Jump to content

3. Na Ścieżce Elfów

Gdy Tuomas wyruszył w europejską trasę z Nattvindens Gråt, nawet nie przypuszczał, że demo Nightwish daje im jakiekolwiek szanse na podpisanie kontraktu, więc był to kolejny szczęśliwy traf. Z zespołem Nattvindens Gråt koncertowała kapela Babylon Whores, w której niegdysiejszy pracownik działu A&R [Artists and Repertoire – dział firmy fonograficznej będący „łącznikiem” między firmą a artystą, zajmujący się również szukaniem nowych talentów – przyp. tłum.] Spinefarm Record, a obecny menedżer Nightwish, Ewo „Meichem” Pohjola, grał na gitarze rytmicznej. Po długich wahaniach, Tuomas wreszcie odtworzył mu swoje demo.

– Pierwszy raz usłyszałem Nightwish podczas europejskiej trasy koncertowej Babylon Whores, w maju 1997 roku – wspomina Ewo. – Headlinerem była duńska kapela elektro-goth, Wish, a supportującymi zespołami Babylon Whores i Nattvindens Gråt, w którym Teemu Kautonen był gitarzystą, a Tuomas grał na klawiszach. Było też kilku innych kolesi, niektórzy z nich byli jeszcze nastolatkami.

Jednym ze wspomnianych wyżej „nastolatków” był Sami Vänskä, cichy i nieśmiały basista, który później grał w Nightwish. Według jego kolegów z zespołu sprzed lat, Sami w wieku dwudziestu lat był już legendą, jeśli chodziło o picie. Antti Litmanen z Babylon Whores musiał grać zamiast niego na basie podczas próby dźwięku Nattvindens, bo nikt nie mógł dobudzić Samiego, który stracił przytomność na backstage’u. Mimo to, zawsze dobrze wykonywał swoje zadania na koncertach: Tapio Wilska, niegdysiejszy wokalista Nattvindens Gråt, pamięta że Sami potrafił grać tak dobrze, nawet przy niewiarygodnie wysokim poziomie alkoholu we krwi, że nigdy byś nie zauważył, że coś jest nie tak.

Cichy facet pod innymi względami, ale gdy aranżacje, czy sama gra, były mniej niż satysfakcjonujące, Sami był zazwyczaj jedyną osobą, która otwarcie o tym mówiła. W trakcie trasy Nattvindens, Sami pokłócił się z perkusistą Ilkką Leinonenem o jakąś drobnostkę, a skończyło się na tym, że zaczęli sobie to wyjaśniać poprzez okładanie się nawzajem pięściami. Gdy konflikt został rozwiązany, ruszyli dalej w trasę, jakby nigdy nic się nie stało.

Podczas gdy nocny autobus przemierzał swoją drogę przez Europę, Ewo miał wystarczająco dużo czasu na werbowanie talentów dla Spinefarmu.

– Wziąłem ze sobą wielkie, tekturowe pudło i torbę wypełnioną demówkami – wspomina Ewo. – Kilkaset demówek. W autokarze było dwadzieścia osiem osób, byliśmy na siebie skazani przez dwa tygodnie, więc zabijaliśmy czas słuchając tych kaset. Jury nie znało litości: jeśli pierwsze dwadzieścia sekund nas nie przekonało, każdy mógł krzyknąć: „Gówniane!” i kaseta wylatywała przez okno. Wtedy słuchaliśmy kolejnej. Na autostradach Holandii i Niemiec wprost roiło się od tych demówek! Prawdopodobnie nie powinienem tego ujawniać, ale wydaje mi się, że Theatre of Tragedy był jednym z tych zespołów, które zaliczyły lot przez okno.

Przyglądanie się bezwzględnym zachowaniom pracownika A&R prawie doprowadziło Tuomasa do porzucenia planu odtworzenia kasety Nightwish przed autokarową inkwizycją, ale na szczęście Wilska dał radę wystarczająco podnieść go na duchu, by zaprezentował innym to, co zrodziło się w jego umyśle.

– Pamiętam, jak przygotowywaliśmy Tuomasa do tego. Był kompletnie zdołowany i myślał, że nie może ryzykować odtworzenia tego przed Ewo, bo był pewny, że mu się to nie spodoba – mówi Wilska. – Namówienie go, żeby poszedł na przód autobusu, odtworzył demo i zmierzył się z tym zajęło nam chyba ze trzy godziny. Tuomas ciągle powtarzał, że za bardzo się denerwuje, że po prostu nie może tego zrobić, ale w końcu przekonaliśmy go do wymamrotania: „Zrobiliśmy demo” i włożenia kasety do odtwarzacza.

Ewo dobrze pamięta to zdarzenie.

– Podszedł do mnie Tuomas, nieśmiały i ostrożny, powiedział, że on też ma kasetę. Trzy akustyczne kawałki. Posłuchałem tego i pomyślałem, że jest całkiem niezłe. Większość demówek na pokładzie była Black metalowa, a Nightwish bardzo różnił się od, powiedzmy, Kurzum, niemieckiego klona Burzum, który wyfrunął przez okno wraz z innymi. Podczas tego dwutygodniowego demówkowego piekła ludzie często mówili: „Nie, kurwa, nie zniosę już więcej tego gówna, posłuchajmy Nightwish!”. Słuchaliśmy więc tego dema prawie codziennie i w końcu zasugerowałem Tuomasowi, żeby nagrali album dla Spinefarmu. Tuomas powiedział coś w stylu: „Serio, album? Nie wiem czy mamy wystarczająco dużo piosenek!”.

Wilska pamięta, jak pod koniec wszyscy w autobusie słuchali „The Carpenter” całymi dniami.

– Ewo usiadł na autobusie, popijał piwo i mruczał: „Ooo tak, puść jeszcze raz… Ooo tak, coś w tym jest. Całkiem niezłe, całkiem niezłe”. Podczas tej trasy słuchaliśmy „The Carpenter” prawdopodobnie jakieś dwieście razy. Później nie słuchałem tych pierwszych piosenek Nightwish zbyt często, ale myślę, że znam każdy szelest tego trzykawałkowego demo na pamięć!

Koniec końców, nadzieje wielu początkujących zespołów zostały roztrzaskane wraz z ich demówkami.

– Graliśmy koncert w Biskupicach [Bischofswerda, Niemcy – przyp.tłum.], a Ewo dalej miał jeszcze 200 demówek do przesłuchania – śmieje się Wilska. – Kolesie z Babylon ładowali się do autobusu, kiedy Ewo po prostu wybuchł. East Club w Biskupicach znajduje się na cholernym szczycie wielkiego wzgórza, pod którym rozciąga się autostrada. Ewo wpadł w dziki szał, krzyknął: „Mam już dość!” i cisnął całe to pudło w dół, wprost na autostradę. To było jak w amerykańskim filmie: gdy tylko kasety uderzyły w asfalt nadjechała ciężarówka – „WRUUUM!” – przejechała po pudełku, miażdżąc je. Zgaduję, że jedynymi piosenkami, jakie podczas tej trasy przesłuchaliśmy w całości, były „The Carpenter” Nightwish i „Unihiekkaa” Egotrippi. Przerażająca cząstka mojej egzystencji.

Trzema piosenkami, które Tuomas wziął ze sobą w trasę były „The Carpenter”, „Astral Romance” oraz „Angels Fall First”.

– To właśnie „The Carpenter” wpadł Ewu w ucho – wspomina Tuomas. – To skłoniło go do zaproponowania nam kontraktu, oczywiście pod warunkiem, że dyrektor spinefarmu, Riku Pääkkönen, zgodzi się na to.

Wracając do domu, Tuomas nie mógł zrobić lepszego prezentu swojemu zespołowi.

– Tuomas przyjechał do Kitee uśmiechnięty od ucha do ucha i oznajmił, że musimy zrobić kolejne demo – śmieje się Tarja. – „Nigdy nic nie wiadomo, może nawet podpiszemy prawdziwy kontrakt!” – zachwycał się. Rozmawiałem z tym kolesiem – Ewo. Cóż, podpisanie kontraktu nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło. Zgodziliśmy się wziąć udział w przesłuchaniu w Kitee, i oto ja, kościelna śpiewaczka, czekałam na przyjazd chłopaków. Tuomas znał już wszystkich lepiej ode mnie, ale oczywiście słyszałam o nich, bo w Kitee w pewnym sensie każdy każdego zna.

Emppu też był oszołomiony.

– Zdobycie kontraktu brzmiało świetnie. Gdy jest się tak młodym, to tak naprawdę nie potrafi się jeszcze myśleć przyszłościowo – fajnie jest po prostu nagrać album. W dzisiejszych czasach zespoły bardzo dokładnie studiują swoje kontrakty, ale my tamtego dnia po prostu poszliśmy na całość. Niczego się nie dowiedzieliśmy. Rzuciliśmy tylko okiem na kontrakt przed złożeniem pod nim podpisów. Całe szczęście, że wszystko potoczyło się dobrze, bo z tego co wiem, to mogło to pójść w pizdu!

Nightwish zaczął poważnie ćwiczyć. Już na samym początku Tarja czuła, że zespół traktuje swoją muzykę bardzo poważnie.

– Być może to była jedyna rzecz, która trzymała nas razem i powód, dla którego to robiliśmy. W naszych oczach zawsze był błysk radości, chociaż powierzchownie mogliśmy sprawiać wrażenie, że się tym bawimy, to tak naprawdę traktowaliśmy muzykę bardzo poważnie. Gdy zobaczyłam, jak Tuomas się w to wczuwa, trochę się spięłam, pomyślałam: „cholera, to już nie jest głupia zabawa!”. Tuomas zawsze wkładał całe serce w to, co robił, a ja to bardzo doceniam.

Tarja przyznaje, że na początku bała się całkowicie poświęcić muzycznej wizji Tuomasa.

– Tak naprawdę wcale nie znałam Tuomasa, ale ta niedoświadczona dziewczyna, którą byłam, całkowicie się w to zaangażowała. Nie miałam zielonego pojęcia o heavy metalu, a to wszystko było dla mnie tak obce, że samo myślenie o tym wydawało się dziwne. Dopiero zaczynałam być śpiewaczką klasyczną i czułam się bardzo samotnie. Do wszystkiego musiałam podchodzić ostrożnie i uroczyście, a nauczenie się naturalnego zachowania na scenie zajęło mi lata. W pewnym sensie byłam tam całkiem sama – nie miałam żadnego wsparcia od chłopaków. Byłam tą naiwną dziewczyną z Kitee i przez wiele lat nie wiedziałam, co tak naprawdę robię i o co chodzi z tym całym Nightwish.

Czas nie uleczył samokrytycyzmu Tuomasa, dotyczącego ich pierwszych piosenek.

– Wysłałem w końcu całe demo do Spinefarmu, ale ponieważ te trzy kawałki były najlepsze, wysłałem je w pierwszej kolejności. Późniejszy materiał zawierał perełki „Once Upon a Troubadour”, „Return to the Sea” oraz „Lappi-Lapland”. Ewo posłuchał tego i powiedział, że i tak muszę coś jeszcze nagrać. Stwierdził, że to dobry początek, ale jeszcze nie do końca to.

Według Ewo niektóre piosenki z dłuższego dema były „kompletnie nie z tego świata”. Jeśli chciałeś nagrywać dla Spinefarmu – wydawnictwa metalowego – piosenki po prostu potrzebowały kopa.

Tuomas, gdy się o tym dowiedział, miał już gotowych kilka cięższych kawałków – „Elvenpath”, „Beauty and the Beast”, „Tutankhamen” oraz „Know Why the Nightingale Sings”.

– Te cztery kawałki całkowicie różniły się od reszty – wspomina Tuomas. – To nie było zamierzone, po prostu tak wyszło. To była nasza naiwność, tudzież zdrowa ambicja, coś jak „zróbmy jeden lepszy kawałek i rozwalmy ich!”. Właśnie dlatego spokojne, akustyczne dźwięki przeszły w dużo bardziej pompatyczny, dramatyczny materiał. Nagraliśmy nowe piosenki, zgodnie z prośbą i wyrzuciliśmy dwie najsłabsze: „Once Upon a Troubadour” i „Return to the Sea”.

Sesje nagraniowe w studiu Caverock Tero Kinnunena doprowadziły Emppu do skrajnej rozpaczy.

– Nagrywaliśmy już tam demówki z naszymi poprzednimi kapelami, więc nie denerwowałem się za bardzo, ale to było zdecydowanie nowe doświadczenie, no wiesz – ciągle ktoś nad tobą wisi, gdy grasz i musisz to robić cholernie dobrze, bo w końcu nagrywamy album. Znałem już wcześniej Tero, ale gdy przyszło mi nagrywać tę samą solówkę po raz setny, zacząłem się zastanawiać, czy go czymś nie wkurzyłem. Oczywiście to jego praca i jest bardzo cierpliwy – mimo to, teraz nagrywanie jest dużo lepsze, gdy mogę to robić sam, po prostu idę na żywioł i daję czadu!

Druga sesja w studiu miała miejsce we wrześniu.

– Wtedy Jukka rozwalił sobie nogę – wspomina Tero Kinnunen. – Nagrywaliśmy „Tutankhamen”. Przeszliśmy przez niego chyba jeden raz, kiedy wpadł Jukka, zbiegając po tych piekielnych schodach. Chyba za bardzo się spieszył, bo usłyszeliśmy okropny huk i Jukkę krzyczącego „kurwa”. Od razu było widać, że z jego kostką jest coś nie tak – spuchła do rozmiaru pomarańczy. Próbowaliśmy udzielić mu pierwszej pomocy, polewając jego nogę lodowatą wodą, ale gówno to dało. Musieliśmy zabrać go do szpitala.

Nie zniechęcając się, zespół postanowił nagrywać dalej, nawet gdyby mieli posadzić Jukkę za perkusją na wózku inwalidzkim.

– Poszliśmy do lekarza, żeby opatrzył moją kostkę i zastanawialiśmy się, co teraz zrobimy – wspomina Jukka. – Koniec końców grałem „Know Why the Nightingale Sings” z rozpieprzoną nogą. Gdy ból stał się nie do wytrzymania, zdecydowałem się nagrać wszystko poza basowymi bębnami do „Tutankhamen”. Zrobiłem werble, hi-haty i talerze, a potem dograliśmy bębny basowe z klawiszami. To było desperackie, musieliśmy znaleźć nadający się do użytku dźwięk bębna basowego i zapisać go na taśmie. Zaskakująco, finalny miks okazał się całkiem niezły, jako że udało nam się dopasować do tego odpowiedni dźwięk.

Nadal wiele pozostawało do zrobienia.

– Przejścia na tomach w „Tutankhamen” były do kitu, więc Jukka nagrał jeszcze raz ścieżkę perkusji poza bębnami basowymi – przypomina sobie Tero. – Nagraliśmy je razem z klawiszami, ale oczywiście nie mieliśmy wtedy żadnych profesjonalnych narzędzi do tego. Po prostu edytowaliśmy wszystko na szesnastościeżkowcu. Gdy dobrze się wsłuchasz, usłyszysz że końcówka nie brzmi tak wspaniale.

– Jest taki jeden moment w „Tutankhamen”, gdzie Emppu i ja gramy na klawiszach – kontynuujue Tero. – Tuomas dalej był w wojsku i musiałem zmiksować piosenki razem z Emppu. W tym konkretnym kawałku jest takie orientalne brzmienie gitarowe i uznaliśmy, że potrzebuje ono upiększenia – jakiegoś dziwnego hałasu w tle – więc Emppu zagrał melodię na keyboardzie, a ja dodałem kilka świszczących akordów. Udało nam się uzyskać zajebiste brzmienie!

W tamtych czasach gang Nightwish mógł sobie pozwolić na pewne eksperymenty.

– Wtedy Tuomas jeszcze nie miał odwagi się odezwać, nawet gdy gitary były totalnie do dupy – śmieje się Emppu. – Później to się zmieniło. Nie pozawala nam już na absurdalne rzeczy.

Tarja pamięta, jak ich styl muzyczny zmienił się w ciągu jednej nocy.

– Nie wiem, gdzie Tuomas znalazł przepis na nowe piosenki, ale miały one całkowicie inne brzmienie niż poprzedni materiał. Spodobały mi się od samego początku. Takie piękne melodie. Po tym drugim demie można było stwierdzić, że chłopak ma dar.

– Kolejną zabawną sprawą, związaną z tym demem, było to, że najpierw nagraliśmy taktomierze – mówi Tuomas. – Najpierw ja nagrałem na tym klawisze, a dopiero później dorzuciliśmy perkusję. Nie wiem, czy jeszcze jakiś zespół kiedykolwiek zrobił to w ten sposób. Nie mieliśmy czasu na próby, więc nie znaliśmy piosenek tak dobrze. Najpierw nagrałem klawisze i powiedziałem reszcie, że mogą do tego dograć co tylko chcą, pokazałem im tylko jak ma brzmieć konkretna piosenka. Później nawet nie dopracowaliśmy klawiszy, zostały w większości w stanie pierwotnym.

Następnie Spinefarm zwrócił zespołowi koszty korzystania ze studia i wydał ich demo z siedmioma utworami jako album pod tytułem Angels Fall First. Jednak po zastanowieniu, wytwórnia uznała, że album może się jednak nie okazać taką świetną ofertą, więc pierwsze wydanie opiewało tylko na pięćset kopii i stało się później wysoko cenionym przedmiotem kolekcjonerskim. Obecnie numerowane kopie kosztują od siedemdziesięciu do stu pięćdziesięciu euro w Finlandii – oczywiście, jeśli uda ci się jakąś znaleźć. Zagraniczni kolekcjonerzy wykładają w tym celu nawet większe sumy.

– Gdy album był gotowy, kupiliśmy jego zmasterowaną wersję dla Spinefarmu – wyjaśnia dyrektor generalny Riku Pääkkönen. – Ale gdy był już w tłoczni, poczuliśmy, że mógłby być trochę lepszy i zdecydowaliśmy się sprzedać te pięćset kopii, które już zamówiliśmy. Wtedy Tuomas miał gotowych kilka nowych kawałków, więc zespół udał się do studia, by je nagrać. Tym sposobem dodaliśmy bonusowe piosenki do drugiego wydania i mogliśmy wywalić kilka tych akustycznych. Powiedzieliśmy, że byłoby super, gdyby Tuomas mógł stworzyć coś bardziej metalowego. I tak oto narodziła się wersja, która do tej pory jest w sprzedaży. Nie była właściwie w żaden sposób reklamowana, po prostu to wydaliśmy i czekaliśmy na dalszy rozwój wypadków.

Reklama Spinefarmu w magazynie muzycznym Soundi wiele mówi o ograniczonych oczekiwaniach wytwórni i pokazuje, że zespół ciężko było do czegoś porównać. Oto, jak brzmiała: „Poznajcie fiński The Gathering. Gra tam kilku członków Nattvindens Gråt.”

Porównanie zespołu do The Gathering mogło być naciągane, bo Nightwish zdecydowanie zmienił swój styl.

– Ten akustyczny materiał zamienił się w metal między innymi dlatego, że Jukka i Emppu mieli doświadczenie w takim stylu, a my wszyscy szukaliśmy takich kapel – wyjaśnia Tuomas. – Poza tym tworzenie tylko akustycznej muzyki stało się w końcu nudne. Próbowaliśmy znaleźć więcej aspektów tego, co robiliśmy. Dodatkowo zdaliśmy sobie sprawę z tego, jak bardzo dramatyczny i silny głos posiada Tarja, że to zbytnio kontrastuje z muzyką – musieliśmy to dopasować.

Wygląda na to, że nie wszyscy doceniali też talent Tuomasa do pisania tekstów. Przez długi czas jego niedojrzałe opowieści o żabach, leśnych duchach, pięknych i bestiach, były wyśmiewane nie tylko w fińskiej prasie, ale również przez fanów muzyki metalowej. Z czasem również Tuomas nauczył się patrzeć na swoją wczesną, bajkową twórczość z humorem.

– Często byliśmy pytani, którą piosenkę uznaję za naszą najlepszą, a ja zawsze odpowiadałem, że wszystkie są tak samo ważne – mówi Tuomas. – W pewnym sensie to są moje dzieci. Każda była napisana z wielkim zaangażowaniem i wszystkie wydawały się świetne w czasie, gdy powstały. Muszę przyznać, że był czas kiedy kompletnie nie mogłem znieść tekstu np. „Nymphomaniac Fantasia”, ale teraz uważam, że on też jest OK. Lubię wszystkie swoje piosenki. A tekst „Elvenpath” wciąż wywołuje uśmiech na mojej twarzy.

