Jump to content
Marja

Twórczość Marji

Recommended Posts

Oto wątek przeznaczony wytworom mojej ześwirowanej wyobraźni. ;)

Na razie fragment mojej "książki", do zamieszczenia której zachęciła mnie Beata. Beatko, tam nie ma nic wartościowego...

No i przepraszam za wszelkie błędy, powtórzenia itd. I tak w ogóle ta powieść wymaga ode mnie dużej korekty, bo jest za bardzo chaotyczna. Mam nadzieję, że osoby, które wejdą na mój Fan Art, czytały moje wczorajsze ostrzeżenie. Jeśli kogoś uraziłam, zamieszczając w mojej książce członka zespołu, to najmocniej przepraszam.

Niestety nie udało mi się dodać załącznika, więc książkę umieszczę na razie w poście. Może mnie oświecicie. ;) No i miłego czytania. :)

 

"Petri z irytacją kopnął w furtkę. Wściekły pomasował obolałą nogę i z nieprzychylnym wyrazem twarzy ruszył w kierunku domu. Otworzył mu ośmioletni brat Tuomas, który z niewinnym spojrzeniem oznajmił mu, że jest już obiad. Tuomas nawet nie wiedział, co się w Petrim gotuje.

- Cicho bądź! - wrzasnął tak głośno i piskliwie, że Tuomas aż podskoczył. Szybko cofnął się o krok, a oczy miał pełne urazy i pokrzywdzenia. Ale Petri nie zwracał na to uwagi. Powstrzymawszy się, aby go nie odepchnąć z przejścia na korytarz, szybkim krokiem pobiegł na piętro i zaszył się w swoim pokoju, nie mówiąc nikomu ani słowa. Trzasnął drzwiami. Zazgrzytał przekręcany klucz. Petri rzucił się z nieprzystępną miną na łóżko i spoglądając spode łba w sufit zaczął słuchać muzyki, wcześniej założywszy na uszy słuchawki walkmana. Muzyki, która jakże doskonale wyrażała jego uczucia. Uczucia gniewu, rozgoryczenia, rozczarowania, żalu i tęsknoty.

Wszystko jest nie tak jak trzeba - pomyślał. Ale nie chciał się już zastanawiać nad rzeczami przydarzonymi w szkole. Był zmęczony. I głodny. I w ogóle zniechęcony do życia. Wszystko jest bez sensu. Świat jest pełen obrzydliwego brudu zła i niesprawiedliwości. Te przygnębiające myśli sprawiły, że głośno westchnął.

*** *** ***

- Petri! - Usłyszał głos swojego młodszego braciszka. - Chodź na obiad! Mama cię woła, zaraz wszystko wystygnie! - Oczywiście, rzecz jasna z kulturalnym pukaniem, pomyślał z irytacją.

- Powiedz mamie, że nie mam ochoty jeść - wrzasnął takim głosem, że obudziłby umarłego, a przynajmniej na pewno usłyszeli jego wypowiedź wszyscy członkowie rodziny przebywający w tym domu. - Nie jestem głodny!

Co było oczywiście kłamstwem. Burczenie w brzuchu zaczęło go niezmiernie wkurzać; jeszcze trochę i zaczęłoby mu zagłuszać dźwięki piosenki. Pogłośnił sobie muzykę i wcisnąwszy mocniej twarz w poduszkę, powiedział jeszcze nadąsany:

- I zostawcie mnie w świętym spokoju, dobrze?!

Kiedy upewnił się, że Tuomas już sobie poszedł, usłyszał szybkie i nerwowe kroki swojej matki. Gwałtownie nacisnęła na klamkę. Ponieważ pozostały nieruchome, po chwili rozległo się głośne walenie pięścią w drzwi.

- Petri! - zawołała donośnie i nawet dość ostro.

- Słucham - powiedział Petri beznamiętnym tonem.

- Ekhm! - krzyknęła podirytowanym tonem. - W tej chwili otwórz drzwi, zrozumiano?

Petri z niechęcią podniósł się i leniwie ruszył do drzwi. Przekręcił klucz w zamku. Natychmiast się otwarły i omal nie uderzyły go w głowę. Aż musiał odskoczyć.

- Idziesz do jadalni - powiedziała. Jakże Petri nienawidził tego tonu. Tym samym tonem mówiła czasem w szkole. Przecież są w domu, cholera!

- Idę już, idę - wymamrotał przez zaciśnięte zęby. Potoczył wokół spojrzeniem spode łba. W oczach matki pojawiła się troska. Petri zgrzytnął zębami na ten widok i szybko zszedł na dół. Och, jakże denerwował go ten wieczór.

Ach, wszyscy są tacy kulturalni dzisiaj! Co to ma być?! Imieniny jakieś, czy co? Ze strutą miną wziął sobie z półmiska nóżkę kurczaka, trochę sałaty i ziemniaków. Nic nie powiedziawszy ruszył z powrotem do pokoju. O mało nie upuścił talerza, kiedy przechodził przez drzwi.

Mama cały czas była w pokoju. Ponieważ zdążył nadgryźć już kawałek mięsa, prawie się zakrztusił z zaskoczenia i jednocześnie oburzenia. Mama stała z potępieńczą miną i rozglądała się. Na szczęście w niczym nie grzebie - pomyślał, choć miał ochotę powiedzieć na głos co o tym wszystkim myśli. I on będzie musiał jeszcze odrobić lekcje! No jak tak można człowieka dręczyć!

Jęknął. Dopiero teraz go zauważyła.

- A ty gdzie? - zapytała wyrwana z zadumy. - Miałeś być w jadalni!

- Nie muszę! - powiedział głośno i ze spojrzeniem chorego psa usiadł przy zawalonym papierami i zeszytami biurku. Tak gwałtownie, że omal nie przewrócił swojej drogocennej gitary, którą dostał dwa lata temu w prezencie na urodziny.

Talerz trzasnął o blat tak mocno, że pęknął, a jedzenie rozsypało się na boki. Petri poczuł, że zaraz nie wytrzyma. Ta rodzina doprowadzała go do szału! Drżącymi z wściekłości dłońmi pozbierał to i wrzucił do kosza na papiery. Zanim wybiegł z pokoju, zdążył jeszcze potknąć się o krzesło, co jeszcze bardziej powiększyło jego wściekłą pasję.

*** *** ***

- Wybiegł za działkę i nawet nie zamknął furtki - powiedziała ze zgrozą poruszona matka. - A drzwi zatrzasnęły się tylko od wiatru. Co mu jest?

- Można powiedzieć tylko jedną rzecz - rzekł mrukliwie ojciec. - Jest zupełnie niewychowany.

- Oj, przestańcie - odezwała się Susanna. - Może coś mu nie poszło w szkole, może-

- Jasne, ma same dwóje - przerwał jej ojciec. - Mógłby się przyłożyć do nauki. Ty miałaś dobre oceny, Tuomas ma dobre oceny, a on? Szkoda gadać.

- Pentti, nie mów tak - powiedziała z żalem matka. - Nie jest tak źle.

- Może się zako... - zaczął Tuomas, odezwawszy się po raz pierwszy, ale siostra zaraz go uciszyła, znacząco trąciwszy go w bok łokciem.

- Zakochał? - podchwycił natychmiast ojciec. - Hm. Hm. Ciekawostka.

- Pentti! - Mama złapała się za głowę. - Uspokój się. Przecież to niemożliwe.

- Niemożliwe?! - parsknęła Susanna głośno. - Przecież on jest już pełnoletni! A nawet wcześniej można być zakochanym!

- Susanno, nie tym tonem - powiedział surowo ojciec. - A teraz... - urwał i spojrzał na swoje najmłodsze dziecko. - Tuomasie, bądź łaskawy zjeść ten obiad.

Bo Tuomas siedział przed praktycznie pełnym talerzem i nieobecnym spojrzeniem wpatrywał się w ścianę naprzeciwko stołu. Nie zareagował nawet mrugnięciem powieki.

- Tuomasie, mówię coś do ciebie - rzekł po raz wtóry.

Jakby się obudził.

- Ja już dziękuję - powiedział cichym, mrukliwym głosem. Wstał odsunąwszy krzesło i potykając się o nogi stołu i własne też, cofnął się do tyłu i po chwili zniknął w mroku korytarza.

- Co mu jest? - powiedział burkliwie ojciec.

- Ach... - westchnęła mama i zaczęła sprzątać ze stołu. Wszyscy zaczęli popadać w zły humor.

*** *** ***

Z hukiem otwarły się drzwi. Zmarznięty, wygłodniały, wściekły i pełen rozpaczy Petri znalazł się w hallu.

- Co ci jest? - syknął w stronę zamyślonego Tuomasa siedzącego na parapecie obitym poduszkami. Jego brat siedział oparty o szybę wpatrywał się w coś z zachwytem. Tuomas chyba nie usłyszał jego pytania, ba, nawet nie zwrócił uwagi na trzaśnięcie drzwi w ścianę.

Petri chrząknął z dezaprobatą i ruszył po schodach na górę. Włosy miał w nieładzie, a w oczach jakiś dzikie rozdrażnienie. Z zamachem nacisnął na klamkę. Ani drgnęła. Zaklął głośno i wyraźnie. Od razu wiedział, że zaraz zrobi się szum i oburzenie. Co oni robili w jego pokoju?! Oszaleli, czy co?! Poczuł, że coś mu ściska żołądek z gniewu przemieszanego z przerażeniem. Mama otworzyła drzwi i od razu zwróciła mu uwagę na temat wyrażania się.

- Co wy tu robicie?! - nie wytrzymał Petri. - Czy ja jestem chory psychicznie i majaczę, czy wy naprawdę tu jesteście i grzebiecie mi w pokoju?!!

- Petri... - Mama podeszła do niego, a ojciec nadal palił fajkę w nabożnym milczeniu. - My wiemy, że coś się musiało stać, mam rację? Powiedz nam. Doszliśmy do wniosku, że musimy-

- Nic nie musicie! - stęknął Petri. - Jezus Maria, o co wam chodzi? - W oczach Petriego widać już było oznaki lekkiego obłędu; wszystko zaczęło być tak niezrozumiałe i dziwaczne, że nie wiedział co robić. Wszyscy dostają świra w tym w domu. On zresztą też.

*** *** ***

Tuomas nie zwracał uwagi na to, że marznie. Z nosem przyklejonym do szyby spoglądał z niemym zachwytem na świat za oknem. Zaśnieżone pola migotały w świetle pojedynczych latarń. Połyskiwały oblodzone ogrodzenia działek, a pokryte białym puchem drzewa poruszały gałęziami. Delikatne śnieżynki wirowały w powietrzu i spokojnie opadały na poduszkę, która pokrywała ziemię. Aż po horyzont w powietrzu unosiła się biała mgła, a tu i ówdzie przemykał jakiś dym z komina. Wiatr ścigał się z nieznajomymi siłami śpiewając jakąś nieznaną ludzkości pieśń. Delikatna zasłona zmierzchu zaczęła otulać świat. Tuomasowi zaczęło zdawać się, że padający śnieg zaczyna formować się w ludzkie sylwetki, przez te kilka sekund zanim złączały się już z gruntem. Zafascynowany nie widział już niczego poza tym, ani co się wokół niego działo. Tak, to musi być ten magiczny wieczór, pomyślał. Zawsze czekał na tę chwilę. Wyciągnął pomiętą karteczkę i ze skupieniem zaczął pisać. Kartka, która po chwili pokryła się chwiejnym pismem, została z powrotem schowana do kieszeni. Tuomas westchnął zadumany i ułożył się wygodniej na puszystych poduszkach.

*** *** ***

Petri był wykończony psychicznie po tej awanturze. Nie, to nie była żadna awantura! To było coś dziwnego. Aż nim wstrząsało, kiedy sobie o tym przypominał. Odbiło im. Czego oni od niego chcą? Czego chcą się dowiedzieć? Nie rozumiał ich i nie chciał rozumieć. Nagle ni stąd, ni zowąd, zaczęli interesować się swoim synem. Oni muszą mieć jakiś określony cel, inaczej by tak się nie zachowywali, pomyślał. Choć kto ich tam wie. Zdegustowany otrząsnął się tych myśli i zapalił lampkę na biurku. Śnieg sypał, wietrzysko huczało w kominie, było ciemno i ponuro. Petri wstał i zapalił wszystkie lampy, które miał w pokoju. Wzdrygnąwszy się z zimna naciągnął na siebie sweter i z łomotem usiadł na krześle. Oparł głowę na dłoni i ziewnął rozgłośnie. Matma, biologia, angielski... Co tam jeszcze... Znudzony poczuł, że dłużej nie wytrzyma. Cały był obolały, przemarznięty, wykończony fizycznie i psychicznie i ogólnie zmęczony życiem. Rozwiązawszy wszystkie zadania z matematyki, przejrzał pobieżnie biologię i zerknął na podręcznik do angielskiego. Powieki mu już opadały. Która może być godzina?, pomyślał.

Wtedy weszła Susanna z kubkiem parującej herbaty.

- Proszę - powiedziała z uśmiechem i zrozumieniem w oczach.

- Dziękuję - odrzekł z westchnieniem i zagapił się w dal za oknem.

- Zaraz będzie kolacja. - Susanna rozejrzała się po jego pokoju. Już zamierzała wyjść, kiedy dodała: - I nie przejmuj się, Petri.

Petri spojrzał na nią ze skrytą wdzięcznością. Nagle dostrzegł, że siostra ma pomalowane oczy tuszem i przypudrowane policzki.

- Czekaj - powiedział do niej.

- Tak? - Siostra zatrzymała się w pół kroku.

- Czy ty masz makijaż? - Petri popatrzył na nią z dziwnym rozczarowaniem.

- Tak, a co? - zapytała zaskoczona.

- Wszystkie dziewczyny są takie same - mruknął Petri. - Przecież jesteś ładna, nie wiem, co ci odbija.

- Ech... - Zmieszana Susanna wyszła z pokoju. Petri spojrzał na nią z uwagą, a potem pokręciwszy z rezygnacją głową i napiwszy się herbaty, powrócił do wkuwania słówek.

*** *** ***

Następnego ranka cała trójka musiała iść razem, ponieważ rodzice nie mieli jak podwieźć Tuomasa do podstawówki. Petri nie był z tego bynajmniej zadowolony. Sterczący obok niego braciszek nie sprawiał mu radości. Dobrze, że się nie potyka o własne nogi, pomyślał zjadliwie. Po chwili musieli się zatrzymać, bo rozwiązał się Petriemu but. Z wściekłością przykucnął, podczas gdy Tuomas stał i czekał w milczeniu i świdrował go swoim niewinnym, dziecięcym spojrzeniem. To działało mu na nerwy. Ręce zaczęły mu drżeć, a, że z tego powodu nie mógł zawiązać trampka, zdenerwowało go jeszcze bardziej. W dodatku ludzie zaczęli się niedaleko pojawiać. Po jakiejś chwili wstał i ujrzał, że jego brat stoi nieruchomo jak posąg i wpatruje się w jakąś małą dziewczynkę o małym nosie, tajemniczych oczach i lekko uśmiechniętych ustach. Nad czołem sterczała jej grzywka, ubrana była w ciepły kożuch, na plecach przewieszony miała plecak, a w dłoniach ściskała torbę.

- Kim jesteś? - spytał niedosłyszalnym szeptem jego brat. Petriego zirytowało to tak, że aż popchnął go siłą do przodu.

- Rusz się! - burknął do niego. Wiedział, że Tuomas był upokorzony, ale teraz miał to w nosie. Wcisnąwszy dłonie w kieszenie zaczął brnąć przez szary już śnieg. Tuomas przełknął z trudem zniewagę i podążył za bratem. Począł rozgladać się po okolicy z bolesnym wyrazem twarzy. Wpatrywał tak długo w drzewa i niebo, że Petriemu zaczęło się wydawać, że nie idzie z własnym bratem. Tuomas był dziwnie nieobecny. Poczuł nieprzyjemny dreszcz."

  • Like 4

Share this post


Link to post
Share on other sites

Są jakieś drobne błędy, ale tak czy inaczej, bardzo mi się podoba Twoja opowieść. Ten mały nieogarnięty Tuo jest najlepszy ♥ Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Jejku, Marja piszesz fantastycznie:) Bardzo zrozumiale i przystępnie. Jakże się cieszę, że namówiłam Ciebie do publikacji Twoich tworów. Ponieważ jestem na etapie czytania książki/pamiętnika mojej koleżanki, mogę mając porównanie, śmiało Ci przekazać że piszesz dość profesjonalnie:) A i historie b ciekawe, takie prosto z życia: w domu, w rodzinie- brawo! Proszę o więcej:)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Bardzo dziękuję Wam za miłe słowa. :) Ciąg dalszy jest na razie w przygotowaniu. ;)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Błędy są, ale nie za dużo i niezbyt przeszkadzających w czytaniu. Twój styl pisania jest baaardzo przystępny i miałam wrażenie, jakbym czytała o sobie, kiedy mam złe dni.

Ogółem - ślicznie, ale lekkie doszlifowanie nie zaszkodzi. Z nim wyjdzie z tego prawdziwe cudo!

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dziękuję, Lilijen. :)

Dzisiaj trochę mało, ale jakoś przez te ostatnie dni trochę źle mi się pisało i nie mam też trochę czasu. W następnych fragmentach postaram się, żeby było mniej wrzasków Petriego. ;) Jeśli widzicie błędy, to mówcie jakie i gdzie, dobrze? :)

 

"Po jakimś czasie dotarli do celu, którym był odrapany i szary od brudu i wilgoci budynek szkoły. Tuomas wyglądał jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnował i powlókł się w kierunku przeszklonych drzwi. Petri ruszył z kopyta do leżącego nieopodal liceum. Przebiegł na skróty przez park; tu śnieg był jeszcze nieskalany ludzką stopą, a powietrze świeższe. Starając się zapomnieć o wczorajszym dziwnym wieczorze i wkurzającym spacerze z młodszym bratem, poczuł, że poprawia mu się humor.

*** *** ***

Na dużej przerwie Tuomas poczuł, że jest przeraźliwie zmęczony. Oparł skołowaną głowę na chłodnym parapecie i spojrzał w dal, gdzie pomiędzy gęstymi płatkami śniegu migotały gałęzie brzóz i świerków. Huk i gwar na korytarzu był tak głośny, że nie miał siły nawet skupić się na układaniu rymów do swojej wczoraj wymyślonej piosenki. Och, jakże pragnął wyjść z tego dusznego miejsca!... Przymknął ciężkie jak z ołowiu powieki i przykucnął pod ścianą. Czemu tu jest tak gorąco? Czemu nie można uchylić okna?... Dlaczego wszyscy tak wrzeszczą?

Nagle pośród tego ogólnego chaosu rozległ się głośny, szyderczy śmiech i krzyk jakiegoś dziecka.

- Zostawcie mnie! - Usłyszał. - Zostawcie to! To moje drugie śniadanie! Proszę!... Nie!...

Tuomas podniósł się i otworzył obolałe oczy. Po chwili, gdy przyzwyczaiły się do światła dziennego, dostrzegł jakiegoś małego chłopca leżącego na podłodze i próbującego wyrwać coś starszym chłopakom. Oni zaś śmiali się z niego głośno i rzucali do siebie woreczkiem z jakąś kanapką i butelką z sokiem. Chłopiec nie był w stanie nawet się podnieść, ponieważ ten, który nie trzymał żadnych jego rzeczy przygwoździł go butem do ziemi. Tuomas poczuł, że krew napływa mu do głowy; był tak oburzony. Nigdy nie szedł takim pewnym krokiem jak teraz.

- Zostawcie go! - krzyknął. - Oddajcie mu jedzenie! Czemu jesteście tacy wredni?! Przecież macie swoje śniadanie!

- Słucham? - powiedział starszy z chłopaków i gwałtownie przewrócił Tuomasa na ziemię. - A co ty masz nam do powiedzenia takiego interesującego, hm?

Tuomas nie był w stanie wykrztusić słowa. Drugi z chłopców kopnął go upokarzająco. Zdenerwowany poderwał się z ziemi.

- Powiem dyrektorowi, że dokuczacie młodszym! - wypalił.

- Achh? - Chłopak który go powalił, zakasał rękawy. - A to ciekawe, prawda? - zwrócił się do reszty swoich kumpli. Tuomas poczuł się jakby ktoś walnął go w żołądek. Wolał nie ryzykować.

- Oddajcie mu to, proszę! - zawołał po raz ostatni.

Na te słowa jeden z tych starszych chłopaków zaśmiał się nieprzyjemnie i w odpowiedzi otworzywszy okno wyrzucił jedzenie. Tuomas zacisnął pięści, ale oni z kpiącymi uśmiechami patrzyli na niego i mieli wszystko w nosie. Kiedy odchodzili, jeden z nich kopnął jeszcze Tuomasa w kostkę tak, że przewrócił się i uderzył brodą w podłogę. Natychmiast zerwał się z posadzki i podszedł do chłopca, który teraz miał wręcz łzy w oczach.

- Nie martw się - próbował go pocieszyć Tuomas. - Podzielę się z tobą moim śniadaniem.

Chłopiec podniósł na niego błyszczące od łez oczy.

- Naprawdę?... - wyjąkał i podziękował mu wzruszony. Tuomas skinął głową i wyciągnął z plecaka małe pudełko. Kiedy rozdzielił już między obu kanapki, zapytał jak ma na imię ów chłopiec.

- Erno - powiedział pociągnąwszy nosem. - Erno Vuorinen. A ty?

- Tuomas.

Wtedy pojawiła się niewysoka dziewczynka o długich włosach, grzywce i kraciastej sukience. Tuomas przełknął ślinę. Czy to była ona?

- Cześć - powiedziała i rozwinęła z papieru kanapkę z szynką. - Jestem Tarja. Jak się nazywacie? Czy ja widziałam cię gdzieś indziej? - zwróciła się w zastanowieniu do Tuomasa.

- Tuomas. Mnie? - zacukał się. - Na ulicy? Ekhm, przepraszam. Może w szkole muzycznej.

- Ja jestem Erno - wtrącił nieśmiało Erno.

- Kto jest twoim nauczycielem? - spytała.

- Plamen Dimov - odparł i otrzepał dłonie z okruszków. - Uczę się gry na pianinie, a ty?

- Też, ale pobieram również lekcje śpiewu - odrzekła.

- Wiedziałem - szepnął Tuomas w podekscytowaniu. - A ty, Erno? Uczysz się gry na jakimś instrumencie?

- Ja-ja-ja - zająknął się Erno. - Na gitarze.

- Mój brat ma gitarę! - wykrzyknął Tuomas. - Mam pomysł! Przyjdźcie dziś do mnie po lekcjach! - To mówiąc podał im dokładny adres.

*** *** ***

Tuomas wszystkie czynności robił w nadzwyczajnym tempie. Podejrzanie szybko zjadł obiad, pierwszy jak nigdy wstał od stołu. Petri spojrzał na niego podejrzliwie. On spokojnie dokończył posiłek i pogwizdując z lekka poszedł do swojego pokoju, gdzie poczytał trochę książki wysłuchawszy jednocześnie jeden album swojego ulubionego zespołu. Kiedy zaczęła dochodzić już siódma, zadzwonił głośno telefon.

- Halo? - rzucił do słuchawki. - Tak? No, jasne, już lecę. - Odłożył gwałtownie słuchawkę i zerwał się z łóżka. Miał pójść poćwiczyć z kilkoma osobami z klasy grę na gitarze. Jego wzrok spoczął na miejscu, gdzie powinien był leżeć jego ukochany sprzęt. Ale...

- Gdzie jest moja gitara?! - wrzasnął. Nie było jej w pokoju. Wyskoczył na korytarz i od razu napotkał się na swojego brata.

- Gitara - powiedział bez ogródek, a jego oczy pałały zimną furią.

- Gitara? - powtórzył niewinnie jego braciszek grając na zwłokę. - Eee, pożyczyłem ją mojemu koledze na dosłownie chwilkę, zaraz ci oddam... On chciał tylko... Tylko... Czy wiesz, że w szkole on-

- Nic mnie to nie obchodzi! - Petriego nic nie było już w stanie wzruszyć. - Mam mieć tu i teraz moją gitarę! Gdzie oni są?! Coście z nią zrobili! Jeżeli coś popsuli, zapłacisz mi za to! - Z wściekłości aż nie panował nad sobą. - Mów, gdzie oni są!?

- Na strychu - powiedział z rezygnacją Tuomas, po czym dorzucił: - Jesteś niesprawiedliwy i okrutny!

- Coś ty powiedział!? - wybuchnął Petri i przycisnął go do ściany. - Jeszcze słowo, a moja noga sprawi, że pofruniesz tam, widzisz? - Złapał go za kołnierz i potrząsnął. - Leć tam do nich! I żeby mi zaraz przynieśli mój sprzęt! - warknął.

Tuomas obejrzał się na niego po raz ostatni, a w jego oczach widać było pretensję i żal. Cała jego postawa wyrażała niemy wyrzut. Petri chrząknął ze zdenerwowania i oburzenia. Po chwili zaczął przytupywać z niecierpliwości. Co on się tak ślimaczy z tą gitarą?

Kiedy po drabince zszedł Tuomas ze skrzywdzoną miną, Petri wyrwał mu niedelikatnie instrument i przeskakując co dwa schodki zbiegł na parter.

- Wychodzę! - wrzasnął. Po chwili rozległo się trzaśnięcie drzwiami."

  • Like 3

Share this post


Link to post
Share on other sites

Piszesz obłędnie! ♥ Rób to dalej, właśnie zyskałaś stałą czytelniczkę. Tak opisałaś to całe zajście w szkole, że czułam się jakbym tam była. Wzruszyła mnie postawa Tuomasa, a kiedy okazało się, że tym małym chłopcem jest Erno... No nie mogłam. Musiałam się zaśmiać :D

Czekam na ciąg dalszy :D

Nawet jeśli pojawiły się jakieś błędy, to ja ich nie widzę. Zwykle mam problem z wyłapywaniem usterek jeśli nie są jakieś rażące.

  • Like 2

Share this post


Link to post
Share on other sites

Ten Petri to jakiś potwór :D Czyta się bardzo dobrze, jak poprzednio :)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Przepraszam, wczoraj niechcący wrzuciłam złą wersję! :confused:

Teraz wrzucam już wersję, która jest ok (w miarę).

 

"Mama siedziała w kuchni i z nieobecnym wyrazem twarzy sprzątała. Tuomas chrząknął nieśmiało, dopiero wtedy ocknęła się i spojrzała na nich.

- Czy możemy wyjść na dwór? - zapytał.

- Tak, tak - powiedziała. Tuomas z radością pobiegł wraz z Tarją i Ernem do przedpokoju. Szybko się ubrali i wyskoczyli na dwór.

- Chodźmy do parku! - krzyknął. Śnieg zachrzęścił im pod nogami. Zewsząd zaczął napływać mrok; gdzieś w oddali słychać dało się pohukiwanie sowy. Ciemne niebo usiane było gwiazdami, a w gałęziach wył wiatr. Po paru minutach znaleźli się pomiędzy wiekowymi drzewami. Tuomas odkaszlnął z podniecenia i zaczął się rozglądać.

