Nadeszła wesoła Trzynastka. W sumie nie byłam jakoś mocno przekonana do kobiety Doktora zupełnie bez powodu, po prostu nie czułam tego jakoś, ale teraz myślę sobie: właściwie, to czemu nie. Oczywiście, aktualnie jestem na etapie lekkiego zaprzeczenia wewnętrznego, bo nie chcę, żeby Capaldi odchodził i ktokolwiek go zastąpi jest zły, straszny, okropny, gdyż nie jest Capaldim... No, ale to ponoć typowe wśród Whovian: żywić niechęć do każdego nowego Doktora, a po odcinku czy dwóch się przekonać i tuż przed kolejną regeneracją płakać, że się zmieni... i od nowa. Koło.
Zresztą miewam dokładnie takie same cykle odkąd Dziewiąty się zregenerował w Dziesiątego... To norma.
Nie jestem jednak bardzo negatywnie nastawiona, bo wiem, że chwilowo ona jest dla mnie obcą osobą, nie miałam szansy się z nią zżyć, nie znam jej, jest nijaka, nieznana... ale to się pewnie (jak zawsze) zmieni, gdy nadejdzie jedenasty sezon. Mam nadzieję, że zmiana płci nie wpłynie na kreację Doktora. Znaczy, mam taki problem, że rzadko kiedy lubię żeńskie postaci. Często czegoś im brak, są mało oryginalne, niezbyt ciekawe. Nie przekonała mnie Amy, ani Clara, ani River (Bill, Missy - to chlubne wyjątki, które przekonały mnie niebywale!)... Mam po prostu nadzieję, że Doktor będzie czymś pomiędzy Bill a Missy, a płeć nie stanie się cechą dominującą, nagminnie podkreślaną poprzez zbyt częste odnoszenie się do stereotypów z płcią związanych. Niech to będzie tak, jak z homoseksualizmem Bill, który był elementem, nie najważniejszym w kreacji, a jedynie ją uzupełniającym, naturalnym i, w pewnym sensie, uroczym. Skoro tak bardzo upieramy się teraz przy tym, że zmiana płci niczego nie zmienia, że jest naturalna itd., to niech faktycznie taka będzie - niech ja tylko poczuję, że ona nadal jest Doktorem i będę ją popierać jak każdego wcześniejszego, gdy mi to udowodnił. Na moje przywiązanie Doktor musi sobie zasłużyć. ;)
A tak jeszcze dorzucę. Ostatnio, jeszcze przed ogłoszeniem werdyktu przez BBC, oglądałam sobie wyrywkowo różne odcinki DW i obejrzałam też odcinek "Żona Doktora" Neila Gaimana. Wtedy po raz pierwszy na prawdę pomyślałam, że w sumie Doktor mógłby być kobietą i to byłoby całkiem genialne... gdyby to była Idris-TARDIS. Ta krótka rola tak szalenie mi się podobała! Pomyślałam, że jeżeli już kobieta-Doktor, to ja chcę ją! Takie nierealne marzenie. Wtedy chyba przyszło mi w pełni zaakceptować taki koncept. No, ale mamy Jodie Whitakker, której nie znam. I chyba w takim razie odłożę sobie Broadchurch na kiedy indziej, bo nie chcę jej widzieć w niczym, zanim nie zobaczę jej jako Doktora. Nie chcę definiować jej poprzez inne role. To ma być czysty obraz. Czekamy na grudzień! :D