Dzisiaj zaczęłam ćwiczyć z Tiffany Rothe i wygląda na to, że nareszcie znalazłam ćwiczenia, przy których nie myślę w kółko "kiedy koniec kiedy koniec kiedy koniec dlaczego te dziesięć minut ciągnie się jak wieczność i czemu jest mi niedobrze i dlaczego jestem taka słaba UMIERAM", tylko naprawdę indżojam, prawie jak przy tańcu, chociaż się męczę :D Nie wiem, może i to mi się znudzi za parę dni, ale teraz było mega mega fajnie :D Zrobiłam jedenastominutową rozgrzewkę, potem takie osiemnastominutowe, w sumie dosyć lekkie coś, potem dziesięciominutowy, intensywny trening z różnymi podskakiwaniami, kopniakami, pajacykami i innymi takimi, który wychodził mi momentami dosyć niezdarnie, ale jednak, a potem jeszcze jeden mały, trzyminutowy, a potem rozciąganie i rozluźnienie na koniec, tak, i jest mi dobrze ^^ A teraz czas na breath warm ups od Felicii Ricci, mojej ulubionej nauczycielki śpiewu z yt ♥
Mój rekord syczenia na jednym wdechu to 33 sekundy. Jak to jest, że jak śpiewam sobie na przykład "Scaretale", zaczynam się dusić po półtora wersu? Albo nawet po jednym? Nawet jak robię sobie tyrytyryry przy partiach instrumentalnych, wytrzymuję oddechowo całkiem długo. A przy śpiewaniu właściwym już nie. Dlaczego -,-