Leaderboard
Popular Content
Showing content with the highest reputation on 11/25/18 in all areas
-
1 pointWarto jest spisywać wspomnienia zanim przyblakną w naszej pamięci i już nic poza strzępami rozmów i niejasnymi kształtami nie pozostanie nam po niezwykłych wydarzeniach, które miały miejsce. Od koncertu Nightwisha, a zarazem niemalże trzydniowego wyjazdu minęło już dobrych kilka dni, a ja wciąż nie mogę powrócić do codziennej rutyny bez wspominania długiej podróży z dalekiej północy na południe, do Krakowa, i z powrotem wraz ze wszystkim, co było pomiędzy ciasnymi pociągami. When we from my homeland depart To challenge the gods of emptiness May the quest begin! Wyjazd na koncert zespołu, którego słucham nieprzerwanie od niemal dwunastu lat (czyli połowę swojego życia) zawsze jest wielkim wydarzeniem. Wypodróżowałam podekscytowana w piątek (na dzień przed sobotnim koncertem), by spotkać wielu ludzi, których twarze nieodmiennie kojarzą mi się z radością, ekscytacją, koncertową tremą – ludzi, których już po raz kolejny dane mi było widzieć i, bez których, szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie koncertu. Zameldowani razem w jednym hotelu, spotykający innych wędrowców, świętujący razem, razem włóczący się po Krakowie i razem gubiący się w chaotycznym, przedkoncertowym ferworze tylko po to, by spotkać się ponownie przed, w trakcie i po – to my nieogarnięta zbieranina wielbicieli Nightwish z najróżniejszych zakątków kraju, w najróżniejszym wieku, niepodobnych i takich samych, doskonale ze sobą współegzystujących przez te kilka wspaniałych dni. https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/intermediary/f/59dc1588-f868-495f-9757-438c5e6c5fb0/dcsroaj-69ccd9fc-69dc-4eb3-b903-b71a2ab51dd5.jpg/v1/fill/w_1193,h_670,q_70,strp/wp_20181117_10_56_48_pro_by_missaway_dcsroaj-pre.jpg[/img] Włóczyliśmy się po Wawelu, razem jedliśmy, jeździliśmy niezliczoną liczbą taksówek, rozdawaliśmy ludziom opaski, promujące koncert i naszą stronę (Nightwish PL)... To ważna część całości – to spotkanie, a raczej ponowne spotkania i wieczne dyskusje, planowania, opowieści, ataki paniki, gadanie głupot... To coś bez czego, jak się zdaje, koncert byłby zwyczajnie nie do pomyślenia! Koncert jednak był i nadszedł; powoli, niespiesznie nadciągnął, a raczej my nadciągnęliśmy ku niemu; Tauron Arena rozświetlona wielkim napisem Nightwish, ludzie sprzedający i usiłujący kupić bilety, długaśne, niczym nitki makaronu kolejki przed salą i mróz, który chyba nam sam Nightwish przywiózł ze sobą z Finlandii... https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/intermediary/f/59dc1588-f868-495f-9757-438c5e6c5fb0/dcsrob6-ac98fb63-0eac-43b9-959d-e80ce95f81a1.jpg/v1/fill/w_1193,h_670,q_70,strp/wp_20181117_18_09_40_pro_by_missaway_dcsrob6-pre.jpg[/img] Posiadanie miejsc na trybunach miało swoje plusy – czas, jaki można było spędzić, łażąc i węsząc dookoła, obserwując najdziwaczniejsze typy, snujące się z wte i wewte, grupki kłębiące się przy stoiskach z gadżetami czy piwem. Długo zastanawiałam się, czy iść na występ supportu, bo o zespole Beast in Black nie wiedziałam nic, a znając supporty... Cóż, nigdy nie trafiłam na taki, który by mnie zadowolił. Wyobraźcie więc sobie moje bezbrzeżne zdumienie, gdy zespół ów, o typowo metalowej nazwie, zapisanej typowo metalową czcionką, z typowo metalową bestią w logu, okazał się naprawdę spektakularny! Ten bufor, który uważałam początkowo tylko za irytującą przeszkodę, poprzedzającą występ ukochanej kapeli, nie był wcale buforem, ale indywidualnym, profesjonalnie wykonanym występem o wpadających w ucho melodiach, niesamowicie energicznym wokaliście, który posiadał chyba nadludzkie zdolności interakcji z tłumem oraz werwę, iskrę, która, być może, uczyni ten zespół prawdziwie słynnym i to całkiem szybko. Już po kilku utworach tłum zaczął skandować nazwę zespołu, a to naprawdę niespotykane, by tłum, który przybył na inny zespół tak ochoczo witał support! Wydaje mi się, że Beast in Black kupiło wszystkich na dobre „akcją z zapalniczkami”, czyli apelem ze strony wokalisty, by wyciągnąć wszystko, co świeci na czas ballady Ghost in the Rain – i wszyscy tak uczynili! Sala utonęła w blasku tysiąca gwiazd, odległych ogników! Widok, wierzcie mi, był nieziemski. https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/intermediary/f/59dc1588-f868-495f-9757-438c5e6c5fb0/dcsrobr-5345f815-eade-41c5-bf0f-0fa3a70371b5.jpg/v1/fill/w_1193,h_670,q_70,strp/wp_20181117_20_02_36_pro_by_missaway_dcsrobr-pre.jpg[/img] Nie jednak samym supportem człowiek żyje, bo oto skończył się występ Beast in Black i na scenę wtoczyła się armia techników, a sceneria ich pracy została oddzielona od widzów czarną płachtą. Oczekiwanie było, jak zawsze, pełne napięcia, ale i ono, jak wszystko na świecie, dobiegło końca. Z głośników popłynęła cicha muzyka, niewątpliwie pochodząca z filmu Imaginaerum, a chwilę potem rozbrzmiał przekaz, zawierający komiczną i nieco złośliwą prośbę o schowanie telefonów, o nienagrywanie koncertu, który to apel... oczywiście, wszyscy zaczęli masowo nagrywać! O ironio! Następnie, na wielkim ekranie pojawiła się wizualizacja... odliczania. Miała ona wpływ niezwykły – była stokroć bardziej ekscytująca niż czekanie na odgrzanie jedzenia w mikrofalówce – zaręczam! Widzowie wpatrywali się w zamknięte wieko, które za moment miało się uchylić... Tykanie zegara... Oklaski tłumu... Następnie na scenie zmaterializował się Troy, by otworzyć koncert przepięknym intro, którym było instrumentalne Swanheart. Szczerze powiem, że ten wstęp niesamowicie mnie urzekł, przypomniał o starym, dobrym koncercie From Wishes to Eternity i o latach, które spędziłam, słuchając Nightwish... Naprawdę: od życzeń do (miejmy nadzieję) wieczności! Rzewny nastrój jednak prysł, gdy tylko z ciemności wypłynęły tak dobrze znane sylwetki – Tuomasa, Floor, Marco, Emppu i Kaia, a zaraz potem z głośników poleciało tak dobrze znane Dark Chest of Wonders, przypominając mi całą energią inny nagrany koncert zespołu – End of an Era. Wybuchy ognia ogrzały nawet trybuny, wprawiając mnie w niemy zachwyt... Mały szok, właściwie. Pomyślałam sobie wtedy, czy aby płomienie nie osmaliły nosów pierwszym rzędom?! Wtedy na scenę wpadła Floor – majestatyczna, ale i dziwnie ciepła, bliska, a wokalnie, moim zdaniem, zachwycająca! Pierwsza piosenka rozgrzała mnie tak, że z lekkiego dygotu po staniu na zimnie nie zostało mi nic! Dark Chest of Wonders płynnie przeszło w Wish I Had an Angel – stare, kiczowate, żywe i och-jak-bardzo-znajome (Tylko, co, u licha, ten Tuomas wyczynia strasznego z klawiszową solówką! Ojej, Tuomasie przestań!). Kolejno zaś zagrali 10th Man Down i to było dla mnie miłe zaskoczenie – Floor niesamowicie brzmiała w tym utworze! Nie przesłuchiwałam wcześniej nagrań z koncertów, na których śpiewała ten kochany staroć i naprawdę spodobało mi się jej wykonanie! Operowe elementy wyszły jej szczególnie ponętnie, a zwrotki miały ciężar pasujący do wymowy utworu. Tak samo zresztą świetnie wyszło niemalże aktorsko wykonane, dramatyczne The Devil & the Deep Dark Ocean! Brak growlu Tapio znanego z oryginału na rzecz wokaliz Marco – to dało jak najbardziej pozytywny efekt! Nic jednak tak nie wpłynęło na mnie jak Dead Boy's Poem. To moja ulubiona piosenka zespołu i nigdy nie słyszałam jej na żywo (na żywo żywo – znaczy nie na DVD), więc czekałam na nią jak na zbawienie i, istotnie, była ona zbawieniem! Nie brzmiała, co prawda tak, jak ją zapamiętałam. Cóż, zmiana wokalistki robi swoje, tym niemniej nie utraciła ona swego uroku. Prawdopodobnie byłam zahipnotyzowana przez sześć minut, słuchając jej. Towarzyszącego mi wówczas uczucia nie oddadzą jednak słowa. https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/intermediary/f/59dc1588-f868-495f-9757-438c5e6c5fb0/dcsroc7-72a03d82-a68e-4be0-9f17-e1a74b54ab8a.jpg/v1/fill/w_1193,h_670,q_70,strp/wp_20181117_22_06_42_pro_by_missaway_dcsroc7-pre.jpg[/img] Cudownie było usłyszeć kawałki takie jak The Carpenter, niezwykłe były partie Troya w Come Cover Me (Zupełnie jak w oryginale! Ach, przed laty puszczane były chyba z playbacku, a teraz... Cudowne było je naprawdę usłyszeć!). Podobało mi się niezwykle także I Want My Tears Back – taniec Floor, interakcje Floor i Marco (na to powinnam chyba osobny artykuł poświęcić, no i na interakcje w ogóle – z Emppu, z publicznością – kto nie widział i nie słyszał niech żałuje!), żywe podskoki publiczności... Widzieć tysiące ludzi podskakujących sobie radośnie – to jest coś! [align=justify]The Carpenter ucieszył mnie wielce – odkopać tak odległą przeszłość, a nawet naprawić ją nieco (Troy był w stanie zaśpiewać to godnie... O ile to całe mamrotanie w zwrotkach w ogóle da się zaśpiewać godnie!) i sprawić, że wesoło nuciłam sobie: The Carpenteeer! Carved his anchor on the dyyying souls of mankind![/align] Nie zapomnę też nigdy Ghost Love Score, gdy tłumy zasypane zostały lawiną czerwonego konfetti (Och, pomyślałam, jak na End of an Era!). https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/intermediary/f/59dc1588-f868-495f-9757-438c5e6c5fb0/dcsrodi-e44ffd7f-b684-4b86-aef3-4932df1b269f.jpg/v1/fill/w_1032,h_774,q_70,strp/img_20181117_225606_by_missaway_dcsrodi-pre.jpg[/img] Nie wiem, czy te słowa oddają rzeczywistość, czy oddają sprawiedliwość koncertowi, czy obejmują wszystkie małe i wielkie emocje, smaczki... Pewnie nie. Czy jednak ktoś chciałby czytać opis każdej piosenki? Może nie. Zapisuję więc wszystko, nim mi umknie, nim zblaknie, nim odejdzie w ciszę, z której powstało. Marco, poprzedzający Devil & the Deep Dark Ocean pytaniem o to, czy lubimy romanse (parafrazując: „Jak podejrzewałem, głównie panie. Faceci uważają, że przyznanie się do tego nie byłoby cool.”) i opisujący historię zawartą w piosence w komiczny sposób, nie mówiąc o jego genialnym, polemicznym sposobie śpiewania w samym utworze; Tuomas, podczas pożegnania z publiką, wyciągający dłoń po kartkę od fana (Tuomas zaszalał z tym wychylaniem się ze sceny... Dobrze, że z niej nie sfrunął!); Floor i Emppu, podskakujący w tym samym momencie w jakimś zatraconym już w mojej pamięci momencie Last Ride of the Day i wiecznie ogrzewające mnie wybuchy ognia oraz przyprawiające o zawał eksplozje fajerwerków! Dla mnie niewątpliwie ten koncert był najlepszym na jakim byłam w ogóle. Nightwish przyjechał w doskonałej formie, oferując fanom pełne przedstawienie, baśń o zespole, który zaczął od szukania elfów w lasach, a skończył, opiewając piękno