściwe. Po tym odkryciu już nie mogłam więcej słuchać tego albumu.

W wywiadzie dla Rumby, Tarja opisuje sesje Wishmaster jako niezwykle satysfakcjonujące.

– W tych piosenkach mogę w pełni wykorzystać potencjał mojego głosu. Na albumie jest mniej wysokich partii. I z pewnością okazałoby się niepokojące, gdyby nikt nie zauważył, że ćwiczyłam po kilka godzin dziennie! Nie musiałam się tak stresować przy nagrywaniu Wishmastera, a wszystko było znacznie prostsze niż wcześniej – nawet mimo tego, że piosenki nie były chyba najłatwiejsze na świecie. Wokalista ze złą techniką mógłby nie być w stanie ich zaśpiewać, nie mówiąc już o tych z Oceanborn.

Oprócz chóru, płytę współtworzyło również kilku artystów gościnnych. Ike Vil z Babylon Whores wprowadził nieco obłąkańczej samokontroli w „The Kinslayer”, a w „Dead Boy’s Poem” możemy słyszeć dziecięcy głos.

– Mój pomysł polegał na tym, żeby mały chłopiec recytował wiersz – oznajmia Tuomas. – Problem w tym, że żaden dwunastoletni Fin nie mógł mieć dobrej angielskiej wymowy, więc musiałem znaleźć kogoś anglojęzycznego. Siostra mojej matki, aktorka Miitta Sorvali [angielsko-fińska reżyserka i scenarzystka – przyp. aut.] znała dobrze Neila Hardwicka, a moja mama pamiętała, że ma on syna o imieniu Sam. Zadzwoniłem do niego i poprosiłem, by recytował, a on zgodził się. To dość zabawne, że kiedy rozmawiałem z tym piętnastoletnim chłopcem, wydawał się być światowym człowiekiem i jednocześnie znajomym naszego zespołu. Sam oznajmił, że zawsze znajdzie dość czasu wolnego, żeby nagrywać wiersz; po prostu miałem dać mu znać. Nawet wiedział, gdzie znajduje się Finnvox, i obiecał spotkać się tam z nami.

Profesjonalizm młodego Sama Hardwicka wywarł głębokie wrażenie na Tuomasie.

– Kiedy przybył do studia, musiałem go poprosić o poczekanie około dziesięciu minut, a on po prostu wyciągnął książkę ze swojej kieszeni i usiadł, żeby poczytać – mówi Tuomas. – Dałem mu wiersz, a on przejrzał go kilka razy. Dokonywaliśmy jakiejś korekty, a Sam po prostu usiadł na podłodze studia, czytając swoją książkę, po czym poprosiłem go, żeby przeczytał tekst jeszcze kilka razy.

Kiedy zacząłem z nim rozmawiać o honorarium, nie chciał mnie słuchać. Po prostu oznajmił: W porządku, to była zabawa”. Upierałem się przy zapłaceniu mu chociaż kilku setek marek, a wtedy wyszedł. Bardzo interesujący z niego młody człowiek, prawdziwy profesjonalista i bardzo uprzejma osoba. Później recytował też rozpoczęcie w „Bless the Child” i znów, wszystko brzmiało jak zaczarowane. „Dead Boy’s Poem” utrzymuje się jako pewnego rodzaju piosenka-podpis Nightwish, a po wydaniu Wishmastera została wybrana na naszej stronie internetowej na najlepszy w historii utwór zespołu. Z pewnością ma w sobie coś, co nas definiuje, a – przynajmniej dla mnie – recytowany wiersz jest jego najlepszą częścią. Zatem Sam Hardwick wniósł znaczny wkład do naszej muzyki.

Dla Tuomasa, „Dead Boy’s Poem” jest bardzo osobistą piosenką.

– Pomysł na tę piosenkę zrodził się, kiedy myślałem nad tym, jaki rodzaj wiadomości chcę po sobie zostawić, jeśli umarłbym jutro – wyjaśnia Tuomas. – Ta piosenka jest w całości o przepraszaniu, dziękowaniu tym, którzy są tego warci i – analogicznie – kazaniu się odpieprzyć tym, którzy na to zasługują. To jakiś rodzaj testamentu. Musiałem stworzyć taki utwór, właśnie na wypadek, gdybym jutro umarł. Fin niezwykle rzadko komukolwiek dziękuje lub kogokolwiek przeprasza, ale, przynajmniej dla mnie, jest to możliwe właśnie poprzez muzykę.
Wciąż mieszkam z rodzicami, którzy są najlepszymi ludźmi na świecie, ale nigdy nie byłem w stanie powiedzieć im, że myślę o nich – wyznaje Tuomas. – Może gdyby słuchali tej piosenki, czytając słowa, zrozumieliby, że jest też częściowo o nich. Jest także o moich najlepszych przyjaciołach i Nightwish, zespole, który stał się znaczącą – jeżeli nie najbardziej znaczącą – częścią mnie przez te lata. Moi koledzy z zespołu są dla mnie bardzo ważni, ale Finowi z natury jest trudno okazywać swe uczucia. Raczej napiszę piosenkę, jak „Dead Boy’s Poem”i poproszę ich o posłuchanie słów, ponieważ nie jestem w stanie powiedzieć tego głośno. Muzycznie to zdecydowanie najlepszy utwór na Wishmaster – a może najlepsza piosenka Nightwish w historii.

Nie pozostało niezauważone przez Tarję, że Tuomas wyraża swoje uczucia przez muzykę.

– Melodyczna siła muzyki, jak i fakt, że może ona być równie piękna w najcięższej formie, zawsze znaczyła ogromnie dużo dla Tuomasa – mówi Tarja. – Potrafi pokazywać, co czuje, poprzez muzykę. Myślę, że Tuomas jest bardzo odważny, ponieważ niewielu ludzi jest w stanie zrobić coś takiego. Może nie wygląda na macho, ale jeśli chodzi o muzykę, to nie ma dla niego półśrodków – jest tylko wszystko – albo nic.

Album został ukończony w czasie przeznaczonym na samo nagrywanie, ale przed jego wydaniem pojawiły się problemy.

– Zanim wypuszczono Wishmaster na rynek wiosną, musieliśmy przejść męczarnię z pirackimi kopiami – wspomina Tuomas. – Płyta miała wyjść 22 maja, Spinefarm już rozpoczął dużą kampanię reklamową – na przystankach autobusowych wisiały plakaty i te sprawy. Ale na początku maja poinformowano nas, że nasz nowy album jest już dostępny w sieci i na straganach w Wyborgu (Rosja) i Tallinnie (Estonia). Na skutek tego, dom towarowy Anttila w Lappeenranta [fińskie miasteczko nieopodal rosyjskiej granicy – przyp. aut.] zamówił zaledwie dziesięć kopii Wishmastera w wersji oryginalnej, ponieważ konsumenci oznajmili im, że nie będą kupować płyt, które właśnie nabyli w Wyborgu! Ta pewność piekielnie nas zaniepokoiła – znaczy: nie miałem jeszcze nawet własnej kopii promocyjnej, a są ludzie, którzy już sprzedają album! Jak to w ogóle jest możliwe?

Incydent odcisnął swoje piętno po raz pierwszy, gdy rosyjscy piraci muzyczni i miłośnicy P2P dobrali się do fińskiego przemysłu muzycznego i położyli swoje łapska na albumie przed jego oficjalną premierą. Riku Pääkkönen ze Spinefarmu, naturalnie, nie był zadowolony z takiego rozwoju wydarzeń.

– Pirackie kopie albumu właśnie napływały z Rosji i Tallinnu – oznajmił wówczas w swoim radiowym komunikacie Pääkkönen. – W dodatku, istniało co najmniej 20 stron internetowych, znajdujących się nawet na serwerach największego fińskiego serwisu, na których umieszczone były pełne kopie Wishmastera, można je było pobierać bez opłat. Promocyjne kopie były rozdane już jakiś czas temu, a część z nich najwyraźniej trafiła w ręce ludzi zaangażowanych w piractwo oraz nielegalną dystrybucję muzyki w Internecie.

Część z owych stron konsekwentnie zamknięto, ale oficjalna data wydania musiała się zmienić ponownie – tym razem na wcześniejszą. Wtedy Pääkkönen obliczył, że piractwo kosztuje wytwórnię jakieś dwadzieścia procent dochodów ze sprzedaży Wishmaster. Tuomas, co zrozumiałe, również był zdenerwowany.

– To oczywiście tylko szacunki, ale byłem nieźle wkurzony z powodu tego incydentu. Szczęśliwie, sprawa ma też drugą stronę medalu – zyskaliśmy na tym przynajmniej trochę pozytywnie nastawionej publiczności. Kampania reklamowa w pewnym sensie wystrzeliła, ale, koniec końców, cała sytuacja przyniosła nam szeroką publiczność, a ludzie w Spinefarmie poradzili sobie z nią całkiem dobrze.

Z czasem nawet gniew Pääkkönena zelżał.

– Wracając myślami do tego, prawdopodobnie nie miało to w ogóle wpływu na sprzedaż – mówi. – Ale zawsze istnieje pewien urok nowości i mistycyzm związany z wydaniem albumu, a jeśli ów zanika, zabiera wiele doświadczeń. Nawet klika setek pirackich kopii wystarczy, by zepsuć to wszystkim.

Fakt, że muzyka Nightwish znalazła się nielegalnie w Internecie był oczywiście kolejnym zwiastunem rosnącego sukcesu. Cały naród zdawał się wstrzymywać oddech w oczekiwaniu na nowy album i wkrótce po jego wydaniu, 8 maja 2000 roku, Wishmaster stał się numerem jeden na fińskiej topliście. W czerwcu, Soundi ocenił płytę na cztery gwiazdki w skali pięciu.

Nightwish dorósł. Na początku ich kariery, zespół przyciągał uwagę swoją czystą ekscentrycznością i szokującą kombinacją muzycznych styli: nigdy wcześniej nie powstała grupa mogąca chełpić się melodycznym power metalem połączonym ze stałą wokalistką, śpiewającą głosem operowym – właśnie ta nowinka poprowadziła Angels Fall First i Oceanborn do sukcesu. Ten drugi był dobry, lecz wciąż nieuwolniony od skomplikowanych aranżacji, a przytłaczający patos części wokalnych niezbyt gładko pasował do całości. Na Wishmasterze, aranżacje osiągają kompletnie inny poziom. Głos Tarji już nie odstaje od reszty muzyki od kiedy ogranicza wysokie partie, a jej śpiew tylko ukierunkowuje piosenki. Wokal ma w sobie coś więcej z klasycznego rocka niż wcześniej – można słuchać Wishmastera przez dłuższą chwilę, nim słowo „opera” choćby przejdzie nam przez myśl. Z powodu tej zmiany, potrzeba używania niższych męskich głosów znacząco sie zmniejszyła – Ike Vil pojawia się w „The Kinslayer” nie po to, by growlować, lecz – zaoferować bardziej mówioną wariację słowną. Ze względu tylko na te zmiany w partiach wokalnych. Wishmaster powinien zostać ogłoszony najbardziej dojrzałym albumem Nightwish do tej pory.

Na Wishmasterze zespół odkłada na bok znajome tematy. Liryki o jednorożcach, faraonach, aniołach i wilkach zostawiają pole do popisu grzechowi, miłości, honorowi i religii. W dodatku, poza nową tematyką, album zdobią kunsztowne metafory, jak „Listopad w obliczu twym staje się majem” („Come Cover Me”)3 czy „Nie ma takiego duchownego, który wymodliłby mi miejsce w niebie” („Bare Grace Misery”)4. Znajdują się tu nawet podteksty erotyczne, ewidentne w śpiewie Tarji w „She Is My Sin”: „Na łące nieczystych myśli każdy kwiat jest idealny”5. Nie trzeba mówić, jak nowy styl pasuje do zespołu – zwłaszcza do głosu Tarji – zdecydowanie lepiej, a zespół zyskuje wiarygodność, porzucając komiczne obrazy: „miecz, żelazo i braterstwo”, właśnie zbyt rodzinne dla setek innych powermetalowych albumów (chociaż tytułowy utwór oraz „FantasMic” wciąż poruszają tematykę fantasy).

W tym momencie kariery zespołu, byłoby śmieszne, gdyby Nightwish zredukował swój trzeci album do prostego „ataku” na bębny basowe. Na szczęście, ich poczucie stylu rozwinęło się w każdym aspekcie – aż do granic wyobraźni. Nie ma potrzeby wpisywać się w status metalowego zespołu, chociaż album zawiera nieco starego dobrego heavy metalu, uderzającego jak diabli. Pełne przepychu refreny i zwrotki są zszyte ze sobą drobnymi, ciągłymi ściegami, unikającymi nadmiernych zapisów nutowych, zaprocentowały – proste rozpoczęcie „Two for Tragedy”, na przykład, rozwija się w zapierający dech piękny romans. Również Emppu Vuorinen zasługuje na specjalną wzmiankę, ze względu na jego wyczucie czasu oraz sposób emisji dźwięków, który jest silny i dziki, piękny i pieszczotliwy, zawsze we właściwych proporcjach. „Bare Grace Misery” może posłużyć za dowód odwagi zespołu: nikt nie spodziewał się, że Nightwish wyda tak popową piosenkę, jak ta.

Wishmaster wyróżnia się jako racjonalny, ambitny album. Grupa wykorzystała swoje możliwości, by dotrzeć do szerszej publiczności i zadedykowała im w tym celu utratę własnej tożsamości. Zdjąłbym czapkę z głowy dla Nightwish – gdybym ją miał.

– Antti Mattila, Soundi, nr 6/2000

Recenzja Soundi obrazuje dokładnie zalety Wishmastera, bynajmniej oczywiste dla członków zespołu. Podczas gdy Tarja uważa Wishmaster za znacznie dojrzalszy niż Oceanborn, pozostali nie sprawiali wrażenia, że uważają album za arcydzieło. Dźwięk i dojrzałość produkcji sprawiają, że płyta jest zdecydowanie bardziej masywna niż jej poprzednik, ale, według Tuomasa, „głównie poprawia błędy Oceanborn”.

Pozytywna ocena Tarji o Wishmasterze mogła mieć wiele wspólnego z tym, że rozpoczęła realizację swoich celów jako piosenkarki podczas nagrywania albumu. Powoli odkrywała swoją tożsamość jako wokalistki i przeprowadziła się do Karlsruhe w Niemczech, który zapewnił jej swobodę pod wieloma względami.

– W Niemczech, byłam bardziej szanowana jako śpiewaczka operowa niż wokalistka Nightwish – mówi Tarja. – Różnica w stanowiskach była znacząca. Oczywiście, scena w Finlandii jest o wiele mniejsza niż w Niemczech – tam piosenkarzom wszystkich stylów pasowała definicja słowa „klasyczny”, podczas gdy w rodzinnym kraju byłam przede wszystkim dziwną dziewczyną. Ale zrozumiałam, jakim rodzajem wokalistki jestem, a to jedyne, co się liczy. Nigdy więcej nie musiałam się z tym zmierzać, ten kryzys już się skończył.

Podczas studiów w Niemczech, Tarja udzieliła również kilku wywiadów na temat Nightwish.

– Miałem moje biuro w domu – wspomina Boggi Kopec z Drakkaru. – To był duży, stary dom, otoczony niewielkim ogródkiem, którym musiałem się zajmować. Pewnego razu, Tarja była w biurze ze względu na wywiady i powiedziała mi, że naprawdę musi poćwiczyć do szkoły. Powiedziałem jej, ze jeśli chce, może śpiewać w biurze, kiedy jest zamknięte. Mogłem w tym samym czasie zajmować się ogrodem. Więc byłem tam, kucając w ogródku, a ona śpiewała w moim domu. Brzmiała absolutnie fantastycznie – byłem bardzo dumny, ponieważ była piekielnie głośna! Dla osoby, która pochodzi ze sceny trashmetalowej, z zespołów takich jak Kreator czy Sodom, było to coś wyjątkowego i niezapomnianego.

Jeden z najśmieszniejszych epizodów w karierze zespołu miał miejsce właśnie w tym czasie.

