W mojej rodzinie (nie tej całkiem najbliższej, rodzeństwo mojego taty i dalej) mówi się dużo po śląsku, chociaż z rodzicami czy siostrą rozmawiamy po polsku. Dla odmiany dziadkowie ze strony mamy mają naleciałości z takiej pomorskiej gwary, bo stamtąd pochodzą. A tak poza rodziną, to bardzo łatwo można zaobserwować trend (przynajmniej na Opolszczyźnie, ale podejrzewam, że tak jest w całym kraju), że gwarą posługuje się tylko w rodzinnym domu albo wsi, jeśli ktoś na niej mieszka. Ale w szkole, w pracy, na ulicy - tego śląskiego prawie nie słychać, a jeśli już, to jest raczej polski z jakimiś naleciałościami, a i tak można go usłyszeć praktycznie z ust osób po czterdziestce, po pięćdziesiątce w miejscach publicznych. To w sumie trochę smutne, że ludzie nie czują już takiego związku z rodzimą mową, że wychodzi ona z użycia - z drugiej jednak strony wcale to nie dziwi, skoro nie propaguje się gwary jako rodzaju języka, skoro żyjemy w dobie globalizacji, gdzie kontakt z osobą z drugiego końca kraju (o świecie nie wspominając) zależy od kilku ruchów palcem, no i wreszcie skoro nadal dzieci w wieku wczesnoszkolnym są często wyśmiewane przez rówieśników za używanie gwary, będącej dla nich dotąd czymś naturalnym. Zresztą nie tylko wczesnoszkolnym. To w znacznej mierze kwestia niedostatecznej edukacji w tej kwestii, jak we wszystkich tych w Polsce, które dotykają kwestii zróżnicowania narodowo-etnicznego. Dzieci uczy się wierszyków o żołnierzach na Westerplatte i dekalogu małego Polaka (czy jak to się nazywa), ale nie mówi się im o tolerancji - a jak się próbuje, to zawsze znajdują się oburzeni Prawdziwi Polacy Katolicy (wedle Subiektywnej Definicji Ahmeda Goldsteina), którzy sprawę oczerniają i nagłaśniają. I to jest chyba w tym najgorsze. Że nie dość, że z taką edukacją słabo, to jeszcze nie można próbować tego zmieniać. :c
Z samym śląskim jestem trochę na bakier, bo nigdy się go nie nauczyłam przez to, że u mnie w domu mówi się po polsku... No i ten zapis! :c To strasznie boli w oczy, bo żadna osoba mówiąca po śląsku, którą znam, nie pisze "po śląsku" według oficjalnego zapisu, ale fonetycznie. Stąd o ile "eimer" bym zniosła, to "ajmra" już nie (wiadro). Z kolei "dekiel" chyba wszedł już do powszechnego użycia w polskim, chociaż to śląskie słowo. Jest nawet bardziej popularna niż "dziołcha" (dziewczyna) i "synek" (chłopak) czy "to łono koło tego łonego" (to (coś) koło tego). Z takich mniej znanych, to może "szołlki" (pisane zależnie od wymowy, która zmienia się średnio co około 10 km), czyli kubki, filiżanki, "bifej", czyli kredens (bo że "kafej" to "kawa" to chyba wiadomo), "tukej" albo "san", czyli tutaj, "latoś" - "w tym roku" i tak dalej... Jakby ktoś był ciekawy innych słów, to można je znaleźć w słownikach gwary śląskiej, na przykład tym, który co prawda przedstawia wiedzę o gwarze bardziej górnośląskiej, niż opolskiej. Tam jest ona jakby twardsza i bardziej zbliżona do niemieckiego, ma w sobie coś takiego, że od razu przed oczyma staje nam górnik, natomiast ta mowa opolska z mojego najbliższego otoczenia ma w sobie jakąś miękkość, wiele słów ma końcówki na "an", z taką wymową, jak niektórzy "włanczają" telewizor. Chociaż to i tak zależy od wsi, bo, jak pisałam, co około 10 km ta wymowa się zmienia, częściowo też słownictwo, stąd ta różnica między gwarą "opolską" a "górnośląską", chociaż w zasadzie Opolszczyzna geograficznie na Górnym Śląsku się znajduje. :)