Przesłuchałam "The Brightest Void" już sześć czy siedem razy i uważam, że to dobry album. Znałam już wcześniej cztery zawarte na nim piosenki, więc wielu niespodzianek dla mnie nie kryła, a jednak utwory, które usłyszałam po raz pierwszy, wywarły na mnie wrażenie w większości pozytywne. Moim obecnym faworytem jest "Eagle Eye" (trochę przypominający "Naiad"), klimatyczny, melodyjny, zróżnicowany wokalnie. Tuż za nim "An Empty Dream" - równie piękny, emocjonalny, chwytający za serce. "House Of Wax" również spodobał mi się od razu. Dobrze, że Tarja sięga po covery i próbuje własnych aranżacji. Moim zdaniem dobrze jej to wychodzi, nie mam pod tym względem żadnych zastrzeżeń. "Goldfinger" - utwór bardzo ciekawy, od razu nasunął mi skojarzenie z "In For A Kill", również w klimatach Bonda. Piękne zakończenie, które pokazuje siłę jej głosu. Jakoś najmniej do gusty przypadły mi "Your Heaven And Your Hell" i "Shameless". Nie czuję zbytniej sympatii do pana Monroe i uważam, że ich głosy średnio ze sobą współgrają. I środek utworu... pusty, jakby nie było pomysłu na jego wypełnienie.
Podsumowując powiem tak. Tarji słucham już od dawna. Mam za sobą jej cztery wspaniałe solowe koncerty. Choć na początku ciężko było mi pogodzić się z myślą, że odeszła z zespołu, śledziłam jej solową karierę i wspierałam od samego początku. Po jej solowych rockowych krążkach nie oczekuję dynamitu ani brzmienia w stylu NW. Wystarczy mi, że Tarja wraca do starych utworów na koncertach, na których tworzy naprawdę fantastyczną atmosferę. Tym, którzy jeszcze nie byli, serdecznie polecam. Taki koncert to wyjątkowe przeżycie. A Tarja niech pozostanie sobą i tworzy muzykę, którą dyktuje jej serce. To przecież jest najważniejsze :)