– Nagraliśmy „Sleepwalkera” na konkurs piosenki Eurowizji – mówi Tuomas. – Oglądałem go w 1998 roku przed telewizorem z mamą, a tam występował zespół Edea. Powiedziałem: „Mój zespół znajdzie się w tym miejscu w ciągu dwóch lat. Chcesz, żebym napisał to dla ciebie i włożył do koperty?”. Oznajmiła, że i tak będzie pamiętać. Po dwóch latach, Nightwish znalazł się w finałach fińskich eliminacji do Eurowizji. Nie pamiętam, w którym momencie wpadłem na ten pomysł, ale czułem, że jesteśmy tak dziwnym zespołem, że możemy odstawić wszystko – łącznie z  Eurowizją!

Tuomas argumentuje swój pomysł:

– Wiem, że to był sprzeczny ruch, ale w głębi serca czułem, że to dobry pomysł. Jukka był jedyną osobą, która była ze mną od początku. Tarja była przeciwna, Emppu był przeciwny, Sami był przeciwny – i wszyscy z właściwych powodów. Finalnie Emppu zgodził się, ale pod warunkiem, że bez względu na okoliczności wystąpimy pod nazwą Nightwish. To było dość trudne do realizacji, a na końcu prawie wybuchła wojna. Tarja oznajmiła, że jej wiarygodność jako śpiewaczki klasycznej byłaby nadszarpnięta, jeśli wzięłaby udział w Eurowizji, co jest zupełnie niezrozumiałe, a Emppu i Sami zaczęli się martwić o jej rock’n’rolllową wiarygodność. Ale ani Jukka, ani ja nie zamierzaliśmy się poddać.

Tarja była zdecydowanie przeciwna wzięciu udziału w Eurowizji.

– Wszystko z powodu moich studiów w szkole operowej i faktu, że Edea – która brała udział w konkursie przed nami – odniosła kompletną klęskę. Nie chciałam skończyć jak Marika Krook [fińska piosenkarka – przyp. aut.]. Zajęło jej wiele lat, zanim znów zaczęto traktować ją poważnie jako śpiewaczkę klasyczną od czasu, kiedy zaśpiewała na Eurowizji.
Pamiętam, że w tym samym czasie byłam zaangażowana w projekt Evangelicum – kontynuuje. – Miałam mój własny lokal niedaleko budynku opery, a Tuomas zadzwonił tam, by powiadomić mnie, że dostaliśmy się do półfinałów. Wybuchłam wtedy płaczem! Wydarłam się do słuchawki: „Do diabła, nie, nigdy tego nie chciałam!”. Tuomasa dopadło coś w rodzaju paniki i oznajmił: „Trudno, i tak się na to piszemy”. Potem odłożył słuchawkę.

Tarja, Emppu i Sami jakoś przełknęli swój gniew i zdecydowali się wykorzystać sytuację w pełni.

– I tak znaleźliśmy się w drodze do Londynu, by nagrać tę piosenkę – wspomina Tarja. – Właściwie, było całkiem zabawnie. Producent [Merv de Peyer – przyp. aut.] cały czas coś palił. Na początku wydawał się być sztywniakiem. Musiałam śpiewać w pokoju, w którym palił, niezależnie od tego, co to było. To było naprawdę małe i obskurne studio na peryferiach Londynu. Ale im więcej palił, tym lepiej wszystko zaczynało brzmieć – nie tylko w jego uszach, ale także w naszych! Skomponowaliśmy piosenkę tak, aby była dostosowana do moich warunków wokalnych. Człowieku, ta piosenka była beznadziejna – a ludzie mieli nawet czelność, by na nią głosować! Ale to było zupełnie nowe doświadczenie i w dodatku nie zrujnowało naszej reputacji, ani mojej, ani kogokolwiek. Właściwie, cała ta sprawa okazała się być całkiem dobra, ponieważ wygraliśmy głosami widzów, a to było wspaniałe. Ale na końcu okazało się, że nie musimy udawać się na szwedzki Globen – i dzięki Bogu.

Jukka nie główkował nad tym, co ludzie pomyśleli o ich posunięciu.

– Pomyślałem sobie, że jeśli ktoś nie kupi naszego następnego, świetnego, metalowego albumu tylko dlatego, że wzięliśmy udział w konkursie piosenki Eurowizji, to mnie to wcale nie obchodzi. Pod tym względem miałem wystarczająco wysoką samoocenę i pewność siebie, by robić dokładnie to, czego chciałem i obstawać przy własnych decyzjach.

„Sleepwalker” doprowadził zespół do półfinałów. W wywiadzie dla gazety Karjalainen6 Tuomas stwierdził, że chociaż piosenka zawierała wiele znajomych elementów, nie jest typowym kawałkiem Nightwish. Napisany przez Tuomasa „Sleepwalker” został skomponowany przez cały zespół, a wśród kilku nierodzinnych dla zespołu elementów znalazła się delikatna pętla perkusyjna w tle. Zaangażowanie w produkcję Merva de Peyera było inicjatywą wytwórni płytowej.

– Merv wprowadził do piosenki kilka swoich własnych pomysłów, jak pętla perkusyjna czy inne efekty komputerowe – powiedział przeprowadzającemu wywiad Tuomas. – To było dla nas zupełnie nowe podejście. Merv to świetny gość, który pracował z takimi jak Geri Halliwell czy Primal Scream.

Według Tuomasa, w porównaniu z tym, że Eurowizja stanowiła pewnego rodzaju przeklęte słowo wszystkich metalowców w kraju, negatywny odbiór Nightwish okazał się wyjątkowo słaby. Wygląda na to, że po raz kolejny zespół sam dla siebie stanowi najgorszą krytykę.