„Elvenpath” zdecydowanie miała warte zapamiętania metafory:

Księżycowa wiedźma zabrała mnie na przejażdżkę swoją miotłą:
Przedstawiła mi swego starego przyjaciela – domowego skrzata
Przykazała bym ogrzewał dlań saunę.

…Tutaj już nic nie trzeba dodawać.

Poza tym, że Angels Fall First było debiutanckim albumem Nightwish, było też pierwszym krążkiem nagranym w studiu Huvikeskus w Kitee, więc niedługo potem lokalna prasa zaczęła się o tym rozpisywać. 11 grudnia 1997 roku gazeta z Joensuu Karjalainen, opisała nowopowstały projekt:

POCZĄTEK KITEAŃSKIEGO SNU

ALBUM NIGHTWISH NIEBYWAŁYM SUKCESEM

Do tej pory Kitee było znane ze swoich typowo wewnętrznych działań: gry w fiński baseball oraz pędzenia bimbru; dwóch rozrywek, które nie miały żadnej wartości eksportowej. Ale koniec zmartwień! Kitee stało się w końcu międzynarodowe, a oto jak do tego doszło: urodzony w Kitee Tuomas Holopainen, nienawidzący baseballu student nauk przyrodniczych na Uniwersytecie w Kuopio, wpada na nowatorski pomysł.

Zaczyna komponować muzykę z angielskimi tekstami, formuje zespół, nagrywa demo, puszcza je fińskiej wytwórni płytowej – i bingo: ruszają do studia.

Po patriotycznym uhonorowaniu sławnego syna Kitee, gazeta zaczyna chwalić sukces debiutanckiego albumu:

Tuomas Holopainen stworzył jeszcze trzy utwory i puścił nowe demo managementowi Spinefarm Records podczas trasy koncertowej Nattvindens Gråt w Niemczech. Właśnie tam zawarli układ o nagraniu albumu.

– Wtedy rzeczy zaczęły naprawdę się dziać. Album został przyjęty co najmniej niewiarygodnie dobrze. Został nawet okrzyknięty najlepszym albumem roku. Wsparcie nie mogło być bardziej pozytywne – mówi rozentuzjazmowany Tuomas Holopainen.

Można zrozumieć ogólną ekscytację melodyjnym heavy metalem Nightwish. Z pewnością nie istnieje na świecie drugi tak egzotyczny zespół jak ten, łączący wokal operowy z metalem w tak dobry sposób.

Tuomas Holopainen również jest tego świadomy.

– To coś bardzo unikalnego – przyznaje.

– HANNU JARVA, KARJALAINEN, 11 GRUDNIA 1997.

Pierwsze 3 artykuły w gazetach były dla Tarji wielkim wydarzeniem.

– Lokalne gazety z okolic Kitee, Koti-Karjala i Karjalainen, zaczęły pisać o Nightwish i zastanawiać się, o co w tym wszystkim chodzi. Pewnego pięknego, letniego dnia wybraliśmy się do Kuopio, a siostra Tuomasa zrobiła nam kilka zdjęć swoim amatorskim aparatem. Były takie słodkie, absolutnie czarujące. Wszystko to było szczere. Gdy patrzysz na to z perspektywy czasu, wydaje się naiwne, ale tak właśnie wszystko się zaczęło.

Sukces Nightwish zakłopotał również Ewo.

– Nielimitowana edycja Angels Fall First od razu sprzedała się w Finlandii w liczbie ośmiu i pół tysiąca kopii. To szokująca liczba.

Pierwszy duży wywiad radiowy Nightwish został przeprowadzony przez Klausa Fleminga, prowadzącego Metalliliitto, [Związek metalu – przyp. tłum.] najdłużej utrzymujący się na antenie program radiowy, specjalizujący się w cięższej muzyce w fińskim radiu publicznym. W 2006 roku show obchodziło siedemnastolecie, a Fleming poprowadził ponad siedemset audycji.

Podczas podróży do Helsinek, Nightwish odwiedził również po raz pierwszy siedzibę Spinefarmu.

– Kontrakt podpisaliśmy, jeszcze zanim odwiedziliśmy Spinefarm – wspomina Tuomas. – Na drzwiach wisiał ogromny plakat „Something Wild” Children of Bodom. Zastanawiałem się, czy my też będziemy kiedyś mieć takie plakaty…

W 1997 roku Spinefarm wciąż był głównie undergroundowym wydawnictwem, sprzedającym tysiąc, dwa tysiące kopii albumów na świecie. Później stało się ono ważnym graczem w europejskim biznesie metalowym, właśnie z powodu nieoczekiwanego sukcesu Nightwish i Children of Bodom, którzy wydali swoją debiutancką płytę niewiele wcześniej.

Wiejscy rockmeni siedzieli cicho podczas swojej pierwszej wizyty w Spinefarmie. Byli wyraźnie zdenerwowani. Napięcie nieco łagodził Ewo, nawet jeśli zaskoczony zespół miał na początku trudności ze zrozumieniem jego „Ewo-mowy”, pełnej umyślnych absurdów i dziwnego, charakterystycznego żargonu.

– Od samego początku Ewo powtarzał „Hemmo kemmo kermaperuna” gdy się wkurzał – śmieje się Jukka.

– Tak bardzo różnili się od rockmenów z Helsinek – zauważa Ewo. – Widocznie nie mieli zielonego pojęcia, jak to wszystko działa. I tacy cholernie nieśmiali. Bardzo przyziemni, zwyczajni ludzie.

Sam Ewo też nie był typowym mieszkańcem Sörnäinen. W tamtych czasach mógł pić tajski sos chilli prosto z butelki („Utrzymuje organizm w czystości!”) czy jeść przez miesiąc tylko tuńczyka, bo przegrał zakład. Albo leczyć grypę poprzez wsypanie sobie całej saszetki leku w proszku do ust – chociaż oczywiście powinien być wcześniej rozpuszczony w wodzie – i popicie go gorącą wodą prosto z kranu. Kiedyś Spinefarm miał swoją siedzibę dalej od centrum miasta, na ulicy Elimäki, w Vallili. Ewo szacuje, że zjadł w tych czasach około sto pięćdziesiąt kilogramów kulek z kurczaka, zawsze wcześniej wdychając gaz zabezpieczający z opakowań próżniowych. Być może jest więc medyczne wytłumaczenie jego zachowań, którego współczesna medycyna jeszcze nie odkryła.

Nic więc dziwnego, że goście z Kitee zastanawiali się na początku, o co chodzi z tym blondynem, który zajmuje się dziesięcioma różnymi rzeczami jednocześnie, chodząc w kółko swoim charakterystycznym, chwiejnym krokiem. Ewo nie umie odmawiać, co sprawia, że wiecznie się gdzieś spieszy. Dlatego nie zawsze wszystko mu wychodzi tak, jak powinno, ale gdy przychodzi do ważnych spraw, to zawsze można na niego liczyć.

Wyluzowany Ewo szybko zaprzyjaźnił się z zespołem; zwłaszcza Tuomas bardzo polubił tego uprzejmego człowieka.

– Ewo jest nad wyraz cierpliwy i zawsze znajdzie czas dla każdego – mówi później Tuomas. – Ten człowiek ma tak dużo pracy, a mimo to ciągle jest wesoły. To zdecydowanie jedna z najwspanialszych osób, jakie kiedykolwiek poznałem. To nieważne, że czasami o czymś zapomina, albo nie możesz od niego dostać wszystkiego, czego chcesz, od razu. Na początku był tylko zabawnym kolesiem z wytwórni płytowej, kimś kto zawsze poprawi ci humor swoimi dziwnymi anegdotami, ale z czasem został moim najlepszym przyjacielem. Możemy rozmawiać na wszystkie niewyobrażalne tematy i często do siebie dzwonimy poza pracą. Jest naprawdę wspaniałym człowiekiem, bardzo dobrym słuchaczem, i nawet podzieliłem się z nim kilkoma swoimi rozterkami. Ma takie dobre serce. Cieszę się, że się przyjaźnimy.

Tuomas opisuje szefa Spinefarmu, Riku Pääkkönena, jako „człowieka, który czasami tak dziwnie się zachowuje, że ciężko go rozgryźć”. Nie oznacza to jednak, że nie jest zadowolony z jego pracy.

– Zrobił dla nas wiele dobrego. Czasami ma dziwne pomysły, ale lubię to, że kieruje się w biznesie przeczuciami. Jest generatorem pomysłów i, o ile mi widomo, również świetnym biznesmenem – szefem firmy, którego nigdy nie widziałem w garniturze. Kiedy mieliśmy gpo spotkać po raz pierwszy, spodziewaliśmy się kogoś w stylu „wielkiego wodza”, ekstrawaganckiego dyrektora, ale zamiast tego zobaczyliśmy kolesia w T-shircie i znoszonych dżinsach, z włosami sterczącymi na wszystkie strony. Naprawdę dobrze się z nim rozmawia.

Nielimitowana edycja Angels Fall First została wydana pod koniec października 1997 roku. Szybko sprzedała się w liczbie ośmiu tysiącach pięciuset kopii i w roku 2001 pokryła się złotem. Zajmując maksymalnie trzydzieste pierwsze miejsce, utrzymywała się na fińskiej liście top 40 przez pięć tygodni.

Z powodu swojego braku doświadczenia, niewinności i skromnych oczekiwań, Tuomas ujawnił nawet swój domowy adres we wkładce do albumu, czego później bardzo żałował, gdy pielgrzymki fanów Nightwish z całego świata zaczęły się pojawiać na jego progu. Nawet po wydaniu albumu, Holopainen przez długi czas nie wierzył, że muzyka Nightwish będzie się sprawdzać na scenie. Jednakże w grudniu 1997 roku, kilka tygodni przed ich pierwszym występem, Tuomas – bożonarodzeniowe dziecko – przelał przepełniający go entuzjazm na list z podziękowaniami i wysłał go do Koti-Karjala, chwaląc wszystkie „pomocne elfy” i „wspierające gnomy” za to, co robią.

Marzenia spełniają się w szybkim tempie. Przez rok spacerowaliśmy razem tą samą elfią ścieżką jako zespół, udało nam się wydać album i spotkać po drodze pomocne elfy i wspierające gnomy wszelkiego rodzaju. Podczas tych świąt dobrze jest oddać im szacunek i podziękować Matce Naturze oraz rozgwieżdżonemu niebu za spełnienie naszych nocnych życzeń. To także czas na podziękowanie tym, którzy są na ziemi, a bez których pomocy i wsparcia nasza kapela nie dałaby rady przetrwać.