- To co będziemy robić? - zapytała Tarja.

- Co? - powiedział zaskoczony Tuomas i spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem. - Aaa. Nie wiem. Chodźcie za mną.

Kiedy po chwili znaleźli się na oblodzonym moście, Tuomas nie zwracając uwagi na jakiegoś człowieka stojącego nieopodal, zaczął się rozkręcać.

- Czy widzieliście kiedyś dusze drzew? - zapytał zupełnie poważnym tonem.

- Eee, chyba nie - powiedziała Tarja.

- Ja nie widziałem. - Erno przyglądał mu się z uwagą.

- Ja tak - wyszeptał z podnieceniem Tuomas. Spojrzeli na niego oboje - Tarja z powątpiewającą miną, Erno z nabożną czcią. - Kiedy ktoś zetnie kilka drzew, ich dusze zaczynają błąkać się pomiędzy innymi drzewami - jak duchy. Zazwyczaj widać je o zmroku. Ja sam widziałem je bardzo rzadko. Gdy naprawdę ziemię ściśnie mróz i spadnie porządny śnieg. Tak mi się wydaje.

- Bo ci się wydaje! - rozległ się ochrypły, szyderczy śmiech. Odwrócili się spłoszeni. Niedaleko od nich stał jakiś stary, bezdomny pijak. - Takim naiwnym maminsynkom to można nabić różne bzdury do łba. Drzewa po ścięciu idą na spalenie, albo na meble, albo leżą sobie i GNIJĄ! - Ostatnie słowo powiedział głośno i wyraźnie. Tarja zobaczyła, że na twarzy Tuomasa widać żal, rozczarowanie i ból. Dopiero teraz spostrzegła też, jak bardzo jest późno.

Pijak rechocząc jak ropucha oddalił się, co jakiś czas odwracając się i złośliwie prychając.

- Chodźmy do domu - rzucił zdławionym głosem Tuomas. Nie protestowali.

*** *** ***

Huknęły drzwi. Robiąc sobie herbatę, kląc pod nosem zaczął narzekać na przemarznięte stopy i mróz. Mama fuknąwszy na niego ostro, zwróciła mu uwagę na to jak, wyraża swoje uczucia.

- Może jakieś mniej wulgarne słowa, hm? - rzuciła.

Petri burknął coś pod nosem, szukając jednocześnie łyżeczki.

- A gdzie są dzieci?! - zakrzyknęła nagle.

- Skąd mam wiedzieć?

- No przecież musisz wiedzieć! - oburzyła się mama. - Przecież widziałeś jak wychodzą, prawda? Czemu ty im pozwoliłeś tak późno wychodzić? Ani słowem nie zapytałeś się o moje zdanie, tylko mając wszystko równo w nosie, wypuściłeś ich! A może w ogóle nie zwróciłeś uwagi na to, co robią!

Petri aż się zakrztusił ze świętego oburzenia.

- Co?! - powiedział wzburzony, ale mama w ogóle go nie słuchała.

- Jezus, Maria, trzeba ich poszukać! - zawołała. - Idziemy, już! - Nie dawała Petriemu dojść do słowa. - Zawołaj ojca! Widzisz, co narobiłeś?! Już ósma! A jeśli im się coś stało? Mój Boże! - zaczęła w pośpiechu zakładać buty.

Petri z trudem przełknął zniewagę i wszedł do pokoju dziennego. Oględnie wyjaśnił ojcu o co chodzi. Ze stoickim spokojem przyjął gniewne słowa, chociaż targały nim buntownicze uczucia. W przedpokoju pospiesznie wcisnął na stopy trampki, narzucił kurtkę na plecy i wybiegł na zewnątrz. Mroźne powietrze w jednej chwili sprawiło, że od razu odechciało mu się czegokolwiek. Lodowaty wicher dął z północy prosto na nich, a pojedyncze grube płatki śniegu wpadały mu na twarz i za kołnierz. Była już zupełna noc, mrok rozpraszały jedynie pojedyncze lampy latarń. Petri jeszcze dotąd w życiu nie czuł takiego rozgoryczenia jak w tej chwili.

- Mógł zamarznąć! - biadała mama, załamując ręce. - A po zmroku przecież mogą tu łazić jacyś mordercy! Ochh!...

Petri, mimo, że również denerwował się o brata, słowa matki pomijał milczeniem, a na Tuomasa bardziej czuł złość niż troskę. Co on sobie wyobraża, mądrala jeden? Ma tylko osiem lat, lata sobie w nocy gdzie chce, a on i rodzice muszą go szukać! On w ogóle nie wie, co to jest świat! Gdyby wiedział, to może by się zastanowił, co się może stać z małymi, ośmioletnimi chłopczykami wychodzącymi bez dorosłych poza działkę po zmroku.

Petri zgrzytnął zębami. Stanęli przed bramą do parku. Mama drżącą dłonią otworzyła ją i weszli na ścieżkę, prowadzącą między wiekowymi drzewami. W powietrzu wisiała niewysłowiona, mroczna cisza. Mimo woli Petri poczuł się dość nieprzyjemnie.

- Gdzie on jest?! - jęknęła z rozpaczą mama. Nagle o mało nie zderzyli się z obiektem poszukiwań. Prawdę mówiąc Petri poczuł lekki szok, gdy z mroku niespodziewanie wyłonił się jego młodszy brat, co jednak nie pozwoliło mu nie burknąć na niego.

- Oszalałeś? - warknął. Jednakże jego słowa zagłuszył pełen ulgi głos mamy. Spośród tej szybkiej wypowiedzi, Petri nie był w stanie nic zrozumieć. Był obrzydzony tym roztkliwianiem się. Nic Tuomasowi się nie stało, więc czas wracać do domu; było mu potwornie zimno, a ci się będą rozczulać, dobrze, że jeszcze nie szlochają. Rodzice powinni mu coś powiedzieć do rozumu, ale oczywiście nie, nie, skąd. Petri wcisnąwszy ręce w kieszenie, delikatnie zaproponował powrót. Jakby się ocknęli i ruszyli przez park. Petri miał szczerze dość tego wszystkiego.

*** *** ***

W domu mama poprosiła go, żeby razem z Tuomasem pozmywał naczynia. Petri przyjął to z niezbyt chętną miną, po Tuomasie zaś nie dało się w ogóle odczytać emocji.

- A jak ci twoi koledzy? - zapytał w pewnej chwili.

- Mówiłem już wcześniej. Odprowadziłem ich do domu. - Głos brata był nieco markotny. - Mieszkają blisko siebie - dorzucił.

- Uhm. - Petri sięgnął po kolejny brudny talerz po obiedzie.

- Tuomasie, czemu w ogóle się mnie o nic nie pytasz? - spytała mama z wyrzutem.

- Jak to? - zdziwił się. - Pytałem się ciebie i pozwoliłaś nam!

- Właśnie - burknął Petri. - Ciebie się pytał, a nie mnie.

- Co?! - rzuciła zaskoczona. - Nie przypominam sobie.

- Uważaj z tą patelnią, opryskałeś mnie wodą - syknął Petri do młodszego brata. Pod wpływem ciężaru patelni, wątłe ręce Tuomasa nie wytrzymały i z impetem wypuściły ją na na podłogę.

- Co ty wyprawiasz? - huknął Petri na niego. - Podnieś to.

- Petri, przestań tak do niego mówić - rzuciła mama tonem nie znoszącym sprzeciwu. Zamilkł więc, choć nadal jego gniewne prychnięcia świadczyły o tym, co sobie myśli. - Cały czas na niego krzyczysz, chociaż nic ci nie robi - ciągnęła z wyrzutem. - Czy ty jak miałeś osiem lat, to czy ktoś-

Petriemu zrobiło się mdło z obrzydzenia. Przerywając mamie w pół słowa wyszedł gwałtownie z kuchni, podczas gdy Tuomas nie okazując żadnych uczuć podnosił patelnię i otrzepywał ją dokładnie.

*** *** ***

Petri czuł, że musi odpocząć i wszystko sobie przemyśleć i uporządkować. Całe jego życie jest chaotyczne i bezsensowne. A jego rodzina doprowadza go do tego, żeby naprawdę oszalał i nigdy nic sobie nie ułożył. W pokoju panowała cisza, przerywana tylko gwałtownymi podmuchami wichru, który trzeszczał szybami i wył przeraźliwie. Petri nie zapalał żadnego światła, oprócz małej lampki koło łóżka, która doskonale oświetlała plakaty wiszące nad szafką na ubrania. W tym półmroku był w stanie spokojnie przypomnieć sobie ostatnie dwa dni, przez które czuł się taki już zupełnie roztrzepany i niemogący spokojnie odetchnąć. Nie miał siły na nic - nawet na słuchanie muzyki, która zwykle koiła jego nerwy. Nawet nie zauważył, kiedy przysnął. Dopiero po dwóch i pół godzinie ponownie otworzył oczy. Białe światło księżyca zalało pokój, a wiatr zdawał się coraz bardziej przybierać na sile. Petri wypoczęty sięgnął po słuchawki walkmana i po chwili pogrążył się w innym świecie - świecie muzyki. Mknął poprzez bezkresne pustkowia nut, poprzez który błąkał się duch zaklętych słów. Zapomniał o wszystkim, zagłębiał się tylko coraz dalej i dalej w magię muzyki.

