Nazywam się Vaalea. Pochodzę z małej wioski Elazar u podnóża gór Oatkir. Moi rodzice przenieśli się do tego miejsca ponieważ nie zwracało ono niczyjej uwagi. Było odcięte od reszty świata pasmem górskim i otoczone niezbyt przyjaznymi dla ludzi lasami. Stanowiło idealne miejsce, dla kogoś, kto chce się ukryć. Nic dziwnego, że rycerz gwardii królewskiej i czarodziejka, którzy dopuścili się zdrady króla, osiedlili się właśnie w tej wiosce.
Mama nauczyła mnie wszystkiego co powinna umieć młoda czarodziejka: od najważniejszych zaklęć i eliksirów do podstaw magii stwórczej. Moim szczególnym talentem okazała się umiejętność tworzenia iluzji w umysłach innych. Ojcu zawdzięczam umiejętność walki mieczem.
Odkąd pamiętam byłam ciekawa świata, dlatego w górach Oatkir nie było jaskini, zbocza czy kamyczka, którego bym nie znała. Kiedy miałam 15 lat wybrałam się na jedną z moich najdłuższych wycieczek w góry. Szłam stromą ścieżką i dotarłam naprawdę wysoko. Kiedy usiadłam odpocząć i zjeść trochę zapakowanego prowiantu usłyszałam dziwny dźwięk. Przypominał pęknięcie skorupki jajka. Poszłam w jego stronę, byłam ciekawa czy miałam rację co do pochodzenia dźwięku. Znalazłam gniazdo, ale nie byle jakie! Było naprawdę wielkie. W środku znajdowały się dwie puste skorupki i jedno jajo, z którego wystawał dziób. Wpatrywałam się jak zwierze wydostawało się na zewnątrz. Byłam ciekawa jaki ptak może składać tak ogromne jaja. Niedługo potem wszystko stało się jasne. Zwierze, które wydostało się z jajka nie było ptakiem, ale gryfem. Młode zaraz po wykluciu się zaczęło nawoływać matkę. Zrobiło mi się go żal, bo gniazdo wyglądało na opuszczone. Postanowiłam zaopiekować się maluchem przez jakiś czas.
Przeniosłam gniazdo razem z młodym gryfem nieco bliżej mojego domu. Nie chciałam jednak, aby było za blisko. Wolałam, aby moi rodzice nie wiedzieli, że zamierzam opiekować się tak niebezpiecznym zwierzęciem. Na dodatek, żeby go wykarmić, często uszczuplałam domowe zapasy. Gryf okazał się dość wszystkożerny: zadowalały go zarówno pasza dla kur, jak i resztki z obiadu. Większym problemem okazała się nauka latania. Wiele razy zostałam podrapana kiedy spychałam go z coraz to wyższych zboczy. Jednak nauka opłaciła się. Kiedy Ifen dorósł nauczyłam się na nim latać.
Ku mojemu zdziwieniu rodzice nie byli źli kiedy dowiedzieli się o mojej nietypowej przyjaźni z gryfem. Na ich twarzach malowało się coś na kształt... ulgi. Cieszyłam się ponieważ stało się jasne, że Ifen zostanie ze mną na dłużej. Potem dowiedziałam się, że ich reakcja miała wiele wspólnego z czarnymi demonami, o których mama mówiła przez sen. Była ostatnio bardzo niespokojna, wydawało się, że przeczuwała coś złego.
Tej nocy obudziły mnie krzyki. Wszystko działo się bardzo szybko. Rodzice kazali mi pobiec do Ifena i odlecieć na nim na wschód. Sami odjechali na naszej klaczy. Nie wiem czy jeszcze kiedyś ich zobaczę.
Teraz siedzę nad rzeką Nunal. Rozpamiętuję widok krwi, rozczłonkowanych ciał i przemykających ceni z tamtej nocy. Czym dokładnie są? Jak z nimi walczyć? Muszę znaleźć odpowiedzi na te pytania.