Jump to content

Leaderboard


Popular Content

Showing content with the highest reputation on 12/02/18 in all areas

  1. 3 points
    Kolejny wywiad z Floor, przeprowadzony niedawno w Paryżu. Między innymi o końcówce GLS, pisaniu tekstów do utworów NW i projekcie Northward. Tak nawiasem dodam, że Floor przepięknie tu wygląda. [video=youtube]http://https://www.youtube.com/watch?v=wTC05z1TxXg
  2. 2 points
    Ada, za nieziemsko pięknie napisane relację, admini powinni podnieść Ci status na VIP-a :)Dziewczyny (Ania, Ada, Tai) piszecie jak doborowe mistrzynie pióra! Relację z koncertu były dla mnie miłym pocieszeniem, albowiem sam na koncercie niestety nie mogłem być. Jeśli chce się leczyć zwierzątka, to tak bywa. Dzięki za substytut niesamowitych emocji w odbyciu podróży koncertowej w imaginacji :)
  3. 2 points
    Jako, że nakreśliłem temat w Krakowie, pozwolę sobie kontynuować. ;) Zdecydowanie polecam album "The Madness of the Crowds". Nieczęsto słucham albumów od początku do końca. Zwykle przewijam niektóre utwory. Tutaj jest inaczej. Album jest bardzo zróżnicowany i ma bogate instrumentarium, co sprawia, że trudno doszukiwać się nudnych momentów. Jako ciekawostkę dodam, że utwór "Now, Voyager" zawiera recytację "Sonf of Myself" Whitmana w wykonaniu przyjaciół i bliskich Troy'a. Wśród nich możemy usłyszeć samego Holopainena. Koncepcja brzmi znajomo, ponieważ później podobny zabieg zrobił Tuomas w utworze "Song of Myself Nightwisha. ;) Odkrywając twórczość Troya możemy dostrzec jaki wpływ jego muzyka ma na muzykę NW: inspiracje poezją Whitmana, poruszane tematy (np. album Unseen Streams - brzmi znajomo?). Zespół wykorzystał też aranżację Troy'a do "Finlandii" Sibeliusa - jako intro na jednej z tras. Edit: Byłbym zapomniał. Tuomas i Johanna wspominali album "The Madness of the Crowds" jako jedną z głównych inspiracji dla AURI.
  4. 1 point
    O tym, że mój ukochany Nightwish przyjedzie do nas w ramach europejskiej części trasy Decades, dowiedziałam się w dniu swoich urodzin (nie bez przyczyny wrzucam moją relację właśnie dzisiaj). Był koniec listopada ubiegłego roku. Na oficjalnej stronie zespołu pojawiło się info, które zelektryzowało fanów w całej Polsce. Oto po ponad 10 latach Finowie zapowiedzieli swój drugi halowy koncert w naszym kraju. Wpadłam w euforię. Wiedziałam, że muszę na nim być. Miesiąc później bilety elektroniczne na Golden Circle leżały już na półce, grzecznie czekając na swój czas. Mijały dni, tygodnie, miesiące... Śledziłam na bieżąco informacje z Nightwishowego obozu i zastanawiałam się, jakie utwory z wczesnego okresu działalności zespołu będzie mi dane usłyszeć w Krakowie. Byłam niezmiernie ciekawa nowych aranżacji starych kawałków, szczególnie tych od bardzo dawna nie granych na żywo. Czas pozostały do koncertu mijał szybko. Ani się obejrzałam, gdy nadeszła połowa listopada. W przeddzień show z radością i dreszczem emocji zapakowałam bilety i wyruszyliśmy wraz z mężem do Krakowa naszym vehicle of spirit. Piątkowy wieczór spędziliśmy w gronie przyjaciół, ciesząc się wspólnym towarzystwem i dzieląc pozytywne emocje odczuwane w związku z przyjazdem naszych fińskich ulubieńców. Gdy 11 miesięcy przed koncertem kupowałam bilety na strefę GC, marzyłam, aby móc przeżyć to wyjątkowe muzyczne widowisko stojąc tuż pod sceną, podobnie jak na Czad Festiwalu 2 lata wcześniej. Z Nightwishem już tak mam. Przyciąga mnie. Wabi. Kusi. Rzuca urok, któremu nie potrafię się oprzeć. Nie było więc innej opcji – musiały być barierki. Postanowiłyśmy wraz z @anulka79 spróbować zdobyć tę upragnioną miejscówkę i odpowiednio wcześnie udałyśmy się pod Tauron Arenę. Było zimno, ale dzięki wspólnym rozmowom i kocykom termicznym udało nam się przetrwać