Leaderboard
Popular Content
Showing content with the highest reputation on 12/06/16 in Posts
-
3 pointsWięcej czynionych na szybko prac! Ach, wyspecjalizowałam się w szybkiej obsłudze GIMP-a. :D Ale mam też coś tradycyjnego, ale nic specjalnego: narysowane na wykładach i do tego źle sfotografowane, ale cóż. Dlatego właśnie tradycyjnych prac mniej publikuję, niż dawniej - to gra nie warta świeczki, bo nigdy nie udaje mi się złapać ich pełnej urody. Tak oto miks z Holmesa i świata Rowling. ;) "A three pipe problem" - czyli zabawa z poszukiwaniem wiktoriańskich gazet z newsami o zbrodniach! "Newt Scamander" - czyli troszkę zadowolenia z "Fantastycznych zwierząt" przelanego na... papier, komputer? Licho wie jak to zwać! "Harry" - odświeżyłam sobie "Kamień Filozoficzny" (film) i nadal uważam, że ze wszystkich filmów o HP to właśnie on miał najwięcej uroku, jakiejś takiej tajemnicy... no i niesie ze sobą najwięcej wspomnień, oczywiście! Tu - mały hołd dla wspomnień. "Holmes offers you tea" - zrobione dziś, niemal na kolanie, bo Michał-Izzy przetrzymywał nasz mobilny Internet jako zakładnika... a raczej w celu szukania czegoś do pracy licencjackiej, a ja byłam zbyt leniwa, by czytać swoje pozycje z bibliografii. ;) I dwa obiecane tradycyjne bazgrołki: "Burgling" "A Study in Emerald" Tai-off. ;)
-
2 pointsTo ja miałam podobnie :) Tylko dla mnie było to bardzo ważne i zdecydowanie bardziej fantastyczne, bo przez to poznałam zespół, otóż śniło mi się, że jadę na jakiś koncert, bodajże Evanescence, jednak przyszła do mnie, jakaś pani z Tarją, która miała wytatuowany księżyc na ręcę ( Chcę, taki ♥) i zaprosiła mnie na koncert zespołu. Następnego dnia szukając dla beki informacji, bardzo zdziwiłam się, jak znalazłam na necie Nightwish :P Pamiętam, że miałam jeszcze jeden sen związany z zespołem, był bardzo śmieszny :D Otóż, opowiadał o tym, jak pewnego dnia obudziłam się i przywitał mnie Marco, i rozmawialiśmy w łóżku i nagle zaczął mnie całować, potem spod łóżka zaczęły wyskakiwać wokalistki Tarja, Anette, Floor i zaczęły śpiewać Ghost Love Score, potem Tarja i Floor rzucili się na Marco i go bili :O A Anette zabrała mnie do swojej garderoby zaczęła stroić ubierać w swoje firany, wyprowadziła na scenę i zaczęliśmy śpiewać Sleeping Sun, potem chłopcy wybiegli na scenę i rzucali mnie do tłumu, który zaczęli krzyczeć "NADITA, NADITA!" Po tym całym zamieszaniu Tarja, chciała pokazać mi materiał na nową płytę i przekazać niespodziankę, ale w tym momencie zadzwonił telefon, już w rzeczywistości, akurat z pracy, starałam się szybko załatwić te głupotki i wrócić do tego raju ♥ Na szczęście jeszcze zasnęłam i w tym momencie podśpiewywałam z Floor The Greatest Show On Earth, potem chyba punkt kulminacyjny tego wspaniałego snu Marco mi się oświadczył, a Tarja wróciła do zespołu! Śpiewała z Floor, zapamiętałam jeszcze jedną rzecz tracklistę nowego albumu, który w śnie ukazał 19.11.2016r. 1. Close Your Eyes 2. Deep Falling Down 3. Enflothymina 4. Kiitos 5. Hard Black Heart 6. Something More... 7. Simply Ballad Of Two Broken Hearts 8. Why?! 9. Bringhingigham 10. Mother 11. Big King Sit On A Podium Pozdrawiam :*
-
1 pointDługo zastanawiałam się nad założeniem swojego tematu, ostatecznie po kilku miesiącach przyszła myśl, żeby to zrobić i oto jestem ;) Póki co podzielę się z Wami wierszami i piosenką, które napisałam jakiś czas temu. Tuomas ze mnie żaden, ale mam czasem wewnętrzny przmus, żeby coś nabazgrać :P The sea of wishes Oh, my soul so miserable dwelling in the narrow sea Without any lighthouse to reveal the Path to Paradise. Just a ship pushed there and back again I am With dead people on the board, with no compass in my hand. Wind is rising, it chills my every cabin And brings odour of decaying corpses to my nostrils. I see crows, hundreds of them came to join the funeral. Blackened skies fall down to meet the wavy tomb. Deceived by high ambitions, another Faust I became. One more Icarus lost in the Wish of Eternity. Left with a burden too heavy for my weary heart Lonely wanderer sailing skies of fallen stars. Exploration of inner situation I ruined my life with my own bare hands. Trapped myself in a seashell Beneath the waves my shelter was And wind the only sound of speech. No being could come closer to the white wolf It bared its teeth with quiet growling. They all had to back up or get bitten. In silence the wolf's only peace. Another came to share their lives But trickster hid its face behind a mask. Feelings and thoughts dwelt in heart-shaped cave, Again the loner's fate I gained. Yet still in the heat a melody is heard Of winged moorland fairy looking for her last breath Beltane vision Once a seagull told me of underwater wonders I heard the song of whales and calling of the waves My ship was made of eagerness, within youth dreams I dwelt And 1st May Day began a chance for wishbound Celt Leaving the winter behind I'm sailing into the West Set my sails, greet the winds This voyage is my quest Set my sails, greet the winds This voyage will never end Just a boy I was yesterday, today wise druid said "Bright your day, brave man and follow the untamed" Prophecy is to be fulfiled, my wyrd is in my hands The last light of dying moon is time when I'll head the world's end Leaving the winter behind I'm sailing into the West Set my sails, greet the winds This voyage is my quest Set my sails, greet the winds This voyage will never end Bonfire of my heart burns as never before Sacred water washes my soul And this time for sure I know I'm Leaving the winter behind I'm sailing into the West Set my sails, greet the winds This voyage is my quest Set my sails, greet the winds This voyage will never end Leaving the winter behind I'm sailing into the West Set my sails, greet the winds This voyage is my quest Set my sails, greet the winds This voyage will never end
-
1 pointWielkieście mi smutki uczynili w domu moim, tym wykluczeniem "Moondance" tak szybko. :-( Może głosowałbym podobnie gdyby nie to, że utwór jest dla mnie bardzo ważny emocjonalnie? Jest to pierwszy utwór Nightwish, który usłyszałem. Jest więc dla mnie szczególny. ;) Od samego początku próbowałem wyeliminować "Last of the Wilds". Czegoś mi w nim brakuje. To naprawdę chwytliwa melodia, bogate instrumentarium, ale... szybko mnie nudzi. Często pomijam, przełączam. Trochę przypomina mi Moondance pod względem kompozycji (intro, wejście gitar, łagodny mostek a po nim uderzenie). No nie wiem, nie gra mi na duszy i tyle. ;) Moimi faworytami na podium (zaraz po Moondance) z pewnością będą TEOSB za swój wspaniały klimat (który trochę przypomina mi Oasis Tarji) i to, że jest genialnym tłem do samotnych spacerów w nocy, we mgle. Trzecie miejsce dostanie Arabesque, ponieważ uwielbiam perkusję, bębny i wszystko w co można walić (trochę niefortunne zdanie, ale zaryzykuję). :D Do tego chór i potężna orkiestra sprawiają, że utwór jest genialny w swej prostocie i jak najbardziej kompletny ;)
-
1 pointDziękuję Patryk za komentarz! :blush: Roztopiłem się jak Bałwanek z Imaginaerum. xD Absolutnie nie! Bardzo podoba mi się Twoja interpretacja. :) Mieści się w ramach obrazu, więc nie ma mowy o nadinterpretacji. ;) Bardzo lubię czytać takie rzeczy i czuję się wyróżniony, że inni chcą się zagłębiać w mój "świat", który w pewien sposób ich zainteresował... choćby na małą chwilę. Wspaniałe uczucie! Moim marzeniem jest ilustrowanie muzyki. Cóż, w pewnym sensie już to robię, ot dla siebie. Chciałbym kiedyś zilustrować album muzyczny. Zaprojektowanie koszulki dla ulubionego zespołu również jest wysoko na liście rzeczy to_do i zdecydowanie będę do tego dążyć. ;)
-