O mało nie dostał szoku nerwowego, kiedy nagle skończył się album. Otrząsnąwszy się, podniósł się szybko z łóżka, odłożył walkman i ziewnąwszy rozdzierająco, zbiegł po cichu na dół, żeby jeszcze coś przed snem przegryźć. Zegar tykający głośno w kuchni, dobrze widoczny z korytarza, wskazywał kwadrans po jedenastej. Zdumiał się, zobaczywszy, że w kuchni pali się nadal światło. Jeszcze nie poszliście spać?, chciał powiedzieć, ale poczuł, że to trochę nieuprzejme. Niemniej... Co oni tak późno siedzą w kuchni i gadają? Phi, gadają to mało powiedziane; dyskutują tak zażarcie, że dobrze, że tata jeszcze nie macha rękami. Nie miał jak się dyskretnie wycofać, już go zauważyli.

- Cześć - powiedział ostrożnie. - Chcę tylko szybko zrobić sobie kolację - dodał na wszelki wypadek.

- Uhm. - Ojciec spojrzał na niego podejrzliwie. - Jeszcze nie idziesz spać, hę? - zapytał.

- Jeszcze jest wcześnie - powiedział wzburzony Petri. Już miał dodać, że zwykle kładzie się spać co najmniej dwie godziny później, ale w porę ugryzł się w język. Jeszcze by wywołał awanturę i to on znowu będzie w jej ogniu. Nie wiedział jednak, że i tak ją wywołał.

- Petri - odezwał się ojciec, kiedy jego syn właśnie zaczął smarować kanapkę masłem.

- Tak? - odrzekł powoli, jakby przeczuwając, że ojciec powie coś niemiłego.

- Kiedy zetniesz włosy? - To pytanie tak zaskoczyło Petriego, że o mało nie wypuścił z rąk noża. Mimowolnie spojrzał w swoje odbicie w oknie. Myślał, że zapytają się o lekcje, czy coś w tym stylu. Nie, no, teraz to naprawdę się wściekł.

- A co?! - rzucił gniewnie. - Przeszkadza to wam?

Mama, która do tej pory w ogóle się nie odzywała, powiedziała:

- Sięgają ci już prawie ramion, nie sądzisz, że... - Ale Petri nie pozwolił jej dokończyć.

- Nie, nie sądzę! - wybuchnął. - Chyba mam do czegoś prawo? A włosy będę zapuszczał!

To powiedziawszy, zacisnął zęby i z wymalowanym na twarzy uporem, odwrócił się i otworzywszy lodówkę, zaczął wyciągać na stół ser i wędlinę. Nie chciał kłótni, głowa mu pękała, a oni zaczynają wymyślać powody do agresji. Wszedł do kuchni i nic przecież nie zrobił. Nic! Widocznie byli już rozdrażnieni wcześniej.

- Może mi powiesz, dlaczego?! - perswadował ojciec. - Czy jakiś mężczyzna w okolicy nosi długie włosy? A w ogóle pewnie zaraz wyłysiejesz!

- No to co? - powiedział trochę bezczelnie Petri. - Nic wam do tego! Słucham rocku i metalu, więc chcę mieć takie włosy i już!

- Co? - powiedziała zaskoczona mama i zdusiła ziewnięcie.

- Do headbangingowania! - dokończył z furią Petri i usiadł z łoskotem na krześle. - Na razie jeszcze nie jestem łysy! - Popiwszy kęs kanapki herbatą, o mało nie stłukł kubka, odstawiając go z taką siłą. Gwałtownie, omal się nie zakrztusiwszy, przełknął jedzenie i dalej kontynuował: - Kto wie, może jeszcze Tuomas kiedyś zacznie zapuszczać włosy! I co wtedy? Oczywiście mu na to pozwolicie! Przecież to wasz ukochany syneczek! - dorzucił z jadowitą pogardą.

- Petri! - zakrzyknęła mama słabo. - Przestań tak mówić!

- Mówię tylko prawdę. - Petri ponuro wpatrywał się w stół i nic nie wyglądało, aby zmienił swoje zdanie do czegokolwiek.

*** *** ***

Susanna z trudem doczołgała się do drzwi, prawie wyjąc z bólu. Kiedy wracała do domu, przewróciła się na śliskiej dróżce parku i wykręciła mocno nogę. Myślała, że się nie podniesie i - zamarznie. Kto by tu się kręcił późno w nocy, w taki mróz? Ale tak ją przeraził taki widok śmierci, że złapawszy się oblodzonej poręczy ławki, podniosła się i zatrzymując co dwa kroki, dotarła do domu. Łzy jej ciekły ciurkiem, bowiem każdy ruch nogą był potwornie bolesny. Ponadto po drodze zgubiła klucze. Zadzwoniła do drzwi. W domu słychać było jakieś krzyki, ale nie wyglądało na to, aby ktoś się zbliżał. Spróbowała jeszcze parę razy, nawet walnęła pięścią w drzwi, ale na nic. Jęknęła. Nacisnęła na klamkę, a ta ku jej zdziwieniu i uldze nie stawiła oporu. Myślała, że drzwi są zamknięte. Sunąc powoli przez korytarz dotarła do schodów; następnie opierając całą wagę swego ciała na poręczy, dotarła na piętro. Ostatkami sił dopełzła do swojego pokoju i natychmiast rzuciła się na łóżko. Odetchnęła i wytarła w rękaw zapłakane oczy. Lała łzy nie tylko dlatego, że bolała ją noga - bolało ją serce.

'Jesteś wredna!' - krzyknął i to były jego ostatnie słowa. Strasznie ją to bolało, bo nie była w stanie niczego wyjaśnić. Tak była tym załamana, że nie zwróciła uwagi na oblodzoną drogę. Ach... Miała ochotę wstać i pobiec i wszystko wytłumaczyć. Ale poczuła, że pewnie nie będzie miał ochoty z nią rozmawiać. Fakt, była na końcu trochę... Trochę, powiedzmy, niemiła, lecz chciała... Och, czego ona w końcu chciała? I tak nie byłaby w stanie nic wykrztusić pod naporem ciągle wypływających łez. Nie, nie. Trzeba o tym zapomnieć. To chyba jedyne wyjście. Trzeba będzie zerwać kontakt na jakiś czas... Kto wie, czy nie na zawsze? Obraził się na nią śmiertelnie. Zawyła z wściekłej pasji. Czemu człowiek czasem musi mówić to, czego potem żałuje?

Nagle przez jej nogę przepłynął ostry ból. Aż podskoczyła na łóżku; zacisnęła z całej siły ręce na brzegach poszewki i przygryzła wargi niemalże do krwi.

Która może być godzina? Grzebiąc po omacku, odnalazła budzik. Już za pięć dwunasta. Zamierzała wrócić przynajmniej dwie godziny wcześniej, ale przez to wszystko znowu jest z powrotem w domu tak późno. Ach, najpierw tylko szkoła-dom, dom-szkoła, a teraz jeszcze te studia... W sumie nie wiedziała po co to wszystko.

Usłyszała głośny, oburzony głos ojca, przerywany czasem zmęczonym mamy i przekrzykującym tenorem Petriego. Jezu, co oni się tak drą?, jęknęła. Jak ten Tuomas w ogóle może spać? Nie miała nawet jak sprawdzić, o co się znowu kłócą.

Westchnęła głośno. Wszystko jest nie tak, jak trzeba.

*** *** ***

Tuomas nie mógł spać - z powodu głośnych awanturniczych głosów z parteru i natłoku myśli. Jego niewielki pokój zalewała błękitnawa poświata, a na ścianie i firankach tańczyły cienie. Wpatrywał się w nie długo, dopóki nie poczuł, że jego oczy same się już zamykają. Myślał nad wieloma sprawami. Było mu przykro, że Petri tak go nie lubi - przecież są braćmi i nie powinni się kłócić... On, Tuomas nie chciał się kłócić, naprawdę nie chciał. Nie rozumiał czemu Petri tak potwornie się na niego gniewa. Zastanawianie się nad tym przyprawiało go prawie o ból brzucha. Musiał przenieść się myślami gdzie indziej. Przypomniał sobie o przygodzie w parku - do tej pory bolało go to, że ktoś mógł tak mówić, jak tamten mężczyzna. Drzewa żyją. I mają dusze. I mogą mówić swoim językiem między sobą - szumiąc liśćmi mruczą do siebie jakieś pradawne, przedwieczne historie. Nie mógł znieść myśli o tym, że tak wiele z nich idzie na spalenie, na meble, czy nawet na zwykły papier. Dziś wieczorem przed snem czytał już po raz kolejny 'Władcę Pierścieni' - to orkowie ścinali drzewa. Fakt, wyglądem, czy charakterem ten pijak niewiele się od nich różnił. Przypomniał sobie o Entach i przech chwilę je sobie wyobrażał. Po chwili ziewnął głośno i przeciągnął się.

