Płyta zaczyna się bardzo obiecująco. Instrumentalne intro buduje nastrój i wprowadza słuchacza w ów las z okładki. Zamykam oczy i wyobrażam sobie krajobraz, w którym królują drzewa i majestatyczne góry. Słyszę szum rzeki, czuję powiew wiatru we włosach. Klimatyczna muzyka przenosi mnie na chwilę w świat zbliżony do tolkienowskiego Śródziemia. Niestety tylko na chwilę... W momencie, gdy wchodzi wokal, czar pryska. Blackmetalowy skrzek miażdży wszystkie moje pozytywne odczucia. Nie toleruję czegoś takiego, dla mnie to w ogóle nie jest śpiew. Odsłuchałam album w całości tylko raz. Nie chcę do niego wracać, chyba że w wersji instrumentalnej. Wówczas bardzo chętnie! Nawet takiej szukałam, bo chciałam posłuchać samych melodii. Niestety nie znalazłam.
Różne są gusta muzyczne. Mój jest w przypadku tego albumu podzielony. Aranżacje instrumentalne na tak, wokalne niestety na nie. Mimo to dziękuję za propozycję :)