Mamy XXI w., mamy różnej paści szamponów, dezodorantów, mgiełek, soli do kąpieli, peelingów i tak dalej i tak dalej, w nieskończoność. Zawsze się mówiło, że to chłopcy to są brudasy i w ogóle. Ja stwierdzam na odwrót (nie, że ja obrażam moją płeć). Dostajemy w poniedziałek kartki od higienistki "zgoda o sprawdzanie głowy mojego dziecka", czyli pewnie chodzi o wszy. Ja myślę, hmm wszy już praktycznie nie ma, no mamy XXI w., są miliardy kosmetyków do pielęgnacji itd. Ja nie rozumiem, jak można myć co tydzień włosy i chodzić z takimi tłustymi, brudnymi i święcącymi się tłuszczem włosami. Mamy 3x w tyg WF (dzień po dniu) i po wf nie umyć włosów to jest skandal i szczyt brudu. Pożyczanie gumek do włosów, szczotek do włosów. (Dobra z gumkami przesadziłam), ale szczotki? Przecież tym to najbardziej można się czymś zarazić. Spotkała mnie ostatnio sytuacja, że brałam sobie butelkę z piciem i poczułam od tyłu nieziemski zapach potu, aż nie dobrze mi było. No jak można nie używać kulek, dezodorantu, dla mnie to horror jakiś. Tak samo, żeby w jednej szatni przebierały się 3 klasy (wszystkich dziewczyn z 3 klas jest około 35-45). Dla mnie to jest tragedia przebierać się w cieśninie. Denerwuje mnie też głupie prawo, "Dziecko ma prawo przyjść ze wszami do szkoły", to po prostu mnie powala, a później dziwne, że epidemie wszelakich zarazków i innych bakterii. To jest właśnie Polish school...