- Wcale nie! - usłyszał wyraźnie głos Petriego. Czy coś się stało? Kłócą się już od prawie godziny. Otworzył oczy i jego spojrzenie przykuło okno. Podniósł się i podszedł do niego. Na niebie rozkwitła świetlista zorza. Jej zielonkawoturkusowy kolor mieszał się z ciemnoróżową purpurą. Na atramentowym niebie rozsiały się migoczące gwiazdy. Zorza płonęła; Tuomas zafascynowany oparł głowę o parapet - tak samo jak w szkole, ale jakże w innej sytuacji. Czuł, że jest świadkiem tej pięknej, magicznej zimowej nocy. Delikatnie poruszające się płomienie zorzy uśpiły go niczym kołysanka. Po chwili jego głowa lekko opadła i spał tak do rana, przytulając twarz do zimnego, drewnianego parapetu i oddając się marzeniom sennym.

*** *** ***

Następnego ranka Susanna obudziła się z dziwnym uczuciem, że wszystko będzie układało się jakoś źle. Nie myliła się. Nie dość, że na dworze szalała wichura i rozbolała ją głowa, to Petri i rodzice poobrażali się na siebie nawzajem i nie odzywali do nikogo, kiedy to nie było konieczne. Rodzice i Tuomas zaraz wyszli z domu, Petri z racji tego, że dziś zajęcia w szkole miał później siedział jeszcze w domu. Ale to niczego nie zmieniało, i tak była dziś osamotniona. Petri siedział ponury i nie odzywał się. Ani razu nie wrzasnął na Tuomasa, nic, zupełnie nic go nie obchodziło i wszystkich ignorował. Jedynie do niej jeszcze zachował jakieś ludzkie uczucia - co prawda, jeżeli rozumieć to przez podanie jej cukierniczki, zanim zdążyła go o to poprosić, to jednak niezbyt wielkie. Przynajmniej nie patrzył się na nią z takim wyrzutem we oczach.

Susanna nie miała dziś zajęć - z jednej strony cieszyła się z tego, bo nie mogła wyobrazić sobie spotkania z Karim. Och, to wszystko było wczoraj takie nierealne. Nie mogła uwierzyć, że Kari jest na nią zły. Z drugiej strony zaś perspektywa siedzenia samej w domu nie była zachwycająca. Mimo, że zapaliła wszędzie światło i tak wydawało się, że jest jakoś ciemno i zimno. Westchnęła przeraźliwie i zadrżała.

- Wychodzę! - rzuciła w przestrzeń, na darmo myśląc, że ktoś ją może słucha. Petri był za bardzo pogrążony w swoich niewesołych myślach. Rozpaczliwym ruchem narzuciła na siebie płaszcz i po drodze zakładając rękawiczki wyszła kulejąc na dwór. Rano zabandażowała sobie mocno kolano, ale to i tak niewiele dawało. Wprawdzie nie miała siły nigdzie wychodzić, ale i tak było to lepsze niż siedzenie z ponurym Petrim w pustym domu i tej dźwięczącej w uszach ciszy.

Po chwili całą jej twarz i kołnierz oblepił śnieg. Dygocząc z zimna próbowała iść dalej, ale wiatr był tak silny, że nie była w stanie wykonać kroku. W końcu udało jej się przebrnąć przez pokrywający park grubą poduszkę śnieg i znaleźć się w miejscu, w którym stała ona i stał Kari. W tym miejscu, gdzie najpierw rozmawiali, a potem pokłócili. Zmęczona upadła na ziemię. Pomasowała obolałą nogę. Wydawało jej się to niemożliwe, żeby móc zerwać kontakt z najbliższym od dawna przyjacielem w parę minut, a jednak tak się stało. Nie wiedziała jak to naprawić. Może nigdy się nie dowie, jak. Skulona siedziała pod paroma przytulonymi do siebie brzozami. Objęła rękami kolana i po chwili widok zasłoniła jej mgła łez.

*** *** ***

Petri ze skrzywioną miną spostrzegł, że już trzeba iść do szkoły. Ubrał się pospiesznie i zarzuciwszy na ramię plecak, wybiegł w paru skokach z działki. Zwolniwszy kroku zaczął iść ciemną ulicą oświetloną jedynie paroma psującymi się trochę latarniami. Pogliby by w końcu wymienić te żarówki, pomyślał i z rezygnacją spojrzał przed siebie, na majaczący w dali budynek szkoły.

Dziś od rana nic mu się nie chciało, a myśl o szkole była dla niego przygnębiająca. Tak samo wizja matury przyprawiała go o nieprzyjemne dreszcze. Zszedł z głównej ulicy na mniejszą, nierówną drogę przykrytą grubą warstwą śniegu, na której już jakieś małe zwierzę pozostawiło swoje drobne ślady. Po jednej stronie ścieżki ciągnęły się zaśnieżone pola, po drugiej zaś niespokojny od dzisiejszego wiatru las. Petri westchnął głośno. Odruchowo skręcił głową w bok. Leśną ścieżyną przemknęła drobna dziewczyna. Głowę miała okrytą wielkim kapturem, spod którego wyzierały duże, błyszczące oczy. Za duży na nią płaszcz i solidne buty tylko pogłębiały jej szczupłość i bladość. Nie wyglądała jak zakapturzona śmierć, tylko jak tajemnicza mieszkanka tego lasu. Przemknęła pomiędzy drzewami, tylko jej znanym szlakiem. Zanim zniknęła mu z oczu w mroku zimowego dnia, spojrzała na niego - jej wzrok wyrażał bezdenny smutek, żal, strach i ból. Jej spojrzenie rzucone było z taką siłą, że Petri musiał się aż otrząsnąć. Jak może mieć na imię?, pomyślał. Pewnie się nie dowie. Wzdrygnąwszy się od nagłego podmuchu wiatru, poczuł, że życie jest beznadziejne. Wszystko układa się źle i nie po jego myśli. Wbił skostniałe, zmarznięte ręce do kieszeni i powlókł się w kierunku szkoły.

*** *** ***

Tuomas obudziwszy się rano, najpierw poczuł, że jest mu strasznie zimno. Następnie w karku odezwał się silny ból. Dopiero po dobrych paru minutach przypomniał sobie, dlaczego zasnął poza łóżkiem. Ubrał się pospiesznie i zjadł śniadanie. Nigdy mu się nie zdarzało tak późno wstać. Mama już się niecierpliwiła, kiedy biegł po plecak.

W szkole znowu był huk nie do zniesienia. Nie słyszał nawet, o czym mówi nauczycielka. Krew zaszumiała mu w głowie, a skronie rozbolały go do tego stopnia, że miał ochotę wybiec z klasy. Na szczęście podczas przerwy mógł porozmawiać z Tarją i Ernem - rzecz jasna z trudem, ale jakoś się dało.

- Cześć - powiedział Tuomas; potrącony przez jakieś wrzeszczące dziecko, podniósł się i otrzepał spodnie. Tarja była zarumieniona z przejęcia - dostała szóstkę z muzyki. Erno miał dziś dużo lepszy humor niż wczoraj.

- Przyjdźcie do mnie dzisiaj - poprosił Tuomas. - Postaram się nie wkurzyć Petriego... Choć nie wiem, czy to się uda, ale na pewno będziemy mogli się pobawić na strychu.

- Mogę przynieść swoją gitarę - powiedział ożywiony Erno. Tarja uśmiechnęła się i wyraziła zgodę. Tuomas z radością poczuł, że nareszcie poznał prawdziwych przyjaciół.

*** *** ***

Susanna po jakimś czasie zaczęła żałować, że gdziekolwiek się wybrała. Noga zaczęła ją potwornie boleć, myślała, że zaraz odgryzie sobie język zaciskając zęby z taką siłą. Z trudem dowlokła się do domu. A mogła sobie wygodnie leżeć w łóżku i poczytać sobie książkę. Zmarznięta wbiegła z impetem do przedpokoju i natychmiast usiadła na stołku dysząc z bólu i zmęczenia. Było już dość późno, bo prawie w pół do piątej. Jak tak szybko mógł minąć czas?, pomyślała ze zgrozą. Dygocząc z zimna podreptała do kuchni i ciężko usiadła przy stole. Omal nie przetarła oczu, kiedy ukazał im się taki widok. Petri siedział przy stole i nieprzytomnym, bezmyślnym wzrokiem wpatrywał się w ścianę, a w dłoni ściskał szklankę pełną - jak świadczyła o tym butelka stojąca nieopodal - wódki. Zszokowana omal nie wrzasnęła. Przez chwilę się uspokajała, podczas której Petri zdążył napić się jeszcze kilka łyków.

- Co-co ty wyprawiasz? - wyjąkała Susanna. Nic więcej nie była w stanie wykrztusić. Petri nie dał jej odpowiedzi. Pociągnął ostatni łyk ze szklanki i skrzywił się z niesmakiem.

- Nawet ci to nie smakuje! - krzyknęła siostra. - Oszalałeś?! Chcesz się upić, czy co? - Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Zrobiło jej się słabo. Z desperacją wzięła butelkę wódki i schowała ją za jakimiś rzeczami stojącymi na lodówce. Petri nawet nie protestował. Susanna zadrżała, w kuchni był duży przeciąg. Czuła się okropnie. Jak Petri mógł?... Co mu się stało?...

