@"Taiteilija" dzięki Ci wielkie za odpowiedź i za mądre słowo :D Z tym kończeniem prac miałam DOKŁADNIE tak samo. A pytałam dlatego, bo zastanawiałam się, czy tylko aby normalne, że z jednej strony rysuję, bo jestem na artystycznym haju i nie mam ochoty przestać, z drugiej - wkurzam się, że tak wolno to idzie i mam ochotę tym rzucić. Pogodziłam się z tym, że czasem trzeba zrobić przerwę, odejść od rysunku i spojrzeć na niego "świeżym okiem" - dopiero po tym jestem sobie w stanie uświadomić, co w moich wypocinach należy poprawić (a w międzyczasie rzucić go gdzieś, zapomnieć o nim i znaleźć przy wiosennych porządkach). A do tej pory byłam pewna, że wszystkie rysunkowe wspaniałości, które oglądam, powstają za jednym zamachem, a przerwy są dla słabych :P
No, ale koniec o mnie, bo zaglądnęłam tu z nadzieją, że ujrzę coś nowego i nie zawiodłam się - przyznam, że komiks mnie zaintrygował. A jeszcze bardziej mnie ucieszyło, że Szerlokowy :D
Przyzwyczaiłam się do innej formy komiksu, takiej stereotypowej, z tekstem i sporadycznymi dialogami w "dymkach", więc na pierwszy rzut oka zdziwiłam się, widząc same ilustracje.
Dwie ostatnie "klatki" i zawarta na nich zmiana emocji malujących się na twarzy Watsona uświadomiły mnie, że w przypadku tego komiksu słowa są zbędne, wystarczy sam zarys fabuły, a reszta historii "dopowiada się sama" w wyobraźni odbiorcy. To mi się podoba, bo do klasycznego komiksu zazwyczaj nie starcza mi cierpliwości, wszystko jest takie oczywiste, podane na talerzu... A tu jest inaczej. I to jest dobre :D
Trzymam kciuki za dokończenie przynajmniej części szkiców, a jeśli chociaż niektóre są szerlokowe/potterowe - to trzymam podwójnie! (znaczy, ten, u rąk i nóg trzymam w takim razie! :P)