Niemal skończyłam czwarty sezon Doctora Who (zostały odcinki specjalne). Przyznam się, że ten serial ma niszczącą moc. Naprawdę silny ładunek emocjonalny, prawie radioaktywny w każdym sezonie wypala mi świadomość. Jeżeli ktoś tu jeszcze nie uległ namowom Pauli, żeby się za niego zabrać, to polecam ulec. Jego fenomen naprawdę nie jest przereklamowany. Serial ma duszę, a wiele odcinków to małe arcydzieła.
No, ale do sedna - Dziewiąty Doktor to mój Doktor, ale... NIE MOŻECIE ZABRAĆ MI TENNANTA!
To pierwszy zarzut w kierunku tego, co wiem, że się zbliża i wiem, że nosi muszkę i lubi swój hipsterski fez. Drugi zarzut to... dla tych, którzy ewentualnie skusiliby się na zawartą w tym poście przynętę - ostrzegłam was: