Jump to content
beatag60

Komercja w muzyce

Recommended Posts

Co rozumiesz poprzez to pojecie? Czy potrafisz wskazać zespoły komercyjne? Dlaczego uważasz, że są one komercyjne i co o tym sądzisz?

Share this post


Link to post
Share on other sites

Muzyka komercyjna - nagrywana wyłącznie dla pieniędzy, zysku, "pod publikę", taka jakby masowa produkcja dopasowana pod oczekiwania przeciętnego słuchacza i promowana w mass mediach. Nie ma w niej nic ambitnego, co nie znaczy że nie powinniśmy jej słuchać, bo w końcu do tego została stworzona, jako masowa muzyka rozrywkowa, a każdy ma swój gust.

Jeśli miałabym wymieniać, to takie pierwsze co mi do głowy przyszło: One Direction, Feel, Bieber...

 

Generalnie nic nie mam do muzyki dla mas, POPularnej - niech sobie będzie, jesli ktoś chce tego słuchać (pomijam kwestię promowaia na siłę tych gwiazdeczek przez komercyjne stacje radiowe, czy telewizyjne). Jednak nie podoba mi się, że przez to artyści, którzy tworzą coś wartościowego, z przekazem, giną w natłoku wszechobecnej pop-papki.

  • Like 4

Share this post


Link to post
Share on other sites

Muzyka nie byłaby komercyjna gdyby ktoś sobie za darmo śpiewał w ogrodzie. Tak więc wszystko co jest wydawano na płytach, śpiewane na koncertach itd. jest komercyjne. Nie ważne, czy to One Direction, Björk, Madonna, Lady Gaga, Nightwish, Ayumi Hamasaki, Rihanna, Iron Maiden czy też Queen. Oczywiście niektóre są "bardziej komercyjne", bo są przystępniejsze od innych, bardziej nadają się do radia lub celowo są tak tworzone by się lepiej sprzedały. Np. weźmy Madonnę i jej album Ray Of Light: wiadomo, że pieśń w sanskrycie (Shanti/Ashtangi) gorzej się sprzeda niż Hung Up z płyty Confessions on a Dance Floor i tak można je nazwać "mniej komercyjnym". ;-; Wielu wykonawców tworzy albumy mniej komercyjne i bardziej osobiste obok tych przyjaznych radiu, nadających się na hity. :v

 

Nie ma w niej nic ambitnego

 

Czyli, że każdy utwór nastawiony pod publikę nie jest ambitny? A jak ktoś stworzy coś w mało popularnym gatunku muzycznym to jest to od razu muzyka ambitna? Łatwo stworzyć coś prostego i wpadającego w ucha jak i łatwo stworzyć coś nie nastawionego na potrzeby mas i z głębszym tekstem, ale prawdziwą sztuką jest połączyć te obie rzeczy.

  • Like 4

Share this post


Link to post
Share on other sites

Jak dla mnie muzyka komercyjna to ta, która jest przede wszystkim nastawiona na sprzedanie się. Ta, która ma trafić do mas. Nie zawsze to co komercyjne jest od razu złe, ale niestety zazwyczaj to co komercyjne jest czymś, co już kiedyś było. Powtarzalne. Axis of Awesome fajnie to podsumowali:

 

[video=youtube]

 

I coś w tym jest prawda? Mimo to lubię sporo tych bardziej komercyjnych kawałków. To co mnie najbardziej denerwuje, to mmielenie w kółko kilku piosenek w radio i TV... I już normalnie się niedobrze od tego robi...

Share this post


Link to post
Share on other sites

Muzyka komercyjna, czyli taka, której jedynym celem jest się sprzedać i dostarczyć zysków. Nie mówię, że taka muzyka nie może też w swej ubogiej formie przekazywać prostych, ale pożytecznych i pozytywnych wartości dla ludzi mniej wymagających pod względem przekazu, lub po prostu młodszych i mniej doświadczonych, niejednokrotnie dzieci, lub młodszej młodzieży, dla której czarne jest czarne, a białe jest białe. Muzyka komercyjna jest dobra tak długo jak jej ubogość i prostota nie zmieniają się w prostactwo, lub wulgarność i nie stanowią dla ludzi podatnych na wpływy fatalnego wzorca zachowań.

Szczerze mówiąc obecnie, w dobie komputerów i szybko rozwijającej się technologii przekazu i odbioru, właściwie każda muzyka jest w jakimś stopniu komercyjna i ma przynosić zyski artyście i wytwórni (i tak było zawsze, ponieważ jest to forma pracy, choć może teraz komercja bardziej rzuca się w oczy, ponieważ istnieje mnogość środków reklamy). Wszystko zależy od tego w jakim stopniu jest komercyjna i czy jest to stopień akceptowalny; bo poza prostym przekazem, nawet nie wulgarnym, co taka zupełnie skomercjalizowana muzyka ma do przekazania? Co tacy do cna skomercjalizowani muzycy, poza sztucznie ładnym wyglądem i prostotą, mogą przekazać młodym ludziom? Przekaz jest prosty; pieniądze są najważniejsze.

Wykonawca powinien chcieć coś sobą reprezentować, coś dobrego dać ludziom, robić to, co robi z miłości do muzyki, a nie z miłości do pieniądza. Nie szczekam na gwiazdki w stylu Justina Biebera, czy One Direction (które uważam za dosyć mocno skomercjalizowane), bo nie widzę w tym sensu, byłaby to istna wojna z wiatrakami - przecież każdy ma prawo do własnego gustu, nawet tak prostego i niewymagającego.

Powiedzmy, że nie wadzi mi komercja tak długo jak jest w akceptowalnych ramach, bo w końcu wszystko jest, jak pisałam wyżej, choć trochę komercyjne - nawet Nightwish. To w końcu (powtarzam się) praca, coś za co, z definicji, artysta chce otrzymywać i na ogół otrzymuje mniejsze, lub większe pieniądze.

  • Like 5

Share this post


Link to post
Share on other sites
Nie ma w niej nic ambitnego

 

Tak, w typowym: "klepnijmy utwór dla kaski" nie ma nic ambitnego i moja wypowiedź dotyczyła głownie takich kawałków - dla zysku tylko i wyłącznie. Ty poruszyłeś nieco inną kwestię - komercja jako popularność. I tu się zgodzę z Twoją wypowiedzią, bo masz rację - nie każdy pop musi być mało ambitny. Tak samo, jak "obsikany moczem renifera trooo black metal" typu wczesny Immortal wcale NIE jest ambitny ;), a przecież mało popularny i znany jedynie wśród słuchaczy (black)metalu.

 

Muzyka nie byłaby komercyjna gdyby ktoś sobie za darmo śpiewał w ogrodzie. Tak więc wszystko co jest wydawano na płytach' date=' śpiewane na koncertach itd. jest komercyjne.[/quote']

Właśnie o tej "innej kwestii" mówiłam. Jasne, że każdy chce zarobić na tym, co stworzył. Ale robienie ze sztuki maszynki do robienia kasy, to już nie jest fajne. Mówię tu o skrajnych przypadkach, jak np. Tokio Hotel - sztucznie wypromowane ładne buźki, które chyba nawet nie umieją grać, o pisaniu muzyki nie wspominając. Wszystkie boysbandy, czy inne k-pop - wybrani z castingu, napisali im co trzeba, zmiksowali w studio i voila - mamy hit i kasa leci, a nastolatki (bez urazy - to tylko takie uproszczenie) piszczą...

 

To co mnie najbardziej denerwuje' date=' to mmielenie w kółko kilku piosenek w radio i TV... I już normalnie się niedobrze od tego robi...[/quote']

Oj tak. Ale chyba taki urok dzisiejszego świata mass mediów. Na szczęście każdy może decydować czego będzie słuchał, a czego nie.

____________________

EDIT.

Taiteilija - świetnie wyraziłaś to, co ja sama myślę, a nie ubtrałabym chyba lepiej w słowa :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Komercyjna? Czyli nie ważne jaki tekst, czy piosenka ma 'duszę', tylko pisząc, komponując piosenkę patrzy się tylko na to, żeby się jak najlepiej sprzedała, reszta traci znaczenie. Często gwiazdy śpiewające te piosenki nie mają kompletnie głosu, wszystko przerabiane jest przez komputer. Przykładów nie będę podawć ; )

Nie wiem jak można tego słuchać na dłuższą metę.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Pozwolę sobie podsumować wcześniejsze wypowiedzi. Wyodrębniły nam się dwie opcje:

- muzyka komercyjna - czyli taka, za którą artysta otrzymuje pieniądze (o czym pisał Scavenger)

- komercja w muzyce - kiedy artysta ma mniej do powiedzenia od panów w garniturach liczących $$

 

Pierwsza jest zrozumiała - każdy chce robić w życiu to, co lubi. Zwłaszcza jeśli można też na tym zarobić - połączyć pracę z pasją. W przemyśle muzycznym pieniądze są bardzo potrzebne. Wyprodukowanie płyt, organizacja tras koncertowych, nagrywanie albumu, wynajęcie studia, miksowanie, masterowanie... Niestety wygodniej jest pobrać mp3 z sieci niż kupić album, więc wytwórnie kombinują z różnymi gadżetami jak ręczniki, budziki, kubki, czy nawet napoje alkoholowe sygnowane logo zespołu. :) Śmiać mi się chce jak widzę komentarze w sieci "zespół X się sprzedał!". "Sprzedał się" w momencie otrzymania pierwszego euro/dolara/złotówki/whatever za swoją muzykę... ;)

 

Druga opcja z kolei jest dla mnie istnym profanum. I niestety jest to bardzo powszechne zjawisko. Przypadkowi ludzie brani z ulicy dostają "życiową szansę" od wytwórni, która poszukuje coraz to nowych twarzy po poprzednich niewypałach. Takie "gwiazdki sezonu" nagrywają hit, napisany przez specjalistów i pod publikę. Tabloidy kreują z nich gwiazdy światowego formatu i... tak oto obiektem kultu (głównie nastolatek) stają się sztuczne i do bólu wykreowane marionetki, za których sznureczki pociągają faceci z drogim kubańskim cygarem w ustach.

 

Oczywiście są niezależni twórcy, którzy celowo nagrywają pod publikę, nie od serca. Ja w takim przedstawieniu nie biorę udziału bo nie chcę być oszukiwany.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Jeszcze są przypadki, że artysta chce wydać z płyty jakiś osobisty singiel, podzielić album na dwa dyski czy dać na niego utwory, które jemu samemu bardzo się podobają a wytwórni niekoniecznie. I w tych wszystkich trzech przypadkach będą mniejsze dochody więc ludzie z wytwórni się nie zgadzają się na takie rzeczy. Czasem artyście uda się postawić na swoim a czasem nie. Szczególnie w największych wytwórniach dbają o pieniądze. I tam oprócz samej muzyki kreują jakiś wizerunek i pilnują, żeby do mediów nie dostawały się toksyczne rzeczy typu zdjęcia, informacje mogące zaszkodzić, sprawdzają czy ktoś nie jest postrzegany jako zbyt buntowniczy, zbyt nudny, wpływają na styl zachowanie i inne takie... Bo to nie tylko muzyka, ale też wizerunek warty wiele milionów dolarów. Niestety to bardzo utrudnia życie artystów. Weźmy np. zespół One Direction. Podobno dwóch jest gejami i wyciekają ich prywatne zdjęcia, w wywiadach o sobie mówią (ale nie otwarcie) itp. Oczywiście wytwórni to się nie podoba. Bo co jakby się okazało, że śpiewający piosenki o dziewczynach chłopacy okazali się gejami? ;-; Źle by to wpłynęło na sprzedaż i wizerunek samej wytwórni. Tak więc ściągają im jakieś dziewczyny, usuwają szkodliwe zdjęcia lub wymyślają fałszywe wypowiedzi i historie dotyczące pierwszych miłości. A sami tych dwóch na tym cierpi bo nie mogą być szczęśliwi. Odejść nie mogą, bo kontrakt, umowy i ludzie robiący z nich marionetki. A muzyka staje się narzędziem do zarabiania pieniędzy. Tak mi przynajmniej mówiło kilka(dziesiąt) fanek, z którymi przez internet rozmawiałem. Takich przykładów wykorzystywania artystów jest więcej, ale nie chce mi się teraz o nich pisać. :P Na szczęście są wykonawcy, którzy postawią się postawić (Christina Aguilera, Lady Gaga i czasem Rihanna), choć i tak muszą się męczyć i nie zawsze się to udaje. I to trochę smutne, no ale taki jest szołbiznes.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Słowo komercja/komercyjny jest dzisiaj nadużywane i ma tak różne znaczenia, odcienie, że straciło trochę swoje pierwotne znaczenie. Często jest zamiennikiem jakiegoś pejoratywnego określenia na danego artystę czy album.Typu "zespół X miał dobre płyty ale ostatnia to sama komercha" albo "kiedyś to nieźle grali ale potem poszli w komercję". Zazwyczaj jak komuś się nie podoba dany zespół albo kierunek w jakim ewoluuje, to można się spotkać z zarzutem komercji, „sprzedania się” itp. Mylone to jest nieraz z melodyjnością albo popowością.

 

W jakimś sensie każdy zespół jest komercyjny bo dostaje za swoją twórczość wynagrodzenie, sprzedaje płyty itd., niekomercyjny to jest zespół w garażu w Pcimiu dolnym, o którym nikt nie słyszał ;). Natomiast osobną sprawą jest poziom twórczości i dlaczego robimy to co robimy, czy jest to twórczość autorska czy radiowa papka. Sądzę że faktycznie w wytwórniach i wsród producentów liczy się często pieniądz a muzyka jest traktowana jak produkt. Czy to tyczy się też samych artystów, przypuszczam, że w bardzo niewielkim stopniu. Podejrzewam, że przykładowo „muzyk” disco polo gra disco polo bo lubi taką muzykę. Sztuka to też nie jest matematyka, że 2+2 to zawsze 4, nie ma przepisu na hit, bo to zależy od tylu czynników, że nie da się tego przewidzieć.

 

Osobiście najbardziej lubię i cenię twórczość autorską, gdzie muzyka jest odbiciem indywidualizmu twórcy, czuć w niej duszę autora. Wykonawcy którzy są produktami, w ogóle mnie nie interesują. Dobra twórczość autorska, może być tak samo w popie jak i w metalu oraz w każdym innym gatunku. Nie da się również ukryć, że w etos muzyki rockowej, jest niemal wpisana wolność i artystyczna niezależność. Artysta rockowy powinien być wiarygodny w tym co robi.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Komercja z założenia to proceder dochodowy. Podzieliłabym ją na: dobrą i złą. Największym spełnieniem jest robić co się lubi i jeszcze na tym zarobić- taką opcje można nazwać dobrą komercją? Jeśli jednak dla korzyści majątkowych wdraża się ludzi z "łapanki" (One Direction, Bieber) to bezsprzecznie jest ta zła strona komercji.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dodam jeszcze (małe przypomnienie o temacie :P ), że niestety w dzisiejszych czasach słowo "komercyjny" kojarzy się z czymś złym, a może być nawet używane w celu obrażenia kogoś. Dla wielu ludzi komercja oznacza tworzenie bezwartościowej muzyki (i nie tylko), która ma się jak najlepiej sprzedać. Poza tym jak ktoś osiągnie sukces komercyjny to od razu się mówi, że się sprzedał lub skończył. ;-; A według mnie nie ma nic złego w tworzeniu sztuki i zarabianiu na tym, a to że coś trafiło w gusta bardzo dużych ilości ludzi to nie znaczy, że od razu to shit. Obrywa się przez to artystom, bo mówi się, że tworzą "komerchę" i się sprzedali... ;___;

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

W sumie komercję której nie lubię czyli dostosowanie muzyki do mniej wyrafinowanego gustu radiowego słuchacza dobrze ilustruje przykład Nightwish począwszy od albumu Once. Przejście do dużej wytwórni czyli Nuclear Blast i wymuszenie przez to stworzenia singli pokroju Nemo czy Wish I Had An Angel by to się opłaciło. Potem DPP i potworki typu Amaranth czy Bye Bye Beautiful, na szczęście potem przyszło Imaginaerum i Storytime, czyli najlepszy singiel od czasów CC.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Odpowiedź na temat zaczęty przez Aresa w wątku "Czego teraz słuchacie?".

