Jump to content

Lawenda

Members
  • Content Count

    648
  • Joined

  • Last visited

  • Days Won

    14

Posts posted by Lawenda


  1. Zapytałam wczoraj na ask.fm Panią Alice Rosalie Reystone (autorkę "Dziewiątego Maga") jakie rady dałaby osobie, która chce zacząć pisać. Wspomnę, że mam ją w znajomych na Facebooku. Pisałam z nią - niezwykle miła osoba! Udzielała bardzo bogatych odpowiedzi na wszystkie moje pytania i nie była tym znudzona ani nie pomyślała, że jestem nachalna czy coś. Poznałam ją na swoim FanPage'u o Tarji Turunen ^^ czytając jej książkę było napisane, że pisząc inspiruje ją głos Tarji i muzyka Evanescence ^^ cudowna kobieta ♥ A oto jej odpowiedź na moje pytanie:

     

    "Nie mnie dawać rady bo sama mam niewielkie doświadczenie w pisaniu. Rady, które zawsze daję sama sobie ;) są takie:

    a) pisz dla siebie i dla czystej przyjemności pisania, nie przynudzaj (to mnie musi opowieść bawić, intrygować, wzruszać, rozśmieszać - jeśli nie wywołuje żadnych emocji to wyrzucam ją do kosza)

    b) nie oczekuj niczego (np. ze będzie wydana, że się spodoba lub - nie daj Boże - zostanie bestsellerem czy zarobi kasę); Jeśli niczego nie oczekuję, nie mam potem także rozczarowań ;)

    c) jeśli historia ukaże się drukiem, daruj sobie czytanie recenzji lub rób to okazyjnie (To dewastuje psychikę. Nie sposób 'dogodzić' wszystkim Czytelnikom. Jeśli jednego dnia człek usłyszy, że jest głąbem, grafomanem bez talentu i wyobraźni, a godzinę później, że jest genialny a jego historia epicka - to przeżywa istną huśtawkę nastrojów. Nie do pozazdroszczenia jeśli ktoś ma słaby charakter).

    d) czytaj, dużo

    e) w pisaniu niech Cię ogranicza tylko Twoja wyobraźnia"

    Zgadzam się z nią! Piszę dla własnej przyjemności, nie oczekuję żadnych sukcesów i dużo czytam :D Nie ma milszych zaleceń, które powinnam robić ;)

    Skoro chcesz, to napiszę jakie błędziorki zauważyłam. Od razu postaram się je jakoś poprawić ;)

    1. rozwalający się płot a linijkę niżej było rozwalający się zabytek

    Tak jakoś za szybko mi się to powtórzyło. Może by tak w drugim zdaniu napisać, że: No tak, był to niszczejący zabytek?

    2. Ściany zbudowane były z łączących je wysokich, ceglanych słupów i pomiędzy nimi znajdującymi się pokruszonymi deskami.

    Chodzi mi o drugą część zdania. Chyba lepiej brzmiałoby: Ściany zbudowane były z łączących je wysokich, ceglanych słupów i znajdujących się pomiędzy nimi poruszonych desek.

    3. ... że gdy to spróbuję zrobić -> lepiej byłoby po prostu ...że gdy spróbuję to zrobić

    4. Zdziwiłem się, że się nie otwiera, gdy zdałem sobie sprawę, że to ja sam przekręciłem wcześniej klucz. Hmm... To brzmi tak, jakby bohater zdziwił się, że drzwi się nie otwierają, dopiero po tym, jak uświadomił sobie, że sam je zamknął. A było chyba odwrotnie no nie?  ;) gdy zamieniłabym na ale albo ale po chwili

    5. Prawie czarne od brudu, które było przyklejone do niego -> brud jest TEN, czyli powinno być Prawie czarne od brudu, który był przyklejony do niego

     

    No, takie rzeczy rzuciły mi się w oczy :) Drobna rada ode mnie: kiedy coś napiszesz, to odłóż to choćby na dwie godziny. Od razu nie wychwytuje się błędów. Widać je dopiero po pewnym czasie (co chyba sama już zauważyłaś ;))

    Rada, żeby czytać książki i jak najwięcej pisać, jest jak najbardziej prawdziwa! I co najważniejsze - działa. Czy mogłoby być coś jeszcze mniej skomplikowanego? :)

    Poza tym, takiego samego zdania jest J. K. Rowling. A skoro i Rowling i King podzielają tę opinię, to skończoną głupotą byłoby ich nie posłuchać.

     

    [video=youtube]

     

    Aaaa, co do "dawnej pseudotwórczości" (skoro tak ją nazwałaś): jaka Ci tam pseudotwórczość! Od czegoś trzeba zacząć. Moim pierwszym opowiadaniem był fanfic o Beatlesach. I to była totalna porażka, ale wiele się dzięki niej nauczyłam.

    Pisz dalej, więcej! Nie mogę się doczekać twoich kolejnych opowieści ♥

    O.o, nawet nie wiesz, jak Ci dziękuję za poprawki! Sama zaczynałam chichotać, jak widziałam, jakie błędy zrobiłam, wskazane przez Ciebie :P :) Postaram się ich unikać w przyszłości. No, i też postaram się robić albo mniej skomplikowane zdania, albo czytać je setki razy, dwie godziny później, a także jeszcze wcześniej ;), aby toto dobrze brzmiało, by czytelnik cokolwiek zrozumiał i bym nie wyszła na idiotkę, zanim to gdziekolwiek opublikuję ;)

    No i racja, od czegoś trzeba zacząć!

    Piszę kolejne opowiadanie, może wyjdzie mi dłuższe niż zwykle. Jak skończę, to postaram się wrzucić, chyba że na sam koniec stwierdzę, że stało się ono zbyt prywatne i osobiste ;). Ale postaram się je zrobić do przeczytania tu, na forum.

    Dziękuję za pomoc i opinie, dziewczyny, naprawdę!

    • Like 2

  2. Opowiadanie bardzo mi się podoba. Petri staje mi się coraz bardziej bliski, niż to byłoby możliwe, zważywszy na to, że jest on bratem Tuomasa ;). Historia wydaje mi się naturalna, Japończyk intrygującą postacią, a Petri osobą z dobrym gustem muzycznym :)

    Tekst jest interesujący, ze zdaniami pełnymi humoru i ciekawymi opisami zimy w Finlandii. Czekam na kolejny fragment opowieści ;)

    • Like 1

  3. Nie no, świetnie piszesz! Jest klimat i to "coś", co ma bardzo niewiele opowiadań, choć jest to niezwykle ważne. Rozmowa głównej bohaterki z jej Aniołem i te jej myśli, typu "oszalałam?", sprawiły, że od razu wyobraziłam sobie sytuację, wczułam w wydarzenia i teraz niecierpliwie czekam (jak zawsze zresztą, choć to nie moja wina, że teksty forumowiczów tak mi się podobają ^^) na kolejną część.

    I te opowiadanie jest naprawdę dla mnie? Dziękuję.

    Czuję się zaszczycona ^^.

    • Like 1

  4. Jejku jejku jejku !!! Super piszesz, bardzo ciekawie :D Opisy nie męczą, humor jest :D mam znajomego, który już dość długo pisze, nawet jedną książkę wydał i bardzo mu zazdroszczę bogatych, ale krótkich i nie męczących opisów. Ty masz ten sam dar co on - zazdroszczę wam. Ja piszę krótkie opisy, ale nie są takie bogate, wręcz słabe są :( Postaram się nadrobić wszystko co tu wrzuciłaś :D

     

    Dziękuję! Jest mi naprawdę miło ^^ Każdy ma talent pisarski (no, może nie każdy, ale jeśli nawet nie ma, to posiada inny talent i w tym kierunku musi się kształcić, i próbować swych sił), należy jedynie bardzo dużo pisać i czytać (dobrze napisanych książek!). Przynajmniej takie Stephen King daje rady i ma on rację ^^ Trzeba się go słuchać, trzeba, a wręcz należy.

    I bardzo się cieszę, że zainteresowałaś się moją dawna pseudo twórczością, ale uprzedzam, że rzeczy, które tu wrzucałam na początku, były słabe, bardzo słabe, pisane na szybko, dla znajomej, miało się jak najwięcej dziać i być dużo mojego chorego humoru ;)

    Ale i tak podsumuję - jestem niezwykle ucieszona, że kilkoro osobom się podobało moje opowiadanie ;)

    • Like 1

  5. Szczerze? Cieszę się, że przeczytałam to opowiadanie za dnia. W nocy... Umarłabym chyba ze strachu. Potrafisz budować nastrój! Podziwiam też, że napisałaś je z męskiego punktu widzenia. Ja nieczęsto tak robię, bo jest mi o wiele trudniej wczuć się w faceta ;)

    Pojawiło się kilka drobnych usterek, ale co ja się będę czepiać, sama też robię błędy. Pisz dalej, więcej, będzie coraz to lepiej! A i ja chętnie przeczytam kolejne Twoje dzieła, masz talent, szlifuj go! :D

    Oh, dziękuję! Nie spodziewałam się, że to się komukolwiek spodoba ;) Naprawdę potrafię budować nastrój? Trudno mi w to uwierzyć... Co do pisania z męskiego punktu widzenia - po prostu tu mi jakoś tak bardziej pasował facet ;) Zazwyczaj biorę jako głównego bohatera kobietę, ale staram się próbować swoich sił w różnych stylach.

    O, i wiem, że dużo usterek! Jak przeczytałam to sobie jeszcze raz, złapałam się za głowę. Czasem bez sensu zapominam dodać jakieś słowo, albo zaczynam coś pisać w jednej odmianie czasownika, a kończę w drugiej, kąplętnie bez sęsu. Hm. Nie mówiąc już o źle sformułowanych zdaniach, czy zbyt częstych powtórkach, co zdarza mi się, niestety. Jeżeli masz jakieś konkretne poprawki do mojego tekstu, to bardzo Cię proszę, pokaż mi je, a postaram się uniknąć ich w przyszłości. Byłabym ci wdzięczna :)

    • Like 1

  6. Napisałam ostatnio opowiadanie. Jest dosyć krótkie, napisane zupełnie innym stylem, niż to, co tu na początku wrzucałam ( jak teraz stwierdzić, moje bzdety o Mustaine'u były głupie jak nieszczęście) i żeby się trochę zrehabilitować w waszych oczach, wrzucam to oto. Dedykuję to LucidDreamer'ce, jako że tak często wrzuca swoje teksty, opowiadania itd., że stwierdziłam, jakoby mogłabym jej też coś swojego pokazać. Mam nadzieję, że się spodoba, choć nie mam o tym jakoś zbyt wysokiego mniemania:

       

    "Szedłem wolno, noga za nogą, ale się nie zatrzymywałem. Wysokie topole szumiały delikatnie, podzwaniając dwukolorowymi listeczkami niczym srebrnymi dzwonkami. Ich mocarne, grube pnie otoczone były ciasno przez rosnące leszczyny i młode dęby, obrośnięte soczystą zielenią. Niebo było pokryte zwałami ciemnych chmur, przypominających grube warstwy szarego śniegu. Słońce nie wychodziło zza obłoków, zbliżał się wieczór. Nie padał deszcz, ale w powietrzu wyczuwało się lekką mżawkę. Dziwnie mokry wiatr, przenikał przez kurtkę i nie powiedziałbym, żeby robiło mi się od niego cieplej. Udeptana trawa na ścieżce moczyła buty, przez co nic mnie nie ciągnęło do wchodzenia głębiej w jakieś chaszcze.

       Kolejny podmuch wiatru. Liście topól uderzyły o siebie, drzewo rozedrgało się w zieleni i srebrze. Spojrzałem do góry, wprost na ciemne, pofałdowane niebo i wciągnąłem zimne, wilgotne powietrze. Przeszedł mnie dreszcz i choć obiecywałem sobie przejść się jedynie na krótki spacer, zanurzyłem się głębiej w drzewa. Tuż obok ścieżki stał jakiś rozwalający się płot, obrośnięty mchem i pokrzywami. 

       Nagle zobaczyłem starą stajnię. No tak, był to rozwalający się zabytek. Dach przypominał wzburzone fale, z odpadającymi i spadającymi przez dziury do wnętrza stajni starymi, glinianymi dachówkami. Ściany zbudowane były z łączących je wysokich, ceglanych słupów i pomiędzy nimi znajdującymi się pokruszonymi deskami. Małe okienka miały powybijane szyby, jeżące się ostrymi końcówkami. Zawsze ten widok przejmował mnie grozą i jakąś niezrozumiałą wściekłością. Próbowałem sobie wyobrazić, jak ta stajnia mogła wyglądać sto lat temu, albo teraz, odnowiona, gdyby komuś z wyższych organów miasta zachciało się coś z tym zrobić, ale przychodziło mi to z trudem.

       Wepchnąłem dłonie w kieszenie i tak jak zwykle, stanąłem w głębokim zamyśleniu przed dużym napisem kredą, na ścianie budynku "Teren Prywatny". Po raz pierwszy stwierdziłem, że jestem ciekawy, jak wygląda stajnia od wewnątrz. 

       Zanim się obejrzałem, już parłem przed siebie, czując, jak mokną mi skarpetki i drętwieją pace u stóp. Byłem pewien, że właśnie w tej chwili adidasy przestały być dobre do dalszego użytkowania, ale machnąłem na to ręką. Pokrzywy mokrymi łodygami chłostały mnie po łydkach, a trawa i pnącza oplątywały się dookoła stóp, jakby chciały mnie powstrzymać do dotarcia do stajni. Nie odpuszczałem, co równało się tym, że w końcu stanąłem przed budynkiem, zadzierając głowę do góry i patrząc z niewyraźną miną na dachówki wysuwające się ze swoich ustalonych miejsc i grożące stuknięciem kogoś w łeb w najmniej odpowiednim momencie. 

       Zawahałem się na moment. Wyciągnąłem dłoń i dotknąłem mokrych, obślizgłych desek. Spróbowałem zerknąć do środka przez wyrwę w murze, ale zobaczyłem jedynie ciemność. W nosie wiercił zapach zgniłej słomy.

       Słyszałem jakieś przytłumione skrzeczenia ptaków w zaroślach, w oddali rozbrzmiewało szczekanie psów. Z tymi dźwiękami byłem na tyle obyty i do nich przyzwyczajony, że gdy ich zabrakło, cały zdrętwiałem, zaskoczony tą niespodziewaną ciszą. Odwróciłem się gwałtownie. I prawie krzyknąłem.