– Niezaprzeczalny fakt stanowi stwierdzenie, że to jedna z naszych najgorszych piosenek – śmieje się Tuomas. – Zasady mówiły, że piosenka nie może być dłuższa niż trzy minuty, a ja nie umiałem napisać dobrej piosenki, która zmieściłaby się w tym limicie.

Publiczność myślała inaczej i jej głosowanie sprawiło, że „Sleepwalker” znalazł się w fińskich finałach. Niemniej jednak, na koniec, zespół dotknęła duża niesprawiedliwość.

Po pierwszej rundzie, STT (Fińska Agencja Prasowa – przyp. aut.)7 raportowała:

Prawie dwieście piosenek przystąpiło do rywalizacji o reprezentowanie Finlandii w pierwszym konkursie piosenki Eurowizji w nowym milenium, z których profesjonalne jury wybrało dwanaście utworów, które będą konkurować ze sobą w fińskich półfinałach.

Wykonawcy i piosenki zakwalifikowane do tego etapu to: Arcadio („Rauhan saan”), TNP („From the Heart”), Sisterhood („Ordinary Life”), Sanna Kurki-Suonio („Laulaja”), Nina Äström („A Little Bit”), Nylon Beat („Viha ja rakkaus”), Nightwish, zespół z Kitee („Sleepwalker”), The Reseptors („Flower Child”), Anna Eriksson („Syliisi sun”) i Ultra Bra („Kaikki on hetken”). Autorzy utworów: „You Can’t Have Everything (But You Got Me)” i „Taivas aukea” wciąż nie są znani.

Spośród dwunastu utworów odtwarzanych w radiu, słuchacze wybrali sześć do telewizyjnych finałów. Po ich występach profesjonalne jury przyznawało punkty każdej piosence. Żeński duet Nylon Beat wygrał. Następnie przyszedł czas na głosowanie publiczności.

– Przed naszym występem w finałach Olli Ahvenlahti (członek jury i fiński dyrygent – przyp. aut.) przyszedł do nas, oznajmiając, że nasza piosenka bardzo mu się podoba i ma nadzieję, że wygra – mówi Tuomas. – Oczywiście naszym zamiarem było znalezienie się w finałach, więc przegrana była pewnym rozczarowaniem – ale tylko przez godzinę, bo kiedy napłynęły głosy publiczności, pokazały nam, że gra była warta świeczki.

Widzowie wybrali Nightwish na niekwestionowanego zwycięzcę – różnica między nimi a wykonawcą, który zajął drugie miejsce, wynosiła zdumiewające siedem tysięcy sześćset osiemdziesiąt siedem głosów. Fiński kandydat do Eurowizji był wybierany poprzez zsumowanie ocen publiczności i jury, ale kiedy punkty zostały obliczone, okazało się, że – niespodzianka, niespodzianka! – Nina Äström została zwyciężczynią ze swoim utworem „A Little Bit”. Ani jury, ani widzowie nie byli zadowoleni z takiego wyniku, więc w 2001 roku system obliczania punktacji został zmieniony, by upewnić się, że podobny bałagan się już nie powtórzy. Na Konkursie Piosenki Eurowizji w Szwecji, Nina Äström podtrzymała tradycję wspaniałych fińskich porażek: uzyskując osiemnaście punktów, zajęła dwunaste miejsce na dwadzieścia cztery.

– Sędziowie byli kompletnie zawstydzeni po ogłoszeniu wyników – śmieje się Tarja. – Przecież ludzie traktowali ten konkurs tak poważnie – jeśli nie wygrasz, będziesz tonął we własnych łzach i powstrzymywał się od komentarza. To niewiarygodne, doświadczyć tego całego cyrku, będąc tam, gdzie my, po prostu dobrze się bawiąc i sprawdzając najlepszych z najlepszych w Finlandii.

Nightwish mógł prawnie być ogłoszonym zwycięzcą finałów.

– Z sześciorga finalistów mieliśmy najmniej punktów od jury i najwięcej od publiczności – z przytłaczającą większością głosów – mówi Tuomas. – Uzyskaliśmy prawie dwa razy więcej głosów niż zdobywca drugiego miejsca. Potem oni podtrzymywali liczenie głosów przez długą chwilę – i skończyliśmy jako trzeci. Spędzaliśmy czas w hallu, kiedy manager/chłopak Anny Eriksson zszedł do nas, gromkim głosem obwieszczając, że w jakiś sposób manipulowaliśmy głosowaniem telewidzów, bo nikt nie mógł uzyskać tak wielu głosów. Anna Eriksson zajęła drugie miejsce, a przecież mieli telefoniczne głosy całej wytwórni płytowej. Jej manager/chłopak dostawał szału, a reporterzy tabloidu 7 Päivää [7 dni – przyp. tłum.] byli natychmiast na miejscu. Słodko!

Cały epizod z Eurowizją szybko został zapomniany jako ciekawy incydent w karierze zespołu.

– Nikt z nas nie spodziewał się, że po konkursie nastąpi wielki przełom czy coś w tym stylu – mówi Tuomas. – W pewnym sensie, po prostu pogrywaliśmy z fińską konserwatywną sceną muzyczną. Ufałem, że ludzie to zrozumieją, a jeśli głos publiczności jest jakąś wskazówką, to z pewnością im się to udało. Czapki z głów. Pojęli, że przyszliśmy tam ze szczerymi intencjami, ale nie braliśmy siebie cholernie na serio. To znaczy, Konkurs Piosenki Eurowizji jest prawdopodobnie najbardziej nudną, konserwatywną i skorumpowaną instytucją w świecie muzyki. Chcieliśmy wydać małe oświadczenie, którego to realizacja zupełnie się powiodła.

