Fińska grupa Battle Beast zagrała dla polskich fanów 5 marca 2017 r. we wrocławskim „Firleju”. Koncert miał się początkowo odbyć w klubie „Liverpool”, jednak ze względu na duże zainteresowanie wydarzeniem i wymagania techniczne został przeniesiony do większej sali. Nie była to pierwsza wizyta Finów w naszym kraju (gościli u nas już w 2012 roku supportując Sonata Arctica, w 2015 roku supportując Sabaton i w 2016 roku supportując Powerwolf), jednak po raz pierwszy kapela z charyzmatyczną Noorą Louhimo wystąpiła u nas w roli headlinera. Wokalistka nie omieszkała wspomnieć o tym fakcie, sugerując zgromadzonej publiczności, by dobrze zapamiętała sobie ten wieczór, który będzie prawdziwym świętem metalu. I był! Hell Yeah!
Pierwszym zespołem, który zaprezentował się na scenie, był japoński GYZE (melodyjny death metal). Niestety spóźniłam się na ich występ, gdyż powodowana koniecznością spożycia szybkiej kolacji zbyt długo zamarudziłam w pobliskiej pizzerii (wybaczcie :P) Dotarliśmy z mężem do klubu w chwili, gdy swój występ rozpoczynał drugi support, niemiecka kapela MAJESTY. Słuchałam już wcześniej ich ostatniego krążka (Rebels, 2017) i przyznam, że melodyjne heavymetalowe brzmienie wpadło mi w ucho. Byłam ciekawa, jak zespół zaprezentuje się na żywo. Zrobił to doskonale. Choć sala nie była jeszcze pełna, to fani zgromadzeni pod sceną reagowali niezwykle żywiołowo, ochoczo wykrzykując charakterystyczne partie poszczególnych utworów („We Are The Metal Law”, „Yolo Heavy Metal”), nie szczędząc muzykom gromkich braw i wiwatów. Po energetycznym występie Niemców można było śmiało powiedzieć, że wrocławska publiczność, która jak gąbka wchłonęła metalowe fluidy płynące ze sceny, była gotowa do spożycia wisienki na torcie wieczoru.
W trakcie przerwy technicznej podeszłam na chwilę do barierek, żeby bardziej „wczuć się w klimat” i spotkać ze znajomą duszyczką, która przebyła kawał drogi, by dotrzeć do Wrocławia na ten koncert. Dotarła, uśmiechnięta, pełna energii, z biało-czerwoną flagą podpisaną „Battle Beast”. Podobno kapela ma już w Polsce swój fanklub :)
Przed wejściem Finów na scenę wycofałam się o kilka rzędów, chcąc przeżyć ich występ w nieco spokojniejszej atmosferze. Napięcie rosło z każdą minutą. Godzina była dość wczesna (jakoś po 20), a w sali zgromadziło się ok. 150-200 osób. W końcu światła zgasły i rozbrzmiało intro. Wrocław przywitał zespół jak prawdziwą gwiazdę. Oklaski i radosne okrzyki wypełniły klub i umilkły dopiero, gdy Finowie zeszli ze sceny po odegraniu 17 utworów.
Najnowszy album Battle Beast zdecydowanie może się podobać. Ma w sobie niesamowite pokłady energii, które stopniowo uwalnia w każdym kolejnym utworze. Dynamiczne melodie, taneczne rytmy i potężny, drapieżny wokal sprawiają, że ciężko się od niego oderwać. Właściwie w moim przypadku jest to od tygodni niemal niemożliwe.
Wróćmy jednak do koncertu.
The Bringer Of Pain has come.
W setliście królowały utwory z najnowszego albumu grupy: tytułowy „Bringer Of Pain”, „Straight To The Heart”, „Familiar Hell”, „We Will Fight”, “Lost In Wars”, “King For A Day”, “Beyond the Burning Skies” i ballada “Far From Heaven”, którą Noora zapowiedziała jako jedyny wolny numer wieczoru. Jak się okazało, nie miała racji, gdyż po energetycznym i skocznym “Bastard Son Of Odin” zaszło coś, czego przewidzieć nie mogła – częściowo „wysiadło” zasilanie. Skutkiem krótkotrwałej (na szczęście) awarii było przepiękne wykonanie coveru „Wild Child” zespołu W.A.S.P. (z płyty „Unholy Savior”), podczas którego wrocławska publiczność nie szczędziła własnych gardeł i strun głosowych w partiach wokalnych. Z płyty US usłyszeliśmy jeszcze taneczny „Touch In The Night” (jeden z moich ulubionych), a z pierwszego albumu grupy z Noorą jako wokalistką utwory „Into The Heart Of Danger”, „Out Of Control”, agresywny „Let It Roar” i niekwestionowany hit, którego nie mogło zabraknąć – „Black Ninja”. Setlistę uzupełniały kompozycje z debiutanckiego krążka formacji, nagranego z pierwszą wokalistką, Nitte Valo: „Enter The Metal World” i „Iron Hand”. Noora wypadła w nich świetnie. Jej głos na żywo wgniata w podłogę bez dwóch zdań.
[video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=XaqaGA_rs5w&list=PLkPcHeDKCRZhxvz9cpuLBzdAvfw12P0LQ
[video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=kduCS9giz-c
[video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=cZ9ASkvTgKE
Po tak dużej dawce heavymetalowego brzmienia, gdy zespół zszedł już ze sceny, a oklaski publiczności umilkły, czułam się wspaniale. Usatysfakcjonowana i naładowana nową, pozytywną energią. Uświadomiłam sobie po raz kolejny, że fińskie kapele metalowe mają w sobie coś wyjątkowego. Taki wewnętrzny magnes, który zawsze będzie mnie przyciągał na ich występy.
Mimo zmęczenia postanowiliśmy z mężem po koncercie chwilę zostać. Porozmawiać, wymienić się wrażeniami, zdobyć autografy. Panowie z Battle Beast pojawili się dość szybko. Poprosiłam ich o parafki na biletach, wyszczerzyłam ząbki do wspólnego zdjęcia i podziękowałam za świetne show. Oby jak najszybciej do nas wrócili!
Na deser kilka moich amatorskich fotek zrobionych w trakcie koncertu: