Brak mi tu jeszcze jednego członka klubu, którego niektórzy pomijają absolutnie niesłusznie, a mianowicie:
Hołd dla Briana Jonesa jednego z członków pierwotnego składu zespołu The Rolling Stones. Autodestrukcyjnego, ambitnego multiinstrumentalisty, będącego także pierwszym gitarzystą slide w Anglii, po którego śmierci w Stonesach na zawsze zabrakło efektywnego dodatku sitar, marimby i wszelkich tajemniczych ustrojstw barwiących ich muzykę niecodzienną kredką innowacji.
To zabawne, że tak niezwykły muzyk bywa pomijany na rzecz Amy (za którą, ku zgrozie tłumów, nie przepadałam).