Chcielibyśmy życzyć wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku oraz podziękować wszystkim, którzy byli zaangażowani w to, co robimy – Erkkiemu Kontro, Plamenowi Dimowowi, miastu Kitee i ludzie z Huvikeskus. Wielkie podziękowania dla naszych rodzin i przyjaciół. Tero Kinnunen – dziękujemy za twoją bezgraniczną cierpliwość i doświadczenie. Na koniec dziękuję wszystkim, którzy byli z nami duchem. Teraz możemy podążać w kierunku nowego albumu, koncertów oraz nowych marzeń.

Angels Fall First jest chyba najbardziej różnorodnym albumem Nightwish, ale też najbardziej surowym. Zespół najwyraźniej wciąż szukał swojego charakterystycznego brzmienia, od melancholijnych, sennych i progresywnych kompozycji, przez prawie folkowe piosenki aż do typowego heavy metalu. Interesujące jest również to, że śpiew Tarji czynił teksty trudnymi do odszyfrowania dla ludzi nie obytych ze śpiewem klasycznym. Lecz nawet jeśli album wydawał się trochę bezkształtny, zdecydowanie był on krokiem milowym na (elfiej) ścieżce, którą sobie obrali. Można się było po nich spodziewać różnorodnej i złożonej muzyki w przyszłości.

Pierwszym singlem z debiutanckiej płyty był „The Carpenter”. Spinefarm miał w tamtych czasach zwyczaj promowania kapel poprzez umieszczanie utworów jednej kapeli na singlach drugiej, aby zwiększyć grono odbiorców. Tym sposobem „The Carpenter” został upchnięty przy „Red Light in My Eyes Part 2” Children of Bodom (którzy właśnie wypuścili swój debiutancki album) oraz „Only Dust Moves” Thy Serpent. Wypuszczono cztery tysiące kopii, a sprzedano dość szybko 1500 egzemplarzy.

– Singiel The Carpenter zagościł na listach przebojów, a my zauważyliśmy, że ktoś naprawdę lubi naszą muzykę – dziwi się Jukka. – Pomyśleliśmy, że skoro ludzie kupują nasz album, to może powinniśmy spróbować wystąpić na żywo. Może nawet zagralibyśmy kilka koncertów. Wtedy wciąż byłem w wojsku, a Emppu miał do niego wstąpić w styczniu. Ewo załatwił nam naszego pierwszego agenta, kolesia z Welldone, a on wyprzedał kilka koncertów.

Nightwish miał zagrać swój pierwszy koncert w ich rodzinnym mieście, podczas dyskoteki noworocznej w Huvikeskus, ale wciąż brakowało głównego składnika. Nie mieli basisty.

– Ja grałem na basie na pierwszym albumie – mówi Emppu. – Gdy zaczęliśmy koncertować, poprosiliśmy Samppę Hirvonena, którego znaliśmy z naszego poprzedniego zespołu, żeby został naszym koncertowym basistą.

Hirvonen grał na basie podczas pierwszych siedmiu występów Nightwish. Będąc uczniem szkoły muzycznej w Kitee, grał również na wiolonczeli przez pięć lat, ale w szóstej klasie przerzucił się na gitarę basową.

-Plamen Dimov miał wtedy swoją własną orkiestrę Brass Band, w której grali jego uczniowie – mówi Samppa. – Ćwiczyli w szkole. Kiedy poszedłem do liceum natychmiast do nich dołączyłem. Tuomas i Jukka grali wtedy w Brass Band i tak właśnie ich poznałem. Plamen utworzył też grupę pięciu śpiewających dziewczyn i występowaliśmy razem z nimi. Jedną z nich była Tarja.

W liceum Samppa grał w kilku lokalnych zespołach i w jednym z nich poznał Emppu.

– Chyba w dziewiątej klasie pierwszy raz dołączyłem do death/thrashmetalowej grupy i tak mi się spodobało, że niedługo potem założyłem własną thrash metalową kapelę. Gdy byłem w liceum Emppu, Jukka i Kimi Tuunainen założyli techniczną powermetalową grupę. Nie mieli basisty, więc dołączyłem do nich. Grałem w klubie Monttu w Kitee przez dwa czy trzy lata razem z nimi i w którymś momencie dołączył do nas Tuomas. Graliśmy głównie metal i daliśmy kilka koncertów na lokalnych imprezach. Założyłem też swój „własny” zespół, nazywał się Hounds of Hell – to mówi samo za siebie!

– Ludzie, którzy grali w tych kapelach, spotkali się później w Division 19 i była to moja jedyna kapela przez ostatnie osiem lat – mówi Samppa w roku 2006. – Zabawne, ale prawdziwe; zaczęliśmy ćwiczyć w klubie Monttu z naszymi pierwszymi zespołami i to właśnie tam nadal dzieje się cała magia. Monttu chyba nic nie pobije.

Tuomas pamięta Samppę jako jednego z kolegów ze szkoły, którego znaczenie dla Nightwish było ograniczone do krótkiego okresu gry w zespole.

– Samppa rzadko był wśród nas, niewiele mówił i był trochę ponury. Odegrał swoją rolę podczas tych siedmiu występów, ale gdy poszedł do wojska, jego związek z zespołem się skończył. Samppa wypełnił tylko lukę, nigdy nie był prawdziwym członkiem Nightwish. Poprosiliśmy go, żeby zagrał z nami te koncerty i to było tyle.

Mimo to ich ścieżki zbiegły się po raz kolejny w 2004 roku, kiedy zespół Samppy, Division 19, grał koncert w Kitee połączony z imprezą zorganizowaną z okazji wydania przez Nightwish krążka Once.

Pierwszy koncert Nightwish nie był przygotowany tak wspaniale, jak show z okazji wydania Once siedem lat później, ale zespół był o wiele bardziej nim przerażony.

– Na publiczności było czterysta osób i było to dość ekscytujące – mówi Jukka.

– Byliśmy dosłownie sparaliżowani! – dopowiada Tuomas.

Wyglądało na to, że oczekiwania były większe niż kiedykolwiek, a zespół był przerażony, jak nigdy dotąd.

– Grałem wiele koncertów z moją poprzednią kapelą w tym miejscu – mówi Jukka. – Ale po wydaniu albumu po raz pierwszy poczułem, że ludzie przyszli zobaczyć właśnie nas. Bardzo mnie to stresowało!

Przypominając sobie odczucia przed pierwszym koncertem, Tarja wybucha śmiechem.

– Mój Boże! Poszłam z moją mamą do jednego sklepu w Kitee i kupiłam sobie skórzane spodnie. Kupiłyśmy też koszulkę z winylu i inne rzeczy w Joensuu. Moja mama była w to bardzo zaangażowana. Ubieranie tych spodni było absurdalne, ale wyglądały piekielnie dobrze! Zrobiliśmy trochę zdjęć na backstage’u w Huvikeskus, wtedy chłopcy po raz pierwszy zobaczyli mój strój. Byli pod wielkim wrażeniem, nie mogli pozbierać szczęk z podłogi, coś w stylu: „Czy tak teraz to będzie wyglądać? Tarja w skórzanych spodniach?”. Byli paskudnie słodcy.

Jukka również uważa, że wczesna prezencja zespołu była zabawna.

– Jak każdy może zobaczyć na naszych starych zdjęciach, nasz image był daleki od rock’n’rollowego – śmieje się. – Wyglądaliśmy jak banda dobrodusznych głupków! Tarja kupiła swoje pierwsze skórzane spodnie przed koncertem w Huvikeskus, to wiele mówi o naszym wyglądzie w czasach, gdy dżinsy mogły podnieść naszą „rockowość” o sto procent. W pewnym sensie na niektórych zdjęciach promo czy tych wykonanych podczas koncertu, wyglądamy jakbyśmy myśleli: „cholera, musimy coś zrobić z naszym wyglądem”, ale nigdy nie założyliśmy błyszczących ciuchów, albo czegokolwiek innego, co tworzyłoby jakiś „rockowy wygląd”, jak to robią w tych konkursach na gwiazdę popu, no wiesz, „od zera do hipstera”. Po prostu każdy z nas postarał się i w końcu wszyscy znaleźliśmy swój styl, który pasuje i jest bardziej do przyjęcia niż kiedyś. Przynajmniej taką mam nadzieję!

Podczas pierwszych koncertów, Tarji towarzyszyła jej koleżanka, Marianna Pellinen, jako suport oraz wokal wspierający.

– Bardzo mnie wspierała. Mimo że od samego początku ja byłam główną wokalistką, to Marianna miała większą tremę. Miałyśmy do przezwyciężenia wiele strachu. Zazwyczaj wspólnie robiłyśmy makijaż na backstage’u. Miałam wtedy krótkie włosy i któregoś dnia kupiłyśmy farbę, była trochę jak taki eyeliner, mogłyśmy ją po prostu wczesać w kosmyki; koniec końców wyglądałam, jakby mewa usadziła dwie ogromne kupy na mojej głowie! To była nasza fryzura sceniczna!

Początkowa naiwność członków zespołu bawi również Tuomasa.

– Tarja była zdeterminowana, żeby mieć własnego ochroniarza, najlepiej posiadającego czarny pas karate, oraz wokalistkę wspierającą, jako że nie używaliśmy wtedy żadnych wspierających wokal nagrań. Pewnie nawet nie wiedzieliśmy, że tak można. W każdym razie Marianna Pellinen była miła, a gdy zaszła taka potrzeba, mogła też grać na drugim keyboardzie. Towarzyszyła nam tylko przez kilka miesięcy, około pięciu koncertów.

– Koncert w Huvikeskus zaczęliśmy od „Elvenpath”, miałam ogromną tremę! – mówi Tarja. – Poszło dobrze, ale ciężko mi się śpiewało. Miałam trudności z kontrolowaniem własnego głosu na żywo. Nauczenie się tego zajęło mi dwa czy trzy lata. Gdy ta cała rockowa przygoda się zaczęła, właśnie startowałam z nauką śpiewu klasycznego. To było szalone, skakałam po scenie jak łoś! Nawet Tuomas powiedział po pierwszym koncercie: „Tarja daje czadu jak łoś!”.

Dzisiaj żaden z członków zespołu nie ogląda nagrań z pierwszego koncertu na trzeźwo, ale wtedy byli przekonani, że poszło im tak dobrze, że trzeba to uczcić.

