Obiecuję, że to ostatni mój post o sesji w najbliższych miesiącach, ale chciałam tylko powiedzieć, że wczoraj przeżyłam najdziwniejszy egzamin w moim życiu. :D
Wykładowca wszedł na salę, zamknął za sobą drzwi. My oczywiście wleźliśmy mu tam i zobaczyliśmy, że uruchamia rzutnik. Pierwsza myśl - będzie wyświetlał pytania na rzutniku z prędkością 'prędzej się udławicie niż zdążycie" i znowu będzie kaszana.
Ale wchodzimy, siadamy, widzimy przed sobą kartki z pytaniami. Spoko. Zanim wszyscy weszli zdążyliśmy ze znajomymi omówić co trudniejsze z nich.
Teraz czas na moment kulminacyjny - wykładowca wszedł, odpalił youtube i zaczął nam puszczać śmieszne filmiki z kotami. SERIO. Z kotami.
Na nasze zdziwienie odpowiedział 'No bo znowu jak państwo będziecie mieli średnią 4.7, to mi się dziekan przyczepi, że za łatwe egzaminy robię, więc muszę was czymś rozpraszać".
Ogólnie uwielbiałam tego człowieka od pierwszego wykładu z nim na pierwszym semestrze pierwszego roku, ale tymi filmikami z kotami nabił sobie dodatkowe punkty zajebistości u mnie :D
PS. Jak mu się filmiki z kotami skończyły, to puścił nam na YT
Cały. xD