Ponadto, Nightwish zdobył ogromne zainteresowanie swoim zuchwałym krokiem.

– Uzyskaliśmy tak dużo uwagi, że to śmieszne – mówi Jukka. – Wracając do tego myślami, jestem zadowolony, że wszystko poszło tak, a nie inaczej.

Tarja zgadza się z tą opinią:

– To było dla nas małe zwycięstwo – zespół metalowy błyskotliwie wygrywający w głosowaniu. Jestem bardzo zadowolona, że sprawy właśnie tak się potoczyły.

Według Riku Pääkkonena, udział w konkursie Eurowizji był decydującym zwrotem w karierze zespołu.

– Zastanawialiśmy się nad tym przez długi czas, ponieważ cała ta sprawa wydawała się być zbyt dzika, ale okazało się, że miała niewiarygodny wpływ na naszą karierę. To była jedna z tych rzeczy, które przyciągała publiczność spoza sceny metalowej i prawdopodobnie stworzyła przyjazne warunki dla sukcesu Wishmastera. Oczywiście, wiele zainwestowaliśmy w nowy album – marketing, produkcję i wszystko inne.

Pod względem muzycznym, Wishmaster był wyraźną kontynuacją Oceanborn, pomijając popowe elementy, tak bardzo słyszalne w takich piosenkach, jak „Come Cover Me” czy „Bare Grace Misery”. Kontrabasowy atak perkusji, hołdowany przez niemieckie „truemetalowe” zespoły umożliwił bardziej zaawansowane podejście, jedynie aranżacje „Crownless” i „Wanderlust” są porównywalne z utworami z Oceanborn. Na Wishmasterze Tarja wciąż śpiewa techniką klasyczną i możliwe, że jej partie są nieco ograniczone w porównaniu z następnymi dwoma albumami. W 2000 roku, mimo tego, nikt nie wiedział o popowych odcieniach jej głosu, które zdolna była osiągnąć.

Wielkiego dźwięku na Wishmasterze nie osiągnięto wyłącznie poprzez ulepszenia w produkcji. Utwory takie, jak: „She Is My Sin”, „Wishmaster” czy „FantasMic”, piosenka poświęcona Disneyowi, dowodzą, że zrozumienie dramatyczności i dynamiki muzycznej przez zespół znacząco wzrosło. W Wishmasterze gatunek symfonicznego metalu znalazł swój wzorzec.

Tuomas nie zgadza się z tym.

– Spośród wszystkich naszych albumów, Wishmaster jest czymś pomiędzy – mówi. – W przeciwieństwie do Oceanborn, nie oferuje niczego nowego. Jest nieco lepiej wyprodukowany, piosenki są tak samo dobre jak na Oceanborn, ale, koniec końców, to po prostu sequel dla Oceanborn, tylko bardziej masywny.

Nawet chociaż kilka piosenek na Wishmasterze dotyczyło spraw prywatnych, Tuomas oznajmił dziennikarzom, że z takimi obrazami, jak dziewczynka z zapałkami, zabójcami smoków i feniksami, album był hołdem dla świata fantasy.

Pewny siebie i dojrzały zespół pozował w nowej zdjęciowej sesji promocyjnej, flirtując z estetyką gotycką. Image Tarji dopasował się do sztuki, którą Tuomas ciągnął od rozpoczęcia kariery zespołu. Ta młoda kobieta, w stylowym makijażu, o wyglądzie diwy, który osiągnięto poprzez wysokie obcasy, fryzurę, koronkowe rękawy i futrzany boa, wytworzyły wokół niej mistyczną aurę. To z pewnością było znaczne udoskonalenie – i szokujący kontrast między mleczarką z piekła rodem na zdjęciach z Oceanborn.

– Z Wishmasterem sprawy przeszły na szybszy bieg – mówi Ewo. – Jaki był ten album! Zaskoczyli nas po raz kolejny. Nightwish został headlinerem trasy, wspieranej przez Sinergy, a Tuomas miał na tyle miękkie serce, że zapłacił supporterowi z własnej kieszeni. Nikt z klanu Sinergy nie pamiętał, by kiedykolwiek o tym wspomnieć.

– To Wishmaster uczynił Nightwish gwiazdami w Niemczech, i to z dobrego powodu – zachwyca się Boggi Kopec. – To fantastyczny album. Oczywiście Oceanborn również jest fantastyczny , ale powodem, dla którego Wishmaster odniósł taki sukces, było przede wszystkim to, że zespół mógł sobie pozwolić na drugą trasę jako headliner, na koncertach osiągając średnią publiczność osiemset osób, a to przyniosło im wiele pozytywnych opinii. Ponadto, pierwszy album właśnie sprzedał się w ponad dwudziestu tysiącach kopii, co dało nam mocne podłoże w Europie. To niektóre z przyczyn, dzięki którym Wishmaster znalazł się w Top 40 w Niemczech. Wszystko to, razem z odrobiną szczęścia, sprawiło, że odnieśliśmy większy sukces, niż z poprzednią płytą.

Największy magazyn metalowy w Europie, Rock Hard, wybrał Wishmastera na album miesiąca w maju, przyćmiewając nowe wydawnictwa Bon Jovi i Iron Maiden. Na początku czerwca, Wishmaster okrył się złotem w Finlandii i tylko dwa tygodnie później stał się numerem dwudziestym drugim na niemieckiej topliście. Koncert z okazji wydania albumu odbył się w Kitee 20 maja 2000 r. i tego wieczora zespół otrzymał pierwsze cztery złote płyty. Obramowane krążki otrzymano za sprzedaże Oceanborn i singli „Sacrament of Wilderness”, „Walking in the Air” i „Sleeping Sun”.