ciężkie cztery godziny oczekiwania na wejście do obiektu, a potem już puściłyśmy się pędem do złotej strefy, szukając dziury w szeregu szczęśliwców, którym już udało się zająć miejsca w pierwszym rzędzie. Znalazłyśmy ją po lewej stronie. Nasza determinacja została nagrodzona. Barierki były nasze! Tauron Arena powoli się wypełniała. Przy scenie krzątali się technicy, ochroniarze, a także znane twarze z bliskiego otoczenia zespołu. Fotograf Timo Isoaho, manager Ewo Pohjola, a nawet Kai Hahto we własnej osobie. Wow! Stanie blisko sceny ma swoje zalety. Support Beast In Black był mi znany wcześniej. Kojarzyłam poszczególne utwory i wiedziałam, że ich występ będzie głośny, energetyczny, z heavymetalowym pazurem. Włożyłam więc stopery, by nie narazić uszu na zbyt dużą dawkę decybeli i przeszywający wręcz wokal, zdolny chyba tłuc szklanki. Bestia w czerni zdecydowanie porwała polską publiczność chwytliwymi melodiami i efektownym synchronicznym headbangingiem, który udzielił się fanom w pierwszym rzędzie. Fruwały włosy, ale ku mojemu zdziwieniu nikt nie przelatywał nad naszymi głowami – a po ostatnich koncertowych doświadczeniach tego właśnie się spodziewałam. Grecki wokalista formacji to prawdziwe zwierzę sceniczne – drapieżne, rozkrzyczane i kipiące energią, którą doskonale potrafi przekazać fanom. Nie tylko po mistrzowsku wrzeszczał do mikrofonu, ale i przepięknie zaśpiewał emocjonalną balladę, podczas której arena rozbłysła tysiącami światełek wydobytych z telefonów komórkowych („Ghost In The Rain”). Widok z trybun musiał być nieziemski. Gdy wśród okrzyków rozentuzjazmowanej publiczności skandującej „Beast in Black! Beast in Black!” panowie zakończyli swój występ i zeszli ze sceny, poczułam coś, czego nie potrafię opisać słowami... Takie drżenie w środku, które bardzo mocno utwierdziło mnie w przekonaniu, że marzenia są po to, by je spełniać i o nie walczyć. Oto stałam przy barierkach, na koncercie ukochanego zespołu w swoim kraju, wśród szesnastotysięcznego tłumu, wspierana przez fantastyczną koleżankę. Czegóż mogłam chcieć więcej?? Gdy na wizualizacji w tle sceny pojawił się zegar odliczający sekundy do rozpoczęcia show, napięcie osiągnęło punkt kulminacyjny. Najpiękniejszy spektakl na Ziemi rozpoczął się łagodnie, od instrumentalnego wykonania ballady „Swanheart” przez Troya. The journey down the memory lane has begun. Magia subtelnych dźwięków płynących do ucha wprawiła mnie w iście błogi nastrój, z którego zostałam wyrwana przez wzniecone nagle płomienie, zapowiadające kawałek „Dark Chest Of Wonders”. Buchnęło gorącem po twarzy (nosów na szczęście nie osmaliło! ;), na scenę wbiegli pozostali członkowie zespołu i show wystartowało z pełną mocą. Od tej pory zaczęłam z zapałem zdzierać gardło, starając się jak najpełniej przeżyć ten niezwykły spektakl, w którym dane mi było uczestniczyć. Wizualizacje do poszczególnych utworów robiły niesamowite wrażenie. Chwilami czułam się jak na przedstawieniu w teatrze, chwilami jak na szalonym, pędzącym z zawrotną prędkością rollercoasterze. Omal z niego nie wypadłam, gdy usłyszałam pierwsze dźwięki tak bardzo wyczekiwanego „Slaying The Dreamer”. Floor nie tylko fantastycznie wyciągnęła końcówkę, ale i growlowała wspólnie z Marco i zaprezentowała efektowny headbanging. Pamiętam, że powiedziałam wtedy do stojącej obok Ani: „Miazga!”