„Kiedy Nightwish zacznie zabierać mi więcej, niż daje, to z nim skończę” – Ewangelia według Tuomasa Holopainena
Kitee to bimbrowa stolica Finlandii. Przez lata produkty przemysłu bimbrowniczego były najsłynniejszym towarem eksportowym tego wiejskiego zaścianka. – Powiedz „Kitee” jakiemukolwiek Finowi, a pierwszą rzeczą, o której pomyśli, będzie bimber – mówi klawiszowiec Nightwisha i mózg zespołu, Tuomas Holopainen, wieloletni mieszkaniec miasta. Na jego twarzy maluje się odraza: – Nienawidzę go [bimbru]. Jest absolutnie okropny.
Może się jednak delektować faktem, że jego zespół wyprzedził bimber z nuklearną mocą i stał się najbardziej rozpoznawalnym tworem Kitee w ciągu ostatnich dwóch dekad. To, co zaczęło się jako projekt akustyczny, wymyślony przy ognisku w połowie lat dziewięćdziesiątych, przekształciło się w moloch metalu symfonicznego i odnoszący największe sukcesy fiński zespół w historii.
Po drodze miały miejsce wstrząsy, przede wszystkim, burzliwe wyrzucenie oryginalnej wokalistki, Tarji Turunen, w 2005 roku. Kolejny wstrząs nastąpił na początku 2021 roku, kiedy kluczowy basista i współwokalista, Marko Hietala ogłosił swoje odejście. – Byłem całkowicie zdruzgotany przez kilka dni – mówi Tuomas o tym ostatnim wydarzeniu. – Byłem prawie zupełnie pewny, że to koniec zespołu.
Wyraźnie tak się nie stało. Nie tylko Nightwish zrekrutował zastępstwo na trasę, Jukkę Koskinena, ale Tuomas pracował nad materiałem na następny album po Human :II: Nature. z 2020 roku.
– Nightwish nie jest dla mnie jakimś szczególnym spełnieniem marzenia – twierdzi w odniesieniu do dwudziestopięcioletniej podróży, która zawiodła go aż tu. – Chciałem być biologiem morskim. Chciałem być Indianą Jonesem mórz…
– Jaki byłeś w dzieciństwie?
– Bardzo introwertyczny. Lubiłem być sam. Byłem bez reszty pochłonięty komiksami Walta Disneya, planszówkami fantasy, Władcą Pierścieni, tego typu rzeczami. Przeżywałem przygody w pobliskich lasach z moimi wyimaginowanymi przyjaciółmi: Hyziem, Zyziem i Dyziem i Frodo Bagginsem. Czy byłem nerdem? Tak. I to słowo wciąż stanowi dobry opis tego, kim jestem.
– Czy w twojej rodzinie byli jacyś muzycy?
– Moja matka jest nauczycielką gry na pianinie, więc stąd to wziąłem. Zapisała mnie na lekcje pianina, gdy miałem sześć lat i potem zacząłem grać na klarnecie, gdy miałem siedem lat.
– Jaki zespół sprawił, że zapragnąłeś zostać muzykiem?
– Byłem w Ameryce, w 1992 roku, jako uczeń na wymianie, i rodzina, u której mieszkałem zabrała mnie na koncert Metalliki i Guns N’ Roses w Kansas, na olbrzymim stadionie footballowym. Wcale nie interesował mnie heavy metal, ale kupili mi bilet, więc poszedłem. I Metallica rozwaliła mi mózg. To był dla mnie punkt zwrotny. Tydzień później kupiłem wszystkie kasety Metalliki, jakie mogłem znaleźć. Od tamtej pory zajarałem się na całe życie.
– Fama głosi, że założyłeś Nightwisha podczas ogniska w lesie. Czy to się wydarzyło naprawdę?
– Tak się właśnie stało. Spędzałem noc w domku moich rodziców na malutkiej wyspie z kolegami z licealnej kapeli Dismal Silence. Gdy smażyliśmy kiełbaski i trochę piliśmy, powiedziałem im, że chcę stworzyć zespół, bo chcę pisać własne piosenki. Powiedziałem, że to będzie zupełnie akustyczna, ogniskowa muzyka, a oni mi na to: „Jasne, idź w to.” I w tydzień później trafiłem do wojska.
– Podobało ci się w wojsku? Nauczyli cię jak zabijać wrogich żołnierzy łyżeczką?