Nagle do kuchni wtargnął podmuch zimnego powietrza. Do pokoju wparowali Tuomas z jakąś dwójką dzieci.

- Ty dopiero wróciłeś ze szkoły?! - zawołała Susanna zdumiona i trochę zagniewana. Najpóźniej powinien był być o drugiej. - Czekaj... Podgrzeję ci obiad - powiedziała z rezygnacją. Nienormalny był ten dzień.

Sama była też nieludzko głodna. Zakrzątnęła się w kuchni. Wyciągnęła garnek z zupą i zaczęła ją podgrzewać. Zaproponowała Tarji i Ernowi (Tuomas już ich przedstawił), że nałoży im obiadu. Nie było sprzeciwu. Może też jeszcze nie byli u siebie w domu? Susanna współczuła ich rodzicom. Może należy zadzwonić? W końcu machnęła ręką, nie miała siły wypytywać się o numery telefonów.

Kiedy obiad się podgrzewał, weszła do salonu i włączyła telewizję. Usiadła wygodnie na kanapie. W pokoju było ciemno, włączyła więc stojącą lampę. Po chwili salon pogrążył się w mdłym, nikłym świetle. Susanna wpatrując się niewidzącym wzrokiem w ekran telewizora, nagle poczuła, że skądś dochodzi nieprzyjemny zapach. Wstała i rozejrzała się wokół siebie.

- Coś śmierdzi! - krzyknęła. Ze skrzywioną miną zauważyła, że najbardziej ten wstrętny zapach dochodzi spod poprutego w niektórych miejscach fotela. W pewnym momencie doznała nagłego olśnienia.

- Śmierdzi myszą! - jęknęła słabo. Nie miała siły podnieść się z klęczek, chociaż bolała ją noga. Do pokoju wszedł chwiejnym krokiem Petri, a za nim wygłodniali Tuomas z Tarją.

- C-co się stało? - powiedział niewyraźnie. W odpowiedzi coś zaszurało w niewielkiej dziurze w fotelu i wyskoczyła z niej mysz. W paru podskokach znalazła się pod stołem; Susanna zerwała się gwałtownie z podłogi, a niezbyt trzeźwy Petri zaczął szukać jakiejś miotły.

- Jezu, co ty wyprawiasz! - syknęła Susanna. - I tak jej nie złapiemy! Trzeba będzie nastawić pułapkę na myszy! - Petri jakby się ocknął, ale nogi nadal miał jak z masła. W tej samej chwili w drzwiach pojawił się przerażony Erno.

- Nie! - krzyczał chłopiec. - Nie!! NIE!!! To moja mysz! Wczoraj ją tutaj zgubiłem!

- Gdzieś ty ją trzymał? - Susanna wytrzeszczyła szeroko oczy.

- No, w kieszeni! Proszę, zostawcie ją! - Erno prawie płakał ze zdenerwowania.

Susanna wypuściła głośno powietrze.

- To jak ją chcesz teraz złapać? - zapytała. - Jak?

- Nniewiem... - wyjąkał pobladły z przestrachu Erno.

- Albo ją dziś złapiesz, albo trzeba będzie użyć pułapki, niestety. - Głos Susanny zrobił się kategoryczny.

- Pomożemy ci - zaofiarował się Tuomas, a Tarja tylko skinęła głową. Ich przyjaciel był tak nieszczęśliwy i tak żałośnie wyglądał, że aż przykro było patrzeć. - Nie martw się.

Erno wytarł nos w rękaw i z nadzieją w oczach rozpoczął wraz z resztą daremne poszukiwania.

Susanna pokręciła tylko głową. Jej wzrok padł na Petriego. Siedział dziwnie osowiały na kanapie i zdawał się zupełnie nie kontaktować ze światem. Susanna wolała go teraz zostawić w spokoju. Wycofała się do kuchni i zaczęła wyciągać talerze.

*** *** ***

Mama wróciła jakaś zadowolona. Z rękami pełnymi siatek, weszła do ciepłej kuchni.

Petri siedział przy stole i nie mógł sobie za nic przypomnieć ostatnich dwóch godzin.

- Cześć! - powiedziała radośnie i jakby nie pamiętając wczorajszej kłótni pocałowała syna w policzek. Niespodziewanie uśmiech znikł jej z twarzy.

- Pachniesz alkoholem! - stwierdziła i pokręciła głową. Petri był już przygotowany na burę od matki. Milczał. Jednak nic takiego się nie stało. Spojrzał na mamę z zaskoczeniem. Chyba miała mu coś do powiedzenia, żeby teraz nie robić mu wykładu. Pewnie przełożyła go na później.

- Wiesz, Petri - powiedziała wycierając ręce w ścierkę. - Wynajęłam takiego Japończyka, który by nam tu sprzątał i gotował. - Klasnęła w dłonie uszczęśliwiona. - Cieszysz się? Nie będziecie musieli mi pomagać, a ja sobie odpocznę! - Doprawdy, zachowywała się jakby była małym dzieckiem.

- Co o nim wiesz? - spytał, a były to na razie pierwsze słowa do matki dzisiaj.

- Ach, on jest taki małomówny! - roześmiała się mama beztrosko. - Niewiele o sobie mówił, ale jest bardzo kulturalny i miły! Na pewno go polubicie!

- Widziałaś się z nim? - Petri przeczuwał, że otrzyma odpowiedź przeczącą.

- Nie, jeszcze nie, rozmawiałam z nim przez telefon. No, idę powiedzieć dzieciom. - Mama podekscytowana poderwała się od stołu i pofrunęła do salonu. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zaniechał tego. I tak w mniemaniu rodziców nie miał nic do powiedzenia. Petri nie podzielał jakoś radości z tej nagłej decyzji mamy. Poczuł nieprzyjemny dreszcz.

Po chwili usłyszał krzyk mamy:

- Hej, Petri! Jutro ma nas odwiedzić ten Japończyk! Może byś odkurzył parter, proszę!

Z niechęcią i z trudem podniósł się od stołu i poszedł po odkurzacz. 'Mama nawet nie wie, jak się ten człowiek nazywa' - pomyślał i z niedowierzaniem pokręcił głową.

*** *** ***

Następnego ranka była sobota. Petri pospał sobie do w pół do jedenastej, następnie ubrał się, coś przegryzł i ponownie zaszył się w swoim pokoju. Przekręcił klucz w zamku. Przypomniał sobie, że już jakiś czas nie słuchał Metallici; odszukał kasetę ‘Master of Puppets’ i otrzepał ją pobieżnie z kurzu. Gdzie jest mój walkman?, pomyślał ze złością. Właśnie wtedy do drzwi zapukała głośno mama.

- Tak? - powiedział ze znużeniem.

- Czy możesz przestać się ciągle zamykać?! - krzyknęła gniewnie.

- Nie zamykałbym się, gdyby nikt mi nie wchodził do pokoju - odparł Petri i z westchnieniem podniósł się, by otworzyć drzwi.

- Co to ma być?! - Mama wskazała dłońmi porozrzucane ubrania po podłodze, bałagan na biurku i w uchylonej szafie.

- Pokój - odrzekł Petri. Ta odpowiedź mocno zirytowała mamę.

- Masz go posprzątać - powiedziała rozkazującym tonem.

- A ten Japończyk będzie tu wchodził, czy co? - zdenerwował się Petri. - Nawet gdyby chciał, to go tu nie wpuszczę - warknął.

Mama załamała ręce.

- Słyszałam od Susanny, że się upiłeś! Jak mogłeś!!! Czemu ty jesteś takim niedobrym dzieckiem?!

Petri milczał i z pogardliwą miną wpatrywał się w ścianę.

Mama nie wiedziała co robić.

- Cóż, jeśli do siedemnastej nie sprzątniesz, porozmawiamy sobie z ojcem - powiedziała w końcu oschle i wyszła, cicho zamykając drzwi. A Petriego wręcz zatkało z oburzenia.

*** *** ***

Petri uparcie siedział sobie na tapczanie, czytał książkę i słuchał kasetę po kasecie. Przez jego głowę przemykały wściekłe myśli. Niech ten cholerny Japończyk się wypcha! Zacisnął zęby i przełożył kartkę. W pokoju zrobiło się piekielnie zimno, toteż naciągnął na siebie sweter i ponuro rozejrzał się po pokoju. Taa, posprzątać... Jasne... Pokój straciłby wtedy całą swoją dawną przytulność.

Niespodziewanie muzykę zagłuszył mu głośny dźwięk silnika. Skrzywiwszy się, ściągnął słuchawki i podszedł do okna. No nie! Toż to nasz drogi gość. Petri widział, jak wychodzi z małego, poobijanego samochodu i zbliża się drobnym krokiem do ich furtki. Był niskiego wzrostu, czarne włosy miał gładko przyczesane, a jego wąskie, skośne oczy łowiły każdy ruch otoczenia. Japończyk rozejrzał się wokół niespokojnie i nerwowym ruchem obciągnął idealnie wyprasowaną marynarkę. Po chwili zniknął pod daszkiem ganku. Petri jęknął głośno i upewnił się, czy jego drzwi są zamknięte.