1 pointNo i to się nazywa super news! Nie dość, że Gunsi( i to tacy Gunsi z Duffem i Slashem w składzie) będą w Polsce, to jeszcze w Gdańsku, więc tym razem nie będę musiał podróżować na koncert przez pół świata( pozdrawiam Straszęcin). Gdyby ktoś był zainteresowany kupnem biletów, to 7 grudnia rusza przedsprzedaż, ale żeby móc kupić bilet trzeba się zarejestrować na stronie Live Nation Polska. Oficjalna sprzedaż, jak już było powiedziane, jest od 9 grudnia. Ceny biletów wyglądają następująco: Trybuny (premium): 456 zł - Trybuny (dolne): 337 zł - Trybuny (górne): 337 zł - Golden Cirle (EE): 465 zł - Golden Cirle: 356 zł - Płyta: 256 zł - Trybuny (górne; nienumerowane): 227 zł Ja z Justyną się wybierzemy na koncert na 100%, więc jeśli ktoś też chce zobaczyć Gunsów, to możemy się umówić na spotkanie. :) Założę się, że Ania również pojawi się w 20 czerwca w Gdańsku, więc jeśli masz ochotę się z nami spotkać to pisz :)
-
1 pointDobrze nim wrócę do omawiania kolejnych opcji związanych tym razem poruszę tematykę poczucia humoru i slangu przedsiębiorców pogrzebowych .Temat slangu w branży już chyba poruszałem w temacie choć mogę się mylić .Jest taki stereotyp wśród zwykłych śmiertelników że przedsiębiorca pogrzebowy to sztywniak nie mający poczucia humoru człowiek gburowaty chodzący wiecznie smutny ,a to jest błąd obracam się od dłuższego czasu wśród ludzi którzy są przedsiębiorcami pogrzebowymi ,ludźmi którzy pracują przy sekcjach zwłok zajmują się tanatokosmetyką ,i z ręką na sercu obalam ten stereotyp ,ludzie ci posiadają bardzo specyficzne poczucie humoru , objawia się to specyficznym slangiem ,abyście zrozumieli to lepiej poniżej przytaczam tekst artykułu na ten temat : Najgorzej jest, gdy umiera dziecko. Wtedy przedsiębiorca pogrzebowy płacze razem z żałobnikami. A gdy nie widzą, rozmawia czule ze zmarłym. Oswaja śmierć. Kiedy Beata Steinhoff szykowała do ostatniej drogi dwie serdeczne koleżanki, nie płakała. – Nie mogła mi zadrżeć ręka, bo robiłam im kreski na powiekach i malowałam usta. Było ciężko, ale dałam radę. Mówiłam do nich po imieniu, prosiłam, żeby się o nic nie martwiły. Obiecywałam, że będę się spotykała z ich dziećmi, pomogę w razie czego. I zawsze będę powtarzać, że ich matki to były superbabki – Steinhoff, która od ponad 20 lat prowadzi z mężem zakład pogrzebowy w Tarnowie, jeszcze dziś wzrusza się na wspomnienie tych monologów nad trumnami przyjaciółek. To jest tabu – Pracownicy zakładów pogrzebowych często rozmawiają ze zmarłymi. Bywa, że gdy ubierają do trumny starszą kobietę, proszą: „Daj, babcia, rączkę”. Do mężczyzny mówią: „Chodź, włożymy koszulę”. Tak jakby chcieli rozładować atmosferę w pustej i cichej chłodni, zaprzyjaźnić się ze zmarłym – mówi prawniczka Beata Mróz, która w 2002 roku pod kierunkiem prof. Jerzego Bralczyka napisała pracę magisterską o języku branży funeralnej. Temat wybrała przypadkiem. Kiedy była na trzecim roku dziennikarstwa na UW, zachorowała i musiała leżeć w szpitalu. Któregoś dnia rano poszła do łazienki, ale była zamknięta, a na drzwiach wisiała kartka z napisem „Nieczynne”. – Zdziwiłam się, więc opowiedziałam o tym pacjentkom, które leżały w tej samej sali. A one: „To znaczy, że ktoś umarł”. Bo w szpitalu nie ma pomieszczenia do przechowywania ciał, zanim lekarz oficjalnie stwierdzi zgon, więc umieszcza się je na kilka godzin w łazience. Zmroziło mnie – wspomina. Kiedy wyszła ze szpitala, opowiedziała o zdarzeniu prof. Bralczykowi. Uznał, że to interesujący temat na pracę magisterską: jak w branży funeralnej mówi się o śmierci. Wsiadła więc w autobus i przez rok odwiedziła kilkadziesiąt zakładów pogrzebowych, krematoriów i cmentarzy w całej Polsce. Najbardziej zaskoczyło ją to, że w takich miejscach właściwie nie używa się słowa „śmierć”. – To jest tabu, po co wywoływać wilka z lasu. Lepiej powiedzieć: mama odeszła albo zgon taty nastąpił nad ranem – tłumaczy Beata Mróz. Front i zaplecze Zauważyła jeszcze jedno: w zakładach pogrzebowych mówi się dwoma językami – oficjalnym, przeznaczonym dla rodzin, i tym używanym na zapleczu, gdzie wykonuje się wszystkie czynności związane ze zmarłym. – Od frontu są, jak je nazywam, śmiertelnie czułe słówka. Przyjmując żałobników, pracownicy często używają zdrobnień: „Może kawusi pani zrobię?”, „Mają państwo dowodzik zmarłego?”, „A odcineczek renty?”. To ma ocieplić atmosferę, sprawić, by klienci poczuli się bezpiecznie – tłumaczy. Na zapleczu firmy siedzą panowie wykonujący wszystkie czynności związane z pochówkiem. Nie grabarze, bo to nazwa z minionej epoki, kojarząca się z pijanym lujem w waciaku i ubłoconych gumiakach, tylko właśnie panowie: w ciemnych garniturach, poważni i stonowani. – Front mówi klientom: „Nasi panowie przyjadą do państwa i zabiorą mamę”. Kiedy rodziny pytają, czy mają przygotować prześcieradło na ciało, front nie mówi, że panowie przyjadą z workiem, bo to źle brzmi. Powie, że przyjadą z białym całunem. Kiedy panowie są sam na sam ze zmarłym, ubierają go w piżamkę, ale na użytek krewnych nazwą ten sam strój togą – opowiada Beata Mróz, która po studiach została w funeralnej branży: była przez kilka lat redaktor naczelną dwumiesięcznika „Memento”. – Wydaje się to pani śmieszne? Gdyby wszystko w zakładzie pogrzebowym brać na poważnie, człowiek by zwariował. Kuferek i kolędnicy Krzysztof Wolicki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego, opowiada branżowy żart: – „Czym się różni długopis od trumny? Wkładem”. Ale zaraz zastrzega, że takie dowcipy są tylko dla panów z zaplecza. Żałobnicy nie mogą ich usłyszeć. – Bo jak by się klienci poczuli, gdyby wiedzieli, że trumna, w jakiej zostanie pochowany ich bliski, to dębowa jesionka, futerał, kuferek, obudowa, piórnik, walizka, paczka albo skrzynka? A urna z prochami to gorący kubek albo popielniczka? – dopowiada Beata Mróz. No i jeszcze te określenia używane do opisania zwłok: ciężkie to kloce, a drobne suchary. Wisielce to breloki, a topielcy – boje. Ze względu na stan ciała zmarły może być murzynkiem lub śmierdzielem. A członkowie rodziny zmarłego, którzy chodzą od zakładu do zakładu, sprawdzając ceny pochówku, to wywiadowcy albo kolędnicy. Kiedy w firmie pogrzebowej jest nawał pracy, zaplecze komentuje to tak: „duże natężenie ruchu”, „duży przerób” albo jeszcze dosadniej – „udało się nakosić ciałek”. – Ja tego żargonowego języka nie oceniam, nie mówię, czy jest stosowny, czy nie. Zaplecze używa go, bo jest łatwy, skrótowy. Techniczne zwroty mają ukryć grozę i strach. To specyficzny mechanizm obronny, mający chronić przed ciągłym obcowaniem ze śmiercią – mówi Beata Mróz. Wielki chłód – Jakie to uczucie dotykać martwe ciało? – Marek Gójski, przedsiębiorca pogrzebowy z Warszawy, nie zastanawia się nad odpowiedzią. – Czuje się chłód, czuje się, że pod tą zimną powłoką nie ma już żywego człowieka. Nie jest to przyjemne uczucie. Ale w życiu nie robi się tylko przyjemnych rzeczy – mówi sentencjonalnie. Adam Ragiel, który zajmuje się przygotowaniem zwłok do pochówku, potwierdza: to ciężka robota. Ciała trafiają do niego czasem w strasznym stanie – zniekształcone po wypadkach, gnijące, brudne. Trzeba je wymyć, ubrać, zakonserwować, zrobić pośmiertną toaletę: obciąć paznokcie, ostrzyc, ogolić. No nie jest to przyjemne. – Mam o tyle dobrze, że tutaj nikt się nie wierci, nie marudzi i nie narzeka – uśmiecha się Ragiel. 