 

Przesadzacie RiRi nie jest zła wokalistką ostatnio szaleje aż nadto to fakt dużo w teledyskach pokazuje to czym ją natura obdarzyła

 

Zdaje się, że mówiłam o jej muzyce, a nie tym, czy uważam obnażanie się w teledyskach za coś dobrego, czy nie. Trzymaj się tematu, Ares.

 

zburzyło was to widzę, że Slash nagrał coś w muzyce popowej. Pragnę też powiedzieć, że Mick Jagger tez ma swoje loty jak nagrał z Jennifer Lopez i will i amem. Ja nie mam przeciwko, by legendy muzyki rockowej współpracowali z artystkami muzyki popowej mi się takie mieszanki podobają. To samo nie rozumiem tej nienawiści jak KoRn nagrał swój słynny dubstepowy album wyszło, im to połączenie genialnie a "Get Up; to już klasyk. To samo bardzo mi się podoba jak mieszają rap i muzykę rockową jak np. słynna grupa Aerosmith nagrała piosenkę z Run - Dmc. Albo zespół P.O.D. Który gra metal chrześcijański w połączeniu z rapem tez mi się podoba, to tez się tyczy Limp Bizkit. :)

 

Lubię Stonesów w tym Micka, lubię też Slasha i wiem w jakie zwykli się nieraz pakować projekty, co wcale nie sprawia, że muszę aprobować wszystkie ich działania. Nie trawię mieszania dobrej muzyki z przesadną dawką popowego kiczu. Nigdy tego nie poprę choćby taką mieszanką zajmował się sam Keith Richards (a dzięki Bogu, on tego nigdy nie zrobi!). Komercja jest wszędzie, ale bez przesady. Delikatne naleciałości muzyki radiowej nie są złe, a czasem, umiejętnie wykorzystane, bywają genialnym zabarwieniem utworu. Jednak, gdyby np. Nightwish zaczął dryfować niebezpiecznie w kierunku "Amaranth" i jeszcze dalej, to zaczęłabym traktować ich znacznie mniej poważnie i z coraz większym dystansem odnosić się do ich twórczości, która tak nagle, ni stąd, ni zowąd zmieniła się w jakieś rihanny. Takie zagranie rzuciłoby cień na autentyczność ich wcześniejszych dokonań, które zaczęłyby być postrzegane jako zbiór kaprysów, a nie poważna muzyka o własnym, unikalnym stylu. Dzięki Bogu, Tuo nie sprawia wrażenia kogoś, kto w imię płochej zachcianki sprzeda całą muzyczną stylistykę zespołu dla przejściowej mody.

Dla mnie zespoły typu KoRna, czy inne podobne to bida z nędzą, więc to nie ratuje twojej wypowiedzi w moich oczach. Dubstep, w moim mniemaniu, to nie muzyka - to jęki, piski i zgrzyty, wytworzone przez komputer i ani mi to nie daje energii, ani mnie to nie uspokaja, a mieszane jeszcze z czymś powoduje ból głowy. To sam rytm bez muzyki, same bity.

Nie wiem też jaki to niby ma być klasyk, to całe "Get Up" - chyba, że w swoim własnym gatunku, bo klasykiem to może być "Yesterday" The Beatles, a nie utwór z 2011. Zbyt świeża data, by nawet przy najpomyślniejszych wiatrach mówić to o klasyku.

Zatem, kicz, radiowość przejdzie, jak najbardziej, ale nie w nadmiarze, nie za często i nie zbyt nachalnie w twórczości kogoś, kto na co dzień się taką muzyką nie zajmuje. Gwałtowna zmiana stylu, czy rzucanie się nagle w "projekty plastikowe" znacznie odbiegające od muzycznej normy danego muzyka dla mnie świadczą o niestałości tegoż wykonawcy, nieokreśloności jego sztuki i podkreślają jej wymiar materialistyczny. Tak myślę ja. Dla mnie naprawdę dobrym muzykiem i dobrym idolem jest taki, który wie, jakie eksperymenty przejdą, a jakie raczej nie.

  • Like 3

Share this post


Link to post
Share on other sites
Dla mnie zespoły typu KoRna' date=' czy inne podobne to bida z nędzą, więc to nie ratuje twojej wypowiedzi w moich oczach. Takie moje zdanie.[/quote']

 

To dziwne, że tak uważasz, skoro lubisz SOAD. A SOAD i KoRn to jedna bajka, tylko że SOAD nadrabia nawalanką i większym krzykiem w piosenkach a KoRn gra z emocjami, teksty z życia wzięte i są bardziej melodyjni. Metal alternatywny zapoczątkował KoRn za Kornem poszły takie zespoły jak Linkin Park, Limp Bizkit, Slipknot i właśnie System of a down. Trochę zdziwiło mnie to stwierdzenie.

 

Ale mi eksperymentowanie w muzyce zupełnie nie przeszkadza, jeśli wie, co dany artysta robi, to nie mam nic przeciwko eksperymentom.

Share this post


Link to post
Share on other sites

Metal alternatywny zapoczątkował KoRn za Kornem poszły takie zespoły jak Linkin Park, Limp Bizkit, Slipknot i właśnie System of a down.

 

No chyba jednak troszkę za bardzo faworyzujesz ten zespół...

 

Metal alternatywny wywodzi się z amerykańskiej sceny rocka alternatywnego końca lat 80. XX wieku[1]. Praktycznie wszystkie zespoły reprezentujące ten gatunek mają swoje korzenie w amerykańskiej scenie podziemnej.

 

Tako rzecze Wikipedia. Korn założony został w 1993 roku. Przedstawicielami gatunku, o którym mówimy są m. in. takie grupy jak Faith No More (1981), Deftones (1988), Stone Sour (1992) czy Alice in Chains (1987). Więc nie możemy raczej mówić, że wzorowali się oni na Kornie, a przynajmniej nie przed rokiem 1993. Tym samym, zespoły, które jak uważasz "poszły za Kornem" mogły równie dobrze "pójść" za wymienionymi przeze mnie.

 

Imo, to nie jest tak, że jeden zespół jest prekursorem jakiegoś gatunku. Wszystko ulega ewolucji. Jedno czerpie z drugiego ;)

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Nie porównuj SOADU do KoRna. To niby ten sam gatunek, a zespoły tak różne pod względem atmosfery i brzmienia, jak czerń i biel.

Davies nie dorasta Tankanowi do pięt w kwestii wokalnej (barwa Serja, jego styl jest nieziemski!), przekaz piosenek KoRna do mnie nie trafia, bo jest mało oryginalny, za prosty pod względem formy i treści - SOAD miał oryginalność tekstów, które dało się odnieść do rzeczywistości poprzez symbole odnośnie polityki, wojen, systemów, gospodarki. Miał swój wyjątkowy klimat, który nie podlegał twardej komercji komputerowych brzmień rodem z Tetrisa.

Alternatywny metal Systemu nie mieszał się tak, jak Linkin Park z rapem, czy innym popularnym gatunkiem muzycznym, a to właśnie o tym rozmawiamy, tak? O komercji w muzyce, o mieszaniu rocka, metalu z popem, dubstepem itd. Pod tym względem SOAD zachował gatunkową czystość.

Nie uważam też, że SOAD nadrabiał nawalanką; "Lost in Hollywood", "Roulette", czy "Lonely Day" nie mają w sobie nic z nawalanki i jest wiele piosenek, w których jej nie ma. Te, zaś, które ją w sobie mają, mają w sobie coś pociągającego, niebezpiecznego i rytmicznego; imponuje mi umiejętność Serja wymawiania wyrazów z niesamowitą prędkością, miarowe uderzenia bębnów i niespodziewane zwroty akcji w piosenkach.

Nigdy nie poczułam muzyki zespołu KoRn, brak w niej jakiejś unikatowości i punktu zaczepienia. Zresztą, mówiliśmy o mieszaniu, a czy ja, wobec powyższego, traktowałabym poważnie zespół, który się zmieszał z dubstepem?

 

Nota bene, jeżeli już mowa o SOAD - jest to zespół, który pasjonuje mnie głównie ze względu na osobę Serja Tankiana i jego kariera solowa o wiele bardziej mnie pociąga, niż sam System, który, choć bardzo lubię, nie poświęciłabym mu pewnie zbyt wiele uwagi bez pana Tankiana, który przyciągnął moje oko i ucho charyzmą i wokalem.

  • Like 3

Share this post


Link to post
Share on other sites

Metal alternatywny zapoczątkował KoRn za Kornem poszły takie zespoły jak Linkin Park, Limp Bizkit, Slipknot i właśnie System of a down.

No chyba jednak troszkę za bardzo faworyzujesz ten zespół...

Powiem tak wokalista Limp Bizkit Fred był jeszcze przed karierą tatuażystą KoRn. Zachciało mu się być muzykiem pokazał swoje napisane piosenki dla Jonathana a dl Jona mu się to spodobało i to zespół KoRn nadał dla LB brzmienie. Slipknot pierwsze albumy pętelki były tworzone inspiracją KoRnem, gdyż Corey jeździł z KoRnem na koncerty i pod wpływem ich muzyki powstał Slipknot.

 

Wiedziałem Tai, że się oburzysz jak ich porównam do siebie, ale niestety oni są tacy sami. Może Jon nie ma tak mocnego wokalu od Serja, gdyż on ma astmę i trochę z wiekiem mu głos się pogarsza...

Share this post


Link to post
Share on other sites

Marcin, ja nie mam do ciebie siły, serio. Nie odniesiesz się do tego co napisałam? Zrozum, że Korn nie jest jedynym prawdziwym prekursorem czegokolwiek. To, że komuś pomogli jest normalne w tym biznesie. Wielu muzyków pomaga swoim kolegom.

 

I na pewno nigdy nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że "Korn i SOAD to to samo". Bo tak po prostu nie jest.Tematyka ich utworów jest zupełnie inna, wokale różnią się diametralnie i każdy z zespołów ma swoje unikalne brzmienie.

Skoro ty uważasz, że to to samo, to chyba tak samo powinieneś czcić SOAD jak Korna, czyż nie?

  • Like 3

Share this post


Link to post
Share on other sites

I Ty i ja wiemy, że w tej kwestii się nie zgodzimy, Aresie. Nie porównam SOADu do KoRnu, bo zwyczajnie nie czuję tego samego. Są różni, mają różne dążenia, różne style, różne wokale. Tylko ponoć gatunek ten sam, ale gatunek nic nie mówi, nic nie znaczy; np. Nightwish to ponoć zbliżony gatunek muzyczny do tego, co tworzy Delain, a będąc fanką NW nie przepadam za Delain (tylko jedną piosenkę lubię), bo dla mnie to dwa zespoły kompletnie różne i podobne gatunki ich w moich oczach nie zbliżają.

 

PS. To też wyjaśnia czemu nie żywię sympatii do Limp Bizkit. ;)

Share this post


Link to post
Share on other sites
jak Faith No More (1981), Deftones (1988), Stone Sour (1992) czy Alice in Chains (1987). Więc nie możemy raczej mówić, że wzorowali się oni na Kornie, a przynajmniej nie przed rokiem 1993. Tym samym, zespoły, które jak uważasz "poszły za Kornem" mogły równie dobrze "pójść" za wymienionymi przeze mnie.

Deftones data wydania pierwszej płyty Adrenaline 1995 a KoRna Korn 1994

Stone Sour data wydania pierwszej płyty 2000 rok.

