Yaay! W pełni popieram pomysł założenia tego tematu i postaram się spiąć zwoje mózgowe i poukładać po kolei, jak to ze mną było...
A było tak, że wchodząc w wiek nastoletnio-gimnazjalny byłam typowym "słuchaczem każdej muzyki" - czyli trzymałam się tego, co znałam. Następnym etapem mojej muzycznej podróży były drobne muzyczne odkrycia i dołączanie do kolekcji utworów, które mi się podobały - od heavy metalu, poprzez starszy "niezeszmacony" pop, na muzyce klasycznej kończąc. I tak wpadłam na... "While Your Lips Are Still Red" - chyba na youtubie i zakochałam się w tej piosence. Leniuch był ze mnie straszny, więc moje "strzały" w kolejne utwory były całkowicie losowe i początkowo kompletnie nietrafione... Nie wciągnęłam się na dobre, ale LYLASR pozostał na playlistach dłuuugo. Niczym wyrzut sumienia, który był jednym z bodźców do bliższego zapoznania się z zespołem - drugim była koleżanka z ławki w LO, która chodziła obwieszona merchem NW (żywa reklama! :D) i wychwalała pod niebiosa wokal Tarji. Udało się, ale znów lenistwo wzięło górę i poznałam kolejnych parę utworów. Wśród nich było Nemo, później Amaranth. I znów cisza na długo, do czasu pójścia na studia i wychwycenia jednym uchem konwersacji o NW, prowadzonej przez Sami. Bezczelnie się wtrąciłam i tak oto moja przygoda z zespołem nabrała nieco tempa, narastającego stopniowo w ciągu dwóch lat. Patrząc wstecz, moja fascynacja zespołem to jedna wielka sinusoida, teraz jednak się pozmieniało i wzrasta w sposób wykładniczy, oby to się nigdy nie zmieniło :P