15 lat temu skończył ratownictwo medyczne, chciał być sanitariuszem, ale że nie było wolnych etatów, zatrudnił się w zakładzie pogrzebowym. I pozostał w branży, dziś ma własną firmę, szkoli innych. Swoją pracę traktuje jak sztukę: trzeba zmarłego przygotować tak, żeby wyglądał dobrze. I żeby krewni nie bali się do niego podejść. I tak to sobie w głowie poukładał, że te wszystkie zwłoki nie śnią mu się po nocach, nie budzi się z krzykiem. Jadwiga Rembiejewska, która razem z mężem od ponad 20 lat prowadzi przedsiębiorstwo pogrzebowe w Sochaczewie, wciąż pamięta, jak bardzo się bała, gdy po raz pierwszy miała zrobić makijaż zmarłej. „Boże kochany, czy ja dam radę?” – martwiła się. – Ale kiedy zobaczyłam tę staruszkę, która tak smacznie sobie spała, przestałam się bać. Bardzo się do roboty przyłożyłam, rodzina była zadowolona, a ja poczułam wielki spokój. Zmarły uczy Kiedy Beata Steinhoff oglądała razem z mężem amerykański serial „Sześć stóp pod ziemią” o rodzinie przedsiębiorców pogrzebowych, miała poczucie, że to film o ich życiu. – Tam jest prawda i tylko prawda. Taka na przykład scena: małżonek budzi się koło martwej żony i albo zaczyna rozpaczać, albo wpada w panikę. Wybiega z domu, dzwoni do nas i żąda, by natychmiast zabrać ciało, natychmiast. Bo ludzie generalnie boją się zmarłego. I brzydzą się jego rzeczy, więc się ich szybko pozbywają – mówi. Wciąż zdarza jej się w pracy płakać. Bo to nieprawda, że po latach w branży pogrzebowej człowiek się znieczula. Śmierć dziecka zawsze boli, nie ma chyba większej tragedii. Na łopatki rozkłada ją też widok dorastających dzieci rozpaczających przy trumnie matki. Albo kiedy do zakładu przychodzi wdowiec ze szlochającymi maluchami i od progu przeprasza, że nie miał co z nimi zrobić. – I trzeba takiemu dziecku zawiązać sznurówki, bo się na nich przewraca, a ojciec nie widzi. Taki jest zrozpaczony – opowiada Beata Steinhoff. Tyle się nasłuchała opowieści o tym, jak ludzie umierają, że wszędzie widzi zagrożenia. Kiedy była w ciąży, trzęsła się ze strachu, że umrze w czasie porodu – miała przecież do czynienia z takimi przypadkami. Czasem cudza śmierć może dać do myślenia. Chowała kiedyś dwóch samobójców z rzędu, obaj byli studentami. Uświadomiła sobie wtedy, jak niewiele trzeba, by młody człowiek stracił chęć do życia. – Moja córka była akurat w klasie maturalnej, zastanawiała się, co studiować. I oboje z mężem ją przekonywaliśmy, by wybrała coś rozsądnego. Historie tych chłopaków tak mną wstrząsnęły, że postanowiłam, iż nie będziemy ingerować w wybory naszych dzieci, niech same zdecydują. Inaczej może się skończyć tragedią – wspomina. Chciałaby kiedyś napisać wspomnienia, bo w ciągu tych wszystkich lat dużo dowiedziała się o ludziach. Choćby tego, że o ile brzydzą się zmarłego, to już jego majątku nie. Potrafią o niego walczyć. Przykład pierwszy z brzegu: brat od lat nie rozmawia z siostrą, ale przy okazji pogrzebu postanawia załatwić również sprawy spadkowe. Siostra nie chce o tym słyszeć, on nalega, ze złości zaczynają się obrzucać wieńcami. Wszystko na oczach pracowników zakładu. – I trzeba oczywiście zachować powagę, ale człowiek śmieje się w duchu, widząc takie sceny. Śmieszne, ale też przerażające – mówi właścicielka firmy pogrzebowej z Tarnowa. Na szczęście ma bardzo pogodny charakter, więc szybko otrząsa się z przygnębienia. – Chociaż ostatnio mąż mi powiedział, że śmieję się dużo mniej niż dawniej – wzdycha. Ale nie zamieniłaby tej pracy na inną, tak ją kocha. Jak czasem uda się powiedzieć albo zrobić coś takiego, co daje choćby chwilową ulgę ludziom pogrążonym w żałobie, to czuje wielką satysfakcję. Obcowanie na co dzień ze zmarłymi – mówi – uczy pokory. I nie uodparnia na śmierć. Zapraszam jak zwykle do dyskusji i zadawania pytań
-
