Mój pierwszy koncert Nightwish. Decyzja podjęta w 5 sekund za sprawą mojej byłej znajomej, która owego czasu wręcz szalała za zespołem i postawiła mnie przed faktem dokonanym, gdyż miała już zakupione dwa bilety. Dobra jedziemy! Nie byłam jeszcze wtedy do końca przekonana do DPP i wokalu Anette, ale gdybym nie pojechała, nie darowałabym sobie tego chyba do końca życia.
Dzień przed koncertem było spotkanie z zespołem, więc i nas tam nie zabrakło. Mało co z tego pamiętam przez te emocje, jedyne co to fioletową czapę Tuo, różowe pasemka Anette i to, że wszyscy wydali się bardzo mili i sympatyczni.
Na koncercie stałam ze znajomą mniej więcej w drugim rzędzie bardziej po lewej stronie. Pain znałam już wcześniej i nawet mi się podobał, jednak chciałam by jak najszybciej skończył grać, bo nie mogłam się doczekać kiedy wreszcie usłyszę NW na żywo. Jest! Już skończyli… zmiana sprzętu na scenie i nerwowe odliczanie minut do rozpoczęcia występu. Zgasły światła no i jazda! Pierwsze było BBB, publika momentalnie ożyła i wszyscy zaczęli skakać, krzyczeć i śpiewać. Potem CoHLB i dwie piosenki z Once : moje ukochane DCoW i Ever Dream. Mimo moich obaw Anetka dawała sobie znakomicie radę, nawet w tych Tarjowych piosenkach. Dalej znów powrót do DPP i kolejno mieliśmy WBtN i Amaranth – gdzie publika, przynajmniej wokół mnie – dostała istnego szaleju i skakaliśmy jak opętani. Potem nadszedł czas na spokojniejszego Wyspiarza, na którym zapanowała na hali cudowna, bajeczna atmosfera przepełniona pięknym wokalem Marco. Jednak długo to nie potrwało, gdyż dalej zaczęły wybrzmiewać pierwsze dźwięki TPatP – chyba najbardziej wyczekiwanej przeze mnie piosenki z DPP, którą chciałam usłyszeć na żywo. Istny majstersztyk. Po 13stu minutach rozpoczęło się DttW i dalej przepiękna Sahara, która na live brzmi o wiele lepiej niż na płycie. Po Nemo, zespół zszedł na chwilę ze sceny. Zaczęłam już panikować, że to koniec ale na szczęście myliłam się i usłyszałam początek 7DttW. Nie pamiętam już dokładnie po której piosence, ale jakoś pod koniec Tuo zaczął rzucać butelkami z wodą w naszą stronę i oczywiście poszła taka fala, że o mały włos wszyscy się nie poprzewracali. To samo na końcu jak inne rzeczy poszły w ruch do rzutów w publikę. Dwie ostatnie piosenki: Fiszmaster oraz WIHaA i koniec. Jak to już? Tak szybko? Tylko 14 piosenek? Przecież dopiero wyszli na scenę…
Miłym akcentem podczas koncertu było oczywiście wręczenie zespołowi złotej płyty. O połowie rzeczy pewnie już zapomniałam, ale biegający Emppu po całej scenie, uśmiechnięty Marco, ‘tańcząca’ Anette, pasja i dzikie ruchy Tuo podczas gry no i oczywiście niesamowite bębny Jukki na długo pozostaną mi w pamięci.
Po koncercie udało mi się jeszcze złapać zespół na chwilkę jak wyjeżdżali i zamienić kilka zdań. Przyszło mi tylko życzyć im udanej dalszej trasy i aby jak najszybciej wrócili do Polski. Jedyny minus całego wyjazdu – nie wzięłam aparatu i nie mam żadnych zdjęć, a plakat z podpisami leży pewnie gdzieś u mojej towarzyszki koncertu, z którą niestety nie mam już kontaktu. Tak oto zaczęła się moja pasja do koncertowania i chciałam jak najszybciej zobaczyć zespół ponownie. Musiałam jednak czekać aż do 2012 roku… który okazał się iście Nightwishowym rokiem ;)