Cały tekst utworu jest na tyle prosto i logicznie zbudowany, że aż trudno mi się oprzeć wrażeniu, że cała sytuacja w nim przedstawiona jest jedynie metaforą (i, znając Tuo, pewnie się nie mylę). Pobawmy się więc w przypuszczenia... :)
The Siren jest niewątpliwie nawiązaniem do starożytnego mitu o Odyseuszu, właściwie po prostu do Odysei, w której to znajdziemy opis uwodzących śpiewem mężczyzn pięknych pół-kobiet - pół-ryb. Chcą one, wg tegoż mitu, zabić i zjeść uwiedzionego - czy jakoś tak. Skoro więc Tuo opowiada historię uwiedzionego przez syreny, w tak oczywisty sposób, zrozumiały dla każdego, kto ogarnia angielski/lub przeczyta tłumaczenie, to znaczy, że tekst nie jest tylko o syrenach. On by chyba nie przeżył piosenki bez porządnej metafory... Być może.
Dochodzimy zatem do wniosku, że The Siren jest opowieścią o kobiecie i mężczyźnie, właściwie - moim zdaniem - nawet bardziej o kobiecie. Kobiecie, która swym "anielskim głosem" uwodzi mężczyznę, ten nie jest w stanie jej się oprzeć, ale wie, że i tak ich miłość skończy się katastrofą dla niego, bo ona go nie kocha, chce się tylko nim zabawić, jego uczuciami. I tu nasuwa się skojarzenie: tekst może dotyczyć Tarji (jeśli Tuo naprawdę ją kochał; a jak było naprawdę, to i tak nigdy się przecież nie przyzna... on się nie potrafi przyznawać do błędów - popatrzmy na Nette ;)), może zupełnie innej kobiety, która wówczas zraniła Tuo, a ten poczuł się jak zabawka. Można zatem interpretować syreni śpiew jako zdolności wokalne Tarji/kogośtam, ale ja raczej skłaniałabym się ku stwierdzeniu, że po prostu chodzi o kobiecy talent do uwodzenia, kokieterię itd. Albo oba naraz.
Znamienny jest też ostatni refren. Oczywiste wydaje się tu właśnie nawiązanie do Odysei, w której to Odys przywiązał się i innych swoich żeglarzy do masztów, żeby nie skoczyli do syren - i stąd można widzieć w tym jakąś przemyślność, właśnie uniknięcie nieszczęśliwej miłości, nieudanego związku. Ale też można to też interpretować w drugą stronę - w końcu mężczyzna przywiązuje się do steru, a nie masztu - i słyszy ów głos, a więc nie zatkał sobie uszu woskiem, jak to uczynił bohater Homerowskiego eposu - zatem może właśnie sam się skazał (nieświadomy, uwiedziony przez "syrenę"; niekontrolowanie) na rejs w kierunku śpiewającej piękności - czyli, mówiąc bardziej dosłownie, mimo wszelkich prób nieplątania się w skazany na porażkę związek, mężczyzna nie jest w stanie się powstrzymać i jego własne starania obracają się przeciwko niemu - tak sprytne przywiązanie do trzonu steru okazuje się bardziej niż szkodliwe.
Istotny wydaje mi się także ostatni wers:
I tu znów nasuwa mi się skojarzenie z beznadziejną miłością (zwłaszcza Tarja by się dobrze wpasowała w ten schemat): słyszę ją (a kontekście Tarji ewidentnie pasuje, ale dla anonimowej kobiety trzeba wyprowadzić inną interpretację), ale jej nie widzę, bo nie mogę już na nią patrzeć - tak mnie zraniła. Lub też mamy tu inną przenośnię - o ile się nie mylę, Odys zasłonił sobie oczy, żeby nie patrzeć na syreny i w ten sposób nim nie ulec. A więc wciąż jest ślepy (lub już... mógł sobie właśnie wdrapać oczy, żeby jej piękno go nie zwodziło), wciąż walczy, ale się nie poddaje - nie zaczyna beznadziejnego związku. Lub zupełnie odwrotnie: jest tak zraniony, że wciąż docierają do niego piękne, zalotne dźwięki, ale "wydrapał sobie oczy", żeby "nie patrzeć" - wciąż z nią jest, ale powstrzymuje się, kończy związek, by nie cierpieć jeszcze bardziej.
W sumie, to nie wiem, czy moja wypowiedź jest logiczna. Po prostu rzuciłam kilka luźnych przemyśleń. :) Trochę się powtarzało "lub", ale "albo" i "lub" to nie to samo, a że u Tuo często dwojaka interpretacja jest poprawna, to postanowiłam to zaznaczyć, używając właśnie "lub" (w sensie: logika matematyczna, alternatywa zdań), żeby p=1. :) Wybaczcie, jeśli nic się z tego nie da zrozumieć, mam dzisiaj nieco zniszczony mózg. ;)