. Niemal równie mocne wrażenie wywarł na mnie „Devil And The Deep Dark Ocean”. Kolejny utwór, który zespół przeniósł w inny wymiar, zachowując klimat oryginału. Żywy wokal Marco, przeszywające okrzyki Floor plus fascynująca gra świateł i płomieni – efekt był wręcz piorunujący. „Dead Boy’s Poem” również mnie oczarował. Piękne jest to, że Floor, śpiewając dany utwór, przekazuje zawarte w nim emocje na swój sposób. A ten utwór jest wyjątkowo emocjonalny. Wykonanie na żywo było znakomite, szczere i trafiło prosto do serca. ♥ Niezmiernie się cieszę, że Finowie zaserwowali nam w Krakowie również takie smakowite kąski jak „Kinslayer”, „10th Man Down”, „Gethsemane” i „The Carpenter”. Odświeżone aranżacje zdecydowanie tchnęły w zakurzone dotąd utwory nowe życie i pokazały zespół jako zgrany team, który po 20 latach nadal potrafi wydobyć z nich tę jedyną w swoim rodzaju magię. Właściwie jedynym utworem, który w przearanżowanej wersji nie przypadł mi do gustu, był „Sacrament Of Wilderness”. Tu zdecydowanie preferuję oryginalne wykonanie. Świetnie bawiłam się w rytm skocznych melodii „I Want My Tears Back” i „Last Ride Of The Day”. Zmęczenie nóg i ból pleców spowodowany długim staniem zupełnie przestał być odczuwalny. Poczułam taki dopływ mocy, że skakałam radośnie wraz z tłumem. Dopiero na filmikach widać, że skakała cała arena – ach, jak to musiało wyglądać z trybun! Sama Floor zresztą tak skomentowała krakowski koncert na swoim Instagramie: „Yesterday was our biggest indoor show thus far in front of nearly 16000 Polish fans in Krakow. Inside a flying saucer ? Such an incredible ride! Such an energy! It would have lifted off back into space if we played longer”. Istotnie – chwilami mogłam sobie wyobrazić, jak nagromadzona w arenie pozytywna energia wyrywa obiekt z fundamentów i unosi go w górę, ku przestworzom. Pofantazjować zawsze można! Faktem jest, że koncert rzeczywiście był niezwykle dynamiczny, bogaty w efekty specjalne, perfekcyjnie zagrany – słynne już ‘przybijanie rogów’ przez Floor i Emppu w końcówce GLS, czy też popijanie wina przez Tuomasa i Floor tuż pod naszym nosem, w czasie gdy Marco przemawiał do publiczności, jeszcze dodały mu smaczku. Come, taste the wine... Finał, podczas którego zespół wykonał nieśmiertelne „Ghost Love Score”, wywołał kolejne ciary i wycisnął z oczu łzy. Być tam pod sceną, śpiewać na całe gardło swój ukochany kawałek i patrzeć, jak publiczność zalewa wielka fala czerwonego konfetti – wierzcie mi, to było przeżycie nie do opisania. Nie potrafię ubrać w słowa wszystkich emocji, które towarzyszyły mi tamtego wieczoru. Bawiłam się wyśmienicie i uważam ten koncert za najlepszy, na jakim byłam w życiu. Dziękuję grupie forumowych przyjaciół, z którymi miałam okazję się spotkać, za cudownie spędzony czas. Za wspólne przeżywanie przed- i pokoncertowych emocji, rozmowy do późna w nocy, wsparcie i mnóstwo pozytywnych doświadczeń. Dla Was raz jeszcze moje babeczki – i serduszko, które nie dojechało, bo zostało skonsumowane przed wyjazdem ;) Do następnego razu – oby szybko! Na deser porcja fotek. Enjoy! ♥
  5. 1 point
    Amorphis zwrócił moje uszy ku sobie utworem Four Wise Ones. Ogólnie Under Red Cloud był bardzo udanym albumem, krokiem w obiecującym kierunku (ich wcześniejsze dokonania, kompletnie do gustu mi nie przypadły). Z zainteresowaniem czekałem na singiel The Bee. Lecz dopiero Amongst Stars, zdobyło moje uznanie i bezbrzeżny zachwyt. Przy takim asumpcie zgłębiałem tajniki Queen of Time. Jak pisze Maciek, jedna z najlepszych płyt tego roku. Różnorodna kompozycyjnie, bardzo melodyjna, pomysłem, rozszerzona o elementy symfoniczne (smyczki nagrane na żywo), chórki i orientalizm. Wysokie oceny w recenzjach w pełni zasłużone.
  6. 1 point
    Nowy, trochę nietypowy wywiad z Troyem, podczas którego chwali się grą na... duduku.:D Mam nadzieję, że go może wykorzysta na nowej płycie Nightwisha. ;) [video=youtube]
  • Member Statistics

    • Total Members
      1166
    • Most Online
      1079

    Newest Member
    Miltonreinc
    Joined
×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.