– Na tej imprezie Tarja robiła striptiz – zdradza Tero. – Oczywiście to wszystko było tylko na żarty. Wszyscy braliśmy udział w zabawie, Tarja i Marianna również; miały na sobie tylko bieliznę. Było to nawet uwiecznione na zdjęciach.

– Następnego ranka zastanawiałem się, gdzie przepadła kamera – kontynuuje Jukka. – Należała do młodzieżowego departamentu pracy, więc musiałem zadzwonić do Tero, żeby zapytać go, gdzie jest taśma, jako że zawierała wątpliwy materiał. Tak na wszelki wypadek, żeby mieć pewność, że to nie ukaże się na jakichś nagraniach społecznościowych…

Zespół rzeczywiście miał powód do świętowania, gdy album wszedł na listy przebojów.

– To było chyba wtedy, gdy płyta osiągnęła trzydzieste dziewiąte lub czterdzieste miejsce – wspomina Tuomas. – Potem graliśmy legendarny koncert w klubie Lepakko w Helsinkach, 9 stycznia 1998 roku. Nigdy wcześniej się tak nie denerwowałem. Podróż do Helsinek na ten koncert była okropna. Chodzi mi o to, że byliśmy tylko prowincjonalną, heavy metalową grupą z Kitee, z jednym koncertem na koncie! Prawie tam zemdlałem. Miałem dziwny posmak w ustach. To było coś całkowicie przerażającego. Egzamin na prawo jazdy czy testy wstępne na studia były niczym w porównaniu do tego, co czułem przez te pięć minut, zanim wyszedłem na scenę w Lepakko! Nasz pierwszy koncert odbył się w Huvikeskus w Kitee, drugi w Lepakko, a trzeci w Tavastia [legendarny klub rockowy w Helsinkach]. Niezły początek!

Emppu zgadza się z Tuomasem.

– Zagraliśmy wiele koncertów w Huvikeskus z różnymi kapelami, więc występowanie tam nie było tak stresujące, ale my, prowincjusze, jadący do stolicy – człowieku, to było ekscytujące. Miałem starsze kuzynostwo w Helsinkach, gdy miałem jakieś sześć czy siedem lat, opowiadali mi o kapelach, które widzieli w Lepakko. Zapytałem mamy, co to jest to Lepakkoluola [dosłownie: Jaskinia Nietoperzy – przyp. aut.], powiedziała mi, że to jaskinia, w której są straszni ludzie! Było to więc bardzo ciekawe doświadczenie, w końcu zobaczyć miejsce, które próbowałem sobie wyobrazić przez ostatnie dziesięć lat.

Tero, realizator dźwięku na koncercie w Lepakko wspomina, że „zjawiskowy spektakl” nie był łatwym sukcesem.

– Dzisiaj człowiek cały się trzęsie przed koncertem w ważnym miejscu, takim jak Lepakko, ale wtedy nie zastanawialiśmy się nad tym zbytnio. Nawet się nie denerwowałem. Za to zespół wariował; Tuomas nie mógł z nikim rozmawiać dwie godziny przed występem. Leżał tylko pod stołem cateringowym i nie odpowiadał, kiedy ktoś go o coś zapytał!

Tapio Wilska mówi, że Tuomas był kompletnie rozbity kilka godzin przed koncertem.

– Nigdy nie widziałem go tak wstrząśniętego. Sam koncert też nie był pasjonujący. Nie byli zbyt aktywni na scenie –  mówię ci, całkiem zabrakło headbangowania.

Nie wydaje się, by któryś z członków zespołu pamiętał cokolwiek poza paraliżującym strachem.

– O Boże, to było potworne! – Ubolewa Tarja. – Zespół pochodzący znikąd przyciąga tyle uwagi, że swój drugi koncert gra w Helsinkach. Gapiłam się w ścianę za kulisami w Lepakko, zdumiona, jak daleko zaszliśmy.

W 1997 wokalistka była wciąż czymś unikatowym na fińskiej scenie metalowej i wulgarne komentarze typu „metal i tampony do siebie nie pasują i miejsce kobiety jest za kulisami, gdzie robi loda” były dość popularne w tym czasie.

– Na widowni był wielki facet krzyczący za „młodą cipką”. Pomyślałam: „oo-kay, teraz już słyszałam wszystko” – śmieje się Tarja. – Podejrzewam, że były też inne komentarze, ale chłopcy stwierdzili, że lepiej nie będą mi mówić.

W czasie pierwszych koncertów Nightwish, światowa scena metalowa bardzo się różniła od dzisiejszej. Wokalistki były stosunkowo rzadkie, a te, które próbowały swoich sił, często spotykały się z uprzedzeniami i sarkazmem. Najpopularniejszym zespołem z wokalistką był w tym czasie The Gathering z Holandii.

Zastępująca swojego oryginalnego growlującego wokalistę Barta [który później założył wspomniany już Wish], Anneke van Giersbergen, sprawiła, że The Gathering zmienił się z zespołu deathmetalowego na delikatnie brzmiącą grupę, grającą rock atmosferyczny, która zainspirowała między innymi Nightwish. Los chciał, że również inny zespół z żeńskim wokalem powstał w Holandii w tym czasie – z Sharon den Adel jako wokalistką, zespół Within Temptation, grający theatrical doom metal, osiągnął światową sławę na początku nowego tysiąclecia.

Jednakże, prawdziwą ojczyzną metalu atmosferycznego z kobietą w roli wokalistki była Norwegia. W 1994 działało tam już kilka takich zespołów, włączając muzycznych bohaterów Tuomasa – Theatre of Tragedy i The 3rd and The Mortal. Liv Kristine Espenaes z Theatre of Tragedy wyróżniała się śpiewem klasycznym, natomiast The 3rd and the Mortal z Kari Rueslåtten na wokalu byli bardziej progresywni i awangardowi.

Lata osiemdziesiąte XIX wieku obserwowały powstanie i rozwój MTV w świecie najważniejszych dyktatorów trendów muzycznych i nawet wśród zespołów hairmetalowych tamtych czasów – wtedy biznesu wartego wiele miliardów dolarów – pojawiały się odnoszące sukcesy zespoły z wokalistką, takie jak Vixen. W większości przypadków, jednakże, muzyka tych „girl bands” nie różniła się od ich kolegów. W Europie, pionierem w gatunku był niemiecki zespół Warlock, na czele z wokalistką Doro Pesch, która od tamtego czasu rozpoczęła karierę solową i osiągnęła sukces w Europie Centralnej.

Innymi słowy, Helsinki końca XX wieku nie były gotowe, by doświadczyć Nightwish, ale zespół przetrwał mękę w Lepakko.

– Wszystko skończyło się dość szybko, nie mieliśmy wtedy zbyt wielu piosenek do umieszczenia na setliście – wzdycha Tarja.

– Zagraliśmy może siedem czy osiem piosenek z pierwszego albumu – wyjaśnia Tero. – Mieliśmy nawet chórzystkę, a Emppu grał na gitarze akustycznej z nylonowymi strunami. Było tam około dwustu ludzi, koncert otwierali Babylon Whores, gdzie Ewo jeszcze wtedy grał na gitarze.

Dla publiczności oczywistym było, że Nightwish nie był z modnych, znających się na rock’n’rollu Helsinek. W Lepakko Tarja pokazała się cała ubrana na czarno, w nowe skórzane spodnie, ale reszta zespołu miała na sobie jeansy i T-shirty, które nie wyglądały zbyt fajnie. Pomimo że Tarja stała przy mikrofonie prawie jak zamrożona, jej śpiew był w stanie przykuć uwagę publiczności  – coś takiego nigdy jeszcze nie pojawiło się w fińskim metalu. Chłopaki grali swoje partie prawie sparaliżowani ze strachu. Podczas „Angels Fall First” wielu było zaskoczonych tym, że Tarja płakała – może utwór miał głębsze znaczenie dla dziewczyny? Później okazało się, że płakała, bo zwyczajnie miała tremę!

Wygląda na to, że ich przerażenie nie było bez powodu, bo część publiczności niemalże śmiała się z nich.

– W pierwszej chwili Nightwish został odebrany jako żart – mówi Jarmo Lautamäki, który był kierowcą zespołu w pierwszych dniach. – Zespół, który przyjeżdża skądś spod rosyjskiej granicy i gra jakiś gatunek metalu z wysoko śpiewającą wokalistką. Przypuszczam, że ludzie mieli z tego niezły ubaw, szczególnie w Helsinkach.

Według Jukki, w Tarji nie było nic, z czego można by się śmiać, nawet w początkowych latach.

– Tarja była najbardziej pewna siebie z naszej grupy – chwali ją Jukka. – Kiedy graliśmy te pierwsze koncerty po wydaniu Angels Fall First, byliśmy oczywiście trochę zagubieni. Tarja też nie występowała aż tyle na żywo, ale już miała tą naturalną charyzmę i umiejętność zaprezentowania się na scenie.

Tuż przed koncertem w Lepakko, dobry przyjaciel Emppu – Kimi Tuunainen – dołączył do załogi Nightwish jako technik gitary.

– Pamiętam, że musiałem zanieść na scenę akustyczną gitarę z nylonowymi strunami i stołek dla Emppu. Musiałem pójść do toalety, żeby nastroić gitarę, bo to było jedyne miejsce w budynku, gdzie dało się coś usłyszeć – śmieje się Kimi.

Patrząc z boku, rozgorączkowanie Tuunainena przy scenie – który był członkiem załogi Nightwish do 2004 roku – miało się wrażenie, że ten człowiek był kłębkiem nerwów. Wygląda na to, że kładł zbyt duży nacisk na każdy szczegół i był bliski rezygnacji po każdym koncercie. Kimi jest jednak bardzo wykwalifikowany i wie wszystko, co można wiedzieć o kablach i wyposażeniu. Ze swoją lutownicą i nieprzemakalną płócienną taśmą samoprzylepną jest prawdziwym człowiekiem do wszystkiego, który potrafi naprawić lub stworzyć prowizorycznie wszystko, od autobusu po system PA (do odbioru i przesyłania dźwięku), używając sznurówek lub gumy do żucia. Inni technicy mieli zwyczaj mówić, że kiedy pozostali dostają wrzodów ze stresu, Kimi stresował się brzęczeniem w uszach.

Po Lepakko, ludzie z Kitee mieli zagrać kolejny koncert w stolicy, w klubie Tavastia, ale i ten nie okazał się sukcesem.