1 pointZnowu to zrobiłam O.o My loveletter to nobody #2 aka The longest shit ever writen (by me) I to ma być znowu piosenka. Nawet coś mi w głowie gra, ale jest jakoś podejrzanie podobne do :> No dobra, let's face it. Rising star Those memories I've held so dear now find its way out The days of love and thrill and laugh are what I dream about Entwined in eternal unity beyond the time, in space We would dwell in the ocean black and light each other's ways If only you could see with my eyes what you have now become A broken solitary with no faith inside his heart There's no life in your ocean eyes, no hope in empty gaze Your one wish could change it all if you dared to take the chance No darkness has the power to hide me from you No universe is wide enough to take my eyes off of you I'll always be here guiding you and shelter you from pain You only need to think about me and believe I'm out there Long ago I could be so close but time has made me go And you realised your northern star was what you needed the most I saw your tears, I felt your pain, I wished I could be there To end your suffering and light up your saddened face Now hear my call and open your eyes, see the rising star Above the woe and all false lights notice your only one Share with me the astral dream, let our worlds collide And we'll shine forever like diamonds in the blackness of northern sky No darkness has the power to hide me from you No universe is wide enough to take my eyes off of you I'll always be here guiding you and shelter you from pain You only need to think about me and believe I'm out there Whenever you look into the Constellation of Tears Remember I am there watching over you Whenever you miss the brightest star of the universe Just call my name and I'll shine Only for you No darkness has the power to hide me from you No universe is wide enough to take my eyes off of you I'll always be here guiding you and shelter you from pain You only need to think about me and believe I'm out there Inspirowane bardzo mocno twórczością Janiego, i bardzo mocno słabsze od jego tekstów :D W ogóle to mam wrażenie, że coś pomieszałam z czasami, ostatnio wszędzie bym wstawiała Perfecty. Jak ktoś się dopaczy błędów to proszę o info! I moje słownictwo jest zbyt mało sophisticated, czas się wziąć za naukę. No, to sama sobie już skomentowałam, teraz liczę na Was :D Co myślicie? Jak bardzo jest źle? Jakieś uwagi, rady, wskazówki?
-
1 pointJestem w trakcie kontynuacji Desolation of élan - druga część nosi tytuł The decadence i fragment jest już napisany, a trzecia Hope (tytuł jest, wersów brak 3 - tak, da się!). W międzyczasie powstała zwykła pieśń, na miarę pierwszego lepszego człowieka znającego angielski. Nic ambitnego, ale skoro powstało, to znaczy, że powstać musiało (tak sobie tłumaczę :D). Przymierzałam się do takiego "czegoś" już wcześniej, ale z marnym skutkiem. Próbowałam to ubrać w lepsze słowa, ale może czasem im prościej, tym lepiej. Here we are. (Tytuł nieoficjalny Lovesong of a naive child) Ocean eyes From the first time our eyes met I knew you were the one Memory of that one second (worth a lifetime) Cannot be washed away from my mind You're too real You're my destiny fulfilled You're the embrace of safety You're the sea of emotions Hidden behind the ocean eyes After all those days I can still see your face I hear your voice - The most beautiful sound Of unbreakable endless love (Not to be mine) You're my destiny fulfilled You're the embrace of safety You're the sea of emotions Hidden behind the ocean eyes If only a dream could turn into reality If only you knew... You're my destiny fulfilled You're the embrace of safety You're the sea of emotions Hidden behind the ocean eyes Tak, zeszłam poniżej poziomu morza :D Mój loveletter to nobody jest piosenką. Nie wiem jak by miała brzmieć, let's face the truth - muzyk ze mnie żaden, ale niezależnie od tego, słowa w nawiasach musiałyby być szeptane, albo zaśpiewane takim maksymalnie ściszonym głosem. Tytuł inspirowany Rainbow eyes zespołu Rainbow. (Wybaczcie mi te moje wtrącenia po angielsku, mam jakieś takie zboczenie :undecided: ) Mam nadzieję, że ludzie publikują w necie gorszy shit, a jeśli nie to właśnie zmarnowaliście cenne sekundy swojego życia, anteeksi.
