-
Content Count
602 -
Joined
-
Last visited
-
Days Won
22
Marja last won the day on June 24 2016
Marja had the most liked content!
Community Reputation
708 ExcellentAbout Marja
-
Rank
Ocean Soul
- Birthday 02/07/2001
Personal Information
-
Imię
Maria
-
Płeć
female
Top 5
-
#1 muzyka_album_tytul
Wszystkie
-
#1 muzyka_album_autor
Nightwish
-
#2 muzyka_album_tytul
Reflections; Cult; Apocalyptica
-
#2 muzyka_album_autor
Apocalyptica
-
#3 muzyka_album_tytul
Twilight of the Thunder God; Jomsviking
-
#3 muzyka_album_autor
Amon Amarth
-
#4 muzyka_album_tytul
How Will I Laugh Tomorrow When I Can't Even Smile Today
-
#4 muzyka_album_autor
Suicidal Tendencies
-
#1 muzyka_piosenka_tytul
Wszystkie
-
#1 muzyka_piosenka_autor
Nightwish
-
#2 muzyka_piosenka_tytul
Pray; Farewell; Cohkka; Bittersweet
-
#2 muzyka_piosenka_autor
Apocalyptica
-
#4 muzyka_piosenka_tytul
Live For the Kill; Father of the Wolf
-
#4 muzyka_piosenka_autor
Amon Amarth
-
#5 muzyka_piosenka_tytul
I Feel Immortal
-
#5 muzyka_piosenka_autor
Tarja
-
#1 film_tytul
Teoria Spisku
-
#2 film_tytul
Znaki
-
#3 film_tytul
Lord of the Rings
-
#4 film_tytul
Hobbit
-
#5 film_tytul
Die Hard
-
#1 hobby
Muzyka
-
#2 hobby
Pisanie
-
#3 hobby
Nauka języków obcych
-
#4 hobby
Rysowanie
-
#5 hobby
Czytanie książek
-
[video=youtube] [video=youtube] [video=youtube] [video=youtube] [video=youtube] [video=youtube] Ktoś z Was słucha, lubi? :)
-
Dostaliśmy! ♥ A około godziny temu, musieliśmy naszego kotka ściągać z wysokości kilku metrów. Po dwóch stronach tarasu mamy zamocowaną kratę - i Tygrysek się po niej zręcznie wspiął. Potem stanął na belce i nie mógł zejść. Chwilę czekaliśmy, czy uda mu się jakoś, ale w końcu Lawenda przyniosła drabinę i go zdjęła. xD
-
Nareszcie mamy kota! ♥ Nazywa się Tygrysek. Oto kilka jego fotek. :)
-
Ja w te wakacje chyba nigdzie nie pojadę. Ze względu na przetaczające się przez Polskę w miesiącach letnich piekielne upały, wolę nawet nie myśleć o ewentualnych wyjazdach. Jeśli miałabym gdzieś pojechać, to tylko tam, gdzie jest chłodniej niż u nas. xD Nie muszę daleko wyjeżdżać, aby móc robić to, na co podczas roku szkolnego ciągle brakowało mi czasu.
-
Alien Ken to świetny zespół. Roy Egeland ma potężny wokal, a kompozycje utworów są naprawdę piękne. Gorąco polecam albumy Contact i Change is Constant. :) Ostatnio Alien Ken nagrał wersję na pianinie utworu Change is Constant. (Na pianinie zagrał perkusista zespołu - Morten Skogen!) :) Alien Ken - Change is Constant Alien Ken - Change is Constant (Piano Version) Moim zdaniem obie wersje są genialne! ♥
-
[video=youtube] Piękny utwór. ♥
-
Dziękuję, Majava! :) Wrzucam następny fragment mojej opowieści o Petrim. To jest mniej więcej połowa, tego co pisałam z przerwami od ostatniego wrzucenia tu fragmentu mojego opowiadania. :) Miłego czytania! :) *** *** *** Pozbierawszy okruchy szkła z podłogi i wyrzuciwszy je do kubła na śmieci, Petri wzdychając przysiadł na zydelku w przedpokoju i spojrzał na kalendarz wiszący na gwoździu przybitym do ściany. Dziś był pierwszy grudnia. Sosnowe deski boazerii odbijały światło zimowego popołudnia. Z salonu dochodziły jakieś urywki zdań, co jakiś czas słychać też było jak pan Akihito bełkocze coś po angielsku, przetykając co jakiś czas swoje wypowiedzi japońskimi słowami. Petri wstał i wszedł do kuchni. Był strasznie głodny i ciekawy co będzie na obiad. Podszedł do kuchenki i zajrzał do garnka. Wtedy wbiegła tu przejęta mama. - Zaprowadź pana Akutagawę do jadalni - poleciła, sama mieszając coś pospiesznie w małym rondelku. - Co będziemy jeść? - zapytał mrukliwym głosem. - Sushi i jeszcze jakieś inne japońskie potrawy. A teraz nie marudź i zrób co mówię! - zawołała, przy czym oparzyła się w palec i teraz lała wielki strumień wody chlapiąc na wszystkie strony. Petri jęknął. Sushi?... Jak to sushi?... - Ja nie będę tego jeść - zastrzegł, po czym kichnął rozgłośnie. Tak mu się zakręciło w głowie, że zapomniał po co wysłała go mama. Cofnął się i poszedł do swojego pokoju. Potwornie rozbolała go głowa, a po jakimś czasie gardło. Wkurzony, próbował to bagatelizować i poczytać, ale nie udawało mu się. Po półgodzinie mąk, machnął ręką i położył się na łóżku, przykrył głowę poduszką i postanowił się zdrzemnąć. *** *** *** Petri obudził się koło ósmej wieczorem. Jego obolałym oczom ukazał się niewyraźny zarys pokoju i majacząca postać Susanny. Zauważywszy, że nie śpi, podeszła do niego. - Petri, mama woła cię na kolację - powiedziała. Petri ziewnął, usiadł i podrapał się w potarganą, jasną czuprynę. - Co? - dotarło do niego w końcu. - Kolacja? Jego żołądek niedelikatnie przypomniał mu o niezjedzonym obiedzie. W jego myślach natychmiast pojawiła się osoba Japończyka i niestrawne, zimne sushi. - Sushi - jęknął i złapał się za brzuch. Podczas jego dziewiątych urodzin na kolację mama zrobiła ową potrawę. Nie dość, że mu w ogóle nie smakowało, to potem było coraz gorzej i gorzej. Nieświeża ryba sprawiła, że wieczorem wylądował w łóżku z bolącym brzuchem, a na końcu... Petri wolał sobie tego nie przypominać. Aż mu się mdło zrobiło na myśl, że mógłby jeszcze kiedykolwiek zjeść sushi. - Nie będę jeść - odparł w końcu. Spojrzał na Susannę. - Jak to nie będziesz jadł? - Widać chyba ona również z pewnym opóźnieniem rozumiała co Petri do niej mówi. - Nie będę. - Petri naciągnął na siebie kołdrę i zamknął oczy. - Powiedz mamie, że śpię. I zamknij drzwi, dobrze? Dziękuję. *** *** *** - O tej porze? - zdumiała się mama. - Może jest chory? - rzuciła w zastanowieniu. - Pójdę do niego. - Ale on śpi - przypomniała Susanna. - Ach, tak - zreflektowała się mama. - Nie będę go przecież budzić. Susanna mocniej naciągnęła na siebie kaptur bluzy i dopiła resztkę zimnej już herbaty. Tuomas siedział wciśnięty w kąt kanapy i z wypiekami na twarzy czytał 'Powrót Króla'. Przerzuciwszy kartkę, jego oczy znowu zaczęły szybko poruszać się pochłaniając coraz więcej i więcej tekstu. Tata również czytał, ale nie koncentrując się w takim stopniu, co jego najmłodszy syn. Tuomas zdawał się być w zupełnie innym świecie. Na jego twarzy odmalowywały się coraz to inne uczucia. Susanna uśmiechnęła się lekko i poszła pomóc mamie w zmywaniu. *** *** *** Kiedy po raz drugi znowu znalazł się na jawie, na świecie panował już zimowy poranek. Pierwsze co poczuł, był wilczy głód. Mimo, że budzik wskazywał dopiero kwadrans po piątej, Petri wyskoczył z łóżka i pobiegł na dół i zjadł sobie co nieco w kuchni. Wyjrzał przez okno. Między drzewami majaczył czyjś cień. Z westchnieniem powlókł się z powrotem do łóżka. Miał nadzieję, że mama wpisze mu usprawiedliwienie jego nieobecności w szkole. Chciał tylko spać i mieć święty spokój. Jednak ten spokój nie potrwał długo. Następnego ranka już od rana słychać było głosy wszystkich członków rodziny naraz i czasem tego przeklętego Japończyka. Z niechęcią pomyślał, że trzeba będzie pójść do budy. I jeszcze ta klasówka z fińskiego... W ogóle nie nauczył się tego, co było zadane. Cóż, będzie zgrzytanie zębów, niestety. Słaniając się doszedł do łazienki. Zabawił tam chwilę, po czym szybko zbiegł na dół. Miał mało czasu. Czuł się chory i był chory, ale nie chciał tego po sobie pokazać. Choć można było się tego domyślić po jego kilkunastogodzinnym śnie podczas weekendu. Wszedł do kuchni i zaczął szukać jakiejś bułki. - Pochodzę z kraju Wschodzącego Słońca... - Usłyszał głos Japończyka. - ...Tak. Kraj Kwitnącej Wiśni... Petri prychnął z pogardą i wcisnąwszy do plecaka kawałek suchego pieczywa, wybiegł na dwór, trzaskając głośno drzwiami. Od razu zimne, ostre powietrze dało mu się we znaki. Był taki potworny mróz, że Petri aż cofnął się, aby sprawdzić temperaturę. Minus trzydzieści pięć stopni Celsjusza. Wzdrygnął się i przeciął kłusem zaśnieżoną działkę, następnie brnąc przez grubą warstwę śniegu nieodśnieżonej leśnej ścieżki. Ból pulsował mu w skroniach. Miał gorączkę i przeraźliwy katar. Zjadłszy po drodze bułkę, dotarł do znienawidzonego celu. Huknął drzwiami. - Dźbry - mruknął przez zatkany nos do woźnego i pognał wytartymi przez setki stóp schodami. Dotarłszy na drugie piętro zaklął głośno, a przechodząca obok sprzątaczka cmoknęła z niezadowoleniem. Zza zamkniętych drzwi klasy dochodził już odgłos rozwrzeszczanej młodzieży bardzo ambitnie przygotowującej się do matury. Przeprosiwszy mrukliwie za spóźnienie, usiadł w ławce i wbił ponury wzrok w postrzępioną okładkę zeszytu. Nie słyszał niczego, poza głośnym szumem. W końcu dotarło do niego jedno słowo: - Holopainen! Holopainen! Holopainen, mówię do ciebie! Do tablicy! - krzyczała piskliwym głosem matematyczka. Petri na słaniających się nogach podszedł, a jego wzrok był tak mętny, że każdy zauważyłby, że jest z nim coś nie tak. *** *** *** Z trudem dotarł do furtki. Oparłszy się o nią ciężko, spojrzał nieprzychylnym wzrokiem na działkę. Japończyk żwawo odśnieżał, co jakiś czas spoglądając wokół siebie. Kiedy jego wzrok napotkał Petriego, zrobił się bardziej czujny i teraz całą swoją uwagę skupił na robocie. Petri zerknął na niego podejrzliwie, po czym wszedł na posesję i ruszył nieprzytomnie w kierunku drzwi. Utęsknionym wzrokiem spojrzał na zupę grzybową, która po chwili stanęła przed nim na stole. Uff, nareszcie coś normalnego do jedzenia. Zjadł, podziękował i wyszedł z jadalni. Jeszcze tylko lekcje i będzie można trochę odpocząć. Ale nie, lekcje mogą jeszcze poczekać. Podszedł do okna i przyłożył nos do szyby. Japończyk już kończył pracę i zdawał się nie być w ogóle zmęczonym. Nagle Petriemu serce podskoczyło do gardła. Drogą szła zakapturzona dziewczyna z teczką. Przetarł oczy. Nie, była tam, była naprawdę! Petri sam nie wiedział, czemu go to jakoś ucieszyło. Zbliża się w kierunku działki. Oprócz teczki niesie jakąś ciężką torbę. Zaproponuje jej pomoc, a wtedy będzie mógł się z nią choć trochę zapoznać. Szalonym biegiem zszedł na dół i wyszedł na ganek. Dziewczyna obejrzała się. Chyba go nie zauważyła. Spojrzała na Japończyka i nagle w jej oczach pojawił się dziwny wyraz. Gwałtownie przyspieszyła kroku i uciekła, mimo, że jej dłonie ledwo wytrzymywały ciężar siatek. Petri miał ochotę zakląć. Jego spojrzenie, które rzucił w kierunku Japończyka, było przepełnione taką wściekłością, że gdyby ktokolwiek zdołał je zobaczyć, wolałby nie ryzykować z jego gniewem. Zdusił w sobie gwałtowny wybuch, zacisnął zęby i wszedł do domu trzasnąwszy głośno drzwiami, aż zatrzeszczały szyby. - Petri! - zawołała mama. - Co ty wyprawiasz?! Oszalałeś? Petri zupełnie ją zignorował i powlókł się smętnym krokiem do swojego pokoju. Opanowała go potworna wściekłość. Jakże miał dosyć tego Japończyka. Po co on tu właściwie jest? Z posępną miną usiadł przy biurku. Szyby pokrywał szron, zbliżał się wieczór. Było już ciemno, ale Petri nie miał ochoty zapalać światła. Czuł się bardzo osamotniony. Szarpnął za klamkę okna. Do pokoju dostało się mroźne powietrze. Wyjrzał przez okno. Wiał wiatr, drzewa poruszały się niespokojnie, a na niebie zamigotało kilka gwiazd. Petri westchnął głośno. Usiadł przy biurku. Spojrzał na leżące na nim kartki. Nagle jakby się obudził i przypomniał sobie o lekcjach. - Chrzanię to! - powiedział i wyszedł z pokoju, głośno zatrzaskując drzwi. Po chwili pojawił się w kuchni i podenerwowanym krokiem podszedł do lodówki. - Ty masz chyba jakąś nerwicę - powiedziała mama wzdychając. - Ja?? Skąd - odrzekł flegmatycznie. Usiadł szurając krzesłem. Apatyczne spojrzenie wbił w ścianę naprzeciwko stołu. Próbując uspokoić rozszalałe myśli, sięgnął po jakąś gazetę leżącą nieopodal. Nie potrafił się jednak skupić na żadnym artykule - w końcu dał za wygraną i wstał. - Petri, wszystko w porządku? - zapytała mama, która przypadkiem złowiła mordercze spojrzenie Petriego. - Owszem - powiedział na pozór spokojnie i szybko wyszedł. Stanął niezdecydowany na korytarzu. Głośne tykanie zegara przerywało smętną ciszę. Petri czuł się zmęczony, bardzo zmęczony. Bardziej niż zwykle. Poczłapał w kierunku swojego pokoju. Mijając pokój Susanny usłyszał znajome dźwięki radiowego hitu - 'Take on me'. - Cześć - mruknął ponuro. - Hm - odpowiedziała Susanna nie przerywając wpatrywania się w przeciwległą ścianę. Petri westchnął ciężko i nie wiedząc co właściwie robić u siebie, zszedł z powrotem na dół. Znudzony przysiadł na najniższym stopniu i posępnym wzrokiem wpatrywał się w boazerię pokrytą licznymi rycinami. Coś go potwornie rozdrażniało, ale nie potrafił odpowiedzieć co. Może atmosfera, jaka panowała obecnie w domu. Poczuł, że jest mu duszno i że jeżeli zaraz nie wyjdzie na zewnątrz, to zrobi