       Z dziupli jakiegoś drzewa wysuwała się jakaś postać. Nie wiedziałem, czy to kobieta, czy mężczyzna, choć bardziej obstawałem na to pierwsze. Wytężyłem wzrok. Owa postać wysunęła się z dziupli mniej więcej do połowy i wyciągnęła w moim kierunku długą rękę, o wąskich palcach. Twarz miała śmiertelnie bladą, a włosy opadały w kosmykach na czoło. Przybrana była w ni to suknię, ni koszulę nocną. Powiał gwałtownie wiatr, cisza wręcz dzwoniła w uszach. Drzewa ponownie się poruszyły, ich gałęzie wygięły w podmuchach wichru, ale nie wydały najmniejszego szelestu. A ubranie nieznajomej nie zmieniło się pod powiewami, nawet nie drgnęło.

       Nagle postać podniosła głowę i wbiła we mnie mroczne spojrzenie. Miałem wrażenie, jakbym zajrzał do wnętrza studni. I jakby ktoś mnie w nią popchnął. Wydało mi się, że wpadam w otchłań bez dna. Serce ścisnął mi lęk i wtedy zrozumiałem, że nie stoję naprzeciwko człowieka. Stoję na przeciwko ducha.

       Nie wiem, dlaczego tak zareagowałem, ale wrzasnąłem, odwróciłem się pobiegłem przed siebie, oszalały ze strachu, nie zastanawiając się nad tym, co robię sensownie, a co nie.

    ***

       Dopadłem do jakiegoś małego domku, o którym jedynie słyszałem, że mieszka tam jakiś bezdomny. Miałem wszystko gdzieś, nawet moja przysłowiowa nieśmiałość się ulotniła. Zatrzymałem się przed drzwiami z dykty i huknąłem w nie kilka razy pięścią. "Szybciej, proszę" błagałem w myślach, woląc spotkanie z jakimś bezdomnym, niż z tym kimś, kto czekał na mnie. Który mnie przyzywał.

       Dopiero po chwili zauważyłem dzwonek. Walnąłem w niego otwartą dłonią, nie oglądając się za siebie, przejęty irracjonalnym strachem, że gdy to spróbuję zrobić, poczuję na swoim karku dotyk zimnych palców. Wiem, że to głupie, ale zbyt dużo się naoglądałem horrorów.

       W końcu zaskrzypiał zamek, jakby ktoś lękliwie przekręcał klucz w zamku i drzwi uchyliły się na tyle, na ile pozwalał im łańcuszek na który były zamknięte, od wewnątrz. Zobaczyłem przed sobą fragment brunatnej, pomarszczonej tak bardzo, ze aż to wydawało się niemożliwe. I jedno, ciemne oko, błyszczące w dodatku jak latarka.

       - Może mnie pan wpuścić? - wykrztusiłem, drżąc z zimna i ze strachu. Złapałem dłonią drzwi i wepchnąłem przewidująco stopę w szparę, by staruszek ich nie zamknął. Dziadek spojrzał na mnie z lękiem i spróbował coś powiedzieć, ale z ust wyszedł mu jedynie niezrozumiały szept.

       - Proszę! - nacisnąłem z rozpaczą. Starzec zrezygnował z oporu, przesunął zasuwkę i wpuścił mnie do środka. Zatrzasnąłem drzwi i oparłem się o nie plecami. Rozejrzałem po pomieszczeniu - mały pokoik z żelaznym łóżkiem, zasłanym nie pierwszej czystości pościelą, przenośna kuchenka z turystyczną butelką z gazem, stary, zastawiony brudnymi naczyniami i butelkami po wódce stół, mała szafeczka, z drzwiczkami trzymającymi się na jednym zawiasie i podtrzymywanymi przed kompletnym oderwaniem, przez brudne od błota buciory. W jednej ścianie widniało szczelnie zasłonięte strzępem firanki okno, a drzwiczki w drugiej ścianie dawały przypuszczać, że znajduje się tam drugie pomieszczenie. Goła żarówka na długim, czerwonym kablu rzucała mrugające światło. Zmrużyłem oczy i dopiero teraz zorientowałem się, że stoję naprzeciwko staruszka. Był on niewysoki i tak kruchy, że miałem wrażenie, jakbym jedną ręką, bez wysiłku go zdołał przewrócić na ziemię. Ubrany był w za duży sweter w bure paski, za duże spodnie i takie same stare kapcie. Patrzył na mnie nerwowo i nieufnie.

       - Czego tu szukasz? - powiedział głosem podobnym do darcia papieru. Wzdrygnąłem się minimalnie i dopiero teraz poczułem gwałtowny przypływ nieśmiałości.

       - Bo... ja.. - zająknąłem się. - Widziałem kogoś - dokończyłem desperacko.

       - Kogo? - kontynuował przesłuchanie staruszek.

       - Jeśli powiem, że ducha, potwora, czy coś w tym stylu, pan mnie wyśmieje. Ale wiem, że nie wyjdę z tego domu, zanim się nie uspokoję - powiedziałem, mając już wszystko gdzieś. Odwróciłem się, przekręciłem klucz w zamku. Zorientowałem się, że trzęsą mi się ręce.

       - Dlaczego miałbym ci nie uwierzyć? - zapytał staruszek po chwili milczenie, jeszcze bardziej ochryple, niż przedtem. Usiadł ociężale na metalowym taborecie i pociągnął łyk z butelki. Skrzywił się. - Dzisiaj dużo rzeczy się dzieje - westchnął.

