Rany glany! Przez ten wyjazd na Copernicon zupełnie wypadło mi z głowy, że miałam brać w tym wesołym cyrku udział! Wybaczcie za spóźnienie. Nadrabiam, już nadrabiam! :D
Zatem... najpierw odrobię zaległość...
Todesbonden – Sleep Now, Quiet Forest
Głos wokalistki bardzo przyjemny. Wysoki, jedwabisty, ale nie zbyt ostry i sympatycznie eteryczny. Byłaby doskonałą wokalistą dla Nightwisha, ale to stanowisko jest już obsadzone przez wystarczająco, wedle mego uznania, kompetentną panią. ;) Jeżeli o muzykę chodzi, to choć definitywnie jest to mój klimat, to nie jest to coś oryginalnego czy też nowatorskiego. Jednak to może być kwestia tylko i wyłącznie moich uszu, które mają tendencję do powolnej akceptacji materiału dźwiękowego i zwykle muszę przesłuchać coś wielokrotnie, by się rozsmakować. Tymczasem na bieżąco komentuję, to, co moje uszy rozumieją, słyszą i interpretują. Bardzo podoba mi się ta folklorystyczna otoczka utworów, ale z kolei ciężka gitara, nieco monotonna i perkusja w typowym dla wielu metalowych lub okołometalowych zespołów stylu jest chyba tym, co czyni ten album pospolitym, a, gdyby ograniczyć ich wpływ lub chociaż go urozmaicić, to mógłby być o wiele lepszy. Wyraźne skrzypce, świetny wokal, pianino... te elementy to niewątpliwy plus.
Instrumentalny (nie licząc klimatycznego jęku) kawałek Surya Namaskara mnie ujął. Na utworze Trianon ciąży klątwa metalowej gitary i perkusji, co mnie smuci, bo te momenty wytchnienia: skrzypce i delikatna gitara bardzo mi odpowiadają. Po dzisiejszym dziesieciogodzinnym dniu pracy bardzo uspokoił mnie kawałek Aengus Óg Fiddle i Flow My Tears. Chwytliwe klawisze i skrzypce uczyniły zaś z piosenki Fading Empire mojego faworyta z tejże płyty.
Odnoszę wrażenie, że wrócę jeszcze do tego krążka. Być może nie odkryłam go jeszcze naprawdę i muszę go ponownie posmakować. Ogólnie ocena 7.0 byłaby sprawiedliwa. Dobry album.
Co zaś się tyczy pozycji Satu, to przesłucham jej jutro, najdalej pojutrze i wtedy zedytuję ten post, żeby nie mnożyć bytów i w nim także zamieszczę recenzję jej pozycji. :)
EDYCJA: Czas na recenzję płytki Satu! :D
Emilie Autumn - Enchant
Klimat eterycznej wróżki nie jest za bardzo w moim guście. Manipulacje wokalem są interesujące, nawet jeżeli sam wokal jest dość mało wyróżniający się, ale muzyka nie zapada w pamięci. Album nie sprawił bólu moim uszom, ale także nie pozostawił po sobie wiele, bym mogła jakkolwiek rozszerzyć recenzje. Może lecieć w tle, gdy sprzątam w biurku. Na plus: posprzątałam w szufladzie. :D