coś niegodziwego. Wtem niespodziewanie zauważył Japończyka, który nienaturalnie drobnym kroczkiem zbliżał się do swojego niewielkiego pokoiku. Petri zmrużył oczy. Pan Akutagawa podejrzanie ostrożnie niósł małą doniczkę z niepozorną, ale gęsto kwitnącą roślinką o niepokojącym kolorycie. Gałązki miała ona powykręcane jak starcze palce, a na końcach wyrastały purpurowe listki i o ton jaśniejsze kwiaty. Japończyk drgnąwszy, obrzucił Petriego nieprzychylnym spojrzeniem. Petri zrobił niegrzeczną minę, przewrócił oczami i wyszedł na dwór, naciągając na siebie po drodze kurtkę. Gwałtowne zetknięcie z mroźnym powietrzem trochę go otrzeźwiło. Chwilę pokręcił się po odśnieżonej ścieżce, która już pokrywała się białą warstwą. Oparł rozpalone czoło o zimny, oblodzony pień drzewa. Odruchowo spojrzał w okno pokoju Japończyka. Atsushi Akihito Akutagawa uroczyście podszedł do stolika i z należną czcią odstawił doniczkę z kwiatkiem. Na końcu odszedł od niego rakiem cały czas się kłaniając w kierunku doniczki z rośliną. Petri zrobił wielkie oczy i zbliżył się nieco do okna. Japończyka odwrócił się z odrazą i gwałtownie szarpnął firanką. Petri wzruszył ramionami z niesmakiem i postanowił się przejść. Skrzypnęła furtka. Poczuł silny podmuch wiatru. W powietrzu zawirowały płatki śniegu. Wbił dłonie w kieszenie, a nos i brodę schował za szalik. Ruszył w kierunku alei starych drzew. Ta noc była taka dziwna... Wszystko wydawało się inne niż zwykle. Zdawało mu się, że ciągle przemykają tędy ludzkie cienie. Parę razy miał wrażenie, że ktoś tu naprawdę stoi, rozglądał się, ale nic nie mógł dostrzec. Ziewnął. Nie wyspał się dzisiaj. Skulił ramiona, było mu bardzo zimno. Chyba czas już wracać. Zawrócił i pospiesznym krokiem dotarł do domu. Ze zdziwieniem zauważył, że w domu jest jakoś za ciemno - paliło się tylko w oknie kuchennym i pokoju Tuomasa. Zdenerwowany jakimś złym przeczuciem szarpnął klamką drzwi. W dodatkowe zdumienie wprawiło go również to, że drzwi okazały się uchylone. Teraz zaniepokoił się już naprawdę. Nie zdejmując butów wszedł gwałtownie do kuchni. Siedziała tu tylko Susanna opierająca twarz na rękach, spod których dochodziło ciche łkanie. - Co się stało?! - Petri nawet nie sądził jak donośny będzie jego głos. Susanna podskoczyła z przerażeniem. Uspokoiła się zobaczywszy, że to jedynie jej brat i odwróciła głowę, wycierając łzy. - Nie słyszysz co do ciebie mówię?! - Petri był rozgniewany do tego stopnia, że Susanna zdołała wykrztusić z siebie kilka słów: - Mama jest w szpitalu - powiedziała, wylewając łzy. Pod Petrim ugięły się nogi. - Co...? - wyjąkał. - Co się jej stało? - Nie wiem - zaszlochała siostra. - Źle się poczuła. Nie było mnie przy tym. Tata pojechał. - Reszty słów nie dało się zrozumieć. - Uspokój się - powiedział Petri, ale mało kto mógłby się opanować widząc jego groźną minę. - Gdzie jest Tuomas? - Co?... - Susanna podniosła na niego załzawione spojrzenie. - U siebie. Petri poczuł, że jest teraz jedyną osobą, która musi zaprowadzić tu porządek. - Późno już - powiedział. Rozejrzał się. - Wytrzyj nos i nie płacz. - polecił siostrze. - Idę do Tuomasa. W takim stanie to on nawet nie zauważy, że musi iść spać. Zdawać by się mogło, że Petri jest zupełnie nieczuły na wszystko. Naprawdę jednak był tak zdenerwowany, że nie wiedział co właściwie ze sobą robić. Już miał wyjść z pokoju, kiedy odwrócił i spojrzał na Susannę. - I nie martw się - powiedział. - Z mamą na pewno wszystko