    Słuchałem go z niedowierzaniem.

       - Czy pan zaczyna sugerować, że ja nie jestem szalony, tylko naprawdę... kogoś tu widziałem? - nie mogłem w to uwierzyć.

    Dziadek skinął głową.

       - Zamordowano raz córkę tutejszego właściciela - powiedział sucho. - Dawno temu, ale i nie tak bardzo... Ja przynajmniej wtedy nie żyłem. Mój dziadek mi mówił. Jej ojciec bardzo to przeżył. Nie mógł znaleźć jej ciała, ale codziennie mu się śniła. Zwariował. Oszalał. Wygnał ze swojego domu całą rodzinę, a potem popełnił samobójstwo. Podobno po jego śmierci jego córka, a raczej jej duch zaczął się błąkać po lesie. Czasem odnajdywano tu ludzi na wpół martwych, którzy tracili zmysły, jakby coś strasznego zobaczyli. Nigdy nikt nic sensownego nie powiedział. Do dziś nie wiadomo, gdzie jest zakopana ta córka. Wszyscy mówią, że jak się znajdzie jej ciało i pogrzebie na poświęconej ziemi, przestanie się błąkać po ziemi.

       Cały zdrętwiałem. Poruszyłem językiem w ustach, czując w nich przejmującą suchość. Przełknąłem ślinę, powstrzymując cisnące się do głowy rozszalałe myśli. Widziałem tę córkę? Jej ducha? Dlaczego ona ukazała mi się w dziupli? Może tam jest ciało? Cały się wzdrygnąłem. W pokoiku było zimno, chłód ciągnął od nieszczelnych okien. Co ja mam zrobić? Myślałem gorączkowo, wpatrując się w dziadka, który wbijał wzrok w róg sufitu, mając nic nie mówiący wyraz twarzy. Mam pójść znów do tego miejsca, gdzie widziałem ducha i zajrzeć w głąb dziupli, gdzie znajdują się jakieś ludzkie kości, wygrzebać je, pójść na cmentarz i zakopać?

       - I co chcesz zrobić? - zapytał staruszek, po ciszy, która zapadła, tak jakby czytał mi w myślach. Wsadziłem rękę we włosy i przeczesałem je palcami. Westchnąłem cicho.

       - To, co muszę.

       Oderwałem się plecami od drzwi, sięgnąłem po klamkę. Zdziwiłem się, że się nie otwiera, gdy zdałem sobie sprawę, że to ja sam przekręciłem wcześniej klucz. Odkręciłem go w drugą stronę, zawahałem się przed naciśnięciem klamki. Co mnie czeka? W końcu, z dreszczem niepokoju, otworzyłem drzwi.

       Na dworze było bardzo, bardzo ciemno. Nad wierzchołkami drzew znajdowała się jakaś jaśniejsza poświata, ale nie nazwałbym jej rozpraszającej mrok. Chmury skłębiły się nad moją głową i puszczały drobniutkie, cieniutki strumyczki deszczu, mocząc mi ubranie i włosy. Zakląłem w myślach. 

       Wyszedłem za próg i zapadłem się dwa centymetry w ziemi, w gęstym błocie. Wyrwałem z jego macek i tak już brudne i mokre buty i ruszyłem przed siebie, mając nieprzyjemne uczucie, że ktoś mnie śledzi. Że patrzy się na mnie zza krzaka, lub siedząc przylgnięty do gałęzi, wodzi za mną uważnym spojrzeniem, w którym jest tylko wyczekiwanie i pewność siebie. 

       Oglądałem się za siebie, ale widziałem jedynie niewyraźne, zamazane jakby kontury drzew, których liście w mroku przypominały rozpyloną czarną mgłę, a pnie - grube, barwy kosmosu kamienne słupy. Niewidoczne wręcz w wysnuwającej się zza drzew mgle kosmyki traw ocierały mi się mokrymi kiściami o łydki, mocząc je złośliwie. Tak, to na pewno była złośliwość.

       Kierowałem się do stajni - widziałem jej zarys przed sobą, wielki i jakby groźny. Zatrzymywałem się niepewnie, chciałem wracać, ale coś sprawiało, że parłem naprzód. Nie wiadomo czemu, miałem wrażenie, że gdybym nie spróbował choćby odnaleźć ciała dziewczyny, jej duch prześladowałby mnie do końca życia. Ta możliwość napełniała mnie panicznym strachem. Nigdy bym nie chciał zobaczyć jej długich, bladych dłoni i głębokich oczu. To był za duży wstrząs jak dla zwykłego śmiertelnika.

       Podszedłem do stajni i serce zaczęło mi podchodzić do gardła. Wrażenie, że ktoś mnie śledzi, nie rozpłynęło się, tylko powiększyło. Miałem ochotę wziąć nogi za pas i uciec, nie oglądając się za siebie. Przycisnąłem dłonie do piersi i zagryzłem wargi. Tak strasznie chciałem się odwrócić...

       Zamiast tego skoczyłem naprzód parę susów. Liście chłostały mnie po twarzy, ale nie zwracałem na to uwagi. Po prawej miałem stajnię, naprzód drzewo, w którym zobaczyłem ducha. Był to - jeżeli mnie wzrok nie mylił - dąb. Dziupla z bliska wydała się raczej głębokim rozpęknięciem, jakby trafił ten pień niegdyś piorun. 

       Kolana zaczęły mi się trząść, nie mówiąc już o podbródku. Strumienie potu spływały mi po skroniach, całym swym ciałem wyrywałem się jak najdalej, do domu, ale pomimo tego parłem naprzód. Przeciąłem trawę, przedarłem przez piekące niczym ogniem pokrzywy i zatrzymałem się u końca swej podróży.

       Poczułem, że zaraz runę na ziemię. Przed upadkiem chwyciłem się dłońmi pnia, wbijając sobie pod paznokcie korę. Zanim walnąłem kolanami w błoto, zdążyłem się powoli dźwignąć na nogi. Osłabły, mając już wszystko gdzieś, obmywany przez coraz bardziej powiększający się deszcz, poganiany przez tajemniczy wzrok i niecierpliwy szum liści, pchanym ostrym wiatrem, sprawiło, że nie ociągając się, podparłem się na jednej z gałęzi, stopę oparłem o korzeń i podciągnąłem się do góry, zaglądając w dziuplę. 

       Jej wnętrze zarośnięte było paprociami i jakimiś roślinami. Serce, które na moment mi zamarło, teraz rozdzwoniło się coraz szybszymi uderzeniami. Zacisnąłem powieki i powiedziałem sobie w myślach "Czy ja jestem idiotą?". Odpowiedź, która się nasuwała, była twierdząca. Zimne krople deszczu wpadały mi za kołnierz i spływały po karku. Wstrząsnąłem się, dreszcz mnie przeszedł. Z trudem hamowanym obrzydzeniem, wyciągnąłem rękę naprzód i odgarnąłem z głębi jakieś liście. Były mokre, obślizgłe i wierzyłem gorąco, że zostawiły na moich palcach jakiś dziwny śluz. Powstrzymałem się,  żeby nie wytrzeć ich o spodnie. Pojawiły się odruchy wymiotne, ale nie wiadomo czemu, czułem, że to jest obowiązek - odnaleźć kości i zrobić tej... dziewczynie pogrzeb.

       Nie jestem jakimś bardzo gorliwym katolikiem, a to, że tak niesamowicie wsiąkłem w tę sprawę, było dla mnie rzeczą niejasną równie bardzo jak to, że zobaczyłem ducha. I wszechwiedzącego staruszka, który pojawił się i powiedział mi wszystko, czego potrzebowałem.

       Odgarnięte liście pokazały wilgotną warstwę ściółki, pociętą wzdłuż i wszerz korzeniami i korzonkami drobnych roślinek, na niej zagospodarowanych. Dłoń drżała mi tak bardzo, że miałem wrażenie, jakby wstrząsane palpitacją palce miały zaraz odpaść. Zacisnąłem zęby i wbiłem czubki palców w miękką ziemię. Zanurzyłem całą dłoń i osłabły, zsuwając się po mokrej korze w dół, na trawę, odgarnąłem paćkę na bok. Podparłem się nogami, ściskając kolanami pień.

       Przestałem zwracać uwagę na to, co się dzieje wokół mnie. Zdeterminowany zanurzyłem łapę po łokieć i wtedy... Tak, czegoś dotknąłem. Czegoś twardego i zimnego, wręcz lodowatego, ziębiącego niczym kawałek lodu. Chwyciłem to i pociągnąłem do góry. Z trudem zdusiłem krzyk.

       Trzymałem ni to medalik, ni naszyjnik. Najlepiej nazwać medalionem. Prawie czarne od brudu, które było przyklejone do niego, z gdzieniegdzie prześwitującym złotem, w tych miejscach, gdzie syf ściągnąłem palcami. Oszołomiony wpatrywałem się w znalezisko. Wstrzymałem oddech. Mam kontynuować poszukiwania? Myśli biegły mi w głowie niczym opętane konie, dudniąc kopytami. Mam rozgrzebywać czyjś - bądź jak bądź - grób? Sama taka możliwość przejęła mnie zgrozą. Wsadziłem machinalnie medalion do kieszeni spodni.

       Zaraz - uspokoiłem się. To, że w pniu znajdował się medalion, wcale nie znaczy, że należał on do trupa i że drzewo jest puste. Ktoś wrzucił ten naszyjnik do środka, albo jeszcze z innych powodów się on tam znalazł... Na pewno nie mam prawa przerywać w połowie roboty.

       Nie odnalazłem w sobie jednak sił. 

       Złapałem się najniższych gałęzi, podciągnąłem do góry i w jednej chwili podnosząc się pół metra w górę, zerknąłem do dziupli, prosto w dół wygrzebanej przeze mnie dziury. Przez chwilę poczułem lęk - jakbym puścił się uchwytów, runąłbym prosto na tę... wyszczerzoną do mnie czaszkę.