Podczas koncertu w Kitee Ice Hall, Nightwish użył materiałów pirotechnicznych po raz pierwszy w swojej karierze. Technik oświetlenia Tommi Stolt przedstawił zespołowi pirotechnika Markku „Pommi” Aalto (z firmy PyroMan), który wciąż projektuje i wykonuje efekty specjalne, czy to ogień, woda, czy – dym. Myśl o dodaniu nowych elementów koncertom wyszła od Tuomasa, który przez całe swoje życie był wielkim fanem fajerwerków.

Efekty specjalne działały niczym urok, ale pozostali członkowie ekipy nie podeszli do tego tak łatwo. Tommi Stolt i główny inżynier dźwięku, Ari Suomi, rwali sobie włosy z głowy.

– Po kręceniu, krzyczeniu, płakaniu i walkach, w końcu udało mi się zdobyć nieco sprzętu z wypożyczalni disco w Kuopio – mówi Stolt. – Na koniec, naturalnie, zorientowałem się, że to nie jest to, czego potrzebuję. Moim zadaniem było skombinowanie czegoś w stylu miliarda reflektorów. Miałem gówno. Jukka przyszedł, by skontrolować sytuację i zauważył, że wciąż nie mieliśmy tyle sprzętu, ile uzgodniliśmy, więc wykonaliśmy więcej wściekłych telefonów i w końcu ten gość z wypożyczalni disco/ekspert oświetleniowy przywiózł nam nieco więcej zabawek. Myślę, że i tak więcej problemów niż my miał Sumi.

Zdecydowanie wygląda na to, że ktoś schrzanił swoją robotę, a Sumi był tym, który musiał ucierpieć z powodu konsekwencji.

– Miejski elektryk z Kitee nie dokończył swojej roboty – śmieje się Tomi Stolt. – Przed koncertem, zapytałem Sumiego: „Dlaczego ta maszyna do wytwarzania dymu jest włączona?”. Nie zrozumiał, o czym mówię. „Po prostu zastanawiam się, czemu twój główny sprzęt tam się dymi!”. Biedy Sumi zaczął podskakiwać wokół swoich zabawek jak piłeczka pingpongowa! Na szczęście, mi zdarzyło się sprawdzić kable własnym urządzeniem pomiarowym, bo płynęło przez nie czterysta amperów – a to nieco więcej niż doktor przykazał!

– Połowa mojego nagłośnienia, deska monitorująca, minidysk i stabilizatory wysiadły – wścieka się Sumi. – Potem pierwsza bomba wybuchła. Byłem tak zmęczony, że nawet nie pamiętałem o reszcie materiałów pirotechnicznych, więc kiedy usłyszałem pierwsze „bang”, po prostu pomyślałem, że tak idzie sobie reszta sprzętu – i krzyżyk na drogę. Mamy niezłą imprezkę.

– Cała scena podskoczyła – chichocze Kimmi Tuunainen. – To było coś w rodzaju bomby ciśnieniowej. Chłopcy wkurzyli się i przestali na chwilę grać.

Dla publiczności i krytyków, nieświadomych trudności technicznych, występ był oszałamiającym sukcesem. Dziennikarka Suonna Kononen tak skomentowała ów uroczysty koncert w gazecie Karjalainen 22 maja:

Pozwólcie nam na gromkie brawa dla Nightwish, zespołu, który osiągnął więcej w ciągu czterech lat niż większość w ciągu czterdziestu. Kto by przypuszczał kilka lat wcześniej, że wiosną 2000 roku ci młodzi rockmani ze Środkowej Karelii wydadzą właśnie swój trzeci album i wkrótce rozpoczną trasę po Ameryce Południowej? To, co zaczęło się od pobocznego projektu jest teraz prawdziwym zespołem – wielkim zespołem – z twarzą wokalistki na plakatach w całej Finlandii, nowym krążkiem jako numerem jeden na fińskiej topliście i muzyką chwaloną w Niemczech.

Koncept Nightwish jest świetny, ale nie ma nic wspólnego z wyrachowaniem: kombinacja melodycznego metalu, liryków fantasy i wokali operowych po prostu spodobała się różnorodnej publice, od młodych metalowców po studentów akademii, od fanów Tolkiena i moli książkowych po weteranów rocka, którzy znają swoje Uriah Heepy i Rainbowy na wylot. Dodajmy do nich przeciętnych nastolatków, których serca i radia samochodowe zawsze były ściśle związane z listami muzycznymi i dorosłych, którzy uważają Nightwish za bardziej sztukę niż zwykłą muzykę rockową – i mamy dość nietypową bazę fanów.

Można było to łatwo zobaczyć na koncercie z okazji wydania Wishmastera w sobotę. Kitee Ice Hall nie była w całości zapełniona, ale od pierwszej piosenki, She Is My Sin, miłość i uwielbienie były oczywiste. Niewiele zespołów otrzymuje tak entuzjastyczny odbiór.

Publika była nawet bardziej urzeczona przez starsze utwory, jak „Elvenpath”. Podczas ballady „Walking in the Air”, zapalniczki zapalały się wśród publiczności, gdy na wokalistkę, Tarję Turunen, spadał papierowy śnieg. To był miły akcent koncertu, w innych częściach oparty na efektach dymu, pirotechnice i światłach. W Turunen zespół miał lalkę, która wyglądała jak urodzona w skórzanych jeansach i topie – oraz z łatwością, z jaką dominuje scenę. Jest jak żeńska wersja Ilkki Alanko [z fińskiego zespołu Neljä Ruusua – przyp. aut.], której charyzma pozwala krasnoludkom Królewny Śnieżki spokojnie koncentrować się na swojej grze.