– Pamiętam, że koncert w Lepakko właściwie poszedł lepiej niż w Tavastii – wspomina Ewo Pohjola. – Wydaje mi się, że w Tavastii wciąż mieli na pokładzie starego technika i dźwięk był okropny. No ale, do diabła, wcześniej mieli to już uporządkowane w studio.

Kolejnym powodem, dla którego koncert w Tavastii nie wypalił, mógł być fakt, że zespół nie zagrał razem ani jednej nuty w ciągu trzech tygodni.

A później został wydany singiel The Carpenter. W ciągu trzech tygodni od wydania – tydzień czterdziesty trzeci 1997 roku – fiński zespół pop-punkowy Apulanta rządził na listach przebojów, a jedynymi utworami choć w niewielkim stopniu metalowymi były „The Carpenter” i „When Love and Death Embrace” HIM, zespołu, który właśnie rozpoczął drogę do światowej sławy. „The Carpenter” początkowo utrzymywał się na listach przez dziewiętnaście tygodni, tylko po to, by pojawić się ponownie na miejscu piątym w lutym 1999, półtora roku po swoim wydaniu, gdy kolejny album zespołu był już w sprzedaży. Jedynym powodem, dla którego singiel nie uzyskał statusu złotej płyty, było to, że wyprodukowano tylko cztery tysiące kopii (limitem dla złotej płyty jest w Finlandii pięć tysięcy kopii).

Jednym z najlepszych wspomnień dotyczących zespołu, jakie ma Tuomas, jest związane z singlem The Carpenter.

– Słuchałem sobie listy przebojów w radiu. „The Carpenter” znalazł się na 15. miejscu i prowadzący, Jani Juntunen, włączył go. Czułem się wspaniale, nawet lepiej, niż kiedy w późniejszym czasie otrzymaliśmy platynę za Century Child. Słuchałem piosenki w radiu i przeszywały mnie ciarki. Potem wyszedłem na dwugodzinny spacer i myślałem: „O mój Boże, jak daleko zaszliśmy. Piosenka, którą stworzyłem, jest w radiu. Na liście. Na pozycji piętnastej. To nie może być prawda”. To było uczucie, które nigdy się nie powtórzy.

Wygląda na to, że to osiągnięcie pozostawiło na Tuomasie niezbywalny ślad.

– Poczułem się niesamowicie dumny, czułem, że naprawdę stałem się czymś. Było szczęście, nawet euforia: osiągnąłem coś, teraz wszystko jest dobrze. To samo się stało, gdy singiel „Sacrament of Wilderness” pokrył się złotem – to był coś kompletnie niewiarygodnego. Cóż, to wtedy wszystko zaczęło iść na prawdę dobrze.

Innym powodem stosunkowo małej ilości koncertów po wydaniu Angels Fall First był fakt, iż Tarja miała inne zobowiązania.

– Podczas mojego pierwszego lata z Nightwish, śpiewałam w chórze na Savonlinna Opera Festival – wyjaśnia Tarja. – Kiedy pozostali ludzie z chóru pytali mnie, co to jest Nightwish, dumnie prezentowałam im Angels Fall First. Sprawy związane z festiwalem były procesem trwającym cały rok – wszyscy jeździliśmy do Helsinek raz w miesiącu i ćwiczyliśmy przez cały weekend. To było dość wymagające, bo musiałam nad tym pracować również w domu i uczyć się utworów na pamięć, mimo że wcześniej niż w lecie nie wiedzieliśmy, kto jaką partię będzie śpiewał. Koniec końców, śpiewałam Wagnera i Verdiego.

Nawet w dniach, gdy Tarja należała do chóru, traktowała śpiewanie tak poważnie, że nie było mowy o imprezach.

– W zasadzie całe lato było jedną wielką imprezą dla innych członków chóru. Jeśli chodzi o mnie, zawsze było tak, że jeżeli chciałam być w stanie śpiewać na drugi dzień, nie mogłam spędzać czasu w barach do czwartej czy piątej nad ranem. Członkowie operowego chóru mają właściwie zwariowaną reputację w Savonlinnie – mówi się, że oni są tymi, którzy wracają do domu ostatni! To było po prostu szalone imprezowanie przez cały czas.

Podczas lata w Savonlinnie, Tarja zyskała doświadczenie na scenie, które przełożyło się na jej rolę wokalistki w Nightwish.

Jak twierdzi Tuomas, zespół wystąpił na siedmiu koncertach.

– Podróżowaliśmy swoim własnym samochodem z przymocowaną na linie przyczepą mojego taty.

– Występy nie były pasjonujące – mówi Emppu. – Nagraliśmy niektóre koncerty na video, oglądaliśmy je i analizowaliśmy, co powinniśmy byli zrobić inaczej. Doszliśmy do wniosku, że nie powinniśmy po prostu stać na scenie – musi być więcej ruchu.

Granie muzyki nie było jeszcze pełnoetatową pracą dla członków Nightwish.

– Mogliśmy koncertować tylko w weekendy, bo ja i Emppu byliśmy jeszcze w wojsku – wspomina Jukka. – Często byliśmy w strasznym pośpiechu. Koncert w Tavastii był w sobotę, w niedzielę mieliśmy występ w Pori, z Pori musieliśmy wrócić do domu, wskoczyć w mundury i lecieć prosto do garnizonu. Och, to były czasy…

To były również czasy, kiedy zespół nie był do końca profesjonalną grupą.

– Nie miałem wtedy nawet swoich wzmacniaczy – śmieje się Emppu. – Pożyczyłem wzmacniacze do samodzielnego montażu od starego rock’n’rollowego kolesia z Kitee. Tero był naszym inżynierem dźwiękowym.

Przy okazji jednego z koncertów zespół jednak zebrał załogę techniczną. Według Tuomasa, zespół i technicy są jak rodzina, kiedy są w trasie – każdy jest przyjacielem każdego i wkład wszystkich jest tak samo potrzebny. Nawet jeśli członkowie zespołu są tymi, którzy występują i grzeją się w blasku reflektorów, wszyscy pracownicy są traktowani równo i nawet dniówki są takie same dla każdego. Razem pracują i razem się bawią.

– Widziałem wiele zespołów z widocznym podziałem na zespół i techników – mówi Jukka. – Technicy wykonują swoją pracę, zespół swoją, i po wszystkim załoga sprząta scenę. U nas technicy należą do zespołu tak samo jak muzycy. La Familia. Nie ważne, jak duży lub mały jest koncert, zawsze pojawia się poczucie zobowiązania do bycia cicho przed występem, kiedy każdy jest zajęty przygotowywaniem swoich rzeczy i daje z siebie sto procent. Kiedy wybrzmiewa intro, wszyscy czujemy lekką tremę i zastanawiamy się, czy wszystko pójdzie tak, jak powinno. Znamy swoje granice; nikt nigdy nie jest zbyt pijany. Potem ktoś rzuca ci bas czy pałeczki do perkusji, daje ci kopa w dupę i uderzasz na scenę. Zawsze mogę mieć pewność, że wszystko, co da się zrobić, by koncert wyszedł dobrze, zostało zrobione. Jeśli coś nie działa, to z powodu wadliwego kabla, tego, że zawiódł sprzęt lub czegoś podobnego. Nie przypominam sobie ani jednej sytuacji, kiedy występ nie wypalił, bo załoga piła lub zachowywała się nieprofesjonalnie.

– Doświadczyliśmy historii Nightwish razem, całkowicie, od tych pierwszych koncertów w barach do obecnych występów na arenach – powiedział w 2004 roku Jarmo Lautamäki. – Wszyscy znamy się dość dobrze. Generalnie mamy podobne poczucie humoru. Można też mieć własną przestrzeń i prywatność, kiedy się jej potrzebuje. Zdecydowanie, im bardziej się poznajemy, tym bardziej się lubimy. Troszczysz się o swoich kumpli, starasz się im pomóc, jeśli mają problemy i wspólnie przeżywacie dobre momenty.

Na początku, najśmieszniejszymi chwilami były te, kiedy nie wszystko szło tak, jak miało pójść. Kimi i Tero pamiętają jedno z najbardziej legendarnych zakwaterowań pierwszej trasy.

– Wydaje mi się, że to było w Jyväskyli – obiecano nam pokoje z sauną i w ogóle, ale kiedy tam przyjechaliśmy, jedynym, co dostaliśmy, były stęchłe kanapy na dole w klubie Luttako – śmieje się Tuunainen.

– Myślę, że użyli zwrotu „rock’n’rollowe zakwaterowanie” do określenia warunków mieszkalnych – mówi ze śmiechem Kinnunen. – W końcu zatrzymaliśmy się u Teemu Kautonena. Możliwe, że trochę wypiliśmy, bo w pewnym momencie chłopaki zamknęli Kimiego w małej szafie. Rano wszyscy mówili: „Gdzie, do cholery, jest Kimi, musimy odjeżdżać!”. Otworzyliśmy drzwi szafy i on oczywiście tam był, skulony na przestrzeni może jednego metra kwadratowego.

Dla Sammpy Hirvonena, wczesny sukces zespołu był emocjonujący.

– Jeżdżenie na te pierwsze koncerty z Nightwish było naprawdę ekscytujące. Ludzie szaleli za nimi już wtedy. Wszystko stało się tak szybko i cały zespół był przez to trochę oszołomiony. Nie można było się przygotować na ten rodzaj powitania, jakim my zostaliśmy obdarowani.

Pierwszym agentem od rezerwacji był gość o nazwisku Lenny Lindfors, opisywany przez Tuomasa jako przyjacielski, miły facet.

– Zawsze mogliśmy z nim przedyskutować sprawy, ale, prawdę mówiąc, on nie lubił tej pracy. Myślę, że pracował w niewłaściwym zawodzie. Tak czy inaczej, w tych wczesnych miesiącach cieszyłem się z tego, że gram koncerty i mam gdzie spać. Wtedy nie zastanawiałem się nawet nad niczym innym. Jukka i Tarja zawsze byli najbardziej wymagającymi członkami zespołu.

– Przypuszczam, że w taki sposób zajmowali się też wieloma innymi fińskimi zespołami – przypomina sobie pierwszą agencję Jukka. – Mieli pewną ilość zespołów na liście, a kiedy ktoś pytał o zespół do wystąpienia na jakiejś imprezie, bardzo możliwe, że sugerowali nas. Coś w stylu: „Jaka jest wasza oferta? Dwa tysiące marek? Brzmi świetnie, zrobi się”. Oni zajmowali się papierkową robotą, a my tam jechaliśmy.

Emppu był zdenerwowany beztroską, z jaką Lindfors zajmował się wszystkim.

– Za każdym razem, gdy zgadzaliśmy się na koncert, działo się coś zabawnego, na przykład hotel nie był zarezerwowany albo na miejscu nie było nic do jedzenia. I sprzedawali nas na te wszystkie dziwaczne wiejskie jarmarki. Nie było szansy, żebyśmy mogli zarabiać tak na życie, bo całe pieniądze szły na pokrycie wydatków związanych z koncertami.

Riku Pääkönen podkreśla realia rock-biznesu.

– Pierwsze wystąpienia to zawsze ciężka praca. Wszystkie pieniądze, jakie się zarabiasz, idą na zespół i nic w zamian nie dostajesz. Ale jeśli przetrwasz ten męczący okres, oczywiste się staje, że siedzisz w tym całym sercem. Nightwish mógłby wciąż siedzieć w swoim pokoju nagraniowym i grać w lokalnych barach. Zespoły, które wszystko zaczynają, oczekując, że to będzie seks, narkotyki i rock’n’roll już od pierwszego albumu, dość szybko znikają ze sceny. Ciężko jest sprzedać coś z obszernym marketingiem, a nawet jeśli to działa, to zespół nie przetrwa długo. Możesz osiągnąć krótkotrwały sukces z jednym albumem, ale na dłuższą metę to nie działa. Już nie.

Życie odnoszącego sukcesy zespołu rockowego nie ujawniło jeszcze chłopakom swojego uroku, ale Tero wiedział, jak w pełni wykorzystać to, co mieli. Jego eskapady często wiązały się z płcią piękną – energiczny młody człowiek musiał oczywiście dowiedzieć się, czym było to sławne rock’n’rollowe życie.

Po koncercie w Helsinkach, załoga techniczna została w hotelu Ramada, mimo że zespół musiał spać u Tuunainena. Emppu wspomina:

– Ludzie spali wszędzie w mieszkaniu. Zadzwonił dzwonek i otworzyłem drzwi. To był Tero z jakąś dziewczyną. Mieszkanie składało się z dwóch pokoi i kuchni, a jako że wszystkie łóżka i kanapy były zajęte, musiałem spać na podłodze. Tero obejrzał mieszkanie i powiedział: „Cholera, nie ma łóżek – śpijmy na podłodze w kuchni”. Więc on i ta dziewczyna chwilę później się rozebrali – nie było drzwi, ani niczego pomiędzy kuchnią a resztą mieszkania – i zaczęli uprawiać seks. Nasłuchiwałem. Po chwili usłyszałem, że otwierają się drzwi lodówki. Widocznie Tero coś przekąsił, żeby uzupełnić energię, a potem wszystko zaczęło się od nowa. Kiedy obudziłem się rano, zajrzałem do lodówki i zobaczyłem długiego ogórka. Nie było mowy, żebym go dotknął!

W tamtych dniach, Tero nie troszczył się za bardzo, co myśleli o nim inni.

– Tero miał dziewczyny na każdą noc, a niektóre z nich nie były do końca piękne – chichocze Emppu. – Powiedzieliśmy mu, żeby zwrócił na to uwagę, ale on śmiertelnie poważnie powiedział: „Chłopaki, jeśli staniecie się wybredni, sami będziecie musieli głaskać swoje kutasy!”.

Koledzy z wytwórni płytowej Spinefarm, Children of Bodom z Espoo, wystąpili na scenie z Nightwish w Joensuu. Ich kariera rozpoczęła się w tym samym czasie, ale po wydaniu Something Wild w listopadzie, Children of Bodom rozpoczęli długą trasę i przed Joensuu, zagrali już o 20 koncertów więcej, niż Nightwish w swojej dotychczasowej karierze.

Pierwsza techniczna wpadka miała miejsce na koncercie w Joensuu i wtedy Tero postrzegał to jako znaczną katastrofę. Ustawił intro, które miało być zagrane na początku występu, ale DJ klubu zapomniał zmienić kanał na PA [kanał do przesyłania dźwięku – przyp. aut.] i tylko wyciszył muzykę, zapominając przy tym podgłośnić kanał Tero.

– Byłem zaskoczony, słysząc intro tylko z monitorów na scenie – wspomina Tero. – Pomyślałem, że zwiększę głośność, ale chwilę później spytałem, czy DJ jest pewny, że mnie podłączył. Kiedy w końcu to zrobił, intro ryknęło z ogłuszającą głośnością. Potworna orkiestrowa bomba wybuchła z głośników tak głośno, że zabrzęczały szyby w oknach – to był jeden wielki huk, myślałem, że cały klub eksploduje! Klub był przepełniony i jestem pewien, że to na prawdę głośno uderzyło ludzi stojących w pierwszym rzędzie.

Pierwsza „trasa” Nightwish w marcu 1998 roku przywiodła ich też do Siilinjärvi. Za kulisami spotkali kudłatego mężczyznę, który miał później odegrać dużą rolę w historii zespołu.

– Zobaczyliśmy Marco Hietalę po raz pierwszy, kiedy otwieraliśmy koncert Tarota w Siilinjärvi – cofa się myślami do tamtej chwili Jukka. – A my na to: „Cholera, ci goście są metalowi!”. Tak bardzo różniliśmy się od nich pod każdym względem: byliśmy tylko paczką nastolatków, chcących być muzykami metalowymi, a ci faceci byli weteranami. Marco był jednym z najbardziej wpływowych ludzi na fińskiej scenie heavymetalowej.

Marco dobrze pamięta swoje pierwsze spotkanie z zespołem.

– Oglądałem ich występ i pomyślałem, że ich muzyka była wtedy dość dobra. Mieli siłę i dramatyzm, więc może pewnego dnia mogliby z powodzeniem połączyć obie te rzeczy. Ale cholera, wyglądali absolutnie strasznie na scenie. Chłopaki z krótkimi włosami po prostu tam stojący… Tarja była ładną dziewczyną, ale tak przerażoną, piszczącą na środku sceny w swoich skórzanych spodniach. Szczerze mówiąc, zakładałem, że są oni tylko chwilowym dziwactwem i znikną za około sześć miesięcy. Na szczęście, oczywiście, byłem w wielkim błędzie.

W tych wczesnych latach, Tuomas czuł silną potrzebę wykazania się.

– Pragnąłem po prostu zrobić kolejny krok. Ciągle byłem trochę wkurzony, bo Spinefarm wydało demo jako nasz pierwszy album i chciałem pokazać wszystkim, co naprawdę mieliśmy. Teraz, kiedy kontrakt na nagranie albumu był podpisany, mogliśmy stworzyć album, dzięki któremu nikt nie mógłby nas zignorować!

Pragnienie zespołu, by się wykazać, zostało później umocnione przez dobrze przyjęte przez publiczność koncerty i przychylne recenzje – pogłoska mówiła, że Angels Fall First zebrała pochwały nawet zagranicą. Johanna Kiiski, która pisała dla fińskiego brukowca rockowego Rumba, nazwała koncert w Lepakko najlepszym występem roku. Fińskie media były generalnie entuzjastycznie nastawione do zespołu, chociaż niektórzy ludzie nie mogli znieść kobiecego wokalu. Album był czasem nazywany „progresywnym metalem”, czasem „gotykiem”. W wywiadzie Tuomas opisał opinie jako „tak dobre, że nie mogłyby być bardziej” pozytywne.

Nightwish zaczynał koncertować nieco nieprzygotowany, a życie w drodze szybko odcisnęło swoje piętno. Studia muzyki klasycznej Tarji ucierpiały najbardziej.

– Te pierwsze lata z Nightwish były bardzo trudne psychicznie – przyznaje Tarja. – Szkoła diabli brali, bo nie miałam czasu chodzić codziennie na zajęcia. Podczas pierwszego roku na Akademii miałam czterdzieści zaliczeń, gdzie normalnie jest dwadzieścia. Po skończeniu liceum, czułam takie pobudzenie, byłam zmotywowana i zdeterminowana, by studiować. Miałam takie nastawienie, że jeśli będę musiała czytać i ciężko pracować, zrobię to – mogę to zrobić, dam radę. Ale nagle wskoczyłam z Nightwish na pokład i wszystko się zmieniło. Fala emocji przyszła dopiero potem – te wszystkie myśli, czy jestem złą osobą, bo nie skończyłam studiów. Moje poczucie własnej wartości rozpadło się. W szkole bałam się, że wszyscy widzą na moim czole etykietę mówiącą „metalowa wokalistka”. Absurdalne myśli.

– Musiałam sama uporządkować takie uczucia – kontynuuje. – Nie miałam z kim o tym porozmawiać. Dzięki Bogu, przyjaciele mnie mobilizowali. Jestem pewna, że nie poradziłabym sobie, gdyby powiedzieli, że to, co robię, jest do dupy. Nie miałam żadnych przyjaciółek na scenie metalowej. Zawsze byłam otoczona przez chłopaków, ale tak samo było też w domu; mam dwóch braci i zawsze byłam pośrodku, walcząc o swoje miejsce. Nawet w szkole podstawowej, przez sześć lat byłam jedyną dziewczyną w klasie. Myślę, że przyzwyczaiłam się do tego. To nie był duży problem.

Sukces zaskoczył także Tuomasa, ponieważ nie miał do tej pory czasu zastanawiać się, jak pogodzi zespół i swoje studia. Tuomas został przyjęty do Szkoły Nauk o Naturze i Środowisku na Uniwersytecie w Kuopio, jednak nie czuł się dobrze wśród zabawiających się towarzyszy. Zdążył już wydać pożyczkę studencką o wartości piętnastu tysięcy marek, a udało mu się uzyskać tylko trzy wpisy w roku akademickim 1997-1998. Tuomas pamięta, jego ostatnie zajęcia dotyczyły nawożenia różnych typów pól nawozem naturalnym. I to było na tyle. Tuomas zdecydował poświęcić cały swój czas Nightwish.

Następny w kolejce był teledysk do „The Carpenter”.

– Na planie myślałam: „O Boże, czy to ma właśnie tak wyglądać?” – wzdycha Tarja. – Teledysk był kręcony z użyciem niebieskiego ekranu w studio MTV3 w Helsinkach. Poszłam tam w okropnej peruce i sukience o sześć rozmiarów za dużej. Miałam wyglądać jak femme fatale i nie miałam pojęcia, jak to będzie wyglądało, bo tło miało być dodane później. Boże, próbowałam zrozumieć, jak to zrobić lepiej, ale musiałam po prostu stać tam jak kłoda przed niebieskim ekranem. Z pewnością wyglądałam bardzo tragicznie i dramatycznie na tym teledysku!

Teledysk, reżyserowany przez Samiego Käyhkö, przedstawia starego stolarza w jego pracowni podobnej do krypty, budującego jakiś rodzaj latającej maszyny, a Tarja ze swoimi dużymi włosami i w długiej sukience śpiewa na brzegu komputerowo stworzonego górskiego jeziora. Patrząc z perspektywy dzisiejszych standardów, obrazy w teledysku są nieco szkaradne. Tarja właściwie wyglądała jak diwa fińskiej opery – Karita Mattila – ubrana w zasłonę.

Pod koniec teledysku, pokazany jest stolarz modlący się przed krzyżem. Później spogląda ku słońcu i wraz ze swoim wynalazkiem skacze z klifu. Nagranie nie pokazuje, jak to się skończyło dla Pana Ikarusa, ale na pewno nie wyglądało to zbyt dobrze.

Tarja była jedyną osobą z zespołu pojawiającą się w teledysku. Po jego nagraniu, zespół zgodził się, że następnym razem pokaże się cały skład.

Tarja całkiem dobrze pamięta imprezę, która miała miejsce po nagraniu.

– W barze Talli w klubie Lepakko w Helsinkach była impreza sadomasochistów, a ja skończyłam tam z moją fryzjerką i wizażystką. To było dziwne, przebywać tam w peruce i długiej sukience i oglądać ludzi, dających sobie klapsy – no naprawdę, dajcie spokój! Siedziałam tam do jedenastej w nocy i zamówiłam taksówkę do hotelu. Na imprezie kilku metalowców pytało mnie, czy pójdę z nimi do klubu Tavastia. Nie poszłam.

Fińskie recenzje na temat Angels Fall First były pochlebne, często porównywano Nightwish do The Gathering. Album przykuł również uwagę za granicą, chociaż nic jeszcze nie wskazywało na ich przyszły sukces. Tuomas był nieśmiały i zazwyczaj mało się odzywał w wywiadach z tamtego okresu, a Tarja rozmawiała z dziennikarzami o wszystkim prócz metalu.

Według Tarji fakt, iż zagraniczne media w ogóle wspomniały o albumie, był znakiem sukcesu.

– Naprawdę fajne było uczucie, że jest się popularnym – wspomina. – Wspaniale było zobaczyć, że jakieś niemieckie czasopismo pisze o nas i nazywa nas „rewelacyjną nowością”. Na początku było tylko trudno zrozumieć, jak reagować na rozgłos.

Spinefarm zaoferował, by album został licencjonowany w Niemczech – dziś najmocniejszym rynku Nightwish – ale wytwórnie Nuclear Blast i Century Media nie były zainteresowane. Prawdopodobnie żałowały później swojej decyzji, ale wtedy Spinefarm już ich nie potrzebował.

Przed wydaniem, Angels Fall First zostało licencjonowane w USA, Tajlandii, Polsce i Brazylii. Wytwórnia NEMS Enterprises, należąca do Marcelo Cabuli, zajęła się wydaniem płyty w Ameryce Południowej poza granicami Brazylii. Późniejsze albumy Nightwish nie zostały oficjalnie wydane w innych wytwórniach, niż wyżej wymienione, dopóki ilość sprzedanych płyt gwałtownie nie wzrosła.

Pierwsze oznaki sukcesu były radośnie przyjmowane przez członków Nightwish.

– Pamiętam, jak się czułem, kiedy Angels Fall First pojawiło się na listach przebojów i ludzie przychodzili, by nas zobaczyć na żywo – rozmyśla Tuomas. – Nagle czuliśmy, że czegoś dokonaliśmy. Uderzył mnie niesamowity przypływ ambicji i zdecydowałem, że zajdziemy tak wysoko, że ludzie nie będą w stanie w to uwierzyć – będziemy naprawdę ostro ćwiczyć i napiszemy wzniosłe, majestatyczne melodie. To jest właśnie pragnienie, z którego zrodził się Oceanborn.

W tym czasie zastępczy basista koncertowy Samppa Hirvonen musiał odejść z powodu poboru do wojska i Nightwish znów pozostał bez basisty.

– Zanim zaczęliśmy nagrywać następny album w lecie, staraliśmy się znaleźć basistę przez umieszczenie ogłoszenia w Internecie i w pewnym magazynie – relacjonuje Tuomas.

– Tylko jeden kandydat się z nami skontaktował – śmieje się Jukka. – Na przesłuchaniu podłączył się i zaczął szalenie szybko nawalać na swoim basie, a ja skończyłem, grając na podwójnej stopie tak szybko, jak mogłem. Po minucie gość spytał: „Nie możesz grać trochę szybciej?”. Powiedzieliśmy: „Dobra, na razie!”. Było oczywiste, że nie mieliśmy takich samych ambicji muzycznych.

Po odejściu Samppy i przesłuchaniu, które okazało się porażką, grupa nagle zdała sobie sprawę, że może nie muszą szukać dalej niż w domu.

– W pewnym momencie przypomnieliśmy sobie Samiego Vänskę, który grał w Nattvindens Gråt – mówi Jukka.

– Właściwie był on jedynym basistą we wsi – wyjaśnia Emppu.

– To było jak w starym przysłowiu: po co nosić drewno do lasu? – Mówi Tuomas. – Sami był dawnym kolegą z zespołu, więc go spytaliśmy.

I Sami się zgodził.

– Emppu przyszedł do mnie i spytał, czy byłbym zainteresowany graniem z nim i z Jukką. Wydaje mi się, że graliśmy rzeczy takie jak „Black Diamond” Stratovariusa i piosenkę, która stała się „The Pharaoh Sails to Orion”. Tuomas dołączył później i pod koniec dnia zdecydowaliśmy się na następną próbę. To wtedy uznali pozycję basisty za zajętą, tak przypuszczam.

Kariera muzyczna Samiego Tuurego Petteriego Vänski urodzonego 26 września 1976 roku, rozpoczęła się w szkole muzycznej, kiedy miał dziewięć lat. Sami zaczynał, grając na akordeonie, ale szybko przerzucił się na gitarę basową.

– Po około roku w szkole muzycznej, Pexi, chłopak, z którym chodziła wtedy moja siostra, pokazał mi bas. Na początku byłem trochę sceptyczny, ale kiedy usłyszałem „YYZ” Rush, byłem kupiony. Jednakże, pierwszą piosenką, jakiej się nauczyłem, była „Smoke on the Water” Deep Purple.

– Później miałem swój własny bas i zacząłem ćwiczyć jak diabli. Słuchałem muzyki z kaset – zespołów takich jak Rush, Faith No More, Red Hot Chili Peppers i Metallica – i uczyłem się grać razem z nagraniem. Dodatkowo, Pexi nauczył mnie techniki i kilku ćwiczeń na palce. Wziąłem również kilka lekcji u Plamena Dimova i grałem z nim trochę szybkich rzeczy.

Sami pojawiał się wcześniej w różnych projektach Teemu Kautonena, takich jak Carnification, uroczo nazywającym się Virgin’s Cunt (później Darkwoods My Betrothed) i Nattivindens Gråt. W 1997 roku nie grał już w żadnym z nich i próbował skoncentrować się na studiach w Joensuu, ale zobowiązanie w stosunku do Nightwish sprawiło, że przeprowadził się z powrotem do rodzinnej miejscowości Kitee.

Według Tuomasa, Sami pasował do Nightwish jak ulał.

– Sami jest niezwykle muzykalną osobą. Ma ogromne poczucie stylu i perfekcyjny słuch, może najlepszy w Finlandii, obok Risto Hemmiego i Tero Kinnunena. Sami był tak samo ambitny, jak reszta zespołu. Nigdy nie satysfakcjonowały go gówniane nagrania w studiu. Był kompletnie przeciwny punkowemu etosowi: „gówniane granie jest fajne, zostawmy to tak”. W tej kwestii wszyscy nadawaliśmy na tych samych falach.

Zespół znał już Samiego Vänskę ze szkoły. Trochę starszy od pozostałych basista był nieśmiałym i spokojnym melancholikiem, który nie miał łatwego życia. Pokazywanie emocji nie było w stylu cichego chłopaka. Nigdy nie przechwalał się, że dołączył do Nightwish – kiedy znajomi gratulowali mu, on tylko spokojnie kiwał głową.

Vänskä szybko zadomowił się w Nightwish. Ambitny i precyzyjny do bólu muzyk miał bardzo melodyjny styl. Sami gra palcami i jest znany z tego, że nie unika ćwiczeń.

Emppu chwali umiejętności muzyczne Samiego.

– Jest wspaniałym muzykiem, co do tego nie ma wątpliwości. Jednak nie jest basistą metalowym – myślę, że woli Rush i oldschoolowy rock progresywny. Jeśli miałbym porównać go z Marco, powiedziałbym, że Marco trzyma bas jak jakiś instrument perkusyjny, podczas gdy Sami gra o wiele bardziej delikatnie. To nie było heavymetalowe granie, ale szło mu dobrze. Może jest też coś z funku w jego graniu.

Jukka postrzegał Samiego jako absolutnego weterana w czasie, kiedy dołączył do Nightwish.

– Na tamtym etapie wciąż byłem początkującym perkusistą i wiedziałem dużo mniej o muzyce, niż wiem teraz – opowiada Jukka. – Sami grał w zespołach o wiele dłużej i znał już urządzenia i rzeczy w studiu, więc wyglądało na to, że był bardziej doświadczony niż reszta. Ale myślę, że Sami był taki jak wszyscy – może trochę fajniejszy, bo grał dłużej niż na przykład Emppu i ja.

W Nightwish, Sami skupił się na grze na basie i zostawił ponadprogramowe zajęcia innym. Wypełniał swoje obowiązki jako basista, ale zawsze wyglądało na to, że był zbyt nieśmiały, by pokazywać się publicznie; nigdy nie brał udziału w wywiadach.

– Każdy ma swoją rolę w zespole i udzielanie wywiadów nie było rolą Samiego – podsumowuje Tuomas. – To nigdy nie stanowiło problemu.

Na chwilę obecną elementy układanki znalazły swoje miejsce. Zespół wyruszył w kierunku kolejnego kamienia milowego.


×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.