Miau miau, witajcie. Oto „moje” kotki (te same, co kilka postów wyżej ;). Filipek i Tosia, bo takie imiona ostatecznie się przyjęły, nadal chętnie do nas przychodzą. :) Łaszą się i mruczą jak szalone, głośnym miauczeniem domagając się przysmaków i „głasków”. Robię co mogę, a po przyjściu z pracy często paraduję po domu w butach i płaszczu jeszcze przez dobre pół godziny, dopóki Futrzaki nie najedzą i nie napiją się do syta. :P Muszę ich pilnować jak oka w głowie, bo oficjalnie do domu wchodzić im nie wolno. Czasem jednak uda mi się „przemycić” któregoś na chwilę (najczęściej pod nieobecność męża), ku uciesze dzieciaków i swojej własnej. Trochę je już rozpuściłam, bo pchają się do środka, jak tylko zobaczą otwarte drzwi. I od razu myk w kierunku szafy, w której ukryte są kocie puszki. :-D Apetyt mają jak małe smoki, toteż i szybko rosną. Tosia jest już po sterylizacji, Filip jeszcze nie. Jakiś czas temu podjęliśmy z zaprzyjaźnionym sąsiadem próbę pochwycenia kotki-matki w celu oddania jej do weterynarza na ten sam zabieg, ale zwiała z klatki, solidnie raniąc przy tym człowieka. Ten temat chwilowo ucichł. Na razie cieszymy się obecnością Filipka i Tosi. Mają już u nas swój kartonik, kocyk, kłębki wełny i sztuczne myszki, którymi się bawią. W szafie czeka kuweta z piaskiem... Nic, tylko wziąć kota na stałe do domu. To jednak nie takie proste. Mąż nadal ma opory, a ja nie chcę rodzeństwa rozdzielać (o przygarnięciu tylko jednego z nich nawet nie myślę). Zobaczymy, jak te kocie sprawy potoczą się dalej. ;)
FILIPEK
TOSIA
KOCIE ŻARŁOKI :D