– Ha, nie. Nie znosiłem tego, ale w Finlandii służba wojskowa jest obowiązkowa i wszyscy młodzi mężczyźni idą do wojska. Możesz tam zostać na sześć lub dziewięć miesięcy, albo pójść do służby cywilnej, która trwa dwanaście miesięcy. Postanowiłem pójść na skróty i dołączyłem do orkiestry wojskowej. Trzeba było robić całe to gówno z bronią i w ogóle przez osiem tygodni, ale na szczęście spędziłem następne siedem miesięcy grając jakieś trzysta koncertów i marszów z zespołem.
– Zastanawiasz się czasem, jak by to było, gdyby wysłali cię na wojnę?
– Postradałbym rozum, bo nie potrafię radzić sobie z bronią. Nienawidzę jej bardziej, niż czegokolwiek innego. Wierzę w samoobronę, więc nie jestem stricte pacyfistą. Jestem po prostu bardzo przeciwko broni, poza sportem i polowaniem. Nie pojmuję prawa w Stanach, gdzie możesz kupić sobie broń bez żadnej kontroli pod kątem użycia w samoobronie. To jakiś absurd.
– Finlandia nie jest znana z zespołów o światowej renomie. Czy to zdeterminowało cię do walki o sukces?
– Nie, to nigdy nie było moją ambicją. Czytałem o Jacquesie Cousteau [słynny podmorski odkrywca], kiedy miałem sześć lat i chciałem być biologiem morskim. Nawet w trakcie formowania Nightwisha studiowałem, by stać się biologiem. To trwało jakieś pięć miesięcy, zanim rzuciłem studia, przeprowadziłem się na powrót do rodziców i pożyczyłem pieniądze od taty, by kupić nowy keyboard. Ale w Nightwishu nigdy nie było wielkiej ambicji, typu: „Musimy sprzedać tyle a tyle płyt…Musimy wprzedać koncert na Wembley…”
– Śpiewałeś w kilku utworach na pierwszym albumie Nightwisha. Z całym szacunkiem, ale nie jesteś najlepszym wokalistą. Czy ktoś ci wtedy powiedział, że to może nie być najlepszy pomysł?
– Ta, ja powiedziałem. Kiedy napisałem części pod męski wokal, to miałem nadzieję, że może poproszę kogoś o zaśpiewanie ich, kogoś w stylu Timo Kotipelto ze Stratovariusa czy może Jukkę [Nevalainena – oryginalny perkusista zespołu], bo śpiewał kiedyś w szkolnym chórze, ale żaden z nich się nie zgodził. Więc ostatecznie to musiałem być ja. Kiedy słucham tego teraz, to brzmi dosyć niewinnie, ale czegoś się dzięki temu nauczyłem.
– Kiedy Nightwish zaczynał, pracowałeś jako nauczyciel. Czy dzieciaki wiedziały, że byłeś aspirującą gwiazdą rocka?
– Byłem kompletnie spłukany, więc dostałem pracę jako zastępczy nauczyciel w liceum. Pracowałem tam przez dwa lata. Moim głównym zajęciem było zajmowanie się dziewczyną na wózku – zawoziłem ją na zajęcia, na posiłki, tego typu rzeczy. Ale kiedy jakiś nauczyciel chorował, dzwonił po mnie mówiąc: „Czy możesz mnie zastąpić na jeden dzień?” Nie miałem najmniejszych kwalifikacji do tego, ale dawali mi notatki, żeby było dobrze. Zabawnie jest teraz spotykać tych uczniów, bo mają już trzydzieści pięć, czterdzieści lat.
– Byłeś blisko rozwiązania zespołu i zrezygnowania z muzyki na wczesnym etapie, po wyrzuceniu oryginalnego basisty Samiego Vänski. Czy kiedykolwiek się zastanawiałeś, jakie byłoby twoje życie, gdyby tak się stało?
– Wróciłbym na uniwersytet i kontynuował studia jako biolog. Naprawdę tak bym zrobił, taki był plan. Ale wybrałem się na pieszą wędrówkę z moim przyjacielem Tonym [Kakko, wokalista Sonaty Arctiki] i on powiedział mi: „Jeżeli teraz zrezygnujesz, będziesz żałował przez całe życie.” Powiedział nam także, że musimy zatrudnić menadżera, bo zespołem zajmowałem się sam z Jukką. To było okropne; organizowanie koncertów, ogarnianie kontraktów bez niczyjego wsparcia. Więc zatrudniliśmy menadżera, któremu ufaliśmy i różnica była ogromna.
– Album Once był tym, który przeniósł was na kolejny poziom. Jakie to było uczucie być wówczas w Nightwishu?
– To była jedna z najlepszych er zespołu. Byliśmy we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Scena metalowa w Finlandii była w rozkwicie: Him, The Rasmus, Lordi, wszystkie te zespoły stawały się wielkimi. Płynęliśmy z tą falą, ale też wydaliśmy wówczas nasz najmocniejszy album. Wydaliśmy mnóstwo pieniędzy, ale pamiętam, że byłem pewien, że nie odniesiemy porażki. Takie: „Łał, to może być coś wielkiego.”
– I wtedy wyrzuciliście Tarję Turunen po Once. Czy pomyślałeś: „To koniec, zespół jest skończony”?
– Zabawne, ale nie. Miałem to uczucie dwukrotnie. Pierwszy raz w 2001 roku, po wyrzuceniu naszego pierwszego basisty i drugi raz po tym, jak Marko odszedł. Ale kiedy Tarja odeszła i kiedy Anette [Olzon, następczyni Tarji] odeszła, nigdy nie czułem takiego: „Ok, to koniec.” Wręcz przeciwnie. Był ten upór: „Musimy sobie z tym poradzić i pokazać światu.”
– Istnieje takie przeświadczenie, że potrafisz być bezwzględnym draniem, jeżeli chodzi o pozbywanie się członków zespołu. Czy ten pogląd jest prawdziwy?
– Nie, nie. Jest powód, dla którego pewne zdarzenia mają miejsce i, jeżeli pozwolisz, by sprawy zaszły za daleko – pękasz. Jak Red powiedział Andy’emu Dufresne’owi w „Skazanym na Shawshank”: „Każdy człowiek ma swój punkt krytyczny”. Możesz sobie wyobrazić, jak trudne to były sytuacje, że zdecydowaliśmy się postąpić tak, jak postąpiliśmy. I, oczywiście, te sytuacje powinny były zostać rozwiązane lepiej, ale wybaczam sobie i innym członkom zespołu to, jak je ostatecznie rozwiązaliśmy, ze względu na stan, w jakim wówczas byliśmy.
– Czy rozmawiałeś z Tarją od czasu, gdy odeszła?
– Mailowaliśmy do siebie kilka razy. Choć rany się nie zagoiły, to po obu stronach rzeczy mają się lepiej.
– Czy tak normalnie rozmawiałeś z nią?
– Nie. Tylko maile. Kilka miesięcy temu zmarł mój ojciec i ona od razu wysłała mi maila z kondolencjami. Bardzo mnie to wzruszyło.
– Mówiłeś o byciu „w mrocznym miejscu” po odejściu Tarji. Co się działo?
– Po jej odejściu, następnych kilka miesięcy było bardzo, bardzo mrocznych. To, co mnie ocaliło od zrobienia czegoś głupiego, to moja rodzina, bliscy przyjaciele i film „Osada” w reżyserii M. Night Shyamalana. Oglądałem go dwa razy dziennie przez całe tygodnie. Ten film wiele zmienił. Sama idea wspólnoty żyjącej w spokoju, w środku lasu, oddzielonej od świata. Ponadto ma najlepszy soundtrack w historii. Wypełnia mnie otuchą i nadzieją.
– Kiedy mówisz o „zrobieniu czegoś głupiego”, co masz na myśli?
– Nigdy nie miałem skłonności samobójczych, nie byłem nawet blisko, ale to było naprawdę bardzo mroczne miejsce. To był najgorszy okres mojego życia. Nazwij go depresją, ale nie stanem samobójczym. Chcę, by to było jasne.
– Czy odpowiedzialność bycia w centrum Nightwisha kiedykolwiek staje się stresująca?
– Tak, bywa. Jest takie powszechne błędne mniemanie, jakie ludzie mają na mój temat, że jestem tyranem i ja nad wszystkim czuwam. Jestem przeciwieństwem kontrolującego maniaka. Jeżeli zapytasz innych członków zespołu, to myślę, że zgodzą się, że staram się być tak niewidzialnym liderem zespołu, jak to możliwe. Podejmuję ostateczne decyzje, gdy chodzi o istotne sprawy, ale nie chcę z tego robić problemów.
– Nightwish nigdy nie wydawał się być zespołem typu seks, narkotyki i rock’n’roll. Czy to coś od czego trzymałeś się z daleka, czy po prostu trzymałeś to w ukryciu?
– Był okres, jakieś piętnaście czy dwadzieścia lat temu, gdy może piłem trochę za dużo. Prowadziliśmy rock’n’rollowy tryb życia przez kilka lat. Ale nigdy nie braliśmy narkotyków. Nigdy ich nie próbowałem.