będzie dobrze. Wyszedł pospiesznie i pobiegł na piętro. - Czas pójść do łazienki. - Zajrzał do pokoju brata. Tuomas zignorował go. Petri z niedowierzaniem pokręcił głową. - Hej, słyszysz mnie? - wysilił się na spokojny głos. Tuomas odwrócił się i spojrzał na niego nieprzytomnie. - Coś mówiłeś? - rzucił słabym głosem. Petri westchnął i wszedł do pokoju brata. Paliła się tu tylko jedna mała lampka. Chciał zapalić dużą lampę, ale po chwili zrezygnował. - Trzeba iść spać, chłopie - oznajmił mu Petri. - Nie chce mi się spać - powiedział Tuomas i głos mu drgnął. Odwrócił twarz. Petri zaczął zastanawiać się, co robić. - Słuchaj - rzekł w końcu. - Nie wolno ci się załamywać, stary. Mamie nic nie będzie, wiesz? Na pewno. - Wysilił się na pocieszający uśmiech. - No, muszę już iść. Idź się umyć. - Petri poderwał się na równe nogi i wycofał do wyjścia. Starał się nie patrzeć na Tuomasa, który miał jakiś dziwny wzrok. W ogóle on był jakiś dziwny. - Dobranoc! - powiedział Petri i szybko wyszedł, zamknąwszy za sobą drzwi. *** *** *** Tuomas zwinął się w kłębek. Spojrzał na zegarek leżący na szafce obok łóżka. Już dziesiąta. Petri ma rację. Zeskoczył z łóżka, wziął piżamę i wyszedł. Po jakimś czasie wrócił tu i z głośnym westchnieniem usiadł na tapczanie. Wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w ścianę. Przed oczyma nadal miał wyjącą na całą okolicę karetkę. Zrobiło mu się słabo, a oczy zapiekły. Schował się pod koc i zgasił lampkę. Było mu zimno i nieprzyjemnie. Głowa go bolała - ze zmęczenia i dzisiejszego czytania podczas każdej napotkanej przerwy. Właśnie zamknął książkę, kiedy to wszystko się stało. Bolał go brzuch, ale nie miał siły zejść na dół i czegoś zjeść. Westchnął głośno i przykrył się mocniej kocem. *** *** *** Petri zszedł na dół i zamknął drzwi wyjściowe, następnie poszedł do siebie i odrobił lekcje. Było już po dwunastej, kiedy słaniającym się krokiem zszedł na dół. Pozmywał naczynia i w kuchni zapanował jako taki porządek. Wycierając ręce, z zadumą myślał o wszystkich wydarzeniach, które miały dziś miejsce. Zjadł szybką kolację i poszedł wziąć prysznic. Kiedy nareszcie o wpół do drugiej znalazł się w łóżku, długo nie mógł zasnąć przetrawiając każde wypowiedziane dzisiaj słowo, spojrzenia i sytuacje. Gdy wyzbył się nareszcie dręczących go myśli i zasnął ciężkim, choć nerwowym snem, zbudził go nagły, ostry, głośny hałas. Poderwał się jak oparzony i potykając się zszedł z łóżka. Rozległo się przytłumione, brzydkie przekleństwo; następnie Petri po omacku odnalazł kapcie i blady z wściekłości zbiegł na dół. Włączony został bowiem alarm. Petri zbiegłszy do przedpokoju, omal nie przewrócił stojącego tu Japończyka. Ledwie się powstrzymał od cisnącego mu się na usta potoku brzydkich słów. Zamiast tego bezceremonialnie odepchnął w bok pana Akutagawę i wyłączył alarm. W piżamie wyszedł przed dom i rozejrzał się dookoła. Nikogo tu nie było. Ogarnięty szaleńczym gniewem wrócił do środka z ośnieżoną głową i mokrymi butami. Siła jego wzroku była taka, że Japończyk aż się cofnął. - Co to ma znaczyć? - huknął Petri; mało obchodziło go w tej chwili dobre wychowanie. - Ja tylko... - bąknął przepraszającym tonem Japończyk, choć jego oczy spoglądały na Petriego nieprzychylnie. - Co? - zapytał kategorycznie i nie czekając na odpowiedź, wybuchnął: - Cholery można dostać w tym przeklętym domu! Bo pan Sushi musi grzebać łapami nie tam gdzie trzeba! - Nie pozwalaj sobie, gówniarzu - syknął Japończyk, wykazując nagle świetną znajomość fińskiego. Jego oczy zwęziły się niebezpiecznie. Petri spoglądał na niego z pewnym oszołomieniem, ale zaraz doszedł do siebie i burknąwszy coś nieuprzejmego pod nosem zaczął iść w kierunku schodów. Już miał wejść na pierwszy stopień, kiedy odwrócił się jeszcze. Japończyk już się widocznie uspokoił. - Pamiętaj! - rzucił Petri. - Żadnego grzebania! Japończyk spojrzał na niego złowrogo i zniknął w mroku swojego pokoju. Petri tylko pokręcił głową. Idąc do swojego pokoju po schodach, natknął się na Susannę, która zaspana szła na dół przecierając oczy. - Co się dzieje? - spytała nieprzytomnie. - Nic - burknął zirytowany Petri. - Idź do łóżka. - Ton jego głosu był taki, że siostra usłuchała go natychmiast. Petri był tak zły, że nie spał już w ogóle tej nocy. *** *** *** Zmęczony i zdenerwowany do granic wytrzymałości wstał koło w pół do szóstej i pospiesznie się ubrał. Chlapnął sobie lodowatą wodą w twarz i nie jedząc śniadania, wyszedł na dwór. Wzburzenie rosło w nim z minuty na minutę. Bolała go głowa i chciało mu się spać. Spojrzał na daleki, zamglony budynek szkoły i poczuł, że go nienawidzi. Miał wszystkiego dość. W obecnej chwili miał ochotę tylko się zabić. Lecz w pewnym momencie aż przetarł oczy. Ulicą przemknęła zakapturzona dziewczyna. Po jakiejś chwili dostosował swój krok do jej kroku - przy czym wcale nie wyglądało to podejrzanie - szedł po prostu do szkoły, o czym świadczył przewieszony przez ramię plecak. Dziewczyna co jakiś czas rzucała w jego kierunku spłoszone, zalęknione spojrzenie. W końcu trochę się uspokoiła, bo nie wbijała już ciągle spojrzenia w ziemię. W pewnym momencie zdawało się nawet, że odetchnęła głębiej. - Idziesz do szkoły? - odważył się w pewnej chwili zagadnąć Petri. Aż podskoczyła z przestrachu. Chwilę milczała, w końcu jednak uniosła nieco głowę, schyloną dotychczas w dół. Skinęła. Przeszli jeszcze kilkanaście kroków po niezbyt odśnieżonej drodze przez pola, zanim Petri zadał drugie pytanie. - Jak masz na imię? - rzucił. Widać było, ile wysiłku zadało mu wyduszenie tego z siebie. Milczała kilka minut, brnąc przez śnieg. Petri spoglądał na nią przez chwilę i nie doczekawszy się odpowiedzi, stracił nadzieję na dalszy ciąg rozmowy. - Orvokki - mruknęła w końcu niewyraźnie dziewczyna. Petri zdumiał się, że mu odpowiedziała i odwrócił głowę. - A ja Petri - powiedział i uśmiechnął się, próbując dodać jej otuchy. Dziewczyna miała dziwnie smutne spojrzenie i nie odpowiedziała mu tym samym. Spod kaptura doszło go stłumione westchnienie. Niespodziewanie znaleźli się przed budynkiem szkoły. Petri zirytowany tym, że musi przerwać, być może jedyną, okazję do poznania tej dziewczyny, spoglądał na Orvokki, która skręciła w bok i ruszyła dalej. Chłopak chwilę zastanawiał się, dokąd zmierza. Czy tam znajduje się jakieś inne liceum? W Kitee była jeszcze tylko szkoła, do której chodził Tuomas. Zadumany, wszedł do budynku.
-
Zdałam egzaminy! :happy: Nareszcie wakacje! Wakacje. Prawie trzy miesiące przerwy. Nie mogę w to uwierzyć. Wakacje!! :happy:
-
Dziękuję, Alu! :happy: Cieszę się, że Ci się podoba. :) Dzięki wielkie, Kuba, za miły komentarz! :)
-
Nabazgroliłam sobie taki rysunek ostatnio. :D Narysowawszy bezmyślne kółko, wpadłam na pomysł, że zrobię z niego kapelusz, a później zaczęłam dorysowywać kolejne elementy, no i... wyszło takie coś po jakimś czasie. ;)
-
Witaj, Majava! :) Baw się dobrze na forum! :)