nauki i ewolucji. Do trzeciej w nocy siedziałam jeszcze po występie z przyjaciółmi w hotelu, sącząc w skromnej kuchni (Saloniku? Przedpokoju? Jak zwał tak zwał!) ciepłe napoje i dyskutując, wymieniając się wrażeniami, historiami, ciesząc się wzajemnym towarzystwem – towarzystwem ludzi kompletnie różnych, a jednak połączonych nierozerwalnie wspólną pasją, wielką historią snutą od lat przez Nightwish... Jak głoszą słowa piosenki: I am the story that will read you real Every memory that you hold dear Takim właśnie rodzajem opowieści jest Nightwish. Oby ich historia trwała nieskończenie! https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/intermediary/f/59dc1588-f868-495f-9757-438c5e6c5fb0/dcsrpkh-0cd0bba5-83ad-4030-bd3b-2e2c1485cb49.jpg/v1/fill/w_1193,h_670,q_70,strp/wp_20181117_18_09_29_pro_by_missaway_dcsrpkh-pre.jpg[/img]
-
1 pointGratuluję świetnej relacji! Moje serce estetki mówi mi, że ukrywa się tu ogromny talent literacki... sama bym lepiej nie ubrała tego w słowa. Może i ja skrobnę jakąś relację, ale to jak się ogarnę z lekcjami (przeziębienie w liceum to niefajna rzecz, tonę w zaległościach...). Jeszcze raz, gratulacje :D
-
1 pointWłaśnie się zastanawiam, jak to jest z ich działem promocji... Czy, aby ta prolongująca się cisza na temat nowych wydawnictw nie jest czasem szkodliwa jeżeli chodzi o reklamę? Niby po tylu latach NW reklamy za bardzo nie potrzebuje; wystarczy zwiastun przed samą premierą, trzy wywiady i jest sprzedaż, ale teraz przerwa naprawdę będzie długa i figury sprzedaży mogą im spaść, jeżeli nie zadbają o właściwe promowanie. Jakieś takie dzienniki wideo od czasu do czasu, jakieś małe werbalne "teasowanie", choćby szczegółów podejmowanej tematyki... Jak my do 2020 mamy przeżyć o metaforycznym chlebie i wodzie?!
-
1 pointOj, mam nadzieję, że nie ostatni! Chociaż dziś mija 27 lat od śmierci Freddiego Mercurego, mam wrażenie, jakby to było całkiem niedawno...Zainteresowanie takim muzycznym fenomenem jak Queen nie minie chyba nigdy..Najlepszy przykład na to mam w swoim domu, gdy 10 letni synek "katuje" codziennie "Bohemian Rhapsody", "We Are The Champions" czy "We Will Rock You". W jego wieku zaczynałam od tego samego ;) . Oczywiście, byliśmy całą rodziną na filmie i na wszystkich, a w szczególności na młodym, wywarł on olbrzymie wrażenie. Chociaż "Bohemian Rhapsody" zbiera różne recenzje, od zachwytu po zupełnie przeciętne noty, to myślę, że Rami Malek naprawdę zasługuje na nominację do Oscara! Obraz pokazuje najważniejsze momenty z biografii zespołu, przybliża sylwetkę Freddiego, jego życie na scenie i poza nią. Główną rolę, oprócz świetnie dobranych fizycznie aktorów, gra tutaj ponadczasowa muzyka Queen. W filmie zobaczymy fragmenty koncertów, tras i charakterystyczne sceniczne popisy Freddiego. Dużo jest też faktów z życia prywatnego artysty. Koniec wieńczy występ Queen na Live Aid w 1985 roku. Miałam nadzieję, że BR pokaże jeszcze życie Mercurego po tym wydarzeniu i skończy się na jego śmierci. Stąd mały niedosyt, ale i tak uważam, że warto wybrać się do kina, bo to jeden z lepszych filmów muzycznych, które ostatnio oglądałam. Polecam wszystkim :)!
-
1 pointJa tylko żałuję, że oni zawsze trzymają wszystko w takiej wielkiej tajemnicy aż do końca... Co jakiś czas mogliby nam podrzucić coś do posłuchania, albo chociaż powiedzieć coś więcej, bo ciężko się tak czeka i czeka, i... czeka... xD Ale pocieszmy się tym, że to już coraz bliżej! jeszcze tylko trochę ponad rok xD
-
Member Statistics