– Jaka jest najbardziej rock’n’rollowa rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłeś?
– Zdmolowałem raz kulisy, bo to się po prostu musiało zdarzyć. Taka rzecz do odhaczenia z listy. Ale to miało miejsce w trakcie problemów z Tarją, więc musiałem rozładować frustrację. Było mi potem okropnie wstyd.
– Straciliśmy znajomego Fina, Alexiego Laiho, pod koniec 2020 roku. Czy dobrze go znałeś?
– Tak, byliśmy naprawdę blisko jakieś dziesięć czy piętnaście lat temu. Spędzaliśmy razem dużo czasu. Odwiedzałem go, a on mnie, w moim domu, w Kitee. Dzieliliśmy miłość do muzyki, a także do Kaczora Donalda i planszówek – do niewinnych, dziecinnych rzeczy. Przez ostatnich kilka lat nie byliśmy za bardzo w kontakcie. Pisaliśmy SMSy i dzwoniliśmy do siebie dwa czy trzy razy do roku, ale to tyle. Bez konkretnego powodu, po prostu się nie widywaliśmy.
– Czy jego śmierć mocno cię uderzyła?
– Tak, dosyć mocno. Wiedzieliśmy, że walczy z jakimiś problemami zdrowotnymi, ale, gdy dostałem telefon, pamiętam, że padłem na kolana i miałem takie: „Niemożliwe.” Mocno mnie to uderzyło. Naprawdę za nim tęsknię. Był wspaniałą osobą. Była w nim niewinność i naiwność, jeżeli chodzi o muzykę, którą bardzo ceniłem.
– Mówiąc o niewinności, czego ci najbardziej brakuje z wczesnych dni Nightwisha?
– Poczucia, że wszystko jest nowe i wspaniałe. Po tylu latach tej pracy stajesz się z konieczności trochę wyczerpany na myśl o kolejnej amerykańskiej czy europejskiej trasie na sześć tygodni. Nie mam nic przeciwko, ale to pierwotne podekscytowanie odeszło, nie jest tak samo, jak w 1999 roku, gdy byliśmy w trasie pierwszy raz. Odzyskać tę ekscytację byłoby czymś wyjątkowym.
– Czy kiedykolwiek widziałeś zdjęcie siebie z przeszłości i pomyślałeś: „Co ja, do cholery, mam na sobie?”
– O, tak. Kiedyś nosiłem białe tenisowe skarpetki z czerwonymi paskami i przykrótkie spodnie, tak, by było widać te komiczne skarpetki. Miałem takie rastafariańskie przedłużenia we włosach, naprawdę słaby make-up, który sam robiłem. Patrzę na te zdjęcia i śmieję się. Wcale nie jest mi wstyd.
– Jakie są plusy bycia członkiem najbardziej znanej kapeli w Finlandii? Czy dzięki temu dostajesz wszystkie najlepsze miejsca w restauracjach?
– Ha, ha, ha! Nie, naprawdę nie przepadam za rozgłosem. Nie jestem przyzwyczajony do tego, że ludzie mnie rozpoznają. Ludzie mnie rozpoznają, ale mnie nie zatrzymują – to nie jest fińska mentalność. Ale, kiedy pójdę do baru, zwykle nie muszę płacić za drinki.
– Czy Nightwish uszczęśliwia cię cały czas?
– Nie cały czas. Bywały gorsze czasy, ale, kiedy patrzę na szerszy obraz, to naprawdę mnie uszczęśliwia. Kiedy Nightwish zacznie zabierać więcej, niż daje, to będziemy musieli z nim skończyć.
– Powiedziałeś w 2019 roku, że, jeżeli kolejny członek zespołu odejdzie, to będzie koniec Nightwisha. I teraz Marko odszedł…
– Tak czułem w 2019 roku i tak też czułem, gdy Marko odszedł. Cofam swoje słowa, gdy o to chodzi. Ale, gdyby to Floor [Jansen, wokalistka] miała odejść, to koniec, koniec Nightwisha. Absolutnie, 100%.
– Gdyby Nightwish skończył się jutro, jak byś się z tym czuł?
– Gdyby Nightwish się skończył, to miałbym takie: świetne czasy, cudowna dwudziestopięcioletnia przygoda. I wtedy musiałbym wymyślić coś innego.
Żródło: Dave Everly (Metal Hammer #351) | Tłumaczenie: @Taiteilija
-
Sign in to follow thisFollowers 0
Recommended Comments
There are no comments to display.
Please sign in to comment
You will be able to leave a comment after signing in
Sign In Now