-
1 pointDesolation of élan Three arrows in the back Turquoise lagoon of tears turned loose Eternal fire turning to ashes The last drop falling too soon Vastness of visions imagined Childish belief in miracles Hope never-fading, everlasting Promises of Erewhon Diamond fields out of reach Days without undertone Path drowning in mist Howling of imperfect soul Precious gem thrown among stones Disfavoured with every word Forced to gaze at Downfall of Elysium Let Danse Macabre begin Tytuł roboczy brzmiał No title for stupid words i może taki powinien pozostać. Nie jestem pewna, czy to jest już całość, być może jeszcze coś tu dodam. Enjoy lub nie.
-
1 pointW Finlandii jest tak pięknie... :rolleyes: Oglądam zdjęcia i nie mogę się napatrzeć. ♥ PS. Ostatnio natknęłam się na to: :-D
-
1 pointHere it is. Moja praca konkursowa. Zaraz po wysłaniu jej, pomyślałam, że jestem w stanie bardziej to rozwinąć, w końcu Imaginaerum to nie byle co i w każdej piosence jest tyle treści, że naprawdę można na ich temat pisać kilometrowe eseje, interpretacje etc. W związku z tym, że pisałam w ostatniej chwili, wyszło jak wyszło, ale okazuje się, że nie wygląda to najgorzej ;) Szczerze mówiąc, pisało mi się bardzo łatwo, słowa same pojawiały się na kartce. Stało się, jak mówił Wordsworth - "Poetry is the spontaneous overflow of powerful feelings" (chociaż głupio się czuję nazywając to, co piszę "poezją", to tylko moje próby tworzenia czegoś...). Sama nie wiedziałam, czym jest dla mnie IM, za nic w świecie nie potrafiłabym tego opisać w normalny sposób. Jak tylko uda mi się zebrać, napiszę dłuższą wersję. Właściwie można stworzyć coś takiego o każdym albumie NW... :) "Journey through Imaginaerum" Once upon a time there was a Poet With a pen, pages and this one precious moment Under a phantom moon in winter scenery He sat with a cat writing a history Time for the story and a long journey To Wonderland, Neverland, each of your memory The river of ghosts we must cross, but do not fear For the beautiful shyness guides us, my dear This wicked thing called love will happen along the way Yet still loneliness is the price to pay To seek for awe inside a beating heart Is to long for lost tears where our ways part No adventure without evil, no show without a master Here comes a magician, expect a great disaster His arabesque no longer in eternal dance A princess closed in chest, the end of romance. Time to sing farewell to the old traveller With mermaids on the shore I watch him enter stratosphere Every little memory comes to my mind suddenly And comforting silence falls finally Innocence and truth - only these I desire A visit of three birds lit inside me a fire Which is to burn 'til the last ride 'Til the day when you and I die. Only the Poet's song, symphony so true and sincere Leads to Imaginaerum, you'll surely meet him there The end of the story, Poet fell asleep To wake up on a spring day and dance with us a jig. Liczę na Wasze komentarze, opinie, krytykę, anything you want ;)
-
1 pointLubię wyzwania, więc czemu nie? ;) Trzymam kciuki byś rozwijała swój talent i realizowała swoje pasje. :) Koszulka zaprojektowana dla symphonic metal bandu z Niemiec - Once:
-
1 point
-
1 point
-
1 point
-
1 point"Shudder Before Beautiful" - zainspirowane nadchodzącym albumem NW oraz utworem o tym samym tytule. :)
-
1 point
-
Member Statistics