       - A! - krzyknąłem zszokowany. Puściłem się gałęzi i runąłem na ziemię, wprost na tyłek, gdzieś w jakąś brudną kałużę. Zakląłem pod nosem i nagle...

       Uspokoiłem się. Wzrok, wpatrujący się we mnie dotychczas, jakby zniknął. Jakaś ulga spadła mi na serce. Nareszcie spokój. Odetchnąłem.

       Za mną rozległy się kroki, a ja nawet nie nie podniosłem z tej kałuży. Nie czułem zimna, uśmiechałem się tylko jak głupi. Kroki nie sprawiły, bym się podniósł, dopiero gdy zobaczyłem mojego sąsiada policjanta, oprzytomniałem. Przekręciłem się na kolana i dopiero wtedy podniosłem. Nogawki jeansów przykleiły się do nóg, uniemożliwiając chodzenie.

       Wiedziałem, że mam przed sobą zbliżającego się ostrożnie policjanta z dużą latarką w ręce, ale nie widziałem jego twarzy. Dopiero gdy przybliżył się o kilka kroków, a rażący strumień światła poraził mi oczy, zobaczyłem, jak jego szczupła twarz, osadzona w ramionach, jakby nie posiadał szyi, jest przerażona. Na mój widok wydał z siebie głośny, radosny wręcz okrzyk.

       - Jezu, dziecko! - zawołał. Potknął się, biegnąc, o jakiś korzeń, latarka wypadła mu z rąk na ziemię, wpadła do kałuży, która przed chwilą jeszcze była moim fotelem i zgasła. Podniosłem ją z trudem powściąganym uśmiechem i zapaliłem ponownie.

       - Chłopcze - powiedział ciszej policjant. - Gdzie byłeś? Twoja mama szuka cię... Nie było cię już bardzo długo, a i deszcz taki...

       Machnąłem ręką. Mało mnie to obchodziło.

       - Muszę coś panu pokazać - powiedziałem cicho, a on spojrzał na mnie zdziwiony. Podprowadziłem go do dębu i powiedziałem mu, by zajrzał do dziupli. Posłuchał mnie posłusznie, aż się zdziwiłem. Gdy odwrócił się, miał śmiertelnie bladą twarz a w oczach malowało mu się obłąkanie.

       - Co.. co to? - wyjąkał. Po czole zaczęły mu płynąć krople potu, jakby nie dość, że kropli deszczu było od groma. 

       - Znalazłem szkielet - wyjaśniłem, nie wdając się zarazem w wyjaśnienia. - Z tej legendy, która u nas krąży. Może pan zadzwonić tam, gdzie będzie to potrzebne? By ją pochować?

       Sąsiad zacisnął usta, zrobił się bardziej zdecydowany.

       - Oczywiście - powiedział, a głos miał spiżowy. Wyciągnął telefon, wystukał numer i już odbierając, rzucił do mnie: - Ty już wracaj do domu. Jesteś cały mokry, brudny i wyglądasz, jakbyś się utopił w szambie. Dzień dobry, znaczy dobry wieczór! - wykrzyknął do osoby, która właśnie odebrała.

       Uśmiechnąłem się przepraszająco, jakbym to ja robił jakiś kłopot. Odwróciłem się i szybkim krokiem pobiegłem przed siebie. Deszcz jakby ustał, choć chmury nadal były gęste. Zrobiło mi się strasznie zimno, wbiłem więc ręce w kieszenie i biegiem przeciąłem odległość dzielącą mnie do drogi. Wyskoczyłem na asfalt i truchtem pobiegłem przed siebie. 

       Nagle wymacałem w kieszeni spodni coś twardego. Medalion, jak mógłbym zapomnieć? Zganiłem się w myślach. Wyciągnąłem przedmiot na zewnątrz i przyjrzałem mu się. Odgarnąłem z niego błoto. Trzymałem oto w dłoni medalion wielkości orzecha włoskiego, ale płaski i w kształcie rombu, misternie upleciony z drobnych złotych żyłek ze złotym łańcuszkiem. Tak to przynajmniej wyglądało.

       Co ja mam z tym fantem zrobić? Nie zgubię go - postanowiłem stanowczo. Nie zniszczę. Nikomu nie oddam. Ale zatrzymam. I będę o niego dbać.

       Schowałem go z powrotem do kieszeni i pobiegłem przed siebie. Spojrzałem przed siebie i uśmiechnąłem się z zadowoleniem. Jak miło jest zrobić coś dobrego nawet dla osoby żyjącej przed stoma latami.

       W oddali świeciły okna mojego domu i sąsiadów. W jednym z nich ukazała się dziewczęca postać. Pomachałem do niej ręką.

       I wyszczerzyłem zęby."

     

     

    I koniec. Jak wrażenia? Czekam na krytykę i jakieś porady od osób, które będą miały czas i ochotę to przeczytać ;)

    • Like 4

  7. Niedawno machnęłam ołówkiem pewnego szczura, który oprócz tego, że jest pluszakiem, to jakoś dziwnie mi wyszedł :undecided: . Jest to rysunek na szybko, niezbyt profesjonalny, ale mam nadzieję, że się komuś spodoba  ;)

    Szczur.thumb.jpg.5f54ecef5b1ffa9dafa25170ea88ffa0.jpg

    • Like 4

  8. Sepultura.jpg

    Bardzo się zdziwiłam, gdy zobaczyłam, że nie ma o tym zespole wątku na forum. Sepultura to brazylijski zespół powstały w 1984 z inicjatywy Maxa i Igora Cavalerów, braci, grajacy death i trash metal. Max był wokalistą i gitarzystą rytmicznym, a Igor perkusistą. Dołączył do nich Andreas Kisser, gitarzysta prowadzący i Paulo Jr. basista. Po wielu różnych perypetiach założyciele zostali wyrzuceni z zespołu i teraz Sepultura gra muzykę raczej średnią, ale niegdyś była wspaniałym zespołem. Wystarczy włączyć sobie album - Beneath the Remains i

     . 

    Oto niektóre utwory:

    [video=youtube]

    [video=youtube]https://youtu.be/Qea7TgALgVg

    [video=youtube]

    [video=youtube]

    [video=youtube]https://youtu.be/bYaDRYGHCZ0

    Jest jeszcze o wiele więcej utworów, albumów.... Ktoś zna?

    • Like 1

  9. Zmarł Nick Menza, 22 maja, kilka dni temu :-(  Grał na jednym z najlepszych albumów, Rust In Peace i w ogóle był w Megadeth perkusistą przez wiele lat. Bardzo smutna wiadomość  :-( Więcej o jego śmierci można się dowiedzieć w TYM artykule.

    Rest In Peace, Nick  :-(


  10.  

    Każda motywacja do rysowania jest dobra. ;)

    Widzę, że narysowałaś zespół w bardziej komiksowym stylu. Jeśli chcesz by praca wyglądała bardziej zróżnicowanie i ciekawie to możesz użyć kilku rodzajów ołówków. Miękki najlepiej stosować w najciemniejszych miejscach a twarde do subtelnych cieni. W tej chwili ciężko "odczytać" z jakiego materiału ich ubrania, czy to są spodnie i kurtki czy jeszcze coś innego? :)

     

    Dziękuję, Adrian ;) Szczerze mówiąc, rysowanie w moim wypadku jest tak rzadkie, że nie przywiązuję uwagi do rodzajów ołówków, pewnie dlatego, że moje arty machane są za wpływem mniej więcej natchnienia, gdzie byle kredka mi wystarcza :D  Ale chyba teraz kupię sobie zestaw ołówków i będę iść wedle Twoich rad ^^. I tak, to są spodnie i kurtki, dobrze widzisz ^^ 

     

    W sumie, kreskę masz dobrą, Lawendo, troszkę nieobrobioną i oczywiście dużo do przećwiczenia, ale moje prace kilka lat temu wyglądały podobnie... baaa, czasem nadal wyglądają! Ćwicz dużo, i zawsze rysuj to, co czujesz (ja osobiście nie cierpię rysować dla kogoś, na czyjąś prośbę... chyba, że czuję dany temat, ale jeżeli nie, to wychodzą paskudne prace)... z tej mąki będzie chlebek! :D

     

    Dziękuję, Tai  :happy: Będę ćwiczyć i dużo rysować, i mam nadzieję, że uda mi się osiągnąć jakiś sukces. 

     

    Dziękuję za pozytywne komentarze ♥

    • Like 1

  11. Obecnie narysowałam zespół Sepultura, którym zaczynam się ostatnio fascynować. U mnie się tak dzieje - interesuję się zespołem, natychmiast muszę narysować ich członków. Wewnętrzny przymus  :D

    Mam nadzieję, że komuś się spodoba, choć trochę mi się porozmazywał  :dodgy:

    SEPULTURA.thumb.JPG.9c8e51a0a777ccef2796bec3f5f97fc7.JPG

    • Like 7

  12. Alien Ken to bardzo mało znany zespół, pochodzący z Norwegii. W jego skład wchodzą: Alien Ken, gitara, bas - Magnus Loining, perkusja - Morten Skogen, a wokal (zresztą świetny) - Roy Egeland.

    Zespół ma dwa albumy - Contact i Change is Constant. Nie da się znaleźć na YouTube tych płyt, ale są na stronie Alien Ken , gdzie można je wysłuchać. Każdy album jest dobry, a na każdym jest przynajmniej kilka utworów, które są doskonałe. Choćby na najnowszym albumie, tytułowy Change is Constant - ten riff przez cały kawałek, jest genialny. Mogę słuchać to przez all time ♥

    Oto ich kilka utworów:

    [video=youtube]

    [video=youtube]

    (Akustyczna wersja.

    można dostać oficjalną)

    [video=youtube]

    [video=youtube]

    Polecam, bardzo dobry zespół!

    • Like 1
×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.