Koncert w Kitee rozpoczął letnią trasę Nightwish w 2000 roku po Finlandii. Wkrótce stało się oczywiste, że jego nowe, masywne brzmienie upominało się o więcej urządzeń technicznych niż wcześniej. Po Oceanborn, Tero zwyczajnie odtwarzał efekty z twardego dysku, zawierające jedynie potrzebne fragmenty i nic więcej, a on albo ktoś z zespołu zawalał czasowo – co, zdaniem Jukki, nie zdarzało się zbyt często – końcowy rezultat niezbyt pasował do albumowej wersji utworu. Światełko LED, migające razem z beatem piosenki było podpięte do bębna basowego, dzięki czemu mógł sprawdzać tempo każdego utworu ze swojego gadżetu. Na początku swojej kariery, zespół używał playbacku przede wszystkim do chórków, ale na utworach z Wishmastera potrzeba dodatkowych ścieżek wspierających znacząco wzrosła.

Nowe piosenki zawierały masywne partie chóralne i orkiestralne, a aranżowanie ich dla członków zwykłej grupy rockowej mogłoby zmienić charakter muzyki i znacznie zmniejszyć jej wpływy dramatyczne. Cyfrowe podkłady muzyczne umożliwiły Nightwish skombinować bardziej dramatyczne show, ale tym samym przymuszając ich do dawania koncertów w określonej formule.

Podczas gdy jednolita jakość koncertów jest rzeczą dobrą sama w sobie, używanie playbacku może być dość wymagające dla muzyków. Kiedy wcześniej zaprogramowana orkiestra rozbrzmiewa w głośnikach, nie ma miejsca na improwizację czy głupawe ozdobniki. To może być dokładny powód, dla którego Nightwish był czasem obwiniany o sztywne występy podczas trasy Wishmaster. Niektórzy nawet złośliwie napomykali, że i część partii wokalnych Tarji pochodzi z taśmy.

Zespół nie pamięta wiele z tych sześciu letnich tygodni, kiedy dawali koncerty w fińskich klubach i na festiwalach, ale ich pierwsza wizyta na wielkim festiwalu europejskim, Wave Gotik Treffen w Niemczech, pozostaje niezapomniana – aczkolwiek nie z przyczyn muzycznych.

– To musiał być nasz pierwszy koncert na festiwalu w Europie – myśli Tero Kinnunen. – Piliśmy cały dzień w samolocie i po lądowaniu kupiliśmy więcej alkoholu na lotnisku, skoro wciąż pozostawała godzina drogi do hotelu. Piliśmy wciąż przez cały czas, a kiedy dojechaliśmy do hotelu, byliśmy tak kompletnie pijani, że po prostu poszliśmy do swoich pokoi – z wyjątkiem Sumiego, który się od nas odłączył i skończył, zataczając się samotnie wokół hotelu. Miał dotrzeć do swojego pokoju na dwunastym piętrze, ale przypadkiem wsiadł do windy dla personelu. Nie miało znaczenia, jak bardzo się starał, nie mógł znaleźć przycisku „dwunaste piętro”. Przez dłuższy czas studiował napisy na przyciskach i w końcu zdecydował się zapytać o pomoc w recepcji.

– Bełkotał: „Nie ma żadnego piętra w mojej windzie!” – śmieje się Jukka. – Dokładnie to do nich wykrzykiwał: „Nie mogę znaleźć mojego piętra!”. Uprzejma recepcjonistka w końcu zabrała Sumiego do wind dla gości, i nagle nabrało to dla niego sensu.

Tero kontynuuje:

– Zabrałem Sumiego do jego pokoju i położyłem go do łóżka. Powiedział, że nie przyjdzie na obiad, ponieważ jest zbyt zmęczony. Kiedyś, swoją drogą, obudził się sam w we własnym pokoju i zaczął majstrować przy telewizorze. Podobno nie umiał go włączyć, więc zadzwonił do recepcji, żądając: „Potrzebuję technika do telewizora!”. Tak, nasz inżynier dźwięku nie wiedział, jak operować telewizorem! W końcu ktoś przyszedł z recepcji, nacisnął przycisk do włączania i wyłączania, po czym podał Sumiemu pilota.

Niemiecki festiwal był tylko rozgrzewką dla zespołu. Kilka tygodni później Nightwish udał się w swoją pierwszą trasę po Ameryce Południowej. Ta wycieczka miała mieć fatalne skutki dla przyszłości zespołu.


1 pol. Wiadomości Helsińskie – przyp. tłum.

2 pol. Międzynarodowa Federacja Przemysłu Fonograficznego – przyp. tłum.

3 Oryg. „November dressed in May on your face” – przyp. tłum.

4Oryg. „There’s no such priest that can pray me to heaven” – przyp. tłum.

5 Oryg. „In the meadow of sinful thoughts every flower’s a perfect one” – przyp. tłum.; wszystkie tłumaczenia pochodzą z oficjalnych tłumaczeń naszego fanklubu

6 Fi. karjalainen – karelski, mieszkaniec Karelii; Z fińskiej części tej krainy geograficzno-historycznej pochodzi zespół – przyp. tłum.

7 Pełna, oryginalna nazwa organizacji brzmi: Suomen Tietoimisto – przyp. tłum.


×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.