Budzę się z odrętwienia naturalnego po nagłym szoku, jakim był powrót do masy zajęć na studiach i przeprowadzka. Powoli zaczynam ogarniać nawet rysunki, ale, że laptop nie jest najbardziej poręcznym narzędziem tworzenia, a mój czas na nim jest ograniczony (dzielimy z Izzym jeden), toteż ćwiczę sobie dobre, stare tradycyjne rysowanie ołówkiem. I muszę przyznać, że nie ma porównania - może i rysowanie na komputerze daje lepsze efekty, ale to "papierowe" jest bardziej... soczyste. Bliższy kontakt z narzędziem sztuki i ta namacalność...
Wciąż nie mogę się wydostać z pułapki, w jaką schwytała mnie "dostojewsczyzna" i nadal chodzą mi po głowie jego wielowymiarowe postaci, ich słowa, wywody, dziwactwa; raz wspaniałomyślne, innym razem obmierzłe, ale zawsze fascynujące.
Wgryzłam się tym razem głębiej w postać Mikołaja Stawrogina z "Biesów" - człowiek ten pozbawiony był emocji niemal do duchowej martwty i jego samego zdawała się ta sytuacja dziwić, bo, jak twierdził, jego umysł był jasny, nie chory, nie słaby... więc co było nie tak? Właśnie: nic. Nihil. Próżnia, negacja i przez to także obojętność zarówno na akty wielkiej życzliwości, jak i na najobrzydliwsze zbrodnie. Do obu był równie skłonny, a w tych ostatnich znajdował szczególną satysfakcję zupełnie mimo woli.
Tak chyba należałoby naszkicować tego bohatera. Choć i to nie oddaje esencji tego, czym był w "Biesach", bo i ogromna liczba zdarzeń oraz innych postaci miała wpływ na kształt duszy Stawrogina, mimo że wciąż był jakby wyalienowany.
Przegadałam...
"Stawrogin"
"Stawrogin" - 2
Ale czuję, że to faworyzowanie jednej postaci jest nie fair, szczególnie, że wiele lubię tak samo... Chryste, ile jeszcze trzeba by było narysować, żeby sprawiedliwości stało się zdość?! :happy: