Najpierw krótkie (albo i nie) backstory: razem z dziewczyną mojego BFF-a przygotowałyśmy mu najbardziej przeuroczy i kochany prezent urodzinowy ever, to znaczy nasze nowe, specjalne wydanie jego ulubionej książki z handmade okładką i życzeniami pozbieranymi od jego przyjaciół i znajomych wszelakich. Cały ten wariacki pomysł był oczywiście jej, taki z niej skarb, sama bym się w życiu nie podjęła czegoś tak bardzo wymagającego organizowania rzeczy i ludzi, ale w każdym razie ja robiłam okładkę "bo ładnie rysujesz" (akurat), kupowałam ebooka i walczyłam z jego formatem i brakiem marginesów, i skombinowałam życzenia od czterech osób z mojej klasy. Było trochę ciężko z tym konspirowaniem, bo prawie cały czas miałyśmy naszego jubilata na głowie (nawet sobie spokojnie na przerwie do humanów pójść nie można, bo za chwilę na lekcji już się pytania sypią: "A po co Ola cię szukała?" i w ogóle czemu my się tak bez niego potajemnie spotykamy, no po prostu bądź mądra i coś obgadaj z Olcią pod taką stałą kontrolą), ale dałyśmy radę zachować prezent w sekrecie, chociaż skubany domyślał się, że te nasze konspirejszyns konspirejszyns w jakiś sposób go dotyczą. Tak, i zmierzam do tego, że dzisiaj są te urodziny BFF-a i... i dostałam coś takiego na fejsiku i to mi totalnie zrobiło dzień. Awwwww ♥
A potem jeszcze:
...asdfghjkl jakie to jest KJUT ^^ Bosze, kocham ludzi. Nie lubię ich, ale ich kocham. ♥
To jest skan okładki. Mój tworek-potworek podrasowała nieco mama Oli, malarka. Dorobiła też ten piękny latawiec z tyłu. Podziwiajcie.