Faith No More i Alice in Chains byli wcześniej od KoRna fakt. :)


A teksty Korna nie są wcale proste są trudne do zrozumienia, ale jak się nie zna historii wokalisty to się nie zrozumie. :)

Share this post


Link to post
Share on other sites
Guest Morderczyni

Marcinie, czyżbyś odbierał wypowiedzi Evi i Taiteiliji jako atak na swój ukochany zespół muzyczny (i tym samym - znów przesadzał)? Ludzie mają prawo krytykować wykonawców, a dziewczyny robią to w konstruktywny i bardzo uprzejmy sposób. Odnoszę wrażenie, że reagujesz zbyt emocjonalnie. Lepiej przestanę, bo zaraz zacznę psychologizować i ktoś się na mnie obrazi. Tylko nie traktuj moich słów jak afront.

 

A teksty Korna nie są wcale proste są trudne do zrozumienia, ale jak się nie zna historii wokalisty to się nie zrozumie. :)

 

Nie mogę się z tym zgodzić. Ja je zrozumiałam (znaczy, wyłapałam sens) bez problemu, choć nie znam biografii wokalisty, z wyjątkiem ogólników zasłyszanych od koleżanki. Łatwo się je interpretuje. Aż za łatwo. Nie traktują też o niczym specjalnym. Takie przeciętniaki.

Share this post


Link to post
Share on other sites
A teksty Korna nie są wcale proste są trudne do zrozumienia, ale jak się nie zna historii wokalisty to się nie zrozumie. :)

 

Lubię teksty Korna, może właśnie za tą prostotę. Za to, że wiadomo o co w nich chodzi oraz za liczne negatywne emocje, przekazywane podczas wykonania utworów :)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Niektóre teksty KoRna są przepełnione cierpieniem np. Daddy piosenka, która ukazała sie na debiutanckim albumie KoRn. Jonathan jak nagrywał Daddy, to się poryczał na prawdę, a ta piosenka była wykonywana na żywo tylko raz, gdyż Jonathan nie wytrzymywał z emocji.:)


Jonathan miał piekło nie życie. Miał macochę, która go raniła przez cały czas, przez co uciekła z domu. Był w szpitalu w stanie ciężkim i tamtym okresie przeżył śmierć kliniczną. Boryka sie z astmą co pogarsza jego głos z wiekiem. Żeby zarobić na życie i na szkołę muzyczną musiał zarobić sam, a że nie było, wtedy do wyboru jakieś pracy jak opowiadał pracował w kostnicy, gdzie zeschizował. Jonathan jest ambitnym człowiekiem potrafi grać na dudach, które można usłyszeć w kilku piosenkach umie gać na fortepianie, skrzypcach on stworzył i skomponował cały soundtrack do Królowej Potępionych i grał tam na skrzypcach tez. Był wielokrotnie molestowany przez sąsiada opowiada o tym piosenka "Mr. Rogers", "Hey Daddy". Więc powiedzcie, kto miał lepsze dzieciństwo od jego. Ja bym takiego losu nie życzył najgorszemu wrogowi.


Więc Jon wie więcej o życiu niż nie jedna legenda. Muzyka Korna motywuje do życia, by się nie poddawać, żeby walczyć. Muzyka KoRna uratował nie jedno życie. Nie raz dochody z koncertów KoRn wpłacał na poczet chorych. Sama piosenka "Clown", czy też nowa "Heater" motywuje do działania. Niektóre piosenki KoRna SA proste, a nad niektórymi trzeba pomyśleć. Dziękuje za uwagę. :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Muzyka Korna uratowała niejedno życie? Pewnie też niejeden człowiek słuchając tego popełnił samobójstwo.

 

Serio, mało mnie interesuje jakie trudne dzieciństwo miał wokalista. Mówimy tu o muzyce, a nie o jego biografii. Wiele takich historii słyszałam, wiele gorszych również. I ma się to nijak do tego, jak JA czy ktokolwiek inny (zainteresowany muzyką, a nie osobą) odbiera tę muzykę. Lubiłam Korna. Dalej trochę lubię. Ale z każdym swoim kolejnym postem wybijasz mi go z głowy, Marcinie. Bo mi już trochę zbrzydło to po prostu...

  • Like 5

Share this post


Link to post
Share on other sites

Please sign in to comment

You will be able to leave a comment after signing in



Sign In Now

  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.