Jednak zaraz potem podszedł ojciec i kazał mu przyjść na dół się przywitać. Petri jakoś nie bardzo śmiał się teraz ojcu sprzeciwiać. Jeszcze coś wymyślą. Z niechęcią powolnym krokiem zszedł po schodach i z nieprzystępną miną stanął w drzwiach prowadzących do przedpokoju. Ojciec zauważywszy, że gość nic nie rozumie po fińsku, spróbował zagadać do niego po angielsku i zaprowadzić go do salonu. Ten widocznie wiedział co nieco i koślawą angielszczyzną powiedział, że podróż przebiegła w całkowitym porządku. Nagle z kuchni wyskoczyła podekscytowana mama.

- Petri, jak ty niechlujnie wyglądasz - syknęła do niego szeptem, spostrzegłszy jego rozwleczony, granatowy sweter. Petri tylko wzruszył ramionami.

- Od kiedy będzie u nas pracował? - zapytał.

- Od poniedziałku - powiedziała niewyraźnie i szybko ruszyła w kierunku drzwi. - Och, dzień dobry! - krzyknęła. Japończyk skłonił się nisko.

- Konnichiwa! - powiedział uprzejmym głosem. Petri prychnął cicho i przewrócił oczami.

- Ooo - zachwyciła się mama. - Chyba niedługo zacznę interesować się japońską kulturą! A pan na pewno pomoże nam się z jej zapoznaniem, prawda? - Mama chyba się cieszyła, że do kogoś może nareszcie nawijać po angielsku. W szkole jej klasa nie bardzo przykładała się do nauki i nie była z tego powodu szczęśliwa. Teraz będzie mogła się wygadać za wszystkie czasy.

Petri postanowił dyskretnie się wycofać i prawie mu się to udało, kiedy nagle do sieni wskoczyła zaśnieżona Susanna. Atsushi Akihito Akutagawa, bo tak nazywał się ów Japończyk, został przygnieciony do ściany i po chwili rozległo się głośne kwiknięcio-jęknięcie a na podłogę osypały się tynk i odłamki szkła.

- O mój, Boże! - krzyknęła mama. Petri złośliwie zastanawiał się, czym mama bardziej się martwi - zgniecionym Atsushim Akihitem, czy siedmioma latami nieszczęścia. W obecnym zamieszaniu znalazła się idealna okazja do ucieczki w miejsce pozbawione ludzi o chorych pomysłach, ale niestety Susanna była szybsza. Z rozmazanym makijażem na twarzy przebiegła przez korytarz, chyba nawet nie zauważywszy, że stłukła lustro. Ba, ona nawet tego Japończyka nie spostrzegła. I oczywiście, on, ofiara losu, jak zwykle pozostaje na rozporządzenia mamy. Tak było i teraz - wcisnąwszy mu do ręki miotłę i szufelkę pozostawiła w przedpokoju, a razem z ojcem zaprowadzili potłuczonego pana Akutagawę do salonu. Zanim zniknęli za framugą drzwi, Japończyk spojrzał na niego, a jego wzrok był przepełniony jakąś nienawiścią, czy czymś jeszcze gorszym, na co Petri nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa."

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Fajnie się czyta, jesteś dobrą obserwatorką życia. Przyczyna przeciągającej się chandry Petriego będzie jakoś wyjaśniona? Wątek z Japończykiem zaskakujący i fajnie opisany.

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dziękuję, Błażej! :) Co do Petriego, w końcu wszystko się wyjaśni. :)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Pamiętacie, jak kiedyś w 'Co nas śmieszy' napisałam o mojej pięcioletniej siostrze Ani i jej rysunkach z Tuosiem? ;)

Toteż chcę Wam je pokazać i wrzucam je w moim FanArcie, bo w 'Co nas śmieszy' zaginęłoby w końcu bezpowrotnie. ;)

DSCF0503.thumb.JPG.1277b35de93bcc840a1c0bfbfc8128c0.JPG

DSCF0498.JPG.21c62b1e8a9e3dcee6a86d0ce70ae4d6.JPG

  • Like 5

Share this post


Link to post
Share on other sites

Nareszcie się doczekałam! :3

Petri wydaje się być strasznym burakiem, ale czuję, że coś ukrywa... Ciekawa jestem co :) Czekam na kontynuację.

Co do rysunków siostry: urocze! Możesz ją ode mnie uściskać :D

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dziękuję, Arabesque! :)

Na razie wena do pisania Petriego trochę osłabła, ale myślę, że w końcu zmartwychwstanie. Nawet mam pomysły, ale jakoś źle mi się pisze. (Podczas pisania tego odcinka, który ostatnio wrzuciłam też miałam dość długą przerwę, ale pewnego dnia poczułam natchnienie i napisałam trochę więcej; także więc myślę, że pewnie jak przyjdzie z powrotem wena, do coś jeszcze napiszę.)

Co do siostry, uściskam ją, uściskam. :D

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

OMG :D No uściskaj siostrę, świetne rysunki ♥

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

OMG :D No uściskaj siostrę, świetne rysunki ♥

Dziękuję, Evi. :) Siostra jest uszczęśliwiona. :-D

Share this post


Link to post
Share on other sites

Wczoraj wyszłam z bratem na dwór i robiliśmy zdjęcia. :-D Co prawda, on robił duuużo lepsze ode mnie - już się trochę w tym wyszkolił, a ja nie. :D

Oto kilka moich fotek (jedno z nich jest z dzisiaj):

DSCN3158.thumb.JPG.a4c6eb3d07121a78eea17106298fd262.JPG

DSCN3159.thumb.JPG.327c1fe63569a708a3d3ec24f99cd8af.JPG

DSCN3176.thumb.JPG.1b18863ad270e7ab939dfbe3f98da801.JPG

DSCN3181.thumb.JPG.fb6c8c627ffe80a4058c32d167ddaebf.JPG

DSCN3574.thumb.JPG.ba30891458e493a7b5bbc846de1725eb.JPG

  • Like 4

Share this post


Link to post
Share on other sites

Hmm. Długo zastanawiałam się nad tym, czy pokazać Wam karykatury niektórych członków Megadeth (nie pytajcie się dlaczego akurat ich rysowałam, bo sama nie wiem :D) i po dłuższym czasie wahania, zdecydowałam się, że je tutaj wrzucę. Jest ich trochę i teraz pokażę Wam tylko kilka z nich. :)

PS. Wiem, że na niektórych rysunkach członkowie Megadeth są niezupełnie podobni do prawdziwych, ale trudno. ;)

DSCN3781.thumb.JPG.ac3e7a25bf3fa10b11e0537587d0614e.JPG

DSCN3785.thumb.JPG.e2ddc4cc14afab526d806aa8e191099c.JPG

DSCN3780.thumb.JPG.d02697a8ea5c5583fc9981c75e71cb00.JPG

DSCN3783.thumb.JPG.4efc8b4a2da45266140863c1aef56f3e.JPG

DSCN3786.thumb.JPG.6720aef7aa42e84456946b6f35d0a687.JPG

  • Like 5

Share this post


Link to post
Share on other sites

Z wrzucaniem następnych karykatur jeszcze chwilę zaczekam. Dziś chciałabym Wam pokazać mój rysunek. :)

DSCN4136.thumb.JPG.b3e0a6e65c0e990ef4f111aacfb47c14.JPG

  • Like 6

Share this post


Link to post
Share on other sites

Coś mnie naszło, aby Wam pokazać te dwa rysunki - przedstawiają one dwóch negatywnych bohaterów z mojego opowiadania (zresztą niedokończonego, ale to nieważne). :P

DSCN4929.thumb.JPG.927cc303f63a9c15d549c49a7d84c95c.JPG

DSCN4930.thumb.JPG.1584254bb0dc7528adcca77a018644a4.JPG

  • Like 5

Share this post


Link to post
Share on other sites

Dzisiaj narysowałam portret Lawendy - co prawda jest trochę niedopracowany (rysowałam go na szybko), moja siostra nie do końca siebie przypomina, a zdjęcie rysunku nie wyszło zbyt dobrze (właśnie zastanawiam się, skąd się wziął ten dziwny cień nad głową Lawendy :dodgy: ), ale trudno. ;)

DSCN6124.thumb.JPG.08c5d04a19daf357034204d367025e9a.JPG

  • Like 7

Share this post


Link to post
Share on other sites

Powiem tyle - rozwijaj swój talent, bo bez wątpienia go masz ;)

  • Like 1

Share this post


Link to post
Share on other sites

Powiem tyle - rozwijaj swój talent, bo bez wątpienia go masz ;)

 

Dzięki, Alu! :) Ja w ogóle dość rzadko rysuję, głównie wtedy, kiedy nie mam nic innego do roboty, ale teraz coś mnie do tego ciągnie. ;) Pomyślałam sobie, że oprócz rysowania karykatur, spróbuję stworzyć coś bardziej naturalnego, realistycznego. Ale w porównaniu do prac innych forumowiczów moje rysunki to nic wartościowego. Ot, rysuję sobie dla rozrywki. ;)

Share this post


Link to post
Share on other sites

Please sign in to comment

You will be able to leave a comment after signing in



Sign In Now

  • Recently Browsing   0 members

    No registered users viewing this page.

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.