Moim zdaniem Tarja nie była tylko "pojedynczym członkiem" zespołu. Nightwish bez niej już nigdy nie zbliży się do dawnego poziomu. Wszystko, co było i będzie po niej, jest jedynie nieśmiałą namiastką nieziemskiej magii, która powodowała u mnie gęsią skórkę. Sam przecież napisałeś kiedyś przepiękne słowa rozpoczynając nimi temat: "Tarja Turunen", nazywając ją nawet "Królową Śniegu". Nie sądziłem, że ktoś inny może tak trafnie ubrać w słowa moje własne emocje i odczucia, dlatego trochę mi się to kłóci z Twoją obecną wypowiedzią.
To ciekawa kwestia - tak na marginesie. Z jednej strony zgadzam się z Beatką - jeżeli jesteś fanem zespołu, to kochasz zespół, a nie wokalistkę. To suma wielu składowych jest zespołem, to mechanizm, składający się z wielu, równolegle obracających się zębatek, a więc kochasz całość. Jednak, utrata jednej zębatki może zmienić istotny element, pierwiastek, który, z czego zdajemy sobie sprawę po jego utracie, jest dla nas najważniejszy, decydujący i nadaje miłej całości, znamion niezwykłej unikalności.
Czy można więc sprawiedliwie uznać, że ktoś, kto przestał lubić Nightwisha po zmianie wokalistki, nigdy nie był jego fanem? Z pewnością nie był jego fanem w pełni (tu zgadzam się z Beatką), ale dopiero zmiana uświadomiła mu ile dla niego w ich muzyce znaczyć mogła ta, czy inna wokalistka. Niektórzy wręcz nie trawili Anette i przestali słuchać NW po zmianie. Czy oni nie są fanami z tego powodu? Trudno zdecydować, bo akurat (mimo klimatu, muzyki, ducha niezmiennego u NW) obie panie miały tak róże style, że faktycznie dało się odczuć poważną zmianę. Ktoś kto jest fanem NW, a po NW kocha np. muzykę klasyczną, czy chóralną, opery itd., a za rockiem i popem nie przepada, to po zmianie wokalistki stracić musiał zapał do słuchania. Po prostu to metalowo-symfoniczno-operowy styl, z którego słynął zespół, a który stanowił jego znak charakterystyczny był tu motywacją do słuchania - czymś bardzo istotnym w ich muzyce przez lata, kręgiem w kręgosłupie.
Myślę, że fani, którzy stracili zapał do słuchania NW po zmianach zasługują wciąż na miano fanów, bo dla każdego co innego jest ważne w muzyce - to jak np. ktoś kto lubi pomidorową, czyli jest fanem pomidorowej, ale ktoś mu ją przesoli, czy dalej będzie ją jadł z apetytem? Nie, bo jest przesolona, po prostu niedobra, ale czy to sprawia, że ów ktoś już nie zasługuje na miano konesera zupy pomidorowej? Nie. A przecież nie tylko sól czyni pomidorową, a jednak jej nadmiar sprawia, że nie da się jej zjeść. Żeby jednak oddać Beatce sprawiedliwość, bo i ona ma rację, powiem, że jeżeli ktoś nie je pomidorowej, bo jest za słona, to czyni go połowicznym fanem pomidorowej! Tak, tak! Jak ktoś kocha pomidorową do jej pomidorowego rdzenia, z marchewką, mięskiem i makaronem, to i tak wybierze przesoloną pomidorową prędzej, niż ogórkową, bo to pomidorowej poprzysiągł wierność (właśnie zabrnęłam za daleko w kulinarne metafory... nevermind!) i zawsze będzie zdolny wyczuć ten właściwy smak, ukryty za słoną fasadą. Tak jest NW - mogę nie przepadać z np. Anette, ale pod jej głosem, czuję ten sam, stary Nightwish i w końcu sól przestaje mi przeszkadzać - widzę Dead Boy'a za fasadą wokalu i wokal też staje się przez to coraz mniej uwierający.
Najwierniejsi fani, to ci, którzy wierni są sumie elementów, reszta to też fani, ale jest to inny ich rodzaj, są to fani elementów, a nie całości i chyba to odróżnia i poróżnia dwie grupy: są fani holistyczni i fani fragmentaryczni. Z punktu widzenia zespołu i sprawiedliwości - najprawdziwszymi są holistyczni, co nie czyni miłości fragmentarycznych do ich wybranych fragmentów mniej prawdziwą. To różnica między widzeniem całości i parcelowaniem ich na smakowite i niedobre. A może raczej różnica między widzeniem elementów, widzeniem niedoskonałości, ale kochaniem mimo wszystko całości, a kochaniem elementów mocniej niż całości. To różnica między kochaniem żony bez względu na jej starzenie się, choroby, ułomności, dziwactwa, a kochaniem żony tylko ze względu na wspomnienie o jej młodości i pierwotnej doskonałości, kochaniem przedłużanym wspomnieniem i kochaniem tylko wspomnienia. To było dość podłe porównanie, ale myślę, że taką perspektywę z dumą przejmują ci, którzy nie porzucili NW ze względu na zmiany i nawet jeżeli nie byli nimi zachwyceni, to wytrwali. To butne przeświadczenie nie jest pozbawione pychy i tu wraca kwestia bezsensownego, w gruncie rzeczy, sporu o to, kto jest fanem i kto na miano fana zasługuje. Każdy kto kocha NW, jak mi się wydaje, tylko ilu ludzi, tyle rodzajów miłości od bezwzględnej, do bardzo względnej. Bum.
Nie wiem, czy aby ten wywód jest na temat... :D
Więc dorzucę coś na temat... Nightwish to zespół w Polsce tak popularny, jak nieznany. To zależy od środowisk, w jakich się poruszamy. W bardziej oczytanych, niszowych, wielkomiejskich środowiskach, to wydaje się temat bardziej popularny, a w każdym razie na pytanie o NW słyszę odpowiedzi typu: "słuchałam kiedyś", albo "moja dziewczyna tego słucha", "a znam, znam", a wszędzie indziej? Odpowiedzi: "metalu nie słucham".
Paradoks NW jest taki, że są coraz bardziej wybuchowi, ekspansywni, tyle złotych płyt, takie tłumy na koncertach, a ludzie zwykle, statystycznie tylko "coś niecoś kojarzą" i to głównie przez zmianę wokalistek, którą większość uznaje za negatywną w skutkach... oczywiście o Floor jeszcze nie słyszeli. ;)