Leaderboard
Popular Content
Showing content with the highest reputation on 09/07/16 in Posts
-
5 pointsChciałabym jakoś w miarę cywilizowanie opisać przedwczorajszy koncert Nightwisha w Czechach, ale biorąc pod uwagę, że emocje jeszcze nie do końca opadły, może wyjść nieco chaotycznie. Po koncercie w Straszęcinie byłam dość zawiedziona i zdecydowanie czegoś mi brakowało. Brakowało mi tego uczucia w stylu ‘work well done’, które pozostaje po tych dobrych koncertach. Po Czadzie pozostał tylko niesmak i niedosyt. Naturalnym było więc, że człowiek zaczyna szukać czegoś, żeby wypełnić tę dziurę i w końcu zająć czymś swój układ nagrody. Zabawne jak ten pozornie nieskomplikowany układ struktur w mózgu potrafi skłonić nas do robienia rzeczy tak irracjonalnych, że aż czasem sami się dziwimy do czego jesteśmy zdolni. Pozwolę sobie na pseudonaukowy biologiczno – egzystencjalny wstępo-pasztet, mając na swoje usprawiedliwienie tylko to, że przecież ostatnimi czasy nawet więksi ode mnie wpadają w pseudonaukowe klimaty, holy shit evolution is amazing earth is so cool life's great stories and Waldens and shit : ) Nauczona doświadczeniem, spodziewałam się potężnego wyrzutu dopaminy po Czadzie, jak to po dobrych koncertach zwykle bywa. Spodziewałam się, a nie dostałam nic. Mój układ nagrody został więc oszukany i za to sprezentował mi uczucie odwrotne do dopaminowego haju. Jest to reakcja całkowicie naturalna, like – człowiek, what did you expect? Całkiem naturalne jest również to, że jako dobry dla swojego układu nagrody narkoman, podświadomie zaczęłam poszukiwać sposobu na wyrównanie dopaminowego głodu. Kolejny koncert Nightwisha odbywał się w Czechach… okej, myśl móżdżku, kombinuj, tangens, cotangens, suma kwadratów długości przyprostokątnych jest równa kwadratowi długości przeciwprostokątnej, ile kilometrów jest od ciebie z domu do Havirova. 126km, godzina i 25 minut drogi. Bilety po 30zł. Ile? Gdyby oficjalna strona zespołu nie trąbiła o tym wydarzeniu od ładnych paru tygodni, pomyślelibyśmy, że to jakiś coverband, a nie prawdziwy zespół. Że ktoś sobie z nas robi potężne jaja, czy coś. [align=center]Born to the false world, the wanderer, On a quest for immortality Gathering a troop to find the fantasy[/align] Mimo wszystko załadowaliśmy się do samochodu i nie mając biletów ani pewności czy ten Nightwish to ten sam zespół, którego słuchaliśmy całe życie czy jakiś nieśmieszny żart, w sobotę po południu pojechaliśmy na dożynki do Havirova. Stuprocentowe spontanaerum. Tylko wariaci są coś warci. 1,5h i setki koron później siedziałyśmy w trójkę na płocie pod sceną w Havirovie, jadłyśmy bramboraki, czyli Czeską czosnkową wariację na temat placków ziemniaczanych i piłyśmy kawę. [align=center]Enter the realm, don't stay awake The dreams remain, they only brake Forget the task, enjoy the ride And follow us into the night[/align] Czas płynie, tłum gęstnieje, a dwa Hobbity przeciskają się między ludźmi. Excuse me, can you stand behind me? You’re so tall and it’s not my fault that I’m so tiny. W końcu dotarłyśmy do miejsca, z którego było widać całkiem ładnie całą scenę i już tam zostałyśmy. [align=center]Once there was a child's dream One night the clock struck twelve The window open wide[/align] I w końcu zabrzmiały pierwsze nuty Roll Tide Hansa Zimmera. Oni już wiedzą, skubańcy, jak budować napięcie. [align=center]The deepest solace lies in understanding, This ancient unseen stream, A shudder before the beautiful[/align] Dało się odczuć, że to jest koncert bez porządnego supportu, bo przez pierwsze dwie, trzy piosenki musiałam się rozbujać, żeby wejść w ten wszystkim nam dobrze znany koncertowy nastrój. Stałyśmy dość daleko od pogującego, skaczącego tłumu z przodu, więc ludzie obok nas byli dość statyczni. Dwa rzędy przed sobą zobaczyłam jednak dwóch gości, którzy nie przejmując się niczym ani nikim skakali sobie w najlepsze. Dlatego gdzieś w okolicach Yours is an Empty Hope przecisnęłyśmy się do nich i przez cały koncert tworzyliśmy małą czteroosobową pogującą komórkę w morzu Czeskiego spokoju i zdziwienia. Pozdrawiam zainteresowanych, bo po koncercie dowiedziałam się, że jeden z nich jest z Polski i siedzi w grupie Dream Emporium :D Jaki ten świat mały. Zespół pozytywnie nas zaskoczył grając Bless the Child, powiew starego dobrego Nightwisha z czasów, za które wszyscy ich pokochaliśmy. Floor wydobywa z tego utworu ducha starego NW. Kolejnym miłym akcentem było dodanie do setlisty Alpenglow, który zastąpił Saharę. Osobiście bardzo lubię Saharę i swego czasu była ona moim ulubionym utworem Nightwisha, ale na festiwalowe klimaty bardziej nadaje się Alpenglow, gdzie 20 000 ludzi drze się, że WE WERE HERE. A najważniejsze, że we were here together, sharing the madness, sharing the ride! Niezapomniane, niesamowicie pozytywne przeżycie. [align=center]WE WERE HERE! Roaming on the endless prairie Writing an endless story![/align] Przy Storytime chciałam zrobić tak jak zrobiłam na Czadzie, czyli zamiast zwykłej wersji refrenu, zaśpiewać Tuomasowi ‘YOU are the voice of Never Never Land”, ale zauważyłam, że Maestro sam podśpiewuje refren uśmiechając się sam do siebie. [align=center]I am the voice of Never-Never-Land The innocence, the dreams of every man I am the empty crib of Peter Pan A silent kite against the blue, blue sky[/align] Zdarliśmy sobie gardła przy I Want My Tears Back, bo przecież we want our tears back NOW i w ogóle why don’t you give us our tears back and stuff? Ghost Love Score każdy przeżywał osobiście. Niektórzy kołysali się do rytmu, niektórzy (w tym ja) popisywali się swoim operowym wokalem i śpiewali razem z Floortje, jeszcze inni skakali, headbangowali, albo po prostu zamknęli oczy i pozwalali chwili trwać. Neverending fantasy. Złapaliśmy się w czwórkę pod ręce i pozwoliliśmy muzyce to redeem us into childhood, show us ourselves without the shell. Jako zwieńczenie całego koncertu, zespół zagrał The Greatest Show on Earth, utwór, co do którego mam i zawsze miałam mieszane uczucia, utwór, którego nigdy do końca nie brałam na poważnie, który sam siebie wystawiał na śmieszność. Ciężko mi było wybaczyć Maestro naiwności w stylu tapestry of chemistry i carbon feast. Dlatego podczas gdy inni czekali na The Greatest Show z niecierpliwością obgryzając paznokcie, ja podchodziłam do tego dość chłodno. Jednak muszę przyznać, że ten utwór wiele zyskuje na żywo. Muzyka połączona z recytacją i z obrazami wyświetlanymi na ekranie za sceną tworzą doskonałą całość i uważam, że zespół powinien zrobić do tego utworu teledysk podobny do filmu wyświetlanego podczas koncertów. Jako biolog i naukowiec uznałam za punkt honoru śpiewać jak najgłośniej się dało: [align=center]Man, he took his time in the sun Had a dream to understand A single grain of sand[/align] Niech żyje nauka! Niech żyje ciekawość świata, chęć poznawania, zrozumienia, odkrywania! Niech żyje pozytywne podejście do życia, niech żyje naiwność, let the innocencie be reborn! LONG LIVE NIGHTWISH! WE WERE HERE! [align=center]Nightquest - quest not for the past But for tomorrow to make it last Simply the best - way to walk this life Hand in hand with the dreamers'minds![/align] We are going to die, and that makes us the lucky ones Most people are never going to die Because they are never going to be born The potential people who could have been here in my place But who will, in fact, never see the light of day Outnumber the sand grains of Sahara Certainly those unborn ghosts Include greater poets than Keats, scientists greater than Newton We know this Because the set of possible people allowed by our DNA So massively exceeds the set of actual people In the teeth of those stupefying odds It is you and I, in our ordinariness, that are here We, privileged few, who won the lottery of birth against all odds How dare we whine at our inevitable return to that prior state From which the vast majority have never stirred? Pozdrawiam naukowo, Richard Caspar Darwin. Mój układ nagrody jest zadowolony and so am I. :) Do zobaczenia na następnym koncercie NW! :)
-
3 pointsKsiążka wprawdzie już ponad miesiąc temu dołączyła do grona pozycji przeczytanych, ale nie mogę o niej nie wspomnieć. Natknęłam się na nią podczas wertowania przecenionego asortymentu oferowanego przez pewien nadmorski kiermasz książek. Znalazłam tam taką oto pozycję (choć czasem mam wrażenie, że to ona znalazła mnie): Alexandra Salmela „27, czyli śmierć tworzy artystę”. Chyba nie muszę mówić, jakie skojarzenia wzbudził we mnie ten skądinąd znajomo brzmiący tytuł :P Powieść autorki (z pochodzenia Słowaczki, ale od lat mieszkającej w Finlandii) traktuje o losach 27-letniej dziewczyny, której życie napędza pragnienie stworzenia epokowego dzieła i odejście z tego świata w blasku sławy. Aby dołączyć do słynnego „Klubu 27” (Morrisson, Hendrix, Joplin, Cobain (...) plus nieuwzględniona jeszcze w powieści Amy Winehouse), musi tego dokonać przed swoimi dwudziestymi ósmymi urodzinami. Próbuje szczęścia jako pisarka, uciekając w poszukiwaniu natchnienia na fińską wieś. Tyle w skrócie. Autorka opowiada całą historię z różnych perspektyw, stosując wielostronną i dość osobliwą narrację. Początkowo można odnieść wrażenie chaosu, który wyklarowuje się w miarę zagłębiania się w losy bohaterów. Wrażenia po przeczytaniu pozytywne, egzamin na lekturę wakacyjną zaliczony. Nie ma to jak "namiotowe" księgarnie i książki za dosłowną dychę :P
-
2 pointsŁapcie moje czadowe fotki i przeżyjmy to razem jeszcze raz :) Ostatnie z tych zdjęć jest moim ulubionym. Codziennie patrzy na mnie z pulpitu, a ja zachodzę w głowę, jakie myśli kłębią się w głowie Tuo, gdy tak spogląda na uśmiechniętą Floorkę :blush: Troy, Kai i Emppu zdają się patrzeć wprost w wycelowany w nich obiektyw, za co szczerze im dziękuję :-D Promienny uśmiech Marco przyprawia o dreszcz wzruszenia ♥ Czegóż chcieć więcej? Tylko jednego. Jak najszybszej powtórki z rozrywki :D
-
2 pointsDokładnie tak jak pisze Beatka. Zacytuję wypowiedź Tuomasa w jednym z wywiadów: Pełen wywiad: http://nightwish.pl/wywiad-z-tuomasem-26-09-12/ Mnie takie tłumaczenie przekonuje i rozumiem punkt widzenia zespołu. Rozumiem też, że dla wielu fanów może to być rozczarowujące. Warto jednak poszukać informacji i sprawdzić dlaczego zespół postępuje tak a nie inaczej zamiast od razu oceniać. Unikniemy wtedy wielu nieporozumień. :)
-
2 points
-
1 pointKiedy w 2012 roku ogłoszono koncert Nightwish w Warszawie, łzy pojawiły się w moich oczach i gorącym strumieniem spłynęły po policzkach. Słuchałam już wtedy zespołu 5 lat i bardzo ubolewałam nad tym, że nie pojadę na ich show. Miałam wtedy 15 lat, nie miałam z kim pojechać, a doskonale rozumiałam, że rodzice nie pozwolą mi samej jechać do stolicy. Nie tracąc nadziei czekałam na kolejny koncert. Minął jeden rok, dwa lata i nagle… Jest! Mój ukochany zespół zagra 26 sierpnia w Straszęcinie! Dostałam nareszcie szansę od losu, by spełnić swoje największe, skrywane głęboko w sercu od 11 roku życia marzenie. Zaczęłam odkładać kieszonkowe na wyjazd. Bilet kupiłam na początku maja. Każdego dnia planowałam wyjazd i zastanawiałam się co ze sobą wziąć. W końcu nadszedł ten wyjątkowy dzień. Od rana dostaję wiadomości SMS od znajomych, z którymi planowałam się spotkać na festiwalu. Po ciężkich przeżyciach podczas drogi dotarłam na miejsce. Spotkałam przyjaciół, przegadaliśmy całe popołudnie. Wspólnym zdjęciom nie było końca. Wielkimi krokami zbliżał się wieczór. Razem z koleżankami podeszłyśmy pod scenę, by zająć dobre miejsca. Udało nam się dostać pod same barierki. Miejsce idealne. Półtorej godziny stałyśmy, dyskutowałyśmy i snułyśmy domysły – jaki alkohol tym razem Tuomas będzie pił na scenie? Jednogłośnie stwierdziłyśmy, że wino, tradycyjnie. Nie pomyliłyśmy się. Jaki strój ubierze Floor? Jaka będzie setlista? Pytania nam się nie kończyły. Nagle rozbrzmiały pierwsze dźwięki intro z motywem „Crimson Tide” Zimmera. Emocje fanów rosły z każdą sekundą. Kurczowo trzymałam w dłoni podpisane przez zespół zdjęcia, które otrzymałam od przyjaciółki. Szybciej, szybciej, szybciej… „The deepest solace lies in understanding, this ancient unseen stream, a shudder before the beautiful”. Członkowie Nightwish pokazywali się powoli, każdy osobno. Jedynie Troy wyszedł parę utworów później. Publika zaczęła krzyczeć i piszczeć. Energia zespołu uderzyła we mnie całą mocą. Ich muzyka zwalała z nóg. Miałam ochotę paść na ziemię i oddawać im pokłony. Serce biło mi jak szalone, skakałam i machałam włosami w rytm muzyki, mimo bolącego karku. Cudownym uczuciem była możliwość śpiewania piosenek razem z Floor i Marco. Tak długo czekałam na tę chwilę. „Yours Is An Empty Hope” rozgrzało do zabawy nie tylko fanów Nightwish. Growl Floor przebija wszystko. Przy „Storytime” już nie wiedziałam co mam ze sobą robić, dałam się ponieść muzyce i emocjom. Ze łzami w oczach patrzyłam na Tuomasa, Marco i Emppu, którzy wkładali w grę całe serce. Żaden koncert DVD nie odda panującej na koncertach Nightwish atmosfery. Potem Finowie wykonali przejmujące „Elan” oraz „I Want My Tears Back”. Przy tym drugim Floor i Marco zagrzewali publikę do tańca. Kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki „Ever Dream” to kolana się pode mną ugięły. Marzyłam, by usłyszeć ten magiczny utwór na żywo. Panna Jansen zaśpiewała anielsko, oddając wszystkie emocje zawarte w tym numerze. To było coś pięknego. Następnie zespół wykonał „Nemo”. Nigdy nie słyszałam tylu śpiewających głosów naraz. Nagle światła przygasły. Finowie zeszli ze sceny, został jedynie Tuomas i Kai. Szepczę do przyjaciółki „Zaraz będzie GLS”. Tej perkusji nie da się pomylić. Polscy fani z utęsknieniem wyczekiwali na chwilę, w której pojawi się ten utwór. Epickie „Ghost Love Score”. Dziewczyny zaczęły piszczeć, mężczyźni krzykiem okazywali swoją radość. Miałam wrażenie, że ta magiczna chwila trwa wiecznie. Nie chciałam, żeby się kończyła. Końcówka, którą zafundowała nam Floor, wgniotła wszystkich w ziemię. Jednak to nie był koniec niespodzianek. Nightwish przygotował na koncert w Polsce jeszcze jednego kolosa. Wspaniałe „The Greatest Show On Earth” było wisienką na torcie tamtejszego wieczoru. Uwieńczeniem cudownego show i pięknym prezentem dla nas, fanów. Wszyscy byli wniebowzięci. Cóż mogę powiedzieć. Był to najwspanialszy dzień mojego życia. Poznałam wiele bliskich mi osób na żywo. Marzenia jednak się spełniają. Koncert był wręcz magiczny. Nie mogłam uwierzyć, że to już koniec. Zachwyt po tym wydarzeniu nie opuszczał mnie jeszcze przez długi czas. Po tym co zobaczyłam, zakochałam się w głosie Floor. Podziwiam naszych kochanych Finów za całą pozytywną energię, którą dzielą się z fanami podczas występów. Może mój tekst nie jest składny, ani poprawny gramatycznie, może występują w nim liczne powtórzenia, lecz musicie mi to wybaczyć. Do tej pory nie mogę pozbierać szczęki z podłogi po tym co zobaczyłam i usłyszałam tamtego dnia. Ach, no i oczywiście Tuomas popijał wino ;)
-
1 pointPrzyłączam się do forumowego grona fanów grupy Rammstein. Ich twórczość towarzyszy mi w życiu już od dawna, czyli końca lat 90-tych. Śledzę ich karierę na bieżąco od czasu wydania albumu „Sehnsucht” w 1997 roku. Kupili mnie tą płytą. Zafascynowała mnie ich odmienność. Magnetyzujący wokal. Industrialne brzmienie, jakiego dotychczas nie znałam. Jako że w tamtym czasie intensywnie poszerzałam swoją wiedzę z języka niemieckiego, Rammstein idealnie wkomponował się w mój muzyczny świat. Był rozrywką i edukacją w jednym. Śpiewałam teksty, zapamiętywałam słowa. W życiu zawodowym wykorzystywałam teksty ich piosenek (te, które się nadają) do nauki innych. Abrakadabra i trudny, nielubiany język niemiecki stawał się nagle prosty i fascynujący. Magia? Miałam okazję być już na dwóch koncertach zespołu (2009 w Katowicach i 2016 we Wrocławiu). Tego pierwszego nie pamiętam, bo pojechałam do katowickiego Spodka chora. Siedziałam na trybunach zziębnięta i półprzytomna. Supporty przespałam, a z występu finałowego pamiętam tylko ostatnią piosenkę i ... Och, nie powiem. Już teraz zapraszam do przeczytania mojej relacji z drugiego koncertu R+, który odbył się nieco ponad 2 tygodnie temu we Wrocku. Wyszalałam się na nim za oba, okrutnie zdarłam gardło i przeżyłam niezapomniane chwile. Relacja pojawi się na dniach w odpowiednim wątku na forum.
-
1 pointRamin Djawadi skomponował również ścieżkę dźwiękową do wszystkich sezonów Gry o Tron. Ma bardzo charakterystyczny, dramatyczny styl, który idealnie pasuje do świata fantasy. :) Nie słuchałem jeszcze soundtracku do Warcrafta, ale widzę, że nadarzyła się okazja. :)
-
1 pointPrzeniosłem wszystkie relacje z koncertów ze strony do nowego działu na forum: Relacje z koncertów. Od teraz nie musicie już czekać aż wrzucimy Wasze relacje na stronę. Dodatkowo każdy może komentować cudze wpisy. ;)
-
1 pointKomercha komerchą - nienawidzę argumentu typu "sprzedał się" jako lekarstwa na wszystkie bolączki fanów. Bisów NW to chyba nigdy nie grał i nigdzie, więc to nie tylko kara dla polskich fanów. Nagłośnienie na festiwalach, na wolnym powietrzu zawsze jest średnie, tak samo jak setlista - zwykle jest ograniczona. Tuomas powiedział już kiedyś, że wiadomo - na festiwalach są różni ludzie, nie tylko fani NW, więc grają wtedy bardziej chwytliwe kawałki, żeby wszyscy mogli się bawić i ogólnie show jest skromniejsze. Zdaje się, że mówił to w kwestii przymusowego nagrania koncertu, podczas Wacken (czego nie chciał, co wielokrotnie podkreślał, a co było wymogiem wytwórni). I tu pojawia się kwestia strasznej, złej... KOMERCJI. Prawda jest taka, że muzyka to biznes i praca dla muzyka, a nie tylko wielka twórczość i muszą z tego wyżyć. Gdy zespół chce mieć dostęp do wszelkich środków, umożliwiających im realizację muzycznych fantazji i chce mieć większą stabilność finansową (bez strachu, że zostaną w końcu podrzędnym zespolikiem ze wsi, grającym w niszowej wytwórni) musi wyrzec się pewnej dozy swobody, na rzecz woli szefów na górze. Nie ma co się oszukiwać - pirotechnika, przepych, wielkie areny, gadżety, miliony edycji jednego albumu - to jest reklama i cena za swobodę artystyczną. Śmiem wyrazić przekonanie, że NW muzycznie może realizować śmiałe marzenia dzięki temu, że są w wielkiej wytwórni i ich twórczość się sprzedaje; w zamian muszą wypuścić komercyjne single, sypać gadżetami i robić przedstawienie. To ograniczenia swobody i szum medialny to niska cena za możliwości realizacji fantazji i stabilność finansową. Twierdzę, że NW, mimo komercyjnej obecnie kariery, wielkiej kariery, wciąż gra muzykę daleką od bezdennie komercyjnej. A ich rzadkie wizyty tutaj? Skargi powinny iść też do naszych, rodzimych organizatorów, którzy nieczęsto się starają, by ich tu zaprosić.
-
Member Statistics