Ech, z dostrzeganiem tej swojej wartości to u mnie ostatnio różnie bywa :/
Moi rodzice akurat nie tępią moich tffurczych zapędów i chwała im za to, zawsze są ciekawi tego, co piszę, ale czy widzą w tym moją przyszłość... Swoją drogą, wkurza mnie trochę to marudzenie, żebym przestała olewać chemię, bo "nie wiadomo, czy to ci się kiedyś nie przyda, może zechcesz jak raz pójść na jakieś tam studia, ja w twoim wieku nie miałam pojęcia, co chcę robić później", itede, itepe. Wiem, że się zmieniam, wiem, że za parę lat nie będę taka sama, jak teraz, ale wiem też, co mnie interesuje, co daje mi satysfakcję, czego nie lubię, co chciałabym osiągnąć, ZNAM siebie. Naprawdę. Ja jestem bardzo introspektywnym człowiekiem i spędzam tyle czasu w swoim środku, że mniej więcej kojarzę, co tam siedzi. Mniej więcej, bo mniej więcej, ale to wystarczająco dużo. Wszyscy inni kojarzą o wiele mniej. W tym mama. Ona chce dobrze, wiem o tym, ale czasem chyba wydaje jej się, że wie lepiej, bo jest ode mnie starsza... Dobra, w tym momencie brzmię jak prawie zbuntowana jedenastolatka. Ale serio, czy jej doświadczenie jest jakieś uniwersalne? Co z tego, że kiedy ona miała szesnaście lat, to nie wiedziała, co chce robić w życiu? Ja nią nie jestem. Ja jestem Emi. To nie jest tak, że Emi już wszystko totalnie wie, ale Emi wie na pewno, że chciałaby tworzyć, i że nie lubi kilometrowych wzorów chemicznych.
Jeszcze jedno, my eternal struggle: kiedy ktoś pyta mnie o to, co zamierzam robić w przyszłości, nie wiem, co odpowiedzieć, bo nikt nie weźmie marzeń o zostaniu artystką na poważnie.
(Btw, ten moment, gdy siedzisz nad pieczołowicie pisanym przez ostatnie pół godziny postem i zastanawiasz się, czy jest aż tak głupi, że najlepiej byłoby go wyrzucić, czy może trochę mniej głupi i trzeba go tylko jeszcze trochę okroić, czy jeszcze mniej głupi i jako tako nadaje się do wstawienia. A geografia czeka.)